Chleb (tytuł roboczy) - baśń

1
Był sobie świat, piękny jak mało który, wypieczony w piecu słońca, przyrumieniony popołudniowym żarem, chrupki od promieni-płomieni, na czerstwym gruncie usadowiony, że aż się żyć a śpiewać chciało. Mieszkał na tym świecie mały ludek, co nie z kości i muskułów, a z ciasta i skórki miał swoje ciało. Siedział on na swojej wiosce, śmiejąc się i bawiąc, trosk ani łez nie znając.
Były tam chleby-rodzice i chlebowe dzieci, pieczone domki i chrupkie dachówki, drzewa i mosty, trawa i huśtawki – wszystko jak i u nas, ale z ciasta i skórki (bo bez skórki chleba upiec się nie da, choćby się kto nie wiem jak wytężał). Żyła tak sobie wioska, w dzień śmiechem, wieczorem śpiewem, a w nocy chrapaniem dźwięcząc, aż miło.
Bawiły się chlebki w chrupanego, w czerstwego niedźwiedzia i w wiele innych zabaw, przy których tyle było skakania, że aż im się piętki przecierały.
Ale nie trwała wiecznie muzyka szczęśliwości w uszach mieszkańców, bo oto pewnego dnia coś łupnęło, coś chrupnęło i wioska zaczęła trzeszczeć. Skórki spękały, a niektórzy to i okruszki wokół siebie rozrzucali, pędząc po okrągłym placyku od chatki do chatki, aby sprawdzić, czy i sąsiadom się przypadkiem źle nie dzieje.
A źle się działo! Tu i ówdzie domy objęło trzeszczenie, dachówki się łamały, na głowy ludkom-chlebkom spadając. Ściany jęły się kruszyć, jak farba, gdy się ze swojego miejsca złośliwie złuszcza. Sam ludek też chrupał i twardniał, a babce Chałce jak z ręki robótka kruszonkowa wypadła, to w drobny maczek się zmieniła, co rozbiegł się po całej podłodze, między deski wlazł i ani myślał wrócić! Sama babka już się nawet schylić po niego nie mogła, zawołała więc małego Połóweczka, żeby jej choć druty podniósł.
Połóweczek wpadł do pokoju, a kiedy zobaczył, co się babce stało, krzyknął brzydko: „Do chrupnia!”, bo mu aż sezam na głowie dęba stanął. Oto stara Chałka siedziała na fotelu, sztywna całkiem, pod nią leżały połamane druty do dziergania, a robótka, ścieg po ściegu stająca się szaliczkiem, leżała na podłodze porozbijana na więcej części niż wielkie puzzle Taty liczyły kawałków. I byłby tak stał z otwartą buzią do wieczora, gdyby mu dachówka na głowę nie spadła. Podskoczył na miejscu jak ugryziony, babce do rąk druty zniszczone wcisnął, napiętce się obrócił i po rodziców pogonił, aż się za nim kruszyło.
Kiedy do Taty dotarł, okazało się, że ten już wiedział, co się święci – bo Tato zawsze wie – i był w trakcie zwoływania zebrania w Bardzo Ważnej Sprawie. Połóweczek wiedział, że takie Sprawy zwłoki nie cierpią, wszedł więc na drzewo, skąd miał wyśmienity widok na plac pośrodku wioski, gdzie powoli zbierali się dorośli.
Kiedy słonce ześliznęło się nad horyzont i dopiekało znad niego ostatnimi promykami-płomykami, plac był już pełen. Tato wstąpił na podwyższenie, z którego wyrastał totem Łopaty Piekarza, wziął głęboki wdech i powiedział:
- Chleby i chlebki! Spotkała nas wielka tragedia, co sami zauważyliście! Nasze domy się rozsypują, podłogi kruszą się nam pod stopami, drzewom łamią się gałęzie!
W tym momencie Połóweczek popatrzył niepewnie po sobie, a potem przeniósł wzrok na drzewo, na którym siedział. Nagle jego konary wydały mu się o wiele mniej pewnym schronieniem. Tato zaś nie przerywał.
- Najgorsze jednak jest to, co dzieje się z nami! Nie ruszamy się już tak sprężyście, pęka na nas skórka, odpryskuje sezam…
- I mak! – krzyknął Pan Okrągły, niski a szeroki, z nosem upstrzonym makowymi piegami.
- Tak, to prawda – kontynuował Tato, zerknąwszy na Pana Okrągłego. – Jest w nas coraz mniej miękkiego ciasta i boję się, że jest tak, jak przepowiadał Szaman!
Na dźwięk tych słów przez tłum przeszła fala szmeru. Chleby przeniknął strach. Tu i ówdzie dały się słyszeć głosy: „Nie, tak być nie może!”, „To tylko bajdy stare!”, „Biada nam, chleby!”. Tato jednak uciszył tłum mroźnym spojrzeniem i wykrzyknął to słowo, którego wszyscy trwożni byli zmienić z myśli mrocznej w dźwięk.
- Sczerstwiejemy!
Teraz dopiero zaczęły się lamenty i płacze, jęki i błagania, krzyki i złorzeczenia, wszystko, co najgorsze, a tak kręcili się, biegali, skakali ze złości a gotowali w sobie, że się zdawało, jakby cały plac nagle oszalał i miotać we wszystkie strony naraz zaczął. Połóweczek zaś tak się zapamiętał w obserwowaniu chlebów, że nie dosłyszał, jak zaczyna pod nim trzeszczeć gałąź.
Tłum wciąż burzył się i grzmiał po tym jednym słowie, a krzyki jego narastały, że wydawało się Tacie, że nie da się już go uciszyć, a tym bardziej rozwiązania problemu szukać. I tracił już nadzieję na spokój ostatnią, gdy spośród cieni między drzewami, z lasu za najdalszym skrajem wioski wynurzył się kształt mroczny jakiś i jął powoli zbliżać się do placu, jakby lekko kuśtykając.
Był to bowiem stary i czerstwy Precel, na którym nie było już widać żadnych oznak dawnej świeżości. Już ani kawałeczek jego nie lśnił tak, jak to błyszczą precle za młodu, powykruszały się też wszystkie jego ziarnka maku, a zasuszony był tak, że wystarczyło, by jakaś myśl przebiegła sploty jego głowy, a już coś chrupało, trzeszczało i kruszyło się. A że myślał Precel bardzo, bardzo dużo i często, cały był spękany i cudem chyba w jednym kawałku się trzymał.
Parł więc Precel do przodu, podpierając się na swej niezwykłej lasce, co ją podobno kiedyś z dalekiego kraju był przywiózł, z żytniej maki uczynionej a czarnej jak środek nocy. Jakimś sposobem niemożliwym posłyszeli ludzie jego skrzypiący chód, który żadną miarą nie mógł być głośniejszy od rwetesu na placu panującego. Mniejsza o to, grunt, że ucichli, i jak starzec w krąg wchodził, cisza trwała nad wioską jak makiem zasiał – tylko trzeszczały kolana Precla, zmęczone życiem długim.
Potoczył stary po obecnych wzrokiem, głową pokiwał, coś do siebie mamrocząc, laską na Tatę wskazał, który spod totemu zstąpił, sam jego miejsce zajął i rozkazał ognisko wzniecić, jako że słońce już niemal zaszło i pomroka świat ogarniała. Takoż płomienie zaraz zaczęły tańczyć i rozświetliły twarz Precla, który pogrzebał laską w płonących polanach, westchnął głęboko i rozpoczął swą opowieść.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

2
Za mało, Grey. Za mało. <zgłodniała>

Zrobimy eksperyment ;) i jutro przetestuję tę bajkę na Rusałce. Zobaczymy jak się czyta.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

3
Z niecierpliwością będę czekać wyników eksperymentu. Tekst krótki, bo to moja dniówka. O dalszy ciąg się nie martw ;) A jak eksperyment się powiedzie, to wyślę Ci całość, bo na WM opublikuję tylko fragmenty.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

4
Uwielbiam oryginalne teksty. Ten mnie bardzo rozbawił, czekam na dalsze fragmnety. Normalnie sezam mi na głowe stanął, gdy go czytałam:) Do tego podobała mi się narracja, która była tak lekka, że sama nie wiem, kiedy dotarłam do końca fragmnetu. Jak dla mnie chlebobomba

5
O Matko! Lem zmartwychwstał!!! ;)

Za część zapomnianą "Cyberiady" wziąć by dzieło to można! Ale nie o kryształowych piętach (hm, hm) i bladawcach Autor nam tu prawi, jeno o piętkach chlebowych i kruszonkach kruchliwych!

Najbardziej mi się podoba, że nawiązując językowo do Lema, wymyśliłeś własne neologizmy, jak tu (wyszło świetnie):
GreyMoon pisze:napiętce się obrócił i po rodziców pogonił, aż się za nim kruszyło.
Natomiast to mi troszkę zazgrzytało:
GreyMoon pisze:Na dźwięk tych słów przez tłum przeszła fala szmeru.
Fala szmeru? A sam szmer nie mógł przejść? A najlepiej, żeby te chleby nie szemrały, tylko zrobiły coś, co bardziej pieczywu przystoi. Kto to słyszał, szemrający chleb? ;)

Reszta jest OK, więc też już więcej nie szemrzę, tylko czekam na ciąg dalszy. Zapowiada się rewelacyjnie.

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

6
Grey, całość możesz przesłać mi na @. Młodej bardzo się spodobało, chociaż musiałam niektóre rzeczy tłumaczyć :P Ale to akurat normalne.

Mnie też się podoba, zarówno pomysł i wykonanie :)
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

7
Ładne to, Greymoon, naprawdę. Świetnie ująłeś chlebowy klimat i świat, chyba pomogły w tym właśnie urocze noelogizmy. Natomiast wydaje mi się, że czasem przesadziłeś ze stylizacją na baśń - w niektórych miejscach składnia jest jakby aż za naprzestawna, np.
I tracił już nadzieję na spokój ostatnią, gdy spośród cieni między drzewami, z lasu za najdalszym skrajem wioski wynurzył się kształt mroczny jakiś i jął powoli zbliżać się do placu, jakby lekko kuśtykając.
Tak, to podkreślone to już za wiele - w moim odczuciu (czyli bardzo subiektywnie, bardzo, bardzo). A co za dużo to niezdrowo.
Co do pomysłu - przydałoby się więcej go pokazać, bo na razie trudno go ocenić. Niemniej idea pisania o chlebie bradzo ciekawa, niecodzienna. : ]
Podobało się, tak, tak.
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.

8
Oto... Ekhm... Taaa...
Praca plastyczna zainspirowana baśnią. Na obrazku - "Pan Chlebek" :D
Z pozdrowieniami od Amelki ;)

Obrazek

Data na zdjęciu kopnięta, znowu się coś popsuło.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”