collosal [opowiadanie]

1
Collosal w moich słuchawkach. Collosal w moich uszach. Collosal w mojej głowie. Tak, jestem kolosem-herosem, ascetycznym wybawcą ludzkości. Ściągam na siebie gniew bogów, bożków, szatanów, sił natury, zaklętych krów i zwyczajnych ludzi. Przez to pomagam światu żyć. Pomagam mu oddychać, odchylając głowę do tyłu i wyciągając śmieci z przełyku. Śmieci-dzieci. Wyciągam Kronosowi-kolosowi dzieci z przełyku.



Siedzę na ławce i ściągam na siebie gniew. Siedzę i przyjmuję podmuchy nienawiści, napływające z nieskończoności stron świata. Jaki debil użył określenia „cztery strony świata”? Jakby czuł na sobie ich napór, wiedziałby że musi być ich więcej. Nieskończenie więcej.



Nie wytrzymam dłużej. Nikt nawet nie docenia mojego poświęcenia.

Nie rozumie położenia.

Nie dąży do duszy wybawienia.

Nie słucha głosu sumienia.

Big ben wyznacza czas.



Myśli tandetne jak różowy tandem zalęgły się w mojej głowie. Wykluły. Nie wytrzymam dłużej. Wyciągam pistolet i strzelam w głowę. Znowu nie w swoją. Rozlega się tępy krzyk, absurdalnie przeszywając mi serce. Tępy ostry krzyk. Ktoś znowu zginął. Ktoś znowu krzyknął. A ja przyjmuję na siebie gniew bogów.



*



Nie do końca rozbudzony mózg wysyła niedokładny sygnał nerwowy do nie do końca rozbudzonej nogi. Zsuwam się z łóżka na drewnianą podłogę. Gdzie jest dywan?! A, przypomniałam sobie. Zerwałam go wczoraj, z nadzieją na zyskanie odrobiny świeżości w zakurzonym pokoju pełnym jeszcze bardziej zakurzonych książek. A świeżości nie było i nie ma. Może kiedyś będzie, ale przyszłość nie należy do rzeczywistości. Co ja mówię? Jaka rzeczywistość? Płatki Nesquick z zimnym mlekiem są moją rzeczywistością. I szkoła. I psycholog. Traumolog. Dupa. Idę na moje rzeczywiste śniadanie, pędzę labiryntem przedpokoju prosto do kuchni. Zza rogu widzę już postać, a właściwie rękę mamy trzymającą kubek. Dotarłam do celu, dziękuję Ariadnie, odkładam nić i wydobywam z siebie coś niby głos ale nie do końca.



- Cześć mamo.

- Uhm. Cześć.

- Coś się stało?

- Nie wiem. A ty wiesz, gdzie byłaś wczoraj wieczorem?

- Jestem dorosła, nie muszę się tłumaczyć.

- Nie musisz. Ja się pytam tylko czy wiesz.



Sprytna bestia. Ale ja jestem kolosem, pokonam ją.



- Byłam tu na ziemi, w zasięgu tylu kilometrów, ile człowiek jest w stanie przejść w ciągu kilku godzin. Relatywnie blisko.

- Czyli nie wiesz?

- Wiem.

- Wiem że kłamiesz.



Cisza. Kolejna porażka.



- Kochanie… - zaczęła dość niepewnie. – Boję się o ciebie. Ostatnio dzieją się dziwne rzeczy… Ja nie chcę cię o nic posądzać, ale… Może niedługo… Inni zaczną.

- Ale o co?! O co?! – Słowa uciekają mi z ust, nie jestem w stanie kontrolować ich mocy, poddaję się i uderzam w drzewo. Mdleję, a moje ciało krzyczy nadal. – Niech patrzą się na swoje własne, spaczone zwoje mózgowe! To nie moja wina! Nie moja wina że myśli uciekają mi z ust, czyny uciekają mi z rąk…!



Uciekam. Moje nogi uciekają. Nic nie zrobię, nic nie poradzę, jestem kolosem i spadam w dół, w głęboki, głęboki dół.



*



To musiało się tak skończyć. Dopadli mnie w biały dzień, zaprowadzili do białego pomieszczenia i podali białe tabletki. Psychologa zmienili na psychiatrę. Oczyścili mi umysł. Powiedzieli, że zaczynam nowe życie. Tłumaczyłam im, że nie chcę kończyć poprzedniego, ale jakoś nie chcieli przyjąć do wiadomości poglądów dwudziestoletniej wariatki. Zabili mnie i urodzili. Teraz tabletki są moimi matkami a psychiatrzy ojcami.



Przez pewien czas było w miarę dobrze. Chodziłam do ogródka, przyglądając się porywającej naturze, karmiąc pszczoły moim pełnym miodu spojrzeniem. Oglądałam seriale, starając się odnaleźć źródło ludzkiej głupoty. Piekłam ciasteczka. Rozmawiałam z ludźmi na normalne tematy, będące dla mnie tak dziwnie odległe.



Ta pełna cukierkowej słodyczy czarna dziura, a właściwie biała dziura, wyssała ze mnie energię. Pozostawiła bezbronną w obliczu zbliżających się wydarzeń.

Przecież nic nie było snem. Mały czarny Glock zrobił wiele dziur, z których wylało się życie. Proces był jasny. Wyrok był jasny. Cela śmierci była ciemna.



*



Pewnego dnia przyszli smutni panowie i zabrali mnie do smutnego pomieszczenia, próbując pocieszać. Nie słucham ich.



Dopiero teraz mogę spojrzeć z dystansem na dawne wydarzenia. Z piętnastoletnim dystansem. Co za bzdura. Te piętnaście lat przypomina książkę, podczas której drukowania skończył się tusz i jak na złość na kartkach pojawiły się tylko te mniej istotne fragmenty. Gdzie ja byłam? Zamknęli mnie w sobie. Idziemy korytarzem.





Tup tup.

Za chwilę będę trup.



Przypominam sobie stare dobre czasy, kiedy byłam kolosem i wszystko było mi wolno. Teraz mit zostanie zgładzony przez najnowszą technologię śmierci. Kronos-kolos nie urodzi Dzeusa.



Dźwięki dźwięczą w mojej głowie.

Brzdęki brzęczą w białej sali.

Przytul się do mojej stali.

Powiedz jej: tak, chcę końca świata.



Popatrzyłam na jednego ze strażników. Tego po lewej. Nie wiem dlaczego, ale mój wzrok dziwnie zwolnił, ustawił ostrość na jego usta, ustawił światło na jego usta. To musi się stać. Jestem kolosem i potrzebuję jednego słowa, jednego przyzwolenia z ust jednego człowieka.



Powiedz mi: koniec świata! Myślę, myślę, myślę. On szuka klucza. Nie znajduje. Otwiera usta.



- KONIEC ŚWIATA!



Teraz.

Ja, Samson-kolos, wydaję na was wyrok nie-boski! Przewracam drzewo życia, które w tym momencie zgniata swoje owoce, wypływa z nich sok, sączy się jad, następuje rozkład. Strażnicy stają się mokrymi plamami pod moimi pachami. Biała sala staje się nieskończoną białą dziurą, która zjadła wszechświat.



Ja tylko chciałam pomóc. Niewdzięcznicy chcieli mnie zabić. Nic więc dziwnego, że świat umarł na pięć minut przed moją śmiercią.
Obrazek

2
Rozdrapywanie bólu egzystencjalnego?

Forma ok, treści nie kupuję.

Właśnie skończyłam poprzedni Twój tekst i po ten sięgnęłam zaciekawiona, czy czymś mnie zaskoczysz, co tu znajdę.



Napisane w miarę sprawnie, kilka uroczych fragmentów, porywasz się na dość karkołomne ogarnięcie tematów psychiatrycznych, uzależnieniowych a ja się zastanawiam - po co to piszesz?



Do mnie to nie trafia. To właściwe nastolatkom użalanie się nad sobą i światem. Takie - powiem to prosto z mostu - cierpienia młodego Wertera pokolenia, któremu jest za dobrze. Och, jakże mi ciężko, och ileż mąk przeżywam...



Jeszcze raz - nie kupuję tego. Ja. Ale literatura zaspokaja najróżniejsze potrzeby i gusta i trafia do różnych grup, więc jeśli adresujesz to do dwunastoletnich emo - oni pewnie pokiwają ze zrozumieniem i pomyślą: tak, to jest to.



Tylko... czy im takie teksty są potrzebne? Czy jako Autor bierzesz za nie odpowiedzialność?



Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

3
to nie jest użalanie się... chyba. ale nie mi to oceniać, bo w końcu nie piszę dla siebie.



powołując się na ciekawą dyskusję w hyde parku, sztuka jest wyrazem uczuć autora (a przynajmniej ma pełne prawo nim być).



i tu mam usprawiedliwienie - 3 tygodnie temu spadłam z hopy na głowę, miałam wstrząśnienie mózgu i moja głowa pękała regularnie co kilkanaście minut. we wtorek pierwszy raz od tego czasu poszłam na deskę. pierwszy rail i... bum. pęknięte 3 żebra. dodatkowo od wczoraj mam gorączkę. tak więc leżę w łóżku obolała, chora i spróchniała, słucham massive attack i apex twin. TERAZ TO JA NAWET WYGLĄDAM JAK EMO.
Obrazek

4
Niezgorsze.

Nawet fajne nawet. Zdecydowanie coś w tym jest.



Do wszystkich, którzy skreślają z góry teksty o cierpieniu: Hej! Weltshmerz istnieje! Pisało się o nim i pisać się będzie, a przede wszystkim się pisze dziś. I zdecydowanie wolę takie formy niż potoki żyletek na blogaskach.



Ten "strumień" świadomości ma swój urok i charakterek, a przede wszystkim ma początek, rozwinięcie i zakończenie. Niby mało, ale w tej dobie, kiedy byle ciąg liter jest nazywany "pisarstwem" te trzy są na wagę złota. Wciąż wolę nieco bardziej pożywne teksty, ale hej - mamy Wielki Post. Może to dobra pora, żeby się trochę umartwić...?



Pozdrawiam
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

5
Ninetongues

no i co z tego, że istnieje? Naprawdę w literaturze nie ma chyba częściej eksploatowanego tematu jak bóle egzystencji. Nie skreślam z góry takich tekstów. Zapewne powstają, bo są potrzebne, ale bardzo często niestety powstają, bo młody człowiek coś by chciał, coś nim targa, coś - ale jeszcze nie wiadomo co. I gdy nie ma o czym pisać to pisze o tym, jakie życie jest tragiczne. I jest w tym coś strasznie naiwnego i fałszywego bo życie nie jest tragiczne tylko bywa i jeśli już bywa to z przyczyn daleko poważniejszych niż wąchanie kleju czy branie kolorowych pigułek na imprezie.

To jest po prostu pójście na łatwiznę, sięganie po tematy modne, w założeniu atrakcyjne dla Czytelnika i tak trochę szokujące, w których wystarczy popuścić fantazji, trochę poetyckiego języka, trochę wizji, alegorii i metafor i już mamy coś pozornie głębokiego i ważnego.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

6
Sprawdziłaś mój tekst, więc postanowiłem się odwdzięczyć i sprawdzić Twój :)



Większość tego, co piszesz, to "wata słowna" :) Nie zrozum mnie źle, ja to wszystko rozumiem i nawet doszukałem się w tym momentów "wybitnie" literackich, które przy dokładniejszej obróbce, i pewnym rozmnożeniu, zalśniły by pełnią barw. Oto przykłady:



"Przez to pomagam światu żyć. Pomagam mu oddychać, odchylając głowę do tyłu i wyciągając śmieci z przełyku. Śmieci-dzieci. Wyciągam Kronosowi-kolosowi dzieci z przełyku".



"Myśli tandetne jak różowy tandem zalęgły się w mojej głowie".



"Wyciągam pistolet i strzelam w głowę. Znowu nie w swoją. Rozlega się tępy krzyk, absurdalnie przeszywając mi serce. Tępy ostry krzyk. Ktoś znowu zginął. Ktoś znowu krzyknął. A ja przyjmuję na siebie gniew bogów".



"Nie moja wina że myśli uciekają mi z ust, czyny uciekają mi z rąk…!".



"To musiało się tak skończyć. Dopadli mnie w biały dzień, zaprowadzili do białego pomieszczenia i podali białe tabletki. Psychologa zmienili na psychiatrę. Oczyścili mi umysł. Powiedzieli, że zaczynam nowe życie. Tłumaczyłam im, że nie chcę kończyć poprzedniego, ale jakoś nie chcieli przyjąć do wiadomości poglądów dwudziestoletniej wariatki. Zabili mnie i urodzili. Teraz tabletki są moimi matkami a psychiatrzy ojcami".




Kurde, rozumiem to.



"Przez pewien czas było w miarę dobrze. Chodziłam do ogródka, przyglądając się porywającej naturze, karmiąc pszczoły moim pełnym miodu spojrzeniem. Oglądałam seriale, starając się odnaleźć źródło ludzkiej głupoty. Piekłam ciasteczka. Rozmawiałam z ludźmi na normalne tematy, będące dla mnie tak dziwnie odległe".



"Tup tup.

Za chwilę będę trup".




To zdanie mi mówi, że pisałaś swój tekst na beztroskim luzie. O trudnych rzeczach, a jednak na beztroskim luzie. W pewnym sensie dodaje Ci to wiarygodności.



"To musi się stać. Jestem kolosem i potrzebuję jednego słowa, jednego przyzwolenia z ust jednego człowieka".



Nie lubię normalnych tesktów, bo mnie nudzą. Mogą być doskonale napisane, ale mnie nudzą. Twój tekst miał przebłyski anormalnej szczerości i to mnie w pewien sposób ujęło. Nie było w tym nic super-literackiego, ale były pewne symptomy, zaszyfrowane oznaki poetyckiego patrzenia na świat. A może się mylę?... Może to nie poezja?... Może to ten "Kolos" w Twojej głowie?... "Dodatkowy składnik"?...



(...)



Są przebłyski :) Duże. Jako całość - "grat". Ale momenty są blaskomiotne. :)

7
"Tup tup.

Za chwilę będę trup".



To zdanie mi mówi, że pisałaś swój tekst na beztroskim luzie. O trudnych rzeczach, a jednak na beztroskim luzie. W pewnym sensie dodaje Ci to wiarygodności.
To zdanie jest jedynie parafrazą "Co masz robić, szybko rób. Trup już jestem, trup!"
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM

'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”