Sztuka chodzenia po trawie w słoneczny dzień

1
Stosunkowo niedawno napisałem to wypracowanie do szkoły. Jako, że z powodu mojego lenistwa zapewne jeszcze długo nie napiszę nic innego wrzucam to. żeby było. I żeby dowiedzieć się co o tym sądzicie. życzę chociaż troszke przyjemności z czytania i nie zwracania uwagi na błędy, które nie rzucają się strasznie w oczy bo nie o to raczej chodzi w literaturze (no chyba, że to forum przyszłych korektorów - tak nazywają się ci ludzie, którzy poprawiają błędy? - to przepraszam:))





*************************************************************



SZTUKA CHODZENIA PO TRAWIE W SłONECZNY DZIEń



Co tak błyszczy w trawie? Jakaś błyskotka puszcza do mnie zalotnie oko z nadzieją, że ją podniosę. Czy oprę się pokusie, aby podejść bliżej i zobaczyć czym jest moja cicha adoratorka? Nie. Zmierzam szybkim krokiem w stronę odbijającego się światła z jednym pytaniem, które odzywa się echem w mojej głowie: „Czym jesteś?”. Już Cię widzę moja... kochany?! Klucz? Po co mi klucz? Nie wiem co można tobą otworzyć lub zamknąć, ale i tak wezmę cię skoro już tu podszedłem. Delikatnie podnoszę z ziemi moją zdobycz smakując opuszkami palców jej faktury, kształtu, ciepła.

Wtem dostrzegam mężczyznę. Dziwaka. Najbardziej nieestetyczną istotę jaką w życiu widziałem, Fałdy tłuszczu zwisają mu z ciała sprawiając wrażenie jakby jego skóra była jedynie luźnym ubraniem. Czarne kręcone włoski porastają całe ciało przybysza, a gdy podchodzi nieco bliżej zauważam, że jego twarz jest podobna do mordy boksera – i nie mam tu na myśli człowieka, lecz psa. Na wielkich, odstających uszach, które z pewnością mogłyby służyć do latania niczym słoniowi Dumbo, oparty ma wieniec upleciony z młodych gałązek brzozy. Uwagę zwraca również to, że jest absolutnie nagi. Skąd on się, do licha, wziął? Wyszedł z pomiędzy drzew niczym leśny duszek, jednak, gdy myślę o leśnym duszku moja wyobraźnia kreuje obraz młodej kobiety o złocistych włosach, niebieskich oczach, krągłych piersiach i długich, zgrabnych nogach, która idąc subtelnie muska zadbanymi stópkami źdźbła trawy a nie obleśnego, podstarzałego faceta, który człapie zapocony z gracją porównywalną do gracji kroku sparaliżowanego słonia. Może to jakiś psychopata, a może po prostu zwyczajny mężczyzna, który popołudniami wymyka się z domu mówiąc żonie, że idzie gdzieś z kumplami a tak naprawdę przyjeżdża do lasu realizować swoją pasję – chodzenie nago na łonie natury. Kto to? Za chwilę zapewne dowiem sie tego, gdyż jest już bardzo blisko. Zatrzymuje się naprzeciwko mnie. Wygląda na zmęczonego taj jakby te kilkadziesiąt metrów, które przeszedł było co najmniej dystansem maratońskim. Jest cały mokry, nie może złapać tchu. Siada w rozkroku na ziemi celując we mnie swoim przyrodzeniem niby XIX wieczną armatą podobną do tych, których używały wojska napoleoński. Bierze wdech i...

- K... k... k... - cedzi ciągle jedną głoskę.

- Konasz? - próbuję mi pomóc w wyrażeniu się.

- K... k... k... - najwidoczniej nie umiera.

- Może myślisz o kwiatach? Tak, zgadzam się, są bardzo piękne. - próbuję odpowiedzieć na niezadane jeszcze pytanie.

- K... k... k... - mężczyzna zaczyna mnie irytować.

Może on chce powiedzieć...

-...kocham Cię? Z całym szacunkiem dla twojej osoby, ale wolę towarzystwo kobiet – mężczyzna pochmurnieje, chyba trafiłem w samo sedno sprawy.

- K... k... k... - cholera, a jednak nie – KLUCZ! - wypluwa w końcu z siebie słowo razem z ilością śliny, którą zwykły człowiek wytwarza zapewne przez całe życie.

- Masz na myśli moja błyskotkę? Mój skarb? Moją zdobycz? Mą adoratorkę? Co z nią nie tak?

- Czy nie wiesz jeszcze do czego służą klucze? - mówi nadspodziewanie płynnie bardzo wysokim (jak na tak niskiego faceta) głosem.

- Zdaje się, że wiem. Do otwierania drzwi, skrzyń, samochodów i innych rzeczy, które da się zamknąć.

- Mylisz się. Klucze służą do otwierania wszystkiego. Są klucze do ziarenek piasku i jest klucz do wszechświata. Są klucze do mrówek i jest klucz do Boga. Wszystko można otworzyć. Nie wierzysz mi? Ile masz lat? Dwadzieścia jeden? - zadaje pytanie po pytaniu.

- Właściwie to siedemnaście – odpowiadam – Tylko wyglądam tak staro.

- A więc słyszałeś na pewno o kluczach odpowiedzi, których nauczyciele języka polskiego rzekomo używają do sprawdzania wypracowań. To jedna wielka bujda! W rzeczywistości, gdy wracają do domu wyjmują ze swojej tajemnej skrytki, której lokalizacji nie zna nikt inny, małe błyszczące kluczyki. Otwierają nimi prace uczniów i patrzą na samą duszę tego co napisali. Gdy już się napatrzą oceniają ją w skali jeden do sześć, gdyż to jest najodpowiedniejsza skala do oceniania duszy. Wierzysz mi?

- Wierzę, ale skąd mam wiedzieć do czego jest mój klucz?

- Pokaż mi go.

Podaję mu moje znalezisko a on bierze je w swoje pulchne dłonie, przykład do ust i zaczyna coś szeptać tak ciche, że nie mogę wychwycić żadnego słowa. Po chwili zaczyna się uśmiechać.

- A więc do czego? - ciekawość wypowiada przeze mnie te słowa.

- Masz szczęście... - uśmiech nie znika z jego twarzy.

- Mów, proszę.

- Znalazłeś klucz do duszy drugiego człowieka. To zdarza się bardzo rzadko. Na dodatek jest to klucz do kobiety co zapewne cię ucieszy...

- Nic nigdy nie uradowało tak mojego serca. A czy ona...

- Tak. Pokocha cię najpełniejszą miłością jaką człowiek może dać człowiekowi.

- A ja...

- Tak. Ty też ją pokochasz, bo, gdy człowiek zobaczy duszę drugiego człowieka nie jest w stanie go nie kochać.

- A jak...

- Klucz sam cie do niej doprowadzi. O to się nie martw. A teraz już czas na mnie. żegnaj.

Mężczyzna wstaje. Nie mogę znaleźć odpowiednich słów, więc nie mówię nic, tylko patrzę się na niego. Idzie szybkim krokiem. Zaczyna biec. Fałdy tłuszczu łopoczą na wietrze. Wciąż przyspiesza jakby polana była pasem startowym i nagle wznosi się powietrze i bynajmniej nie robi tego jak Dumbo tylko raczej jak Piotruś Pan. Leci zapewne do Nibylandii, która dla niego z pewnością stoi otworem. Ciekawe gdzie znalazł do niej klucz. Spoglądam za nim do momentu, gdy znika za drzewami. „żegnaj” mówię w myślach i odchodzę subtelnie muskając stopami źdźbła trawy skąpane w promieniach słońca.
„Wszyscy siedzimy

w rynsztokach, ale niektórzy

z nas patrzą w gwiazdy.”

Oscar Wilde

2
Heh, kolejna humoreska, pod którą kryje się myśl conajmniej filozoficzna. Z jednej strony wyszło śmiesznie, z drugiej wogóle lub jak wolisz wcale. śmieszny zabieg przemiany leśnej driady czy nimfy w pokrytego tłuszczem faceta. Nie obyło się jednak bez naiwnych myśli. Klucze do wszystkiego są dosyć ciekawe, ale Twoje przedstawienie przykładów momentami niezbyt. Dialogii również wyszły jakoś sztucznie. Ogólny styl opowiadania oceniam na średni, przez dialogii i słabe przykłady.



Pomysł:3+

Sty:3

Schematyczność:3+

Błędy: -

Ocena ogólna:3+



Jestem na małe tak.





Pozdrawiam.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Hum, hum.



Pomysł: 3+



Taki... niekonkretny? Nijaki? Coś w ten deseń, chyba postanowiłeś za szybko to wszystko doprowadzić do końca. Trochę chaotycznie, szczególnie na początku musiałem orientować się kto, co, jak i po co. Oblech-nimfa mi się podobał, chociaż taki zabieg z czymś mi się kojarzy. No cóż, nieistotne.

Sama idea kluczy do wszystkiego wg mnie pozytywna. Fajny pomysł, chociaż trochę zmarnowany, bo opowiadanie jest króciutkie i mało rozwinięte. Humor w porządku. Ogólnie luźna historyjka z zadatkami na coś lepszego.



Styl: 3 / 3+



Jak już mówiłem, chaos na początku, trzeba się orientować co, gdzie i jak. Poza tym to co mówił Web, trochę kuleją dialogi, szczególnie ubodło mnie to:


- Znalazłeś klucz do duszy drugiego człowieka. To zdarza się bardzo rzadko. Na dodatek jest to klucz do kobiety co zapewne cię ucieszy...

- Nic nigdy nie uradowało tak mojego serca. A czy ona...


Jakiś gruby facet tłumaczy mu pradawne tajemnice i wyznaje, że wkrótce spotka miłość swojego życia. Gość na to odpowiada, że nic nigdy nie uradowało tak jego serca. No super, tyle że gadka jest tak maksymalnie wyprana z uczuć, że równie dobrze mogłoby być:



- Wiesz, znalazłeś gumę Huba - Buba, chyba nie żuta, farciarz z ciebie.

- O tak, nic nigdy tak nie uradowało mojego serca.



Po prostu brakuje jakiejś żywotności.



Schematyczność: 4



No cóż, fajny pomysł z kluczami, ale ta nimfa z czymś mi się kojarzy, poza tym to kolejne luźne opowiadanko, które kończy się szybciej niż się zaczyna.



Błędy: 3



Jak na krótki tekst to za dużo tego. Szczególnie razi w oczy niechlujstwo, dużo różnych literówek no i trochę interpunkcji.



Ocena ogólna: 3



Pomysł średni (a raczej niewykorzystany), styl średni (razi chaos na początku i dialogi), błędów sporo. Ogólnie, bardzo przeciętne opowiadanie, ale podobało mi się, że ma w sobie pewną dawkę humoru. Sam nie wiem na co jestem. Może tak, może nie. Pomiędzy.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Pomysł: 3+

pomysł jak najbardziej nie wykorzystany. zabrakło mi to konkluzji, czegoś.... czego nie umiem nazwać, ale jest to zwykle bardzi ważne w tekstach ;)



Styl: 3

miejscami sztuczny (głównie w dialogach), poza tym nie rozumiem "zachowania" głównego bohatera: jakiś goły oblech biegnie do niego, a on porównuje go do nimfy, zastanawia się, co on tu robi, poczym wdaje się z nim w pogawentkę. Ot tak, po prostu. ani się nie zaniepokoił, ani nic. i skąd to pierwsze dokończenie myśli... tz. konasz? co to ma do rzeczy, dlaczego coś takiego? Jakoś mi to nie pasuje.



Schematyczność: 4



Błędy: 3-

jak na tak króciuteńki tekst, stanowczo za dużo. Interpunkcja, powtórzenia, niechlujstwo...


Delikatnie podnoszę z ziemi moją zdobycz smakując opuszkami palców jej faktury, kształtu, ciepła.
ile ona miała tych faktur... smakując jej fakturę, kształt i ciepło (przy okazji... smakowanie ciepła klucza, też mi jakoś nie leży.


Fałdy tłuszczu zwisają mu z ciała, sprawiając wrażenie jakby jego skóra była jedynie luźnym ubraniem. Czarne kręcone włoski porastają całe ciało przybysza


Ogólnie: 3

Styl średni, humoru odrobina, oblech-nimfa w porządku, ale też sztuczny - fajniej by było, jakby zdawał sobie sprawę z tego, że wygląda jakoś nie tak i nie takie sprawia wrażenie. Przypomina raczej zboczeńca niz leśnego duszka



Jestem na... ten punkt zostanie milczeniem... bo nie wiem
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

5
Oczywiście dziękuję za komentarze a odniosę się do ostatniego




Styl: 3

miejscami sztuczny (głównie w dialogach), poza tym nie rozumiem "zachowania" głównego bohatera: jakiś goły oblech biegnie do niego, a on porównuje go do nimfy, zastanawia się, co on tu robi, poczym wdaje się z nim w pogawentkę. Ot tak, po prostu. ani się nie zaniepokoił, ani nic. i skąd to pierwsze dokończenie myśli... tz. konasz? co to ma do rzeczy, dlaczego coś takiego? Jakoś mi to nie pasuje.




Główny bohater jest chyba ogólnie nieco wyrwany z rzeczywistości. Może jest niespłęna rozumu a może naćpany. To nie moja sprawa.



Co do pierwszego dokończenia. Oblech przybiegł niezwykle zmęczony i chciał i wydusić z siebie słowo "klucz". Wyobraź sobie, że 150 kg miesa leży na ziemi, sapie, jest całe zapoceone i próbuje Ci powidezieć coś co zaczyna się od "k". Może przyjść ci na myśl słowo "konać". Tak mi się wydawało przynajmniej.



Całe to opowiadanie to miała być taka słodka bajka dla starszych dzieci. Niektórym się podobała, ale oczywiście rozumiem, że wam może nie pasować.



Czyatjąc to trzeba mieć duży dystans do tekstu. Tak mi się wydaje.
„Wszyscy siedzimy

w rynsztokach, ale niektórzy

z nas patrzą w gwiazdy.”

Oscar Wilde
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”