Walka o jutro [krótki fragment powieści]

1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
PRAWDA NA MURACH

Najpierw jedno oko. Potem drugie.
Wstać z łóżka. To zwykle jest najtrudniejsze. Mimo drażniącego uszy głosu budzika, mimo wpadających przez szczeliny w żaluzjach promieni słonecznych, mimo bzyczenia natrętnej muchy, coś zawsze przykuwa do materaca, krępuje ruchy, kusi jeszcze pięcioma minutami, jeszcze chwilką, momentem, bo już za chwilę wstaję, już się podnoszę, już chwiejnym krokiem idę do łazienki i odkręcam kurek prysznica, pozwalając lodowato zimnej wodzie ocucić mnie, przywrócić światu Patryka Grabowskiego lat dwadzieścia jeden, rasa biała.
Jeszcze tylko pięć minut.
Patryk przewrócił się na drugi bok, wyzwalając skrzypliwy jęk tapczanowych sprężyn. Budzik grzmiał wniebogłosy, ryczał basowo niczym trąby jerychońskie obracające w gruzy mury ciszy i sennej atmosfery. Patryk poddał się wreszcie - wstał. Opuścił bose stopy na upstrzony owadzimi odchodami dywan. Włączył budzik. Podniósł się z łóżka. zrobił dwa kroki do przodu, niemal potykając się o stojące mu na drodze hantle. Położył dłoń na klamce drzwi. Pociągnął. Otworzył drzwi.
Korytarz, łazienka, mokra pobudka pod prysznicem. Szorowanie zębów, dokładne, mocne, ścieranie brudu z powierzchni szkliwa. Różowa od krwi główka szczoteczki. Płukanie gardła. Kończy się pasta. Zapamiętać, kupić.
Pianka do golenia już się skończyła. Zapamiętać, kupić. Teraz trzeba poradzić sobie inaczej. Użyć mydła. Nie pierwszy, nie ostatni raz. Tępa żyletka, równie dobrze możnaby golić się skórką jabłka. Bolesne skrobanie. Dwa zacięcia, jedno na brodzie, drugie tuż poniżej oka. Chwała Republice.
Piekąca skóra na twarzy dobudza, otrzeźwia, wygania resztki snu, które ukryły się przed prysznicową powodzią.
Do kuchni, postawić czajnik na butli z gazem. Ostrożnie, po cichu, żeby nie obudzić rodziców. Mama coraz częściej kaszle, cała renta ojca idzie na leki dla niej. Ojciec dorabia na czarno jako robotnik. Pieniędzy nie starcza prawie na nic. Za dużo żeby zdechnąć, za mało żeby żyć, jak mówił dziadek.
Czajnik szumi cicho, Patryk wrócił do pokoju. Dżinsy, niedziurawe skarpetki, koszulka, bluza z kapturem. Włączyć radio na trzy kreski. Nie można więcej, regulator głośnika jest wyjątkowo kapryśny, gotów wrzasnąć na całe swoje cyfrowe gardło i wyrwać ze snu wszystkich mieszkańców osiedla. Radio odbiera tylko jeden kanał, Nowe Polskie Radio. To i tak więcej, niż Patryk spodziewał się, wyciągając je z kontenera na śmieci. Cud, że w ogóle działa.
Chłopak nasypał herbacianych granulek do szklanki, zalał gotującą się wreszcie wodą. Odstawiony czajnik zagwizdał, jakby z uznaniem.
Patelnia, ogień, smalec. Trach, trach - jajka już na patelni. Patryk zawsze przypalał jajecznicę, jeszcze nigdy nie udało mu się przyrządzić takiej akurat do jedzenia. Zamiast nauczyć się nie przypalać jajecznicy, nauczył się jeść spaloną. Odpuszczał, jeśli mu się nie udawało. Zawsze tak robił, nie tylko z jedzeniem.
Rzut oka na zegarek. Szósta trzydzieści. Zdąży. Do pracy miał niedaleko.
Talerz, widelec. Jajecznica obowiązkowo zwęglona przez zadziwiający brak umiejętności kulinarnych Patryka. Zgrzytająca w zębach, gorzka z nutką goryczy. Zagryzana chlebem da się zjeść. Popijana gorzką herbatą da się przełknąć.
- ...w Nowym Polskim Radiu wita was Witold Drobina. Czeka nas dzisiaj piękny, słoneczny dzień, trzeciego września, roku dwutysięcznego siedemdziesiątego. Temperatura w całej Polscy wynosić będzie od siedemnastu stopni na północy kraju, do dwudziestu czterech w Poznaniu, Łodzi i Krakowie. Wiatr słaby i umiarkowany, na zachodzie kraju może trochę popadać. A teraz wiadomości z kraju i ze świata. Naczelnik Republiki Polski, Nikodem Andrejew, kończy dziś siedemdziesiąt pięć lat. Rada miasta stołecznego Warszawy organizuje z tej okazji festyn na Polu Mokotowskim. Uroczystość ta jest wstępem do obchodów pięćdziesięciolecia Przewrotu, kiedy Polska przyłączyła się do bloku wschodniego, tym samym odcinając się od Konfederacji Europejskiej...
Dalszy wywód utonął w trzaskach zakłóceń. Patryk westchnął i wyłączył radio. Założył buty i ruszył do drzwi. Po chwili wyszedł na ciepły, słoneczny poranek roku dwa tysiące siedemdziesiątego.

2
Misiael pisze:Zagryzana chlebem da się zjeść. Popijana gorzką herbatą da się przełknąć.
Chodziło Ci o zachowanie pewnego porządku - pogryzienie, ewentualnie rozdrobnienie, potem przełknięcie. Zjeść, to takie słowo, które skupia wszystkie te czynności, dlatego powinieneś je zastąpić innym.
Misiael pisze:Po chwili wyszedł na ciepły, słoneczny poranek roku dwa tysiące siedemdziesiątego.
Wyszedł na ciepły poranek? Na pewno nie. Patryk wyszedł na dwór. Poza tym masz tyle opcji do wyboru, że ho, ho...

Przede wszystkim nie podobają mi się te nagłe zmiany narracji - przeskakiwanie z takiego trybu na zupełnie inny. Odnośnie zaś całego tekstu nie mam najmniejszych zastrzeżeń, jeśli nie liczyć oczywistego faktu, że zalewa nudą i nie podaje żadnych istotnych informacji, pomijając fakt ubóstwa Patryka i stanu w jakim znajduje się kraj. Reszta - szorowanie zębów, potykanie się o hantle i przypalanie jajecznicy, to mało wnoszące do tekstu, drobne elementy, które nie każdemu muszą się podobać. Mnie na przykład nie przypadły do gustu.

3
Nie jestem ekspertem od błędów, ale w tekście da się zauważyć kilka dość nieładnie brzmiących powtórzeń, np.
Misiael pisze:Położył dłoń na klamce drzwi. Pociągnął. Otworzył drzwi.
Misiael pisze:Radio odbiera tylko jeden kanał, Nowe Polskie Radio.
Zazgrzytał mi również ów "słoneczny poranek roku...", o którym pisał już Edd. Całość czytało mi się dobrze i płynnie, bez większych błędów.

Co do samej treści, to tekst jest zdecydowanie zbyt krótki. Nie zdążył się nawet na dobre rozkręcić, jedyne interesujące informacje dostajemy na sam koniec i zamiast wczuć się w klimat, zobaczyć i dowiedzieć się więcej, opowieść się urywa. To mi się nie podobało i jeśli mam określić ten fragment, to muszę przyznać, że jest sam w sobie mało interesujący. Wolałabym przeczytać więcej i zobaczyć Twoją wizję świata przyszłości, ocenić fabułę, dowiedzieć się o co chodzi w tym opowiadaniu. Nawet tytuł tego rozdziału nie ma żadnego odzwierciedlenia w treści. Liczyłam na coś więcej.
Miłości jestem posłuszna i szczęściu się nie opieram!
I czuję twoją pieszczotę i coraz bardziej zanikam,
I czuję twe pocałunki i coraz bardziej umieram.

Rok nieistnienia B. Leśmian

4
Prawdę mówiąc, nie przyciągnął mnie ani tytuł, ani gatunek - magnesem był wyraz "krótki". Przynajmniej na tym się nie zawiodłem.

Ale od początku.
Mimo drażniącego uszy głosu budzika, mimo wpadających przez szczeliny w żaluzjach promieni słonecznych, mimo bzyczenia natrętnej muchy, coś zawsze przykuwa do materaca, krępuje ruchy, kusi jeszcze pięcioma minutami, jeszcze chwilką, momentem, bo już za chwilę wstaję, już się podnoszę, już chwiejnym krokiem idę do łazienki i odkręcam kurek prysznica, pozwalając lodowato zimnej wodzie ocucić mnie, przywrócić światu Patryka Grabowskiego lat dwadzieścia jeden, rasa biała.
Nie za długie to? Niby wszystko trzyma się tu kupy, widać, o co Ci chodziło, ale da się to zrobić czytelniej. To zdanie jest jak zabita na szybie mucha, zmiażdżona i rozciągnięta, ale da się w niej zobaczyć kształt zwierzaczka. Spróbuj napisać to tak, żebym od razu zobaczył żywą muchę. A jak do tego będzie bzykać tak realistycznie, że aż ręka mnie zaświerzbi, by ją pacnąć, to sukces Twój. Między Grabowskim a "lat" wsadziłbym pauzę.
wyzwalając skrzypliwy jęk tapczanowych sprężyn
Mam mieszane uczucia co do Twojego neologizmu. Niby jakoś tam onomatopeicznie podskrzypuje, ale pasuje mi jak pięść do nosa. Weź to zmień.
Budzik grzmiał wniebogłosy, ryczał basowo niczym trąby jerychońskie
Chryste danie, co za budzik? Wiele w życiu słyszałem, ale żeby BASOWYCH? No no, niezły ma ten Grabowski sprzęt...
Włączył budzik.
WTF? Ja bym go raczej wyłączył, ale jak się Grabowskiemu podobają basy w budziku, to może sobie nawet włączonego włączać. Nie moja sprawa.
niemal potykając się o stojące mu na drodze hantle.
Stojące na jego drodze. To, że Grabowskiemu stoi na drodze, jakoś mnie średnio interesuje.
Szorowanie zębów, dokładne, mocne, ścieranie brudu z powierzchni szkliwa.
Czy aby przecinki są tutaj we właściwej liczbie i na swoich miejscach?
Dwa zacięcia, jedno na brodzie, drugie tuż poniżej oka.
Na Odyna, on sobie rzęsy golił?
Czajnik szumi cicho, Patryk wrócił do pokoju.
Czy komuś poza mną to zgrzyta? Tak logicznie rzecz biorąc, popatrz na to zdanie jeszcze raz.
niedziurawe skarpetki
Może "całe skarpetki" albo "skarpetki bez dziur"?
To i tak więcej, niż Patryk spodziewał się, wyciągając je z kontenera na śmieci.
Coś mi tu śmierdzi, i to wcale nie jest kontener. Szyk, interpunkcja, konflikt z prawem.
Chłopak nasypał herbacianych granulek do szklanki, zalał gotującą się wreszcie wodą.
Wreszcie? A to skąd?
Odstawiony czajnik zagwizdał, jakby z uznaniem.
Człeku, gotowałeś kiedyś wodę w czajniku z gwizdkiem? Gwizd jest przed nalaniem i odstawieniem, on Cię zawiadamia, że woda jest gotowa. Tak przy okazji - nastawia radio na "cichy chód", bo boi się obudzić rodziców, a gwizdek już mu nie przeszkadza? Hmm...
Zgrzytająca w zębach, gorzka z nutką goryczy.
Pychota. Gorzka z nutą goryczy... Masło o smaku masła?
Temperatura w całej Polscy
Ja rozumiem brak uczuć patriotycznych, ale żeby aż tak? Nec Caesar supra grammaticos!

OK, przeczytane. Bez fajerwerków, delikatnie zaś trącało Białoszewszczyzną. Pomysł Przewrotu w sumie nijaki, bo jak do tej pory do niczego nie prowadzi. Stworzenie jakiejś oryginalnej sytuacji to za mało, musisz ją jeszcze wykorzystać do swoich celów. A co masz na celu - to już Twoja sprawa.

A teraz idź i czyń zło - całkiem znośnie Ci to idzie. Keep writing.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

5
Na ulicy Patryka zaczepił wiszący na murze plakat.
Plakat był kolorowy, zaprojektowany za pomocą jednego z prostszych programów graficznych i wydrukowy na domowej drukarce. Zaczepił Patryka bezczelnie, grubiańsko, niczym podpity dresiarz w barze. Patryk przyzwyczajony był do takich zaczepek. Zignorował plakat. I tak wiedział, co było na nim napisane. Widział takie plakaty setki razy, w ciemnych zaułkach, na słupach, murach, płotach, ogrodzeniach, szybach wystawowych, drzwiach i oknach. Wszędzie. Większość było zrywanych, tylko kalekie strzępki barwnego papieru znaczyły miejsca, w których wisiały zaczepne świadectwa. Zbuntujcie się, wołały plakaty, nie musi tak być. Telewizja kłamie. Rząd kłamie. Obudźcie się ludzie. Razem utorujmy sobie drogę do wolności. Bądźmy Polakami. Plakaty wołały, nikt nie słuchał, nikogo nie obchodziło, bo to niebezpieczne, bo przecież bratni naród, bo zła Konfederacja. Przeciw czemu mamy się buntować? Przeciw Naczelnikowi, którego kochamy? Przeciw braciom Rosjanom? Polacy i Rosjanie razem, na drodze do szczęścia, do pokoju, do miłości.
Usłyszał strzał.
Mięśnie stężały. Powietrze stało się ciężkie i gęste, ołowiane i smoliste. Miodowe. Słodki smak paniki w ustach.
Czyjeś ciało szorując plecami o ceglastą fakturę osunęło się po ścianie i upadło głucho.
Patryk wstrzymał oddech.
Czarne kaski Grozy, czarne mundury, srebrne odznaki i ten ohydny odór fabrycznej śmierci, smaru broni, potu, krwi i prochu. I trójka krzątających się wokół Czarnych, w tych ich kaskach zakrywających twarze, skórzanych rękawicach i butach na grubej, twardej podeszwie. Kiedy Patryk był mały, wierzył święcie, że pod tymi kaskami, mundurami i rękawicami nie ma wcale ludzi, że tylko jakieś potwory, które za czarną powłoką muszą ukrywać swoją szpetotę. Nie widywało się agentów Grozy bez kasków. Nigdy.
Jeden z Czarnych pochylał się nad ciałem młodego chłopaka w podartych spodniach-bojówkach i białej koszulce, teraz postrzępionej i zabarwionej szkarłatem krwi.
Zobaczyli go.
Pomyślał - uciekać.
Nie poruszył się jednak, stał jak kołek gdy stojący najbliżej agent Grozy podszedł do niego i położył dłoń na kolbie wystającej z kabury broni.
Suche gardło. Język jak wiór, przymurowany do podniebienia.
Czarny stał tak blisko, że Patryk mógł zobaczyć swoje zniekształcone odbicie w lustrzanej powierzchni szybki kasku.
Jakie ja mam niebieskie oczy, pomyślał absurdalnie.
- Zabiliśmy wichrzyciela - powiedział agent Grozy. - Ten człowiek działał na szkodę narodu.
- Ten człowiek działał na szkodę narodu - powtórzył jak automat Patryk.
- Proszę odejść.
Patryk odwrócił się powoli. Kątem oka złowił jeszcze ciało, które Czarni wlekli do stojącej na poboczu furgonetki. Zabity był jeszcze chłopcem, dzieckiem niemalże, piętnastolatek o delikatnych, dziewczęcych rysach twarzy i jasnych jak słoma włosach. Na ulicy leżał jeszcze ochrzczony kilkoma kroplami krwi zielony plecak, z którego wysypały się barwne rulony plakatów. Zaczepne plakaty, które agent Grozy z pieczołowitością zebrał i wrzucił do foliowego worka.
Patryk skręcił w zaułek. Strzelą w plecy.
Nie strzelili.
Wiatr przyniósł strzęp plakatu.
"Obudźcie się" wołał.

6
Na ulicy Patryka zaczepił wiszący na murze plakat.
Jakiś przecinek by się przydał. Bez niego mamy "ulice Patryka"
wydrukowy na domowej drukarce
Może lepiej "wydrukowany w domu" ? Minimalnie zmienia to sens zdania, ale pozwala uniknąć powtórzenia.
Czyjeś ciało szorując plecami o ceglastą fakturę [q/uote]

Może "ceglaną" fakturę? Chyba o takie słowo ci chodziło.
Kiedy Patryk był mały, wierzył święcie, że pod tymi kaskami, mundurami i rękawicami nie ma wcale ludzi, że tylko jakieś potwory, które za czarną powłoką muszą ukrywać swoją szpetotę
najlepiej zlikwiduj to "że", bo to koszmarek jest jakiś
Pomyślał - uciekać.
Hm, nie wiem, może się czepiam... ale jakiś dziwny twór tu powstał. Albo zrobisz z tego np. "pomyślał, że trzeba uciekać" albo w ten sposób " - Muszę uciekać. - pomyślał."
Nie poruszył się jednak, stał jak kołek gdy stojący najbliżej agent Grozy podszedł do niego i położył dłoń na kolbie wystającej z kabury broni.
Tu zacząłem zastanawiać się czy przeczytałeś ten tekst przed wysłaniem na stronę... Bardzo niezgrabne zdanie, brak odpowiedniej interpunkcji, no i to nieszczęsne "stał, stojący, wystającej"

Nie powiesz chyba, że przeczytałeś to i nic Cię nie raziło w tym fragmencie?
Jakie ja mam niebieskie oczy, pomyślał absurdalnie
Wykorzystaj moc myślnika :p
Zabity był jeszcze chłopcem, dzieckiem niemalże, piętnastolatek o delikatnych, dziewczęcych rysach twarzy i jasnych jak słoma włosach.
Kolejne niechlujne zdanie, których niestety sporo jest w tekście. Przede wszystkim nie możesz łączyć takich opisów:
"Zabity był jeszcze chłopcem, dzieckiem niemalże" z "piętnastolatek o delikatnych, dziewczęcych rysach twarzy i jasnych jak słoma włosach" za pomocą przecinka...
Niestety fachowej nazwy takiego błędu nie znam.
Na ulicy leżał jeszcze ochrzczony kilkoma kroplami krwi zielony plecak
"Na ulicy leżał zielony plecack etc." Komplikujesz sobie proste zdanie przedziwnym szykiem wyrazów.

Powiem tak. Sam dopiero zaczynam się uczyć pisać, więc nie chce występować tu w roli jakiegoś "lepiej wiedzącego", ale o paru rzeczach nie sposób nie wspomnieć.

Przede wszystkim powtórzenia. Występują conajmniej kilka razy. Korzystaj z synonimów, albo zrezygnuj ze zdania jeśli nie potrafisz uniknąć powtórzeń tych samych wyrazów.

Stosujesz bardzo dużo wyliczeń różnych przedmiotów. Kilkakrotnie nagromadziłeś dużą ilość rzeczowników unikając przy tym przymiotników. Nie wypada to zbyt dobrze. Taka wyrecytowana zbitka przedmiotów nie pobudza wyobraźni czytelnika i nie pomaga w przekazaniu wykreowanego przez Ciebie obrazu.

Masz problem z tworzeniem dłuższych zdań. Przeczytaj jeszcze raz swój tekst. Wiele z dłuższych fragmentów wymaga oddzielenia kropką lub ponownej redakcji.

Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem. Pisz dużo, ale nie byle jak. To nie żaden wstyd spędzić więcej czasu nad poszczególnymi zdaniami. Niestety pewne elementarne normy poprawności to podstawa.

Mam nadzieje, że sam nie popełniłem jakiegoś błędu jako literacki żółtodziób:)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”