Ucisk.
Zimne palce potwora w bieli trzymają mnie za ręce. Próbuję się wyrwać, ale nic z tego. Krzyczę, ale nikt nie chce mi pomóc. Ludzie których kocham kręcą głowami, a potem kryją twarze w dłoniach. Ale ja wiem, że patrzą przez palce na moje cierpienie. Codziennie zapieprzasz do pracy aby mieli co żreć, a i tak mają cię gdzieś. To oni mnie tu przywlekli. Pranie mózgu spowodowało u nich zanik empatii. Nie, to nie możliwe. Ja chyba zwariuję! Szarpię się ile mogę, ale ten potwór nadal mnie trzyma.
Wielkie świetliste oko sprawia, iż widzę tylko biel, tą okropną biel. Moje biedne, wrażliwe ślepia.
Stało się. Metalowe narzędzie powoduje przeszywający ból. Czuję metaliczny posmak krwi - płynu napędzającego żywy organizm, który po wypłynięciu staje się znakiem jego uszkodzenia. Ból się potęguje. Chcę krzyczeć, ale nie mogę, nie wtedy, kiedy trzymają mnie za głowę. Świetliste oko nadal mnie oślepia, ale widzę sylwetki moich bliskich. To oni mnie trzymają! Ulegają woli tej przebrzydłej białej bestii. To chyba moje ostatnie chwile. Metalowe narzędzie podnosi się trzymając krwawiącą część mnie. Żegnajcie.
........
- No i widzisz pan? Po co te nerwy? U starego dobrego Bob'a wyrywanie zęba to "pyk i już"!
Żona i dzieciaki śmieją się z niedojrzałego, czterdziestoletniego mnie bojącego się dentysty jak klaustrofobik ciasnych pomieszczeń. Na dodatek, gdy wstawałem z fotela dentystycznego walnąłem się w lampę. To cholerne świetliste oko.
2
Strasznie metaforyczne. Mistrzostwo sugestii. Za dużo 'palców' na początku - później się wyrównuje, ale co z tego, jeśli wstęp palcami schrzaniony? Drugi akapit: zabijasz sugestię, robiąc z kawałka horror, a z bestii Brudnego Harry'ego. Bohater znowu chce krzyczeć, kurde, dlaczego reaguje tak samo, ciągle identycznie? A potem znowu trochę metafory...
Uff, na dokładkę humor - nieźle wykombinowane. Mądre przede wszystkim, o!
Uff, na dokładkę humor - nieźle wykombinowane. Mądre przede wszystkim, o!
3
Rzuciły mi się w oczy dwie rzeczy - jedna bardzo dobra, druga - bardzo zła.
Bardzo podoba mi się to:
Świetnie, naprawdę świetnie to zrobiłeś, Marv!
Cały ten fragment:
Człowieczeństwo wraca dopiero wtedy, gdy jest już po wszystkim. I bardzo dobrze.
Ale jedna rzecz psuje to doskonale oddane "zezwierzęcenie". I to jest właśnie to, co mi się bardzo nie podoba - to zdanie:
Ale poza tym - jestem pod wrażeniem!
Pozdrawiam
Bardzo podoba mi się to:
Udało Ci się w tym fragmencie pokazać, jak człowiek zmienia się w zwierzę. Zwierzęcy strach, zwierzęcy ból. Przed chwilą jeszcze był panem domu, zarabiał na rodzinę, potem szarpie się w szponach potwora, zamiast lampy widzi oko, no i te "wrażliwe ślepia"! Tak, w tym momencie jest już tylko przerażonym zwierzęciem, więc ma ślepia, nie oczy.Marv pisze:Codziennie zapieprzasz do pracy aby mieli co żreć, a i tak mają cię gdzieś. To oni mnie tu przywlekli. Pranie mózgu spowodowało u nich zanik empatii. Nie, to nie możliwe. Ja chyba zwariuję! Szarpię się ile mogę, ale ten potwór nadal mnie trzyma.
Wielkie świetliste oko sprawia, iż widzę tylko biel, tą okropną biel. Moje biedne, wrażliwe ślepia.
Stało się. Metalowe narzędzie powoduje przeszywający ból.
Świetnie, naprawdę świetnie to zrobiłeś, Marv!
Cały ten fragment:
jest już pisany z perspektywy zwierzęcia. Czytając to, całkiem zapomniałam, że bohater na początku był człowiekiem i myślałam, że oto oglądamy zwierzę, poddawane jakiemuś zabiegowi u weterynarza.Marv pisze: Metalowe narzędzie powoduje przeszywający ból. Czuję metaliczny posmak krwi - płynu napędzającego żywy organizm, który po wypłynięciu staje się znakiem jego uszkodzenia. Ból się potęguje. Chcę krzyczeć, ale nie mogę, nie wtedy, kiedy trzymają mnie za głowę. Świetliste oko nadal mnie oślepia, ale widzę sylwetki moich bliskich. To oni mnie trzymają! Ulegają woli tej przebrzydłej białej bestii. To chyba moje ostatnie chwile. Metalowe narzędzie podnosi się trzymając krwawiącą część mnie. Żegnajcie.
Człowieczeństwo wraca dopiero wtedy, gdy jest już po wszystkim. I bardzo dobrze.
Ale jedna rzecz psuje to doskonale oddane "zezwierzęcenie". I to jest właśnie to, co mi się bardzo nie podoba - to zdanie:
To, co napisałeś jest prawdą, ale tu nie pasuje. W tym miejscu brzmi jak przeintelektualizowane wymądrzanie się. Jest zbyt rozumowe, żeby mogło być myślą zwierzęcia, psuje efekt. Jakoś inaczej powinien o tej krwi pomyśleć, mniej po ludzku...Marv pisze:Czuję metaliczny posmak krwi - płynu napędzającego żywy organizm, który po wypłynięciu staje się znakiem jego uszkodzenia.
Ale poza tym - jestem pod wrażeniem!

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
4
Czytam to swoje zdanie i dochodzę do wniosku, że wcisnąłem je tu jakby na siłę. Muszę wystrzegać się przekombinowanych metaforTo, co napisałeś jest prawdą, ale tu nie pasuje.

7
tę okropną bielMarv pisze:tą okropną biel.
Przez cały czas było ja, ja, ja, a tu nagle tak dziwny wtręt [ty] zapieprzasz. Mnie się nie podoba.Marv pisze:Codziennie zapieprzasz do pracy aby mieli co żreć, a i tak mają cię gdzieś.
łojojoj, to już jest z zupełnie innej bajki. Bardzo nietrafione.Marv pisze:Czuję metaliczny posmak krwi - płynu napędzającego żywy organizm, który po wypłynięciu staje się znakiem jego uszkodzenia.
Za pierwszym razem nie doczytałem tego fragmentu, bo pomyślałem, że to jakiś podpis z profilu. Wtedy jeszcze sobie pomyślałem po co tyle zachodu, żeby opisać wyrwanie zęba. Ale jak przed chwilą zobaczyłem, że nawet tego nie zostawiłeś bez dopowiedzenia, to uznałem całą miniaturkę za bardzo słabą. Tak jakbyś uznał czytelników za niezbyt rozgarniętych.
Ogólnie: pomysł i realizacja takie sobie, natomiast zakończenie bardzo słabe.
A dlaczego nie może krzyczeć. To nie głowa jako taka wydaje dźwięki, ale jama gębowa. Bez sensu.Marv pisze:Chcę krzyczeć, ale nie mogę, nie wtedy, kiedy trzymają mnie za głowę.
Marv pisze: - No i widzisz pan? Po co te nerwy? U starego dobrego Bob'a wyrywanie zęba to "pyk i już"!
Żona i dzieciaki śmieją się z niedojrzałego, czterdziestoletniego mnie bojącego się dentysty jak klaustrofobik ciasnych pomieszczeń. Na dodatek, gdy wstawałem z fotela dentystycznego walnąłem się w lampę. To cholerne świetliste oko.
8
razemMarv pisze:nie możliwe
Taka trochę nieudolna próba przedstawienia nawet fajnego pomysłu. Moja uwaga - wyrwany ząb nie krwawi. Szczególnie kiepsko wyszło Ci zakończenie. Jednym krótkim zdaniem powinieneś zastrzelić czytelnika, a Ty opisujesz i wyjaśniasz. Nie podobało mi się.
Dariusz S. Jasiński
9
Ta metafora potwora w bieli jest mocno chybiona, bo w końcowym rozrachunku staję się on dentystą - więc ciężko to zrozumieć, że go trzyma. Gdyby powtór (już nie w bieli) był strachem, wówczas paraliż byłby bardziej uzasadniony. Końcówka też słaba. Odniosłem wrażenie, że pomysł miałeś wybitny i niesiony impetem przysiadłeś i spisałeś całość, tylko w wykonaniu poległeś.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.