Oto miniaturka która teraz napisałem. Nie chodzi mi o wypisywanie błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych, ale o samą treść.....
- Cel.... – odezwał się tubalny głos – Pal!
Chwilę później na ziemię zwaliło się pięć ciał. Piątka ludzi. Szczupły, niski, gruby, wysoki i przeciętny. Każdy innego koloru. Bo to nie była egzekucja za kolor, posturę, wyznanie czy inną z tych bzdur. To była egzekucja za egzystencje. Jałową egzystencję. A ja byłem następny w kolejce.
Był rok taki jak każdy inny, zwykła wiosna, a ja wyglądałem przez zakratowane okienko spędzając tak ostatnie chwile swego życia. Patrząc na te trupy. Choć technicznie rzecz biorąc nie byli bardziej martwi niż trzy godziny temu. Zgodnie z prawem.
Każdy z nich miał marną pracę, marny samochód, wszawego małżonka i wyliniałe zwierze. Ich życia były tak boleśnie przeciętne jak tylko się dało.
A dało się... wcale. Zgodnie z prawem każdy ma coś wnosić do społeczeństwa. Każdy ma być podporą kraju. Każdy ma być... prawdziwy. My tych warunków nie spełnialiśmy więc tym samym nie istnieliśmy.
Ale ja się czułem prawdziwy.... Czułem, że istnieje. Czułem zapachy i smaki. A jeśli nie to było życiem, to czym ono było...?
- Pieprzeni artyści! – zaczął swą litanie jeden z mych współ skazańców – Maźnie taki obraz czy dwa w życiu i ma spokój. Nikt go nie ruszy. Nasra na środek chodnika, a wszyscy się zachwycają.... Ehhhh.... I nikt ich nie rozstrzela....
- Skoro to takie proste czemuś pan tego nie zrobił?! – odezwał się starszawy mężczyzna który większość życia spędził jako nauczyciel. Zamknęli go, gdy rzucił pracę. Nie wytrzymał napięcia bycia prawdziwym, istnienia.
- A bo to ja nie próbowałem? Starałem się jak mogłem! Gdy tylko uniosłem pędzel, próbowałem namalować na ścianie wielkiego ptaka, palmę, czy cokolwiek co by mi zapewniło wolność kończyło się malowaniem pokoju. Każdy, nawet najprostszy kształt, stawał się pomalowaną całą ścianą. Potem po mnie przyszli, a ja im zacząłem uciekać. Próbowałem nasrać na ten cholerny chodnik... Ale nic. Cholerny metabolizm zakpił ze mnie!
- żaden metabolizm... Pan po prostu jest nieprawdziwy.... Nie może pan zacząć istnieć ot tak. Ma pan naturalne blokady. – odezwałem się.
Spojrzeli się na mnie. Momentalnie zamilkłem. Zapomniałem się, zapomniałem, ze mam być przeciętny jak to tylko możliwe...
- Ile do naszej egzekucji? – zmieniłem temat.
- Dziesięć minut. Za tyle umrzemy.
- Nie umrzemy. – odezwał się starszy mężczyzna. Wszyscy się na niego spojrzeliśmy. – Nie umrzemy. Zapomnieliście? Nie istniejemy. W takim razie nie da nas się zabić. To tak jakbyśmy byli nieśmiertelni.
- źle pan na to patrzy. Nie istniejemy, a więc nigdy nas nie było. Tym samym nie możemy być nieśmiertelni, bo to by oznaczało, że istniejemy.
Zagadnienie doprawdy było problematyczne. Na tyle, że wszyscy poświęciliśmy na rozpatrywanie tego ostatnie dziesięć minut naszego życia.
Wyprowadzono nas na plac. Mężczyźni unieśli pistolety. Na znak zastrzelono nas.
Gdy zabierano zwłoki, moje wydały się komuś znajome. Zawołał kolegę. Ten z niedowierzaniem następnego. Ten szefa zmiany. A ten zaklął siarczyście, bo właśnie zarobił wilczy bilet po którym na pewno już nie znajdzie pracy.
Oto ja. Mirosław Wirczakowski. Największy poeta tego świata. Dwukrotny laureat nagrody Najbardziej Istniejącego Człowieka Roku. A oto moje największe dzieło. Moje własne poświęcenie. Poświęcenie, by obalić ten cholerny porządek świata....
Nieprawdziwi pod ścianę!
1[img]http://runmania.com/f/a77c6d394b43ef1fb846d372d7693f5d.gif[/img]
"Do pewnych spraw dobrze jest mieć dystans. Najlepiej długi"
"Do pewnych spraw dobrze jest mieć dystans. Najlepiej długi"