Gra w słowa
Październikowy, nocny koncert symfoniczny
na deszcz, tenor bohaterski i sopran koloraturowy
03.10.2007, wczesna środa
Z przyczyn niezależnych od artystów koncert się nie odbył
O 00.24 pękło niebo.
Przeciekało już wcześniej trochę. Zbierało się. Taki mały leakage tylko. Ciśnienie w dół. Wszystko osłabło. Nic poważnego. Rozszczelniony cylinderek. Coś tam ciekło, mimo, że nie widać. Jednak płynu hamulcowego powolutku ubywało. Nie byłoby sprawy, gdyby ktoś zadbał, wymienił, pospawał może. Lecz kto by tam miał czas się zajmować takimi błahostkami? Więc stało się. Hamulce bez czucia. Pękło.
A ja z nim.
Digital chorus:
Czas nieprzyszły
Wszystkowzględność
Szukam światła
Wszędzie ciemność
Symfonia przeszkadzajek, gradacja nastroju, absolutnie bezsensowny dobór instrumentów, ani to klasyczna harmonia, ani współczesna. Hałas bez wyraźnego zamysłu artystycznego.
Niespodziewany recytatyw tenoru. Na tym wszystkim kanto, jakby lament.
Kanto to oczywiście nazwa zwyczajowa. Wokalny motyw. Właśnie motyw. Jak w zbrodni.
Digital chorus:
Czas nieprzyszły…
Gdy się dokładniej wsłuchać, można wyczuć delikatne przechodzenie frazy. Lewy kanał, prawy, surround. Zachód. Wschód. Biegną nutki. Nie jest to proste uderzanie o dach i szyby. To jednostajne wylewanie wodospadu. Rwący nurt rzeki w wąwozie żłobionym głębiej z każdą sekundą. Staranne mycie nadwozia domu. I świata.
Zmywanie śladów, zacieranie dowodów.
Przechodzenie ze stałości w niebyt.
Digital chorus:
Czas nieprzyszły…
Chmur nie widać. Jednolita masa. Nieskończone kłębowisko bez dna
i wieka. A woda płynie. Szumi. Pluszcze. Porywa myśli.
Jakby już nigdy nie miała przestać.
Digital chorus:
Czas nieprzyszły…
I co? Jak zwykle tylko złudzenie. Prosty zabieg kompozytorski.
Biegły aranż.
Po prostu kulminacja. Teraz się już wszystko rozwiązuje, instrumenty wyciszają, akordy dążą do harmonicznego snu.
Tempo zwalnia. I coda. Łagodnie zakończony liryczny utwór muzyczny.
Nie zorientowałam się nawet, czy śpiewał sopran.
Aria di bravura? Nie.
Digital chorus:
Czas nieprzyszły…
Basso ostinato namolnie w głowie pulsuje. Jak fala.
9.30 nagły stuk, czy plask z nieba. Nie, to nie szybowiec spadł.
To orzeł wypuścił zdobycz prosto na srebrny dach.
Widziałam go dokładnie, jak kołował zdenerwowany nad moim łóżkiem. Czy innym też się zdarzają takie rzeczy?
Gra w słowa
1„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.