Pół Wartości

1
Heh, a to moje opowiadanie, bardzo stare. Jako że jestem młody, nie oczekujcie odemnei że będe drugim Pratchettem ;]





Pół Wartości





Wschód słońca był bardzo widoczny, mieszkańcy Rowerii ledwo stawają z łóżek. Większość tych małych ludzi wstaje tak rano, tylko z jednego powodu- idą do pracy. Z dziećmi zawsze był problem…a właściwie z ich brakiem. Kobiety w tym małym miasteczku, zawsze były torturowane przez barbarzyńców. Oprócz jednej. Królowej Marieny. Rządziła nie tylko Roweriią, ale i całym światem! Mariena to kobieta z długimi włosami, niebieskimi wielkimi oczami oraz ogromnym sercem. Roweriia jednak nie jest zbyt lubianym miejscem. To właśnie tutaj odbyła się sławna bijatyka Parona z Wirtusem. Skończyło się to tym, że Roweriiusy (dzisiaj nazwałbym ich po prostu Policją) zgarnęli ich poobijając na dodatek pałką. Po dwóch latach, obydwoje wyszli równocześnie. Już za kratkami pogodzili się i obiecali że będą sobie nawzajem pomagali. Gdy wyszli z aresztu obydwoje polecieli do domu Razarusa.

-Przybyliśmy do Ciebie! - wykrzyknął Paron do Razarusa.

-Witajcie, moi mili - odpowiedział Razarus - Na Boga, jak wyście urośli! Czego się napijecie?

-Ziół - odpowiedział Wirtus. Wirtus od zawsze był cichym, spokojnym i zamkniętym w sobie wojownikiem. Jego miecz był bardzo ostry, prawie wszystko mógł przeciąć. Jednak swoją broń rzadko używał bo jak sam uważa, woli walczyć pięścią. Wygrał III i IV Turniej Wojowników Rowerii, za tydzień odbywa się już piąty. Ten turniej zawsze odbywa się co rok, a Wirtus ostro trenuje przed nim, niekiedy i zabijając ludzi, i jak się później tłumaczy:- Ja tylko trenowałem.

Gdy cała trójka usiadła przy Złotym stole* Razarus zaczął opowiadać co się działo ciekawego w Rowerii:

-A Ravio ożenił się z Magdalena! - relacjonował Razarus.

-Nie gadaj! Ja ją bez przerwy podrywałem, a ten laluś się z nią pobrał… Niech to szlag trafi!- krzyknął Paron. Ten człowiek jest pełny temperamentu, chętny bez przerwy staczać pojedynki, nigdy nie mówi „stop”. W przeciwieństwie do Wirtusa… To są w ogóle dwa inne charaktery.



Na końcu Rowerii jest mała chatka. Mieszkańcem nim jest Alan. Człowiek samotny, pragnący zdobyć jedno. Kryształ…

-Moi kochani, od kiedy my się znamy?- pyta się Razarus do dwóch przybyszów.

-Według mnie 16 lat - odpowiedział stanowczo Wirtus - A dlaczego pytasz?

-A ile dla was zrobiłem?- ponownie wypytuje się.

-Wiele, nie zliczenie wiele - odpowiedział ciekawskim głosem Paron.

-Więc, tym razem ja was proszę o przysługę. Bardzo ważną przysługę.

Wirtus i Paron popatrzyli na siebie:

-Niech będzie, ale o co ci chodzi konkretnie, Razarusie?- pytają się.

-Słyszeliście o Krysztale? - spytał się Razarus.

* Złoty Stół: Stołek przynoszący szczęście.

-Nie - odpowiedzieli mocno zaciekawieni ale i podenerwowani sprawą. Boją się że prośba będzie dla nich niewykonalna i zawiodą starego maga Razarusa.

-Dobrze wiecie że jestem członkiem Stowarzyszenia Magów Rowerii. Podczas całego zebrania, omawialiśmy szczegóły o tym, jak mamy uczcić Kryształ. Najprawdopodobniej w nocy, gdy nikt nie pilnował Komnaty Tajemnic, ktoś wkradł się i ukradł ten cenny przedmiot. A to zagraża całej Rowerii!- opowiedział Razarus.

Dwaj przybysze patrzyli na siebie z przerażeniem:

-Nie damy rady?- pyta się szybko Paron Wirtusa.

-Nie damy - Również szybko odpowiada Wirtus.

Mag z niedowierzaniem patrzał na gości. Uderzył pięścią o stół i kazał się im wynosić:

-Nie chcę was widzieć! Wynocha z mojego domu, bo zawołam Roweriiusy!

Wirtus raz dwa wyszedł jak mysz z chaty, Paron chciał jeszcze coś odkręcić gadając z Magiem. Jednak Razarus nie miał najmniejszą ochotę na rozmowę, co pokazał wyraźnie podnosząc miotłę i celując w Parona. Ten powoli odchodził od mieszkania.



Obydwoje poszli spać do swoich domków. Rano, gdy powoli niektórzy wychodzili z łóżek, zaczął padać deszcz. Ulewa była bardzo dokuczająca, gdyż krople spływające z nieba były ogromne, i ciężko było patrzeć w górę. Jednak Paron od razu wyszedł na dwór. Ciesząc się wolnym życiem, zaczął grać w Bartal. A cóż to jest Bartal? Jest to gra, podobna do sławnego sportu piłka nożna. Ale różniła ona się tym, że nie nogą się grało, tylko… głową. Dlatego, że Roweriiusy mają twarde głowy. Paron był w tej grze niezawodny. Wirtus jechał na Turnieje Wojowników Rowerii, a Paron na Turniejach Mistrzów Bartalu. Mecz odbywał się „jeden na jednego”. Problem zawsze był z nagrodami - zawsze każdy zwycięzca musiał poczekać na tą ważną dla niego nagrodę, ale to co dostawał było oszałamiająco śmieszne. 200 sztuk złota to bardzo mała sumka, zawsze przydatna na małe zakupy.

Wirtus wylegiwał się na łóżku, co jest w jego stylu. Paron jak zawsze wszedł do jego mieszkania niczym metro. Od razu wykrzyknął:

-Wstawać Wirtus!

Co leżącego bardzo zdenerwowało, do tego stopnia, że rzucił poduszką w stronę Parona. Ale ten tylko się z tego śmiał. Zastanawiające jest to, czy tak dwa różne charaktery będą lubić się dłużej niż „jeden dzień”. Gdy Wirtus z niechęcią ubrał się, obydwoje poszli na spacer. Po drodze pogrywali sobie w Bartala, co denerwowało przechodniów. Ale taki był ich właśnie cel - powkurzać ludzi. Gdy zdecydowali się zawrócić, zauważyli Alana. Mówił coś do siebie…



Obaj postanowili pójść do Razarusa. Mieli już postanowione. Idą!

-Witam Razarusie! Nic nie mów! Ja i Paron zdecydowaliśmy że idziemy po Kryształ!- Wrzasnął Wirtus.

Mag siedział z fajką w ustach spokojnie.

-Nie cieszysz się? - Pyta się zdziwiony Paron.

-Cieszę, cieszę… - Odpowiada Razarus, lekkim tonem jakby zaraz miał usnąć.

-Spodziewaliśmy się większej radochy! Przecież ten Kryształ jest dla ciebie ważny! - Mówi Wirtus, głosem jakby zaraz miał się wycofać.

-Wiecie co… Już wczoraj znalazłem inną grupę, która zgodziła się poszukać Kryształ. Więc wasz pobyt w moim mieszkanku, jest zbędny - Oznajmia Razarus.

Wirtus aż ze zdziwienia usiadł, a Paron oparł się o ścianę:

-No to, może dwie grupy pójdą szukać ten przedmiot? - Pytają się, jakby mieli nadzieję.

-Nie! I raz jeszcze, nie! Zrozumieliście? - Mówi zdenerwowany starzec - Wynocha stąd!

Obydwaj rozczarowani odpowiedzią Maga wyszli jak szybko mogli.

-Jasny Gwint! - Krzyczy Paron.

-Trudno. Może poszukamy, innego zlecenia? - Pyta się Wirtus, jednak ucichł jak zobaczył rozgniewaną twarz Parona.

-Daj mi spokój, nie widzisz? Porażka! A teraz słuchaj uważnie: To ty mnie ciągniesz do tyłu, i nie mogę nic zdobyć. Ciągle przegrywam, bo ty jesteś ze mną! - Paron bardzo krzyczał na Wirtusa, jakby zaraz miałby mu dać w pysk. Jednak się powstrzymał.

Wirtus aż otworzył usta, nie dowierzają w to, co teraz usłyszał:

-Przecież mamy sobie pomagać! A tak w ogóle to… To ty się nie zgodziłeś na zlecenie Razarusa! Ty! - Oznajmia Wirtus.

-Ja? Ja?! Ja chętnie bym przyjął to zlecenie, ale ty mi powiedziałeś, że nie zgadzasz się ,więc co miałem odpowiedzieć? - Pyta się wkurzony Paron

-że… się zgadzasz! - Odpowiada Wirtus.

-Nie chciałem kłótni. Tak czy owak, to ty mnie denerwujesz. żegnam! - Kłóci się Paron.

-A wiesz co? Ja zrobię podstęp! - Powiedział tajemniczo Wirtus.

-Doprawdy? A jaki? - Pyta się zaciekawiony Paron.

-A taki! - Odpowiada Wirtus, od razu kierując się w stronę chatki Razarusa. Paron od razu za nim poszedł, ciekawiąc się rozwinięciem akcji.

-O co mu chodzi? - Myśli Paron.

Gdy weszli do chatki, starzec pisał list

-Po co przyszliście, do licha? - Pyta się zdenerwowany Razarus.

-Aby cię poinformować. Bowiem, grupa którą wysłałeś po Kryształ zginęła! - Stanowczo odpowiada Wirtus.

Razarus aż wstał z wygodnego fotela ozdobionego złotem:

-Cóż ty powiedział, Wirtusie? - Pyta się lekko zdenerwowany mag.

-Powiedziałem, że cała ta grupa zginęła, Razarusie - Odpowiada ponownie Wirtus.

Paron się zaśmiał.

-A z czego wynika, twój śmiech, Paronie? Przecież to katastrofa! - Mówi Razarus, ruszając rękami niczym podczas pożaru - A skąd to wiesz?

-Eee… Z Gazety Codziennej. - Odparł Wirtus.

-Co ja mam zrobić? - Bezradnie pyta się Razarus.

-Ehe, no ja nie wiem, sam zdecyduj - Odpowiada z uśmiechem Paron.

-No sam nie wiem, w każdym razie dziękuje za informację, i żegnam - Oznajmia spokojnie Razarus.

Wirtus zrezygnowany złapał się za głowę:

-No nie wiem pan?! Ja! Paron! Ja i Paron, możemy odszukać Kryształ - Wykrzyknął Wirtus, jego wzrok pokazywał że bardzo zależy mu na sprawie.

Mag jakby nic, zaczął popijać herbatę w ciszy:

-Nie mam wyjścia… - Cichutko jak mysz, odpowiedział Razarus.

Wirtus podniósł ręce do góry, jako gest tryumfu:

-To od czego zaczynamy? - Pyta się Paron.

-Jest jeden podejrzany. Iren. Był blisko komnaty, podczas kradzieży - Odpowiada lekko Razarus.

-Więc, idziemy do niego, aby dostać kolejne wskazówki - Zapowiedział Paron.



Przestało padać, słońce znów wychodziło powoli, jakby nie chciało jej się, w ogóle coś robić. Szczęśliwi wojownicy, szybko wyruszali w stronę chaty Irena:

-Idziemy na Irena… Boisz się? - Pyta się głośno Paron

-Nie - Tym razem cicho odpowiada Wirtus. Pytanie i dopowiedź usłyszeli przypadkowi przechodnie, którzy z emocjami oddawali to co usłyszeli, typu „woow” lub „ooooo”, bohaterowie bardzo się dziwili jękom, ale nie zatrzymywali tempa.

Gdy w końcu zauważyli dom, z napisem „Iren Warakow”, skręcili w stronę uliczki:

-Woow niesamowite! - Wykrzyknął Paron.

-Ogromna chata, musi być obrzydliwie bogaty!- Mówi Wirtus do partnera.

-Eee, tak się tylko wydaje. Pewnie jego rodzina jest nie zamożna - Odpowiada z uśmieszkiem Paron.

-Bzdura! - Odparł Wirtus.

Zaczęli się kłócić przed drzwiami, ogromnymi drzwiami których najtwardszy Topór nie zniszczy. Ich wysokość przerastały przybyszy, tak że jest to widoczne od kilometra. Gdy wreszcie zapukali, musieli czekać pięć minut aż się otworzą. Gdy w końcu ujrzeli mieszkańca, aż oczy im wyleciały. Zniżyli głowy na dół:

-To przecież… Dzieciak! - Powiedział Paron, z szokującym zdziwieniem.

-I to on ma być według Razarusa podejrzanym o kradzież Kryształu?! Bez jaj! - Wirtus nie krył swojego zdania na ten temat.

5- letnie dziecko patrzyło się na nich, nie otwierając ust ani na chwilę. Iren zaczął uciekać w stronę otwartych drzwi, które były w domu. Goście, nie omieszkali wejść do salonu, który był przepiękny:

-Wiesz co? Chyba masz racje, to rodzina zbudowała mu ten dom - Wyznał Wirtus.

-Tu… Tu jest ślicznie! - Relacjonuje Paron

-Prześlicznie! - Poprawia go Wirtus.

Gdy usiedli na kanapie, zapomnieli o zleceniu. Woleli patrzeć na piękne obrazy, ozdoby, kolory całego pomieszczenia. To było olśniewające. Podczas rozleniwiania się, padł strzał. W stronę kanapy. Wirtus aż podskoczył z zaskoczenia. Bowiem na górze, stał łucznik który ma zamiar ponownie wystrzelić z łuku.

Obydwoje od razu zaczęli uciekać. Gdy wyszli z domu, postanowili pójść do Razarusa, spytać się „o co ho?”



Gdy otworzyli drzwi od chatki maga, usłyszeli jego śmiech:

-Hahaha, wiem po co przyszliście. - Mówi rozśmieszony Razarus.

-To nie było śmieszne! - Oznajmia Paron.

-No dobra, dobra… Tak naprawdę Kryształ możliwe że jest w Lesie Monkpongh. Popytajcie w okolicach, ktoś, coś na pewno wie! - Odpowiedział mag.

-Oczywiście, spróbujemy, ale czyż nie uważasz że mamy za mało informacji? - Pyta się Wirtus.

-Dla każdego szanującego się wojownika, każda, nawet najmniejsza informacja wystarczy aby dotrzeć do wybranego celu - Radzi Razarus.



Mag stanął z fotela, wyciągając fajkę z ust. Następnie wyszedł z własnego małego domu, pokazując im dwa, wielkie konie. Wirtus od razu skoczył szczęśliwy na białego rumaka, bo dawno nie był na jakimś koniu, oraz umiał dobrze kontrolować te zwierzęta. Paron, powoli i od niechcenia wsiadł na całkowicie czarnego, o wiele mniejszego konika, mówiąc przy tym cicho:

- Nienawidzę koni! Ja wolę iść pieszo… - Oznajmił Paron który, od razu wysiadł z konia. Mag był zdziwiony postawą Parona, kiwając głową że niezbyt dobrze się tamten zachował. Paron wzdychając, jednak powrócił zasiadając ponownie swojego czarnego rumaka:

-Panowie, nie wiem co wam jeszcze dać na drogę. Pani Kaale, kobieta która jest tu służąca zaraz wam da pożywienie, które was ma uchronić przed czymś czego ja osobiście nie cierpię - głodem. - Powiedział Razarus.

-Spokojna głowa, mimo iż to nasze pierwsze do wykonania polecenie, jestem pewien że sobie poradzimy. Na pewno, ktoś lub coś wie na temat Kryształu - Odpowiedział Wirtus, uśmiechając się.

-Wiesz jak Razarusie, możesz nam jeszcze pomóc? - Mówi Paron - Trzymając kciuki, i pisać nam listy, abyśmy podczas odpoczynku mieli jakąś rozrywkę.

Mag się zaśmiał, mówiąc:

-Paronie, ale jak te listy mają dojść jak będziecie podczas podróży? - Pyta się bezradnie Razarus.

-Nie mam pojęcia, ale czy możesz nam dać jakąś rozrywkę? - Pyta się znudzony rozmową Paron.

-Hmm… Muszę was zmartwić dwiema informacjami: Pierwsza że nie mam takiej ciekawej rozrywki, a po drugie podczas tej podróży na nią nie mielibyście czasu. Bowiem, naprawdę wam szczerze powiadam: Czasu jest mało.

-Wiem dobrze, ależ ja mam pewne wątpliwości - Mówi swoim lekkim głosem Wirtus - Wiem, że mam jechać do tego lasu, jednak te miejsce jest takie przeogromne że nie wiem jak mam znaleźć ten Kryształ ! - Oznajmia niespokojnym głosem Wirtus.

-Panie, podejrzanym nie jest Iren, ale ktoś inny, prawie a bym zapomniał. W tej komnacie podczas kradzieży tego cennego przedmiotu mógł być Allones.

-Opisz go, proszę - Prosi Wirtus.

-Niski, z ogromną brodą. Nic więcej nie wiem.- Odpowiedział Mag.



Obydwaj ruszyli. Gdy zapadał zmrok, Wirtus jako typowy śpioch, chciał abyśmy się zatrzymali i trochę się zdrzemnęli, Paron aż ze zdziwienia stanął, robiąc wielkie oczy:

-Przecież nawet nie jesteśmy kilometr od Rowerii! Czyż ty zwariował do resztek? - Pyta się zdenerwowany Paron - Jedziemy dalej!

-Ludzie też śpią!

Gdy jednak po godzinie, sam Paron pacnął na konia i usnął, Wirtus zaczął chrapać o wiele wcześniej. Jednak konie, szły dalej, również po jakimś czasie padając na ziemię…



świt. Paron jak zwykle wcześniej wstał od Wirtusa, tradycyjnie mocno klepiąc leżącego bo twarzy, co oczywiście wkurzyło Wirtusa. Gdy oboje wstali i zjedli swoje śniadanie, zauważyli nadchodzącego pana z kapeluszem:

-Witajta was - Krzyczy osoba przechodząca.

-Witamy - Odpowiadają Wirtus i Paron.

-Jestem Alan. Co wy tu robicie? - Pyta się.

-Mamy tajne zlecenie! - Chwali się Paron.

-Aa, ja mam również takie zlecenie, ale takie które nikt mi nie dał. Sam sobie dałem zadanie, i muszę je wypełnić.- Opowiada Alan.

-A co to za zadanie, jeśli wiedzieć nam jest dane? - Pyta się Wirtus.

-Szukam czegoś -Odpowiada.

-A czy nie znasz przypadkiem Allonesa ? - Pytają się.

-Tak. To mój brat - Dał odpowiedz Alan.

Paron wstał z miejsca:

-Daj namiary! - Krzyczy Wirtus.

-Na kogo? - Pyta się Alan.

-Na Allonesa - Odpowiadają.

-Nie wiem gdzie jest - Odpowiada jednak Alan, powoli odchodząc od Parona i Wirtusa.



Usłyszeli mały trzask drzwiami.

-Czy tutaj, w środku lasu, są jakieś drzwi? - Pyta się całkowicie zdziwiony Paron.

Wirtus popatrzał na niego i się zdziwił:

-Jakie drzwi?

-No nie słyszałeś drzwi? - Pyta się.

-Nie - Odpowiada zupełnie zaskoczony Paron i odeszli i zaczęli dalej szukać Kryształu. Wiedzą że drogi do przejścia, jest jeszcze wiele, ale zrezygnowanie z zlecenia graniczyło by z ogromnym wstydem.

Powoli dochodzili do ogromnego miasteczka. Najśmieszniejsze jest to, że ów miasteczko… nie ma nazwy. Nikomu nie nadał.

Gdy już byli na miejscu, poszli do pobliskiej karczmy:

-Poproszę piwo - Prosi Wirtus, lekko wzdychając ze zmęczenia.

-A czemuż pan jest zmęczony?

-Ahh… Daleko wędrówka.

W Rowerii kobiet nie ma, ale w tym miasteczku ich pobyt jest dozwolony. Więc poszli do stolika z dwoma pięknymi paniami, witając się:

-Jestem Wirtus, a to Paron, możemy się przysiąść?

-Oczywiście - Odpowiadają uśmiechnięte dziewczęta.

-Jak macie ukochane, na imię?

-Ja jestem Pejaan - Odpowiedziała jedna. Wirtus wybuchł, śmiejąc się głośno:

-Co za imię! Takie oryginalne! - śmieje się Wirtus, jednak Paron ani razu się nie uśmiechnął, i pyta się :

-A ty druga?

-Wiena. - Paron otworzył oczy, i mówi szeptem do Wirtusa:

-Pejaan jest moja, Wiena Twoja.

-Dlaczego tak?

-Zgadnij… - Uśmiecha się Paron. Wirtus jednak nie zrozumiał, czemu wybrał mu Wienę, jednak nie protestował bowiem Wiena była dla niego piękniejsza, od Pejaana.

Wiena była dziewczyna, z wielkimi czarnymi włosami, jej oczy były koloru jasno-zielonego. Pięknie się uśmiechała, co jakiś czas mrugała w stronę Wirtusa.

2
Wybacz, ale doczytałem tylko pierwszy akapit. W zasadzie już pierwsze zdanie mnie odrzuciło, ale wziąłem się w garść, niestety im dalej tym...nie było lepiej. Mnóstwo błędów stylistycznych i to tak rażących, iż cała fabuła i pomysł gdzieś w tym giną. Nie czytałem innych Twoich dzieł, rozumiem, że to było pierwsze. Ale styl wypowiedzi i język stoją na zastraszająca niskim poziomie.

Nie mam nic do Pratchetta, ale spróbuj poczytać Calvino, Steinbecka, których lektura świetne rozwija wyobraźnię i "poprawia" styl i język. Po prostu spisywanie mysli musi być bardziej, by czytelnik nie potykał się bez przerwy o kamienie, tylko płynął przez kolejne zdania. Czytanie poezji również by nie zaszkodziło moim zdaniem.



No nic, to tyle z mej strony. Zobaczymy, co zaprezentujesz następnym razem. Powodzenia.
Best regards,



Ewan.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”