Latest post of the previous page:
Ech, a miałem się nie odzywać.Argument o wulgaryzacji języka codziennego należałoby odrzucić, ponieważ książkowy dialog nie jest dokładnym odwzorowaniem ludzkiej mowy (ma przedstawiać/wyobrażać, lecz nie naśladować w stosunku 1:1). Dialogi mają jedynie brzmieć naturalnie - stąd wrażenie, że wulgaryzmy nadają im tę cechę (naturalność, potoczność (!)).
Wiadomo - decorum, tylko że to pójście na łatwiznę, wręcz porażka autora (przeklinać umie każdy - sztuką jest pokazać naturalny dialog bez nadmiaru wulgaryzmów).
Kiedyś wydawało mi się, że jedna dobra kurwa może zdziałać cuda (dwie i więcej - zepsuć odbiór tekstu). Dziś już nie ma takiej pewności.
Niestety, wulgaryzmy zadomowiły się już świadomości masowej (kino, literatura, net), już nie rażą, stają się środkiem stylistycznym (ubogim, fakt), są obecne w życiu codziennym i sztuce - stąd argument, że jeśli inni się nie szczypią, to i ja mogę. Przeklinam - mówiąc, przeklinam - pisząc.
Gdy byłem młodszy, parę razy stary dał mi po łbie za przekleństwa. Potem odpuścił. Tak samo w literaturze - odpuszczamy. Dlatego przekleństwa powszednieją.