Ja, mężczyzna

1
Jestem mężczyzną, moją siłą jest własna bezsilność. Patrzę na dokonania ostatnich kilku lat, mam wszystko jednocześnie niczego nie posiadając. Rodzina – najmocniejszy punkt własnego bytu. Posiadłem na własność żonę, a ona powiła dla mnie dzieci. Ta kobieta siedząca zwykle w kuchni zwabiła mnie swoim ciepłem i niczym pracowita mrówka z dnia na dzień szykowała wygodne legowisko. Ja byłem jej najbardziej kłopotliwym dzieckiem. Wciąż słyszę jej ulubiony cytat z „Wesela”
„Miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór” – zadziwiające, nigdy go nie dokończyła, oczywiście pamiętam zakończenie, zastanawiam się tylko czemu przez te wszystkie lata nie wypowiedziała kwestii wieńczącej całość. Przecież wiele razy obrzucała mnie nie takimi obelgami, więc zdanie o sznurze nie było szczególnie ciężkie do przytoczenia. Zawsze miałem wrażenie, że moje ja to rywalizujący ze sobą duet. Ja – chłopak zakochany w kobiecie po przejściach , tęskniący za ciepłem, marzący o domu, w którym czeka na mnie moja kobieta. Iskry w oczach zamiast lakonicznego „cześć” sprawiały, że najchętniej nie wypuszczałbym jej z ramion. Delikatne muśnięcie policzków i rozpływałem się w czymś nieznanym ale jakże przyjemnym. Pierwszy raz zdałem sobie sprawę, że mój stan zwie się chyba szczęściem.
Ja – nieznoszący sprzeciwu, pragnący uwielbienia, żądający posłuszeństwa i bezgranicznego oddania, samiec alfa. Byłem głową domu, to ja wyznaczałem prawo w nim obowiązujące, to stawiałem warunki, którym wszyscy musieli się podporządkować. To ja stawałem się agresorem, kiedy ktoś odważył mi się sprzeciwić. Walczyłem o swoją pozycję, ona nie wiedziała, że tak mi na tym zależy.
Miesiąc, tyle minęło od naszego rozstania, wciąż myślę o niej, żeby czasem nie ułożyła sobie życia. Chyba nikt nie odważy się spotykać z moją żoną i nie ważne, że już po rozwodzie, zawsze żoną zostanie. Na szczęście mieszkać nam przyszło w małej mieścinie, wszystkich tu znam i nikt nie zaryzykuje spotkań z kobietą mojego życia. Wiem, że pewnego dnia znów do mnie zadzwoni. Przecież tak bardzo mnie kochała. Dzień za dniem budzę się z nadzieją, że usłyszę jej głos w słuchawce. Niespodziewanie moje ja znów stało się jednoosobowe. Niech robi co chce, byle tylko powiedziała, że czeka na mój powrót. Niech ubiera krótkie spódnice, nawet może znów malować paznokcie, niech chodzi na samotne spacery byle tylko poprosiła abym wrócił. Pozwolę jej na wszystko, sam zredukuję swoje wymagania, tylko proszę niech do mnie zadzwoni. Już nie chcę aby prosiła mnie o powrót, tylko niech zadzwoni i powie, że wciąż o mnie pamięta, że czeka na mnie i tęskni. Niech ostatni raz postawi mi ultimatum, to samo, które setki razy słyszałem i wyśmiewałem. To samo, które miało według jej teorii uchronić mnie przed dzisiejszą samotnością. Niech zadzwoni, żebym mógł jej powiedzieć jak bardzo jest mi bliska, jak potrzebuję jej ciepła, nawet jej złości mi brakuje. Powiem , wreszcie jej powiem, o życiu bez niej i dzieci, przecież zawsze powtarzała, że jestem wszystkim dla nich. Dlaczego wciąż nie dzwoni.
Moja siostra, najbliższa przyjaciółka mojej żony, dziś była u nas w domu. Pomyliłem się, to już nie jest mój dom.
Nieprawda zawsze zostanie moim domem.
Sama mówiła jeszcze dzień przed … że nigdy nie pokocha innego, że nie pozwoli nikomu się dotknąć, że jestem częścią niej. Dlaczego nie potrafiłem jej udowodnić, że czułem to samo. Wykrzyczeć na całe gardło: „nie chcę żyć bez was” – to takie niemęskie. Moja siostra – widziała się z moją żoną, ja nie mogę, nie chce mnie znać. Dlaczego? Przecież wszystko co robiłem, powodowane było troską o nią, o nas. Przecież nawet moje kłamstwa były po to aby nie sprawiać jej przykrości, dla niej kłamałem, a ona przestała mi wierzyć. Dlaczego? Nie mogła zrozumieć, że robiłem to dla jej dobra. Z miłości do niej robiłem wszystko.
Pytam siostrę o szczegóły wizyty, nie opowiada żadnych konkretów. Podobno wszystko w porządku, wiem, że kłamie. Pewnie moja żona cierpi, musi cierpieć tak jak ja. Siostra przekonuje mnie, że wręcz przeciwnie. Nie wierzę jej, to pewnie solidarność jajników. Co chwila zerkam na telefon, nic. Dziś pewnie zadzwoni, wizyta mojej siostry musiała przypomnieć jej o mnie. Jestem pewien, że rozmawiały na mój temat. Siostra przekonuje mnie delikatnie, że nie powinienem się łudzić. Dlaczego? Co ja takiego zrobiłem? Dobra, staram się myśleć, czy byłem zły? Wiedziała, że ją kocham jak nigdy nikogo, mało razy mówiłem jej o tym? To prawda mówiłem też, że nienawidzę i mam jej dość ale przecież wiedziała jak jest naprawdę. Chwileczkę, wiedziała? Ostatnie trzy dni tłumaczyłem jej, dlaczego z nią jestem, przytoczyłem wiele argumentów udowadniających, że nigdy jej nie kochałem. A jeśli w to właśnie uwierzyła.? Niemożliwe, musiała wiedzieć jak wielkim uczuciem ją darzę, te wszystkie wyzwiska i szydercze uśmiechy z mojej strony nie mogły zachwiać jej wiarą. Przecież ona też odpłacała mi tym samym. Właśnie, odpłacała.
Wciąż czekam na telefon. Siostra informuje mnie, że żona zmieniła numer i żadnego telefonu nie będzie. Dlaczego sam do niej nie zadzwoniłem wcześniej? Oczywiście nie mogłem, w końcu to ona wyrzuciła mnie z domu. Moja ambicja nie zniosłaby takiego upokorzenia.
Dziś do niej pójdę, muszę zobaczyć się z dziećmi. Przecież nie może mi tego zabronić. To moje dzieci.
Otworzyła. Dopiero teraz zauważyłem, znów ma te iskry w oczach. Jak tu miło. Miałem kiedyś dom. Dzieci nawet się ucieszyły na mój widok, trochę się obawiałem, że i one już mnie zapomniały. Moja córka przylgnęła do mnie niemal natychmiast i wyszeptała cichutko: ”kocham cię tato”. „Ja ciebie też dziewczynko” – zalałem się łzami.
Usiłuję przeprosić, powinna to docenić, przecież nigdy nie przepraszałem. Patrzy na mnie obojętnie. Tłumaczę, proszę, przekonuję. Moja żona, wykazuje znudzenie.
Jutro pójdę do nich znowu.

2
Co to za niezrozumiały kontrast. Wstęp intelektualnie dosyć drapieżny, zdystansowana jakaś diagnoza (no może nie jest to poziom de Beauvoir ale Dunin spokojnie). A na zakończenie jakiś ckliwy, sentymentalny kał w stylu polskiej szkoły telenowelowo- sraczczanej. W ogóle, tutaj żaden aspirujący Pisarz czy Pisarka, nie potrafi oddawać emocji, pokazywać złożoności charakterów. I piszę o tym przy okazji tego opowiadania ponieważ osiąga ono taki poziom, że jest sens dla takich uwag. Po co to "kocham Cię?". Jeszcze wyszeptane. Szkoda, że nie wysr**ne. Weźmy taki prosty amerykański serial House MD. Totalnej wdzięczności dzieciak chory na autyzm, z prawie zerowym kontaktem z otoczeniem, nie wyrazi banalnym elaboratem. Jakimiś górnolotnymi hasełkami. Jego cały świat to konsola Play Station Portable. Oddaje ją Houseowi. Koniec. Mega ładunek emocjonalny wyładowany. Widz jest zadowolony. I teraz- to opowiadanie ma zadatki. Styl ciekawszy niż u Grocholi ale gorszy niż u Gretkowskiej. Treść przypomina mi "Co się stało" Hellera. Na coś pokroju autora Paragrafu 22 bym się jednak nie porywał. Z siedemnastu mil widać- nie ten kaliber intelektualny. Jednak na pisanie powieści dla upośledzonych kucharek potencjał pani Iska na pewno ma. 3.0 na 10.0, nienajgorsze ale po co szum medialny.
Obrazek

5
Jakkolwiek ten człowiek o dziwacznym nicku, który skomentował jako pierwszy, wykazał się totalnym brakiem kultury i ogólną niezbornością w wyrażaniu własnych myśli na poziomie wyższym niż onetowy, z treścią jego postu poniekąd się zgodzę. To znaczy, początek jest dobry, złapał mnie i pociągnął dalej w tekst, a teksty na wery rzadko czytam do końca. Dalej też mi się do pewnego momentu podoba - bo narracja z perspektywy kogoś, kto w, że się tak wyrażę, potocznym myśleniu, jest Tym Złym, który ukrzywdził Biedną Kobietę, a wręcz Matkę Polkę i jej Dzieci, narracja, która sprawiła w pewnym momencie, że zaczęłam gościowi naprawdę współczuć, jest dobrym chwytem.
Ale niestety, kiedy już zaczęłam współczuć, tekst poszedł dalej i faktycznie, jest jak na mój gust odrobinę zbyt łopatologiczny, perspektywa Tego Złego zrobiła się groteskowa, okazało się, że on jednak jest Tym Złym i głupim, zaczęło się trochę powtarzanie tego, co było wcześniej (niby można to usprawiedliwić tym, że to taki myślotok bohatera, ale ponieważ bohater na chwilę przed powtarzaniem traci dla mnie autentyczność, nie jestem do końca skłonna do przyjęcia takiego usprawiedliwienia do wiadomości). Nie uważam, by koniec był nadmiernie ckliwy, ale muszę też przyznać, że nie czytałam go już uważnie. W każdym wypadku - dla mnie morał jest za silny, za mało subtelny. Być może zaraz okaże się, że nie chciałaś tam zawrzeć morału, ale to tym gorzej chyba - bo ja go widzę i wcale mi się to nie podoba ;-)
Blogasek numer jeden (do oglądania)
Blogasek numer dwa (do poczytania)

6
Szanowni Państwo. Tematy w których zamieszczane są teksty literackie oczekujące weryfikacji dopuszczają formę komentarza meta-tekstu. Tzn. komentujemy w nich t e k s t. Komentowanie komentarza jest już stopniem wyższym czyli meta-meta- tekstem. Apeluje więc o wypowiedzi związane z tematem. Dla dywagacji, których przedmiotem mają być moje komentarze, zalecam założenie stosownego tematu w hyde parku. Mam nadzieję, że będą to dywagacje poparte jakimikolwiek (tu novum) argumentami. Pozdrawiam Państwa.
Obrazek

7
Dla wyjaśnienia napiszę tak tekst powstał w oparciu o wspomnienia pana Kowalskiego. Jest czymś co się pisze na kolanie. Jak napisałam w opisie wstawiłam to raczej do podumania nie ukrywam przede wszystkim ty silnym facetom. Czy zakończenie miało się podobać? Nie sądzę. Morał natomiast tej historii jest wydaje i się bardzo oczywisty.
Dodam tylko, że ten silny człowiek, pan i władca, nagle poczuł się nikmi bez swojej głupiej żony.
Nie był to tekst jakoś szczególnie dopieszczony i dopracowany, co też zaznaczyłam w opisie.
polishbritpoper
komentuj jak najbardziej teksty, besztaj je, rugaj autorów ale nie obrażaj nikogo i nie wyzywaj. Napisz, że coś jest do bani jednak nie pisz, że przez to autor jest bezmózgowcem albo kalką intelektualnym.
Lubisz czytać o emocjach i to tych niezrozumiałych? jest na forum kilka tekstów, które mogą ci się spodobać. Sięgnij do tych starszych.
Możesz też przeczytać fragment mojej opowieści o autystyczny dziecku, tam przede wszystkim emocje. Poszukaj na stronie myślę, że wreszcie coś cię zadowoli.

[ Dodano: Pią 09 Lip, 2010 ]
*kaleką
http://atl-niekadyjestrainmanem.blogspot.com/

8
Mankamentem tekstu jest to, że piszesz: Ja - mężczyzna, ale z punktu widzenia kobiety. Po prostu to widać. I nie sądzę, żeby znalazła się na to rada. To chyba bolączka pisarek, że faceci stworzeni literacko przez kobiety są zawsze odzwierciedleniam pragnień, złości, wyobrażeń, i wcale się nie dziwię, że oni tego nie kupują ;)
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

9
Pewnie tak jest. Kobieta tak czy owak nie będzie w stanie oddać myśli faceta. Próbowałam nawet nagrać wypowiedź faceta. Interesowało mnie o czym myśli gdy po awanturze wychodzi z domu trzaskając drzwiami. Spisałam później wszystko po czym dałam mężowi do przeczytania i pytam czy faktycznie tak z nimi jest. Stwierdził, że nie da się zapisać na kartce tego co ma w głowie facet w takich chwilach, bo on zwyczajnie wychodzi nie myśląc o niczym innym jak o tym żeby się napić :)
Ten facet jednak o którym tu mowa, myślał i nadal myśli, a przez to każdego dnia nachodzi swoją byłą, jednak chyba jest coś na rzeczy.
http://atl-niekadyjestrainmanem.blogspot.com/

10
Wydaje mi się, że to nie jest awykonalne, ale z pewnością trudne. Tak z własnych obserwacji - jeśli tekst pisze facet, obrazuje co ktoś robi, zaznacza okoliczności i wyciąga wnioski. A my to odrazu chciałybyśmy przegrzebać myśli i jeszcze je interpretować, najlepiej wyręczając się bohaterem :P
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

11
Tak z własnych obserwacji - jeśli tekst pisze facet, obrazuje co ktoś robi, zaznacza okoliczności i wyciąga wnioski. A my to odrazu chciałybyśmy przegrzebać myśli i jeszcze je interpretować, najlepiej wyręczając się bohaterem :P
Cholernie prosta, pozornie wręcz banalna uwaga, a jednak zaskakująco słuszna.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

12
? To się nazywa behawioryzm. I racja ten tekst z tej metody nie korzysta m. in. dlatego jest płaski, kiczowaty, fałszywy.

[ Dodano: Pią 09 Lip, 2010 ]
obrazuje co ktoś robi,
zaznacza okoliczności i wyciąga
wnioski.
Obrazek

13
Bo to jest proste i banalne ;)
Stąd wszystkie kontrowersje. Kobieta babra się w myślach i psychologicznych analizach, a mężczyzna działa i reaguje na to co jest oczywiste, co widzi. Przecież nawet pisząc to, ja się babram :P To cecha płci i trzeba to zaakceptować, jeśli się zabierasz za literaturę i chcesz, żeby po Twoją książkę sięgnęła i pan, i pani...
Stąd tyle literackich pomyłek. Można ten temat do hyde parku przenieść, bo ciekawy.

Ale żeby nie było, że offtop - Iska, przychodzi mi do głowy masa tytułów, gdzie autorem był facet i pisał o takich tematach jak rozwód i dzieci. I to naprawdę nie przypomina w żadnym wypadku tego, co Ty napisałaś. Zerknij sobie i porównaj, założę się, ze coś takiego w łapach trzymałaś, może nawet nasz w domu.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

14
nie nio fajnie. Tylko, że to akurat oparła na opowieści faceta. Takiego w typie macho co to póki miał dom wydawało mu się, że jest bogiem i carem. Później niestety musiał zweryfikować swój pogląd i wiecie co gdyby to nie ktoś wyrzucił z domu, mimo, że jestem słabą kobietą, nie prosiłabym o możliwość powrotu. ten facet już nie prosi tylko skomle wręcz. Żal mi go choć sam sobie winien, a jego była? Przerąbane ma w tej chwili, ten ciągle ją nachodzi. Tyle. Facet powinien reagować inaczej, nie prawda?
http://atl-niekadyjestrainmanem.blogspot.com/

15
Jestem mężczyzną, moją siłą jest własna bezsilność. Patrzę na dokonania ostatnich kilku lat, mam wszystko jednocześnie niczego nie posiadając. Rodzina – najmocniejszy punkt własnego bytu. Posiadłem na własność żonę, a ona powiła dla mnie dzieci. Ta kobieta siedząca zwykle w kuchni zwabiła mnie swoim ciepłem i niczym pracowita mrówka z dnia na dzień szykowała wygodne legowisko. Ja byłem jej najbardziej kłopotliwym dzieckiem. Wciąż słyszę jej ulubiony cytat z „Wesela”
Nie znam faceta (a odludkiem nie jestem), który tak określałby kobieco rzeczy, jak robisz to ty. Tutaj czuć po prostu wyobrażenie o mężczyźnie, kobiecy punkt widzenia. W pewnym sensie to jest aż za poetyckie.
Dzień za dniem budzę się z nadzieją, że usłyszę jej głos w słuchawce.
ty z kolei przeczysz logiczności bohatera - nadzieja to oznaka niepewności, a on przecież jest pewny. W kontekście całości, powinnaś napisać:
Dzień za dniem czekam, aż zadzwoni i usłyszę jej głos z w słuchawce
i ten element nadziei został usunięty.
Niech robi co chce, byle tylko powiedziała, że czeka na mój powrót.
wyrzuciła go z domu, więc nie ma mowy o powrocie, tylko zaproszeniu do powrotu.
Poza tym z tekstu (za wyjątkiem zdania o wyrzuceniu) cały czas można wywnioskować, że to ona odeszła.

Ten tekst to taka mowa i nic poza tym. Nie ma tu ładunku emocjonalnego na poziomie relacji ojciec-dzieci-matka, tylko dość obszerne zrzędzenie (mało to męskie w zestawieniu z tym, co facet mówi o sobie) prowadzące do nikąd. Brakło we fragmencie (może jest gdzieś indziej?) akapitu, zdania rzutującego na winnego, tak wprost pokazującego, kto zawinił albo kogo on uważa za winnego, bo samo tłumaczenie o rozmowach niczego tak naprawdę nie pokazuje. Gdzieś te emocje trzeba umiejscowić (czytelnika, oczywiście), czy to na dzieciach, czy na babce (wówczas bohater jest tym złym odkupującym winy), lub na kobiecie (wówczas facet jest dobry, czytelnik mu kibicuje i mimowolnie chce uchronić przed złem, przed babą!). Zdecydowanie tutaj brakuje rozgraniczenia. Fragment był mdły i jednostajny, ale uważam, że drobna zmiana albo dodatek może to zmienić i tekst zyska na tym.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”