Łowca cz. 2

1
Poprzednia część - http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... ht=%B3owca


Nie będę ukrywał, że miałem nadzieje na to, iż Łowca wreszcie przerzuci mnie do wyższej ligi autorów na weryfikatorium, że wreszcie zacznę być tutaj kojarzony. Stworzyłem sprawnie funkcjonujący własny świat (tutaj ukłony dla Aleksandra Gronka i Jacka Lipca za pomoc w wyszukiwaniu błędów i niespójności), z całą mapą polityczną i całą tą otoczką, jaka towarzyszy światom fantasy. Wzorowałem się oczywiście na starej, dobrej Europie, konkretnie na Europie z początku XX wieku. Poprzednią część przyjęto nawet dobrze, choć - jak zwykle - nie obyło się bez krytyki (słusznej!). Trochę się bałem pisząc kolejny "odcinek", bo raz, że minęło dużo czasu, dwa, że po prostu bałem się, że nie uda mi się utrzymać poziomu, a trzy - jest krótszy od pierwszej części. W każdym razie chyba daje radę. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłej lektur!
Występują wulgaryzmy!
tumi1
Łowca cz.2
21 IX 1935 r.
Okręt podwodny „Łowca” opuszcza wody morza Wschodniego x Utrzymuje kurs na zachód x Płynie przez ocean Północny x Zbliża się do Kordonu Halflandzkiego


- Reichert? – w trąbce komunikacyjnej łączącej kiosk z centralą okrętu rozległ się głos Volkera. – Mógłbyś na chwilę zejść na dół? Musimy o czymś porozmawiać.
wwwŁowca kołysał się na falach, targany podmuchami lodowatego wiatru. Część dziobu co chwilę znikała w odmętach, by zaraz znów pojawić się na powierzchni, wyrzucając w powietrze spienioną wodę. Ciężkie chmury o barwie ołowiu sunęły po niebie, zwiastując nadchodzący sztorm. Raz na jakiś czas dało się słyszeć grzmot, który toczył się po oceanie niczym potężny lewiatan napawający wszystko co napotkał strachem i zwątpieniem. Okręt dzielnie parł przed siebie, oba silniki Diesla pracowały na najwyższych obrotach. Na zewnątrz, poza trójką ludzi na kiosku, nikogo nie było. Cała załoga siedziała w środku, w ciasnych korytarzach Łowcy. W czasie tak paskudnej aury nietrudno o wypadek, a Reichert wolał dmuchać na zimne.
- Co?! – krzyknął Hagen do trąbki. Wiatr zawodził tak głośno, że ciężko było rozróżnić poszczególne słowa. – Na dół?!
- Tak, na dół!
- Coś się stało?!
- Mamy problem!
- Zrozumiałem! Schodzę!
wwwHagen klepnął stojącego obok oficera i gestem dał mu do zrozumienia, że schodzi pod pokład. Potem podniósł właz znajdujący się w podłodze kiosku i zsunął się po drabince do środka.
wwwWewnątrz panowała ciasnota, choć był to części efekt zgromadzenia prawie całej załogi wewnątrz okrętu. Śmierdziało tu potem, morską wodą, a także nieco olejem. Reichert zdjął sztormiak i ruszył do kajuty kapitana, znajdującej się w tylnej części Łowcy. Po drodze dowiedział się jeszcze o stan okrętu, zapasów, a także silników i ludzi. Zamienił parę słów z radiooperatorem, kazał wysłać meldunek o osiągnięciu kolejnego punktu dziennego. Minęło parę minut, zanim w końcu otworzył drzwi do swojej prywatnej kajuty. Pomieszczenie należało do największych tego rodzaju na całym okręcie – znajdowała się tu koja, drobna szafa i biurko z rozłożoną na nim mapą. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że na koi siedziała kobieta.
wwwZaklął w myślach. Kobieta na pokładzie zawsze przynosiła pecha.
- Herr Reichert – Hagen wzdrygnął się, gdyż w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi stojącego w kącie kajuty Volkera. – Mam przyjemność przedstawić frau Elinor Lutzen, czarodziejkę żywiołu, a także nasz mały skarb i motorek napędowy całego okrętu. To właśnie jej zawdzięczamy parę dodatkowych kabin, zamiast przewidywanych początkowo zbiorników na słodką wodę.
wwwMonokl kryjący oko technika zaświecił się na zielono.
- Potencjał bojowy przyzwoity, choć... – szkiełko zmieniło barwę z zieleni na błękit. – ...choć tak jak się spodziewałem, mamy istną bombkę chodzącą po moim skromnym dziele. Zdolności frau Lutzen są naprawdę konkretne, szczególnie...
- Dziękuję, herr Volker – powiedziała nagle kobieta, podnosząc rękę. – Przedstawić się umiem.
wwwUśmiechnęła się do Hagena.
- Szanowny technik jest jak zwykle bardzo miły – wstała i uścisnęła dłoń Reicherta. – Moja rola jest faktycznie nieco większa, niż tylko zamiana wody słonej w słodką, ale wzmianka o... Bombce to przesada. Ale mniemam, iż zapoznano już pana z moją skromną personą? Domyślam się, że wzbudziłam sensację tam, na górze, a także wśród załogi. Słyszałam o przesądach związanych z kobietą na pokładzie.
wwwSensację?, pomyślał Reichert spoglądając na czarodziejkę, dobrze powiedziane. I nic dziwnego.
wwwKobieta miała długie, zadbane i, wbrew przepisom, rozpuszczone włosy o barwie kruczych piór. Spodnie tylko podkreślały zgrabne nogi, a mundur w jakiś sposób sprawiał, że magiczka wyglądała naprawdę pociągająco. Całości dopełniały ciemne oczy, tworzące specyficzną otoczkę tajemnicy wokół Elinory.
wwwDwudziestu trzech mężczyzn składających się na załogę Łowcy musiało przeżywać przy niej istne piekło.
- Zapewniam panią, że przesądy zostawiłem na lądzie – odpowiedział z pełną powagą Reichert. – Jeżeli tylko jest pani w stanie nam pomóc to będziemy zaszczyceni. Każda osoba znająca się na magii jest w dzisiejszych czasach nieoceniona. Zjednoczona Republika Flengsberska ostatnio cierpi na deficyt magów.
- Och, proszę, jaki poukładany – Elinora zachichotała. – Jaki oficjalny! Herr Reichert, jeżeli zamierzacie dożyć do końca tej misji, to musicie porzucić tę waszą żołnierską manierę i zacząć mówić normalnie.
wwwWidząc zbaraniały wyraz twarzy Hagena, zachichotała głośniej. Volker milczał, cykając tylko i spoglądając to na Reicherta, to na Lutzen. Po chwili przyłożył dłoń do „słuchawki” przymocowanej do ucha i ścisnął ją. Mechaniczna ręka technika ożyła i zastukała głośno w blat biurka.
- Hagen – technik po raz kolejny przeszedł na per „Ty” z kapitanem. Reichert przestał na to zwracać uwagę jakiś czas temu. Volker był specyficzną... Osobą i mógł sobie pozwalać na pewną niesubordynację. – Pozwolisz, że od razu powiem, dlaczego ciebie wezwałem. Otóż mamy problem i to problem całkiem konkretny. Mianowicie Kordon.
wwwW kajucie zapadła cisza. Figlarny uśmieszek spełzł z twarzy Elinory.
- Herr Volker... – powiedziała po chwili. – To jakiś żart? Już?
wwwTechnik kiwnął głową.
- Porównałem moje obliczenia z pokładowym komputerem, zamieniłem także parę słów z nawigatorem...
- Komputerem? Ale...
- Tak, nasz komputer ma wystarczająco dużo pamięci, żeby wykonać niezbędne obliczenia. Więc jak już wspomniałem, zbliżamy się do Halflandzkiego Kordonu Oceanicznego, zostało nam kilka godzin do znalezienia się w ich strefie komunikacyjnej. Musimy wcześniej wyłączyć nasze radio, bo inaczej ryzykujemy wykrycie. Oczywiście należy także pamiętać o wysłaniu odpowiedniego meldunku – tutaj Volker skłonił się w stronę Reicherta. – informującego o zarządzeniu ciszy radiowej. Inaczej dowództwo może pomyśleć, że Łowca został... złowiony.
wwwMonokl technika zajarzył się.
- Sugerowana głębokość: trzydzieści metrów. Sugerowana prędkość: pół naprzód. Sugerowane – inne: cisza radiowa. Sugerowana...
wwwElinor pokręciła głową i wbiła spojrzenie w Hagena.
- Kordon... – jęknęła.
wwwReichert rozumiał ją doskonale.
Halflandczycy mieli od wieków hopla na punkcie floty, a Halflandzki Kordon Oceaniczny był ukoronowaniem odwiecznej morskiej tradycji wyspiarzy. Setki, jeśli nie tysiące okrętów połączonych w jeden unoszący się na wodzie mur, utworzony ze statków pochodzących z różnych epok – od prymitywnych barek, przez dumne żaglowce, aż po niszczyciele i lotniskowce. Wszystkie okręty łączyły liny, spawania, łańcuchy i Bóg wie, co jeszcze. Jeszcze nikt spoza Halflandów w czasie wojny nie przedostał się na drugą stronę Kordonu.
wwwHagen ukrył twarz w dłoniach.
Ów specyficzny mur na wodzie był konstrukcją w pełni samowystarczalną, na pokładach okrętów znajdowały się hodowle, pola, kina, sklepy, a także i domy mieszkalne. Nawet porty! Tymczasem Jger miał sobie, jak gdyby nigdy nic, przepłynąć pod tą całą masą i wypłynąć już na wrogich wodach. Oczywiście cała operacja opierałaby się tylko na obliczeniach komputera, którego pamięć ledwo wystarcza do wykonywania najprostszych zadań.
- Hagen? Co robimy?
- Słucham? – wyrwał się z rozmyślań. – Co?
- Co robimy? – powtórzył ze zniecierpliwieniem w głosie Volker. – Za kilka godzin kontakt z flotą nieprzyjaciela.
- A co sugerujesz?
- Zgodnie z zaleceniami komputera. Za niecałą godzinę cisza radiowa, za godzinę zanurzenie. Utrzymywanie się na głębokości peryskopowej do momentu zauważenia Kordonu, potem przejście na trzydziesty metr. Mamy o tyle szczęścia, że do czasu kontaktu sztorm już przejdzie. Chyba.
- Jakim cudem nasz komputer potrafi policzyć tyle rzeczy naraz?
- Herr Reichert – powiedziała Elinor. – Pragnę zauważyć, że to jest to sprawa bez znaczenia, a...
- Dobra, dobra – Hagen machnął ręką. - Cisza radiowa za czterdzieści pięć minut, za godzinę na peryskopową. Wysłać komunikat do dowództwa. Frau Lutzen... Prosiłbym o to, żeby pani schowała się do swojej kajuty przed zanurzeniem... Chłopcom może podnieść się... ciśnienie. Rozumiemy się?
- Oczywiście – Elinor uśmiechnęła się figlarnie. – Rozumiemy się doskonale.
- Taa... – okrętem musiała targnąć potężna fala, bo wszyscy w pomieszczeniu zachwiali się. Reichert parsknął. – No nic, mam nadzieję, że dożyjemy jutra. Volker, w miarę możliwości uprzedzaj mnie o niespodziankach.
- Kapitanie, pragnę zauważyć pewną nieścisłość w pańskiej wypowiedzi. Jak mogę uprzedzić pana przed czymś, czego...
- Dobra, nieważne – Hagen machnął ręką. – Po prostu daj z siebie wszystko.
- Oczywiście kapitanie.
.....
- Właz zamknięty?
- Mam nadzieję...
- Boże, ależ ja tego nienawi...
- Zamknij się!
- ... Że właz zamknęli.
- Kurwa, za mało i płacą...
- CISZA – ryknął Reichert w kierunku kulącej się w przednich częściach okrętu załogi. – ZAMKNIJCIE WRESZCIE WASZE PARSZYWE MORDY I SŁUCHAJCIE!
wwwNa pokładzie zapadła grobowa cisza. Słuchali.
Hagen lubił swoich ludzi, to były porządne chłopaki, ale zawsze, kiedy wykonywali zanurzenie, zaczynali zachowywać się nerwowo. Teraz sytuacja przedstawiała się o tyle gorzej, że w każdej chwili mogli zostać wykryci i posłani na dno.
wwwDowództwo zebrane na mostku w milczeniu obserwowało głębokomierz. Znajdowali się na głębokości pięciu metrów... Dziesięciu metrów... Dwudziestu metrów...
wwwRozległo się przeciągłe trzeszczenie kadłuba.
Napięcie na pokładzie zauważalnie wzrosło. Schodzili już parę razy na znaczniejsze głębokości, ale zawsze „jęk Łowcy” (jak to nazywała Lutzen) napawał ich strachem. A nuż jakaś śrubka nie wytrzyma? Puści szycie kadłuba? Właz przegra walkę z ciśnieniem?
- Wyrównać – powiedział cicho Reichert. – Wyrównać i utrzymać na dwudziestu pięciu.
wwwCisza.
To było coś niespotykanego – okręt zawsze tętnił życiem, wszędzie uwijała się załoga, ludzie gadali, ba, kiedy jeszcze znajdowali się niedaleko ZRF, Reichert zezwolił na puszczenie muzyki. Na krótko, bo na krótko, ale morale załogi wzrosło.
wwwTeraz z kolei jedynymi dźwiękami, które wyłapywały uszy Hagena były szum otaczającej ich wody i nieśmiała praca silników elektrycznych.
.....
21 IX 1935 r.
Halflandzki Kordon Obronny.

- Thomas! Sukinsynu, co słychać?
wwwŻołnierz pilnujący stojących na barce „Trickster” czołgów odwrócił się i uśmiechnął do nadchodzącego przyjaciela.
- Stare kurwy nie chcą zdychać – Thomas Lee oparł karabin o burtę i wymienił uścisk dłoni z Jamesem Swainem. – Co tam, nudzi ci się na „Victorii”?
wwwObaj mężczyźni spojrzeli na przymocowany grubymi łańcuchami do barki żaglowiec, pamiątkę po poprzedniej epoce statków. Okręt, choć stary i wykonany w większości z drewna robił wrażenie. Blisko sto metrów długości, czterdzieści szerokości. Pół setki wciąż sprawnych dział na pokładzie. Obecnie była duma floty Halflandzkiej służyła jako centrum zarządzania surowcami centralnej części Kordonu.
- Taaa... – Swain uśmiechnął się krzywo. – Jedynym, co mnie tam trzyma, to Marisa.
- Córka zarządcy? Zapomnij.
- Niby czemu? Cholera, krzywy nie jestem, już niedługo awansuję...
- Srają muchy będzie wiosna. Człowieku, zejdź na ziemię, podobno stary obiecał ją jakiemuś ważniakowi z Rodanii.
- To ją porwę!
wwwLee pokręcił głową.
- Ta dziewczyna naprawdę ci zawróciła w głowie, stary. Idziesz po służbie na piwo?
wwwJames otworzył usta, żeby odpowiedzieć, że pewnie, na piwo zawsze, ale w tym momencie barką targnął potężny wstrząs. Łańcuchy przymocowane do „Victorii” zajęczały w proteście, sam „Trickster” zaś zakołysał się niebezpiecznie. Czołgi, dotychczas spokojnie stojące na środku pokładu, zaczęły zsuwać się w kierunku wody.
- Thomas, co się dzieje?! – zawył Swain, chwytając się burty.
- Nie wiem! – odkrzyknął Lee. – Ale za cholerę mi się to nie podoba!
wwwRozległ się głośny plusk, gdy pierwsza z maszyn wpadła do oceanu.
- Leć po kogoś! Na Boga, chyba zakotwiczenia puściły!
- Coś wielkiego musiało uderzyć w mocowania!
- Lewiatan? Przecież to gówno od Atlantydów miało być martwe!
- Chuj ich tam wie! Lecę do budki, uruchomię alarm!
wwwThomas zaczął niezgrabnie iść w kierunku dzwonka alarmowego, chociaż zdawał sobie sprawę, że wszystkie okręty w promieniu mili odczuły wstrząs. Widział kątem oka, jak na wiekowej „Victorii” zaczęli uwijać się ludzie. Kilka kolejnych czołgów wpadło do spienionej wody, sekundę potem powietrze przeszyło wycie syren.
.....
- Harp! – zawył Reichert. – Co to było?! W co my, kurwa, przywaliliśmy?!
- Nie wiem, kapitanie! Ale nie ma przecieku!
- Meldować na bieżąco!
- Tak jest!
wwwKadłub „Łowcy” trzeszczał przeraźliwie, wydawało się, że lada moment poszycie puści i na pokład wedrze się woda, niosąc ze sobą śmierć i zniszczenie. Kilka osób zaklęło wyjątkowo paskudnie, ktoś zaczął się modlić. Harp, pobladły na twarzy, wpatrywał się w mapę. Monokl Volkera jarzył się na czerwono.
- Reichert!
- Co jest?
- Zawadziliśmy o jedno z zakotwiczeń halflandzkich!
- Że jak?!
- Okręty z Kordonu są przymocowane do dna za pomocą długich na parę kilometrów łańcuchów!
- Teraz mi o tym mówisz?!
- Komputer pominął to w obliczeniach!
wwwCoś uderzyło mocno w „Łowcę”. Okręt zachybotał się, rozległ się trzask i syk. Ktoś z załogi wrzasnął „Przeciek!”, ktoś zaczął płakać. Harp zwymiotował na mapę.
- Co się dzieje?! – Reichert podbiegł do technika, trzymającego się kurczowo jednej z rur. – Co się tam kurwa dzieje?!
wwwMonokl Volkera zmienił barwę na ciemny fiolet. Chwilę później zrzedła mu mina.
- Hagen...
- Co?
- Strąciliśmy czołgi.
- Jakie czołgi?
wwwStalowy plecak technika brzmiał tak, jakby pracował w nim bardzo szybko jakiś tłok. Mechaniczna ręka uniosła się do góry.
- Nie wiem, pewnie zawadziliśmy o łańcuch przymocowany do jednej z halflandzkich barek i w efekcie zsunęły się z niej czołgi. Albo działa samobieżne. W każdym razie coś dużego i z gąsienicami.
- Skąd ty to wszystko wiesz?!
- Trochę się ulepszyłem – Volker popukał się trzecią ręką w monokl. – Zaufaj mi.
www„Łowca” znajdował się w naprawdę paskudnej sytuacji. Jedna z idących na dno maszyn halflandzkich uszkodziła poszycie kadłuba i w efekcie na pokład zaczęła wdzierać się woda. Jednocześnie sternik próbował lawirować między tonącymi czołgami, chociaż równie dobrze mógł nic nie robić – w końcu działał na ślepo. Hagen zaklął i rzucił się do drabiny prowadzącej na kiosk, żeby upewnić się, czy właz nie przecieka. Technik, cykając i postukując, zbliżył się do wskaźników i zaczął majstrować przy pokrętłach.
wwwWstrząsy urwały się równie nagle, jak się zaczęły.
W jednej chwili wszystko ucichło; trzaski, syki, zgrzytania przeminęły, ustępując miejsca znajomemu szumowi otaczającej ich wody. Okręt powoli wracał do stabilnej pozycji, przestał już miotać się na wszystkie strony jak schwytane dzikie zwierzę. Członkowie załogi wymieniali się spojrzeniami, ich wzrok zadawał jedno i to samo pytanie: Czy już po wszystkim?
- Volker – wydusił z siebie Reichert, wciąż trzymający się kurczowo drabinki. – Jaki jest stan statku?
- Niezły... – odparł technik. – Naprawdę, myślałem, że będzie gorzej...
wwwVolkerowski monokl zajarzył się jasno zielonym kolorem.
- Stan kadłuba w granicach dziewięćdziesięciu ośmiu procent, przy czym przeciek został już uszczelniony. Stery nienaruszone, wydaje mi się tylko, że nabraliśmy nieco wody... Jak tylko wyjdziemy na powierzchnię, będziemy musieli...
wwwNagle na mostek wkroczył Max Drakenhof, radiooperator. Zasalutował przed Reichertem i powiedział:
- Kapitanie, melduję, że radio zostało uszkodzone.
wwwHagen wymienił z Volkerem zaniepokojone spojrzenie. Obaj wiedzieli, że bez łączności radiowej z bazą w ZRF będę uznani po trzech dniach za martwych.
- Poważne są te uszkodzenia?
- Nie jestem w stanie uruchomić sprzętu.
- Zajmę się tym – technik podrapał się w głowę. – Ale dopiero na powierzchni. Będę musiał zobaczyć, czy antena przypadkiem nie odpadła, chociaż szczerze w to wątpię. Zobaczę parę innych rzeczy... Tak. Drakenhof, myślisz, że to mogło być spięcie?
- Możliwe, herr Volker.
- No nic, tak jak powiedziałem, przyjrzę się temu na słoneczku. Na razie nic nie wskóram.
wwwHagen kiwnął głową.
- Wynurzymy się za dwie godziny – powiedział. – Załoga w stanie gotowości. Volker...
- Tak?
- Liczę na ciebie.
wwwTechnik uśmiechnął się.
- Więc jest nas już dwóch
Koniec odcinka drugiego
[/center][/i]
Ostatnio zmieniony czw 13 gru 2012, 18:54 przez tumi1, łącznie zmieniany 2 razy.
Bo lubię pisać.

2
Fajne to, ciekawe. Podobało mi się i chciałabym wiedzieć, co dalej.

Nota redakcyjna:

tumi1 pisze:potężny lewiatan napawający wszystko co napotkał strachem i zwątpieniem.
Nadmiar patosu w opisie szkodzi

tumi1 pisze: był to części efekt zgromadzenia prawie całej załogi wewnątrz okrętu.
A zwykle gdzie przebywa załoga okrętu podwodnego, żeby nie było tak ciasno? Ciągną ich na bączkach za sobą?
tumi1 pisze: dowiedział się jeszcze o stan okrętu
zamiast dowiedział lepiej chyba dopytał.
tumi1 pisze:motorek napędowy całego okrętu
eeee.... ten motorek okrętu... mieli dwa Diesle i motorek?
tumi1 pisze: pana z moją skromną personą
persona = osoba? persona bleee
tumi1 pisze:Całości dopełniały ciemne oczy, tworzące specyficzną otoczkę tajemnicy wokół Elinory.
Ja to widzę! oczy Elinory wokół Elinory! Tajemnica!
tumi1 pisze:na per „Ty”
na ty, albo per ty
tumi1 pisze:Hagen lubił swoich ludzi, to były porządne chłopaki, ale zawsze, kiedy wykonywali zanurzenie, zaczynali zachowywać się nerwowo. Teraz sytuacja przedstawiała się o tyle gorzej, że w każdej chwili mogli zostać wykryci i posłani na dno.
Jessu... to była zbieranina jakaś wolontariuszy? Marynarze floty wojennej nie pękają tak szybko. Zanurzenie to dla nich małe piwko przed śniadaniem :)
tumi1 pisze:wykonany w większości z drewna
bezt w większości - Bo poza drewnem, to co jeszcze? O ile nie liczyć gwoździ.
tumi1 pisze:dotychczas spokojnie stojące na środku pokładu, zaczęły zsuwać się w kierunku wody.
tu spokojnie mnie uraziło w rozum - zamiast spokojnie to może w bezruchu? stabilnie?
tumi1 pisze:- Thomas, co się dzieje?! – zawył Swain, chwytając się burty.
- Nie wiem! – odkrzyknął Lee. – Ale za cholerę mi się to nie podoba!
wwwRozległ się głośny plusk, gdy pierwsza z maszyn wpadła do oceanu.
- Leć po kogoś! Na Boga, chyba zakotwiczenia puściły!
- Coś wielkiego musiało uderzyć w mocowania!
- Lewiatan? Przecież to gówno od Atlantydów miało być martwe!
- Chuj ich tam wie! Lecę do budki, uruchomię alarm!
Mają gadane - opowiedzieli sobie co się stało, co myślą, wyrazili swoją dezaprobatę i zaplanowali działania na najbliższe dni - a poważnie: wyobraź sobie ten dialog w filmie akcji.

tumi1 pisze:lada moment poszycie puści i na pokład wedrze się woda, niosąc ze sobą śmierć i zniszczenie.
Po pierwsze - oni są pod wodą? To jak na pokład?
Po drugie - mała apokalipsa? Trzeba by wyłagodzic to "śmierc i zniszczenie", znaczy unormalnić.
tumi1 pisze:Coś uderzyło mocno w „Łowcę”. Okręt zachybotał się, rozległ się trzask i syk. Ktoś z załogi wrzasnął „Przeciek!”, ktoś zaczął płakać. Harp zwymiotował na mapę.
a jednak dupy... Zachowanie histeryczne chyba nie uchodzi.
tumi1 pisze:Nagle na mostek wkroczył Max Drakenhof, radiooperator
Nagle? Może w tym momencie? Bo wygląda jakby jego wkroczenie było... czyms niesamowitym.

[ Dodano: Pon 13 Sie, 2012 ]
Nie dopisałam - "Łowca" - chyba zachowałabym taką pisownię. Bo niekonsekwentnie tu jest.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
Przeczytałem, podobało mi się średnio - nie wiem tylko, czy przyczyną tego jest układ scenek, czy jedynie fakt, że wrzucasz kawałki tekstu, i ten jest akurat słabszy. Nie wiem, może kiedyś będzie okazja przeczytać całość, zobaczymy.

Ok, pierwsza scena (z Elinorą) - nuda, w dodatku niepotrzebnie rozciągnięta (rozumiem, że chciałeś w dialogach przemycić część informacji o sytuacji/świecie, ale wyszło tak sobie).
Trochę marnuje się postać technika - stworzyłeś fajnego bohatera, chciałbym zobaczyć, jak porusza się po statku, ocenia działanie jego poszczególnych elementów, coś tam programuje i dokręca śrubki. Jest idealny do pokazania i objaśniania działania technologii (w akcji, na gorąco).

Scenka druga jest bardzo ciekawa (kordon, statki, spadające czołgi, zanurzenie) - szkoda, że potraktowałeś ją "po łebkach". Tu można machnąć opis na kilka stron, pokazać szczegóły, zagrać na emocjach - słowem: wyeksponować scenę. U Ciebie tego nie ma - przesz szybko do przodu, gubisz napięcie (znowu technik ze swoim monoklem ratuje scenę).
Podsumowując: wg mnie należałoby popracować nad konstrukcją tekstu. Wybrałeś narrację filmową (cięcie scenami), więc na początku należałoby zainteresować czytacza, potem wprowadzać go w szczegóły. Zastrzegam, że uwagi dotyczą tylko tego fragmentu - tekst w całości prezentuje się zapewne inaczej.

4
Drogi autorze, czytam sobie twój tekst i mam nieodparte wrażenie, że nigdy nie widziałeś żadnego okrętu podwodnego. Dzięki nazwiskom, 'herr' zamiast 'pan', czy 'sir', wyobrażam sobie tą łódkę jak niemieckiego u-boota. Tylko dlatego. Doskonałą chwilą aby pokazać mi gdzie jestem był spacer kapitana (to był kapitan prawda?) wzdłuż statku. Jak to widzę? Ciasnota, smród, biedna załoga ściśnięta w każdym możliwym kącie, czekająca jak dziecko przyklejone do szyby na lepszą pogodę. A mogłeś pokazać mi, że jest ciasno (nie pisać: "słuchaj, jest ciasno"), że kapitan musi pochylać głowę, mogłeś przeprowadzić mnie przez pomieszczenia okrętu, pokazać że jestem na jednostce wojskowej, wspomnieć np. że ludzie ludzie mu salutują, że mają jakieś zajęcia itd. Cały pierwszy fragment jest po prostu niewiarygodny. A kapitan powinien przynajmniej wyrazić przy czarodziejce niezadowolenie z niestosowania się technika do wojskowej etykiety - ot dla zasady. Przecież tu jest czarodziejka, kobieta - zranione męskie ego? W rozmowie z czarodziejką kapitan zachowuje się jak nastolatek. Dialog się nie klei. Brak kontekstu emocjonalnego. Jest suchy jak garść trocin dla chomika. Nie czuje iskrzenia na linii kapitan - czarodziejka. Stary wilk morski z jednej strony, zadowolona z siebie, arogancka czarodziejka z drugiej. Wydaje się jakby narrator nie bardzo wiedział jak te postaci mają się do siebie odnosić. Może jakieś informacje o czarodziejach poza tym, że są gatunkiem na wymarciu? Trochę emocjonalnego kleju.

Znużenie to już fantastyka. Co to strachliwe szczury którym zmokły futerka? Drogi autorze to jednostka wojskowa czy banda porwanych w porcie turystów? Czy właz zamknięty? Hi hi. Słuchaj obejrzyj sobie film Wolfganga Petersena "Das Boot". Film jest naprawdę dobry. Zobacz jak ci ludzie reagują. Milczą, spoglądają po sobie, obserwują drobne przecieki, przecież to normalne, że coś cieknie, zajmują się czymś, nasłuchują. Skoro załoga twojej łódki sra ze strachu gdy się zanurza to co będzie gdy zaczną na nich spadać bomby głębinowe? Wiarygodność. I nów mówisz mi: "wiesz, jest napięcie".

Dalej jest podobnie, drogi autorze. Pozbawiasz mnie ważnych szczegółów otoczenia. Nie wiem co, kto, gdzie. Kontekst emocjonalny postaci nie istnieje. Czytając Cię patrzę tylko. Nie czuję, nie słyszę, nie wącham. Jak w próżni.

Ja lubię steampunk (choć twoje opowiadanie podchodzi pod diselpunk bardziej). Twój tekst, ten fragment, jest interesującą zajawką, ale pokazaną mi przez zamkniętą hermetycznie szybę. Tak się czuję. Nie czuję realiów, świata, postaci. Czekam na dalszy rozwój wypadków. :)
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over

5
Ech, primo - okrętów podwodnych w życiu nie widziałem. Widziałem tylko w grach, filmach, książkach, zdjęciach itd. Mój okręt nie do końca ma być wiernym odwzorowaniem u - boota, jest na nim tylko wzorowany (dość mocno - to fakt). Film Wolfganga Petersena widziałem, książkę czytałem, ale powiem Ci szczerze - w tym temacie jestem żółtodziobem, to moje pierwsze ugryzienie takiej tematyki. Powiem Ci szczerze, że postaram się dalej nad łowcą popracować, bo po prostu szkoda by zmarnować cały wymyślony przeze mnie świat. Ale na razie piszę na trzy konkursy, mam strasznie mało czasu na weryfikatorium. Reichart będzie w jednym z konkursów brał udział, tak więc może jak się uda, to jeszcze o nim usłyszycie. Ale tak czy siak dzięki za opinię.
Bo lubię pisać.

6
tumi1 pisze:- Reichert? – w trąbce komunikacyjnej łączącej kiosk z centralą okrętu rozległ się głos Volkera. – Mógłbyś na chwilę zejść na dół? Musimy o czymś porozmawiać.
To jest polecenie służbowe, rozkaz czy zaproszenie na plotki i koniaczek? Są na okręcie. Ten na górze mało co słyszy, a ten na dole o tym nie wie? Pierwszy dzień na służbie?
A podkreślenie w ogóle bym wywaliła. Ta niby tajemniczość... ;)
tumi1 pisze:Wiatr zawodził tak głośno, że ciężko było rozróżnić poszczególne słowa.
trudno
tumi1 pisze:Po drodze dowiedział się jeszcze o stan okrętu, zapasów, a także silników i ludzi.
Dowiedzieć się jaki jest stan okrętu - bardziej mi brzmi.
Dowiedział się o stan zapasów? - nie ma mowy.
Wyobrażam sobie tę scenę tak: oficer schodzi pod pokład, idzie szybko wąskimi korytarzami, bo wezwał go kapitan w ważnej sprawie. Kiedy on ma czas, by dowiedzieć się tych wszystkich rzeczy? Czekają na niego po drodze sprawozdawcy? I jeszcze po drodze każe nadać jakiś meldunek. Ale mu się śpieszy...
tumi1 pisze:znajdowała się tu koja, drobna szafa
drobna to może być kobietka, kwota, suma ale szafa? Nieduża. Niewielka. Mała.
tumi1 pisze:- Potencjał bojowy przyzwoity, choć... – szkiełko zmieniło barwę z zieleni na błękit. – ...choć tak jak się spodziewałem, mamy istną bombkę chodzącą po moim skromnym dziele. Zdolności frau Lutzen są naprawdę konkretne, szczególnie...
zapis
tumi1 pisze: Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że na koi siedziała kobieta.
wwwZaklął w myślach. Kobieta na pokładzie zawsze przynosiła pecha.
- Herr Reichert – Hagen wzdrygnął się, gdyż w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi stojącego w kącie kajuty Volkera. – Mam przyjemność przedstawić frau Elinor Lutzen, czarodziejkę żywiołu, a także nasz mały skarb i motorek napędowy całego okrętu. To właśnie jej zawdzięczamy parę dodatkowych kabin, zamiast przewidywanych początkowo zbiorników na słodką wodę.
wwwMonokl kryjący oko technika zaświecił się na zielono.
- Potencjał bojowy przyzwoity, choć... – szkiełko zmieniło barwę z zieleni na błękit. – ...choć tak jak się spodziewałem, mamy istną bombkę chodzącą po moim skromnym dziele. Zdolności frau Lutzen są naprawdę konkretne, szczególnie...
- Dziękuję, herr Volker – powiedziała nagle kobieta, podnosząc rękę. – Przedstawić się umiem.
wwwUśmiechnęła się do Hagena.
- Szanowny technik jest jak zwykle bardzo miły – wstała i uścisnęła dłoń Reicherta. – Moja rola jest faktycznie nieco większa, niż tylko zamiana wody słonej w słodką, ale wzmianka o... Bombce to przesada. Ale mniemam, iż zapoznano już pana z moją skromną personą? Domyślam się, że wzbudziłam sensację tam, na górze, a także wśród załogi. Słyszałam o przesądach związanych z kobietą na pokładzie.
wwwSensację?, pomyślał Reichert spoglądając na czarodziejkę, dobrze powiedziane. I nic dziwnego.
Hm... To wiedział, czy nie wiedział, że ona jest na pokładzie? Bo najpierw dziwi się, ze jest. Potem ona insynuuje, że zapoznano już pana z moją skromną personą, a na końcu wzbudziłam sensację tam, na górze, a także wśród załogi. To jak?
tumi1 pisze:Kobieta miała długie, zadbane i, wbrew przepisom, rozpuszczone włosy o barwie kruczych piór.
W przepisach marynarki wojennej był paragraf zakazujący rozpuszczanie włosów? A dużo kobiet pływało na okrętach (tfu, na psa urok)? Czy marynarze w twoim uniwersum noszą końskie ogonki?
tumi1 pisze:Kadłub „Łowcy” trzeszczał przeraźliwie,
tumi1 pisze:Łowca kołysał się na falach, targany podmuchami lodowatego wiatru.
To jak to ma być? W cudzymsłowie czy bez?
tumi1 pisze:Dwudziestu trzech mężczyzn składających się na załogę Łowcy musiało przeżywać przy niej istne piekło.
Ej, no... Bez przesady. Przecież nie latała non stop po pokładzie, eksponując swe wdzięki. Tym bardziej, że niektórzy dopiero się o niej dowiedzieli.
tumi1 pisze:Volker milczał, cykając tylko i spoglądając to na Reicherta, to na Lutzen.
Co znaczy cykając?
tumi1 pisze:- Hagen – technik po raz kolejny przeszedł na per „Ty” z kapitanem. Reichert przestał na to zwracać uwagę jakiś czas temu. Volker był specyficzną... Osobą i mógł sobie pozwalać na pewną niesubordynację. – Pozwolisz, że od razu powiem, dlaczego ciebie wezwałem. Otóż mamy problem i to problem całkiem konkretny. Mianowicie Kordon.
Dlaczego "Ty" zapisałeś wielką literą? Dlaczego po wielokropku, który mówi o chwili zamyślenia, jest wielka litera?
Technik zwraca się do kapitana i tłumaczy mu po co go wezwał do jego własnej, kapitańskiej kajuty?
tumi1 pisze: Oczywiście należy także pamiętać o wysłaniu odpowiedniego meldunku – tutaj Volker skłonił się w stronę Reicherta. – informującego o zarządzeniu ciszy radiowej.
zapis
wwwHagen ukrył twarz w dłoniach.
Ów specyficzny mur na wodzie był konstrukcją w pełni samowystarczalną, na pokładach okrętów znajdowały się hodowle, pola, kina, sklepy, a także i domy mieszkalne. Nawet porty! Tymczasem Jger miał sobie, jak gdyby nigdy nic, przepłynąć pod tą całą masą i wypłynąć już na wrogich wodach. Oczywiście cała operacja opierałaby się tylko na obliczeniach komputera, którego pamięć ledwo wystarcza do wykonywania najprostszych zadań.
- Hagen? Co robimy?
- Słucham? – wyrwał się z rozmyślań. – Co?
W wyjaśnienie czym jest Kordon wstawiasz jedno zdanie o Hagenie. A potem się okazuje, że to był znak - kapitan myśli. Dopisz coś jeszcze. jakieś jego uczucia, strach, zmartwienie, cokolwiek, ale rozwiń tę część.
tumi1 pisze:Prosiłbym o to, żeby pani schowała się do swojej kajuty przed zanurzeniem... Chłopcom może podnieść się... ciśnienie. Rozumiemy się?
- Oczywiście – Elinor uśmiechnęła się figlarnie. – Rozumiemy się doskonale.
Uwaga ta sama. Co to jest? Armia czy banda napaleńców, którzy po zanurzeniu myślą tylko o dorwaniu jakiejś frau? A przed zanurzeniem nie myślą?

Resztę pozostawiam dla innego ochotnika.

Pomysł ciekawy. Czyta się płynnie. Nie ma okrutnych wpadek, ale czasami zawodzi logika. Przejrzyj tekst pod tym kątem.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
Część dziobu co chwilę znikała w odmętach
Odmętach czego?
niczym potężny lewiatan napawający wszystko co napotkał strachem i zwątpieniem
Coś zgrzyta w tym zdaniu, no i trochę przesadzone jest wg mnie. No i dlaczego zwątpienie?
Cała załoga siedziała w środku, w ciasnych korytarzach Łowcy
Raczej nie siedzieli na korytarzach, ale w pomieszczeniach/leżeli na kojach czy coś.
choć był to części efekt zgromadzenia
"Po" powinno stanąć po "to" - gdzieś zjadłeś po drodze.
Śmierdziało tu potem, morską wodą, a także nieco olejem
O ile smród potu i oleju rozumiem, to uważam, że morska woda nie śmierdzi.
Po drodze dowiedział się jeszcze o stan okrętu,
Dowiedział się jeszcze kilku informacji o/dopytał się jeszcze o - "dowiedział się o" niekoniecznie ładnie w Twoim zdaniu brzmi.
Ale mniemam, iż zapoznano już pana z moją skromną personą? Domyślam się, że wzbudziłam sensację tam, na górze, a także wśród załogi.
Przed chwilą byś szczerze zdumiony widokiem kobiety na pokładzie, a ona go pyta jak zareagowała na nią załoga. Coś mi tu się nie łączy spójnie.
że magiczka wyglądała naprawdę pociągająco
Magiczka - nie podoba mi się to słowo(zupełnie subiektywna opinia).
Całości dopełniały ciemne oczy, tworzące specyficzną otoczkę tajemnicy wokół Elinory
Znowu przesadziłeś z poetyckością i wyszedł komizm.
Otóż mamy problem i to problem całkiem konkretny
Bez "otóż" i powtórzenia "problemu" zdanie brzmi lepiej.
Porównałem moje obliczenia z pokładowym komputerem
No i teraz to już nie wiem jaki okres czasu mam sobie wyobrażać - wcześniej traktowałem to jako początki łodzi podwodnych itp, a tu nagle bach: komputer na pokładzie. Przecież to tałatajstwo było na początku wielkości sporego pomieszczenia.
Swoją drogą to i bez komputera powinni łatwo obliczyć, że zbliżają się do jakiegoś punktu(wystarczy mieć mapę i znać prędkość statku).
Oczywiście należy także pamiętać o wysłaniu odpowiedniego meldunku – tutaj Volker skłonił się w stronę Reicherta. – informującego o zarządzeniu ciszy radiowej. Inaczej dowództwo może pomyśleć, że Łowca został... złowiony
Nierealnie to brzmi: wątpię, żeby coś takiego trzeba było tłumaczyć. Jak dla mnie bardziej prawdopodobnym byłoby "zarządzam ciszę radiową" - i w tym zawiera się wszystko.
Nawet porty!
Dobra, zrozumiem wszystkie poprzednie, ale port na statkach? Rodzą się dwa pytania: jak oraz po co?
Jakim cudem nasz komputer potrafi policzyć tyle rzeczy naraz?
Też mnie zastanawia jak ten komputer wyliczył czas zakończenia sztormu.
CISZA – ryknął Reichert w kierunku kulącej się w przednich częściach okrętu załogi. – ZAMKNIJCIE WRESZCIE WASZE PARSZYWE MORDY I SŁUCHAJCIE!
Za przeproszeniem d**a nie kapitan, skoro musi wrzeszczeć na załogę, żeby go słuchali.
w milczeniu obserwowało głębokomierz
Głębokościomierz.
ale zawsze „jęk Łowcy” (jak to nazywała Lutzen)
Unikaj nawiasów jak ognia! To zawsze dla czytelnika wygląda tak: nie potrafił tego wpleść w zdanie, to dał to w nawias.
Mechaniczna ręka uniosła się do góry.
Wiadomo, że do góry: jak unosi się to do góry, jak opada to na dół(albo na dno, jeśli to statek).
i rzucił się do drabiny prowadzącej na kiosk, żeby upewnić się, czy właz nie przecieka
Po co? Przecież już mają dziurę, a na głębokości 25 czy 30 metrów to musi wysłać załogę na dno.
Obaj wiedzieli, że bez łączności radiowej z bazą w ZRF będę uznani po trzech dniach za martwych.
Małe pytanko: jak oni zamierzali porozumiewać sie na tak znaczną odległość bez użycia satelitów? I to w sposób niezauważony przez wroga(przecież nikt ich nie chce na tamtym terenie).


Muszę przyznać, że podoba mi się ta historia i chętnie przeczytałbym więcej.
Zgrzyta mi to uszkodzenie: moim zdaniem statek powinien wylądować na dnie, ciśnienie na takiej głębokości jest na tyle duże, że dziury nie dałoby się tak po prostu "załatać". No i raczej przez zderzenie z liną do której przymocowany był tamten statek nie spowodowaliby aż takiego chaosu. Wiesz czego mi brakowało bardzo? Jakiegoś tekstu, albo chociaż myśli o tym, ze to wszystko przez kobietę na pokładzie.
Wiadomo, są niedociągnięcia i błędy, ale mimo wszystko przeczytałbym co dzieje się dalej.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”