20
autor: Kruger
Umysł pisarza
Ja popieram ćwiczenie na krótkich formach, jak już pisałem. Tu Cranberry, ładnie wyłożyła uzasadnienie. Dodatkowow - pisanie krótszych tekstów, w celu ćwiczeniowym, może dać możliwość poćwiczenia różnych elementów warsztatu w oderwaniu od innych.
O przełożeniu, że warto nauczyć się pisać dobrze o jednym wątku zanim się zacznie wielowątkowo, była mowa. Z innych kontrargumentów - pisaliście, że trudno wam konstruować tak proste fabuły. Albo, że szkoda dobre pomysły palić na miniaturach. Ha! Przecież nie musicie na siłę wymyślać fabuły fajerwerkowej, superinteresującej. Można pisać o byle czym, byle ćwiczyć. Rozpisanie pomysłu na jeden (zdawałoby się) nudny i nieciekawy temat. To wystarczy, by się nauczyć pewnych rygorów budowania fabuły. Wrzucić tekst a Wery czy gdzie tam, ocenią je nam od strony sposobu zbudowania fabuł a teksty w stylu: nudne, było, schemat - sobie odpuszczamy bo dobrze o tym wiemy.
Natomiast efekt może nas czasem bardzo zadziwić. Z doświadczenia wiem, w miniaturach się obracam dużo ostatnio, że bardzo banalne tematy są poruszane w szortach czy drabble'ach nierzadko. Ale sposób ujęcia albo napisania robi z tego świetne miniatury, które się podobają. Na Szortalu wygrywają książki w konkursach na przykład. To już coś, nie? A nauka swoją drogą.
I jeszcze jedna ważna rzecz, sygnalizowana wyżej przez Cranberry.
Wiem po sobie ale też po dziesiątkach czytanych tekstów wannabe autorów, że początkującemu wydaje się, że pisząc trzeba lać wodę. Ani tak, ani nie, wiele czynników o tym decyduje, forma, temat, planowany rozmiar utworu, skonsytruowana fabuła. Ale w początkujących tekstach mogę śmiało powiedzieć, że 80-90% jest przegadane. Począwszy od zaimkozy a skończywszy na obłędnej kwiecistości, zwodzącej na manowce składnię, sens, obrazowanie i frazeologię.
Pisanie miniatur (np. szortów) jest świetnym ćwiczeniem na wypracowanie sobie zwięźlejszego, prostszego, mniej rozbujanego stylu. Gdy się ma zadany limit, wymyśla fabułę, pisze - i się okazuje że się przekracza limit o 2000 znaków (co jest np. 20% utworu) - zaczyna się walka! Tropienie zbędnych słów, zaimków, przestawianie składni, rezygnowanie z kwiecistości.
A potem bywa, że się to udaje, limit osiągnięty, czytamy efekt i... Kurdeż, ależ to dobrze brzmi. Tyle słów mniej a ten sam sens oddany, a prosty język brzmi... no, tnie jak żyleta trafnością sformułować! Dialogi zyskują na tempie i rytmie. I oczy się otwierają. Że długich tekstach też tak trzeba.
Dlatego, IMHO, warto.