Rozdział I - "Ona i On"

1
Jest to pierwszy rozdział powieści. Mam też już drugi, ale musze pozbyć się w nim błędów literowych itp. zanim miałbym ją zamieścić. Tymczasem, proszę o ocenę I rozdziału (6 stron A4 w Word-zie) ;-).



-------------------------------------------------------------------------------------



Roździał Pierwszy - Jane





- Jesteś pewien, że jest jedną z nas?

- Jak będę wiedział, dowiesz się o tym pierwszy.

- Czy mam ją podłączyć?

- Nie. Przejdzie normalna procedurę, nie mamy miejsca na pomyłki.

- Od kiedy chcesz ją poddać obserwacji?

- Cały czas to robię.

- I myślisz, że ona o tym nie wie?

- Dopóki nie przejdzie pierwszego podłączenie, nie pamięta nic z naszych rozmów. Potem będziemy się martwić. Ale na wszelki wypadek zamknij się i daj mi pracować.

- Myślę, że za bardzo na nią liczysz. Jest wiele osób, które musimy odnaleźć. Nie możesz patrzeć tylko na tę dziewczynę. Dla mnie jest zupełnie zwyczajna.

- Właśnie dlatego to ja jestem szefem działu a ty tylko moim asystentem.




Jane była prawie zupełnia normalną dziewczyną, pomijając fakt, że czuła się inna od wszystkich. Z doświadczenia jednak wiedząc, że każdy młody człowiek, czuje się wyjątkowy, nie przejmowała się tym i traktowała swoją inność jako normę. Dzisiaj była bardziej wściekła niż zwykle, z prostego powodu - przed nią szykował się zupełnie pełny tydzień pracy. Perspektywa kolejnych pięciu dni, które dzieliły Jane od piątkowego wieczoru wydawała się straszna i niechętnie kierowała swoje kroki w stronę przystanku. Klnąc w myślach, powłóczyła, noga za nogą, by jak zwykle wsiąść do autobusu 113. Co dzień to samo, ten sam kierowca, odjeżdżający o 8.24 ze skrzyżowania dwóch największych ulic jej dzielnicy, te same niewyspane twarze, spoglądające na nią z ukosa, ta sama matka z dzieckiem, odstawiająca swojego podopiecznego do szkoły, ten sam staruszek z psem…W myślach próbowała sobie przypomnieć sen, z którego została tak nagle wyrwana głośnym dzwonieniem budzika. Bardzo często pamiętała swoje sny, spisywała je od wielu lat, jakby chciała zachować o nich wspomnienie na zawsze. Tej nocy, śniło jej się, że uczestniczy w jakiejś ceremonii, ale nie potrafiła przypomnieć sobie szczegółów. Pamiętała tylko, że w pewnym momencie patrzyła na swoje ciało z góry, jakby już do niej nie należało, a jacyś dziwnie ludzi, odprawiali nad nim jakieś rytuały. Zdziwiła się, że we śnie przyjęła to wyjątkowo spokojnie, teraz gdy o tym myślała, przeszedł ją dreszcz i postanowiła ograniczyć ilość papierosów.

Jane już dawno przyzwyczaiła się do tego, że każdy poranek wyglądał tak samo. Przez ostatni rok, od kiedy sprowadziła się do nowego mieszkania, nie wydarzyło się nic, co zaburzyłoby jej codzienny rytm dnia. Spojrzała na zegarek, była 8.15, po przeciwnej stronie ulicy, do kiosku podchodziła znajoma kobieta by kupić gazetę i papierosy. Sięgała właśnie do swojej bordowej torebki by wyciągnąć portfel. Jane jej nie znosiła. Wyglądała na taką pewną siebie gdy szła ulicą, obrzucając pogardliwym spojrzeniem każdą mijaną kobietę i budząc zainteresowanie wszystkich mijających ją mężczyzn. ładna i zadbana, pomimo czterdziestki na karku, wyraźnie wybijała się z tłumu. Po chwili zza rogu wyjeżdżał, jak co dzień, autobus szkolny i zatrzymywał się przy podstawówce, by wysadzić bandę rozwrzeszczanych dzieciaków. Małe, wstrętne rozwydrzone bachory, które same nie wiedzą czego chcą – pomyślała Jane. Czy ona też taka kiedyś była? Czy też tak się śmiała? Odwróciła się w przeciwną stronę i mimochodem spojrzała na staruszka z psem. On też był kiedyś dzieckiem, przyszło jej do głowy. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos hamującego tuż obok niej autobusu. Była 8.24.

- Cześć Jane – usłyszała znajomy głos - jak zwykle punktualna.

- Cześć Jack – warknęła siadając obok niego – szkoda, że nie zaspałeś.

- Daj spokój, cieszysz się, że jeździmy razem, przecież wiem – Jack posłał jej przyjazny uśmiech - nie rób z siebie większej zrzędy niż jesteś.

- Następny jest za pół godziny, gdyby nie to, nie byłoby mnie tutaj..

- Zawsze możesz jeździć wcześniej – uśmiechnął się ponownie chłopak

Chciała coś jeszcze odpowiedzieć, ale w tym momencie drzwi zatrzasnęły się głośno i odjechali z przystanku. Jane patrzyła przez okno na szkołę, przed którą stał teraz pusty autobus. Ciekawe, o której odjeżdża, pomyślała, i o której wraca po te bachory. A może stoi tu cały dzień?

- Mogłabyś być milsza czasami. Nie każdy jest Twoim wrogiem – głos Jacka wyrwał ją z zamyślenia - W ten sposób nigdy nie znajdziesz przyjaciół.

- Kto Ci powiedział, ze ich szukam? Ale będę trzymać za ciebie kciuki.

- Daj spokój, każdy potrzebuje przyjaciela – podjął już poważniejszym tonem, podczas gdy autobus mijał właśnie boisko

- Ja nie skorzystam – odpowiedziała równie poważnie i cicho westchnęła. Nie mam czasu na problemy innych, inni mnie nie obchodzą. Zawalona jestem ostatnio pracą, te wszystkie zlecenia…

Nie dokończyła. chłopak spojrzał na nią uważnie. Jack jak mało kto zdawał sobie sprawę jak ciężko pracowała, w końcu, jakiś czas temu gdy robili wszystko razem, oboje mieli pełne ręce roboty. A potem wszystko się skończyło i zostawała im tylko ta jazda autobusem i spotkania czasem po południu. Ich drogi się powoli rozchodziły, a ona nie wiedziała czy tego żałuje czy nie. Przez chwilę jechali wolno w milczeniu. Poranne korki na drogach dawały o sobie znać.

- Wiesz, podjął Jack, myślę, że właśnie tobie ktoś by się przydał. Nie możesz wciąż siedzieć sama w domu, spotkaj się z kimś.

- Jeśli to propozycja randki to nie jesteś w moim guście. Zrzędzisz za wszystkich moich znajomych razem wziętych.

Ich spojrzenia na chwilę się spotkały. Jeśli go uraziła, nie dał tego po sobie poznać.

- Czyżby? Słyszałem, że w sobotę nagle wyszłaś jak pojawił się Darian. – zapytał chłopak, patrząc jej prosto w oczy – I co, może powiesz mi, że net ci siadł?

Obrzuciła go lodowatym spojrzeniem. Skąd on to wiedział? Darian od zawsze ją fascynował, odstawał od tych płytkich facetów, którzy ją otaczali. Obserwowała go od dłuższego czasu i zdążyła wyrobić sobie na jego temat własny pogląd, o którym wolała nikomu nie wspominać, a już na pewno nie Jack-owi. W sobotę na chat-cie, faktycznie wyszła przez niego. świadomość, że ktoś to zauważył i puścił plotkę dalej, doprowadziła ją do wściekłości.

- Nie złość się – uprzedził jej wybuch Jack – Tak się składa, że też tam byłem.

- I pewnie podzieliłeś się swoimi chorymi wnioskami z innymi?

Uśmiechnął się i pochylił w stronę Jane, tak blisko, że przez moment poczuła się niezręcznie.

- Podobno inni cię nie obchodzą? – powiedział cicho.

- Do pięt mu nie dorastasz – skwitowała.

Autobus zatrzymał się nagle na skrzyżowaniu. Pasażerowie z przodu spoglądali tępo przez szyby na jezdnię. Może jakiś wypadek – pomyślała - i jakby na potwierdzenie tej myśli z zewnątrz zaczęły dobiegać podniesione głosy.

- Szła o tutaj! – krzyczał jakiś mężczyzna – Widziałem jak wchodziła na ulicę! To stało się tak szybko!

- Co tam się dzieje? – Jane zobaczyła jak kierowca wychodzi z kabiny i zwraca się do jednego z przechodniów.

- Jakąś kobietę potrącił samochód, nie żyje.

- O żesz w mordę – zaklął cicho kierowca

Jane wychyliła się do przodu by spojrzeć na zamieszanie na zewnątrz. Na środku ulicy zebrał się tłum. Niewiele było widać, każdy coś krzyczał, ale gdzieś tam, pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi dostrzegła na ziemi, znajomą bordową torebkę, którą widziała codziennie rano.

- Znałam ją, kupowała gazetę i papierosy w kiosku naprzeciwko. Poznaję po torebce.

- Pewnie się zamyśliła – Jack próbował dojrzeć cokolwiek w tłumie gapiów na ulicy – Straszny pech, przecież to nie jest ruchliwe skrzyżowanie.

- Zawsze chodziła z nosem zadartym, ciężarówki też by nie zauważyła.

- Jane!

Wstała i skierowała się do wyjścia. Nie było sensu siedzieć i czekać, aż przyjedzie policja. Nie należała też do gapiów szukających sensacji, dla niej liczyło się tylko to, że może się spóźnić.

- Poczekaj – chłopak doskoczył do niej i chwycił ją za rękę - Dokąd idziesz?

- I tak dalej nie pojedziemy, pewnie będą sprzątać jej cielsko przez pół dnia. Zostań i pomóż im. Może dostaniesz etat na stałe – uśmiechnęła się do niego.

Jack nie odpowiedział. Już dawno przyzwyczaił się do złośliwości Jane, do tej niekończącej się wymiany zdań, jaka między nimi zachodziła. Bez względu na to jak bardzo się starał co druga ich rozmowa kończyła się tak samo. Każda, choć wiedział, że codziennie rano będzie czekać o 8.24 na przystanku.

- Dokąd idziesz? – zapytał raz jeszcze, zaciskając mocniej dłoń

- Wezmę taksówkę – odparła - I nie proponuję Ci podwiezienia, więc puść mnie.

Oswobodziła się, po czym zniknęła w tłumie gapiów.

Była zła. Nie szukała taksówki, chciała po prostu wysiąść, czym prędzej z autobusu. Marzyła o tym od chwili, gdy Jack wspomniał o Darianie. Ten wypadek nadarzył się w samą porę – pomyślała. Skąd on wiedział, że bacznie go obserwowała. Nie obnosiła się z tym, nie wspominała nikomu, więcej robiła wszystko by go unikać. Właściwie nie można było jej zarzucić nic, co mogłoby wskazywać, na to, że interesuje się nim choćby w najmniejszym stopniu. A jednak Jack coś podejrzewał.

Na Dariana zwróciła uwagę trzy lata temu. Poznali się zupełnie przypadkowo na forum dyskusyjnym w sieci. On, pewny siebie i arogancki, gromadził w wokół siebie grono wpatrzonych fanek, które z zachwytem reagowały na każdy jego post. Z nudów wdała się w dyskusję, w pierwszym lepszym temacie, celując uwagami bezpośrednio w niego. Nie spodziewała się niczego po nim samym i nie zamierzała pozostawać tu dłużej niż kilka dni. Nie była oszczędna w słowa, bawiło ją wyszukiwanie słabych stron rozmówców, i zadawanie publicznie ciosów, które domagały się odpowiedzi. Uderzała w ich słabe punkty, ośmieszała, wszystko byle tylko zająć się czymś i nie myśleć o realnym świecie. Darian jej na to nie pozwalał. Im mocniej się angażowała, tym silniej czuła, że pogrywa sobie jej kosztem, zwodzi ją, ale przede wszystkim obserwuje. Nie musiała już szukać jego postów po całym forum i domagać się uwagi, tam gdzie zaczynała się udzielać, pojawiał się i on. Po jakimś czasie zaczęli pisać do siebie prawie codzienne, w różnych tematach, zawsze po przeciwnych stronach dyskusji. Czasem mniej, czasem bardziej złośliwie, sprowadzając każdą rozmowę do wymiany uszczypliwości między nimi obojga. Wkrótce złość ustąpiła miejsca wzajemnej fascynacji, i choć nigdy o tym nie rozmawiali, czuła, że oboje znają się na wylot.

Darian był pierwszą osobą, który zatrzymał ją przy sobie na dłużej.

Przyspieszyła kroku i skręciła w wąska uliczkę, która delikatnie schodziła w dół, i prowadziła wprost do Ogrodów Botanicznych. W weekendy tłumy młodych par spotykały się tutaj na kawę i lody, teraz jednak park był opuszczony, nikt o tej porze nie urządzał sobie spacerów, może za wyjątkiem kilku psiarzy, wyprowadzających swoje pupile. Poznała staruszka, którego spotykała czekając na przystanku. Więc to tutaj zmierza zanim wsiądę do autobusu – pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie. Odpowiedź potrafi być tak prosta. Może tylko ona zadaje niewłaściwe pytania?

Jack… Skąd on mógł wiedzieć, że Darian tyle dla niej znaczy? A może nie wiedział, może tylko wyciągnęła w autobusie pochopne wnioski. W sobotę na chacie, gdy zobaczyła Dariana, spanikowała. Nie rozmawiali ze sobą od ponad 2 lat, wszystkie te wspomnienia rozmów na forum wydawały jej się teraz tak odległe, że zaczynała wątpić czy naprawdę miały miejsce. Tak bardzo chciała się z nim spotkać, a jednocześnie tak starannie unikała, że gdy wreszcie się pojawił – zwyczajnie uciekła.

Z zamyślenia wyrwał ją sygnał telefonu komórkowego, wibrującego w jej kieszeni. Spojrzała na zegarek, drugą ręką sięgając po aparat. Numer zastrzeżony. Czyli pewnie oni, 8.50, a już się niepokoją – pomyślała odbierając połączenie.

- Tak?

- Jane? Jedziesz już? - znajomy głos odezwał się w słuchawce - Zmiana planów. W najbliższym czasie nie przyjeżdżaj, nie będziesz nam potrzebna. Dawid sprawdził przez weekend informacje, które zdobyłaś w piątek, wszystko się zgadza, nie ma mowy o żadnej pomyłce. Wysłaliśmy Ci pełną wypłatę na konto i dorzuciliśmy coś ekstra. Odezwiemy się jak będziesz nam potrzebna.

- Oczywiście – w jej głosie można było wyczuć lekkie zaskoczenie, nie przypominała sobie, żeby jej piątkowe informacje specjalnie różniły się od tych, które dostarczała im przez ostatni rok - Będę czekać – dodała prędko.

- Jane?

- Tak?

- Spisałaś się na medal. Dziękuję.

Nie odpowiedziała i poczekała aż rozmówca sam się rozłączy. Chwila minęła zanim na dobre dotarł do niej sens tego, co usłyszała - mogła spokojnie wracać do domu, nigdzie nie musiała się spieszyć, nie spóźniła się.

Po drodze wstąpiła do sklepu Opróżniona przez weekend lodówka domagała się uwagi, a brak kawy nie pozwolił jej dziś rano wyrównać poziomu kofeiny we krwi. Zapakowała do koszyka pudełko lodów wiśniowo-waniliowych, kawę, odtłuszczone mleko, kilka rogalików czekoladowych i napój energetyzujący. Przy kasie poprosiła jeszcze o dwie paczki papierosów i gumy do żucia, po czym opuściła sklep kierując się w stronę domu.

Próbowała sobie przypomnieć, co takiego było w jej piątkowym raporcie, że wymagało dodatkowego sprawdzenia przez Dawida. Może po prostu nie byli zadowoleni z jej pracy, może tak naprawdę właśnie się jej pozbyli? Nigdy nie starała się zrozumieć powodów, dla których dostawała takie a nie inne zlecenia, wszelkie pytania byle niemile widziane. Miała jedynie przygotowywać szczegółowe sprawozdania ze swojej pracy. Czasem musiała wyszukiwać nietypowe informacje w necie, czasem zbliżyć się do danej osoby, zyskać jej zaufanie, po czym wydobyć od niej odpowiedzi na konkretne pytania, a czasem po prostu obserwować aktywność sieciową różnych osób. Chwilami wydawało jej się, że jej praca jest mało istotna, ale ponieważ wyniki wydawały się mieć olbrzymie znaczenie dla jej pracodawców, a jej dobrze płacono, nie przywiązywała uwagi do sensu tego co robi.

Otworzyła drzwi do mieszkania, i rozejrzała się po pokoju. Bałagan rzucał się w oczy jeszcze w progu, porozrzucane ubrania, kosmetyki, puste pudełka po papierosach i popielniczka pełna niedopałków, to wszystko po raz kolejny uświadomiło jej, jak niewiele czasu poświęcała na normalne życie. Przeszła do kuchni i nastawiła wodę na kawę odgryzając przy tym potężny kęs czekoladowego rogalika. Najszybszy sposób za zabicie głodu, poza batonikami – pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. Jej dieta i sposób życia pozostawiały wiele do życzenia, Jack zawsze jej to powtarzał ilekroć wpadał ją odwiedzić. Jadła to, na co akurat miała ochotę, to, co nie wymagało gotowania, a jednocześnie szybko zaspokajało głód. Litry kawy i napojów energetyzujących pozwalały jej na większą swobodę w dobieraniu godzin snu i pracy, a pozostały wolny czas spędzała w sieci, na stronach, forach i kanałach dyskusyjnych. Nie było w realnym świecie nic, co mogłoby ją zmusić do większego dbania o siebie.

Przyrządziła kawę, jak zwykle mocną, niesłodzoną i z dużą ilością mleka, po czym zabrała się za drugiego rogalika. Czuła, że w głowie wirują jej setki myśli domagających się uwagi, ale zmęczenie nie pozwalało jej skupić się dłużej na żadnej z nich. Te wszystkie wydarzenia dzisiejszego poranka, rozmowa z Jackiem, piątkowe spotkanie z Darianem, strata pracy, tego było za wiele nawet na nią. Odstawiła kubek i rogalika, po czym położyła się wygodnie na kanapie. Chciała oczyścić umysł, przez chwilę nie myśleć o niczym, zamknąć oczy i dać sobie tę chwilę upragnionej ciszy, której tak potrzebowała. Jej ciało od dawna domagało się odpoczynku i wiedziała, że teraz postanowiło odebrać co swoje. Pozwoliła mu na to i zasnęła.

Sen z nocy powrócił ponownie, ceremonia, a ona spoglądająca na siebie z wysoka. Ludzie, którzy przyglądają się jej badawczo, wciąż szepcząc między sobą. Zdawało jej się nawet, że usłyszała jak jeden z nich mówił „bądźcie ciszej” i natychmiast obraz zniknął. Teraz była w jakimś pomieszczeniu, pełnym kolorowych światełek, które niby ćmy latały w wokół wielkiej kuli. Kula sprawiała wrażenie jakby oddychała, mogła dostrzec jak stopniowo powiększa się by po chwili znów powrócić do poprzedniej wielkości. światełka krążyły i krążyły a ona podziwiała ten ich taniec z boku, zafascynowana bijącą z nich magią. W pewnym momencie zatrzymały się, ale Jane nie zdążyła dowiedzieć się co się z nimi stało, bo usłyszała gdzieś daleko poza tym snem, że ktoś przeraźliwie hałasuje.

Było już późne popołudnie, a tym co ją zbudziło okazał się dzwonek do drzwi, podniosła się powoli i półprzytomna zerknęła przez wizjer. Po drugiej stronie stał Jack.

- Nie przypominam sobie, żebym Cię zapraszała.

Chłopak uśmiechnął się, jakby właśnie takiego powitania się spodziewał.

- Nigdy mnie nie zapraszasz, chyba zacznę być zły. – powiedział patrząc jej w oczy i posyłając kolejny uśmiech – Na szczęście lepiej od Ciebie wiem, czego chcesz, dodał lekko pompatycznym tonem. A zupełnie na marginesie… Masz szybsze łącze, a ja muszę pilnie coś ściągnąć.

- Jack, nie mam nastroju na odwiedziny, naprawdę… – słowa same wyszły z jej ust, ale czuła, że to tylko formalność. Nie broniła się zbyt mocno.

- Przewidziałem to i przyniosłem Ci coś do jedzenia. Założę się, że nie jadłaś nic poza tą czekoladową watą ze sklepu.

- Jack…

- To jak, wpuścisz mnie czy mam sam się wprosić? – to mówiąc uśmiechnął się raz jeszcze i nie czekając na odpowiedź przekroczył próg.

Nie spierała się, była zmęczona, wciąż miała przed oczami wirujące kulki. Ten sen był dziwny, jak zresztą wszystko co ją otaczało, a Jack przynajmniej był tym jednym z niewielu odłamów normalności tego świata. Może krótkie spotkanie dobrze jej zrobi.

- Nie myślałaś czasem, żeby tu trochę posprzątać? – zapytał ogarniając wzrokiem bałagan w pokoju – Z takim podejściem nigdy nie znajdziesz sobie faceta, nikt Cię nie zechce i będziesz skazana na moje towarzystwo. – dodał trochę żartobliwie siadając przy komputerze. Wstaw herbatę i zjedz tę chińszczyznę, otworzyli nowy punkt przy placu, sprawdzisz czy to w ogóle jest jadalne. I wiesz co – odwrócił się w jej stronę - zrób coś ze sobą, wyglądasz jakbyś dopiero wstała.

Jane zamknęła drzwi i spojrzała na Jacka. Potrafił ją zdenerwować jak mało kto, ale jednocześnie była mu wdzięczna, za to że ją odwiedzał. Przez ostatni rok zdążyła się do niego przyzwyczaić, widzieli się praktycznie codziennie rano w drodze do pracy, a często i po południu, gdy wpadał posiedzieć u niej przy komputerze. Poznała go, jak zresztą większość swoich znajomych, w sieci, przy okazji pierwszego zlecenia, jakie dostała. Tuż po tym jak się sprowadziła do nowego mieszkania, zaproponowano jej wykonanie skomplikowanego fotomontażu, miała wykorzystać materiały, które jej dostarczono i uzupełnić je dodatkowymi, własnymi zdjęciami. Postanowiła spróbować, praca była dość nietypowa jak na jej umiejętności, ale z braku innych zajęć i pieniędzy, zlecenie przyjęła. Na Jacka natknęła się na forum fotograficznym, był grafikiem w firmie komputerowej, a w wolnych chwilach zajmował się obróbką cyfrową zdjęć, na dodatek mieszkał kilka ulic dalej. Bardzo szybko udało jej się zdobyć jego zaufanie, kilka rozmów na irc-u, kilka wymienionych maili i po tygodniu miała już gotowy fotomontaż. Zlecenie zostało wykonane, pieniądze wpłynęły, a znajomość z Jackiem pozostała.

Przypadek sprawił, że wkrótce potem zlecono jej kolejną pracę, również związaną z siecią. Wymagania były bardzo specyficzne, trzeba było stworzyć serwis internetowy i przyciągnąć określoną grupę ludzi. Jane poprosiła wtedy Jacka o pomoc, pieniądze miały być spore, a jej pozostawiono wolną rękę w kwestii dobierania współpracowników. Przez kolejne kilka tygodni pracowali wspólnie nad nowym projektem, Jack zajął się wyglądem strony i forum, podczas gdy Jane wyszukiwała odpowiednią klientelę. W ciągu 2 miesięcy udało im się znaleźć sporą grupę stale odwiedzających ich użytkowników, oboje mieli pełne ręce roboty, pojawiły się propozycje współpracy, kilkakrotnie proponowano im nawet wykupienie serwisu. Jednak równie szybko jak ich portal zaistniał w sieci, równie szybko został zamknięty. Któregoś dnia, Jane dostała informację, że zadanie zostało wykonane i że ma zlikwidować wszystkie ślady ich działalności.

Jack nigdy jej tego nie powiedział, ale czuła, że miał do niej żal, gdy kasowała zawartość serwera. Oboje poświęcili na projekt mnóstwo czasu, nieraz siedząc do późnych godzin nocnych przed komputerem i decyzja Jane mogła mu się wydawać niezrozumiała i głupia. Ona jednak trzymała się twardo poleceń, które dostawała, a tu przesłanie było jasne, serwis miał zniknąć.

Te kilka tygodni wspólnej pracy, związało ich jednak na tyle ze sobą, że nawet teraz, pozostawali w ścisłym kontakcie, zarówno w sieci jak i na co dzień.

- No to jak będzie z tą herbatą? – głos Jacka wyrwał ją z zamyślenia

Faktycznie od dobrych pary minut stała w przedpokoju, co się z nią działo?

– I jedz póki ciepłe, daj spokój, przecież wiem, że lubisz chińszczyznę. Kurczak w cieście kokosowym, zdaje się, że Twój ulubiony? Wziąłem Ci też kilka bananów, wiesz, tych co zawsze ociekają tłuszczem. Jak już chcesz się niezdrowo odżywiać, to przynajmniej niech to ma jakiś smak.

Poszła wstawić wodę na herbatę i rozpakowała chińszczyznę. Jack miał rację, doskonale wiedział co lubiła. Czasem nawet zastanawiała się, na ile mocno udało mu się ją poznać przez ten rok znajomości. Był chyba jedyną osobą, przy której czuła się względnie swobodnie, przy której praktycznie nie udawała, której, choć nie mówiła tego głośno - ufała.

- Rewelacja ta chińszczyzna, dają kupę warzyw i mnóstwo sosu. – krzyknęła z kuchni

- Dobra, dobra, nie podlizuj się i jedz. Nastawię ściąganie dobra?

- Wiesz, co gdzie jest. A co będziesz ściągał? – spytała z ciekawości, maczając kawałek kurczaka w sosie.

- Kamila poprosiła mnie o pomoc, chce zrobić stronę ze swoimi nagraniami. Wiesz, może ktoś na nią trafi i dostanie jakiś angaż. Zawsze to jakaś reklama.

- Kamila? Ta z serwisu? Nie wiedziałam, ze macie jakiś kontakt – Jane sięgnęła po kolejny kawałek mięsa - Herbata czarna czy owocowa?

- Czarna. Po zamknięciu trochę rozmawialiśmy, nie mogła zrozumieć, co nami kierowało. Poza tym szuka pracy, może będę mógł jej coś załatwić w którejś z naszych filii.

- Aha – Jane wstała od stołu i zalała kubek wrzątkiem – Nie mi nie mówiłeś, że ze sobą rozmawiacie.

- A co Ci miałem mówić? Ty mi opowiadasz o swoich nocnych spotkaniach? Daj spokój, nie udawaj, że jesteś zazdrosna.

Jane wzięła herbatę i podeszła do komputera.

- Oczywiście, że jestem – uśmiechnęła się, podając chłopakowi kubek - Jeśli z kimś możesz rozmawiać, to tylko ze mną. Zapomniałeś?

- Nie rozśmieszaj mnie, bo jeszcze uwierzę. I co wtedy? Weźmiemy ślub i będę mieszkać z razem w tym bałaganie?

Roześmiali się. Musiała przyznać sama przed sobą, że stan mieszkania był fatalny, ale też po chwili zdała sobie sprawę, że przy Jacku, naprawdę często się śmiała..

[/i]

2
Niezłe.



Podoba mi się akcent internetowy. Ciekawy pomysł z tą firmą zlecającą różną działalność w sieci...



Język jest w porządku, choć brakuje mi czegoś, ale na pewno inni to wyłapią.



Jane za to jest odrobinę wkurzająca. Jeśli taka ma być, to Ci się udało. Tylko żebyś nie przesadził. Irytująca główna bohaterka może pogrążyć tekst.



Całość nie nudzi choć traktuje o codziennym (jak na razie) życiu. Daj następny, albo opowiedz, co się będzie działo. Bo zalatuje jakimś Matrixem.



Trzymaj się

Nine
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
Zatem daje drogi rozdzial. Byc moze bedzie w nim jeszcze kilka bledow, bo nie ulegal dokladnej korekcie, ale ogolnie jego postac nie zmieni sie znacznie.



------------------------------------------------------



Roździał Drugi – Net-Thor



- Jeśli chcemy jakoś ją zwerbować to teraz jest to najlepszy moment. Jest sama.

- Wiem, że jest sama, chyba widzę, nie? A to ty chcesz ją zwerbować.

- Jest sama poza Net-Thorem. Musimy działać szybko, zanim znowu pochłonie ją praca.

- Ty tu decydujesz.




Wciąż nie mogła uwierzyć, że nie musi iść dzisiaj do pracy. Zapowiadał się piękny dzień, słońce grzało, gdzieś daleko słychać było jak wiatr delikatnie targa liśćmi po ulicy. Jeden z tych niewielu jesiennych dni, które przypominają o minionym lecie zanim spadnie śnieg, pokryje domy, drogi i wszystko dokoła. Zastanawiała się, która może być godzina, pierwszy raz od dawna nie nastawiła budzika. Czuła się lekko zdezorientowana, praca narzucała jej jakiś rytm dnia, a zbyt dużo wolnego czasu, tylko sprzyjało najróżniejszym myślom i siedzeniu w necie. Wschłuchiwała się jeszcze przez moment, w dobiegające zza okna odgłosy by w końcu leniwie podnieść się z łóżka i wyjść na balkon, dzień naprawdę zapowiadał się cudownie. Skierowała się do łazienki, po drodze nastawiając ściąganie poczty z sieci, włączając ekspres do kawy i telewizor, żeby usłyszeć dzisiejsze wiadomości. Lekko nieprzytomna, odłożyła makijaż na potem i zajęła się poranną toaletą.



- Niestety nie możemy znaleźć przyczyny awarii prądu, która zakłóciła spokój w wielu domach naszego miasta tej nocy. Podejrzewamy sabotaż z zewnątrz, została powołana specjalna grupa, która zajmie się dochodzenie w tej sprawie. Jest nam bardzo przykro z powodu problemów, które wynikły z braku energii. Chciałbym Panią zapewnić, że dołożymy wszelkich starań, żeby schwytać winnych.

- Czy sprawcy zostawili jakieś ślady włamania?

- Nasza ekipa pracuje nad tym, ale z tego co doniesiono mi w porannym raporcie, nie tylko śladów włamania nie było, ale i żadnych podstaw, żeby podejrzewać włamanie do Centrali Energetycznej. Sprawa wydaje nam się o tyle dziwna, że zawsze pozostawiamy na noc kilku strażników, którzy patrolują wszystkie nasze pomieszczenia.

- Czy ma Pan jakieś podejrzenia, Panie Dyrektorze?

- Jak już mówiłem, pracujemy nad tym. Będziemy Państwa informować w stosownym terminie. Chyba rozumie Pani, że nie mogę ujawniać tego co wiemy na antenie. Złoczyńcy są nadal na wolności.

- Dziękuję bardzo za rozmowę, Helen Greentch, telewizja ERA.



No cóż widać ją awaria ominęła, pomyślała, komputer pozostawiony na noc nie wyłączył się. I bardzo dobrze, nie zapisała swoich plików. Poprawiła włosy i udało się do kuchni, zapach kawy unosił się w całym domu.



Jak już usłyszeliśmy Dyrektor Centrum Enegergetyki prowadzi dochodzenie w sprawie nocnej awarii prądu w naszym mieście. Z tego co wiemy, doszło z tego powodu do kilku wypadków na drogach, w tym 2 smiertelnych, jak również zmarła jedna osoba, której respirator przestał dostarczać tlen. Prosimy jednak o zachowanie spokoju, złoczyńcy na pewno zostaną schwytani, więc..



Jane przyciszyła telewizor i podeszła do komputera przejrzeć pocztę. Tony spamu jak zwykle, kilka wiadomości od ludzi, których poznała podczas poprzednich zleceń. Może w końcu przestaną pisać pomyślała. Od dłuższego czasu nie odpowiadała na większość maili.

- Chyba najwyższa pora zmienić skrzynkę – dodała już na głos, uśmiechając się przy tym złośliwie..

Jeszcze raz przejrzała pocztę przed skasowaniem adresu. Jej uwagę przykuła jedna wiadomość „Jane Blackwilck – propozycja”. Rzadko kiedy podawała swoje nazwisko, jeśli ktoś je znał musiał być z nią bardzo blisko związany, a takich osób było wyjątkowo mało, żeby nie powiedzieć, że nie było ich wcale. No, może poza Jackiem. Ale ta wiadomość nie była od niego.



Szanowna Pani Jane Blackwilck,



Byłoby nam niezmiernie miło gościć Panią, 1 października, w biurowcu naszej firmy, sala 2024, piętro XI.



Z poważaniem,

Dyrektor N.T. – Peter Zoulu



żadnego adresu, kontaktu, żadnych załączników wskazujących na wirusa. Pewnie kolejny spam, pomyślała Jane i przystąpiła do likwidacji konta pocztowego. Nie zajęło jej to wiele czasu, robiła to już wielokrotnie przez cały poprzedni rok i nie przywiązywała się do żadnego adresu, podobnie jak i pseudonimu. Tym razem wybrała Mary-Jane i założyła skrzynkę na jednym z popularnych portali. Wystukała wiadomość do Jacka i swoich pracodawców, informując ich o zmianach, po czym wstała od komputera i poszła się umalować.

Dobre pół godziny później, po kolejnej kawie i resztce rogalika z poprzedniego dnia, zamykała drzwi od mieszkania gotowa wyjść na spotkanie ze światem zewnętrznym. Ze stanu konta bankowego, które sprawdziła jeszcze wczoraj wieczorem po wyjściu Jacka, wynikało, że premia o której mówili jej pracodawcy wcale nie była taka mała. Stanowiła pięciokrotność jej dotychczasowej wypłaty. Nie bardzo chciała rozpamiętywać ostatnią rozmowę z przełożonym i zastanawiać się, czy przypadkiem nie była to, nie premia, a odprawa, więc zamówiła taksówkę i czekała spokojnie paląc papierosa pod domem. Pierwszy raz od dawna nie musiała spieszyć się do pracy, ta myśl wciąż ją nachodziła i mimowolnie powodowała niepokój. Wyobraziła sobie jak Jack mija sam w autobusie jej przystanek i poczuła, że będzie jej tego brakować. Chociaż trzymała się z dala od wszystkich znajomości z własnego wyboru, kontaktu z Jackiem nie chciała stracić. Jako jedna z niewielu osób, które poznała, nie obrażał się, za jej ciągłe napady złego humoru i drażliwość. No może jeszcze Darian, on też był wyrozumiały. Ale Dariana nie poznała osobiście, a on też nie mógł jej ocenić poza siecią. Raz jeden się z nim umówiła, w centrum miasta, pod pomnikiem jakiegoś przywódcy. Bardzo dobrze pamiętała ten dzień, od tamtego czasu nie miała z nim żadnego kontaktu. Darian po prostu nie przyszedł i zniknął z sieci. Więc pozostawał Jack.

Taksówka podjechała pod dom i Jane natychmiast zapomniała o Darianie, Jacku i wszystkim innym. Wyruszała na zasłużone zakupy, żadna inna forma spędzenia wolnego czasu nie przychodziła jej do głowy, a chciała, chociaż raz nie siedzieć przed komputerem. Poprosiła kierowcę by podrzucił ją pod największe centrum handlowe w mieście i wygodnie rozsiadła się na fotelu licząc na to, że taksówkarz nie okaże się zbyt rozmowny.

- Piękny dzień dzisiaj mamy, co nie? – zagadał kierowca, a Jane natychmiast pozbyła się nadziei na spokojną i cichą jazdę

- ładna pogoda – starała się by jej głos brzmiał obojętnie

- Ale wie Pani, wczoraj nie było znowu tak najgorzej, a i tak potrącili kobietę. Słyszała Pani co nie?

- Tak słyszałam, jechałam autobusem gdy to się stało.

- Dziwna sprawa, co nie? Tu jest bardzo dobra widoczność. Słyszałem jak ten co ją potrącił, no wie Pani, kierowca, mówił, że weszła mu pod koła. Jak nieprzytomna. O to tu było. Szła tędy, a on tam. Dziwna sprawa, co nie? Pewnie jakaś wariatka. Moja babka zawsze mówiła, że…

Ale Jane już nie słuchała, rozejrzała się po okolicy, faktycznie, nie było tu żadnego zakrętu, nic, co by usprawiedliwiało nieostrożność kobiety. Była przecież młoda, na pewno nie ślepa, sądząc po uśmiechu, który zawsze pojawiał się jej na ustach gdy kolejny mężczyzna oglądał się za nią na ulicy. Na samobójczynię raczej tez nie wyglądała..

- …i kiedyś babka mówi do mnie tak – ciągnął dalej kierowca - obśmiałem się wtedy: „Kaziczku”, bo moja babka tak mówi, bo mnie Kazio dano, niech się Pani nie zraża do niej, no więc „Kaziczku, weź ty pójdź mi kup jajka w sklepie, tylko pamiętaj zawsze patrz w lewo, w prawo, znowu w lewo, a potem jeszcze przed siebie i za siebie!”. A ja jej na to „A czemu przed siebie i za siebie?” a moja babka mi na to „A bo Kaziczku, ja kiedyś, żem tak patrzyła, a tu mi z przodu na rowerze jeden wjechał i cała siatka rozsypała się na ulicy”. Haha, mówię Pani, jak sobie wyobraziłem moją babkę, to aż mi się szkoda jej zrobiło! A innym razem, znowu mówi do mnie…

Jane wyłączyła się, ponieważ kierowca najwyraźniej musiał gadać, ale nie oczekiwał odpowiedzi, przestała go słuchać i wróciła myślami do kobiety, która wczoraj zginęła. Tak wiele razy życzyła jej w duchu, żeby coś sobie zrobiła, że w pierwszej chwili, kiedy zobaczyła jej ciało poczuła dziką satysfakcję. Teraz miała wyrzuty sumienia, że mimo wszystko ta kobieta, też mogła być czyjąś babką, matką, żoną i że jej śmierć, choć ciężko było jej siebie samą do tego przekonać, mogła kogoś zmartwić. Ale zaraz po chwili, znowu złapała się na tym, że uśmiecha się i że w głębi duszy cieszy się z tego co ją spotkało. Jane, zdawała sobie doskonale sprawę, że potrafiła mieć podły charakter, był to zresztą jeden z powodów, dla których trzymała się z dala od ludzi.

Po kilku minutach taksówka zatrzymała się tuż pod wejściem do Domu Handlowego Centrum, dziewczyna zapłaciła, podziękowała i czym prędzej odeszła od samochodu żeby nie wdawać się w jakiekolwiek rozmowy z kierowcą. Myśli o kobiecie, która teraz najprawdopodobniej była szykowana do pogrzebu wyleciały jej kompletnie z głowy, a na jej miejsce wskoczyły sukienki, bluzki, biżuteria z wystaw sklepowych. Gwar, który mimo wczesnej pory dochodził ze wszystkich stron zapewnił Jane poczucie bezpieczeństwa. W tłumie, mogła łatwo zniknąć i nie przejmować się absolutnie niczym. Wchodziła do kolejnych sklepów, przymierzając co ciekawsze ubrania, a niektóre po prostu biorąc na oko. Bardzo rzadko robiła zakupy, nieprędko trafi tu ponownie. Chyba chcąc usprawiedliwić swoją rozrzutność, zrezygnowała z najdroższej sukienki w „Modzie dla pań” i wybrała inna, trochę tańszą, ale równie okazałą. Nie kupiła też nowych spodni, przypominając sobie, że jej szafa nie pomieści kolejnej pary, za to wybrała ciemną bluzkę z ładnym wykończeniem przy szyi, która wedłóg sprzedawczyni, leżała na niej wręcz idealnie. Opuściła sklep, minęła stoiska z biżuterią, lampami i sprzętem komputerowym, przy czym przez moment wydawało jej się, że z tego ostatniego sprzedawca bacznie się jej przygląda. Gdy jednak ponownie spojrzała w jego stronę, zajęty był obsługiwaniem jakiejś pary, która z dużym przejęciem wskazywała na różne z wystawionych towarów. Jane spojrzała sama po sobie, obie ręce zajęte torbami z zakupami, nie dziwne, że zaczynała wzbudzać zainteresowanie. Postanowiła na koniec zamówić kawę z ciastkiem w „Coffee Time” i rozkoszując się wolnością i mile spędzonym przedpołudniem, już po chwili zanurzała usta w ciepłym waniliowym „Cafe a la vanille”.

Po powrocie do domu godzinę rozpakowywała i przymierzała zakupione ubrania. Jakimś cudem, choć wydawało jej się to z początku niemożliwe, szafa pomieściła wszystko i domknęła się nie dając niczego po sobie poznać. Przebrała się w nową sukienkę, włączyła na dvd „Pulp Fiction” i tak jednym okiem oglądając, drugim wspominając miniony dzień, spędziła przed telewizorem popołudnie, zmieniając tylko filmy i programy. Gdy zegar pokazał 18.00 podeszła do komputera, sprawdzić czy Jack odebrał jej wiadomość o zmianie adresu. Mimo wszystko nie była pewna, czy dobrze zapamiętała jego, a czuła, że gdyby musiała się do tego przyznać, Jack nie omieszkałby jej zwrócić uwagi, że przecież mogła zapisać, przed skasowaniem skrzynki. Na szczęście wiadomość od Jacka przed chwilą doszła, godzina wysłania wiadomości 17.48 potwierdzała, że już jest w domu. Wiadomość od niego zawierała tylko jedno zdanie „Nie każ mi zapamiętywać wszystkich Twoich skrzynek, wpadnę wieczorem, nie pytam czy mogę. Jack.”.

Uśmiechnęła się na myśl o reakcji Jacka gdy dowie się, że była na zakupach. No i ciekawiło ją co sądzi o nowej sukience. Może nie będzie musiała sama dopraszać się o komentarz, może sam coś powie.

Gdy tak się zastanawiała jej uwagę przykuła jeszcze jedna wiadomość. Była wysłana przed wiadomością Jacka. „Do Mary-Jane Blackwilck - propozycja”. Przecież zmieniła nicka dopiero rano, skąd znali jej adres? Spojrzała na godzinę wysłania wiadomości, chwilę po tym jak założyła nową skrzynkę.



Szanowna Pani Jane Blackwilck,



Ponownie chciałbym Panią serdecznie zaprosić na krótką prezentację, w biurowcu naszej firmy, sala 2024, piętro XI. Wierzymy, że poprzednia wiadomość do Pani dotarła, ale na wszelki wypadek pozwoliłem sobie wysłać ją ponownie na Pani nowy adres.

Z poważaniem,

Dyrektor N.T. – Peter Zoulu



Jane lekko podirytowana przeczytała jeszcze raz całą wiadomość. żałowała, że nie zachowała pierwszego maila, najwidoczniej nie był to spam, a być może propozycja pracy? Być może w pierwszej wiadomości był podany dokładniejszy adres lub kontakt do jej korespondenta? Ale odtworzyła w myślach przeczytane rano słowa i mogłaby przysiąść, że nic tam nie było.

Dzwonek do drzwi oderwał ją od poczty, widocznie Jack już przyszedł. I rzeczywiście jak tylko otworzyła drzwi chłopak natychmiast bezceremonialnie wszedł do środka, trzymając w reku jakąś kopertę.

- No, widzę, że dzisiaj już masz lepszy humorek! Oho, nowa sukienka, to wszystko wyjaśnia! Całkiem ci do twarzy, wydajesz się w niej jakaś łagodniejsza jakby. No.. ładnie ci w niej, naprawdę.

Jane lekko się zarumieniła. Poczuła się lekko niezręcznie na myśl o tym, że mogłaby się komuś spodobać. Na przykład Jack-owi.

- Och zapomniałem, to leżało na wycieraczce – powiedział Jack podając jej list – nie widziałaś? Musiało przyjść z poranną pocztą.

Jane wcale nie była przekonana, czy list przyszedł faktycznie rano, a tym bardziej czy przyszedł pocztą. Dziwne uczucie ogarnęło ją jak tylko wzięła go do ręki. Wyraźnie zaadresowany jej imieniem i nazwiskiem, z dopiskiem z tyłu „P.Z.”.

- Zapisałaś się na jakiś kurs korespondencyjnie? Zamawiałaś coś? – Jack wydawał się równie zaskoczony listem jak i ona sama – Co jest w środku?

Powoli otworzyła kopertę, w środku na małej kartce napisane było jedno zdanie:



Pomyślałem, że może nie pamiętać Pani pełnej wiadomości, jaką wysłałem na Pani starą skrzynkę mailową, więc pozwoliłem sobie załączyć ją do tego listu.



Z tyłu Jane wyjęła wydruk porannej poczty. Jack wydawał się mocno zaskoczony.

- To jakieś nowe zlecenie? Powiesz mi w końcu co się stało?

Spojrzała na niego, w głowie miała mętlik, nagle sukienka nie była już taka piękna, nastrój, w który wprowadziły ją zakupy gdzieś prysnął. Ktoś znał jej adres i bardzo zależało mu na spotkaniu z nią. Jack chyba wyczuł, że coś jest nie tak jak powinno, bo zapytał bardzo delikatnie:

- Może chciałabyś mi o tym powiedzieć? Co się stało Jane?

Opowiedziała mu o porannej poczcie, o tym jak zmieniła konto i pokazała listy. Jack nic nie mówił, siedział i zastanawiał się przez chwilę, po czym nagle wstał i zaczął chodzić po pokoju.

- Próbowałaś sprawdzić od kogo są te listy? – zapytał w końcu zatrzymując się na chwilę i spoglądając w jej stronę

- Jeszcze nie, drugi przyszedł tuż przed tym jak zadzwoniłeś do drzwi. Tego na wycieraczce musiałam nie zauważyć jak wracałam z zakupami, miałam obie ręce zajęte, a torby postawiłam widocznie na liście.

- Zrób mi herbatę, sprawdzę kto był nadawcą.

Jane poszła do kuchni i wstawiła wodę, podczas gdy Jack z pokoju komentował co robi.

- Wiesz, sprawdzam w kodzie, może czegoś się dowiemy, z tego co widzę, wysłano go z sieci wewnętrznej. Obstawiam, że to po prostu bardzo nietypowe wyraźne zaproszenie na jakiś pokaz lub rozmowę kwalifikacyjną. Wysyłałaś gdzieś swoje CV ostatnio?

- Nie.

- Może ktoś zna cię na tyle, że wie, że nie zainteresuje cię zwykłym listem. Próbuje rozbudzić twoją ciekawość. Naprawdę nie masz pomysłu kto to może być? Może komuś podawałaś adres ostatnio?

- Jack – dziewczyna wróciła z kuchni z herbatami i postawiła je obok monitora – wiesz, że nie podaję adresu, nikt, no poza tobą, go nie zna. Myślę raczej, że ktoś tu ma niezłe kontakty i w ten sposób go zdobył.

- Możliwe. Nawet wiem już kto.

- Kto?

- Net-Thor.

- To oni są nadawcą listu?

- Na to wygląda. Wiadomość została wysłana z ich wewnętrznej sieci.

- Co to za firma? Słyszałeś coś o niej?

- Nie bardzo – Jack wertował strony internetowe w poszukiwaniu informacji. Chyba działają od niedawna, lub bardzo im zależy na nie afiszowaniu się w tym co robią. Może to ktoś z twojej pracy? – spojrzał na nią, odwracając się od monitora – oni też byli tacy nienamierzalni. Pamiętasz jak szukaliśmy czegoś o nich? żadnych śladów, zupełnie jak po naszym serwisie.

Jane wydawało się, że wyczuła nutę lekkiego żalu, a może nawet pretensji w tym ostatnim.

- Wiesz, że nie mogłam inaczej….

- Wiem.

Przez chwilę patrzyli na siebie, jakby bez słów można było wyrazić co myślą. Każde z nich przeżywało na swój sposób rozstanie ze stroną i w tej jednej chwili Jane poczuła, że straciła jakąś cząstkę tego co ich łączyło na zawsze. Jakby w odpowiedzi na to, usłyszała:

- Nie martw się. Nie zostawię cię. A o tej firmie spróbuję się czegoś dowiedzieć. Jeśli istnieją muszą być gdzieś zarejestrowani. A jedenastopiętrowy budynek, to wprawdzie nie rzadkość, ale też jakaś wskazówka.

- Myślisz, że powinnam pójść na to spotkanie?

- Zobaczymy kim oni są, dam ci znać jak coś będę wiedział. Mamy jeszcze kilka dni, a jeśli nic nie znajdziemy, to znaczy, że ktoś zrobił ci głupi kawał.

Była mu wdzięczna za pomoc, poczuła się o wiele pewniej, podzielenie się z Jack-iem problemem okazało się być dobrym pomysłem.

- Dziękuję – wyszeptała

- Musisz być nieźle zdenerwowana, rzadko słyszę to od ciebie.

Uśmiechnęli się do siebie po czym każde z nich sięgnęło po swoją herbatę.



Kilka godzin później Jane siedziała sama przed monitorem poszukując informacji o tajemniczej firmie. W kilku miejscach trafiła na wypowiedzi, w których odwoływano się do hipotetycznego projektu Net-Thron, ale nigdzie nie było jasno sprecyzowane na czym miałby on polegać. Właściwie to poszczególne opinie różniły się na tyle, że Jane przestała wierzyć, że ktokolwiek orientuje się czym zajmowała się firma, która ją tak usilnie namawiała do spotkania. O ile w ogóle istniała. Zrezygnowana, odsunęła krzesło od komputera i przymknęła oczy rozmyślając o swoim tajemniczym spotkaniu. Nadal nie było dla niej jasne, skąd nadawca wiadomości miał jej adres domowy i jakim cudem zorientował się, że zmieniła konto pocztowe. Na pewno oczywistym stał się fakt, że nie zaufa już swojej poczcie i zwróci uwagę co i komu pisze. Choć, po pierwsze poza Jack-iem nie wysyłała do nikogo żadnych maili, a po drugie od kiedy tylko pamięta liczyła się z tym, że ktoś mógłby przeczytać puszczone przez nią w net informacje. Nigdy nie pisała niczego co mogłoby ją obciążyć czy w jakikolwiek sposób jej zaszkodzić. Mimo wszystko poczucie, że prawdopodobnie ktoś ma dostęp do jej poczty wywoływało u niej duży dyskomfort. Odruchowo rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu ewentualnych kamer, po czym, nie znalazłszy niczego podejrzanego, poprzysięgła sobie przeprowadzić się możliwie szybko do innego mieszkania.

Powróciła do poszukiwań, zaczynając tym razem od sprawdzenia podobnie brzmiących nazw. Być może, kombinowała, to tylko nazwa projektu, być może sama firma nosi podobną, choć inną nazwę. W wynikach wyszukiwania zwróciła uwagę na biuro podrózy, Thor-Travel, założone zaledwie parę tygodni temu, figurujące w opisie spółki jako „w trakcie organizacji” z siedzibą w jej mieście. Strona nie zawierała niczego ciekawego, najwyraźniej podobnie jak firma również dopiero powstawała. Było jednak coś w dziale „Kontakt” i Jane nagle poczuła jak od wewnątrz ogarnia ją fala gorąca. „Chwilowo nie posiadamy jeszcze stałej siedziby firmy i tymczasowo mieścimy się w centrum (no może kawałeczek dalej, niedaleko klubu „Euforia”). Gdy tylko nasza siedziba będzie funkcjonować znajdą tu Państwo uaktualnione informacje na te temat.”. Jane bardzo dobrze znała te okolice, był tam tylko jeden wieżowiec, który posiadał przynajmniej 11 pięter. „La Tour” wybudowano parę lat temu, jako poważny obiekt biurowy. Niestety w między czasie wyszło na jaw, że pobliska dzielnica od dawna służyła, za przechowalnię dla przestępczego światka i od tej pory była omijana szerokim łukiem. Wieżowiec nie zyskał sobie klienteli i jedynie małe firmy, które nie mogły sobie pozwolić na wysoki czynsz, decydowały się na obranie siedziby właśnie w „La Tour”.

Podpaliła papierosa i już miała przeglądać dalej stronę, gdy zadzwonił telefon.

- Jane? Chyba coś mam.

- Ja też, mów pierwszy.

- Sprawdziłem wieżowce w naszym mieście, wbrew pozorom nie ma ich tak wiele, na XI piętrze mało która firma ma siedzibę, poza jednym biurem podróży w „La Tour”. Być może to oni, niestety nie ma do nich żadnego telefonu, sprawdzałem nawet na ich stronie i…

- Znalazłam to samo – przerwała mu Jane – i myślę, że to oni. Właściwie, jeśli ktoś wejdzie na ich stronę, ale nie dostał maila, nie ma mowy, żeby trafił.

- Też to zauważyłem, dość sprytne, ale też poszukiwania są dość zakrojone, ktoś mógłby ich łatwo odnaleźć gdyby mu zależało.

- Zapomniałeś, że założyli to biuro parę tygodni temu, podejrzewam, że często zmieniają i nazwę i miejsce.

- Nie za dużo im przypisujesz? Nadal nie wiemy czy to nie jakiś kawał. Może ktoś chce cię zrobić w konia i zachęcić do wycieczki na Kretę?

- Pójdę tam 1 października. Jeśli masz rację, wezmę 2 osobowy bilet i pojedziemy razem. Dzięki za pomoc.

- Sama trafiłaś, ale przynajmniej starałem się.

- Wiesz przy okazji.. A zresztą powiem ci jutro.

- Tak?

- To nie jest rozmowa na telefon.. domyśl się – i odłożyła słuchawkę.

Miała nadzieję, że Jack skojarzy fakty i domyśli się, że zarówno poczta jak i telefon mogą być obserwowane.

4
Przeczytałem i szczerze mowiac, niewiele moge powiedziec, te dwa rozdzialy to za malo. Jedynie styl i bledy moge ocenic, a stoja calkiem dobrze, nie wpatrywalem sie w bledy, ale nie przeszkadzaly one na pewno czytac, styl takze dobry. Czekam na nastepne czesci, bo cos mi mowi, ze to bedzie dobry tekst.



Jestem na tak.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

5
Póki co przeczytałem pierwszą część, następną przelecę wzrokiem później.



Zacznę od stałej regułki w moim przypadku (powtarzam ją jak mantrę).

Co cię podkusiło aby użyć zagranicznych imion? Nie lubię bardzo takiego zabiegu.



Teraz podstawowe błędy: literówki, przecinki (ich brak), niechlujstwo - zjadasz całe wyrazy, nie stawiasz kropek zaczynając kolejne zdanie z dużej litery (nie zaznaczasz końca zdani odpowiednio czyli przez użycie kropki).



Przykłady:
Jane była prawie zupełnia normalną
Zupełnie.

Kod: Zaznacz cały

Z doświadczenia jednak wiedząc, że każdy młody człowiek, czuje się wyjątkowy, nie przejmowała się tym i traktowała swoją inność jako normę.


Tutaj widzę mały problem. Młody człowiek kojarzy się z reguły z kimś w wieku nastoletnim. Skąd więc to doświadczenie? Z rozmów z innymi młodocianymi, czy jest już osobą starszą (chociaż to odpada, bo w domyśle jest, że należy do grupy młodych ludzi)? Nie odczytuj tego jako błędu, ale mnie to razi z lekka.
a jacyś dziwnie ludzi,
Kocie łby, czyli literówki.
przeszedł ją dreszcz i postanowiła ograniczyć ilość papierosów.
Jaki ma związek dreszcz z papierosem?
Jack-owi. W sobotę na chat-cie,
Jesteś z Ameryki? Jak nie to możesz spolszczyć słowo chat na czat. Nie rozumiem też czemu piszesz Jack - owi, skoro przy Darianie nie masz takich problemów.
Po drodze wstąpiła do sklepu Opróżniona przez weekend
Brak kropki?
- Nie myślałaś czasem, żeby tu trochę posprzątać? – zapytał ogarniając wzrokiem bałagan w pokoju – Z takim podejściem nigdy nie znajdziesz sobie faceta, nikt Cię nie zechce i będziesz skazana na moje towarzystwo. – dodał trochę żartobliwie siadając przy komputerze. Wstaw herbatę i zjedz tę chińszczyznę, otworzyli nowy punkt przy placu, sprawdzisz czy to w ogóle jest jadalne. I wiesz co – odwrócił się w jej stronę - zrób coś ze sobą, wyglądasz jakbyś dopiero wstała.
Coś tu nie gra czy tylko mi się wydaje? Kończy się dialog, jest wstawka "dodał trochę" i zaczyna się dialog, bez zaznaczenia tego myślnikiem.
Nie mi nie mówiłeś
Weźmiemy ślub i będę mieszkać z razem w tym bałaganie?
Literówka i...połknięty wyraz? Literówka?



Ogólnie nie jest źle. Zwiewna historyjka, ale strasznie naznaczona piętnem pośpiechu, lub niechlujstwa.



Podobnie jak Nine sądzę, że trochę "spalasz" Jane na początku, robiąc z niej taką zołzę.



Mnie błędy przeszkadzały w czytaniu. A nawet nie przyjrzałem się, by je znaleźć. Zrobię to przy okazji czytania drugiego rozdziału. Wtedy też dam ocenę ogólną, cząstkowa jest zbędna.



Pozdro.



Edit później.



Udało mi się przebrnąć przez drugą cześć. W porównaniu do pierwszej jest nudna, nawet bardzo. Te same błędy co w części pierwszej - za pierwszym razem mogłem powiedzieć, że to wina pośpiechu, teraz jestem prawie pewien, że to przez niechlujstwo. Takiej ilości literówek, braku przecinków i źle zapisanych dialogów dawno nie widziałem.



Gdy stylem trochę ratujesz sprawę, sposobem w jaki przedstawiasz opowiadanie pogrążasz je w całości. Takie coś strasznie utrudnia czytanie, przynajmniej mi, powiem więcej, takie coś dużo ujmuje stylowi.



Oceny teraz są tylko formalnością. Dodam, że pierwszy rozdział był lepszy według mnie.



Pomysł:3

Styl:3-

Schematyczność:3-

Błędy:2-

Ocena ogólna:2+




W następnym opowiadaniu popracuj też nad formą, nie poświęcaj się tylko treści. I sprawdź go w wordzie, unikniesz takiej mnogości potknięć.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron