Duch zemsty

1
Duch zemsty.



Nikt nie mógłby nigdy przypuszczać, że niezmierzone piękno tej cudownej krainy może tak łatwo prysnąć mimo tego, że wciąż będzie trwać niczym Góra świętych, która na samym początku wieczności wyrosła gdzieś tam na odległym południu. Nikt nie mógłby nigdy przypuszczać, że nawet niewielkie zło jest w stanie zniszczyć każde, nawet największe dobro, i zgładzić wszystko to co dla ludzi dobrych jest święta.



Ten dzień tylko pozornie miał nie różnić się od wszystkich poprzednich. Gdyby Ichi (czyt. Iczi) wiedział co go dzisiejszego dnia czeka, już od dawna tęskniłby za tą nudną, ukochaną codziennością.

Ojciec jak co dzień rano wysłał swego syna by nazbierał drewna na opał. Za każdy razem mówił mu:

- Synku, nazbieraj jak najwięcej. Będziemy go dzisiaj potrzebować naprawdę dużo.

Ichi poszedł więc do pobliskiego lasu wykonać polecenie ojca. Zwykle była to dla niego smutna konieczność. Tym razem było jednak inaczej. Tak jak poprzedniego dnia Ichi wraz z ojcem miał kontynuować wykuwanie swojego pierwszego w życiu miecza.

Ojciec chłopca, Voughan, był z zawodu kowalem, i to jednym z najlepszych w Barbarii. Od najmłodszych lat uczył swego jedynego syna tego trudnego rzemiosła. Przez te wszystkie lata nie tylko wpoił chłopcu sporą część tajników przekazywanych z pokolenia na pokolenie, ale również pasję i zamiłowanie do ujarzmiania pozornie odpornego na to żelaza.

Do tej pory wolno mu było wykonywać jedynie proste narzędzia rolnicze, podkowy oraz inne przyrządy stosowane w gospodarstwach Barbarii. Chłopiec jednak czuł wielki pociąg do broni, a zwłaszcza do mieczy. Było to dla Voughana całkiem zrozumiałe. Ichi miał zaledwie 17 lat, a w jego wieku chłopcy nie myślą o niczym innym tylko o przygodach i zaszczytach godnych jedynie prawdziwego wojownika.

Ichi już od dawna błagał ojca by nauczył go jak wykuwa się broń. W prawdzie był już na tyle doświadczony, że bez trudu poradziłby sobie z tym wyzwaniem sam, ale uparł się, że jego pierwszy miecz będzie doskonały, a jego zdaniem pomoc, a przynajmniej drobne wskazówki ojca, jest tu nieodzowna.

Tak więc dzień wcześniej Voughan uległ synowskim namowom. Cieszył go ten młodzieńczy upór. Pamiętał czasy kiedy on sam miał w sobie tyle samo, o ile nie więcej, zapału do spełniania swoich pragnień. To były czasy.

Zaskoczyła go, i ogromnie uradowała, postawa chłopca. Nie liczył on na to, że ojciec poprowadzi go niczym jakiegoś brzdąca za rączkę przez cały proces wytwarzania miecza.

Ichi od samego początku miał swój własny koncept dotyczący nie tylko kształty czy wymiarów broni. W głowie młodzieńca powstał nawet dokładny plan zdobień zarówno rękojeści jak i klingi. Wzdłuż ostrza miały znaleźć się wygrawerowane przeplatające się pnącza pokryte cierniami. Miecz miał nazywać się Spinae, co znaczyło kolec, stąd te nietypowe zdobienia.

Według założeń chłopca broń miała być w pełni przystosowana do jego możliwości fizycznych. Musiała więc być względnie lekka. Tak więc ostrze wymiarowo odpowiadało mieczom krótkim, a rękojeść mieczom dwuręcznym.

Pierwszego dnia udało się jedynie nadać broni ogólny kształt. Można było dostrzec jedynie zarys klingi. Rękojeść była już ukończona, nie licząc oczywiście zdobień, które miały być wykonane na samym końcu. Na razie broń sprawiała wrażenie nie tyle nie dokończonej co starej, zaniedbanej i zniszczonej.



Wbrew pozorom zbieranie drewna do piece kowalskiego to nie taka prosta sprawa.

Trzeba wiedzieć jakie drewno należy zebrać aby ogień nie wygasał zbyt szybko i by był w stanie rozgrzać do czerwoności każdą nawet najtwardszą stal.

Ichi tej sztuki nauczył się na samym początku swojej przygody z kowalstwem. Aby jednak odnaleźć odpowiednie paliwo do pieca musiał każdorazowo zapuszczać się coraz głębiej w las.

Czasem zastanawiał się co będzie jeśli zabraknie w pobliskim lesie powalonych drzew i gałęzi pozrywanych przez wiatr. Czy wtedy ojciec karze mu wycinać drzewa? Mówił mu kiedyś, że nie powinno się tego robić gdyż drzewa są również jak my żywymi istotami i nie powinno się im zadawać cierpienia bez powodu. Czy brak drewna bez którego kowal nie może wykonywać swych codziennych czynności będzie dostatecznym powodem?

Dzięki ciężkiej pracy u ojca i codziennym wycieczkom do lasu Ichi nabrał niezwykłej krzepy jak na swój wiek. Był w stanie sam przyciągnąć powalone drzewo, które było dwukrotnie cięższe niż on sam. Kilka takich drzew starczało na cały dzień pracy. Czasem jednak ciężko było je znaleźć i Ichi tracił przez to masę czasu.

Po kilkunastu minutach poszukiwań natrafił na ułamany czubek sosny. Takiego giganta jeszcze nie miał okazji taszczyć do kuźni, ale dziś był w doskonałej formie i miał ochotę na wyzwania. Chwycił więc za szerszy koniec zaczął ciągnąć z całych sił. Ku jego własnemu zaskoczeniu okazało się, że ów gigant nie był wcale taki ciężki. A może Ichi był silniejszy niż mu się wydawało?

Droga powrotna zwykle zajmuje nieco więcej czasu niż odnalezienie surowca. Zwłaszcza kiedy jest się obciążonym znalezionym drewnem.

Kilkuset metrowy odcinek łączący gospodarstwo Voughana z lasem porośnięty był gdzieniegdzie krzewami w skutek czego Ichi nie był w stanie stojąc na krawędzi lasu dostrzec swojego domu.

Zobaczył jednak, iż nad miejscem, w którym znajdowała się kuźnia, unosił się czarny gęsty dym. Niemal instynktownie wyczuł, że dzieje się coś złego. W chwilę później usłyszał przeraźliwy krzyk matki. Prawdę mówiąc ciężko nazwać to krzykiem. Brzmiało to raczej jak nieziemski wrzask jakiejś istoty, która właśnie w tej chwili w straszliwej agonii kończy swój nędzny żywot.

Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń popędził co sił w nogach porzuciwszy za sobą ciągniętą do tej pory kłodę.

W kilka chwil znalazł się przy chacie, która płonęła najprawdziwszym ogniem. Ale wydało mu się to tak niezwykłe, tak jakby jego dom, w którym się wychował, w którym spędził całe swoje dotychczasowe życie, nie mógł ulec zagładzie.

Odpędził szybko te idiotyczne myśli i zaczął szukać rodziców. Znalazł ich oboje przy kuźni. Nie poruszali się. żadne z nich się nie poruszało. Próbował ich obudzić ale nie mógł. Nie mógł bo oni nie spali. Byli martwi. Krew już przestała wypływać z otworów w brzuchach.

Kto mógł zrobić coś tak strasznego? Kto mógł zabić jego ukochanych rodziców?

Odwrócił się. Za nim na koniach siedzieli czterej jeźdźcy. Banda która dla uzupełnienia swoich zapasów, a czasem dla zabawy, plądrowała niewielkie wioski mordując przy tym każdego kto stanie im na drodze.

Jeden z nich, chyba dowódca, zaśmiał cię pod nosem i powiedział:

-Jazda! Nic tu po nas!

Zawrócił konia i ruszyli swoją drogą. Poczuł na plecach pełen chłodu wzrok dzieciaka, który zdaje się był synem zamordowanych przez niego ludzi. Z trudem nie dał po sobie poznać niepokoju. Ktoś taki jak on nie ma prawa bać się małego chłopca.



Ichi poczuł jak wzbiera w nim gniew. Dzika, nieokiełznana żądza zemsty szybko ogarniała zarówno jego ciało jak i umysł. Nie potrafił nad sobą zapanować. Nie chciał nad sobą panować. Nie liczyło się już dla niego nic oprócz jednego. Wiedział już że nie spocznie dopóki nie dokona się zemsta na tych którzy dopuścili się tak straszliwej zbrodni.

Stał nieco przygarbiony. Patrzył w ziemię, ale nie widział jej. Jego wzrok nie spoczywał na niczym. Wszystko rozgrywało się w jego umyśle. Toczyła się tam walka pomiędzy zdrowym rozsądkiem a gniewem, i gniew za przyzwoleniem Ichiego wygrywał.

Oczy chłopca spowiła czerń jakiej jeszcze nikt żywy nie widział. Czerń głębokiej i przeraźliwie zimnej wściekłości. Po chwili nawet białka jego oczu przyjęły tą barwę.

W tym stanie wiele nie myśląc, z wciąż opuszczoną głową udał się do dopalających się szczątków kuźni. Tam dobył swego niedokończonego miecza. Nie zwrócił nawet uwagi, że jest on na tyle gorący, że można by z powodzeniem poddać go dalszej obróbce. Nie zauważył nawet jak skóra jego dłoni zasyczała na rękojeści.

Odwrócił się. Spojrzał na odjeżdżających bandytów. ścisnął miecz jeszcze mocniej.

Wtedy dopiero zaczęły się dziać rzeczy niezwykłe.

Klinga miecza eksplodowała i na jej miejscu pojawiła się nowa, lśniąca, sprawiająca wrażenia piekielnie ostrej i równie wytrzymałej. Od ostrza biła łuna, która nadawała mu wyraz anielskości. Oczy Ichiego przeczyły jednak temu. Wciąż były czarne jak smoła. Oczywistym jest, iż to gniew chłopca stworzył ten oręż. Wściekłość pchnęła młodzieńca do czynienia rzeczy nadludzkich.



Bandyci jechali w milczeniu. Tym razem nie mieli czym się przechwalać. Czasem po tego typu bitwach przez długie godziny opowiadali sobie o swoich niedawnych wyczynach. Tym razem sprawa była dziecinnie prosta. Przyjechali, zabili obecnych i ponieważ nie znaleźli żadnych kosztowności, odjechali. Chyba właśnie fakt, iż nie obłupili się zanadto odebrał im dobry humor. Po kowalu spodziewali się nieco większego majątku niż kilka szmat i garnków.

Gdy znaleźli się w odległości kilkuset wiorst od spalonych domostw usłyszeli huk. Odwrócili się niemal jednocześnie. Ujrzeli chłopca. Tego samego który kilka minut wcześniej tulił martwych rodziców. Stał w oddali. Patrzył na nich gniewnym wzrokiem, a w dłoniach dzierżył lśniący miecz. Miecz jakiego żaden z nich jeszcze nigdy nie widział.

Chłopiec zaczął krzyczeć i przypuścił atak. Biegł w ich kierunku z taką szybkością, że żaden człowiek, nawet konno, nie byłby w stanie przed nim uciec.

W jednej chwili ogarnął ich strach. Już żaden z nich nie przejmował się tym co pomyślą sobie o nim inni. Wszyscy się bali. Z resztą wstyd nie był w tej chwili największym problemem.

Wróg się zbliżał. Nadciągała nieunikniona klęska. A ich pogromcą miał być nastoletni chłopiec.



Pożałujecie, że tu przyjechaliście!

2
Spójrz proszę do nieubłaganego regulaminu,a potem dopiero oczekuj na ocenę.



Chodzi o to,że miłoby było żeby osoby wrzucające teksty,przedstawiły się w odpowiednim dziale.



Skoro juz się "poprawiłeś" to przyszedł czas na mnie.



Tak więc:



Pomysł:4

Podoba mi się,mimo,że momentami wydaje mi się,że nie czułeś co piszesz,ale jest dobrze.No i poruszasz tematu,który juz niejednokrotnie przewijał się przez karty historii literatury-ale o tym później.



Styl:4-

Jak dla mnie nie zgrzyta.Przeczytałem jednym tchnieniem.



Schematyczność:3-

Takich opowiadań,a przynajmniej motywów jest wiele w literaturze.

Jednak na początku,jest to zrozumiałe,że takie coś(powtarzalność motywów) się zdarza-na początku pisania.



Błędy:3+

Interpunkcja,interpunkcja i jeszcze raz interpunkcja.Mimo,że mogę się mylić-jestem tylko człowiekiem.

Kod: Zaznacz cały

i zgładzić wszystko to(,) co dla ludzi dobrych jest święta



wiedział(,) co go dzisiejszego dnia czeka



Ojciec(,) jak co dzień rano wysłał swego syna



Ichi poszedł(,) więc do pobliskiego lasu wykonać 



. Czy brak drewna(,) bez którego kowal nie



. Banda(,) która dla uzupełnienia

To są tylko takie wypisane na chybił trafił.



Ocena ogólna:4-



Nie wiem czy po prostu przysypiam,ale podobało mi się. Chętnie przeczytam ciąg dalszy,tylko taka rada-postaraj się nie mysleć jakby to napisał ktoś inny,pomyśl jak wyłamać się z więzów tematyki,którą poruszasz.



Jestem na....tak.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
cięzko się wyłamać w czasach kiedy prawie wszystko już było.



tak przy okazji to chcę oświadczyć, że nigdy nie czytałem ani jednej książki z tegoż gatunku. więc troszke ciężko jest mi kogokolwiek naśladować.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

4
Weber odchodzi, Miy i tak ma sporo zaległości w tekstach, a inni Weryfikatorzy zbytnio nie palą się do roboty to postanowiłem pooceniać. Może nie typowym sposobem bo nie jestem Weryfikatorem ale mam nadzieję, że będziesz zadowolony mogąc usłyszeć jedną opinię więcej. ;)



Otóż ogólnie jest dobrze.



Pomysł jest całkiem w porządku, tyle, że dosyć oklepany. Chłopiec, sierota, który pragnie zemsty, coś 'ala' wybraniec...to wszystko już było i w tych samych ilościach. Nie czytałem jeszcze drugiej części, może tam coś się zmienia ale póki co nie dostrzegłem niczego 'świeżego'.



Styl...hmmmm, jest całkiem dobrze. Ogólnie czytało mi się płynnie.



O schematyczności już chyba pisałem. Tego typu tekstów jest całkiem sporo i myślę, że mogłeś (aś?) dodać coś oryginalnego.



O błędach wolę się nie wypowiadać. Tam chyba było 'piece' zamiast 'pieca' no i chyba trochę interpunkcja. Wolę się jednak nie wypowiadać zbyt wnikliwie bo ja ogólnie mam problemy z wyłapywaniem takich błędów. ;)



Ogólnie czytało mi się płynnie ale nie wciągnęło mnie to tak bym przejmował się dalszymi perypetiami Ichi'ego. Nie ma nic oryginalnego. Wykonanie raczej bez zarzutów. Ogólnie to chyba jestem na tak tyle, że przydałoby się coś ciekawszego. :)



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron