Pechowa gra

1
Jest to tekst bitewny, czego z pewnością domyśli się większość z Was. Nie zmieniłem jego pierwotnej postaci - niczego nie dopisywałem ani nie skreślałem. Chciałbym zapoznać się z opiniami i zobaczyć, gdzie ten tekst kuleje.



Pechowa gra


  – Sporo tego, cholera. Myślisz, że uda nam się zgarnąć wszystko?
  – Jasne, a dlaczego niby nie?
  – Wiesz… Słyszałam o różnych, nazwijmy to – procedurach, przez które trzeba przejść, możemy wiele stracić.
  – Coś nam tam uszczypną, ale to tylko niewielki procent z całej sumy.
  – Ile?
  – Dwadzieścia jeden
  – W takim razie zostanie nam okrągłe osiemset tysięcy.
  – Z kawałkiem, moja droga, z kawałkiem.
Sławek zaciągnął się mocniej papierosem, po czym buchnął głębokim kłębkiem dymu wprost w twarz Teresy, która nie zorientowała się nawet, że jej długo wypracowywana fryzura tonie teraz w gęstych i szarych oparach. Wciąż myślała nad możliwościami, jakie staną przed nią otworem dzięki ubiegłotygodniowej wygranej. To było coś niesamowitego – wygrać milion zupełnie się o to nie prosząc. Teresa wiedziała, że to największa niespodzianka, jaka ją spotkała. Przynajmniej do tej pory.
  – Zamawiasz coś jeszcze, czy wychodzimy? – pyta Sławek.
  – Wychodzimy.

Założyli na siebie przewiewne kurtki i równym krokiem opuścili cuchnące wnętrze baru. Sławek od zawsze marzył o niewielkiej knajpce, zupełnie różniącej się od wszystkich innych, do jakich można było wstąpić zarówno w tym mieście, jak i w przyległych. Postanowił zapytać o zdanie dziewczyny.
  – Co sądzisz o małej inwestycji – zaczyna pobieżnie.
  – Nigdy o tym nie myślałam.
  – I? – Sławkowi nie wystarczyła odpowiedź.
  – I uważam, że to namacalne gówno, które prędzej czy później zacznie śmierdzieć. Przecież wiesz jak jest z rozwojem własnego biznesu w tym kraju… Pewnej pięknej środy skarbówce coś zaczyna nie pasować, a kiedy im sprawa przestaje się podobać, znajdują na ciebie byle jakiego haka.
To było coś, co przerosło oczekiwania chłopaka, nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Szedł żwawym krokiem, potykając się o wyżłobienia w asfalcie, a jego czarno-zielona bluza wydawała się wyraźnie unosić w obrębie klatki piersiowej. W pewnym momencie była bliska eksplozji, ale Sławek głośno wypuścił nagromadzone w płucach powietrze.
  – Co jest? – pyta Teresa. – Dlaczego tak ciężko oddychasz?
  – To chyba palenie daje o sobie znać.
Oboje zanieśli się krótkim, ale głośnym śmiechem.
  – Pokaż mi go! – nalega dziewczyna.
  – Tutaj? Teraz?
  – Nie chcę czekać aż do domu. Pokaż mi go teraz!
Sławek złapał suwak rozporka i pociągnął go w dół. Ukradkiem spojrzał na Teresę, której mina wyrażała raczej obrzydzenie niż ciekawość. Stłamsił w sobie nieokiełznany wybuch, z jakiego był znany w licealnych i zwrócił się do dziewczyny:
  – Co jest, cholera? Przecież chciałaś go zobaczyć!
Nastała chwila ciszy, której nie spodziewało się żadne z nich. Przez ten krótki moment w obrębie miejsca, w którym stali nie pojawiła się nawet żadna mucha przerywająca głuszę. To był odpowiedni czas, by oboje przemyśleli odpowiedzi i kierunek, w jakim pociągną tę rozmowę.
Najpierw odezwała się Teresa:
  – Idioto nie chodziło mi o niego – wskazuje jednoznacznie na penisa chłopaka – tylko o kupon. Chciałam się mu jeszcze raz przyglądnąć, bo być może to pozwoli mi zdecydować, co chcę kupić za wygraną forsę.
Następnie Sławek:
  – Na przyszłość wyrażaj się jaśniej! – Tym razem nie powstrzymał wybuchu agresji. – I przestań się zachowywać jak napalona dziwka!
To było mocne, naprawdę mocne. Ale tak niestety wygląda zdenerwowany Sławek.
Dziewczyna splotła ręce na wysokości klatki piersiowej i najzwyczajniej pokazała mu język. Wysunęła go bardzo daleko, więc w pewnym momencie zachciało się jej rzygać. Ale rzygać nie mogła, bo to przyciągnęłoby uwagę przechodniów.
  – Myślisz, że jesteś taki twardziel z tym kuponem?! – ripostuje.
Sławek w kolejnym przypływie emocji sięgnął do kieszeni, a potem wybałuszył oczy. Nerwowo zaczął poruszać schowaną dłonią, potem przyłączył do niej jeszcze jedną, a chwilę później upewnił się w przekonaniu, że stało się coś niedobrego, cholernie niedobrego. Na to Teresa, marszcząc brwi, zapytała:
  – Zgubiłeś, kretynie, nie?
To była ironia, prawdziwie kobieca ironia, przed która nie mogła się powstrzymać. Podejrzewała, że Sławek chce spłatać jej niemiły figiel, więc dołożyła wszelkich starań po temu, żeby wcale nie był zabawny. Dosłownie kilka sekund później przekonała się, że nic, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich minut nie było zabawne, przeciwnie – było kurewsko poważne.
  – Te… Tereska, zgubiłem, kurwa, kupon – oznajmia jak potulny baranek, przygotowany na pozimowe strzyżenie.
  – Nie miej mnie za totalną idiotkę, to nie jest zabawne! – dziewczynie zaczynają puszczać nerwy. Nigdy nie miała problemu z utrzymaniem ich na wodzy, ale gdy gra toczy się o pulę liczącą sobie osiemset tysięcy po odliczeniu podatku, każdemu niepostrzeżenie zaczynają pocić się dłonie.
  – Ja nie… nie wiem, jak to mogło się stać, ani g… gdzie zgubiłem ten kupon.
I to był ten moment, w którym Tereska zrozumiała, że ostatnim dowcipem dzisiejszego wieczora było nawiązanie do negatywnych skutków palenia, dających się we znaki chłopakowi. To wtedy ostatni raz się śmiała.
  – Boże! – jęczy głośno, tym razem nie zwracając uwagi na przedzierających się ukradkiem nastolatków, którzy przystają tylko na moment, by popatrzeć na krzyczącą w środku nocy dziewczynę. To dla nich pewnego rodzaju rozrywka, znacznie lepsza niż budowanie zamków z piasku, czy poklepywanie dziewcząt po tyłkach. Chłopcy spodziewali się sceny gwałtu, być może któryś skłoniłby się ku heroizmowi i ociągnął napastnika, ale kiedy zorientowali się, że to nie jest to, o czym fałszywie poinformowała ich świadomość, szybko odeszli, rzucając za siebie ukradkowe spojrzenia, co kilka kroków. – Ja mogłeś go zaprzepaścić, idioto? – pyta, jakby wyładowując towarzyszącą jej złość. W jednej chwili uświadomiła sobie, że wszystkie snute marzenia mogły i prawdopodobnie będą tylko i wyłącznie niespełnionymi fantazjami, które co jakiś czas nawiedzą ją we śnie, nadkładając nadmiaru cierpień – zupełnie tak, jakby chciały ją uśmiercić.
  – Chwileczkę, nikt nie powiedział, że go nie odzyskamy – ożywia się Sławek, pozostawiając za sobą letarg umysłowy. Od tej chwili zaczyna myśleć i działać jak prawdziwy mężczyzna. – Wróćmy teraz do tego cuchnącego baru, do stolika, przy którym siedzieliśmy. Pewnie tam go znajdziemy.
  – Myślisz, że nikt nie zainteresował się świstkiem papieru? Nie mógł przejść niezauważony!
Sławek wychyla szyję najpierw w prawo, później w lewo, czemu towarzyszy niemiły odgłos wyłamywania stawów.
  – Baby takie jak ty zawsze tylko gdybają. Chodźmy – zaoponował i ruszył.

Przy wspomnianym stoliku znaleźli pomięty skrawek papieru, ale kiedy Teresa rozwinęła go do połowy okazało się, że to nie jest ich szczęśliwy bonus. Podeszli więc do barmana i za drobną opłatą poprosili o podpowiedź, kto po ich wyjściu zajmował stolik. Barman, bardzo łapczywy koleś, prędko schował dwudziestozłotowy banknot do kieszeni, po czym wspomniał o wysokim, niezadbanym mężczyźnie z niebieskim kapeluszem – nazwał go bardzo dziwnym kolesiem widzianym tutaj po raz pierwszy – który zaraz powinien wrócić z kibla. Potem poprosił o zamówienie.
Sławek wyczytał z wyrazu jego twarzy wyzwanie, jakie im rzucał. Co za żarłacz, nie wystarczy mu to, co dostał, pomyślał. Spojrzał na Teresę, która wyraźnym skinieniem głowy kazała mu przystać na sugestię barmana.

Sączyli piwo, ciągle przyglądając się drzwiom łazienki, kiedy z tyłu zaszedł ich donośny, zachrypnięty głos:
  – Zdaje się, że państwo mnie szukacie?
Sławek obejrzał się przez prawe ramię w tym samym momencie, co Tereska. Oboje zlustrowali nieznajomego, zatrzymując wzrok na jego szklącym się oku. Również w tym wypadku ich reakcja była taka sama – zbyli to ciszą.
Mężczyzna widząc, że zwrócili swoją uwagę bardziej na sztuczne oko niż to, co mówił, odchrząknął w wyblakłą chusteczkę, na której dało zauważyć się zielonkawą wydzielinę pomieszaną ze sporą ilością krwi, a potem spoglądając na granatową spódnicę dziewczyny sięgającą delikatnie powyżej kolan, zwrócił się do Sławka:
  – Tak się składa, że mamy wspólny interes.
Nie trzeba było tłumaczyć tego zdania w szczególny sposób, wszyscy zainteresowani sprawą wiedzieli, kto jest teraz w posiadaniu kuponu.
  – Pan ma coś, co należy do nas – mówi Teresa.
  – Dziecinko, gdyby kupon należał do was nie było by mnie tutaj. Jak myślisz, skąd wiem o jego istnieniu? Czy zadałaś sobie to pytanie, kiedy ten dżentelmen – nie przerywając, wskazał na Sławka – informował cię o jego zaprzepaszczeniu?
Terasa przeniosła spojrzenie na Sławka, a potem z powrotem na nieznajomego.
  – Nie.
  – Więc to najodpowiedniejszy moment – stwierdza mężczyzna ponownie spluwając w chusteczkę.
Przez cały czas barman czyścił kieliszki przysłuchując się rozmowie, co zauważył nieznajomy. Kiwną głową i po chwili tamten opuścił stanowisko za barem przenosząc się do kuchni. Teraz mogli spokojnie porozmawiać, spokojnie, jeśli obędzie się bez podnoszenia krzyku i nieproszonych wulgaryzmów, które mogą przyciągnąć uwagę klientów.
  – Kochanek nie powiedział ci wszystkiego, dziecinko – mówi mężczyzna, a następnie spogląda pytająco na Sławka, który w moment pojmuje, o co chodzi, wzdryga się i pochyla głowę jakby unikając odpowiedzi. – Zrobisz to, czy mam cię wyręczyć, tchórzu? – naciska.
Sławek milczał. Z nadal pochyloną głową spoglądał na swoje poplamione buty marki reebook, z odchodzącą podeszwą. Nawet nie drgnął, kiedy nieznajomy położył dłoń na jego ramieniu, tylko ze stoickim spokojem wsłuchiwał się w to, co mówi, szukając usprawiedliwienia dla swojego czynu.
  – Może się przedstawię, młoda damo. Mam na imię Ted.
Nastąpiła chwila milczenia, może aż nazbyt długa, by Teresa zdecydowała odpowiedzieć cokolwiek. Mężczyzna ciągnął:
  – Wyobraź sobie taką sytuację: Zaplanowałem wyjazd do Rzymu. Właśnie czekam na odprawę, kiedy z głośników dobiega mnie komunikat o rekordowej wygranej w zakładach bukmacherskich na terenie Polski. Rzecz jasna nie przysporzyło mi to więcej radości, niż wczorajsze śniadanie. Ale w moment pojąłem, że przecież wstąpiłem ostatnio do jednego z takich zakładów i skreśliłem cholerne sześć cyfr. Wyjmuję kupon i czekam. W międzyczasie spiker informuje, że odprawa pasażerów lecących do Rzymu właśnie się zaczyna. Komunikat urywa się po ponownym powtórzeniu. Wyobraź sobie, dziecinko, że radio przeprowadza wywiad z ministrem skarbu! Co za numer! A ja nadal czekam pochylony nad tym kuponem. W pewnym momencie, wraz z tym, kiedy ten gnój usiadł obok mnie, minister powtórzył sześć par cyfr, dzięki którym pomiędzy dwadzieścia osób została rozdzielona nagroda o łącznej wartości pięćdziesięciu milionów. Kiedy je powtarzał, ja sprawdzałem czy zgadzają się z tymi skreślonymi przeze mnie. Zgadzały! Wyobraź sobie – mężczyzna po raz kolejny odkaszlał w pomarszczoną chusteczkę – że pierwszy raz w życiu, zupełnie przypadkowo wygrałem okrągły dwa i pół miliona! Wtedy ten złodziej – wskazał zakrwawioną chusteczką na Sławka – wydarł mi kupon, powiedział, że mam pecha i najzwyczajniej w świecie zwiał. Próbowałem go gonić, ale nie potrafiłem rozróżnić właściwej sylwetki pośród tłumu. Teresa już zdążyła wyciągnąć odpowiednie wnioski. Sławek oszukał zarówno nieznajomego, jak i ją samą mówiąc, że wygrał milion na loterii.
  – Jak pan nas odnalazł – pyta dziewczyna, robiąc się coraz milszą w stosunku do Teda.
  – O to też powinnaś zapytać swojego kochanka, dziecino – odpowiada, po czym dodaje: – Zechcesz wyjaśnić, przyjacielu?
Sławek od razu nabiera animuszu, wie, że nie ma już nic do stracenia, dlatego próbuje jako tako uratować swoją męską dumę. W tej chwili Tereska przestaje się dla niego liczyć.
  – Starcze, nie wiem, jakim sposobem ci się to udało ani gdzie się tego nauczyłeś, ale pewnej okropnej nocy wszedłeś do mojej głowy. Zadomowiłeś się tam na stałe, towarzysząc mi o każdej porze dnia i nocy. Robiąc cokolwiek słyszałem twój głos, twoje podpowiedzi mnie przerażały. Próbowałeś doprowadzić mnie do obłędu, chciałeś bym popełnił samobójstwo, jednak ja byłem mocniejszy – Sławek uśmiechnął się po ostatnim zdaniu. Czuł swoją wyższość, czuł, że to on wyjdzie z konfrontacji zwycięsko, a ta myśl przepajała jego ciało, dlatego wyraźnie się wyprostował i staną naprzeciw Teda. Ich oczy dzieliła granica zaledwie kilku centymetrów. Sławek czuł się zwycięzcą, zdecydowanie za wcześnie.
  – Starcze, nie wiem, jakim sposobem ci się to udało ani gdzie się tego nauczyłeś, ale pewnej okropnej nocy wszedłeś do mojej głowy. Zadomowiłeś się tam na stałe, towarzysząc mi o każdej porze dnia i nocy. Robiąc cokolwiek słyszałem twój głos, twoje podpowiedzi mnie przerażały. Próbowałeś doprowadzić mnie do obłędu, chciałeś bym popełnił samobójstwo, jednak ja byłem mocniejszy – Sławek uśmiechnął się po ostatnim zdaniu. Czuł swoją wyższość, czuł, że to on wyjdzie z konfrontacji zwycięsko, a ta myśl przepajała jego ciało, dlatego wyraźnie się wyprostował i stanął naprzeciw Teda. Ich oczy dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Sławek czuł się zwycięzcą, zdecydowanie za wcześnie.
Starzec wymierzył mu policzek, po którym obaj wyraźnie się zachwiali. Ted wykorzystał jednak podporę w postaci drewnianej rzeźbionej laski, w przeciwieństwie do Sławka lądującego na podłodze, między wysokimi krzesłami. Uderzenie było na tyle celne, że przez kilka dobrych sekund nie mógł się podnieść, a kiedy już wstał tocząc pianę z ust gotowy rzucić się na starca w każdej chwili, na drodze stanęła dziewczyna. Nie zastanawiała się przesadnie długo – zrobiwszy spory krok do tyłu wymierzyła Sławkowi potężny kopniak, który dzięki żwawej reakcji mężczyzny wylądował na udzie turbując przy tym mięśnie na tyle mocno, że Sławek stracił czucie i upadł na kolana.
  – Ty dz... dziwko - jąka się, obejmując zbolałe miejsce.
Ted zbliżył się do niego wyraźnie utykając, a potem - trzymając go na odległość laski - powiedział jednym tchem, nie przerywając ani na moment:
  – Uspokój się chłopcze, bo dzisiaj to dzięki niej staniecie się prawowitymi zwycięzcami. Proponuję układ. Macie dwa wyjścia: albo zabierzecie kupon i uciekniecie albo spełnicie moją prośbę.
Sławek zerwał się na równe nogi ożywiony i złapał pod ramię dziewczynę, która przysłuchiwała się starcowi w sposób równy hipnozie. Żadne z nich nie odważyło się przerwać, jakby w obawie, że wytrącenie mówiącego ze stanu, w jaki popadł po uderzeniu chłopaka, będzie jednoznaczne z nieprzystaniem na proponowane warunki umowy. Ted ciągnął dalej:
  – Sprawa jest bardzo prosta. Oferuję wam ten kupon w zamian za przekazanie pewnej wiadomości mojej dawnej znajomej. Niestety kilka lat temu nasz kontakt został przerwany przez drastyczny i zupełnie nieprzewidywalny ciąg wydarzeń, które zaprowadziły mnie do tej mieściny pozwalając kupić skromny domek tuż przy stacji kolejowej - mówi, sporadycznie odchrząkając w chusteczkę całą przebarwioną na zielono-czerwony kolor. – Przyszła starość, a razem z nią problemy, dlatego po raz drugi w życiu postanowiłem uciec, tym razem do Rzymu. Nie będę wam tłumaczył dlaczego wybrałem to miejsce, młodych i tak nic nie obchodzą nasze opowieści i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, tylko wy jesteście mało spostrzegawczy i czasem, z dobrego serca poświęcacie kilkanaście minut na wysłuchanie tego, co mamy do powiedzenia.
Nikt nie przerwał krwotoku jego słów. Tylko Sławek wyraźnie się poruszył rezygnując z rozmasowywania zbolałego miejsca. Teraz jego uwagę wyraźnie przykuły słowa mężczyzny, słowa, których się zupełnie nie spodziewał podobnie jak mocnego kopniaka od Tereski. Niewidocznie i nieznacznie wyczulił swój słuch, spoglądając co jakiś czas na dziewczynę, jakby szukając potwierdzenia, że odgrywająca się tutaj scena nie jest wytworem jego wyobraźni, a on sam złym bohaterem wykreowanym przez podświadomość. Myśl o nocnych koszmarach zupełnie nie podobnych do tej sytuacji, koszmarach o jakich śnił co jakiś czas przyprawiła go o konsternację. Wzdrygnął się w obawie przed nową, zupełnie nieznaną sytuacją. Potem ponownie spojrzał na Teda, który ani myślał przerwać trwającego od dłuższego czasu wywodu na temat moralności i zadań powierzonych współczesnej młodzieży.
  – …i nawet nie szanujecie. Ale powiedzmy, że ta sytuacja jest inna od pozostałych, bo ja tak chcę. – Sięgnął do kieszeni i wyciągnął przełamanego na pół papierosa, by po chwili zakląć i rzucić maleńką końcówkę z filtrem poza bar. Odszedł od dwójki swoich słuchaczy tylko na moment, a kiedy wrócił nikłe czerwone światełko u jego ust przybierało na sile za każdym zaciągnięciem. Odkaszlał kilkakrotnie tym razem rezygnując z chusteczki, po czym otarł splamione usta bordowym rękawem marynarki.
  – Znajoma nazywa się Marion Koszalińska. Nie znam jej dokładnego adresu, ale wy wyglądacie na dosyć ambitnych, więc poradzicie sobie ze szybkim namierzeniem aktualnej lokalizacji, jestem o to spokojny. Wymieńcie kupon na forsę i poświęćcie kilka tysięcy na podróż. Kiedy odnajdziecie Marion, przekażcie jej to. – Ted wyciągnął przełamaną na pół kopertę i zupełnie nietknięty kupon. – Oczywiście nie muszę tłumaczyć, że treść wiadomości jest dla was ukryta; nie możecie jej otwierać, a tym bardziej czytać to, co napisałem do Marion. – Podał dokumenty dziewczynie, która zawahała się tylko na chwilę, a potem schowała je do torebki pomiędzy upchane kosmetyki. – Tutaj kończy się nasza znajomość – mówi, po czym zakłada niebieski kapelusz i rusza w kierunku drzwi. Zatrzymuje się nagle i przez ramię mówi:
  – Przepraszam Sławku, już więcej nie będę uprzykrzać ci codzienności. Wychodzę z twojej głowy. Niestety – rzuca i wychodzi. Zza drzwi słychać tylko odgłos kasłania, a potem już nic więcej.
  – Skurczybyk, skąd znał moje imię? – pyta Sławek, nie zwracając się do konkretnej osoby.

W międzyczasie wraca barman. Podnosi wyrzucony przez starca kawałek papierosa i rzuca do kosza na piętrzący się stos innych odpadków. Papieros odbija się od szklanej butelki z pękniętą szyjką i, obracając się wokół własnej osi, ląduje za drewnianą wnęką. Ale barman tego nie zauważa bardziej skupiony na zdziwionych minach Teresy i Sławka. Dziewczyna mówi coś niezrozumiałym głosem, prawie szeptem, by chwilę później wtulić się w rozgrzane ciało chłopaka.
  – A skąd mam to wiedzieć? – odpowiada i całuje go w policzek. – Najważniejsze, że mamy kupon. Choć, zamienimy go na forsę i odnajdziemy tę staruchę. A potem zrobimy sobie wakacje, bardzo długie wakacje – proponuje, ale Sławek nie odpowiada, wciąż skupiony na ostatnich słowach starca. Dziewczyna szarpie go jednocześnie przerywając stan letargu w jaki popadł. Sławek otrząsa się, łapie ją pod ramię i oboje ruszają w kierunku wyjścia, tym samym śladem, co Ted. Przystają tylko na chwilę, by przysłuchać się słowom barmana:
  – Powodzenia – rzuca. Patrzą na niego pytającym wzrokiem. Sławek ściska dłoń miażdżąc biodro dziewczyny, jednak w porę się na tym łapie i puszcza. Tereska nawet nie drga, tylko wciąż ze zdziwieniem przygląda się barmanowi. – Bardzo wam się przyda – dodaje ubrany w ciemnofioletową koszulę barman.
A potem oboje wychodzą, Sławek, zapominając o manierach, pierwszy, za nim dziewczyna. Odprowadzają ich smutne miny klientów, wszystkich w podeszłym wieku.

Późniejsze wydarzenia, to historia, która aż prosi się, o przelanie na papier, to plątanina niezwykłych wydarzeń, labirynt, w którym spotykają się dwa pokolenia – młodych i starych, i tylko jedno z nich zna wyjście z objęć potwora, jakim jest życie…

(...)

2
Edd pisze:nazwijmy to – procedurach
nie wiem, czy to jest błąd, może nie jest, ale ten myślnik mnie razi w dialogu. ale może to jest dopuszczalne, nie wiem.
Edd pisze:przewiewne kurtki
Edd pisze:czarno-zielona bluza
po co nam to wiedzieć? czy to są ważne informacje z punktu widzenia czytelnika?
Edd pisze:To było coś, co przerosło oczekiwania chłopaka, nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Szedł żwawym krokiem, potykając się o wyżłobienia w asfalcie, a jego czarno-zielona bluza wydawała się wyraźnie unosić w obrębie klatki piersiowej. W pewnym momencie była bliska eksplozji, ale Sławek głośno wypuścił nagromadzone w płucach powietrze.
rozumiem, że to jest opis zdenerwowania, tylko po co taki rozwleczony o syntetyczny?
Edd pisze:z jakiego był znany w licealnych i zwrócił
brakuje słowa?
Edd pisze:nie pojawiła się nawet żadna mucha przerywająca głuszę.
potrzebne?
Edd pisze:Najpierw odezwała się Teresa: [1]
  – Idioto nie chodziło mi o niego – wskazuje jednoznacznie na penisa chłopaka – tylko o kupon. Chciałam się mu jeszcze raz przyglądnąć, bo być może to pozwoli mi zdecydować, co chcę kupić za wygraną forsę.
Następnie Sławek: [2]
  – Na przyszłość wyrażaj się jaśniej! – Tym razem nie powstrzymał wybuchu agresji. – I przestań się zachowywać jak napalona dziwka!
1. nie lepiej napisać coś w stylu "Teresa odezwała się pierwsza"?
a potem [2] wywalić
Edd pisze:To było mocne, naprawdę mocne. Ale tak niestety wygląda zdenerwowany Sławek.
niepotrzebny wtręt. "napalona dziwka" mówi samo za siebie i dzięki niemu widzimy jak wygląda zdenerwowany Sławek
Edd pisze:Wysunęła go bardzo daleko, więc w pewnym momencie zachciało się jej rzygać.
czy to jest w ogóle możliwe?
Edd pisze:oznajmia jak potulny baranek, przygotowany na pozimowe strzyżenie.
fajne
Edd pisze:znacznie lepsza niż budowanie zamków z piasku, czy poklepywanie dziewcząt po tyłkach.
spory rozstrzał, wprowadza zamieszanie. nie wiem ile te dzieciaki mogą mieć lat. 5? 15?
Edd pisze:ociągnął
Edd pisze:Ja mogłeś go zaprzepaścić, idioto?
literka?
Edd pisze:Barman, bardzo łapczywy koleś, prędko schował dwudziestozłotowy banknot do kieszeni,
a nie lepiej opisać sposób chowania banknotu, tak, zebyśmy z tego wywnioskowali, ze barman jest łapczywy?

np.
barman, z chytrym (a może nawet "łasicowatym"? ;) ) uśmieszkiem, prędko schował dwudziestozłotowy banknot do kieszeni.

wiem, że "chytry uśmiech", to oklepane, ale chodzi mi o coś w ten deseń.
Edd pisze:Nie trzeba było tłumaczyć tego zdania [1] w szczególny sposób, wszyscy zainteresowani sprawą wiedzieli, kto jest teraz w posiadaniu kuponu. [2]
[1] nie trzeba tłumaczyć,
[2] po czym nam tłumaczysz

w ogóle wywal to zdanie i opisz sprawę tak, żeby to było dla nas oczywiste
Edd pisze:kiedy ten dżentelmen – nie przerywając, [1] wskazał na Sławka [2]– informował cię o jego zaprzepaszczeniu?
Terasa przeniosła spojrzenie na Sławka, a potem z powrotem na nieznajomego.
1 sam zapis dialogu mówi nam o tym, że nie przerywał, a nawet gdyby przerwał, to nic złego by się nie stało. wywalić
2. powtórzenia
Edd pisze:Kiwną głową
literówka
Edd pisze:właściwej sylwetki pośród tłumu. [-] Teresa już zdążyła wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Edd pisze:staną
literówka
Edd pisze:Nie zastanawiała się przesadnie długo
wywalić
Edd pisze:która przysłuchiwała się starcowi w sposób równy hipnozie.
jakieś takie pokraczne
Edd pisze:Myśl o nocnych koszmarach zupełnie nie podobnych do tej sytuacji, koszmarach o jakich śnił co jakiś czas przyprawiła go o konsternację. Wzdrygnął się w obawie przed nową, zupełnie nieznaną sytuacją. Potem ponownie spojrzał na Teda, który ani myślał przerwać trwającego od dłuższego czasu wywodu na temat moralności i zadań powierzonych współczesnej młodzieży.
  – …i nawet nie szanujecie. Ale powiedzmy, że ta sytuacja jest inna od pozostałych, bo ja tak chcę.
powtórzenia
Edd pisze:poradzicie sobie ze szybkim namierzeniem
niby w dialogu, więc teoretycznie może być, ale coś czuję, ze to zwykła literówka ;)
Edd pisze:Ale barman tego nie zauważa bardziej skupiony na zdziwionych minach Teresy i Sławka.
wywalić
Edd pisze:Ale barman tego nie zauważa bardziej skupiony na zdziwionych minach Teresy i Sławka. Dziewczyna mówi coś niezrozumiałym głosem, prawie szeptem, by chwilę później wtulić się w rozgrzane ciało chłopaka.
  – A skąd mam to wiedzieć? – odpowiada i całuje go w policzek. – Najważniejsze, że mamy kupon. Choć, zamienimy go na forsę i odnajdziemy tę staruchę. A potem zrobimy sobie wakacje, bardzo długie wakacje – proponuje, ale Sławek nie odpowiada, wciąż skupiony na ostatnich słowach starca. Dziewczyna szarpie go jednocześnie przerywając stan letargu w jaki popadł. Sławek otrząsa się
powtórzenia. im dalej w las, tym więcej drzew, bo potem tych "Sławków" jak "mrówków" ;)
Edd pisze:– Bardzo wam się przyda – dodaje ubrany w ciemnofioletową koszulę barman.
czy to ważne?
Edd pisze:Późniejsze wydarzenia, to historia, która aż prosi się, o przelanie na papier, to plątanina niezwykłych wydarzeń, labirynt, w którym spotykają się dwa pokolenia – młodych i starych, i tylko jedno z nich zna wyjście z objęć potwora, jakim jest życie…
parafrazując:
Późniejsze wydarzenia pozostały tylko w mojej głowie, bo nie wystarczyło mi czasu/energii/ochoty na ich opisane, więc urwałem w zasadzie w pół zdania ;)

to tyle, tak na szybko ;)

podsumowując, i to czego nie napisałem wcześniej:
mieszanie czasów. całkowicie niepotrzebne. wprowadza zamieszanie, a nic nie daje.
całkiem nieźle radzisz sobie ze zdaniami wielokrotnie złożonymi. ja za takimi nie przepadam, ale tobie to nawet wychodzi.
ktoś napisał, że widzi tutaj klimat z sincity. to prawda, też to widzę. dosyć plastycznie to pokazałeś.

nie jest źle, ale trzeba to mocno doszlifować i dopisać resztę historii.

pozdrawiam
pP
Leniwiec Literacki
Hikikomori

4
Najpierw błędy, czy też fragmenty, które zwróciły moją uwagę w sposób negatywny ;)
Słyszałam o różnych, nazwijmy to – procedurach, przez które trzeba przejść, możemy wiele stracić.
Ja bym dała kropkę po "przejść".
wygrać milion
Dobra, może jestem ślepa, mało bystra, ale ile oni w końcu wygrali? Milion (jak tak, to czemu po odliczeniu 21% zostaje im ponad osiemset tysięcy), jakąś inną kwotę, przeszło dwa miliony, o których mowa później? Bo ja się gubię. Wiem, że to czepianie się pierdół, ale jako ścisła dusza zwracam uwagę na takie rzeczy.
Szedł żwawym krokiem, potykając się o wyżłobienia w asfalcie,
W tym momencie jakikolwiek pozytywny obraz tego chłopaka natychmiast runął. Fajtłapa potykający się co krok na chodniku, marzący o inwestycjach xP
A tak poważnie, to strasznie mi ta uwaga o potykaniu się nie podeszła.
jego czarno-zielona bluza wydawała się wyraźnie unosić w obrębie klatki piersiowej. W pewnym momencie była bliska eksplozji, ale Sławek głośno wypuścił nagromadzone w płucach powietrze.
Kto był bliski eksplozji? Bluza? Klatka piersiowa? I jedna i druga opcja jakoś mi się nie widzi. Zdanie straszliwie koślawe.
Przez ten krótki moment w obrębie miejsca, w którym stali nie pojawiła się nawet żadna mucha przerywająca głuszę.
Szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy ten wyraz może być użyty w takim sensie. Ja w każdym razie pod hasłem głusza wyobrażam sobie jakiś dziki zakątek czy coś... Nie lepiej byłoby po prostu: "ciszę"?
upewnił się w przekonaniu
Nie wystarczy "upewnił się" albo "przekonał się"? Taka trochę koszmarna konstrukcja Ci wyszła.
Na to Teresa, marszcząc brwi, zapytała:
  – Zgubiłeś, kretynie, nie?
Kilka razy wprowadzasz w ten sposób wypowiedź (w sensie "na to" czy "następnie" itp.) i bardzo mnie to drażni. Wystarczyłoby:
- Zgubiłeś, kretynie, nie? - spytała, marszcząc brwi.
Chłopcy spodziewali się sceny gwałtu
Po co o tym informujesz? Opisz ich spojrzenia, jakieś komentarze, reakcje... Akurat czego banda nastolatków może się spodziewać po kobiecie wrzeszczącej w środku nocy czytelnik może się łatwo domyślić.
– Myślisz, że nikt nie zainteresował się świstkiem papieru? Nie mógł przejść niezauważony!
Świstek papieru? No cóż, zgadzam się z Teresą - nie mógł przejść (się?).
ączyli piwo, ciągle przyglądając się drzwiom łazienki, kiedy z tyłu zaszedł ich donośny, zachrypnięty głos
Nie wiem, czy głos może kogoś "zajść z (od) tyłu". Nie wydaje mi się.
spokojnie, jeśli obędzie się bez podnoszenia krzyku i nieproszonych wulgaryzmów,
Ej, nie musisz mi tłumaczyć, na czym polega SPOKOJNA rozmowa ;)
przypadkowo wygrałem okrągły dwa i pół miliona
okrągłe (chociaż ja nie lubię, jak ktoś stosuje to słowo do liczb z częścią ułamkową - nieważne, jak duże by nie były)
Ich oczy dzieliła granica zaledwie kilku centymetrów
Raczej odległość. Granica kojarzy się bardziej z cienką linią coś rozdzielającą (ograniczajacą).
Niewidocznie i nieznacznie wyczulił swój słuch,
Jak można wyczulić swój słuch widocznie?
nie możecie jej otwierać, a tym bardziej czytać to, co napisałem do Marion
Szczezrze mówiąc po tym zdaniu poczułam się zupełnie zdezorientowana. Nie powinno być: "a tym bardziej czytać tego, co napisałem do Marion"?
Choć, zamienimy go na forsę i odnajdziemy tę staruchę.
Chyba: "chodź"?
Sławek ściska dłoń miażdżąc biodro dziewczyny, jednak w porę się na tym łapie i puszcza.
Dla mnie to brzmi koszmarnie. Za ciężko. Ściska, łapie, puszcza... CZegoś tu za dużo.

I tyle znęcania się nad tekstem wystarczy.
Starałam się nie powtórzyć niczego po padaPada, ale mogłam coś przeoczyć.

A teraz słowo na zakończenie.

Pomysł mnie zaciekawił, ale sama historia nie rozwinęła go wystarczająco. Opowiadanie urwane właściwie na wstępie.
Język do poprawy. Czyta się dość męcząco. Nie miałeś czasu na korektę?
Zmiany czasów. Jakiś koszmar. Próbowałeś wprowadzić je w jakiś uporządkowany sposób, ale po pierwsze często się to załamuje, po drugie i najważniejsze nie rozumiem: po co?

Powiem tak: jako opowiadanie oceniam to bardzo nisko. Jako materiał na opowiadanie - pozytywnie. :)
Na pewno dasz radę stworzyć z tego coś dobrego.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

5
  – Coś nam tam uszczypną, ale to tylko niewielki procent z całej sumy.
  – Ile?
  – Dwadzieścia jeden
1. Jeżeli procent, to jaki, nie ile
2. Kropka zjedzona po "jeden"
pyta Sławek
Czas
Sławek od zawsze marzył o niewielkiej knajpce, zupełnie różniącej się od wszystkich innych, do jakich można było wstąpić zarówno w tym mieście, jak i w przyległych
Ajaj... przegadane to trochę. Nie można by prościej, np.
"Sławek zawsze marzył o niewielkiej knajpce, zupełnie innej niż te, do których miał okazję wstępować"
Lżej by się czytało
  – Co sądzisz o małej inwestycji – zaczyna pobieżnie
1. To jest pytanie, a więc pytajnik na końcu
2. Czas
  – I? – Sławkowi nie wystarczyła odpowiedź
Tautologia. Wywal albo kwestię, albo informację od narratora. Jeżeli pyta o więcej, to wiadomo, że mu nie wystarczyła odpowiedź
a jego czarno-zielona bluza wydawała się wyraźnie unosić w obrębie klatki piersiowej
Co? xD
  – Pokaż mi go! – nalega dziewczyna
1. Czas
2. Dałbym tutaj jakieś słowo w stylu "nieoczekiwanie" - bo tak, jak jest, to trochę ni z gruchy, ni z pietruchy...
  – Idioto nie chodziło mi o niego – wskazuje jednoznacznie na penisa chłopaka
1. Czas
2. Po/przed wołaczu/wołaczem przecinek - po "idioto"
To było mocne, naprawdę mocne. Ale tak niestety wygląda zdenerwowany Sławek
Czas
Dziewczyna splotła ręce na wysokości klatki piersiowej i najzwyczajniej pokazała mu język. Wysunęła go bardzo daleko, więc w pewnym momencie zachciało się jej rzygać. Ale rzygać nie mogła, bo to przyciągnęłoby uwagę przechodniów
Coś czuję, że zaczynasz popadać w bełkototok : P Kompletnie nie jarzę, po co mi te informacje i jak mają się do treści. Coś a la Masłowska (którą podziwiam za tak skuteczne i konsekwentne lanie wody przez dwieście stron)
ociągnął napastnika
Literówa
Chłopcy spodziewali się sceny gwałtu, być może któryś skłoniłby się ku heroizmowi i ociągnął napastnika, ale kiedy zorientowali się, że to nie jest to, o czym fałszywie poinformowała ich świadomość, szybko odeszli, rzucając za siebie ukradkowe spojrzenia, co kilka kroków
Pogrubione można wywalić
okazało się, że to nie jest ich szczęśliwy bonus
Jesteś pewien, że o to słowo ci chodziło?
nazwał go bardzo dziwnym kolesiem widzianym tutaj po raz pierwszy
Koszmarek stylistyczny. "Nazwał go bardzo dziwnym kolesiem, dodając, że widział go tu po raz pierwszy"
nie było by mnie tutaj
Byłoby
Jak myślisz, skąd wiem o jego istnieniu? Czy zadałaś sobie to pytanie, kiedy ten dżentelmen – nie przerywając, wskazał na Sławka – informował cię o jego zaprzepaszczeniu?
Wydaje mi się, że nie mogła zadawać sobie tego pytania wtedy, bo wtedy jeszcze nie wiedziała o istnieniu tego kolesia
Kiwną głową
ponownym powtórzeniu
Brzmi jak masło maślane, nie?
okrągły dwa i pół miliona!
Okrągłe
Próbowałem go gonić, ale nie potrafiłem rozróżnić właściwej sylwetki pośród tłumu. Teresa już zdążyła wyciągnąć odpowiednie wnioski. Sławek oszukał zarówno nieznajomego, jak i ją samą mówiąc, że wygrał milion na loterii
Co jest kwestią, a co narracją?
  – Jak pan nas odnalazł – pyta dziewczyna
Znak zapytania
staną naprzeciw Teda
Ted wykorzystał jednak podporę w postaci drewnianej rzeźbionej laski, w przeciwieństwie do Sławka lądującego na podłodze, między wysokimi krzesłami
Straszne jest to zdanie. Zrób z nim coś
"Ted wykorzystał podparł się jednak drewnianą laską, w przeciwieństwie do Sławka, który wylądował na podłodze"
krwotoku jego słów
Co? xD
Choć, zamienimy go na forsę
Chodź

Ufff... musiałem przebrnąć przez to już drugi raz i wierz mi, nie było łatwo : P Przede wszystkim piętrząca się masa maluczkich błędów takich jak powyższe, zmiany czasu narracji, powtórzony akapit i specyficzna maniera w stylu, którą trudno mi określić
Nie będę porównywał tego do Sin City, nie poczułem tego klimatu (hm... czyżby dlatego, że nie oglądałem ani nie czytałem Sin City? : D), ale coś w tym jest. Może jakaś tajemnica, której na razie nie możemy poznać, bo opowiadanie kończy się jak zwiastun, może coś innego, kto wie...
ale jednak strasznie przeszkadza mi twoja skłonność do konstruowania dziwnych zdań, gramatycznie poprawnych, ale dziwnie niezrozumiałych, gdzie pewne rzeczy pełnią funkcję nie taką, jaką powinny, na przykład:
"Ted wykorzystał jednak podporę w postaci drewnianej rzeźbionej laski, w przeciwieństwie do Sławka lądującego na podłodze, między wysokimi krzesłami"
Musisz spytać innych, czy ich też to razi, bo mnie osobiście tak. Czasami mam ochotę przysnąć, czytając to-to
Proponuję: weź to na warsztat, popraw, co jest do poprawienia, i napisz ciąg dalszy. Jeżeli trzeba, daj dojrzeć pomysłowi i dopiero potem chwyć pióro i daj temu tekstowi rozbłysnąć, rozpęcznieć, żeby osiągnął 60-100k znaków. Mogłaby wyjść całkiem fajna przygoda

No... to tyle

A, byłbym zapomniał. Upomnę się o browca... w swoim czasie : D

6
Masa, cała masa tych niedopatrzeń, niedomówieni i nieudolnych form. Chciałbym Wam bardzo, bardzo serdecznie podziękować za recenzje. Bin, jeśli spotkamy się na którymś zlocie będzie "browarzenie" :mrgreen:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”