16

Latest post of the previous page:

To jest mit, gdyby tak było, to nikt by nie kupował wydrukowanej książki, bo należałoby ją najpierw skonfrontować z wyobrażeniem potencjalnego czytelnika, a co człowiek to inne oczekiwania - to jest nie do wykonania, nawet mimo wyczuwalnego sarkazmu w twojej wypowiedzi. Ocenić może jeden - dziesięciu, ale jeśli wrzucisz ja np. na wery celem sprawdzenia, to ilu bywalców wery ją kupi? Zero czyli nikt, chyba że jedna osoba będzie chciała sprawdzić, czy jej uwagi zostały uwzględnione...
To nie tak działa jak piszesz...

[ Dodano: Wto 16 Lip, 2013 ]
Chcesz konsultować, to wybierz sobie naprawdę dobrego czytelnika - redaktora - i pamiętaj, że to kosztuje :twisted:
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

17
ja też mocno się zniechęciłem do dawania rad ogólnych.

dawałem ich tu do znudzenia.
coś tam ze 2 tysiące postów w tym jak mniemam w połowie sa jakieś rady i odpowiedzi.

dałem radę jak sobie ciut dorobić - nikt chyba nie skorzystał.
napisałem kupę rad, zebrałem je w jednym miejscu, żeby było łatwiej podałem je w punktach i chyba mało kto tam zagląda.

szczególnie nie zaglądają tam początkujący - bo zadają pytania na które tam są odpowiedzi...

za to dojrzewam z pomysłem organizacji cyklu warsztatów.

Wtopię trochę czasu - ale przynajmniej uczestnicy coś tam zapłacą i nawet jak oni nie skorzystają to ja będę miał jakiś pożytek. bo na razie tylko daję rady...

18
Najbardziej mnie denerwuje wygodnictwo co niektórych którzy mniemają, że im się wszystko należy za frico... - Nie chodzi mi o pieniądze, ale o to, że nie chce im wpisać hasła i sprawdzić czy były już takie pytania i przeczytać nasze odpowiedzi. Ludzie, jeśli ktoś jest takim patentowanym LENIEM i cwaniaczkiem bez krzty inteligencji, to ja mam mu jeszcze po raz setny dawać to wszystko na tacy? Kurde, jakbym takiego jednego i drugiego kopnął w pewną wymowną część ciała, to miałby chociaż zabawę widząc jego minę. Chcesz się czegoś dowiedzieć, więc najpierw sam popracuj, poczytaj, przemyśl i jeśli czegoś nie jesteś pewny zapytaj, bo większość z nas nie ma tu czasu na powtórki, chyba, że ktoś niczego nie wydał a wydaje mu się, że wszystko zna i wtedy kulawy prowadzi ślepca... Z poważaniem

Tak na marginesie chcecie się czegoś nauczyć, to idźcie do Andrzeja na kurs, a on już was pogoni i chociaż będziecie wiedzieć, że to nie jest miła bajka :evil:
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

19
Naturszczyk pisze: idźcie do Andrzeja na kurs, a on już was pogoni i chociaż będziecie wiedzieć, że to nie jest miła bajka :evil:
a dzięki temu że będziecie musieli za tę wiedzę zabulić to może zapamiętacie ;)

bo faktycznie - to nie jest miła bajka.
pisanie to robota jak każda inna.

Wiadra potu i łez. Dzika harówa, marne zarobki przez pierwsze lata. Mozolne budowanie pozycji. Praca samokształceniowa...

I do tego wszystkiego fanki nie ściągają majtek przez głowę... ;)

[ Dodano: Wto 16 Lip, 2013 ]
Ludki drogie i zacne.

Uświadomcie sobie co to jest praca. Od zera.

Dajmy na to wylądowaliście na kasie w biedronce. Tu robota jest prosta. trzeba umieć tylko:

a) rozpoznać na pierwszy rzut oka towary nieometkowane - czyli ze 30 rodzajów warzyw i owoców oraz ze 30 rodzajów pieczywa - żeby nie pomylić co ile kosztuje.

b) rozpoznawać fałszywe banknoty.

c) rozpoznawać karty kredytowe

d) obsługiwać kasę fiskalną, czytniki kodów etc.

e) musicie znać wszystkie rodzaje petów i alkoholi nawet jak sami nie palicie i nie chlacie.

To jest do opanowania w tydzień. i 1200 brutto jest Wasze.

Ale jak zechcecie awansować to musicie

a) poznać zrozumieć i zapamiętać system rozmieszczenia towarów.

b) nauczyć sie uzupełniać towar na półkach by nie brakowało i by nie zalegał.

c) zapamiętać gdzie co jest w magazynie i jak układać by schodziło przed wygaśnięciem daty przydatności.

d) komu meldować o konieczności uzupełnienia braków i w jakim trybie.

W praktyce średniej wielkości sklep osiedlowy to ok 1000-2500 różnych jednostek towaru.
I musicie je zapamiętać. A jak staruszka zapyta to musicie bezbłędnie doprowadzić ją do półki i wskazać paluszkiem gdzie leżą kostki bulionu grzybowego konkretnej firmy.

*

Podobnie będzie w księgarni - tylko tytułów książek np 15 tysięcy. I też musicie wiedzieć czy szukać na półce czy na stoliku z nowościami. I co jest w jakim dziale (nie, "Viagra mać" Ziemkiewicza nie jest poradnikiem medycznym)

Mówimy tu o pracach PROSTYCH. tych za 1200-1600 zł/miesięcznie. tych które opanowuje się w kilka tygodni.

PISANIE JEST TRUDNIEJSZE.

21
Naturszczyk, nie jestem przekonany... może ja, cholera, na starość stałem się socjalistą?!! Bo jakoś uważam, że darmowe dzielenie się wiedzą w ramach takiego jak to tutaj forum jest jak najbardziej użyteczne. Wałkowanie błędów, pogaduszki o głębokim sensie itd itp - to wszystko sprawia, że wychodzi się z własnej narosłej grubo skorupy przekonań "tak jest najlepiej". Nie ma lepszej ścieżki nauki niż czytanie i konfrontacja. Źle, jeśli zaczynamy mówić mentorskim tonem - znaczit - nasze poczucie własnej wartości rozdęło się zanadto. A wystarczy wrzucić fragmencik, albo podesłać jednemu i drugiemu (a spora część użytkowników forum należy do tzw uważnych czytelników) i balonik pęka... Stawanie po dwóch stronach barykady (taki niejasny obraz mam czytając powyższe wypowiedzi) nie ma wielkiego sensu. Myślę, że nie brakuje na forum ludzi, którzy całkiem rozsądnie poradziliby, co jeszcze dałoby się w takim wędrowyczu czy misjonarzach poprawić... I podejrzewam - całkiem za darmo...
Inna sprawa redakcja profesjonalna - tego nawet nie tykam. Nie jest to jednak jedyna droga samodoskonalenia...
http://ryszardrychlicki.art.pl

22
smtk69 - więc pomagaj a na mnie niech nikt nie liczy, bo się po prostu to już przejadło i nie widzę sensu, tłumaczyć od zera leniwcom którym nie chce się poszukać.
Ja wyraziłem swoje zdanie, bo szkoda mi czasu na wałkowanie 100 razy tych samych tematów, mam co innego do zrobienia, choćby napisanie nowej książki, bo to ma sens, a powtarzanie nie ma.
Dla mnie to proste, bo właśnie wkraczam w sześćdziesiątkę i nigdy nie mentorowałem, a w każdym razie nie miałem takiego zamiaru. A jeśli chodzi o poprawianie, niech każdy poprawia swoje, bo ja przedstawiam moją historię i nie będę jej poprawiał pod kogoś, pamiętaj, że każdy z nas lubi co innego. A błędy poprawiam na bieżąco i jak będzie dodruk, to i ich będzie mniej.
Z poważaniem
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

23
ja wyleczyłem się z socjalizmu raz na zawsze około 12-tego roku życia.
nie odrzucam natomiast ani altruizmu ani idei spółdzielczości - stąd podobało mi się to forum. dopóki parę osób mi go solidnie nie obrzydziło...

*

udzielałem porad wychodząc z założenia że:

1) mi pomagali więc i mi wypada pomagać. Przekazuję dalej pałeczkę wiedzy w sztafecie pokoleń etc.

2) w niczym mi to nie zagraża - zanim ci którzy skorzystają zostaną pisarzami ja już będę milionerem, miszczem i klasykiem ;) przy czym rynek jest na tyle pojemy że jest dość miejsca dla dwudziestu takich jak ja.

3) życie to walka - z polskiego rynku polskich pisarzy wyrugowali grafomani tłumaczeni z angielskiego. Trzeba odzyskać nasz teren - a do tego by solidnie nadupczyć obcym potrzebne są kadry.

4) mogę poświęcić trochę swojego czasu bez uszczerbku dla pracy, więzi rodzinnych etc. więc zamiast gapić się w TV zrobię coś pożytecznego

5) zapewne na emeryturze też zechcę poczytać coś nowego a ktoś to musi napisać...

6) generalnie miło jest błyszczeć mądrością i widzieć w koło rozdziawione ze zdumienia buzie słuchaczy. ;)

*

altruizm, egoizm, fanaberia splecione w jeden supeł. ;)
ale kto powiedział że emocje i motywacje są proste?

[ Dodano: Wto 16 Lip, 2013 ]
Ale zasadniczo podobnie - nawet abstrahując od problemu przed jakie świnie rzuca się czasem perły to faktycznie rzucanie w nieskończoność i patrzenie jak toną niewyłowione jest frustrujące

24
Naturszczyku, mam wrażenie, że trochę się zapędzasz w tej dyskusji. Ja niespecjalnie wierzę w skuteczność rad ogólnych, nigdy nie wiadomo, co z nich i do kogo trafi. Ale: może akurat skorzysta z nich wcale nie ten, kto zadawał pytanie. Dużo osób wchodzi na to forum, nawet nie zarejestrowanych.
Naturszczyk pisze:A jeśli chodzi o poprawianie, niech każdy poprawia swoje, bo ja przedstawiam moją historię i nie będę jej poprawiał pod kogoś, pamiętaj, że każdy z nas lubi co innego. A błędy poprawiam na bieżąco
Poprawiać można tylko te błędy, o których się wie. Najłatwiej ortograficzne, bo te nawet komputer wyłapie, choć też nie wszystkie.

Większość tych, którzy wrzucają teksty na Wery, to ludzie bez doświadczenia. Bardzo młodzi, młodzi, starsi - nieważne. Ważne jest to, że dopiero zaczynają i rzadko mają za sobą sukces większy niż wygrany konkurs szkolny albo opowiadanie w jakimś nikomu nie znanym pisemku internetowym, założonym przez kolegów. Wery daje jednak szansę, żeby to, co piszą, skonfrontować z odczuciami czytelników, którzy autora nie znają. Tu naprawdę jest sporo ludzi ponadprzeciętnie oczytanych, którzy do tego swoje odczucia z lektury potrafią ubrać w słowa. To nie jest mentorzenie. Mentorzyć i dawać rady, co należałoby zrobić, żeby te twory imaginacji wyszły jednak drukiem, mogą Panowie Fioletowi, z pułapu własnych doświadczeń. Pozostali użytkownicy mogą natomiast stwierdzić, że: bohater opowiadania jest płaski jak kawałek sosnowej deski i tak samo toporny; akcja powieści sensacyjnej rozłazi się w szwach; opisy imaginacyjnych królestw mają wdzięk przeżutej i rozdeptanej gumy, a w ogóle, jeśli się pisze powieść, to może dobrze byłoby na 40 000 znaków wrzucić parę zdań dialogów. No i jeszcze przydałoby się podzielić blok tekstu na akapity.
To są informacje zwrotne od czytelników. Co autor z nimi zrobi - jego sprawa.
Byłoby znakomicie, gdyby autor, który uzdajał 3 opowiadania x 10 stron oraz prolog i pierwszy rozdział powieści, mógł wysłać je kompetentnemu redaktorowi i od niego uzyskać ich pogłębioną analizę. Tylko: gdzie ci redaktorzy, którzy pochylą się troskliwie nad każdym tekstem, jaki do nich trafi?
Myślę, że podrzucenie tekstu odbiorcom, którzy nie są: a) kumplami z klasy, b) najwierniejszymi przyjaciółkami, c) zawsze wspierającą mamą, d) tatą, dla którego cała ta pisanina jest zawracaniem głowy, ma jednak swoje zalety. Jako przekroczenie progu i pierwsza konfrontacja.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

25
Nie zapędzam, tylko przedstawiam swoje zdanie, bo mam do tego prawo... i coraz mniej lubię leniwców.
Przecież nie nawołuję aby komuś odmawiać, jeśli kto chce i ma ochotę poczytać i podzielić się opinią. Choćby TY, skoro jesteś zainteresowana/y. Miłego poprawiania i udzielanie rad - ja z tym skończyłem, bo i tak nigdy nie oceniam pisania innych, ani nie zaznaczam ich błędów...
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

26
Hm, jeśli laik może zabrać głos, to wydaje mi się, ze Naturszczykowi chodziło o coś, co ja nazywam tutaj "Zjadaniem własnego ogona", Ty z kolei Rubia mówisz o misji forum - działu "do zweryfikowania" - a to jednak dwa zupełnie różne tematy.

Z Naturszczykiem się zgadzam. Jeśli coś zostało powiedziane na forum, zwłaszcza, jeśli więcej niż raz, to niejako funkcję odsiewającą na forum powinna pełnić umiejętność znalezienia pewnych treści.

Dział Jak Pisać to w większości puste słówka, niczym (poza własnym "wydaje mi się", opartym na dwuminutowej analizie tematu) niepoparte dywagacje i ciągnące się w nieskończoność dysputy, które prowadzą donikąd. Tuż obok pojawiają się debilne w mojej opinii pytania ludzi ewidentnie nieoczytanych, nie dysponujących niemal żadnym kapitałem intelektualnym, którzy próbują znaleźć kogoś, kto wymyśli za nich fabułę (przecież to jedyny, niemal całkowicie przyjemny element w pisaniu!), powie co wolno, a co nie.
To jest lenistwo, o którym mówi Naturszczyk. Człowiek przyzwyczajony, że zamiast korzystać z google, biblioteki, czy choćby własnego mózgu, może sobie o wszystko spytać na forum, nie zasługuje na pomoc. Pomaganie robi jemu samemu więcej krzywdy niż pożytku.
Faktem jest też, że cześć fioletowych daje się w to niepotrzebnie wciągać.

Zalecane przeze mnie remedium: udawać, że ten dział nie istnieje.

Misja edukacyjna forum to inna rzecz i tutaj jestem skłonny przyznać Ci, Rubia, do pewnego stopnia rację. Jednocześnie jednak obserwuję wery od bodajże 2008 roku i przez ten czas nie pojawił się tu nikt, kto zacząłby od typowo kiepskiego, przeciętnego, czy choćby niezłego poziomu w "Do zweryfikowania", a skończył wydaniem książki. Mówiąc prościej: ja tu nie widzę nikogo, kogo wery nauczyłoby pisać. Parę osób co najwyżej dopingowało albo ośmieliło.

Jeśli chodzi o uwagi od autorów, to zarówno Andrzej jak i Władek, poproszeni, gotowi byli wydać opinię o utworze. Za to im chwała. Legitymizuje to też niejako ich wypowiedzi: sami najlepiej wiedzą, ile z nazwisk, które czytali posłuchało rad, a ile zobaczyli jeszcze raz - na okładce.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

27
z własnego doświadczenia:

praca nad tekstem początkującego może wyglądać tak:

bierzemy tekst, zaznaczamy kolorkiem wszystkie usterki, piszemy komentarze. Robota cholernie czasochłonna. wklepanie choćby zdawkowych uwag trwa.

można też inaczej:

zbieramy grupę dziesięciu ludków. zamykamy się na pięć dni gdzieś. Po kolei cztamy na głos ich wypociny i omawiamy co spartolili. Powiedzmy 4 godziny rano i cztery godziny po południu. W cztery godziny da się od biedy moówić szczegółowo usterki w teksie 20 stronicowym.

Gardło zdziera się raz - ale słucha nas 10 słuchaczy. uczą się nie tylko na swoich błędach ale też na błędach kolegów/koleżanek. Wtedy ma to trochę więcej sensu.

28
Andrzej Pilipiuk pisze:zbieramy grupę dziesięciu ludków. zamykamy się na pięć dni gdzieś. Po kolei cztamy na głos ich wypociny i omawiamy co spartolili. Powiedzmy 4 godziny rano i cztery godziny po południu. W cztery godziny da się od biedy moówić szczegółowo usterki w teksie 20 stronicowym.
Tak swego czasu, zrobiło paru chłopaków.
Paru z tych paru, narobiło dużo szumu w polskiej literaturze (a przy okazji jak wieść niesie dobrze się bawili).
Znaczy działa.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

29
znaczy działa.

Przez Klub Tfurców przeszłą kupa pisarzy którzy nadają dziś ton polskiej fantastyce.
w antologii Robimy Rewolucję zaprezentowało się 23 autorów kluby w tym powiedzmy 6-8 to nazwiska jakoś tam znaczące.

niektórzy jednak znani są tylko z nielicznych opowiadań.
Nie ma reguły.

Materiał był dobry - czegoś im zabrakło. Może zacięcia, może pomysłów, może poszukali sobie innego sposobu na życie.

31
No nie wytrzymam. Smtk69 podaje strony z wzorcami konstrukcji historii:). Czuje się zmuszony do przejścia do opozycji. Odbierasz mi chleb;).
Jeśli chodzi o dostępność do porad wszelkiej maści to dobrze jest znać język angielski niestety. W polskojęzycznym Internecie informacji jest mało i raczej zdawkowe. Jednym z nielicznych wyjątków jest to forum;).
Rzeczywiście dużo więcej informacji ogólnie jest dostępnych dla konstruowania fabuły na potrzeby filmu niż książek. Ale też film jest dużo bardziej „skodyfikowany”. Da się to oczywiście w jakimś stopniu przełożyć bardziej ogólnie na opowiadanie historii, ale nie zawsze i niekoniecznie wprost. No bo właściwie co to ma znaczyć, że w 10 minucie filmu coś się tam ma stać. Czyli, która to strona w książce? Jak sobie założymy, że napiszemy 400 stron to da się to niby jakoś policzyć, ale... Poza tym te wymogi scenariuszowe są podyktowane pewnymi wymogami nie mającymi zazwyczaj miejsca w przypadku książek. Do kina widz wchodzi i trzeba go jakoś zatrzymać w fotelu. Zdarza się, że książki „łyka” się w jednym podejściu ale można też czytać tygodniami jeśli są to dzieła zebrane Lenina, a na codzień trzeba jeszcze pracować i poświęcać czas rodzinie. Do tego przyjęcie filmu do realizacji to uruchomienie zazwyczaj dość kosztownej machiny. Podobno agencje scenariuszowe i studia filmowe patrząc na konstrukcję scenariusza zwracają uwagę przy okazji nie tylko na to czy historia jest ciekawa i ciekawie opowiedziana, ale też czy scenarzysta ma potencjał na przyszłość. Scenariusz zanim trafi do realizacji jest w kółko przepisywany po paręnaście razy. Do tego trzeba dobrych rzemieślników. Amator liczący na „złoty strzał” w tej loterii ma małe szanse. A czytaczom jest wygodnie założyć, że np. jedna strona odpowiada jednej minucie bo wiadomo na ile minut jest materiał i wiadomo na których stronach szukać mocnych punktów historii. Jeśli ich tam brakuje, to znaczy, że piszący nie za bardzo ma pojęcie o robieniu scenariusza, a ryzyko, że widz wyjdzie i więcej nie wróci jest większe.
Skutek niestety jest raczej przykry. Powstało już całkiem sporo lepszych czy gorszych wzorców i pewnie jeszcze trochę powstanie. Save the cat, heroes journey, character arc, fields paradigm, dramatica itd., itp. Kłopot w tym, że zazwyczaj są one wnioskiem z czegoś, ale co bardziej leniwi traktują je jako fundament. Ktoś sobie streścił coś, żeby mu było łatwiej i szybciej, a ktoś inny potraktował to jako kompletne dzieło, które jest punktem wyjście do edukacji. To trochę tak jakby Potop skrócić do stwierdzenia, że lepiej służyć ojczyźnie niż dbać o własny interes. Albo, że Kmicic zakochał się w Oleńce ale musiał się zmienić, żeby go chciała. Po przeczytaniu streszczenia niby się wie o czym jest książka ale wciąż nie zna się jej treści. Podobnie ma się sprawa z tymi wszystkimi schematami i paradygmatami. Jest w nich wszystkich sporo punktów wspólnych bo wszystkie wywodzą się mniej więcej z jednego wspólnego źródła – sposobu percepcji ludzkiego umysłu. Stąd się bierze podział na aktu, wprowadzenie, rozwinięcie i zakończenie. Stworzenie „10 punktów, które powinna mieć każda historia” to właśnie takie streszczenie Potopu w jednym zdaniu.
Spielberg powiedział podobno kiedyś, że ludzie zapomnieli, że historia ma środek i zakończenie. Współczesne filmy mają tylko niekończący się początek. Nie wiem czy to prawda, no i pewnie nie we wszystkich przypadkach, ale coś w tym jest. Miałem ostatnio przyjemność jechać autokarem jakieś 30 godzin. Dla umilenia podróży leciało parę filmów. I cieszę się, że zabrałem ze sobą książkę. Same prawie „komedie” i prawie „wzruszające filmy o miłości”. Wiecie, że jest pełnometrażowy film fabularny o Williamie i Kate? Jeśli nie to nie żałujcie. Wszystko jest w nim na swoim miejscu. Jest przedstawienie bohaterów. Jest nawiązanie się znajomości, jest miłość, są komplikacje, jest katastrofa, olśnieni i rozwiązanie. Chyba nie popsuje nikomu oglądania jeśli powiem, że wszystko dobrze się kończy. Wszystko w tym filmie jest na swoim miejscu. Brakuje tylko jednego – historii. Wydarzenia nie mają powiązania, a przez to sensu. Kryzys w związku wynika z tego, że William poświęca wolny czas kolegom a nie narzeczonej. Tylko wcześniej w ogóle nie ma zwiastuna takiego problemu. Jak Potter niby ginie z rąk sami wiecie kogo to jest to kryzys bo od początku zły do tego zmierzał. Jak rodzina Corleone zawiera pokój oddając pozycję to jest to kryzys bo przez to wybuchła wojna, że nie chcieli oddać pozycji. Jak przez cały film problemem są konsekwencje statusu społecznego księcia, a kryzys jest bo szlaja się z kolegami poddając w wątpliwość siłę swoich uczuć to to jest kaszana a nie kryzys. Niby wszystkie klocki są na swoim miejscu ale jedne są z kompletu Lego, a inne drewniane. Właściwie każdy z innej parafii.
A jakby tego było mało to objawem miłości, zakochania, zauroczenia jest obowiązkowo wizyta w łóżku. Jeśli widać kobiecą pierś to będzie to prawdziwa miłość. Objawem beztroskiej radości jest wykrzykiwanie w miejscach publicznych „łał”i „jeee” – niestety również w filmach polskojęzycznych. A film w większości składa się z gadających głów, które niestety niewiele mają do powiedzenia. Na koniec ktoś wyjaśnia, że był głupi ale już będzie mądry i szczęśliwie pojawiają się wyczekiwane napisy końcowe. Nie chcę mówić, że to wina wzorców zawieranych w kilku punktach, ale najwyraźniej twórcy takich scenariuszy nie mieli ochoty zagłębiać się w temat bardziej.
Leciał tam też film opowiadający historię Agaty Mróz. Postać znana miłośnikom siatkówki, a w swoim czasie praktycznie w całym kraju. Choroba, tragedia, mobilizacja, pogodzenie, ciąża, narodziny i śmierć. Ładunek emocjonalny, który mógłby przesunąć Tatry koło Elbląga. A film wyszedł tak płaski, że aż przykro było patrzeć. Gdybym nie pamiętał prawdziwej historii wzbudził by we mnie tyle emocji co Pamiętniki z wakacji. Przy nim też zastanawiałem się czy nie ma już innego sposobu na okazywanie emocji niż wydzieranie się „jeee” i czy nie ma już innego symbolu miłości niż gołe piersi w łóżku?
Ale, ale... O czym to ja...?:)
Gościem, który w ostatnich latach świetnie sobie radzi z opowiadaniem historii jest Christofer Nolan. Nie każdy musi lubić filmy takie jak Batman, ale cała nowa trylogia Mrocznego rycerza jest na bardzo wysokim poziomie. Jest konstrukcja w skali całej trylogii, jest konstrukcja na poziomie pojedynczego filmu. Jest transformacja postaci w każdym epizodzie z osobna i jest transformacja w historii jako całości. Wciąż jest tam komiks i patos, są efekty specjalne i rozrywka zamiast filozofii ale warsztat konstrukcyjny jest na bardzo wysokim poziomie. Zresztą Nolan świetnie poradził sobie już w Incepcji czy w Insomnii.
Ja ze swojej strony mogę polecić zapoznanie się z takimi wzorcami historii jak Heroe’s Journey i Character Arc. A przede wszystkim Dramatica Story Mind – ale na to trzeba sporo czasu poświęcić. Niestety po polsku materiały szczątkowe. Jeśli chodzi o Save the cat i Fields paradigm to trochę ułatwia porządkowanie kolejności przedstawiania zdarzeń, ale nie są aż tak znaczące dla książek i w ogóle samodzielnie są średnio pomocne.
To tak w skali makro. W mniejszej warto pamiętać, że historia dziali się na akty, te dzielą się na sekwencje, które z kolei dzielą się na sceny. A jakby jeszcze było za mało to sceny można podzielić na pojedyncze pulsy. A te na akapity;). Dalej to już chyba zdania i wyrazy.
W polskich materiałach polecam wygooglać metodę płatka śniegu, a także sceny i sequele. Polskim „doradcom” literackim nawet nie chciało się przetłumaczyć tego słowa na rodzimy język, ale teoria dość ciekawa i praktyczna.
Na poziomie akapitu można jeszcze poszukać anglojęzycznych materiałów o czymś co się nazywa motivation-reaction unit.
Jako ciekawostkę można przeczytać przemyślenia Harasimowicza tutaj http://film.org.pl/ksiazki/format_scena ... iazka.html.
I raczej unikać jak ognia gotowych tabelek i list kontrolnych do tworzenia arcydzieł.
Jak do tego dołożyć jeszcze nieskrępowaną wyobraźnię, język giętki, bogate słownictwo, ciekawe przemyślenia, celne spostrzeżenia, wciągające realia i soczyste postacie to jest szansa napisać coś ciekawgo.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”