Jest to pierwszy tekst jaki skończyłem od... może i lat? Miewałem problemy z motywacją, traciłem wiarę we własne umiejętności, w trakcie pisania dochodziłem do wniosku, że w sumie to bez sensu... W rozrachunku bardzo mało pisałem, a jak już - nie kończyłem opowiadań.
Ale w końcu dokończyłem jakiś tekst. Jak wspominałem, dawno nie pisałem, więc na pewno mocno to po nim widać. Spodziewam się raczej dość mocnej krytyki. Jestem na to gotowy i nie proszę o taryfę ulgową, ale możecie delikatnie wziąć pod uwagę moją przerwę w pisaniu.
Ostatecznie opowiadanie nie wyszło tak jak chciałem. Nie ma uderzenia, szoku i przerażenia. W ogóle "linia fabularna" jakaś taka rozmemłana. Jednak to chyba wszyscy znamy. Wyobrażenia i plany to jedno, a rzeczywistość to drugie. Ale nie mogę w nieskończoność poprawiać tego tekstu. Szczególnie, że musiałbym coraz większe fragmenty przebudować, przemyśleć i napisać od nowa. Wolę oszczędzić siły na kolejne opowiadanie, które teraz kończę.
Co do gatunku - nie wiem tak naprawdę jak to zakwalifikować. Nie chciałem już z tym kręcić.
****
Kolejny wypalony papieros wylądował w popielniczce. Blade światło lampki oświetlało leniwie rozchodzący się dym. Westchnął.Co jest ze mną nie tak? Trzeci miesiąc, a nie zapisałem nawet jednej, cholernej strony, zadręczał się. Przebiegł wzrokiem po pokoju. Ten wydawał się wyjątkowo mroczny, jedynie blask monitora i słabe światło lampki delikatnie mąciły ciemność. Spojrzał na zapuszczone, popękane ściany i stare, pamiętające lepsze czasy meble. Trzepoczące niepokojąco żaluzje tylko wzmacniały ponury efekt. Wzdrygnął się. Powoli, podpierając się poręczy fotela wstał, strzepał z ubrania resztki popiołu i chwiejnym krokiem podszedł do okna. Leniwie podciągnął żaluzje i wyjrzał na zewnątrz. Wynajmował mieszkanie w jednej z najpaskudniejszych dzielnic miasta, więc widok nie napawał optymizmem. Słońce już zachodziło, a przynajmniej takie miał wrażenie, gdyż stare blokowisko zakrywało część nieba. Dziesiątki pozbawionych nadziei ludzi maszerowało zniszczonym chodnikiem. Co chwilę, z rykiem przejeżdżał samochód. Zasępił się. Ciężko o inspirację w takim miejscu, Co ja tu robię? Z powrotem zsunął żaluzję, zgarnął marynarkę z wieszaka i opuścił mieszkanie.
****
Zanim dotarł do celu, zapadł zmrok. Nocny spacer po parku pomagał mu kiedyś zebrać myśli, teraz jednak były one tylko kłębowiskiem chaotycznych obrazów i dźwięków. Usiadł na pierwszej napotkanej ławce i zatracił się w rozmyślaniach. Czuł, że za moment, jak zwykle, pójdzie do pobliskiego baru, topić smutki w kolejnych kieliszkach wódki. Natłok myśli przerwał mu widok przechodzącej chodnikiem młodej dziewczyny. Ubrana skromnie i schludnie, zwykłe jeansy i ciemny sweter, mimo wszystko robiła duże wrażenie. Minimalizm spowodował, że to jej twarz przyciągała wzrok. Ciemne, długie włosy delikatnie muskane przez wiatr idealnie podkreślały szczupłą twarz. Zielone oczy żywo obserwowały otoczenie. Wyglądało na to, że kogoś szukała. Pomyślał, jak dawno nie miał kobiety. Do starości z pewnością było mu daleko, ale tryb życia jaki od dłuższego czasu prowadził, spowodował, że wyglądał na człowieka mającego najlepsze lata za sobą. Przejechał ręką po brodzie, która od miesięcy nie widziała golarki. Uczucie było nieprzyjemne. Nie chcąc nawet myśleć, o pełnym współczucia wzroku młodej kobiety, skulił się i wbił wzrok w ziemię.– Przepraszam, wolne? – usłyszał wypowiedziane miłym dla ucha sopranem pytanie. Zdziwiony uniósł powoli głowę, spoglądając na stojącą przed nim kruczowłosą. Momentalnie nabrał więcej powietrza, wyprostował się i strzepał z marynarki nieistniejący paproch.
– A proszę, właśnie zrobiło się miejsce – powiedział, przesuwając się na brzeg ławki. – O tutaj. – Uśmiechał się przy tym szeroko, ale po chwili schował zęby, bo zdał sobie sprawę, jak idiotycznie musi wyglądać. Przez chwilę milczeli, jednak w końcu odezwał się, czym zaskoczył samego siebie.
– Co taka dziewczyna jak ty, robi o tej porze w parku? Czekasz na kogoś? – Próbował zagaić.
– Któż wie, może czekałam właśnie na pana? – Uroczo się uśmiechnęła. Choć mocno się starał, nie mógł utrzymać poważnej miny. Odpowiedział tym samym.
– Może w takim razie - spojrzał na nią wymownie – zdradzisz swoje imię?
– Nie lubię imion. Uważam, że jesteśmy zbyt skomplikowanymi istotami, by można było podsumować naszą osobowość i charakter przez jedno słowo.
– Nie myślałem o tym w ten sposób. Lecz jakoś w końcu musimy się do siebie zwracać.
– Możesz mi mówić Nessa
– Chyba nie jesteś stąd? – Zauważył. – Twoje imię brzmi egzotycznie.
– Pochodzę z Południowej Europy, ale mieszkam tu już od wielu lat. – powiedziała, delikatnie kręcąc pasemko włosów. Nie zauważył ani śladu obcego akcentu. Albo posiada talent do języków, albo rzeczywiście mieszka tu od bardzo dawna. - Nie wyglądasz zbyt dobrze, jakiś problem? – zmieniła temat.
Wyjął pogniecione pudełko papierosów, gestem wskazał na paczkę, odmówiła. Zapalił. Powoli zaciągając się dymem, szykował odpowiedź.
– Robię najgłupszą, możliwą rzecz. Pracuję wyobraźnią. Gdy brakuje mi pomysłów, oto co się ze mną dzieje – rzekł ze skwaszoną miną. – Brakuje mi pomysłów, straciłem tak zwaną "wenę". Straciłem poczucie tego, że moja praca jest coś warta. – Miał ochotę się komuś zwierzyć, ale doszedł do wniosku, że rozmawianie o tym z zupełnie obcą osobą nie jest najlepszym pomysłem.
– Znałam wielu takich jak ty.
– Znałaś? – Zapytał, po czym głęboko zaciągnął się papierosem. Zakaszlał.
– Mam wyjątkowe szczęście do spotykania artystów. – Uniosła kąciki ust – Jesteś pisarzem, prawda?
– To aż tak widać? – rzucił.
– Jak mówiłam, znałam takich jak ty. Artystów. Niedocenionych przez społeczeństwo. Zmęczonych pisaniem, wypalonych pracą.
– Świetnie czytasz ludzi. To trwa już od wielu miesięcy, czuję totalną pustkę. – Zwierzył się. Jednocześnie było mu głupio. Wydanie szeregu tanich kryminałów to w rzeczywistości wszystko, co osiągnął. Ale młoda dama nie musiała przecież o tym wiedzieć... – Pragnę napisać coś więcej. Coś, co zostanie zapamiętanie, a nie sprzedawane za bezcen w supermarketach.
Nessa delikatnie się przysunęła.
– Może będę ci w stanie pomóc – powiedziała. Znów się zbliżyła, na tyle, że poczuł jej ciepły oddech. – Powiedz mi gdzie mieszkasz, przyjdę. Poradzimy coś na twoje problemy.
Adres podał bez wahania.
– Wpadnę za kilka godzin. – powiedziała prawie szeptem wstając – Odśwież się przed naszym spotkanie – dodała, rzucając mu ostatnie spojrzenie.
****
Wracając do domu, ciągle miał nieodparte wrażenie, że ta cała historia to wytwór zmęczonej wyobraźni. Piękna, młoda dziewczyna zaczepia go w parku i wprasza się do jego mieszkania. Jasne, stary pryku, chyba za długo jesteś samotny. Rozmyślał, idąc wolnym krokiem przez opustoszały chodnik. Pierwszą rzeczą którą zrobił po powrocie, było zaparzenie kawy. Czarny, smolisty napój mile łechtał przełyk, orzeźwiał umysł. Przyszła pora na ciało, pomyślał.
Szafki zapchane były nieużywanymi niekiedy od miesięcy kosmetykami, więc znalezienie przyborów do golenia zajęło mu trochę czasu. Nałożył piankę i zaczął golenie. Patrząc w zabrudzone lustro miał wrażenie, że spod zarostu wyłania się nowy człowiek. Zamyślony zbyt mocno nacisnął golarkę, karminowo-czerwone kropelki krwi kapały do zlewu, tworząc razem z wodą, pianą i włosami obrzydliwą breję. Zaklął. Po skończeniu golenia, wziął szybki prysznic. Gdy zakończył cały proces, ostatni raz przejrzał się w lustrze. Różnica była kolosalna, choć praca po nocach, ogromne ilości spalonych papierosów i spożytej kawy, którą wchłaniał litrami, odcisnęły na nim swoje piętno. Nie wspominając już o zaglądaniu do kieliszka. Mimo wszystko samopoczucie wyraźnie mu się poprawiło. Na tyle, że postanowił posprzątać swoje cztery ściany, czego nie robił od tygodni. Nie chciał wyjść na flejtucha. Po wszystkim szeroko otworzył okno, w celu przewietrzenia mieszkania.
Na parapecie ujrzał dostojną srokę. Odniósł dziwne wrażenie, że ta z zainteresowaniem go obserwuje.
– Sio mi stąd cholero! – krzyknął i przegnał ptaszysko zamaszystym gestem. Nie zdążył usiąść, by odetchnąć po sprzątaniu, a usłyszał dzwonek do drzwi.
Przejechał dłonią po wgnieceniach na ubraniu, prysnął na siebie przygotowanym na tę chwilę dezodorantem, ostatni raz rzucił okiem na mieszkanie sprawdzając, czy wszystko jest w jak najlepszym porządku. Było. To miejsce dawno tak dobrze nie wyglądało, pomyślał uśmiechając się sam do siebie. Wziął głęboki oddech i powoli ruszył w stronę drzwi.
Prezentowała się pięknie. Nie zauważył żadnych zmian w jej wyglądzie i ubiorze, ale podświadomie wyczuwał jakąś różnicę, subtelną, niewidoczną na pierwszy rzut oka. Nie zaprzątał sobie tym głowy. Fakt, że stała u progu jego domu sprawił, że podobała się mu jeszcze bardziej...
– No, no, no. Od razu lepiej. Dobrze wyglądasz. – powiedziała z uśmiechem, wchodząc do środka.
– Za to Ty wyglądasz równie czarująco, co wcześniej. – Śmieszył go ten jawny i wręcz kiczowaty flirt, czuł się głupio wypowiadając te słowa, jednak doskonale zdawał sobie sprawę jak działa umowna gra pomiędzy mężczyzną a kobietą.
Gestem wskazał jej tapczan. Usiadła. W każdym, nawet najprostszym ruchu i geście jaki wykonywała, widać było elegancję.
– Napijesz się czegoś? Dobrze zaopatrzonego barku niestety nie posiadam – ogłosił z goryczą – ale coś się zawsze znajdzie – zaproponował.
– W takim razie wystarczy woda.
Przyniósł dwie szklanki napełnione wodą, po czym zajął miejsce obok gościa.
– Całkiem fajne mieszkanie, choć meble mógłbyś wymienić.
– Nie musisz się silić na grzeczność. Wiem, że... - urwał w pół zdania. Użalanie się nad sobą, to nie najlepszy sposób postępowania z kobietami, przemknęło mu przez głowę.
– Wiem co myślisz. Nie chcesz przede mną wyjść na jakiegoś zapuszczonego lenia. Niepotrzebnie, wiem jak to w życiu bywa. Raz na wozie, raz pod wozem, jak to się u was mówi. Nie musisz przede mną tego ukrywać.
– Wybacz, ale nieczęsto zdarza mi się poznać kogoś takiego jak ty. Skoro nawet ta dzielnica i wygląd mojego mieszkania cię nie odstrasza, to chyba mogę czuć się swobodnie. – sięgnął po wodę. Głośno przełknął płyn. – Mam zwyczajnie dość tego stanu, nie chcę zamęczać cię moją smutną historią.
– Skup się na emocjach. – powiedziała, wpatrując się w niego.
Zasępił się, dziewczyna potrafiła słuchać. Chciał wyrzucić z siebie wszystko, wszystkie najgorsze emocje. Skoro chcesz słuchać starego pryka, niech ci będzie.
Mówił przez kilka godzin. Wyrzucił z siebie wszystko: niemoc twórczą, problemy małżeńskie, złość na cały świat, na siebie, rozprawiał o bezsensie egzystencji, o powracającej depresji. Żalił się tak, jak nigdy wcześniej. Przed nikim innym. Nessa niewiele się odzywała. Z zaciekawieniem słuchała, tylko od czasu do czasu komentowała jego monolog, pełnymi współczucia, krótkimi słowami..
Dopiero mrok wylewający się przez okno uświadomił mu, jak długo się zwierzał. Nie mógł uwierzyć, że minęło tyle czasu.
– Jezu, późno się zrobiło, chyba starczy tej spowiedzi. Pewnie masz już dość słuchania tetryka. Wybacz ten monolog, ale sama się o to prosiłaś – rzekł z gorzkim uśmiechem. – Zaschło mi w gardle, może czegoś mocniejszego? Wino? – spytał zachrypniętym głosem.
– Lampka wina jest dobra na każdą okazję, najlepiej czerwone.
Przyniósł butelkę kupionego w lepszych czasach, białego wina. Napełnił kieliszki.
– Niestety, zostało tylko białe.
– Nie szkodzi, może być i białe.
Delikatnie chwyciła kieliszek, zaczęła sączyć wino drobnymi łykami. Oblizała się.
Kolejny raz poczuł dziwną, oniryczną atmosferę. Oto piękna, młoda kobieta przyszła do jego mieszkania, posłuchać narzekań i wypić kieliszek wina. Może po prostu lubi starszych od siebie nieudaczników, pomyślał próbując tłumaczyć sobie dziwaczną sytuację. Zaśmiał się ze swoich myśli.
– Jestem ci wdzięczny za wszystko. Nie powiem, bym miał plan na resztę swojego życia, ale jest mi zdecydowanie lżej – wyrzucił z siebie.
– Jak już mówiłam, rozumiem cię. Rozumiem twórców, mogę dać ci inspirację, sprawić, że stworzysz coś wspaniałego. Czy jesteś gotowy to zrobić, choćby była to ostatnia rzecz w twoim życiu? – powiedziała z uśmiechem.
– Pomóż mi.
To były ostatnie słowa, jakie wypowiedziano tej piątkowej nocy. Przysunęła się, łagodnie dotknęła jego twarzy dłonią, zalotnie spojrzała mu prosto w oczy. Zamknął je, gdy jej miękkie usta musnęły jego szyję.
****
Obudził się z tępym, przeszywającym bólem głowy. Uczucie było takie, jak gdyby w jej wnętrzu co chwilę dochodziło do eksplozji. Był wręcz gotów się założyć, że wczorajszej nocy dostał obuchem w czaszkę. W ustach czuł posmak przywodzący na myśl tanie wino. Zapachu swojego oddechu wolał sobie nie wyobrażać. Rozejrzał się po sypialni, po kruczowłosej nie było śladu. A więc to jednak był sen. Powoli wstał, a raczej zwalił się z łóżka, zgarnął leżące na krześle koszulę i jeansy. Bez pośpiechu się ubrał.
Reszta domu wyglądała jak pobojowisko. Dookoła walały się kartki, resztki jedzenia, porozwalane ubrania. W powietrzu ciągle unosił się zapach papierosów. Wpuścił trochę świeżego powietrza. Otwierając okno znów ujrzał znajomą srokę. Nie miał nawet ochoty jej przegonić. Ruszył do łazienki.
Zimny prysznic nie orzeźwił. A tym bardziej nie przywrócił pamięci. Nie miał pojęcia co wydarzyło się poprzedniego dnia. Wyjął z szafki paczkę napoczętych orzeszków i nie wiedząc co począć, odruchowo usiadł do komputera. Włączył go. Jednostka centralna zawarczała złowróżbnie. Data na komputerze pokazywała czwartek. Szybko znalazł telefon i spojrzał na wyświetlacz: CZWARTEK. Przetarł oczy, ale ekrany dalej pokazywały to samo. Piłem przez ten cały czas? Może ta dziewczyna wrzuciła mi coś do kieliszka? Chciała mnie okraść? Niby z czego? Gdy zdał sobie sprawę, jak niedorzecznie brzmią jego rozważania, postanowił zostawić sprawę, licząc, że wszystko samo się wyjaśni. Nawet przy kilkudniowym piciu nie tracił prawie całego tygodnia z kalendarza. Poczuł ciarki na plecach. Przebiegł wzrokiem po monitorze. Od razu zauważył nowy dokument, zatytułowany "Inspiracja". Włączył go.
Przed oczyma ujrzał trzystustronicowy tekst, podpisany jego imieniem i nazwiskiem. Przełknął ślinę.
Kilkakrotnie przetarł oczy, ale niczego to nie zmieniło. Tekst dalej wyświetlał się na monitorze.
Biorąc pod uwagę swój stan, nie miał najmniejszej ochoty przebijać przez całość. Zamiast tego postanowił pobieżnie przejrzeć go w poszukiwaniu odpowiedzi, bo nie miał pojęcia, co tak naprawdę widzi.
Chaotycznie latał po tekście, rozglądając się za imieniem głównego bohatera. Miał nadzieję, że gdy je ujrzy. przypomni sobie cokolwiek z procesu twórczego. Kolejne strony niczego takiego nie zdradzały, lecz wzrok pisarza przykuł oddzielony opis jakiegoś krótkiego wydarzenia:
"Pewnym krokiem wkroczył do sklepu, chciał nadać sobie groźniejszego wyglądu, jednak w rzeczywistości był przerażony. Dłoń kurczowo trzymał w kieszeni płaszcza. Pistolet był zimny, mroził dłoń. Co chwilę ją poprawiał, upewniając się, że dostatecznie mocno trzyma swojego glocka. Muszę to zrobić, dudniło mu w głowie. Odbezpieczył broń i powoli ją wyjął, celując w stojącego za ladą, cherlawego sprzedawcę. Ten wykonał paniczny ruch w stronę stojącego dalej telefonu, ale widząc zdeterminowanie w oczach szaleńca, zastygł w połowie drogi.
– Wiesz po co tu przyszedłem – rzucił.
Sprzedawca milcząco otworzył kasę i zaczął wyjmować pieniądze. Napastnik poganiał go gestem.
– To wszystko!? Kpisz sobie ze mnie gówniarzu? – krzyczał celując mu w głowę.
– To wszystko, naprawdę, sprawdź sam. – odsunął się od kasy. – Mogę Ci oddać swoje własne pieniądze, zaraz, mam tu gdzieś portfel, poczekaj chwilę.
Sprzedawca sięgał do kieszeni, z przerażeniem szukając swoich pieniędzy. Trwało to dobry moment. W międzyczasie zaczął rozglądać się w poszukiwaniu pomocy. Oprócz nich, w sklepie nie było nikogo. Agresor nerwowo pokręcił głową, w końcu twarz wykrzywiła mu się w paskudnym grymasie. Muszę, przykro mi, przeleciało mu przez głowę gdy wystrzelił. Nabój wyleciał z lufy w akompaniamencie ogłuszającego huku. Człowiek za ladą bezwładnie wpadł na stojącą za nim półkę, zwalając całą gamę różnokolorowych alkoholi. Trafił w sam środek głowy, niczym zawodowy strzelec, jakby coś lub ktoś kierował jego ręką. Łuska spadła na podłogę z łagodnym, metalicznym dźwiękiem, po czym nastała cisza. To jedyny sposób. Zgarnął banknoty i wybiegł z budynku."
Przeglądał dalej. Na monitorze przemykały kolejne opisy dziwacznych zachowań, kradzieży, nie brakowało również zupełnie bezsensownych morderstw. Każda scena wskazywała, że bohater powieści ma poważne problemy psychiczne. Jego zachowanie było zupełnie chaotyczne, nielogiczne, co chwilę czytał opis wewnętrznej walki postaci. Walki z czym lub kim?, rozmyślał. I czytał dalej, coraz bardziej wciągając się w tę dziwaczną historię. Zwrócił uwagę na kolejny fragment:
"Odnosił wrażenie, że całe jego ciało pulsuje. Czuł mrożący ból. Drętwiały mu kończyny. Najbardziej jednak bolała go głowa. Siedząca gdzieś w głębi mózgu szpilka wbijała się raz za razem, coraz mocniej raniąc. Udręka związana była nie tylko z przedziwnym zjawiskiem, jakiego był uczestnikiem, ale też ze zwykłym zmęczeniem. Jego nieprzyzwyczajone do wysiłku ciało zmuszone do nieustannej pracy na pełnych obrotach, zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Zwlekł się z podłogi.
Nie do końca zdawał sobie sprawę, gdzie się znajduje. Pomieszczenie było ciemne, ledwie kilka promieni słońca przebijało się przez zabite deskami okno. Panował tam zaduch, ledwo mógł oddychać. Musiałem się tu wgramolić na noc, pomyślał spoglądając na zegarek. Dochodziła dziesiąta.
Chwilę zajęło mu znalezienie wyjścia. Pogoda była słoneczna, choć jesienny wiatr mocno dawał się we znaki. Poprawił płaszcz, przy okazji strzepując kurz jaki pozostał na nim po nocy spędzonej w opuszczonym budynku. W kieszeni płaszcza poczuł broń. Co ja zrobiłem?
Miał chęć zapomnieć o tym wszystkim, pójść na kawę i zapalić papierosa, lecz w momencie gdy zamierzał wprowadzić ten plan w życie, doznał dziwnego uczucia. Jego myśli zapełnił mętlik, splątane zdania, nie mające żadnego sensu słowa i dźwięki. W końcu z chaotycznego gąszczu wyłapał jeden stanowczy, dobrze znany mu głos. Musiał już iść. Musiał wypełnić polecenie. To jeszcze nie koniec."
Coś zaczęło mu świtać. Pojawiły się strzępki wspomnień, pamiętał. Odetchnął z ulgą, miał nadzieję, że niedługo wszystko ułoży się jedną całość. Przewijał dalej, szukając charakterystycznych i znajomych zdań i wyrazów.
****
"...Był skrajnie wycieńczony. Jego ciało już zupełnie odmawiało posłuszeństwa. Na nogach utrzymywały go tylko niewytłumaczalna potrzeba powrotu. Biegając bocznymi uliczkami, znalazł w końcu drogę. Wrócił. Był w domu. Trzykrotnie sprawdzał, czy dobrze zamknął drzwi. Westchnął i usiadł do pisania. Miał mało czasu...."Przypomniał sobie. Przypomniał sobie obrazy ostatniego tygodnia. Wypite hektolitry kawy, przepalone dziesiątki papierosów, nieustanna potrzeba pisania. Pamiętał sam mechaniczny proces przekładania myśli na ekran monitora. Nie miał jednak pojęcia, skąd w jego głowie się owe pojawiały. W tekście było czuć jego rzemieślniczy warsztat pisarzyny, jak samokrytycznie zwykł o swojej twórczości mówić, jednocześnie opowieść którą stworzył, miała w sobie coś magnetyzującego. Sprawiła, że miał ochotę zadzwonić do jednego z wydawców i z marszu omawiać wygląd okładki jego nowej książki. Był szczęśliwy, ale zarazem ciągle nie znał źródła swojej nad wyraz dużej inwencji twórczej. Postanowił rzucić okiem na zakończenie, w nadziei, że da mu to szerszy obraz własnego pomysłu. I przypomni sobie, skąd w ogóle w jego głowie taka wizja.
"Z zaciekawieniem czytał. Szybko chłonął kolejne zdania, wyrazy, litery. Szukał rozwiązania tej zagadki. Jak do tego doszło? Pod wpływem czego coś takiego powstało? Albert Ezop zamarł czytając ostatnie słowa książki. Przełknął ślinę. Nerwowo sięgnął po papierosa i drżącym rękoma odpalił zapalniczkę..."
Zamarł, gdy usłyszał donośne pukanie do drzwi. Z ust wypadł mu papieros. Spanikowany omiatał pokój nerwowym spojrzeniem w poszukiwaniu telefonu komórkowego. Leżał na biurku, gdzieś pomiędzy stertą puszek i talerzy. Miętosił go chwilę w rękach, po czym rzucił w kąt i próbując zachować spokój, podszedł do drzwi.
****
Przyszedł z policją. Zadzwonili po niego kilka godzin temu. Niewiele wcześniej dostał SMS - "Przyjdź do mnie, mam gotową książkę, sprawdź komputer". Myślał, że to kolejny pomysł tego dziwaka, ale po telefonie z komisariatu sam już nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Taki to los wydawcy. Po jaką cholerę ja się w ogóle z tym człowiekiem bliżej poznawałem? Zapukali. Zero odpowiedzi. Po trzech minutach pukania i krzyczenia bez jakiejkolwiek reakcji, komisarz szarpnął za klamkę. O dziwo, drzwi były otwarte. Weszli, a to, co zobaczyli w środku przyprawiło wydawcę o mdłości. Ledwo utrzymał zawartość żołądka. Nogi się pod nim uginały. Szybko usiadł na pobliskim krześle zakrywając usta. Trochę pocieszyła go myśl, że policjanci z którymi przyszedł nie wyglądali dużo lepiej. Spojrzał jeszcze raz na środek pokoju. Twarz denata została zmasakrowana - była ledwo chaotyczną papką złożoną z różnych tkanek i płynów. Reszta ciała nie wyglądała dużo lepiej. Poszarpany tułów, powyginane pod dziwnym kątem kończyny. I krew. Wszędzie krew. Myśl, że jakiś agresywny drapieżnik wtargnął do mieszkańca i zabił go dla przyjemności wydawała się wyjątkowo idiotyczna, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. – Sam to się chyba tak sam nie urządził – rzucił komisarz. – Musimy go zidentyfikować. Jeśli to nie ten sam psychol, który przez ostatni tydzień mordował przypadkowych ludzi, mamy poważny problem. Może to kolejna ofiara tego świra? - powiedział jakby sam do siebie.
Komisarz stanowczym krokiem podszedł do ciała. Do nozdrzy wdzierał mu się paskudny odór zmarłego. Zatkał sobie nos dłonią. Przeszukał ciało. W kieszeni znalazł dokumenty. Chwilę przyglądał się dowodowi, po czym pokręcił głową.
– Naprawdę niech pan lepiej uważa z kim się zadaje. Nie mam pojęcia co tutaj zaszło i dlaczego temu gościowi odwaliło, ale czegoś takiego to ja na oczy nie widziałem - oznajmił wydawcy, dając mu do ręki dowód tożsamości denata. Wydawca westchnął, po czym spojrzał na dowód – "Albert Ezop" – głosił napis na dokumencie. Poczuł ścisk w żołądku, gdy przypomniał sobie o SMSie jaki dostał wcześniej od zmarłego. Co ten szaleniec mógł napisać przez ostatni tydzień?