Ucieczka

1
Jedno z pierwszych "dzieł", które udało mi się skończyć. Przebrniecie przez to, wierzę w was ;)

Teraz leżał na dachu siedmiopiętrowego betonowego kolosa. Szary olbrzym w którego szarym brzuchu mieszkały dziesiątki szarych rodzin był jednym z ostatnich miejsc, gdzie Slade jeszcze nie leżał. Reszty tych miejsc już nie odwiedzi, a postanowił to tydzień, może dwa tygodnie temu. Trudno powiedzieć kiedy dokładnie z ziarna goryczy wyrósł krzew desperacji. Przed nim roztaczała się panorama liczącego sobie prawie dwieście tysięcy mieszkańców miasta, to co było pod nim stanowiło więc tylko kroplę w tym oceanie który otaczał go ze wszystkich możliwych stron. Panował typowy dla lipca upał, przynajmniej siedem pięter niżej - wiatr na tej wysokości nie pozwolił mu się za bardzo spocić. Nie można było sobie wybrać lepszej pory na ten typ samobójstwa, było tutaj jak w raju. Jak na rajskiej wyspie położonej w sercu smutnej betonowej dżungli.

Obiecał sobie, że list napisze pod wpływem emocji, tuż przed samym skokiem. Drżące dłonie i śmierć na wyciągnięcie ręki miały być gwarancją, że nie zabraknie mu weny. Kartka jednak ciągle leżała pusta, przyciśnięta do podłoża butelką wody. Miał czas. Teraz powinien coś zjeść, nie wypada wyruszyć na spotkanie zagładzie o pustym żołądku. Oby tylko nie przyszło mu zwracać wszystkiego tuż przed skokiem, podobno działo się to często. Szlag by trafił całą dostojność tej chwili, gdyby zarzygany wypadł za krawędź bloku zapewne się przy tym zataczając. Musiałby wrócić na górę i zacząć od nowa, a to po upadku z siódmego piętra mogłoby być... problematyczne. Nie ma miejsca na pomyłki, nie w tym momencie, wystarczyło że jego dotychczasowe życie było pasmem pomyłek i niepowodzeń przerywanych czasami takim czy innym nieszczęściem lub porażką. Tego nie wolno mu spieprzyć.

Pół godziny. Zdąży, pierwszy i ostatni raz w życiu będzie punktualny.

Wspomnienia, tego się obawiał. Był niemal pewien, że zaatakują go w najbardziej nieodpowiednim momencie próbując sabotować całą misternie zaplanowaną akcję pt. "Żegnaj okrutny świecie". Mógłby narzekać bez końca na prawie cały swój marny żywot, ale nigdy nie miał nic do zarzucenia swojej najbliższej rodzinie. Matka była cierpliwa i wspierała go kiedy tylko mogła, ojciec zaś... też się starał, ale oczywiście na swój, ojcowski, sposób. Młodszy brat zatęskni pewnie za nocami z nim spędzanymi w mroku zabałaganionego pokoju rozświetlanego tylko blaskiem monitora. Ale on jest młody, da sobie radę i może dzięki temu nareszcie znajdzie sobie znajomych. Może właśnie robił coś dobrego dla swojej rodziny? Nie myślał o tym jeszcze w ten sposób. Tak czy inaczej nie miało to teraz znaczenia, robił to przede wszystkim dla siebie. Bliscy byli na drugim planie, to jego decyzja, jego życie, śmierć, jego... problem? Nie. To było rozwiązanie jego problemu. Rozwiązanie piękne w swojej prostocie i - dosłownie - zabójcze w swojej skuteczności. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, to kilka sekund po skoku nastanie ciemność. Mrok tak nieprzenikniony, że niewyobrażalny dla ludzkiego umysłu. W ułamku sekundy człowiek, który ma wszystkiego dość, zamieni się w ciało, które ma wszystko gdzieś. W zapomnienie odejdą niespełnione miłości, szkolni tyrani, niewolnicza praca i wieczna bieda. Znikną wszyscy ludzie, całe te bezrozumne stado bydła które najbardziej go irytowało. Nie mógł z tym walczyć, więc teraz musi opuścić pole bitwy. Dobrze mu było z myślą, że dołączy do elitarnego grona dezerterów, którzy zamiast czekać ze strachem na śmierć, sami skaczą w jej objęcia.

Pięć minut przed godziną zero ("deadline" - tak to sobie dla żartu nazywał w myślach) skończył pisać list. Przeprosił wszystkich na których mu zależało, zapewniając przy tym, że śmierć gościa którego właśnie opłakuja nie była ich winą. Resztę ludzkości poćwiartował długopisem tak bardzo, jak tylko potrafił.

A jednak bez śladu lęku. Dziesięć sekund, osiem, pięć, dwa...

Zamiast oczekiwanej ciemności pojawiło się światło. Światło, które można było nie tylko zobaczyć, ale i odczuć. On tymczasem nie leżał na chodniku, a stał na własnych nogach. Miejsce w którym się znajdował zbliżało go na niebezpieczną odległość do szaleństwa. Nie mógł ocenić rozmiaru tej dziwacznej przestrzeni. Zdawała się równocześnie szczelnie go otulać i porażać ogromem. Po sekundzie, godzinie albo dobie, bo tego również nie mógł ocenić, usłyszał głos. Zwykły głos byłby zbyt sensowny dla tego szalonego miejsca, więc usłyszał go w swojej głowie. Na dodatego wydawało się, że były to setki głosów mówiące to samo w tym samym czasie. Nigdy nie słyszał niczego podobnego, niczego, co choćby w najmniejszym calu przypominało to co widział i słyszał, czy też raczej czuł, teraz. To, co do tej pory przypominało nieskładny bełkot w jakimś nieznanym języku, teraz zaczęło się układać w co raz to bardziej sensowne zdania.
- Cwaniak. Myślałeś, że uda ci się uciec, co? To nie jest takie proste, robaku. - Głos który przemawiał wewnątrz jego czaszki przyprawiał go o dreszcze.
- Co... co jest?! Gdzie ja jestem?!
- Jesteś w centrum. Trafiają tutaj wszyscy tobie podobni. Tutaj decydujemy, co z wami zrobić. Słyszałeś o tym, niebo, piekło i tym podobne. - Na myśl o niebie i piekle Slade'a przeszyły mdłości. To nie miało tak wyglądać, nie miał podlegać żadnej ocenie, miało go poprostu nie być. Skok był błędem, ale trochę za późno zdał sobie z tego sprawę. Odważył się zadać najważniejsze i najbardziej sensowne pytanie jakie przyszło mu do głowy.
- Co teraz ze mną będzie?
- Zabawna historia. Mało kto próbuje uciec z czyśćca. A teraz... no cóż, pójdziesz do piekła. To chyba logiczne? - Nie zdążył zaprotestować. Przytomność zaatakowała go równie szybko i gwałtownie, jak wcześniej, podczas upadku, światło. Słyszał głosy, ale tym razem dobiegały z otoczenia, nie z jego czaszki. I były ludzkie aż do bólu. Próbował coś powiedzieć, ale usta i struny głosowe nie chciały go słuchać. Ręce i nogi również. Czuł, że jest więźniem własnego ciała - mógł tylko słuchać.
- Słyszy co mówimy?
- Niewykluczone. Nigdy się tego nie dowiemy.
- Warzywo... to straszne. Gdyby to spotkało mojego syna...

A więc tak wyglądało piekło. Dużo gorzej, niż mógł to sobie wyobrazić.
Ostatnio zmieniony czw 12 kwie 2012, 15:31 przez Muaarthinos, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Temat samobójstwa, z mniej lub bardziej zaskakującym zakończeniem i wykorzystaniem do tego celu złośliwości sił wyższych był już wałkowany tysiąc razy. Mimo tego w tym tekście było, coś, co mnie wciągnęło - przynajmniej na tę krótką chwilę. Poczułam jakąś więź z bohaterem - i to mi się podobało.
Wydaje mi się, że osiągnąłeś to poprzez pewne trafne zdania, które bez zbędnego smędzenia, dobrze opisywały mi bohatera.
Ot, chociażby to (na marginesie samo sformułowanie niesamowicie mi się podoba):
Resztę ludzkości poćwiartował długopisem tak bardzo, jak tylko potrafił.
Muaarthinos pisze:W ułamku sekundy człowiek, który ma wszystkiego dość, zamieni się w ciało, które ma wszystko gdzieś.
Czytało się nieźle, chociaż momentami można się było potknąć na warsztacie.

Po pierwsze tworzysz chwilami zbyt długie, nieuporządkowane zdania, z których wynikają dalsze problemy. Tak na szybko dwa przykłady:
Muaarthinos pisze:Przed nim roztaczała się panorama liczącego sobie prawie dwieście tysięcy mieszkańców miasta, to co było pod nim stanowiło więc tylko kroplę w tym oceanie który otaczał go ze wszystkich możliwych stron
Tutaj jest trochę problem z umiejscowieniem "przed nim" i "pod nim". Bo w tej chwili to całe miesto, te 200tys. ludzi jest również "pod nim". I chociaż domyślam się, ze usiłujesz zestawić tutaj ze sobą blok i całe miasto, to nie wychodzi to zgrabnie. Od razu też robi się za dużo zaimków: nim x2, go... Trochę za dużo jak na jedno zdanie. A i w całym akapicie tego używasz.
Muaarthinos pisze:Nie ma miejsca na pomyłki, nie w tym momencie, wystarczyło że jego dotychczasowe życie było pasmem pomyłek i niepowodzeń przerywanych czasami takim czy innym nieszczęściem lub porażką.
Tutaj moment obecny, od wspominania dawnych pomyłek należałoby oddzielić kropką.

Powtórzenia (taki jeden fragment wzięty na warsztat):
Muaarthinos pisze:Nie myślał o tym jeszcze w ten sposób. Tak czy inaczej nie miało to teraz znaczenia, robił to przede wszystkim dla siebie. Bliscy byli na drugim planie, to jego decyzja, jego życie, śmierć, jego... problem? Nie. To było rozwiązanie jego problemu. Rozwiązanie piękne w swojej prostocie i - dosłownie - zabójcze w swojej skuteczności. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, to kilka sekund po skoku nastanie ciemność. Mrok tak nieprzenikniony, że niewyobrażalny dla ludzkiego umysłu. W ułamku sekundy człowiek
Myśli, sekundy...
Do tego "był" - na to słówko trzeba bardzo uważać.
I nie wiem, czy nie najgorsza bolączka tego tekstu: wskazania.
To, to, to, to, tym, ten, tego, to, to... I tak dalej. W trakcie czytania problem rzucał się w oczy i irytował. Musiałbyś powalczyć z budową zdań.

Momentami pożerasz przecinki (nie chce mi się szukać, ale bywają to oczywistości) np:
Muaarthinos pisze:Znikną wszyscy ludzie, całe te bezrozumne stado bydła które najbardziej go irytowało.
to
i przecinek przed "które"

Tutaj natomiast nielogiczność:
Muaarthinos pisze:Po sekundzie, godzinie albo dobie, bo tego również nie mógł ocenić, usłyszał głos. Zwykły głos byłby zbyt sensowny dla tego szalonego miejsca, więc usłyszał go w swojej głowie. Na dodatego wydawało się, że były to setki głosów mówiące to samo w tym samym czasie.
Nie myl czytelnika. Jest różnica między usłyszeniem jednego głosu, a setek głosów - nie ma co tutaj zmieniać zeznań, tylko od początku pisać w czym rzecz. Od razu uniknąłbyś masy powtórzeń. Ja wiem, że głos tutaj jest ważny i można go podkreślić, ale co za dużo to nie zdrowo.
Kursywa - zbędny zaimek. Wiadomo, że nie w cudzej.

Podsumowując. Tekst ma sporo niedoróbek i od strony warsztatowej wymaga pracy. Mimo tego masz ode mnie dużego plusa za skuteczne przedstawienie bohatera, jego rozterek itd. Momentami sięgasz po fajny język - nieprzekombinowany, ale też ciekawszy.
Chętnie przeczytałabym coś Twojego z szerszą fabułą. Chciałabym zobaczyć, jak budujesz akcję. Na razie powalcz przede wszystkim z powtórzeniami, słówkami "to", "był" i zaimkami.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Spróbuję nie powtarzać po przedmówczyni. :P Czy też przedpisarczyni?
Teraz leżał na dachu siedmiopiętrowego betonowego kolosa
Jeżeli nie było wstawki z przeszłości to słowo teraz jest dla mnie zbędne. Trochę zgrzyta jak na zdanie rozpoczynające. Wystarczy, że leżał.
Muaarthinos pisze:Szary olbrzym w którego szarym brzuchu mieszkały dziesiątki szarych rodzin był jednym z ostatnich miejsc, gdzie Slade jeszcze nie leżał.
Przeczytaj to zdanie na głos. Sam powinieneś doskonale usłyszeć, że prosi o interpunkcję.
Muaarthinos pisze:Trudno powiedzieć kiedy dokładnie z ziarna goryczy wyrósł krzew desperacji
Podoba mi się to zdanie. :)
Muaarthinos pisze:Przed nim roztaczała się panorama liczącego sobie prawie dwieście tysięcy mieszkańców miasta, to co było pod nim stanowiło więc tylko kroplę w tym oceanie który otaczał go ze wszystkich możliwych stron.
Znowu brak interpunkcji. Piszesz dość ładne i zgrabne zdania, ale brak przecinka dającego jakby odetchnąć wszystko psuje, sprawia że mózg na chwilę staje w poprzek w poszukiwaniu, czy nie przeoczył gdzieś czegoś. Czytaj teksty na głos. To naprawdę pomaga. Jeśli masz współlokatora czy coś, to nawet bezgłośne czytanie pomaga. Jakbyś był dzieckiem i dopiero uczył się czytać ruszając ustami. Nie trzeba być mistrzem gramatyki by wyłapać tak podstawowe błędy :)
Muaarthinos pisze:W zapomnienie odejdą niespełnione miłości, szkolni tyrani, niewolnicza praca i wieczna bieda.
To określenie zdecydowanie jest dla mnie zbyt mocne. Przed chwilą mówił o dobrej rodzinie i monitorze w pokoju. Wiem, że monitor nie jest wyznacznikiem luksusu w dzisiejszych czasach, po prostu dla mnie to zdanie jest zbyt mocne.

Piszesz sprawnie. Jak już wspomniałam gdyby nie interpunkcja bardzo by mi się podobało.
Natomiast co do opisu tego jak się czuł przed skokiem jest to dla mnie zupełnie odrealnione. Może masz takie doświadczenia, że tak powiem. Bądź rozmawiałeś z kimś na ten temat. Z moich doświadczeń, jednak wynika coś zupełnie odmiennego. Dlatego jestem ciekawa, czy że tak powiem masz podstawy.
To bardzo trudny emocjonalnie temat i zbytnie upraszczanie go razi. To nie tak, że bronię samobójców czy coś :P Po prostu tekst był dla mnie zbyt odległy jakby "logicznie" że nic nie pozostawał. Uznałam go za nierealny.
Ogólnie jednak podoba mi się twój styl. Budujesz czasem świetne zdania. Chętnie przeczytałabym coś Twojego na lżejszy temat.
Pozdrawiam.

4
Panna Interpunkcja się kłania. Z pewnymi wyrzutami sumienia umówiłam się z nią na kawę, bo czasami sama o niej zapominam.
Muaarthinos pisze:Szary olbrzym PRZECINEK w którego szarym brzuchu mieszkały dziesiątki szarych rodzin PRZECINEK był jednym z ostatnich miejsc, gdzie Slade jeszcze nie leżał.
Muaarthinos pisze:Trudno powiedzieć PRZECINEK kiedy dokładnie z ziarna goryczy wyrósł krzew desperacji.
Muaarthinos pisze:Przed nim roztaczała się panorama miasta liczącego sobie prawie dwieście tysięcy mieszkańców ,KROPKA to co było pod nim PRZECINEK stanowiło więc tylko kroplę w tym oceanie PRZECINEK który otaczał go ze wszystkich możliwych stron.
Muaarthinos pisze:Nie ma miejsca na pomyłki, nie w tym momencie, KROPKA wystarczyło PRZECINEK że jego dotychczasowe życie było pasmem pomyłek i niepowodzeń PRZECINEK przerywanych czasami takim czy innym nieszczęściem lub porażką.
Muaarthinos pisze:Był niemal pewien, że zaatakują go w najbardziej nieodpowiednim momencie PRZECINEK próbując sabotować całą misternie zaplanowaną akcję pt. "Żegnaj okrutny świecie".
Muaarthinos pisze:Znikną wszyscy ludzie, całe te bezrozumne stado bydła PRZECINEK które najbardziej go irytowało.
Muaarthinos pisze:Miejsce PRZECINEK w którym się znajdował PRZECINEK zbliżało go na niebezpieczną odległość do szaleństwa.
Muaarthinos pisze:Nigdy nie słyszał niczego podobnego, niczego, co choćby w najmniejszym calu przypominało to co widział i słyszał, czy też raczej czuł, PO CO PRZECINEK? teraz. To, co do tej pory przypominało nieskładny bełkot w jakimś nieznanym języku, teraz zaczęło się układać w co raz to bardziej sensowne zdania.
Moja uwagę zwrócił najmniejszy cal. Cal to cal. Metr to metr. Może być mniejszy i większy metr? Nie. Więc cal też nie.
bł. ort. co raz - coraz
Muaarthinos pisze: Głos PRZECINEK który przemawiał wewnątrz jego czaszki PRZECINEK przyprawiał go o dreszcze.
Muaarthinos pisze:Odważył się zadać najważniejsze i najbardziej sensowne pytanie PRZECINEK jakie przyszło mu do głowy.
Muaarthinos pisze:Słyszy PRZECINEK co mówimy?
Panna Interpunkcja jest dość zakręcona, ale jak bliżej poznać, to zaczyna się ją rozumieć. Ale tak to na ogół z kobietami bywa. Im trudniej poznać i ogarnąć, tym bardziej się ceni i kocha. :D

Podobało mi się. Opis rozważań bohatera przed skokiem całkiem do rzeczy.
Te głosy z zaświatów... Tu miałam mieszane uczucia, choć rozumiem ich niezbędność dla zakończenia. To niezły pomysł - życie wśród udręk jako czyściec, życie jako warzywo - piekło. Przemawia to do mnie. Z bardzo osobistych powodów.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Dziękuję wszystkim za konstruktywną krytykę. Zdawałem sobie sprawę, że mogę mieć problemy z interpunkcją, ale nie wiedziałem, że aż na taką skalę. Trzeba się zabrać za siebie ;) Piszę teraz coś dłuższego, lżejszego i science-fiction, postaram się uniknąć powtórzenia ww. błędów. Jeszcze raz dzięki za wszystkie uwagi ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”