Los to nie wszystko.

1
PROLOG
Ochrypły, pełen bólu krzyk huczał po brudnej izbie. Wdzierał się przemocą do uszu i ciął bębenki. Na klepisku wiła się kobieta z rozwartymi nogami. Darła się wpijając palce w burzę ciemnych włosów. Krzyk powoli przeradzał się w błagalny jęk, ten zaczynał cichnąć, marnieć, a gdy zdawało się, że cierpiąca zemdlała krzyk na nowo rozbrzmiewał pełnią sił.
Wokół paleniska krzątała się młodsza, nie bardzo wiedząc co zrobić. Po chwili drzwi izby otworzyły się z hukiem. Pojawiła się przysadzista, siwa kobieta, natychmiast rzucając się ku leżącej.
- Już spokojnie, dziecinko. Wszystko będzie dobrze – powiedziała matczynym tonem gładząc ją po dużym brzuchu. – Sara, przynieś wina – zwróciła się do najmłodszej dziewczyny.
- Ale dziś jest…
- Idź! – przerwała stanowczo, a ton głosu mówił dziewczynie, że dalsza dyskusja nie ma żadnego sensu. Wyszła.
Starsza kobieta odwiązała sakiewkę przy pasku; wyjęła poskręcany w dziesiątki supłów sznur i zawinięty kawałek tkaniny, w którym coś się znajdowało. Po kilku chwilach wróciła Sara, ostrożnie niosąc małą czarkę.
- Proszę. – Wyciągnęła drżące ręce ulewając kilka kropel. – Ale…
Alra szybko wzięła naczynie nie pozwalając dziewczynie dokończyć zdania, rozwinęła tkaninę i wsypała zawartość do czarki.
- To sproszkowane zioła – dodała spoglądając na Sarę, której wzrok badał niepewnie czarkę i jej zawartość. – Nie patrz na mnie jak ptaszysko postrzelone w kuper! – Zakołysała czarką i podała leżącej. – No, już spokojnie dziecinko. Wypij to. Dobrze ci zrobi.
Usłuchała.
- Keyla, dziecinko, zaraz się zacznie. A ty – spojrzała na Sarę. - Masz to… - Podała jej kłębek supłów. – I gdy powiem ‘już’, zaczniesz rozwiązywać węzły, zrozumiałaś…? Na wielką Jokarir! Weźże się, dziewczyno, w garść! Chcesz wszystko popsuć?
Sara spojrzała na nią urażona. Najwyraźniej dotknęły ją te słowa, bo od tego momentu zachowywała się spokojniej.
Keyla już nie krzyczała. Chciała zaprotestować, ale coś ją powstrzymało. Oddychała głęboko, ogarnięta błogim spokojem, rozchodzącym się po ciele razem z ciepłem. Nie obawiała się już. Była przy niej Alra - Starsza wioski. Taak… mogła być spokojna, przecież to, że dziś jest… A zresztą, to nie ma znaczenia. Wszystko będzie dobrze.
Ciężarna chwyciła Alre za dłoń, a ta spojrzała na Sarę:
- Już. – Rozległ się zduszony krzyk. Sara zaczęła rozwiązywać supły, a Starsza nachylała się nad nogami Keyli.
- Wypychaj… Spokojnie… Powoli…
Zabrzmiał ochrypły wrzask. Sara panicznie rozluźniała węzły. A one, jak na złość, łatwo nie puszczały.
- Spokojnie dziecinko… Spokojnie…
Krzyk. Następne supły.
- Oddychaj…
Jeszcze dwa supły.
- No, jeszcze trochę…
Ostatni.
Do ochrypłego krzyku doszedł drugi – piskliwy, młody.
- No! – westchnęła Alra przecierając czoło wierzchem dłoni. – Żyje. Zdrowy, piękny chło…
- Co… co się stało? Alra… co… – w głosie Keyli zabrzmiała panika. Patrzyła z niepokojem na dziecko w ramionach Alry, której tępy wzór tkwił w główce noworodka.
- Nic, nic - odkaszlnęła. - Wszystko dobrze – uśmiechnęła się. Choć uśmiech ten miał nie wiele wspólnego z radością. Keyli to wystarczyło. Wzięła dziecko i utuliła do piersi.

***

Ogień w palenisku smętnie pobłyskiwał, rzucając światłem na pełne niepokoju twarze. Starsza klęczała nad Keylą, pogrążoną w głębokim śnie. Oprócz nich, w koncie siedział ciemnowłosy mężczyzna.
- Dlaczego na to pozwoliłaś? – stękał ukrywając twarz w dłoniach.
- Niemiałam wyjścia – rzekła z odrobiną pretensji w głosie. – Nie mogłam inaczej, Keronie.
- Na pewno można było coś zrobić! To moje dziecko – mężczyzna podniósł głowę, po policzkach ciekły mu łzy. – Mogłaś przeczekać, już prawie świtało.
- Posłuchaj. – Wstała, spojrzała mu prosto w oczy. Jej głos nie zawierał już tylko odrobiny pretensji. – Gdybym nie zareagowała, Keyla by nie przeżyła.
- I co teraz będzie? – powiedział po długim milczeniu. - Dlaczego tak naglę zaczęli się nimi interesować?
- Nie wiem – skłamała. Bo w głębi wiedziała. Wiedziała, że ktoś zaczął interesować się dziećmi urodzonymi w noc Beritha. Bo w tę noc, mało które dziecko rodziło się żywe. Wiedziała, że jeśli już się urodziło miało w sobie ogromne pokłady dziwnej mocy. Sama ją poczuła. Wiedziała też, że to dziecko zostanie zabrane. Ale domyślała się innej rzeczy. Choć miała nadzieję, że to tylko domysły. - Cieszmy się, że żyje.
Zapadła cisza. Zagęściła atmosferę. Swą dziwną, wibrującą mocą stała się nieznośna, ale nikt nie zebrał się aby ją przerwać. Dopiero nagłe huknięcie drzwi położyło kres dziwnej mocy. Pojawił się niski mężczyzna przypominający chomika.
- Pani – wysapał, wspierając się o kolana. – Pani… słyszeliśmy, podobno… podobno to dziecko. – Spojrzał lękliwie na Kerona. – Starosta już wie, idzie tu.
Alra zaklęła. Nie spodziewała się, że dowiedzą się tak szybko.
- Keron, rygluj drzwi. Trzeba coś wymyślić – rzuciła.
- Dlaczego?
- Chcesz, żeby je zabrano?
Nie musiała mówić nic więcej. Ojciec rzucił się do drzwi próbując je zabarykadować małym zydelkiem. Hałas i zmniejszone działanie ziół obudziło Keyle.
- Skarbie, co się dzieje? Gdzie dziecko?
- Leż spokojnie, dziecinko. – Alra przytrzymała jej rękę. - Dziecko jest w izbie obok, z Sarą.
- Co z nim? – Z trudem wsparła się na łokcie. – Czy starosta…
- Tak. Idzie tu.
- Nie bój się skarbie. – Keron w dość udolny sposób zabarykadował drzwi i zwrócił się do żony. – Zaraz coś wymyślimy. Alra, o co tu chodzi?
Nie mogła dłużej zwlekać. Wyjaśniła im, że zapewne dzieckiem zainteresował się jakiś czarodziej, chcący wyssać, dla swoich korzyści, jego energię. Wyjaśniła… prawie wszystko.
- Gdybyś nie otumaniła mnie ziołami – wychrypiała Keyla. – Nie pozwoliłabym na to. Przetrzymałabym i urodziła normalne dziecko…
Rozbrzmiał stukot a zaraz po nim zimny, wredny głos:
- Proszę natychmiast otworzyć drzwi.
Sara, z dzieckiem na rękach, wbiegła do izdebki. Panicznie rozglądając się wokół. Keyla wstała podtrzymując się ściany.
- Nie możemy pozwolić, żeby je zabrano. – Mąż podszedł do niej i poparł ją objęciem.
- Pani Alro… starosta, muszę go wpuścić – odezwał się chłopek patrząc na własne stopy.
- Spróbuj, a wyrżnę ci flaki – warknął Keron.
Przysadzisty mężczyzna chciał jeszcze coś powiedzieć, ale rozmowę przerwał ogromny huk. Zydel pękł, a drzwi runęły na ziemie. Za nimi wmaszerowali czterej strażnicy w czerwono żółtych, pikowanych zbrojach z nałożonymi przyłbicami i chudy, wysoki mężczyzna.
- Wiedziałem, że będziecie coś kombinować. – Uśmiechnął się wrednie ten wysoki, kręcąc palcem młynki wokół czarnej, koziej bródki.
Dostojnie ubrany sprawiał wrażenie urzędnika piastującego urząd od niedawna, ale na tyle długo, aby ogłosić to wszem i wobec, pokazując wszystkim kto tu rządzi. Sara podbiegła do rodziców dziecka.
- Nie bójcie się – uśmiechnął się dobrodusznie, choć oczy miał zimne i okrutne. – Nie zabierzemy wam dziecka.
Przysadzisty mężczyzna wymknął się ukradkiem.
- Tak, nie zabierzemy go. Z ostatnich czterech dzieci, urodzonych w tę… noc, żadnego nie udało się… wyleczyć. – Alra zrozumiała, że staroście chodziło o wyssanie mocy, po których dziecko, jeśli przeżyło, było bardzo podatne na choroby. - To istne demony – ciągnął. - Do nienawiści jeno zdatne. Wszystkie są złe do szpiku kości. Ta… moc to pakt z demonem… Tak, nie zabierzemy go nigdzie. Zginie. Tu, na miejscu.
Nie, to nieprawda, pomyślała Keyla. W uszach jej szumiało. Ogarnęła ja ogromna pustka, dławiąca gardło i paląca w pierś. To jakiś żart. Przecież moje dziecko po prostu miało… pecha. Urodziło się w przeklętą noc, to wszystko.
- Dziecinko… - Alra objęła ją.
Starosta spojrzał po twarzach, wszystkie zszokowane, bezradne, wszystkie oprócz jednej. Starsza nadal miała kamienną twarz.
- Co, pani Alro? Nie wiedziała pani o tym? – starosta wykrzywił ohydnie usta. Cieszył się, że wprowadził ich w taki stan. Nie czekając na odpowiedź ciągnął dalej. – Nie wiedziała pani, że to dziecko umrze? – pogładził się po brodzie i bardziej wykrzywił usta. – Nie domyśliła się? I nic pani nie zrobiła…
- Ty parszywy kretynie! Draniu bez serca! Co mogłam zrobić? Pozwolić dziewczynie umrzeć razem z dzieckiem?! Ty cholerny… Pomyśleć, że sama cię na świat przyjmowałam.
- Dość – syknął, a jego twarz cały czas przyozdabiał drwiący uśmieszek. – Straże zabić to dziecko i wszystkich, którzy stawią opór. Czekam w swojej sadybie. – Odwrócił się, wyszedł, pozostawiając za sobą tępą ciszę. Przerwali ją trzej strażnicy, którzy ruszyli w stronę dziecka. Czwarty nie ruszył się. Keron stanął między nich, rozpostarł ręce. Dumnie, z podniesioną głową… Jak ojciec. Świst i błysk uniesionych kling. Kroki. Wciskanie głowy w ramiona, ten złudny, ludzki odruch chroniący kark przed ciosem. Opuszczone powieki. Ciemność.
- Stać! – czwarty żołnierz żwawo pomaszerował ku swoim konfratrom. Ten głos, pomyślał Keron. – Nie godzi się!
- Ale rozkazy… - wyrwał się jeden z żołdaków.
- W dupie mam takie rozkazy. – Powoli uniósł ręce, zdjął hełm, cisnął nim o klepisko. Zaświeciła półkolista blizna biegnąca od brody, po ciemne, wilgotne oczy.
- Olsen! To ty?
- Tak, Kreonie, to ja.
Nastała niezręczna cisza. Olsen stał spokojnie. Keron nie wiedział co powiedzieć, czy zbluzgać, czy błagać. Żołnierze pouchylali przyłbice, patrząc niepewnie. Sara z dzieckiem na rękach, Keyla i Starsza, każda przedstawiał odmienną emocję. Alra z kamienną twarzą. Keyla szok, smutek i jakby nadzieję, a Sara wyglądała jakby za chwilę miała zemdleć.
- Nie ma na co czekać – zaczął Olsen. – Musicie uciekać. Szybko.
- A ty? – Keron podszedł kilka kroków, spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. – Co z tobą? Przecież ten skurwysyn…
- Nie ma czasu. Musicie iść – przerwał stanowczo, a oczy bardziej mu zwilgotniały.
- Przecież on cię… - urwał. Spuścił wzrok, patrząc w klepisko. Obejrzał się na żonę i dziecko.
- Są rzeczy – Olsen chwycił go za ramię. – Za które warto umierać. Żegnaj… Przyjacielu.
***
- Szybko! W głąb lasu! – Keron trzymał się z tyłu, bacznie patrząc na oddalające się chaty. Sara, podtrzymując – wręcz wlokąc - Keylę, kuśtykała za Alrą przyciskającą dziecko do piersi. – Do chaty druida!
Las ogarniał mrokiem. Jedynymi źródłami światła były opuszczane chaty i mały punkt, gdzieś pomiędzy konarami. Ich cel. W borze, na szczęście, drzew nie sadzono gęsto. Co w dużym stopniu ułatwiłoby ucieczkę, gdyby nie korzenie.
Keyla ledwo unosiła nogi, bardziej szurała ściółką trzymając się kurczowo siostry. Wycieńczenie organizmu dawało o sobie znać. Szumiało jej w głowie i bolało w kroczu. Nagle poczuła ból w stopie i momentalnie runęła pociągając za sobą Sarę.
- Nie mogę… Nie mam sił… Idźcie, zostawcie mnie. Ratujcie dziecko.
Keron podbiegł do żony.
- Chyba oszalałaś – wysapał zarzucając ją na ramię. – Jeśli myślisz, że cię zostawię. Druid nam pomoże. Alro – powiedział po chwili milczenia. - Zawsze myślałem, że w noc Beritha rzadko które dziecko przeżywa poród. A te które się urodzi może być… chore. Że można je uleczyć. O co w tym wszystkim chodzi?
- To nie jest takie proste. Starosta i inni chcieli je wykorzystać, bo wiedzieli, że mają w sobie moc. Myślą, że są przepełnione nienawiścią. Ale to nie prawda. To nie one są złe, lecz moc, która przez nich przemawia. Legenda mówi…
Alra nie dokończyła. Od strony chałup wyłonili się ludzie. Biegli, krzyczeli. Kilku z nich trzymało pochodnie. Inni miecze. A jeszcze inni, kusze.
- Szybko! Nie ma chwili do stracenia. – Keron biegł na końcu z przerzuconą przez ramię Keylą.
- Sara! – krzyknęła Alra. – Musisz pobiec przodem, ostrzec druida, poprosić o pomoc.
Dziewczyna cała blada, zlana potem, spojrzała na Keylę, swoją siostrę. Pokiwała głową i ruszyła. Po kilku chwilach znikła im z oczu. Głosy za nimi nasilały się. Schło im w gardłach, ledwo łapali oddech, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Ich cel nadal znajdował się daleko. Nie wiedzieli czy druid zdoła im pomóc, ani czy zechce. Lecz nie mieli innego wyjścia.
Niewyraźny punkt stał się prostokątem, przez który zdało się zauważyć postać. Okno powiększało się, a postać wyraźniała. Wyraźne stały się siwe, rzadkie włosy, przestraszona, choć dobroduszna, twarz. Wypatrywał ich. Drzwi chatki otworzyły się. Wpadli do środka. Keron położył żonę na posłaniu, obok dziewczyny leżącej na brzuchu, zatrzasnął drzwi i spojrzał na starca.
- Domirze, pomóż nam.
- Pomogę. Ta dziewczyna opowiedziała mi co się stało po czym… zemdlała. – Wskazał na Sarę leżącą koło Keyli. – Otworzę portal, potrzebuje na to chwili.
Domir ustał w centrum narysowanego pentagramu. Zamknął oczy i przystawił ręce do głowy. Alra usiadła obok Keyli coś do niej mrucząc i podając jej dziecko. W środku zapanowała dziwna atmosfera. Stojący na stoliku kaganek przygasł. Zrobiło się zimno i wietrznie. Wiatr ciągnął od ziemi. W oknie błysnął czerwono-żółty kolor. Drzwi huknęły. Wbiegło czterech żołdaków. Trzech z mieczami i jeden z kuszą.
- Druid musi skończyć! – krzyknął Keron po czym trzasnął nasadą pięści najbliższego. Ten zachwiał się. Keron wyrwał mu miecz. Odepchnął kopniakiem. Obrócił się i zobaczył szarżującego żołdaka. Odskoczył. Zbił jego miecz. Kolejny ciął go w szyje. Zwinnie wszedł pod miecz i ciął na oślep od dołu. Trafił. Rozpruwając najemnika od krocza po szyje. Kusznik przykucnął, uniósł kuszę na wysokość twarzy. Dwóch mieczników rzuciło się na Kerona. Rozdzielili się. Chcą mnie okrążyć, pomyślał. Mylił się. Jeden z nich podbiegł do łoża podnosząc miecz nad głowę. Wygiął się bardziej. Krzyknął, chrząknął i zwalił się bezwładnie na Keylę. Alra wyciągnęła sztylet z pod pachy najemnika. Zwaliła go na ziemie i przytuliła Keylę. Kusznik wycelował w Alrę, spojrzał jej w oczy i zamarł. Ostatni z mieczników ruszył na Kerona. Ciął od góry. Został sparowany. Dość nieudolnie. Miecz zsunął się po klindze i trafił w bark Kerona. Posoka spłynęła na podłogę. Żołdak nie czekając dłużej ciął płasko z drugiej strony. Trafił. Ręka Kerona odmówiła posłuszeństwa, upuścił miecz. Pentagram, na chwilę, rozjarzył się jaskrawą czerwienią, tak samo jak powieki druida. Kaganek zgasł. Nastała ciemność, szamotanina. Świsty kling i puszczenie cięciwy. Krzyki i stękanie. Pisk i demoniczny śmiech.
- On jest mój! – przeraźliwości tego głosu nie da się opisać w prosty sposób. Jego metaliczność skręcała wnętrzności, a ostrość raniła uszy.
W pobliżu dziecka pojawiła się biała poświata, eksplodująca światłością. Pochłaniającą całe pomieszczenie białym, nieprzeniknionym blaskiem. Znikła tak samo naglę jak się pojawiła. Nad pentagramem zalśnił czerwony owal rozjaśniając pole walki. Kusznik leżał pod drzwiami, martwym wzrokiem patrząc na Alrę. Koło niego jeden z żołdaków, drugi pod pryczą, a trzeci na Keronie. Oboje nieruchomi. Na posłaniu Alra leżała na dziewczynach i dziecku. Dziecko zawyło, a Alra poruszyła się. Poklepała po twarzy dziewczyny. Sara ocknęła się, wstała i zwymiotowała.
- Jeśli łaska, to prosiłbym o pośpiech. Długo nie utrzymam portalu – rzekł druid.
Alra wciąż cuciła Keylę. Bezskutecznie. Przez chwilę nawiedziła ją zła myśl. Nie uwierzyła. A może nie chciała uwierzyć?
- Sara, bierz dziecko i uciekaj – powiedziała Starsza wciąż poklepując Keylę.
- Pani Alro – odezwał się Domir. – Nie chcę być nietaktowny ani prostacki, ale lepiej będzie jak pani także opuści to miejsce.
Dręcząca Alrę myśl stawała się bardziej natrętna, aż wreszcie zdała się oczywista i pewna. Ona nie żyje. Zacisnęła powieki. Zdrowy rozsądek przegrał w walce z uczuciem. Chciała być przy niej, pilnować, złożyć ciało na żalniku. Po policzkach spłynęły jej łzy. Pierwszy raz od tak dawna. Poczuła ich ciepło i dławiącą gardło rozpacz. Miała ochotę wybuchnąć, położyć się koło niej.
- Pani Alro, naprawdę nalegam… - głos Domira wydawał się jej odległy, taki nierealny. Popatrzyła na niego. Jego dobroduszna twarz pokryta była kroplami potu. Obok stała Sara z dzieckiem. Nie mogę się poddać, pomyślała. Nie mogę zawieść mojej dziecinki. Nie po to poświęciła życie…
- Masz racje Domirze, jak zwykle masz racje.
Alra podeszła do portalu. Obejrzała się na Keylę i zobaczyła jak do drzwi dobiegają dwaj kusznicy w czerwono-żółtych zbrojach. Szybko kucnęli, przystawili kusze. Alra popchnęła Sarę w portal. W tym samym czasie jeden z bełtów świsnął za Sarą wpadając w czerwony owal, usłyszała jęk. Skoczyła za Sarą. Ogarnęła ją ciemność.
Ostatnio zmieniony pt 06 lip 2012, 17:15 przez Quirinnos, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Powiem tak prolog zaciekawiłby, gdyby nie pewne wpadki, które jednak zniechęcają do czytania. Oczywiście nie ma tu chyba nic nowego, ale jakoś przez pół tekstu czytałem z zaciekawieniem, potem było coraz gorzej, a na to co się działo w lesie zerknąłem tylko po łebkach.

Rozplątywanie węzłów na początku zbiło mnie z tropu, ale potem zobaczyłem co nie co o tym obrzędzie u Romów. Fajnie by było napisać po co Sara to robiła, jednak mimo wszystko dziękuję, że mogłem poszerzyć swoje wąskie horyzonty.

Teraz napiszę parę fragmentów, które uważam za błędne. Chyba wszystkich mi się nie uda, bo już jest dość późno;)

Gdzieś tam miałeś słowo kombinować. Nie wiem już gdzie, ale tak czy inaczej nie pasowało mi ono do klimatu fantasy.
Ochrypły, pełen bólu krzyk huczał po brudnej izbie. Wdzierał się przemocą do uszu i ciął bębenki. Na klepisku wiła się kobieta z rozwartymi nogami. Darła się wpijając palce w burzę ciemnych włosów. Krzyk powoli przeradzał się w błagalny jęk, ten zaczynał cichnąć, marnieć, a gdy zdawało się, że cierpiąca zemdlała krzyk na nowo rozbrzmiewał pełnią sił.
Powtórzonka. Poza tym trochę do krzyku kobiety nie pasuje mi huczał.

Później jest problem z imionami. Musiałem drugi raz przeczytać by być pewnym kto jest to. Szczególnie chodzi mi tu o tą starszą kobitkę.
tępy wzór tkwił
Wiadomo o co chodzi.
Żyje. Zdrowy, piękny chło…
- Co… co się stało? Alra… co… – w głosie Keyli zabrzmiała panika. Patrzyła z niepokojem na dziecko w ramionach Alry, której tępy wzór tkwił w główce noworodka.
Trochę w dziwnym momencie staruszka przerywa zdanie. Jakby nie była pewna czy chłopak jest chłopa...
rzucając światłem
rzucając światło
Starsza klęczała nad Keylą,
Starsza, wcześniej młodsza. Niby wiadomo o kogo chodzi, ale tak nie do końca.
Oprócz nich, w koncie siedział ciemnowłosy mężczyzna.
Tu raczej o żadnej lokacie nie powinno być mowy więc lepiej poprawić na w kącie.
- Dlaczego na to pozwoliłaś? – stękał ukrywając twarz w dłoniach.
Stękał tu wybitnie nie pasuje.
na pełne niepokoju twarze.
Samo w sobie to nie jest błędne, tylko nie wiem czy ta śpiąca kobieta też powinna mieć tę twarz pełną niepokoju. Jak wszyscy to wszyscy.
Jej głos nie zawierał już tylko odrobiny pretensji
nawet odrobiny?

Tutaj nawijają o czymś co dla czytelnika jest jeszcze nie wiadome, w sumie sztucznie trzymane w tajemnicy. Czytelnik się denerwuje.
Ale domyślała się innej rzeczy. Choć miała nadzieję, że to tylko domysły.
Kolejne sztuczne podtrzymywanie tajemnicy. Fajnie by było jakby choćbyś nakierował o czym mamy myśleć, że ona się domyślała. Poza tym przydałoby się też w pierwszym zdaniu.
Nie mogłam inaczej, Keronie.
Ludzie tak nie rozmawiają. Wyobrażasz sobie taką sytuację: matka mówi do dziecka - wyciągnij pranie z pralki, Michale. Dobrze, matko - odpowiada dziecko. Z resztą wszystko warto sobie powiedzieć na głos.
Bo w głębi wiedziała. Wiedziała, że ktoś zaczął interesować się dziećmi urodzonymi w noc Beritha.
Celowe powtórzenie, ale niepotrzebne.
Keyla wstała podtrzymując się ściany.
Podpierając?
Zapadła cisza. Zagęściła atmosferę. Swą dziwną, wibrującą mocą stała się nieznośna, ale nikt nie zebrał się aby ją przerwać. Dopiero nagłe huknięcie drzwi położyło kres dziwnej mocy. Pojawił się niski mężczyzna przypominający chomika.
To co zaznaczyłem kursywą jest w całości do poprawienia. Gdy się czyta trzecie zdanie dotyczy ono atmosfery. Tak więc tak naprawdę nie wiem o co w tym chodzi. Poza tym dużo u ciebie tych cisz (tępa cisza - mój faworyt), trochę to ograniczyć by się przydało.
A przy ostatnim zdaniu parsknąłem, choć w gruncie rzeczy jest ono dość obrazowe. Już sobie wyobraziłem tego grubasa z wielkimi zębami na przedzie.
Keron w dość udolny sposób zabarykadował drzwi i zwrócił się do żony.
Chodziło, że nieudolny?
Kroki. Wciskanie głowy w ramiona, ten złudny, ludzki odruch chroniący kark przed ciosem. Opuszczone powieki. Ciemność.
Co się tutaj kurde dzieje? Ktoś umarł, ale kto?
- Tak, Kreonie, to ja.
Nastała niezręczna cisza. Olsen stał spokojnie. Keron nie wiedział co powiedzieć, czy zbluzgać, czy błagać. Żołnierze pouchylali przyłbice, patrząc niepewnie. Sara z dzieckiem na rękach, Keyla i Starsza, każda przedstawiał odmienną emocję. Alra z kamienną twarzą. Keyla szok, smutek i jakby nadzieję, a Sara wyglądała jakby za chwilę miała zemdleć.


Słowa wypowiedziane przez Olsena patrz kilka potknięć wyżej.

Od tego pogrubionego fragmentu przestałem czytać dokładniej. Coś takiego dało się wyłapać bez problemu. Jeśli tobie nie chciało się czytać tego, to dlaczego mi?
- Nie ma na co czekać – zaczął Olsen. – Musicie uciekać. Szybko.
- A ty? – Keron podszedł kilka kroków, spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. – Co z tobą? Przecież ten skurwysyn…
- Nie ma czasu. Musicie iść – przerwał stanowczo, a oczy bardziej mu zwilgotniały.
- Przecież on cię… - urwał. Spuścił wzrok, patrząc w klepisko. Obejrzał się na żonę i dziecko.
- Są rzeczy – Olsen chwycił go za ramię. – Za które warto umierać. Żegnaj… Przyjacielu.
W pierwszym zdaniu Olsena rym. Reszta ciut sztuczna. Poza tym, czemu kurde on nie miał czasu uciekać. Nikogo nie musiał powstrzymywać, a chyba kobieta świeżo po porodzie będzie szła sporo wolniej niż zdrowy mężczyzna. Zapachniało logiką hollywoodu. Lepiej jakby w następnej scenie zginął od strzały. Wtedy by powiedział, że są rzeczy za które warto umierać. Takiej dawki patosu już ciężko by było przebić.

Dobra, starczy. Mam nadzieję, że co nie co naświetliłem ci niektóre błędy. Pomysł masz, trochę popracuj z tym tekstem i może coś z tego będzie. Przydałyby się jeszcze opisy bohaterów, bo to że kobieta jest młoda, średnia i starsza co nie co mówi ale trochę. Mimo wszystko nie cofam swego zdania, że do połowy naprawdę mnie to wszystko ciekawiło. Może za mało przeczytałem książek fantasy by się tym wszystkim znudzić.

Pozdrawiam. Połamania pióra, długopisu albo klawiatury:D


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony czw 05 lip 2012, 19:20 przez MTszewski, łącznie zmieniany 1 raz.

3
Wiedziała, że jeśli już się urodziło miało w sobie ogromne pokłady dziwnej mocy. Sama ją poczuła. Wiedziała też, że to dziecko zostanie zabrane. Ale domyślała się innej rzeczy. Choć miała nadzieję, że to tylko domysły.
To zdanie jest wyjęte z czapy. Źle się czyta.
Ojciec rzucił się do drzwi próbując je zabarykadować małym zydelkiem.
Uważaj na zdrobnienia. Nie piszemy mały zydelek - tylko zydelek, albo mały zydel. Tak samo jakbyś chciał powiedzieć mały Karolek. Lepiej Karolek, albo mały Karol.
Przetrzymałabym i urodziła normalne dziecko…
Przetrzymałabym i urodziłabym. No naprawdę, to powinno wyjść przy poprawianiu tekstu.
Rozbrzmiał stukot a zaraz po nim zimny, wredny głos:
- Proszę natychmiast otworzyć drzwi.
Czy naprawdę to zdanie sygnalizuje, władczość? Proszę natychmiast?
Czy tak wyważa drzwi policja przy nagłym zatrzymaniu, albo wtargnięciu. Jestem prawie pewny, że nie używają słowa proszę.

Rozbrzmiał stukot, a zaraz po nim zimny, wredny głos:
Otwierać, kurwa! Inaczej wyważymy drzwi!
To jest tekst, który mógłby kogoś nastraszyć.
Sara, z dzieckiem na rękach, wbiegła do izdebki. Panicznie rozglądając się wokół.


Zastanów się nad tym zdaniem. Wpadła do izdebki, a później panicznie się rozglądała. Czy nie znała tej izdebki? Czy w tej izdebce coś jej groziło? Jeśli szukała wyjścia to powinieneś napisać, że panicznie rozglądała się po izdebce, desperacko szukając wyjścia z sytuacji. Albo przynajmniej coś w ten deseń.
Za nimi wmaszerowali czterej strażnicy w czerwono żółtych, pikowanych zbrojach z nałożonymi przyłbicami i chudy, wysoki mężczyzna.
Czy kiedykolwiek na filmach widziałeś, aby żołnierze/straże miejskie wchodziły, nawet do oświetlonego pomieszczenie z nałożonymi przyłbicami? Przecież mało co by widzieli. Raczej powinni odsunąć przyłbice, żeby cokolwiek zobaczyć.

Spróbuj wejść do izdebki w czymś takim - :) http://pl.wikipedia.org/wiki/Przy%C5%82bica

Było coś jeszcze, o facecie, który wyglądał jak chomik. Próbowałem, go sobie wyobrazić, ale moja wyobraźnia nie sięga, aż tak daleko.

To tyle. Wrażenia mam podobne jak MTszewski, przebrnąłem przez połowę, później się poddałem. Jedyny plus to zobrazowanie porodu, który ładnie zasygnalizowałeś. Byłem w tym, wiedziałem o co chodzi, czułem atmosferę. Reszta - klapa.
Nie dziwię się, naprawdę nie dziwię się taki autorom jak Andrzej Pilipiuk. Zawodowcy taki tekst by zmasakrowali, jeśli w ogóle by im się chciało. Dużo czytaj, dużo pisz, jeszcze więcej POPRAWIAJ!
Pozdrawiam i życzę powodzenia.

4
Ochrypły, pełen bólu krzyk huczał po brudnej izbie.
Krzyk rozlegał się w izbie.
Darła się wpijając palce w burzę ciemnych włosów.
Niepotrzebne i dziwne zdanie. Wyciąć. Tak samo jak dalsze o krzykach.
Wokół paleniska krzątała się młodsza, nie bardzo wiedząc co zrobić.
Opisz tę kobietę. Krząta się osoba, która ma wiele do zrobienia i to robi.
Po chwili drzwi izby otworzyły się z hukiem.
Wpierw huczał krzyk, teraz drzwi.
Pojawiła się przysadzista, siwa kobieta, natychmiast rzucając się ku leżącej.
Wpierw pojawia się, potem rzuca?
Przysadzista, siwa kobieta rzuciła się ku leżącej.
- Już spokojnie, dziecinko. Wszystko będzie dobrze – powiedziała matczynym tonem gładząc ją po dużym brzuchu. – Sara, przynieś wina – zwróciła się do najmłodszej dziewczyny.
Siwowłosa we wcześniejszym zdaniu rzuciła się ku rodzącej, więc te spokojne: powiedziała, zwróciła się tu nie pasują.
- Idź! – przerwała stanowczo, a ton głosu mówił dziewczynie, że dalsza dyskusja nie ma żadnego sensu.
Przerwała stanowczo, czyli wiadomo było, że dyskusja nie ma sensu. Po co to wyjaśniać czytelnikowi?
- Keyla, dziecinko, zaraz się zacznie.
Już się zaczęło.
Najwyraźniej dotknęły ją te słowa, bo od tego momentu zachowywała się spokojniej.
Cały czas zachowuje się spokojnie.
Patrzyła z niepokojem na dziecko w ramionach Alry, której tępy wzór tkwił w główce noworodka.
O co chodzi?
Ogień w palenisku smętnie pobłyskiwał, rzucając światłem na pełne niepokoju twarze.
Prościej = lepiej. Ogień paleniska oświetlał pełne niepokoju twarze.
Oprócz nich, w koncie siedział ciemnowłosy mężczyzna.
KĄCIE.
- Niemiałam wyjścia – rzekła z odrobiną pretensji w głosie.
Nie miałam wyjścia.
Jej głos nie zawierał już tylko odrobiny pretensji.
Zawierał za to dużo pretensji? Pretensje słychać lub nie. I tyle.
W głosie nie było słychać pretensji.
- Nie wiem – skłamała. Bo w głębi wiedziała. Wiedziała, że ktoś zaczął interesować się dziećmi urodzonymi w noc Beritha. Bo w tę noc, mało które dziecko rodziło się żywe. Wiedziała, że jeśli już się urodziło miało w sobie ogromne pokłady dziwnej mocy. Sama ją poczuła. Wiedziała też, że to dziecko zostanie zabrane. Ale domyślała się innej rzeczy. Choć miała nadzieję, że to tylko domysły. - Cieszmy się, że żyje.
Niejasny fragment i bardzo tajemniczy. Do przeredagowania.
Zapadła cisza. Zagęściła atmosferę
Cisza zagęściła atmosferę?
Dopiero nagłe huknięcie drzwi położyło kres dziwnej mocy.
Położyło kres nie dziwnej mocy a ciszy.
Pojawił się niski mężczyzna przypominający chomika.
- Pani – wysapał, wspierając się o kolana.
Dziwne porównanie. O co chodzi z wspieraniem się o kolana?
Keron w dość udolny sposób zabarykadował drzwi i zwrócił się do żony.
Nieudolny sposób.
Zydel pękł, a drzwi runęły na ziemie. Za nimi wmaszerowali czterej strażnicy...
Za nim, czyli za zydlem?
Sara z dzieckiem na rękach, Keyla i Starsza, każda przedstawiał odmienną emocję.
Każda czuła coś innego.
- Są rzeczy – Olsen chwycił go za ramię. – Za które warto umierać.
- Są rzeczy - Olsen chwycił go za ramię - za które warto umierać.
W borze, na szczęście, drzew nie sadzono gęsto.
W borze drzew się nie sadzi, same rosną.
Keyla ledwo unosiła nogi, bardziej szurała ściółką trzymając się kurczowo siostry.
Niespodzianka! Keyla miała siostrę! Która to? Sara czy siwogłowa?
Niewyraźny punkt stał się prostokątem, przez który zdało się zauważyć postać. Okno powiększało się, a postać wyraźniała.
Oj, po prostu w oddali widzieli światło z okna w którym ktoś stał.
Wyraźne stały się siwe, rzadkie włosy, przestraszona, choć dobroduszna, twarz.
Nadmiar opisów. Twarz niech będzie albo dobroduszna, albo przestraszona.
Keron położył żonę na posłaniu, obok dziewczyny leżącej na brzuchu, zatrzasnął drzwi i spojrzał na starca.
Co to za dziewczyna leżąca na brzuchu?
Zrobiło się zimno i wietrznie. Wiatr ciągnął od ziemi.
Dużo tu tych wiatrów szaleje.
Wbiegło czterech żołdaków. Trzech z mieczami i jeden z kuszą.
Znowu zbyt wiele w opisie.
Rozpruwając najemnika od krocza po szyje.
Jeśli chodzi o walkę na miecze ekspertem nie jestem, ale nie wydaje mi się, by to poszło tak szybko. Po drodze jest jednak parę kości...
Wygiął się bardziej.
Taka joga z mieczem w dłoni?
Alra wyciągnęła sztylet z pod pachy najemnika.
Spod pachy.
Pentagram, na chwilę, rozjarzył się jaskrawą czerwienią, tak samo jak powieki druida.
Przecinki. Pentagram na chwilę rozjarzył się jaskrawą czerwienią, podobnie jak powieki druida.
- On jest mój! – przeraźliwości tego głosu nie da się opisać w prosty sposób.
No to nie opisuj. Najgorsze co w tekście możesz zrobić, to przyznawać się do bezradności w opisaniu czegoś.
Dziecko zawyło, a Alra poruszyła się.
No bez przesady. Dziecko to nie syrena alarmowa.
Sara ocknęła się, wstała i zwymiotowała.
Na pewno w tej kolejności i na pewno trzeba to wszystko opisywać?
Przez chwilę nawiedziła ją zła myśl. Nie uwierzyła. A może nie chciała uwierzyć?
Alra miała złe przeczucie, które nie chciało jej opuścić.
- Pani Alro – odezwał się Domir. – Nie chcę być nietaktowny ani prostacki, ale lepiej będzie jak pani także opuści to miejsce.
Zdanko świetne w ustach policjanta, ale nie druida.
Dręcząca Alrę myśl stawała się bardziej natrętna, aż wreszcie zdała się oczywista i pewna. Ona nie żyje.
Nielogiczne. To, czy ktoś żyje czy nie, da się sprawdzić i nie trzeba odwoływać się do przeczuć.
Miała ochotę wybuchnąć, położyć się koło niej.
Miała ochotę rozpłakać się/poddać się uczuciu.

Oj, namieszałeś w tym teście nieziemsko i przeładowałeś. Za dużo się dzieje, za dużo nowych postaci dla czytelnika naraz, za dużo czują. Jednocześnie zamieściłeś bardzo mało opisów. W efekcie mamy niejasne opowiadanie, w którym nie wiadomo o co chodzi. Niby chodzi o dzieci. Ale raz dzieci rodzą się inne z powodu daty narodzin, innym razem w ich inności maczał palce czarownik, jeszcze kiedy indziej starosta jest zainteresowany dziećmi z powodu ich siły. Nie za dużo? Na dodatek żadnej z teorii nie wyjaśniasz dokładnie. Mamy też nielogicznie zachowujących się bohaterów, ich emocje nieodpowiadające zachowaniom lub bohaterowie czujący parę sprzecznych rzeczy na raz. Sama opowieść to nic nowego: narodziny dziecka, w którym tylko mądra kobieta z wioski widzi coś szczególnego/niepokojącego, tak więc za fabułę punktów nie będzie. Ponadto robisz błędy ortograficzne.

Fabuła tradycyjna, może ciekawego coś z tej opowieści wyjść, wymaga to jednak solidnego dopracowania tekstu. Zwłaszcza od strony opisowej. Bo jak na razie mamy świetny przykład na to, że opisy są jednak w teście potrzebne. Inaczej bohaterowie gonią bez tchu, a czytelnik wraz z nimi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”