(ten tekst to tylko fragment całego opowiadania)
Zacznijmy może od tego, że nazywam się David Foyle. Jestem jednym z testerów nowoczesnych technologii i wynalazków w dziedzinie nauki, nad którymi w pocie czoła pracują naukowcy. Owych naukowców jest dużo, nas, testujących, niewielu. Czemu? Hm, może dlatego, że to praca raczej dla idiotów. Po pierwsze - to, co robimy, jest niebezpieczne i żaden rozsądny człowiek by się w to nie mieszał. Każdy błąd w czasie sprawdzania danego wynalazku przyjmuje na siebie tester, a to z kolei oznacza, iż idzie on w zasadzie na pewną śmierć. Oczywiście, wszystko zależy od tego, jak naukowcy dopracują sprzęt, ale w końcu to my jesteśmy od wykrywania usterek...Po drugie - jeżeli już zgodzisz się na testowanie czegoś, nie możesz się już z tego wycofać, gdyż "faceci w kitlach" nie tracą czasu na bzdety typu "wymiana jakiegoś testera na innego". Oni czuwają, aby sprzęt po sprawdzeniu już więcej nie posiadał błędów, nie obchodzi ich, czy akurat twoja mama ma urodziny i musisz ją odwiedzić. Masz stawić się o wyznaczonej godzinie i przystąpić do działania!
Oczywiście, gdybym z tej robótki nie zdzierał olbrzymich kokosów (czyli nie zarabiał kupy kasy), już dawno bym to rzucił, albo nawet w to nie wchodził! Robota dla idiotów, jak wspomniałem, ale czy ktoś powiedział, że jesteśmy normalni?
W każdym razie siedzę w tym bagnie już od kilku dobrych lat, a sprzęt, który miałem okazję testować, był zwykle dobrze zbudowany i chodził wzorowo. Zdarzały się małe wpadki konstruktorów, jak spięcie, przez co kilka razy poraził mnie prąd, ale, jak na taką forsę jest to rzecz śmiesznie mała (bo, szczerze mówiąc w kilku przypadkach spodziewałem się np. bolesnych poparzeń). W głębi ducha miałem nadzieję na testowanie czegoś większego, czegoś, o czym bym pamiętał do końca życia. Marzyłem o jakiejś przygodzie...
Po kilku dniach dowiedziałem się od kolegów z pracy, że naukowcy pracują nad nowym wynalazkiem. Wspominali coś o "czymś większym", ale nie słyszałem jakoś wzmianki typu "nigdy tego nie zapomnisz". W pewnej chwili powiedziałem sobie : taak, to pewnie kolejna kicha w stylu cybernetycznych rękawic czy nieudanego eksperymentu wszczepienia wysokiej Sztucznej Inteligencji robotom. Ale nie. Nie walczyliśmy jednak o to, kto będzie testował owe urządzenie. Jak łatwo się domyślić, wypadło na mnie, z czego byłem nawet ucieszony, bo w końcu mogło się spełnić moje skrywane dotąd marzenie. Wielka śluza, przed którą stałem, otworzyła się, a w środku ujrzałem coś, co wyglądem przypominało kopułę kościoła. Naukowiec, stojący obok mnie, powiedział :
- Wehikuł Czasu.
Ilekroć byłem zapewniany, że wszystko jest pod kontrolą, tym mniejszą miałem nadzieję na powodzenie tego eksperymentu. Nie myślcie sobie, że wcześniej nie skonstruowaliśmy czegoś takiego. Gdy po raz pierwszy pojawiłem się w tym podziemnym laboratorium i zastanawiałem się nad przyjęciem pracy, powiadomiono mnie o trwającym już od kilku miesięcy takim samym eksperymencie. Ponoć się on nie udał, ale do dziś nawet nie wiem, co było przyczyną niepowodzenia.
Pierwszym miejscem, do jakiego mieli mnie wysłać, była bliżej nieokreślona przeszłość. Trochę mi się to nie spodobało, gdy okazało się, że w planie mają dla mnie kolejne "podróże". Pomyślałem : po co? Nie wystarczy jedna? Ale nie, oni byli uparci. I w końcu mnie wysłali.
Pamiętam jedynie serie wstrząsów, błysk i głośny huk. Obudziłem się na ziemi. Na piasku.
Rozejrzałem się - nieopodal jakieś domki, pola, łąki, a jeszcze dalej...zamek! Piękny, ogromny zamek, z czterema wieżami, z wiszącą, duża flagą, na której wymalowane były jakieś herby. Znajdował się on na wzgórzu, skąd łatwiej mógł się bronić przed atakiem nieprzyjaciela.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że eksperyment się udał. Znajdowałem się w średniowieczu, w czasach rycerzy i królów. I wtedy dopiero dostrzegłem kilku wieśniaków. Stali i patrzyli, wskazywali mnie palcami. Nie wiedziałem o co im chodziło. Po kilku minutach zdążyło ich przybiec jeszcze więcej.
- Diabeł! Diabeł! - zaczęli krzyczeć. Najwyraźniej przerazili się tym, że nagle pojawiłem się na środku pola. Nie dziwiłem się im, sam bym się tak zachował...
- Jaki diabeł, ja.... - zacząłem tłumaczyć.
- Milczże!
- Spadł z nieba!
- Boże, pomóż nam!
- Na stos z nim!
Ujrzałem, jak zbliżają się do nas dwaj strażnicy na koniach. No to wpadłem...
- Rozsuńcie się! Z drogi! - i zaczęli odpychać ode mnie lud. Jeden z nich zwrócił się do mnie.
- Kim żeś jest i co robisz na terenie królestwa Najjaśniejszego Pana?
- Ja...tak po prostu...zgubiłem się....a teraz chodzę sobie - odpowiedziałem.
- żeś się zgubił? Trudno się tu zgubić, wystarczy spoglądać na tablice, a wybór drogi nie będzie stanowił problemu - wskazał palcem gdzieś za mną. Odwróciłem się i ujrzałem drogę wyłożoną kamieniami. Obok niej zaś kilka drogowskazów. Nazwy na tabliczkach niewiele mi mówiły. Harningham, Yoshville...gdzie ja jestem?
- A...jeśli wolno spytać...gdzie teraz jestem?
- W królestwie Najjaśniejszego Pana Darena - odpowiedział - Nie pałętaj się tutaj, o ile nie chcesz, żebyś poszedł z nami.
Gdy już obaj mieli zamiar wracać na straż, jeden z wieśniaków próbował ich zatrzymać.
- To diabeł! Pojawił się znikąd! Użył swoich szatańskich mocy!
- Idźże niedołęgo, wracaj do pracy! - i kopnął chłopa. Ten upadł na ziemię, kilku innych wieśniaków chciało mu pomóc.
I wreszcie na własne oczy zobaczyłem, jak straż traktowała uczciwych, harujących jak woły, ludzi. Powiesz kilka niewłaściwych słów, a zaraz ci przyłożą, albo w najgorszym wypadku zakują w kajdany i wrzucą do ciemnego, wilgotnego lochu, pełnego szczurów. Ale nie miałem czasu na filozoficzne przemyślenia. Nie wiedziałem, jak wrócić z powrotem, do teraźniejszości! Pojawiam się nagle, wehikuł znika, a ja jestem na dodatek sam, nie mam pieniędzy, a poza tym, wierzcie, nie chciałem tam na zawsze zostać. Musiałem znaleźć jakiś sposób, aby wrócić. I wtedy...
- Jest! - nieopodal, za kilkoma ogromnymi kamieniami stał....mój Wehikuł! Doprawdy, strasznie mnie to zdziwiło, że pojazd, którym tu dotarłem, znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej. Czemu tak się stało?
Nad tym również nie miałem czasu myśleć, bo okazało się, że bateria, zasilająca owy sprzęt, wyczerpała się. Dzięki Bogu, że była to bateria, ładująca się pod wpływem działania promieni słonecznych. A właśnie w tamtej chwili słoneczka mi brakowało...Było za dużo chmur, by promienie mogły dotrzeć do urządzenia. Niebo, jak mówił naukowiec Jerry, musi być przejrzyste. No to czekałem....Minęła jakaś godzina, a słońca nadal nie było. Postanowiłem więc zaryzykować ; pójść do miasta, spróbować znaleźć coś do jedzenia i poczekać tam ewentualnie do rana. To było duże ryzyko - nie miałem pewności, czy nikt do następnego dnia nie zauważy pojazdu i go czasem stamtąd nie zabierze. Ruszyłem jednak. (CDN)
2
Pomysł: 3
Spotkałem się już z niejednym podobnym tekstem.
Styl: 3
Raczej nie zachwyciłem się, nie zgrzyta zbytnio, ale język jakim się tutaj posługujesz wydaje mi się momentami zbyt potoczny.
Schematyczność: 3-
Jak już wspomniałem czytałem wiele takich tekstów.
Błędy: 4
Nie wiem, może tracę wzrok, ale nie dopatrzyłem się. Jeśli możesz to po wielokropku pisz dużą literą.
Ocena ogólna: 3
Jestem na...I tu mam dylemat, bo tekst kompletnie mnie nie zachwycił, ale znów nie zgrzytał, więc nie wiem jak się odnieść do niego....Powiedzmy, że jestem na tak(jako forma wiary, że mnie zaskoczysz).
Spotkałem się już z niejednym podobnym tekstem.
Styl: 3
Raczej nie zachwyciłem się, nie zgrzyta zbytnio, ale język jakim się tutaj posługujesz wydaje mi się momentami zbyt potoczny.
Schematyczność: 3-
Jak już wspomniałem czytałem wiele takich tekstów.
Błędy: 4
Nie wiem, może tracę wzrok, ale nie dopatrzyłem się. Jeśli możesz to po wielokropku pisz dużą literą.
Ocena ogólna: 3
Jestem na...I tu mam dylemat, bo tekst kompletnie mnie nie zachwycił, ale znów nie zgrzytał, więc nie wiem jak się odnieść do niego....Powiedzmy, że jestem na tak(jako forma wiary, że mnie zaskoczysz).
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
3
Nie jestem tu co prawda od oceniania, ale skoro już weszłam i przeczytałam, wypadałoby coś napisać. 
Podobnie jak poprzednik - większych zastrzeżeń nie mam. Tekst ani nie rzucił mnie na kolana, ale też nie doprowadził do wystukiwania głową na klawiaturze rytmu ,,Bogurodzicy". Jednakowoż paru rzeczy się uczepię. Primo: nie podoba mi się pośpiech, w jakim toczy się akcja. Dzień dobry, jestem testerem, nic się działo póki ktoś mi nie kazał testować wehikułu czasu, potem pojawiłem się w średniowieczu i miałem problem. Rozwlekanie tekstu na siłę też nie jest dobrym pomysłem, ale tutaj taka operacja w minimalnym choćby stopniu by nie zaszkodziła.
Secundo: wszystko jest raczej z góry przewidywalne. I jeszcze jeden drobiazg: baterie - na szczęście - zasilane słoneczkiem, więc niedługo stąd się wydostanę. Jak zwykle cudowne wyjście z sytuacji. Nie podoba mi się to, chyba że ma to dać złudną nadzieję na powodzenie całego przedsięwzięcia.
Ogółem: nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Nie zniechęcaj się.

Podobnie jak poprzednik - większych zastrzeżeń nie mam. Tekst ani nie rzucił mnie na kolana, ale też nie doprowadził do wystukiwania głową na klawiaturze rytmu ,,Bogurodzicy". Jednakowoż paru rzeczy się uczepię. Primo: nie podoba mi się pośpiech, w jakim toczy się akcja. Dzień dobry, jestem testerem, nic się działo póki ktoś mi nie kazał testować wehikułu czasu, potem pojawiłem się w średniowieczu i miałem problem. Rozwlekanie tekstu na siłę też nie jest dobrym pomysłem, ale tutaj taka operacja w minimalnym choćby stopniu by nie zaszkodziła.

Secundo: wszystko jest raczej z góry przewidywalne. I jeszcze jeden drobiazg: baterie - na szczęście - zasilane słoneczkiem, więc niedługo stąd się wydostanę. Jak zwykle cudowne wyjście z sytuacji. Nie podoba mi się to, chyba że ma to dać złudną nadzieję na powodzenie całego przedsięwzięcia.

Ogółem: nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Nie zniechęcaj się.

Z powarzaniem, łynki i Móza.
[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]
לא תקחו אותי - אני חופשי
[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]
לא תקחו אותי - אני חופשי
4
Pomysł: 3
Nic porywającego. Takich tekstów jest masa. No i wielki wynalazek, Wehikuł Czasu, który mógłby zmienić losy świata jest ładowany...baterią na promienie słoneczne? Trochę to za bardzo naciągane. Muszę jednak przyznać, że na początku David zdołał wzbudzić we mnie sympatię...nikłą ale zawsze coś.
Styl: 3
Na początku było dobrze, później gdy na planie pojawił się Wehikuł już słabiej. Wydaje mi się, że tekstu nie napisałeś za jednym razem. No i jeśli to opowiadanie science-fiction to wypadałoby żeby autor wykazał się trochę znajomością jakiś naukowych pojęć, trochę realizmu. Dialogi też nie zachwycają.
Schematyczność: 3
"Ale to już było..."
Błędy: 4
Zmęczony jestem, nie dostrzegłem.
Ocena ogólna: 3
Popieram wcześniejsze opinie. Nic porywającego ale też nie jest jakieś okropne. Ot, duży średniak. Powiedzmy, że jestem na tak...słabe tak.
Pozdrawiam.
Nic porywającego. Takich tekstów jest masa. No i wielki wynalazek, Wehikuł Czasu, który mógłby zmienić losy świata jest ładowany...baterią na promienie słoneczne? Trochę to za bardzo naciągane. Muszę jednak przyznać, że na początku David zdołał wzbudzić we mnie sympatię...nikłą ale zawsze coś.
Styl: 3
Na początku było dobrze, później gdy na planie pojawił się Wehikuł już słabiej. Wydaje mi się, że tekstu nie napisałeś za jednym razem. No i jeśli to opowiadanie science-fiction to wypadałoby żeby autor wykazał się trochę znajomością jakiś naukowych pojęć, trochę realizmu. Dialogi też nie zachwycają.
Schematyczność: 3
"Ale to już było..."
Błędy: 4
Zmęczony jestem, nie dostrzegłem.
Ocena ogólna: 3
Popieram wcześniejsze opinie. Nic porywającego ale też nie jest jakieś okropne. Ot, duży średniak. Powiedzmy, że jestem na tak...słabe tak.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"