"Cienie" [fantasy/s-f]

1
CIENIE





Prolog



Szczapy suchego drewna paliły się w strzelającym ogniu kominka, na którym ustawiony był mosiężny kocioł. Woda już w nim wrzała. Obok, na bujanym krześle siedziała starsza kobiet podpierająca głowę prawą ręką. Naprzeciwko niej, na miękkiej pufie usadowiła się dziewczyna. W całej izbie unosił się zapach przeróżnych ziół. Po ścianach tańczył pomarańczowy blask igrając ze skulonym cieniem staruszki. Zbliżała się północ.

- Opowiedz mi jakąś historię – powiedziała dziewczyna.

- Historię? A jaką historię chciałabyś usłyszeć?

- Prawdziwą.





Panele podłogowe, szafa, ściany … całość rozpadła się w nicość. Łóżko, wraz z młodzieńcem opadło na stały grunt, po czym także się rozpłynęło. Chłopiec stał w niebieskich szortach i białej koszuli na samotnym, oddzielonym od reszty świata kamiennym wzgórzu.

- Szlag by to trafił! – zaklął pod nosem. – Miło byłoby choć raz, choć jeden jedyny raz obudzić się we własnym łóżku.

Krajobraz był piękny. Po lewej stronie widać było nieskazitelny, doskonały wschód słońca. Jednak wysoko na niebie szalała olbrzymia, poskręcana, sztormowa chmura, po której co chwila skakały błyskawice.

- Prawdziwe życie nigdy nie wyglądało tak dobrze – westchnął. – Zbliża się burza. To naprawdę powinno mi dać do zrozumienia, żebym się obudził.

- Ekhm… - zakaszlał ktoś z tyłu. Dopiero dziwne odgłosy uzmysłowiły przybyszowi, że oprócz wspaniałego widoku rozpościerającego się przed nim, znajduje się jeszcze spory kawałek ziemi za jego plecami.

Wszystko było bardzo realistyczne. Skały w pewnym momencie ustępowały miejsca soczystej, łaskoczącej bose nogi trawie. Jakieś dwadzieścia metrów od urwiska rosły trzy drzewa. Jedno młode, średniej wielkości z jasnozielonymi liśćmi. Drugie dużo starsze, którego rozłożysta korona i wysokość całości świadczyły o tym, że jest najlepiej rozwinięte z całej trójki. Ostatnie trzecie było uschnięte. Gdzieniegdzie jawiły się jeszcze pojedyncze zielone listki, ale oczywistym było to, że umiera. W cieniu środkowego leżało coś, co przypominało ludzkie zwłoki. Po bliższych oględzinach okazało się, że są w daleko posuniętym stopniu rozkładu. Skóra stała się twarda, koloru jasnobrązowego. Ciało wydawało się lekkie i kruche, jednak nie przeszkadzało mu to w mówieniu.

- Kim jesteś? – zapytało truchło charcząc przy tym niemiłosiernie.

- Kim jestem? – powtórzył pytanie zaskoczony chłopiec. – Chyba nikim – dodał po chwili.

- Nie wolno ci tak mówić. Spójrz na mnie, jestem martwy a mam dość wysokie mniemanie o sobie. Brałem udział w wielu bitwach, w końcu przyszedł też czas na mnie, ale niczego nie żałuję i jestem z siebie dumny.

- To chyba dobrze. Co tu robisz?

- Gniję.

- No tak, głupie pytanie.

- Karmię sobą ziemię. Oddaję dług, bo za życia to ziemia karmiła mnie.

- Proza życia, nic nowego.

- Nie sposób nie przyznać ci racji.

- To wszystko, co masz do powiedzenia?

- Chyba tak, nic innego nie przychodzi mi do głowy. Chociaż, może to z powodu robactwa, które mi się tam zalęgło?

- Zatem pozwól, że przerwę sen. To miejsce jest piękne, ale muszę już wstawać.

- Proszę cię bardzo.

Młodzieniec zanim skoczył w zamgloną przepaść, jeszcze raz spojrzał na piękny i zarazem niepokojący krajobraz.





Rozdział I

Lew na ulicach




Chłopca obudził znajomy dźwięk zacinającego się wentylatora. Po otwarciu oczu zauważył, że większość nocy spędził na podłodze. Bardzo często się na niej budził, zapewne przez te sny.

- Cholera. Która to godzina? – szybko spojrzał na zegar zawieszony nad łóżkiem, który bezlitośnie wskazywał dziewiątą rano. – Niech to! Spóźnię się!

W pośpiechu założył jakieś dżinsy, zielony sweter w czarne paski i cienką brązową kurtkę. Z biurka zgarnął kilka kartek brystolowych ze szkicami i pospiesznie zapakował je do specjalnej torby. Zamknąwszy drzwi do pokoju zszedł na dół. W pokoju ogólnym na wygodnej skórzanej sofie siedziała Lorna – właścicielka kamienicy. Dookoła poustawiane były donice z wielkimi roślinami. Obok znajdowało się spore akwarium z morskimi rybami i ukwiałami, a centralnie przed sofą stał ogromny telewizor plazmowy, który włączony był całodobowo.

- Caspard skarbie! – Właścicielka zwróciła się do wychodzącego już chłopca.

- O, witaj Lor. Wiem, że zalegam z wpłatą za pokój, ale niedługo się odbiję i zapłacę.

- Złociutki! Za kogo ty mnie masz? Dobrze wiem, że krucho u ciebie z pieniędzmi i nie śmiałabym cię o to pytać. Chciałam powiedzieć, żebyś się tym nie martwił. Zapłacisz, kiedy będziesz mógł.

- Nie ma mowy. I tak już obniżyłaś mi czynsz w stosunku do reszty! Niedługo będę miał wystawę i wszystko ureguluję.

- Jak już mówiłam, nie musisz się o nic martwić. Masz u mnie specjalne przywileje, bo cię polubiłam aniołku. Z kim niby mam sobie gawędzić? Z tym niewyżytym zboczeńcem Brianem? Emma pracuje nad rzeźbą, Price całymi dniami stoi za barem w klubie… nawet Mickey mnie zaniedbuje ostatnio.

- To do niej niepodobne. Coś się u was popsuło?

- Nie, po prostu rzadko bywa tutaj. Mi nie wystarczy wspólne oglądanie ekranu w nocy, czy wypady do Pubu. Wiem, że ma dużo pracy, ale…

- Lepiej z nią o tym nie rozmawiaj.

- Dlaczego?

- Wie, że pieniądze od studentów, które zgarniasz wystarczyłaby aż nadto, ale w kwestii finansowej chce być niezależna. A jak będziesz naciskała, to skończy się kłótnią i Mickey powie, że każdy chciałby zarabiać tak jak ty, siedząc na sofie.

- Wiesz… masz rację.

- Teraz muszę lecieć do Akademii, jestem spóźniony. Pogadamy wieczorem.

- Leć złotko. I pozdrów Emmę!

Kamienica, którą wynajmowało pięć osób, znajdowała się w dzielnicy Kanałów w siódmym dystrykcie metropolii New Field. Dystrykt ów nazywany był Italią. Stąd do uczelni Casparda Cross’a były niecałe dwa kilometry.

Wejście do Akademii Sztuk Pięknych było dość stare, ale wyglądało doprawdy imponująco. Szare, pieczołowicie wykonane gzymsy i zdobienia, masywne ściany obrośnięte bluszczem i ciemne od wilgoci. Wilgoć była wszechobecna w Kanałach. Gdzie nie spojrzeć znajdowały się różnorakie kładki, kraty, groble i mosty, a pod nimi woda. Całość miała przypominać Wenecję, ale architekci tylko w niektórych miejscach próbowali do niej nawiązać. Wyglądało to tak, jakby wzorowali się na przeglądanych w pośpiechu folderach turystycznych. Dzielnica, choć niewielka, miała jednak kilka urodziwych miejsc.

Zdyszany młodzieniec wpadł do instytutu malarstwa i od razu usłyszał za swoimi plecami znajomy głos.

- Widzę, że pan Cross znowu się spóźnił.

- Profesor Snatt! Bardzo przepraszam, ale przez te wszystkie szkice zaspałem. Jutro mam wystawę.

- Doskonale o tym wiem Cross. Nie wróżę ci sukcesu, ale jeżeli chcesz cokolwiek pokazać ludziom to radzę, żebyś się wziął od razu do roboty. Twoje stypendium wisi na włosku.

Stojąc przed płótnem Caspard zastanawiał się nad pierwszym, najważniejszym ruchem pędzla. Szkice na brystolowych kartach były bez polotu, głębi, tajemnicy… były po prostu do niczego. W głowie nie miał żadnych pomysłów, od kilku tygodni trawiła go depresja i niechęć do ludzi, którą powoli w sobie odkrywał. Zamknął oczy. Chciał sobie wyobrazić coś pięknego, niepowtarzalnego i nieuchwytnego zarazem. Nagle zaczął powoli odtwarzać każdy szczegół krajobrazu, który widział we śnie. Tak, to było to.



Następnego dnia odbyła się wystawa studentów, na której można było sprzedawać prace. Caspard wystawił tylko trzy obrazy, jednak każdy z nich budził w zwiedzających zachwyt. W przeciągu kilku godzin miał całą masę ofert i to znacznie przewyższających wycenę. Wtedy właśnie pojawił się on. Do galerii akademii znajdującej się w atrium wykonanym z różnokolorowego szkła, wszedł niedbale ubrany, starszy jegomość. Z rysów twarzy przypominał Latynosa. Przechodząc obok prac mruczał coś pod nosem. Wśród zebranej śmietanki artystów budził wyraźne zgorszenie swoją obecnością. Zatrzymał się dopiero przed obrazami przedstawiającymi kamienne wzgórze z trzema drzewami.

- Toż to ziemie Aranis! – wykrzyknął.

- Słucham? – zapytał autor stojący obok.

- Pan to namalował?

- Tak… podoba się panu?

- Jak się dostałeś do Aranis? Jak w ogóle przeszedłeś na drugą stronę?

- Słucham? O czym pan mówi?

- Posłuchaj chłopcze, w najbliższym czasie będziesz prawdopodobnie świadkiem dziwnych sytuacji, rzeczy… jak się nasilą, zadzwoń. To bardzo ważne.

Nie mówiąc nic więcej wyszedł w pośpiechu poprawiając kołnierz płaszcza.

- Kto to był? – zapytał profesor Snatt, który wyszedł ze zbulwersowanego tłumu. – Ktoś z twojej rodziny Cross? To by mnie nie zdziwiło.

- Nie panie profesorze. Nigdy go na oczy nie widziałem, jakiś obcy… pewnie pijaczyna.

- Dobrze. Zapakuj płótna klientom, zaraz kończymy. – Caspard bez większego zastanowienia zmiął kartkę i wyrzucił do kosza.





W kamienicy nie było nikogo. Caspard cieszył się z tego, bo nie miał ochoty na rozmowy. Jedyne, o czym myślał, to łóżko i sen. Był bardzo zmęczony całą tą wystawą, ale też niesamowicie zadowolony. Za siedem tysięcy dolarów mógł uregulować czynsz, zapłacić za studia i wykupić miesięczny bilet w metrze. Zostanie mu jeszcze sporo na życie. Najważniejsze było to, że pokazał się ze świetnej strony jako artysta i teraz będzie rozpoznawany. Otworzył drzwi do swojego pokoju, zapalił światło i… oniemiał. Na łóżku znajdowało się coś, co kształtem przypominało wilka zbudowane jednak było z czarnej, ruchomej mazi.

- K… kim jesteś? – wyjąkał chłopiec.

- Spokojnie Caspardzie, usiądź. Musimy porozmawiać.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

2
Czuję się jakby wieki przeminęły od mojej ostatniej oceny. Potrzebuję orzeźwienie i sądzę, że przy tym tekście je odnajdę.



Cóż. Tekst nie prenetuje się źle. Zachęca do czytania. Czasami dialogi były zagmatwane. Ale ich nie było nawet tyle jak na lekarstwo. Pomysł jest. Uważam, iż po rozwinięciu myśli wyszłoby okazałe dzieło. Dla mnie jest on za krótki, aczkolwiek zakończony w miejscu perfekcyjnym, po którym czytelnik domaga się dalszej części utworu. Mam nadzieję, że go nie zawiedziesz.



Jakieś tam błędy wyłapałem. Trudno je w rzeczywsitości błędami nazwać - może potknięcia?


Skały w pewnym momencie ustępowały miejsca soczystej, łaskoczącej bose nogi, trawie.


Sądzę, że zastosowałeś wtrącenie. Niestety poprawnie jego nie zaznaczyłeś.


Ostatnie trzecie było uschnięte.


To było kilka tych trzecich drzew? Byłby przecinek wyjaśniałby sprawę (pomijając treść).


- Nie , panie profesorze.


Drobna, przecinkowata sprawa.


Na łóżku znajdowało się coś, co kształtem przypominało wilka , zbudowane jednak było z czarnej, ruchomej mazi.


Wtrącenie. Zapomniałeś o przecinku.



Nakemiin!
wyje za mną ciemny, wielki czas

3
Szczapy suchego drewna paliły się w strzelającym ogniu kominka, na którym ustawiony był mosiężny kocioł.


Jakoś źle brzmi to zdanie, a przede wszystkim to: ,,… strzelającym ogniu kominka, …”


Obok, na bujanym krześle siedziała starsza kobiet podpierająca głowę prawą ręką.


Informacja, że podpierała się na prawej ręce jest według mnie zbędna, a to znaczy, że wywaliłbym zaznaczone.


Jakieś dwadzieścia metrów od urwiska rosły trzy drzewa.


Opisy typu: pięć metrów w bok, dziesięć metrów w górę jest bez celowe według mnie. Nie lepiej byłoby napisać, że np. ,,Niedaleko urwiska rosły trzy drzewa.”


Drugie dużo starsze, którego rozłożysta korona i wysokość całości świadczyły o tym, że jest najlepiej rozwinięte z całej trójki. Ostatnie trzecie było uschnięte.


Powtórzenie.


Obok znajdowało się spore akwarium z morskimi rybami i ukwiałami, a centralnie przed sofą stał ogromny telewizor plazmowy, który włączony był całodobowo.


Szczerze bardziej by mi odpowiadało jakby było zapisane to w takiej formie: ,,…, który nie był wyłączany”, ale taka forma jest najzupełniej poprawna.


Stąd do uczelni Casparda Cross’a były niecałe dwa kilometry.


Tutaj uważam, że informacja typu niecałe dwa kilometry może być, lecz nie wiele mi mówi. Chodzi o to, że dwa kilometry chodząc po górach przejdziemy o wiele dłużej niż ten sam dystans na równinach, więc uważam, że lepiej by to brzmiało gdyby było napisane mniej więcej tak: ,,… niecałe pół godziny drogi”.


Szare, pieczołowicie wykonane gzymsy i zdobienia, masywne ściany obrośnięte bluszczem i ciemne od wilgoci. Wilgoć była wszechobecna w Kanałach.


Powtórzenie.



Jak ja już dawno nie komentowałem… No, ale do rzeczy.

Po przeczytaniu miałem uczucie niedosytu. Dlaczego? A no dlatego, że tekst jest krótki, a zaciekawia czytelnika swoim pomysłem. Czyli plus za pomysł.

Dziwny szczerze dla mnie był ten pierwszy akapit. Bo starsza kobieta ma opowiadać jakąś historię, a tu ni stąd ni zowąd wyskakuje jakaś historia, czyli wyglądałoby na to, że to jest historia przez nią opowiadana. Nie wiem, może ja coś źle zrozumiałem…

Szczerze tekst o wiele za krótki i dlatego dużo o stylu autora nie można powiedzieć, lecz jakby nie było jest w tym plus, ponieważ zachęcasz czytelnika do czytania dalszej historii. Bo jak już napisałem, czytelnik ma poczucie niedosytu i łaknie dalszego rozwinięcia.

Jakieś tam zgrzyty stylistyczne niby były, ale ogólnie czytało się płynnie, więc nie ma z tym większego problemu.

Tekst ogólnie rzecz biorąc był niezły.



Pozdrawiam

Kat

4
Na początku chcę podziękować za zainteresowanie się tekstem i zaangażowanie w jego ocenę :). A teraz cośod siebie.

Ollars zgadzam się w 100%. Najgorsze jest to, że ja wiedziałem, że chcę postawić te przecinki i byłem pewien, że przed wrzuceniem tak zrobiłem (teraz niektóre zdania kłują w oczy... zwłaszcza mnie... brak wtrąceń itd.).

Kacie zgadzam sięz tobą w kwestii tych beznadziejnych "dwudziestu metrów" i powtórzeń, jednak z resztą w ogóle, a tym bardziej ze "strzelającym ogniem kominka" - dla mnie wszystyko tam gra i nic bym nie zmienił :).

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

5
W cieniu środkowego leżało coś, co przypominało ludzkie zwłoki. Po bliższych oględzinach okazało się, że są w daleko posuniętym stopniu rozkładu.
Zgrzyta mi tutaj. Pisząc „coś, co przypominało” dajesz mi do zrozumienia, że albo autor nie wie, albo bohater nie wie co to, tak naprawdę jest. Tutaj pasuje to drugie. Ale następne zdanie definitywnie mówi nam, że są to ludzkie zwłoki – czyli wskazuje, że autor lub bohater o tym wiedzieli wcześniej, więc po co pisać „coś, co przypominało”. Wystarczyłoby napisać „W cieniu środkowego leżały ludzkie zwłoki” lub zmienić drugie zdanie na „Po bliższych oględzinach okazały się ciałem w daleko posuniętym stopniu rozkładu.”
Ciało wydawało się lekkie i kruche, jednak nie przeszkadzało mu to w mówieniu.

Nie wiem czy lekkość i kruchość może przeszkodzić w mówieniu. Raczej ten rozkład by przeszkadzał.
Zamknąwszy drzwi do pokoju zszedł na dół. W pokoju ogólnym na wygodnej skórzanej sofie siedziała Lorna – właścicielka kamienicy.
Powtórzenie.

Styl nie jest zły. Dosyć dobrze się to czyta. Zapis jest poprawny, chociaż czasami brakuje przecinków. Powtórzeń również jest kilka, ale chyba przedmówcy je wskazali. Dialogi są bez polotu, ale nie wydawały się sztuczne (nie licząc snu, no ale wiadomo jak to we śnie). Jeśli chodzi o pomysł to przeczytałem zbyt wiele książek, komiksów aby mnie zachwycił. Motyw snu jest jednym, chyba, z głównych motywów fantastycznych i motywów w ogóle. Mieszanie się światów, przechodzenie z jednego w drugi, surrealistyczni goście - to wszystko było, a ja czekam na coś nowego. ;-) Postaraj się, a może coś wymyślisz.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

6
Po bliższych oględzinach okazało się, że są w daleko posuniętym stopniu rozkładu. Skóra stała się twarda, koloru jasnobrązowego.
Dwa błędy:

Po pierwsze, stwardniała (co wiąże się z biegiem czasu)
Po drugie, ocena organoleptyczna wymagałaby dotyku, a nie obserwacji.
Chłopca obudził znajomy dźwięk zacinającego się wentylatora.
Sądzę, że gdyby się zaciął, przestałby działać. Nie jest to coś powtarzalnego. Mógł zahaczać o coś łopatami, chrobotać, trzeszczeć...
Z biurka zgarnął kilka kartek brystolowych ze szkicami i pospiesznie zapakował je do specjalnej torby
Coś tu nie gra. Zgarnął szkice i kartki (tak wygląda z opisu)?
Z biurka zgarnął kilka szkiców nakreślonych na brystolowych kartkach...
- Posłuchaj chłopcze, w najbliższym czasie będziesz prawdopodobnie świadkiem dziwnych sytuacji, rzeczy… jak się nasilą, zadzwoń. To bardzo ważne.
Z dużej litery - to nowe zdanie.

Nie powiem - wciąga. Sen, który snem nie jest a "Drugą stroną" to temat oklepany (przewija się na forum dość często), jednak coś tutaj ciekawszego jest, co nie daje spokoju - to dobrze świadczy o tekście. Zaletą tekstu jest plastyka opisów: krótkie, zwięzłe i charakterystyczne dla ciebie, da się je wyczuć od razu. Wadą natomiast są przecinki - (!) przecież niektóre zdania wyglądają, jak z innej linijki. Kolejną rzeczą, która mi nie przypadła do gustu (tu cię zaskoczę) jest coś dobrego - Pani Lorna. Kobieta ma świetny, ujmujący dialog i w tym krótkim fragmencie jej rozmowy z bohaterem stworzyłeś człowieka z krwi i kości, co ni jak ma się do reszty - bo (pomijając motyw rozmowy z truchłem) pozostałe dialogi są sztuczne.

Prolog w moim odczuciu jest za krótki - czegoś tam brakuje, co by utrwaliło w mojej myśli kierunek tekstu. Jest bajka, jest fantastyka i nowy, nieznany świat (surrealizm pełną gębą!) ale jest to albo za krótkie, albo nie pełne. Pierwszy rozdział rozpoczyna od razu historię i daje odpowiedzi na podstawowe pytania i z tym też mam problem: czy jest to dobry zabieg? Czy nie lepiej motyw z wystawą pociągnąć i starucha wprowadzić nieco później? Ogólnie, mimo tych mankamentów, tekst coś w sobie ma i przypadł mi do gustu.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”