Nie będę ukrywał, że miałem nadzieje na to, iż Łowca wreszcie przerzuci mnie do wyższej ligi autorów na weryfikatorium, że wreszcie zacznę być tutaj kojarzony. Stworzyłem sprawnie funkcjonujący własny świat (tutaj ukłony dla Aleksandra Gronka i Jacka Lipca za pomoc w wyszukiwaniu błędów i niespójności), z całą mapą polityczną i całą tą otoczką, jaka towarzyszy światom fantasy. Wzorowałem się oczywiście na starej, dobrej Europie, konkretnie na Europie z początku XX wieku. Poprzednią część przyjęto nawet dobrze, choć - jak zwykle - nie obyło się bez krytyki (słusznej!). Trochę się bałem pisząc kolejny "odcinek", bo raz, że minęło dużo czasu, dwa, że po prostu bałem się, że nie uda mi się utrzymać poziomu, a trzy - jest krótszy od pierwszej części. W każdym razie chyba daje radę. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłej lektur!
Występują wulgaryzmy!
tumi1
Łowca cz.2
21 IX 1935 r.Okręt podwodny „Łowca” opuszcza wody morza Wschodniego x Utrzymuje kurs na zachód x Płynie przez ocean Północny x Zbliża się do Kordonu Halflandzkiego
- Reichert? – w trąbce komunikacyjnej łączącej kiosk z centralą okrętu rozległ się głos Volkera. – Mógłbyś na chwilę zejść na dół? Musimy o czymś porozmawiać.
wwwŁowca kołysał się na falach, targany podmuchami lodowatego wiatru. Część dziobu co chwilę znikała w odmętach, by zaraz znów pojawić się na powierzchni, wyrzucając w powietrze spienioną wodę. Ciężkie chmury o barwie ołowiu sunęły po niebie, zwiastując nadchodzący sztorm. Raz na jakiś czas dało się słyszeć grzmot, który toczył się po oceanie niczym potężny lewiatan napawający wszystko co napotkał strachem i zwątpieniem. Okręt dzielnie parł przed siebie, oba silniki Diesla pracowały na najwyższych obrotach. Na zewnątrz, poza trójką ludzi na kiosku, nikogo nie było. Cała załoga siedziała w środku, w ciasnych korytarzach Łowcy. W czasie tak paskudnej aury nietrudno o wypadek, a Reichert wolał dmuchać na zimne.
- Co?! – krzyknął Hagen do trąbki. Wiatr zawodził tak głośno, że ciężko było rozróżnić poszczególne słowa. – Na dół?!
- Tak, na dół!
- Coś się stało?!
- Mamy problem!
- Zrozumiałem! Schodzę!
wwwHagen klepnął stojącego obok oficera i gestem dał mu do zrozumienia, że schodzi pod pokład. Potem podniósł właz znajdujący się w podłodze kiosku i zsunął się po drabince do środka.
wwwWewnątrz panowała ciasnota, choć był to części efekt zgromadzenia prawie całej załogi wewnątrz okrętu. Śmierdziało tu potem, morską wodą, a także nieco olejem. Reichert zdjął sztormiak i ruszył do kajuty kapitana, znajdującej się w tylnej części Łowcy. Po drodze dowiedział się jeszcze o stan okrętu, zapasów, a także silników i ludzi. Zamienił parę słów z radiooperatorem, kazał wysłać meldunek o osiągnięciu kolejnego punktu dziennego. Minęło parę minut, zanim w końcu otworzył drzwi do swojej prywatnej kajuty. Pomieszczenie należało do największych tego rodzaju na całym okręcie – znajdowała się tu koja, drobna szafa i biurko z rozłożoną na nim mapą. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że na koi siedziała kobieta.
wwwZaklął w myślach. Kobieta na pokładzie zawsze przynosiła pecha.
- Herr Reichert – Hagen wzdrygnął się, gdyż w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi stojącego w kącie kajuty Volkera. – Mam przyjemność przedstawić frau Elinor Lutzen, czarodziejkę żywiołu, a także nasz mały skarb i motorek napędowy całego okrętu. To właśnie jej zawdzięczamy parę dodatkowych kabin, zamiast przewidywanych początkowo zbiorników na słodką wodę.
wwwMonokl kryjący oko technika zaświecił się na zielono.
- Potencjał bojowy przyzwoity, choć... – szkiełko zmieniło barwę z zieleni na błękit. – ...choć tak jak się spodziewałem, mamy istną bombkę chodzącą po moim skromnym dziele. Zdolności frau Lutzen są naprawdę konkretne, szczególnie...
- Dziękuję, herr Volker – powiedziała nagle kobieta, podnosząc rękę. – Przedstawić się umiem.
wwwUśmiechnęła się do Hagena.
- Szanowny technik jest jak zwykle bardzo miły – wstała i uścisnęła dłoń Reicherta. – Moja rola jest faktycznie nieco większa, niż tylko zamiana wody słonej w słodką, ale wzmianka o... Bombce to przesada. Ale mniemam, iż zapoznano już pana z moją skromną personą? Domyślam się, że wzbudziłam sensację tam, na górze, a także wśród załogi. Słyszałam o przesądach związanych z kobietą na pokładzie.
wwwSensację?, pomyślał Reichert spoglądając na czarodziejkę, dobrze powiedziane. I nic dziwnego.
wwwKobieta miała długie, zadbane i, wbrew przepisom, rozpuszczone włosy o barwie kruczych piór. Spodnie tylko podkreślały zgrabne nogi, a mundur w jakiś sposób sprawiał, że magiczka wyglądała naprawdę pociągająco. Całości dopełniały ciemne oczy, tworzące specyficzną otoczkę tajemnicy wokół Elinory.
wwwDwudziestu trzech mężczyzn składających się na załogę Łowcy musiało przeżywać przy niej istne piekło.
- Zapewniam panią, że przesądy zostawiłem na lądzie – odpowiedział z pełną powagą Reichert. – Jeżeli tylko jest pani w stanie nam pomóc to będziemy zaszczyceni. Każda osoba znająca się na magii jest w dzisiejszych czasach nieoceniona. Zjednoczona Republika Flengsberska ostatnio cierpi na deficyt magów.
- Och, proszę, jaki poukładany – Elinora zachichotała. – Jaki oficjalny! Herr Reichert, jeżeli zamierzacie dożyć do końca tej misji, to musicie porzucić tę waszą żołnierską manierę i zacząć mówić normalnie.
wwwWidząc zbaraniały wyraz twarzy Hagena, zachichotała głośniej. Volker milczał, cykając tylko i spoglądając to na Reicherta, to na Lutzen. Po chwili przyłożył dłoń do „słuchawki” przymocowanej do ucha i ścisnął ją. Mechaniczna ręka technika ożyła i zastukała głośno w blat biurka.
- Hagen – technik po raz kolejny przeszedł na per „Ty” z kapitanem. Reichert przestał na to zwracać uwagę jakiś czas temu. Volker był specyficzną... Osobą i mógł sobie pozwalać na pewną niesubordynację. – Pozwolisz, że od razu powiem, dlaczego ciebie wezwałem. Otóż mamy problem i to problem całkiem konkretny. Mianowicie Kordon.
wwwW kajucie zapadła cisza. Figlarny uśmieszek spełzł z twarzy Elinory.
- Herr Volker... – powiedziała po chwili. – To jakiś żart? Już?
wwwTechnik kiwnął głową.
- Porównałem moje obliczenia z pokładowym komputerem, zamieniłem także parę słów z nawigatorem...
- Komputerem? Ale...
- Tak, nasz komputer ma wystarczająco dużo pamięci, żeby wykonać niezbędne obliczenia. Więc jak już wspomniałem, zbliżamy się do Halflandzkiego Kordonu Oceanicznego, zostało nam kilka godzin do znalezienia się w ich strefie komunikacyjnej. Musimy wcześniej wyłączyć nasze radio, bo inaczej ryzykujemy wykrycie. Oczywiście należy także pamiętać o wysłaniu odpowiedniego meldunku – tutaj Volker skłonił się w stronę Reicherta. – informującego o zarządzeniu ciszy radiowej. Inaczej dowództwo może pomyśleć, że Łowca został... złowiony.
wwwMonokl technika zajarzył się.
- Sugerowana głębokość: trzydzieści metrów. Sugerowana prędkość: pół naprzód. Sugerowane – inne: cisza radiowa. Sugerowana...
wwwElinor pokręciła głową i wbiła spojrzenie w Hagena.
- Kordon... – jęknęła.
wwwReichert rozumiał ją doskonale.
Halflandczycy mieli od wieków hopla na punkcie floty, a Halflandzki Kordon Oceaniczny był ukoronowaniem odwiecznej morskiej tradycji wyspiarzy. Setki, jeśli nie tysiące okrętów połączonych w jeden unoszący się na wodzie mur, utworzony ze statków pochodzących z różnych epok – od prymitywnych barek, przez dumne żaglowce, aż po niszczyciele i lotniskowce. Wszystkie okręty łączyły liny, spawania, łańcuchy i Bóg wie, co jeszcze. Jeszcze nikt spoza Halflandów w czasie wojny nie przedostał się na drugą stronę Kordonu.
wwwHagen ukrył twarz w dłoniach.
Ów specyficzny mur na wodzie był konstrukcją w pełni samowystarczalną, na pokładach okrętów znajdowały się hodowle, pola, kina, sklepy, a także i domy mieszkalne. Nawet porty! Tymczasem Jger miał sobie, jak gdyby nigdy nic, przepłynąć pod tą całą masą i wypłynąć już na wrogich wodach. Oczywiście cała operacja opierałaby się tylko na obliczeniach komputera, którego pamięć ledwo wystarcza do wykonywania najprostszych zadań.
- Hagen? Co robimy?
- Słucham? – wyrwał się z rozmyślań. – Co?
- Co robimy? – powtórzył ze zniecierpliwieniem w głosie Volker. – Za kilka godzin kontakt z flotą nieprzyjaciela.
- A co sugerujesz?
- Zgodnie z zaleceniami komputera. Za niecałą godzinę cisza radiowa, za godzinę zanurzenie. Utrzymywanie się na głębokości peryskopowej do momentu zauważenia Kordonu, potem przejście na trzydziesty metr. Mamy o tyle szczęścia, że do czasu kontaktu sztorm już przejdzie. Chyba.
- Jakim cudem nasz komputer potrafi policzyć tyle rzeczy naraz?
- Herr Reichert – powiedziała Elinor. – Pragnę zauważyć, że to jest to sprawa bez znaczenia, a...
- Dobra, dobra – Hagen machnął ręką. - Cisza radiowa za czterdzieści pięć minut, za godzinę na peryskopową. Wysłać komunikat do dowództwa. Frau Lutzen... Prosiłbym o to, żeby pani schowała się do swojej kajuty przed zanurzeniem... Chłopcom może podnieść się... ciśnienie. Rozumiemy się?
- Oczywiście – Elinor uśmiechnęła się figlarnie. – Rozumiemy się doskonale.
- Taa... – okrętem musiała targnąć potężna fala, bo wszyscy w pomieszczeniu zachwiali się. Reichert parsknął. – No nic, mam nadzieję, że dożyjemy jutra. Volker, w miarę możliwości uprzedzaj mnie o niespodziankach.
- Kapitanie, pragnę zauważyć pewną nieścisłość w pańskiej wypowiedzi. Jak mogę uprzedzić pana przed czymś, czego...
- Dobra, nieważne – Hagen machnął ręką. – Po prostu daj z siebie wszystko.
- Oczywiście kapitanie.
.....
- Właz zamknięty? - Mam nadzieję...
- Boże, ależ ja tego nienawi...
- Zamknij się!
- ... Że właz zamknęli.
- Kurwa, za mało i płacą...
- CISZA – ryknął Reichert w kierunku kulącej się w przednich częściach okrętu załogi. – ZAMKNIJCIE WRESZCIE WASZE PARSZYWE MORDY I SŁUCHAJCIE!
wwwNa pokładzie zapadła grobowa cisza. Słuchali.
Hagen lubił swoich ludzi, to były porządne chłopaki, ale zawsze, kiedy wykonywali zanurzenie, zaczynali zachowywać się nerwowo. Teraz sytuacja przedstawiała się o tyle gorzej, że w każdej chwili mogli zostać wykryci i posłani na dno.
wwwDowództwo zebrane na mostku w milczeniu obserwowało głębokomierz. Znajdowali się na głębokości pięciu metrów... Dziesięciu metrów... Dwudziestu metrów...
wwwRozległo się przeciągłe trzeszczenie kadłuba.
Napięcie na pokładzie zauważalnie wzrosło. Schodzili już parę razy na znaczniejsze głębokości, ale zawsze „jęk Łowcy” (jak to nazywała Lutzen) napawał ich strachem. A nuż jakaś śrubka nie wytrzyma? Puści szycie kadłuba? Właz przegra walkę z ciśnieniem?
- Wyrównać – powiedział cicho Reichert. – Wyrównać i utrzymać na dwudziestu pięciu.
wwwCisza.
To było coś niespotykanego – okręt zawsze tętnił życiem, wszędzie uwijała się załoga, ludzie gadali, ba, kiedy jeszcze znajdowali się niedaleko ZRF, Reichert zezwolił na puszczenie muzyki. Na krótko, bo na krótko, ale morale załogi wzrosło.
wwwTeraz z kolei jedynymi dźwiękami, które wyłapywały uszy Hagena były szum otaczającej ich wody i nieśmiała praca silników elektrycznych.
.....
21 IX 1935 r.Halflandzki Kordon Obronny.
- Thomas! Sukinsynu, co słychać?
wwwŻołnierz pilnujący stojących na barce „Trickster” czołgów odwrócił się i uśmiechnął do nadchodzącego przyjaciela.
- Stare kurwy nie chcą zdychać – Thomas Lee oparł karabin o burtę i wymienił uścisk dłoni z Jamesem Swainem. – Co tam, nudzi ci się na „Victorii”?
wwwObaj mężczyźni spojrzeli na przymocowany grubymi łańcuchami do barki żaglowiec, pamiątkę po poprzedniej epoce statków. Okręt, choć stary i wykonany w większości z drewna robił wrażenie. Blisko sto metrów długości, czterdzieści szerokości. Pół setki wciąż sprawnych dział na pokładzie. Obecnie była duma floty Halflandzkiej służyła jako centrum zarządzania surowcami centralnej części Kordonu.
- Taaa... – Swain uśmiechnął się krzywo. – Jedynym, co mnie tam trzyma, to Marisa.
- Córka zarządcy? Zapomnij.
- Niby czemu? Cholera, krzywy nie jestem, już niedługo awansuję...
- Srają muchy będzie wiosna. Człowieku, zejdź na ziemię, podobno stary obiecał ją jakiemuś ważniakowi z Rodanii.
- To ją porwę!
wwwLee pokręcił głową.
- Ta dziewczyna naprawdę ci zawróciła w głowie, stary. Idziesz po służbie na piwo?
wwwJames otworzył usta, żeby odpowiedzieć, że pewnie, na piwo zawsze, ale w tym momencie barką targnął potężny wstrząs. Łańcuchy przymocowane do „Victorii” zajęczały w proteście, sam „Trickster” zaś zakołysał się niebezpiecznie. Czołgi, dotychczas spokojnie stojące na środku pokładu, zaczęły zsuwać się w kierunku wody.
- Thomas, co się dzieje?! – zawył Swain, chwytając się burty.
- Nie wiem! – odkrzyknął Lee. – Ale za cholerę mi się to nie podoba!
wwwRozległ się głośny plusk, gdy pierwsza z maszyn wpadła do oceanu.
- Leć po kogoś! Na Boga, chyba zakotwiczenia puściły!
- Coś wielkiego musiało uderzyć w mocowania!
- Lewiatan? Przecież to gówno od Atlantydów miało być martwe!
- Chuj ich tam wie! Lecę do budki, uruchomię alarm!
wwwThomas zaczął niezgrabnie iść w kierunku dzwonka alarmowego, chociaż zdawał sobie sprawę, że wszystkie okręty w promieniu mili odczuły wstrząs. Widział kątem oka, jak na wiekowej „Victorii” zaczęli uwijać się ludzie. Kilka kolejnych czołgów wpadło do spienionej wody, sekundę potem powietrze przeszyło wycie syren.
.....
- Harp! – zawył Reichert. – Co to było?! W co my, kurwa, przywaliliśmy?! - Nie wiem, kapitanie! Ale nie ma przecieku!
- Meldować na bieżąco!
- Tak jest!
wwwKadłub „Łowcy” trzeszczał przeraźliwie, wydawało się, że lada moment poszycie puści i na pokład wedrze się woda, niosąc ze sobą śmierć i zniszczenie. Kilka osób zaklęło wyjątkowo paskudnie, ktoś zaczął się modlić. Harp, pobladły na twarzy, wpatrywał się w mapę. Monokl Volkera jarzył się na czerwono.
- Reichert!
- Co jest?
- Zawadziliśmy o jedno z zakotwiczeń halflandzkich!
- Że jak?!
- Okręty z Kordonu są przymocowane do dna za pomocą długich na parę kilometrów łańcuchów!
- Teraz mi o tym mówisz?!
- Komputer pominął to w obliczeniach!
wwwCoś uderzyło mocno w „Łowcę”. Okręt zachybotał się, rozległ się trzask i syk. Ktoś z załogi wrzasnął „Przeciek!”, ktoś zaczął płakać. Harp zwymiotował na mapę.
- Co się dzieje?! – Reichert podbiegł do technika, trzymającego się kurczowo jednej z rur. – Co się tam kurwa dzieje?!
wwwMonokl Volkera zmienił barwę na ciemny fiolet. Chwilę później zrzedła mu mina.
- Hagen...
- Co?
- Strąciliśmy czołgi.
- Jakie czołgi?
wwwStalowy plecak technika brzmiał tak, jakby pracował w nim bardzo szybko jakiś tłok. Mechaniczna ręka uniosła się do góry.
- Nie wiem, pewnie zawadziliśmy o łańcuch przymocowany do jednej z halflandzkich barek i w efekcie zsunęły się z niej czołgi. Albo działa samobieżne. W każdym razie coś dużego i z gąsienicami.
- Skąd ty to wszystko wiesz?!
- Trochę się ulepszyłem – Volker popukał się trzecią ręką w monokl. – Zaufaj mi.
www„Łowca” znajdował się w naprawdę paskudnej sytuacji. Jedna z idących na dno maszyn halflandzkich uszkodziła poszycie kadłuba i w efekcie na pokład zaczęła wdzierać się woda. Jednocześnie sternik próbował lawirować między tonącymi czołgami, chociaż równie dobrze mógł nic nie robić – w końcu działał na ślepo. Hagen zaklął i rzucił się do drabiny prowadzącej na kiosk, żeby upewnić się, czy właz nie przecieka. Technik, cykając i postukując, zbliżył się do wskaźników i zaczął majstrować przy pokrętłach.
wwwWstrząsy urwały się równie nagle, jak się zaczęły.
W jednej chwili wszystko ucichło; trzaski, syki, zgrzytania przeminęły, ustępując miejsca znajomemu szumowi otaczającej ich wody. Okręt powoli wracał do stabilnej pozycji, przestał już miotać się na wszystkie strony jak schwytane dzikie zwierzę. Członkowie załogi wymieniali się spojrzeniami, ich wzrok zadawał jedno i to samo pytanie: Czy już po wszystkim?
- Volker – wydusił z siebie Reichert, wciąż trzymający się kurczowo drabinki. – Jaki jest stan statku?
- Niezły... – odparł technik. – Naprawdę, myślałem, że będzie gorzej...
wwwVolkerowski monokl zajarzył się jasno zielonym kolorem.
- Stan kadłuba w granicach dziewięćdziesięciu ośmiu procent, przy czym przeciek został już uszczelniony. Stery nienaruszone, wydaje mi się tylko, że nabraliśmy nieco wody... Jak tylko wyjdziemy na powierzchnię, będziemy musieli...
wwwNagle na mostek wkroczył Max Drakenhof, radiooperator. Zasalutował przed Reichertem i powiedział:
- Kapitanie, melduję, że radio zostało uszkodzone.
wwwHagen wymienił z Volkerem zaniepokojone spojrzenie. Obaj wiedzieli, że bez łączności radiowej z bazą w ZRF będę uznani po trzech dniach za martwych.
- Poważne są te uszkodzenia?
- Nie jestem w stanie uruchomić sprzętu.
- Zajmę się tym – technik podrapał się w głowę. – Ale dopiero na powierzchni. Będę musiał zobaczyć, czy antena przypadkiem nie odpadła, chociaż szczerze w to wątpię. Zobaczę parę innych rzeczy... Tak. Drakenhof, myślisz, że to mogło być spięcie?
- Możliwe, herr Volker.
- No nic, tak jak powiedziałem, przyjrzę się temu na słoneczku. Na razie nic nie wskóram.
wwwHagen kiwnął głową.
- Wynurzymy się za dwie godziny – powiedział. – Załoga w stanie gotowości. Volker...
- Tak?
- Liczę na ciebie.
wwwTechnik uśmiechnął się.
- Więc jest nas już dwóch
Koniec odcinka drugiego
[/center][/i]