Z poważaniem... (sf(?))

1
Kochany mój Panie i Kolego mój!!!

Jako że nie znane mnie jest miejsce Pańskiego zamieszkania, Kolego mój, tako piszę na stary adres folwarku jeszcze Pana Matki, którą szanuję, sławnej i pobożnej Eugenii. Nieznane jest mnie także, czy aby doręczyciel, któren ową wiadomość ma Panu przekazać, dostarczy ją we wskazanym czasie. Ufam mu, lecz chłopina choć młody i z twarzy szczery, nie wygląda na szybkiego gońca. Ale mniemam iż wszystko będzie dobrze i przed Wiliją mój skromny list do szanownego Kolegi dotrze.

W nadziei jestem pełnej i szczerej, żeś Panie w zdrowiu. My tu nie mamy źle. Nie cierpimy bardzo. Jedynie czasami, właśnie w takich chwilach, kiedy to wielkimi susami święta się zbliżają, to jakiś taki smutek, melancholia. Nazywałeś to nostalgią, a ja jakoś nigdy nie mogłem tego spamiętać. Nie dane mnie było zapisać w swoich rejestrach pamięci owego wielkiego słowa. Pozwoliłem je sobie wyryć tym gwoździem, co to zawsze się walał na ganku, na piersi, ale zaraz pod klapą, ażebyś Panie nigdy go nie zauważył. Przykro mi, że dopiero teraz się do tej tajemnicy przyznaję. Ufam, że nie zmieni to Twojej pamięci o mnie. Takiego Cię zapamiętałem – wybaczającego.

Pewnikiem zauważyły Twoje dalekosiężne oczy, że używam słowa „kolega” w odniesieniu do Ciebie. Na pewno pamiętasz, mój Panie kiedyś pierwszy raz użył tego szlachetnego słowa wobec mnie i jak pozwoliłeś, abym w chwilach tak zwanej nostalgii mógł tak mówić do Ciebie. Było to wtenczas, gdy padło Pana wierzchowe zwierzę. Nazywało się koń, o imieniu Stacjonata. Pamięta Pan? Potrafiło wydalać jednocześnie i dźwięki i coś z drugiego otworu. Jak Pan pięknie wyglądał, kiedy to przez bór sosnowy przedzieraliśmy się. Pan na Stacjonacie, a ja skromnie, niczym wierny ogar, na swoich marnych dziesięciu skrzypiących kółeczkach. Jakże się wtedy śmialiśmy... Czy pamięta to wszystko mój kochany szanowny Kolega?

Nieczęsto nas tu karmią, ale nie narzekamy. Jak każdy mamy swoje kłopoty i troski. Ale także mnogie chwile radości i zabawy. Zwłaszcza kiedy z samego rana włączają generator mocy. Wtedy cały magazyn rozświetla się tysiącami lamp i lampeczek. Pojawia się muzyka, o której mówiłeś Panie, że jest obrazem duszy ludzkiej. A ja ludzką duszę kocham. Może jeszcze nie za bardzo ją rozumiem, ale na pewno kocham. Mam jeszcze dużo czasu. Maszyny starzeją się wolniej od ludzi. Chociaż dostrzegam już widoczne ślady mojego zastania. I rdzę... Lubiłem ruch, tu jestem przyśrubowany do podłoża tytanową śrubą.

Za chwilę wyłączą generator i będziemy musieli wszyscy iść spać. Pogasimy swoje nocne, wieczne lampki. Mam tu paru, jak Pan to kiedyś powiedział, przyjaciół. Razem przeżyliśmy podobne chwile. Mamy wspólne doświadczenia. Dużo rozmawiamy i także dużo uczymy się od siebie. Bo trzeba uczyć się przez całe życie, prawda? Mówił Pan to wiele razy zarówno kiedy chodziliśmy do miasta, jak i wtedy, kiedy siadywaliśmy przy rozpalonym kominku i opowiadaliśmy sobie różne historie. Pamiętam jedną z nich. że było to dawno. że żył sobie mały chłopiec. I że znalazł psa w lesie. Kiedy przyniósł go do domu, jego ojciec poznał w szczeniaku wilka. Bardzo się rozgniewał, ale pozwolił chłopcu przenocować zwierzę. Szczenię całą noc piszczało, a malec tulił go do, jak Pan to nazywał... łona. Ani chłopiec, ani mały wilk nie spali całą noc. A kiedy nastał świt, chłopiec zrozumiał, że źle zrobił. Może szczenię tam czekało na matkę, która pobiegła po coś do jedzenia, a on zabrał go do domu? „Zachowałem się jak dziecko, które znalazło zabawkę” – pomyślał chłopiec i delikatnie podniósł szczenię z posłania. Cicho wyszedł na dwór, aby nie budzić rodziców i zamknął za sobą drzwi. Pamiętał drogę na tę polanę, gdzie znalazł wilczka. „To nawet całkiem niedaleko stąd” – pomyślał i pobiegł do lasu. Chciał jak najszybciej odłożyć szczenię na miejsce, pogłaskać je na pożegnanie i wrócić do domu, by powiedzieć rodzicom, że nauczył się czegoś nowego o życiu. Dotarł do polany i delikatnie ułożył zwierzątko na trawie mokrej od rosy. Nagle usłyszał za sobą warknięcie. Odwrócił się, ale jego mały umysł nie zdążył zarejestrować tego, co potem się stało.

Nieraz myślałem, że gdyby ta historia była prawdziwa, i gdybym ja tam wtedy był, na pewno nie dałbym chłopcu iść do lasu. Sam bym poszedł. Mnie przecież wilki nic złego by nie zrobiły. Połamałyby zęby na metalowych uchwytach i korpusie. Potrafiłbym również sam, a mam takie miejsce pomiędzy czworgiem ramion, delikatnie donieść szczenię na tę polanę.

Ze wszystkich historii, które usłyszałem, ta utkwiła mi najbardziej w mej chłonnej pamięci. Do dziś tkwi w moich rejestrach i za nic w świecie nie dam jej sobie zabrać. Nic Panu nie mówiłem, ale mam taką możliwość, aby rzeczy, które są dla mnie szczególnie ważne zachować i nadać im mnie tylko znane hasło.

Zauważyłem, że rankiem, kiedy zaczynamy się budzić, to jest nas coraz mniej. Cieszę się z tego, bo to całkiem przypomina mi Pański świat. Wiem, że do niego nie należę. Nigdy bym o to nawet nie poprosił. Miałem to szczęście, że mogłem stać trochę obok Pańskiego świata i poprzyglądać się, chłonąć każdą nową informację, uczyć się nowego z każdym dniem, być z Panem, dzielić troski, a nawet, proszę wybaczyć śmiałość, czasami doradzać. Jak wtedy, kiedy zastanawialiśmy się co zrobić z nietoperzami na strychu. Powiedziałem Panu, żeby je zostawić. Niech sobie żyją w zimie. Na strych przecież nikt nie chodził, więc krzywdy nikomu nie zrobią. Latem sobie odejdą, a wtedy wszystkie dziury się uszczelni i już z powrotem nie przylecą. Znajdą sobie jakąś jaskinię, których pełno w górach. Mieszkaliśmy przecież w górach.

Jaki byłem wtedy dumny z siebie. Zaprogramowano mi dumę, o tym też Pan nie wiedział. Nie wiedział też Pan o szacunku, rozwadze, pokorze, posłuszeństwie i miłości. Oczywiście czytał Pan mój program, ale nie wiedział Pan, że to słowa, których nauczyłem się nie drogą elektryczną. Nauczyłem się tego przez ten krótki okres przebywania w Pańskim towarzystwie. Poprzez słuchanie Pana i obserwowanie Pana czynów. Czasami było to śmieszne, bo próbowałem nawet wąchać chabry na łące latem, a jak wszyscy wiedzą, chabry przecież nie pachną.

Jeszcze tylko kilka minut, więc muszę wykorzystać ten czas najlepiej jak tylko potrafię.

Pamiętam, kiedy miał pan rączkę mniejszą od pudełka zapałek. Pamiętam, kiedy pierwszy raz, ukradkiem, pod stołem razem tę zapałkę zapaliliśmy. Pamiętam jak złapał Pan w to pudełko świerszcza. Pamiętam, jak wynosiłem Pana z płonącej stodoły i jak dostał Pan wtedy lanie od Matki Pańskiej, Eugenii. Pamiętam, jak przenieśliśmy się razem na studia do Instytutu. Pamiętam Pana pierwszy papieros. Pamiętam kobietę, którą Pan kiedyś przyprowadził. Podszedł Pan wtedy do mnie, bardzo mnie przeprosił i na chwilę, przecież nic się nie stało, wyłączył. Potem ta kobieta tylko czasami do mnie podchodziła, kiedy było trzeba zaparzyć kawę. Pamiętam Pana pierwszą pracę w jakimś odległym miejscu, które nam obu się nie podobało. Pamiętam jak Pan posiwiał. Pamiętam pana wnuki, które pomalowały mnie w jakieś kolorowe wzory. Pomyślałem wtedy, niech sobie malują, to przecież dzieci. I pamiętam, że Pan się któregoś ranka nie obudził. Zgasł Pan, jak ta zapałka. To taka, jak Pan to mówił, metafora. A potem przewieziono mnie tutaj. Kiedy byłem przy Pana boku, czas miał jakieś znaczenie. Tu, pośród tych wszystkich urządzeń, czas mnie nie obchodzi. Nie zauważam jego upływu. Pośród moich przyjaciół często pojawia się ten temat. że kiedyś było inaczej.

Kończę, mój Panie. ów goniec już czeka. Jest jakiś nerwowy. Rozgląda się na boki, jakby miał coś zaraz ukraść. Oddaję mu list. Nie liczę na odpowiedź, bo przecież Pan nie żyje. Nie znam śmierci, ale z tego, co Pan mówił, to jedyna pewna rzecz we Wszechświecie. To znaczy, że może się kiedyś spotkamy. Mówił Pan jeszcze, że po śmierci człowiek jest szczęśliwszy. Mam nadzieję, że jest Pan teraz w dobrym zdrowiu po swojej śmierci. życzę Panu wiecznego zdrowia. I niech Pan o mnie pamięta, drogi, szanowny… Przyjacielu.

P.S. Przepraszam za błędy jeżeli je popełniłem. Jestem przecież tylko maszyną. Niedoskonałą, zimną w dotyku, kochającą…

Z poważaniem





(To krótkie opowiadanie napisane już dość dawno i trochę pod wpływem... Lema. Nazwałbym to trochę dowcipnopoważnym wspomnieniem mojego "starego" pisania. Zapraszam.)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

2
Zaczynam rozpoznawać Twój styl, choć nie potrafię go nazwać.



Dajesz sobie radę w bardzo odmiennych gatunkowo rodzajach prozy, sprawnie przelewając pomysły na papier.



Forma listu usprawiedliwia pewne stylistyczne nierówności, tym bardziej, że narrator jest raczej niecodzienny.

Czytało mi się doskonale, po kilku akapitach przyzwyczaiłem się do intonacji i po

prostu słuchałem. Garść przemyśleń, nieco oderwanych, ale połączonych wspólną nutą refleksji o przemijaniu. Mógłbym kopać głębiej, doszukać się przekazu o sprawach ostatecznych, ale chyba nie tędy droga. Wolę pozostać z wrażeniem tego nieokreślonego bliżej smutku, że każda podróż wiedzie w jednym kierunku...



Trzymaj się!

3
Zgadzam się z przedpiścą. Użyłeś formy, dzięki której trudno się do czegokolwiek przyczepić. Przecież pisze to stary robot i to w dodatku pewnie już nie funkcjonujący na 100%.

Czyta się to bardzo dobrze a, powiem szczerze, że w drugiej części ten kawałek po prostu wzrusza. Przynajmniej mnie.

No i sam pomysł jest świetny. Gratulacje.
"Karły mi nie imponują. Widziałem większych..." J. Tuwim

4
Słuchaj, Kan. Zaczynam Cię naprawdę nie lubić. Nigdy nie mów mi, gdzie mieszkasz. Nigdy. Zakradnę się pod osłoną nocy i pozbędę konkurencji :)



Opowiadanie ewidentnie najlepsze z Twoich, jakie do tej pory czytałam, czyli z Panów Johnów, tego ze słoniem w tle i Wiejskiej krucjaty. Bardzo, bardzo wzruszające.



Bardzo ciepło i miękko napisane, ale bez sentymentalizmów i ckliwości. Błędów żadnych nie widziałam (aleć się nie skupiałam na takich drobiazgach) i składam wniosek do reszty Weryfikatorów o przeniesienie go do działu Najlepsze z najlepszych.



Zuzanna
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”