W cieniu Yggdrasil cz.1 [Fantasy]

1
Pierwsza część opowiadania "W cieniu Yggdrasil"



WWWEdwin przeskoczył omszały pniak, ściskając w ręku naciągnięty łuk. Był on 15- letnim, barczystym chłopcem o długich blond włosach i niebieskich oczach. Na jego brodzie widniały początki pierwszego zarostu, a twarz zdobiły wiecznie skrzywione w geście zdziwienia brwi. Był ubrany w zieloną, ubrudzoną błotem tunikę przepasaną pasem, na którym wisiał w pochwie nóż myśliwski, oraz czarne nogawice. Grot jego strzały przesuwał się płynnie wraz z ruchem nieświadomie chodzącej po niedalekiej polanie sarny. „Jeszcze chwilę” - powiedział sam do siebie chłopiec, ignorując spływającą mu po czole kroplę potu. Przykucnął lekko, chcąc mieć lepszą pozycję do strzału, gdy nagle usłyszał jakieś odległe głosy. Gdy zobaczył, że zaniepokojona sarna rzuciła się do ucieczki, posłał w jej stronę strzałę, nie mając jednak nadziei, że pocisk dojdzie do celu.
- Niech ich Hell pochłonie… - mruknął zniechęcony chłopiec, zakładając łuk na plecy i ruszając ostrożnie w stronę głosów.
Szybko przemknął przez polankę i skrył w gęstych krzakach. Zaczekał, aż głosy zbliżą się na tyle, żeby zobaczyć, kto tak głośno rozprawia i płoszy zwierzynę. Po długiej chwili wpatrywania się w gęstwinę i nasłuchiwania głosów na drodze pojawiło się kilka postaci. Było to kilkoro ludzi w brązowych płaszczach. W pasie przepasani byli białymi sznurami, a kilku z nich miało kaptury na głowach.
- Sędzia nakazał diakona siec biczami, a następnie rozłożyć go na kracie i tak przypalać ciało, aż męczony odpowie na zadawane pytanie – opowiadał z przejęciem jeden z przybyszów, niemiłosiernie przy tym gestykulując.
- Ciężkie miał życie ten Wawrzyniec, ponoć że jako spodziewał się tortur, wszystkie pieniądze kościelne rozdał biednym – dodał drugi, rozglądając się wokół siebie.
- Coś słyszałem – powiedział ruszając szybciej w stronę kryjówki Edwina. Chłopiec widząc, że mnich go szuka, powoli wyczołgał się z gęstych zarośli i rzucił biegiem przez polankę w stronę wioski.
WWWPo kilku minutach przedzierania się przez gęste krzaki, przejściu po kamieniach przez rzekę i wspięciu się na nieduży pagórek, chłopiec stanął przed wioską. Była to nieduża osada otoczona drewnianą palisadą. Znad palisady widać było pokryte strzechą dachy domostw. Dalej nad domostwami górował dom Eryka Brodatego, wodza wioski. Znad jego domu unosiła się smuga dymu, zwiastując, że dwór przygotowuje się do pory uczty. Ze strony miasta słychać było dobrze znane głosy: krzyk Olafa, usiłującego sprzedać świeżo wyłowione ryby, jak i śmiechy bawiących się na polanie przed palisadą dzieci. Na prawo od wioski było poletko, na którym stary Oddo i jego rodzina od dawna uprawiali pszenicę, którą dalej sprzedawali Oswaldowi. Oswald w swoim małym młynie położonym przy rzece robił najprzedniejszą mąkę w całej okolicy, którą później sprzedawał prosto do domu Eryka, gdzie pracował Ingmar – piekarz. Kiedyś chodziły plotki, że był on bratem Eryka, który wracając z Grenlandii został napadnięty przez bandytów i stracił pamięć, jednak Edwin nie bardzo wierzył w takie historie. Dalej po prawej stronie pola znajdował się święty gaj. Było to miejsce do którego miał wstęp tylko Angus – kapłan Forsetii i inni kapłani z okolicznych wiosek. Jako że Forsetia to bogini sprawiedliwości, Angus prowadził też wszelkie sądy w wiosce. Po lewej stronie od wioski płynęła rzeka, za którą stały trzy domy, z tego jeden Edwina, a był on synem myśliwego. Ojciec zawsze mawiał, że nie lubi plotek i zatargów ludzi z wioski i woli żyć na uboczu. Dalej w sąsiadującym z gospodarstwem Edwina domu mieszkał Bernard, a w następnym Egon. Byli to wioskowi dziwacy i samotnicy, jednak Bernard zasłynął kiedyś jako wielki wojownik, a Egon był jego bratem, więc Eryk pozwolił im osiedlić się na uboczu i obiecał karmić, pod warunkiem, że ci przekonają swojego kuzyna Gwidona do pokoju z podwładnymi Eryka (Gwidon był to kuzyn Egona). Po jakimś czasie jednak Edwinowi umarła żona, a on odziedziczył dom w wiosce kuzyna, który sprzedał i za to teraz utrzymywał siebie i brata. Dalej od wioski mieszkała już tylko Elryke – wioskowa wiedźma i zielarka. Miała ona chatę przy bagnach, do których zapuszczał się tylko ojciec Edwina, dostarczający wiedźmie pożywienie, oraz od czasu do czasu jakiś mieszkaniec wioski, potrzebujący eliksiru bądź zioła. Wpatrując się tak w rozciągający się przed Edwinem widok, chłopiec zamyślił się i zagapił, jednak już po chwili zza jego pleców dobiegł znajomy głos:
-Widzę, że Ull dziś nie dał szczęścia w polowaniu!
Chłopak aż podskoczył i przestraszony odwrócił się, jednak od razu uspokoił go widok niosącego worek z mąką Oswalda.
Był on niskim, zielonookim brunetem, ubranym w lnianą tunikę i poszarpane nogawice. Cały jego ubiór był oprószony mąką, a kruczoczarne włosy wyglądały jak po zimowej wichurze.
- Widać zajęty jest ucztowaniem z Thorem – zażartował chłopak uśmiechając się do piekarza.
-J akie wieści ze świata zwierząt? – zapytał odpowiadający uśmiechem Oswald.
- Widziałem grupkę zakapturzonych osób ubranych w dziwne płaszcze. Kierowali się w stronę wioski – odpowiedział chłopak. Piekarz słysząc to spoważniał i rzekł:
-Słyszałem o nich… Tydzień temu był u mnie Ulryk po mąkę i rzekł, że ostatnio u nich w wiosce byli tacy ludzie. Podobno głosili oni o nową religię. Mówili, że jest jeden bóg i wysłał swojego syna na ziemię, żeby ten zbawił grzeszników.
- Jakieś brednie, dlaczego jakiś bóg, zamiast ucztować z Tyrem, miałby zsyłać na śmierć swojego syna… - odpowiedział na to Edwin.
- Nie wiem, ale trzeba o tym powiedzieć Erykowi. Poza tym słyszałem, że wczoraj zabito Ulryka. Przykra sprawa. Jego ciało było zmasakrowane jakimś zakrzywionym nożem. Leżało na wielkim, wymalowanym kredą pentagramie, na którego końcach były postawione dziwne świece. Jak syn tamtejszego grabarza mi to mówił, był tym strasznie podekscytowany… – powiedział ponuro Oswald.
- Lepiej powiedzieć o tym Erykowi, choć z obu nowin będzie niezadowolony – odpowiedział na to i ruszył drogą prowadzącą do wioski. Po chwili Edwin i Oswald przeszli przez palisadę i ruszyli w stronę domu wodza, gdy nagle Edwin usłyszał za swoimi plecami:
- Patrzcie, nasz wielki myśliwy znowu wraca z pustymi rękami z polowania ! – głosowi zawtórowały dziecięce śmiechy.
Edwin szybko odwrócił się na pięcie i zobaczył dobrze znaną wykrzywioną w grymasie drwiny twarz Armina – syna siostry wodza. Chłopak był rudowłosym mięśniakiem i uwielbiał nabijać się z Edwina.
- Nie mam czasu na przepychanki Armin… - powiedział lekceważąco Edwin i odwrócił się do wyczekująco patrzącego Oswalda, po czym ruszył w stronę domu Eryka.
Za sobą usłyszał tylko cichy komentarz i pojedyncze śmiechy, jednak zignorował naśmiewających się z niego rówieśników i wszedł przez drzwi do domu wodza. Szybko przeszedł przez sień i wszedł do głównego pomieszczenia. Była to duża, podłużna sala, na której środku ciągnął się drewniany stół zastawiony strawą i piwem. Wzdłuż stołu ustawione były dwie długie ławy, na których siedzieli ludzie uczestniczący w uczcie. Ściany pomieszczenia były drewniane, ozdobione skórami zwierząt, a pod sufit pięły się drewniane krokwie. Na samym końcu pokoju znajdował się duży komin, na którym paliło się ognisko, obdarzając cieszących się ucztą ludzi ciepłem i światłem. Edwin przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu co chwila rozpoznając znajome twarze, gdy w końcu dojrzał Eryka. Miał on długie blond włosy, długą brodę w kolorze włosów, niebieskie oczy, długi nos i wąsy, zasłaniające częściowo usta i chowające się w brodzie. Był on ubrany w czerwony płaszcz, piaskową tunikę, kamizelkę z owczej skóry i grube, czarne nogawice. Miał także gruby, skórzany pas, na którym wisiała pochwa bez miecza (miecz razem z tarczą z wizerunkiem yggdrasila na niebieskim tle stał w kącie sali).
- Oswald, witaj przyjacielu, masz dla nas mąkę ? – huknął Eryk, wlewając w siebie kolejne hausty piwa.
- Witaj, mam dla ciebie nie tylko mąkę, ale i ważne wiadomości – powiedział Oswald i ruszył w stronę wodza.
- Mówże szybko, bośmy wszyscy nowin spragnieni – powiedział Eryk, sięgając po koleiny kawał mięsa.
- W stronę wioski idzie kilku zakapturzonych przybyszów. Tydzień temu był u mnie Ulryk i opowiadał mi, jak tacy sami przyszli do jego wioski i mówili wszystkim o nowej wierze. O bogu, który wysłał swojego syna na ziemię, żeby dać ludziom miejsce w niebiosach – odpowiedział Oswald, oddając worek z mąką niezwykle chudemu służącemu.
-Toż to obraza, niech tu tylko przyjdą to ich wyślę do Hell ! – ryknął wódz, wstał i wziął spod ściany miecz.
- To jeszcze nie koniec wieści. Zginął Ulryk. Podobno ktoś go zabił w jakiś dziwny, rytualny sposób. Mówi się, że była to ofiara dla demonów… - przerwał wodzowi piekarz.
- Zaprawdę dziwna sprawa, jednak najpierw musimy przywitać naszych „gości”– powiedział wódz i ruszył w stronę wyjścia. Za nim wstało kilku ludzi i z niezbyt przyjaznymi minami ruszyli za wodzem. Tymczasem Edwin porwał ze stołu resztę udka baraniego, po czym zaczął łapczywie jeść, równocześnie udając się za resztą ludzi. Po wyjściu z domu od razu zauważył wyłaniające się z bramy znajome postacie w brązowych szatach. Chcąc mieć dobry widok, przecisnął się koło jakiegoś grubego wojaka i wdrapał się na drzew, szukając wzrokiem Eryka.
- Witamy was wszystkich, przybywamy w pokoju ! – powiedział pierwszy z ubranych w brązowe płaszcze ludzi, odsłaniając bujną fryzurę.
- Mówcie, czego chcecie, bo nie jestem znany z gościnności – odpowiedział na to Eryk ,obracając w ręku błyszczącą klingę miecza
- Przychodzimy do was z nową, prawdziwą Wiarą. Odrzućcie stare zabobony i wierzcie w miłosierdzie Jezusa Chrystusa ! – powiedział mocnym głosem mnich, po czym dodał:
- Nazywam się brat Gregor, to jest brat Damazy, Marek, Florian, Horacy i Maurycy – mówiąc to, wskazywał na kolejnych mnichów, którzy kłonili się i uśmiechali do obecnych ludzi.
- Proponuję, żebyście weszli do domu wodza i przy strawie opowiedzieli o waszej bluźnierczej wierze, puste słowa – powiedział Angus, który nagle wyłonił się z tłumu. – Jestem Angus, kapłan Forsetii – dodał i ruszył w stronę domu Eryka.
Tymczasem Edwin, wiedząc, że więcej się nie dowie, zszedł z drzewa i ruszył w kierunku domu. Szybko przeszedł między kilkoma chatami i po chwili już był za palisadami. Dalej ruszył wydeptaną ścieżką, która prowadziła przez drewniany pomost prosto do jego chaty. Przed domem siedział ojciec, strugając swoim nożem myśliwskim figurkę yggdrasila. Miał on kruczo czarne włosy, zielone oczy i dość szpiczasty nos. Swym wyglądem przypominał trochę kruka. Miał na sobie ciemnozieloną tunikę i wytarte nogawice tego samego koloru co tunikę. Na skórzanym pasie zwisała pochwa od noża myśliwskiego, a o ścianę domu był oparty świetnie prezentujący się łuk myśliwski. Ojciec spojrzał na niego i powiedział:
-Widzę, że naszemu małemu myśliwemu dziś się nic nie trafiło. – Na co Edwin odwzajemnił uśmiech i odpowiedział:
- Nie, bo mnisi mi spłoszyli jelenia.
- Mnisi ? – zapytał ze zdziwieniem ojciec.
-Tacy ludzie w brązowych płaszczach. którzy głoszą jakąś nową religię… - wytłumaczył syn siadając obok ojca.
- Nawet się nie przysiadaj, w domu czeka kolacja, a później do łóżka – powiedział stanowczo ojciec.
- Ale tato…-
- Jutro też jest dzień ! – przerwał synowi ojciec i wskazał figurką drzwi do domu. Trzeba powiedzieć, że był on autorytetem i ideałem dla syna. Co ojciec powiedział, to syn zrobił (i to zawsze w pierwszej kolejności), więc Edwin wpadł do kuchni i od razu zabrał się za pałaszowanie owsianki. Po chwili owsianka została zjedzona, a ostatnie promyki zachodzącego słońca zaczęły tańczyć po ścianie kuchni jakby prosząc, żeby je zatrzymać do poranka. Edwin chwilę tak patrzył na zachodzące słońce, gdy zauważył, że rodzice siedzą przed chatą i się z czegoś śmieją.
- Co się stało ? – zapytał zaciekawiony Edwin, patrząc jak mama ociera łzy śmiechu.
- Opowiadałem mamie historie, jak ja i twój wujek udaliśmy się na pierwsze polowanie – odpowiedział na to ojciec.
- Opowiedz jeszcze raz - poprosiła matka, patrząc w oczy ojca i ocierając łzy śmiechu.
- No więc to było wtedy, gdy moje życie liczyło 14 wiosen...
***
WWWEdwin otworzył oczy. Leżał w pokoju. Przez okno wpadały pierwsze blade promyki światła, zwiastujące świt, a w okolicy dało się słyszeć pierwsze śpiewy ptaków. Wszystko byłoby sielanką jak zwykle, gdyby Edwin nagle nie usłyszał szlochania i bynajmniej nie był to zwykły płacz, lecz żywnie lejące się łzy rozpaczy. Edwin zaniepokojony tym odgłosem szybko pobiegł do pokoju, w którym spali jego rodzice, jednak to, co zobaczył, miało odcisnąć piętno na jego całym życiu. Na środku izby leżał ojciec z nożem w brzuchu. Jego ubranie było przesiąknięte krwią a oczy bezbarwne i bezwyrazowe, jakby patrzyły tam, gdzie wzrok śmiertelników nie sięga. Podłoga pod ciałem ojca była również cała zalana krwią. Pod nią widoczne były zarysy rytualnego pentagramu, całego zapisanego jakimiś dziwnymi symbolami. Nad ciałem ojca klęczała w kałuży krwi, pochylając się nad ciałem, zapłakana matka.

2
Starzeję się.
Kiedyś przynajmniej próbowałem doczytać słabe opowiadania do końca. Tutaj mnie się nie udało. Przykro mi.

Musisz pisać, pisać, czytać, czytać, czytać i jeszcze raz tańczyć.
Inaczej nici z tego. Widać, że gdzieś tam już się coś klaruje. Słowa masz, słownik coraz większy, ale jeszcze sporo brakuje. Styl musisz wyrobić jak majty w korku. A wiadomo - do tego potrzeba czasu. No i jak będziesz siedział na czterech literach, to oczywiście wyjdą inne cztery litery - pochodne i pokrewne (podpowiem, zaczyna się na "k").

Weźmy na warsztat kilka fragmentów, przez które udało mi się przebrnąć.
Edwin przeskoczył omszały pniak, ściskając w ręku naciągnięty łuk. Był on 15- letnim, barczystym chłopcem o długich blond włosach i niebieskich oczach. Na jego brodzie widniały początki pierwszego zarostu, a twarz zdobiły wiecznie skrzywione w geście zdziwienia brwi. Był ubrany w zieloną [...]
Częsty błąd. Pomieszanie podmiotu. Zdanie odnosi się do łuku, który w Twoim opowiadaniu ma piętnaście lat, włosy i oczy. Śmieszne, nie? W dodatku liczbę powinieneś zapisać słownie.
No i powtórzenie, które jest Twoją udręką:
Była to nieduża osada otoczona drewnianą palisadą. Znad palisady widać było pokryte strzechą dachy domostw. Dalej nad domostwami górował dom Eryka Brodatego, wodza wioski. Znad jego domu unosiła się smuga dymu, zwiastując, że dwór przygotowuje się do pory uczty. Ze strony miasta słychać było
Jak zamieniać takie zdania? Jedna z setki propozycji: „Nieduża osada otoczona drewnianą palisadą wyglądała na bezpieczną.” Tadam!
nasłuchiwania głosów na drodze pojawiło się kilka postaci. Było to kilkoro ludzi w brązowych płaszczach. W pasie przepasani byli białymi sznurami, a kilku z nich miało kaptury na głowach.
Ten suchy zapis „było to”, „był on”… W dodatku powtórzenie. Możesz również stosować równoważniki zdań w opowiadaniu. „Ludzie w brązowych płaszczach.” Albo daj to po myślniku z poprzedniego zdania.
Generalnie w opowiadaniu masz jakieś 37 razy użyty wyraz "był" w różnych odmianach i przeważnie w tej samej konstrukcji.

I uważam, że jest to Twoja ogromna udręka. Bo fabuła i pomysł nikną, przytłoczone opornym stylem.
Stylem, przez który nie udało mi się przejść.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

3
Kvasimodo pisze:WWWEdwin przeskoczył omszały pniak, ściskając w ręku naciągnięty łuk. Był on 15- letnim, barczystym chłopcem o długich blond włosach i niebieskich oczach. Na jego brodzie widniały początki pierwszego zarostu, a twarz zdobiły wiecznie skrzywione w geście zdziwienia brwi. Był ubrany w zieloną, ubrudzoną błotem tunikę przepasaną pasem, na którym wisiał w pochwie nóż myśliwski, oraz czarne nogawice. Grot jego strzały przesuwał się płynnie wraz z ruchem nieświadomie chodzącej po niedalekiej polanie sarny. „Jeszcze chwilę” - powiedział sam do siebie chłopiec, ignorując spływającą mu po czole kroplę potu. Przykucnął lekko, chcąc mieć lepszą pozycję do strzału, gdy nagle usłyszał jakieś odległe głosy. Gdy zobaczył, że zaniepokojona sarna rzuciła się do ucieczki, posłał w jej stronę strzałę, nie mając jednak nadziei, że pocisk dojdzie do celu.
Mam deja vu. Początek Eragona, prawie słowo w słowo. Jak miał te brwi wiecznie tak wykrzywione (= cały czas) tu musiał strasznie zabawnie wyglądać. Za dużo opisów jak na sam początek opowiadania, podanych zbyt bezpośrednio. Tekst staje się przez to przyciężki.

Dalej, nie jestem jakimś specem od mitologii, ale czy przypadkiem nie powinno być "Yggdrasila" w tytule? Nazwa owego jesionu jak najbardziej się odmienia... Druga sprawa "Niech ich Hell pochłonie" czy jakoś tak - wydaje mi się, że Hell, które wzywa bohater jest jednak Hellem przez jedno "l". Czyli Helem. ;)

Dalej nie przeczytałem, zerknąłem tylko przypadkiem na ten tekst - podejrzewam jednak, ze skoro weryfikator ma co do niego wątpliwości to sa one uzasadnione i nie ma co ich powtarzać.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

5
To jest "ten Yggdrasil" czy "ta Yggdrasil"?
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

6
Jesion = rodzaj męski = ten? Tak po prawdzie to nie mam pojęcia - intuicyjnie czuję, że to "w cieniu Yggdrasila" a nie "w cieniu Yggdrasil (albo Yggdrasili)", ale mogę się straszliwie mylić i ściągnąć tym samym na siebie gniew nordyckich bóstw. ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

Re: W cieniu Yggdrasil cz.1 [Fantasy]

7
Był ubrany w zieloną, ubrudzoną błotem tunikę [1]przepasaną pasem, na którym wisiał w pochwie nóż myśliwski, oraz czarne nogawice. [2]Grot jego strzały przesuwał się płynnie wraz z ruchem nieświadomie chodzącej po niedalekiej polanie sarny.
[1] - „masło maślane”.
[2] – Znacznie lepiej brzmi to bez zaimka. Może też trochę skrócić, np.:
Grot strzały przesuwał się za sarną, nieświadomą zagrożenia.

„Jeszcze chwilę” - powiedział sam do siebie chłopiec,
Skoro powiedział, a nie pomyślał, zapisałabym to np. w taki sposób:
-Jeszcze chwilę - powiedział do siebie chłopiec,
nagle usłyszał jakieś odległe głosy
jakimś zakrzywionym nożem
przecisnął się koło jakiegoś grubego wojaka

Często nadużywasz zaimka „jakiś”, „jakaś”, „jakieś”... Wywalić!
Po kilku minutach przedzierania się przez gęste krzaki, przejściu po kamieniach przez rzekę i wspięciu się na nieduży pagórek, chłopiec stanął przed wioską.
Jeden z wielu przegadanych fragmentów. Opisy nie muszą być aż tak szczegółowe. Sporo ich w całym tekście.
Ze strony miasta słychać było dobrze znane głosy
Lepiej: Od strony miasta dochodziły znajome głosy
śmiechy bawiących się na polanie przed palisadą dzieci
Napisałabym: śmiechy dzieci bawiących się na polanie przed palisadą
Na prawo od wioski było poletko, na którym stary Oddo i jego rodzina od dawna uprawiali pszenicę, którą dalej sprzedawali Oswaldowi. Oswald w swoim małym młynie położonym przy rzece robił najprzedniejszą mąkę w całej okolicy, którą później sprzedawał prosto do domu Eryka, gdzie pracował Ingmar – piekarz. Kiedyś chodziły plotki, że był on bratem Eryka, który wracając z Grenlandii został napadnięty przez bandytów i stracił pamięć, jednak Edwin nie bardzo wierzył w takie historie. Dalej po prawej stronie pola znajdował się święty gaj. Było to miejsce do którego miał wstęp tylko Angus – kapłan Forsetii i inni kapłani z okolicznych wiosek. Jako że Forsetia to bogini sprawiedliwości, Angus prowadził też wszelkie sądy w wiosce. Po lewej stronie od wioski płynęła rzeka, za którą stały trzy domy, z tego jeden Edwina, a był on synem myśliwego. Ojciec zawsze mawiał, że nie lubi plotek i zatargów ludzi z wioski i woli żyć na uboczu. Dalej w sąsiadującym z gospodarstwem Edwina domu mieszkał Bernard, a w następnym Egon. Byli to wioskowi dziwacy i samotnicy, jednak Bernard zasłynął kiedyś jako wielki wojownik, a Egon był jego bratem, więc Eryk pozwolił im osiedlić się na uboczu i obiecał karmić, pod warunkiem, że ci przekonają swojego kuzyna Gwidona do pokoju z podwładnymi Eryka (Gwidon był to kuzyn Egona). Po jakimś czasie jednak Edwinowi umarła żona, a on odziedziczył dom w wiosce kuzyna, który sprzedał i za to teraz utrzymywał siebie i brata. Dalej od wioski mieszkała już tylko Elryke – wioskowa wiedźma i zielarka. Miała ona chatę przy bagnach, do których zapuszczał się tylko ojciec Edwina, dostarczający wiedźmie pożywienie, oraz od czasu do czasu jakiś mieszkaniec wioski, potrzebujący eliksiru bądź zioła.
Jak dla mnie w tym fragmencie występuje natłok informacji (nazwiska, imiona, koneksje itp.), co może być dla czytelnika nużące. Takie jest moje odczucie.
Dalej w sąsiadującym z gospodarstwem Edwina domu mieszkał Bernard,
Źle. Lepiej brzmi: Dalej, w domu sąsiadującym z gospodarstwem Edwina, mieszkał Bernard
Wpatrując się tak w rozciągający się przed Edwinem widok, chłopiec zamyślił się i zagapił,
Nagle pojawiają się dwie postacie, które przecież są jedną osobą (Edwin=chłopiec).
Poza tym: „zamyślił się i zagapił”? Chyba zdecydowałabym się na samo zamyślenie.
Był on niskim, zielonookim brunetem, ubranym w lnianą tunikę i poszarpane nogawice.
Była to duża, podłużna sala, na której środku ciągnął się drewniany stół zastawiony strawą i piwem.
Był on ubrany w czerwony płaszcz, piaskową tunikę, kamizelkę z owczej skóry i grube, czarne nogawice.
itd.

Opisujesz miejsca i postacie zaczynając zdania w identyczny sposób. Strasznie to brzmi i usypia. Opisy są drętwe, nijakie, jak w szkolnych wypracowaniach pisanych na siłę. Czasem warto wpleść mimochodem cos na temat wyglądu postaci lub miejsca. Popracuj nad tym.
Tydzień temu był u mnie Ulryk po mąkę i rzekł, że ostatnio u nich w wiosce byli tacy ludzie.
W mowie potocznej lepiej brzmi np. mówił
- Nie wiem, ale trzeba o tym powiedzieć Erykowi. Poza tym słyszałem, że wczoraj zabito Ulryka. Przykra sprawa. Jego ciało było zmasakrowane jakimś zakrzywionym nożem. Leżało na wielkim, wymalowanym kredą pentagramie, na którego końcach były postawione dziwne świece. Jak syn tamtejszego grabarza mi to mówił, był tym strasznie podekscytowany… – powiedział ponuro Oswald.
- Lepiej powiedzieć o tym Erykowi, choć z obu nowin będzie niezadowolony – odpowiedział na to i ruszył drogą prowadzącą do wioski.
Zaimkoza.

Nadużywasz też w całym tekście zwrotu: ruszył w stronę...
powiedział wódz i ruszył w stronę wyjścia.
z niezbyt przyjaznymi minami ruszyli za wodzem.
zszedł z drzewa i ruszył w kierunku domu
Dalej ruszył wydeptaną ścieżką, która prowadziła
Sporo tego, często blisko siebie. Znajdź synonimy.
- Witamy was wszystkich, przybywamy w pokoju ! – powiedział pierwszy z ubranych w brązowe płaszcze ludzi
Lepiej: powiedział pierwszy nich
Niepotrzebnie powtarzasz informację o ubiorze, którą umieściłeś nieco wcześniej.
mówiąc to, wskazywał na kolejnych mnichów, którzy kłonili się i uśmiechali do obecnych ludzi.
Literówka. Powinno być: kłaniali się.

Jak już wspomniał przedmówca, liczne powtórzenia zabijają tekst. Czyta się go ciężko również z powodu przegadanych zdań. Gdy przypadnie Ci do gustu jakieś słówko czy zwrot, katujesz nim niemiłosiernie (Był to człowiek..., Był to dom..., Było to...; ruszyli w stronę...; jakiś, jakaś...).
Pomysł z polowaniem na sarnę (prowadzi grot za zwierzęciem) fajny, ale trzeba go dopieścić.
Widać, że masz coś do powiedzenia, lecz z powodu kiepskiego warsztatu trudno Ci ubrać myśli w słowa i zaciekawić czytelnika. Wzbogacaj słownictwo, szukaj synonimów, odzieraj zdania z nadmiaru zbędnych słów, wtedy teksty staną się bardziej klarowne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”