Lot [psychologiczne]

1
Lecę. Jestem ponad chmurami. Są piękne. Zawsze chciałem je dotknąć. Mam wrażenie, że kiedy wyciągnę w ich stronę rękę to rozpłyną się jak mgła. Mogę wędrować bez żadnych przeszkód. Tutaj z góry wszystko wygląda zupełnie inaczej. Chciałbym żeby tak już było zawsze.

*

Jak on do mnie wtedy powiedział? Janusz, boisz się! Nie wierzę, że to zrobisz. Mniej więcej brzmiało to w ten sposób. Ale trzeba zacząć wszystko po kolei. Byłem tam wtedy ja, Dorota, Paweł i Monika. Było bardzo gorąco, więc postanowiliśmy, że pojedziemy nad rzekę. Tak bardzo lubiliśmy pływać. Pojechaliśmy moim samochodem. Miejsce do którego przybyliśmy było piękne. To miejsce podoba mi się ponieważ tak naprawdę nikt go nie zna tylko nasza czwórka. A spokój to jest to, co cenimy sobie bardzo wysoko. Jest tam niewielki kawałek trawiastego podłoża, na którym bez problemu można rozłożyć koce. Dziewczyny zajęły się rozkładaniem tego wszystkiego co przywieźliśmy, a my z Pawłem poszliśmy wyjść na skałę. Na skale zapytał mnie się czy to zrobię. Czy się nie boję.

*

Latanie jest bardzo przyjemne. Powietrze delikatnie otula moje ciało. Dołączyłem się do lecących niedaleko mnie ptaków. To niesamowite jak one potrafią równo lecieć. Jest w nich coś niewiarygodnego. Zastanawiam się czy mogę polecieć jeszcze wyżej. Spróbuję.

*

Oczywiście nie bałem się tego zrobić, ale sama czynność wydawała mi się pozbawiona głębszego sensu. Skoczyć do wody tylko po to, aby się zanurzyć bardzo głęboko i po chwili wypłynąć. Co w tym jest fajnego? Paweł powiedział do mnie wtedy, że pamięta jak byliśmy dziećmi to udawaliśmy, że jesteśmy ptakami. Biegaliśmy dookoła naszego podwórka jeden za drugim z rozłożonymi rękami. Każdy chciał być tym ptakiem, który prowadzi. Liderem, przywódcą stada. Paweł stwierdził że takie skoczenie do wody jest namiastką lotu i kiedy sam to zrobił czuł się naprawdę wspaniale. Po tych słowach wstał, uśmiechnął się do mnie i skoczył.

*

Byłem już na samej górze. Wydawało mi się, że jest coraz chłodniej. Postanowiłem lecieć tak wysoko, aby zobaczyć gwiazdy. Udało mi się to. Spojrzałem w dół. Ziemia z takiej wysokości jest piękna. Było to dla mnie bardzo ciekawe. Jestem tak wysoko, jestem doskonały. Ale z góry nie widzi się wszystkiego. Widzi się wspaniałą powierzchowność, bez okropnych szczegółów. Postanowiłem teraz polecieć na dół. Po to, aby zobaczyć wszystko dokładnie.

*

Również wstałem i podszedłem do krawędzi skały. Zobaczyłem jak Paweł wypływa na powierzchnię wody. Machnął do mnie ręką zachęcająco, po czym popłynął do brzegu. Postanowiłem skoczyć. Pływałem bardzo dobrze, ale nigdy nie odważyłem się na taki skok do wody. Musi to być wspaniałe uczucie. Cofnąłem się kilka kroków, aby wziąć dobry rozbieg. Skoczyłem. Kiedy spadałem, czułem się wspaniale. Poczułem jeszcze uderzenie w taflę wody. A potem nie było już nic. Pustka.

*

Schodziłem w dół, aby zobaczyć moją ulubioną rzekę, w której bardzo często pływałem. Doleciałem do znajomej mi skały. Zobaczyłem tam siebie biorącego rozbieg. Po chwili widziałem już jak wpadam do wody. Minęła chwila, a moja postać nie wynurzała się. Mimo to byłem bardzo spokojny. Wiedziałem przecież co się wydarzy. I stało się dokładnie to o czym myślałem. Kiedy Paweł zauważył, że nie wypływam, wskoczył do wody i wyciągnął mnie na brzeg. Patrzył prosto na moje otwarte oczy i mówił, że wszystko będzie ze mną w porządku, że Dorota już zadzwoniła po karetkę, a oni się mną zajmą w odpowiedni sposób. To naprawdę dziwne uczucie patrzeć tak na siebie z góry.

*

Obudziłem się w szpitalu. Lekarz stojący nade mną powiedział, że złamałem kręgosłup. Operacja nic nie dała. Będę sparaliżowany do końca mojego życia.

*

W tym momencie mój lot zawsze się kończył. Nie było nic więcej. Ten sen jest naprawdę dziwny i prześladuje mnie od jakiegoś czasu. Słyszałem kiedyś, że nasze sny wyrażają ukryte pragnienia. Bo taka jest prawda. Chciałbym, żeby te wszystkie wydarzenia miały miejsce. Żebym to ja zdecydował o tym, kim jestem, co mogę a co nie. Żebym wiedział, czym tak naprawdę jest wolna wola. Prawda jest taka, że sam nie pokonałem ani metra. Nie skoczyłem do wody. Jestem sparaliżowany od urodzenia.

2
Och, człowieku!



Błędy, błędy, błędy, myślałam, że nie wytrzymam a mimo to, mimo to... uch (prowadzi gruntowną autoanalizę i bierze głęboki oddech), jestem bardzo zaskoczona.



-Sola, nie! Nie idź tą drogą!



-Kiedy ja muszę!



No właśnie, muszę, chcę to powiedzieć.

Cholera, za łatwo się wzruszam. Coś ostatnio jest ze mną nie tak, nawet te potworne bugi, które są w tekście nie zabijają w pełni jego uroku. Prostota, subtelność, spokój i nieskończenie oklepany motyw nabierający nowego smaku. Podobało mi się. Popraw to koniecznie, koledzy pomogą (bo ja nie lubię po szkolnemu wskazywać błędów).
Sprzeczne sprzeczności są podniecające. Taki mały zabieg a cieszy.

3
Krótka, zwarta forma. Dla pewności, przeczytałem dwa razy. Rano i wieczorem. Tak, podoba mi się zamysł. Czysto moralizatorski z błahą historią w tle. Dobry tekst do książeczek z serii "Bezpiecznie nad wodą". Poza tym, dobre połączenie dwóch torów narracyjnych jest ciekawe, jednak to nie pasuje mi do zakończenia. Przecież on nie umarł, a "jedynie" skręcił kręgosłup, dlaczego więc, lata w górę, w chmury itd? Nie rozumiem tego. Że to sen, pragnienie wolności, wyrwania się? Zamysł w moim odczuciu zbiegał w inną stronę. Tekst jest średni pod względem stylistycznym, ale odnoszę wrażenie, że w tej narracji i w tej formie nie ma miejsca na plastykę. Ogólnie, czuję pewien nieokreślony niedosyt po ponownej lekturze - tak samo, jak za pierwszym razem. Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że efekt psuje zakończenie.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Trudno mi się wypowiedzieć. Początek i rozwinięcie bardzo banalne. To latanie, to taki marzenia niektórych nastolatków :) Później, również nie czuję się zaskoczony, doskonale wiem co będzie dalej. Czytam i już wiem co się za chwilę stanie, więc budowanie napięcia zupełnie Ci nie wyszło. Ale ostatnie zdanie rozwala wszystko i wyjaśnia skąd pomysł na tekst (nie wyjaśnia historii). Moim zdaniem, powinieneś zmienić chronologię tekstu. Może od początku powinniśmy wiedzieć, że jest to sen sparaliżowanego człowieka? I w tym kierunku, idąc tym tropem, mogłoby udać Ci się zbudować lepszą historię.

Ale to tylko moje zdanie.



Popełniłeś kilka rażących błędów. Np: "Będę sparaliżowany do końca mojego życia." Bardzo nie lubię sformuowań typu: "mojego życia". Wiemy, że chodzi o Twoje życie, wystarczyło napisać: "Będę sparaliżowany do końca życia." Przecież wiadomo, że nie do końca życia kolegi ;)

"W tym momencie mój lot zawsze się kończył." - chyba "na zawsze".

Jeśli dokładniej przejrzysz tekst, na pewno znajdziesz kilka takich wpadek.
Optymista uważa, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

5
Tekst dość banalny i infantylny w stylu. I absolutnie nie uważam tego faktu za coś złego. Wręcz przeciwnie. Nadaje tekstowi dużo uroku. Prosta, zrozumiała treść a pointa zaskakująca. Jak policzek w twarz. Bardzo podobał mi się ten tekst.

Wystarczy popoprawiać błędy i dodać może trochę więcej tej takiej dziecięcej niewinności, naiwności w opisie. Wtedy końcówka zrobi się jeszcze mocniejsza.

6
Miałem przyjemność przeczytać ten tekst kilka tygodni temu. Jednak nie wiem, co skłoniło mnie ku temu, by zapomnieć o zostawieniu komentarza. Chcę nadrobić zaległości, dlatego pozwól, że przeglądnę go raz jeszcze.

Zacznę od kilku uwag:
ble pisze:Ale trzeba zacząć wszystko po kolei. Byłem tam wtedy ja, Dorota, Paweł i Monika.
Podkreślona część powinna być przerzucona i zaczynać się od nowej linijki, jeśli nie akapitu.
ble pisze:Jest tam niewielki kawałek trawiastego podłoża, na którym bez problemu można [1]rozłożyć koce. Dziewczyny zajęły się [1][2]rozkładaniem tego wszystkiego co przywieźliśmy, a my z Pawłem [3]poszliśmy wyjść na skałę.
[1] Pierwsza sprawa - powtórzenie.
[2] Druga - sens zdania. Rozkładanie wszystkiego co przywieźli jednoznacznie wskazuje na prosty ciąg - rozkładamy koce, napoje nawet kanapki. Wyobraź sobie, Autorze, sytuację, kiedy młoda dziewczyna podchodzi do kawałeczka chleba i najzwyczajniej w świecie go rozkłada. Potrafisz?, bo ja nie za bardzo. Skoryguj ten błąd.
[3] Zestawienie dwóch słów o podobnym zadaniu, jakie mają spełnić w tekście jest nieprzyjemne. Spróbuj innej, bardziej obrazowej konstrukcji.
ble pisze:poszliśmy wyjść na skałę. Na skale zapytał mnie się czy to zrobię.
Kolejne powtórzenie.
ble pisze:Powietrze delikatnie otula moje ciało. Dołączyłem się do lecących niedaleko mnie ptaków.
Zapewniam Cię - to zdanie zdecydowanie lepiej by brzmiało, gdyby wymazać podkreślone słowo.
ble pisze:Paweł powiedział do mnie wtedy, że pamięta jak byliśmy dziećmi to udawaliśmy, że jesteśmy ptakami.
Niepoprawnie zestawiłeś słowa przez co zdanie brzmi śmiesznie. Zupełnie jakby pisał to mały dzieciak. Przeczytaj na głos, sam się przekonasz. Poprawka: Paweł w paru zdaniach przypomniał czasy, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Udawaliśmy ptaki, biegając dookoła naszego podwórka z szeroko rozłożonymi ramionami.
ble pisze:Paweł stwierdził że takie skoczenie do wody jest namiastką lotu i kiedy sam to zrobił czuł się naprawdę wspaniale.
Te słowa jednoznacznie wskazują na to, że chłopak skoczył. Ale już następne zdanie...
ble pisze:Po tych słowach wstał, uśmiechnął się do mnie i skoczył.
...zupełnie temu przeczy, przedstawiając czytelnikowi nowy obrót sprawy, w którym Paweł dokonuje skoku wydającego się być ponownym.
ble pisze:Postanowiłem teraz polecieć na dół.
Strasznie mi się nie podoba to zestawienie!

Wspaniałe nawiązanie do pośmiertnego wzbijania się, pokonywania barier, widzenia świata pięknym, powiedziałbym - cudownym. A potem - tak jak napisałeś - pustka. Wszechogarniająca. Towarzysząca przez całe życie od chwili wypadku. Dobry tekst z masą błędów, po części głupich. Popracuj nad swoim tekstem dłużej niż ostatnio, bo mam nieodparte wrażenie, że włożyłeś w niego znacznie za mało pracy. A praca zawsze procentuje. Za każdym razem.

Ogromnie podoba mi się postać głównego bohatera. Nie byłoby tak jednak, gdyby nie przeplatanie suchej narracji opisami wznoszenia się w duchowym locie. Kawał dobrej roboty!

[ Dodano: Sob 01 Sie, 2009 11:15 ]
Martinius pisze:Poza tym, dobre połączenie dwóch torów narracyjnych jest ciekawe, jednak to nie pasuje mi do zakończenia. Przecież on nie umarł, a "jedynie" skręcił kręgosłup, dlaczego więc, lata w górę, w chmury itd? Nie rozumiem tego. Że to sen, pragnienie wolności, wyrwania się?
Autorowi chyba chodziło o pokazanie ducha chłopaka - przy tym i piękniejszego oblicza naszej planety -, gdy dochodzi do częściowej (chwilowej?) śmierci. Podobne sytuacje serwowane są przez większość religijnych, książkowych publikacji. Młodzieniec na chwilę przenosi się z tego świata do innego przez co zostaje mu pokazane piękno życia. Niestety, to złamanie kręgosłupa gasi pozytywne uczucia czytelnika, jakie zostały wcześniej wzbudzone.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”