Wygnanie

1
O Kharze i Kharach napisałam kilka milionów znaków i kocham ich z całego serca. Długo, bardzo długo zastanawiałam się, która z części powinna być pierwsza i ostatecznie postawiłam na protoplastę rodu. Kilka lat temu nadałam mu imię Deigher. W końcu kanony gatunku do czegoś zobowiązują! :)
Jestem świeżo po lekturze świetnej książki "Bohater o tysiącu twarzy" J. Cambella, pokazującej archetypy. To niezwykle interesujące odkryć w swojej pisaninie elementy obecne zawsze i wszędzie.

Daje Wam dwa pierwsze rozdziały, napisane, poprawione, znowu napisane, poprawione, a jak znam Wery, to i tak znajdziecie tonę uchybień.

Proszę o wszelkie uwagi, tym bardziej, że bohaterem pierwszej części jest mężczyzna, a ponoć kobiety nie potrafią wleźć w męską skórę.

1.
wwwWypłynęliśmy w zimny, wiosenny dzień. Wszyscy jak jeden byliśmy mroczni i milczący. Staliśmy na pokładzie, a przydzielona nam załoga, wykonywała te wszystkie czynności, które niebawem miały spaść na nas, a o których nie mieliśmy zielonego pojęcia. Nie zwracałem na nich żadnej uwagi, wpatrywałem się w górujący nad portem zamek, w znane doskonale budynki wielkiego, królewskiego miasta. Chłonąłem widok całym sobą, tak, by zapamiętać każdy szczegół. Robiłem to również z innego powodu - nie mogłem się zmusić, by patrzeć na gwardzistów posłusznych woli nowego króla, stojących równym szpalerem wzdłuż nabrzeża.
wwwDwie godziny wcześniej szedłem między nimi. Stali wyprężeni, nieruchomi, z twarzami, które bardziej przypominały kamienne posągi, niż żywych ludzi. Oprócz nich nie widziałem nikogo. Ludzie zamknęli się w domach, uliczki i place były puste. Pomyślałem, że to miasto po raz pierwszy jest tak ciche, tak puste, tak…wymarłe. Ostatnie słowo zmroziło mnie, bo zdałem sobie sprawę, że w rodowych siedzibach, pałacach i willach nie zostało wielu żywych, którzy mogliby mnie żegnać. A ci, którzy nadal oddychali - stchórzyli. Tak to sobie tłumaczyłem i wiem, że nie byłem sprawiedliwy, oceniałem ich surowo, ale gorycz i żal zabiły we mnie zrozumienie czy współczucie.
wwwNiełatwo na zawsze opuszczać dom. Niełatwo patrzeć na bezkresną dal przed sobą, sine, wzburzone morze i bałwany, które pochłonęły niejeden okręt. Nie mamy nadziei na ocalenie, na szczęśliwe zawinięcie do portu, bo tam gdzie płyniemy, nie ma portów. Jest tylko morze i śmierć.
wwwStałem na pokładzie bardzo długo. Nie wiem nawet, kiedy przeszedłem na rufę. Gdy ostatni zarys lądu rozmył się, zniknął za horyzontem, opuściłem głowę, a kharib zwinęły się żałośnie. Uspokoiłem je i odwróciłem się do towarzyszy. Byli krok za mną. Nic nie mówiliśmy, bo co moglibyśmy rzec w takiej sytuacji?
wwwJest nas szesnastu. Tylu okazano łaskę i zamiast zabić, wygnano. Uśmiecham się ironicznie pisząc te słowa, bo nie wiem, czy prawdziwą łaską nie byłaby szybka śmierć z rąk kata, ale widać nie zasłużyliśmy na taki akt miłosierdzia.
wwwChciałem jeszcze napisać o dźwięku kotłów śmierci, ale nie potrafię. Jeszcze nie teraz.
2.
wwwWczoraj zniknął za horyzontem ostatni pilnujący nas statek. Będą czatować jeszcze czas jakiś, patrolować wybrzeże, tak na wszelki wypadek, gdybyśmy chcieli zawrócić. Ten samozwaniec, ich nowy król myśli, że słowo, które daliśmy, jest warte tyle, co jego krzywoprzesięstwa. Jakże się myli! Myśli, że będziemy katami naszych rodów? Przysięgliśmy, że opuścimy Khar i słowa dotrzymamy. Przecież wiemy, że jeśli zawrócimy, umrą ci, którym udało się przetrwać rzezie. Będą zakładnikami do końca swoich dni. To kara za, jak powiedział, wyhodowanie żmij na łonie rodów. Jakiż on zuchwały!
wwwStaram się nie rozważać wydarzeń z przeszłości, ale myśli biegną swoim torem. Może teraz, kiedy z pokładu zniknęli ostatni marynarze, a ich statek odpłynął, będę mógł zapomnieć?
wwwKapitan oddziału, który nas eskortował, zachowywał się bardzo honorowo. Nikt z wygnanych, nie słyszał obelżywego słowa. Wprost przeciwnie, okazywano nam pomoc i zrozumienie. Marynarze z początku ostrożnie i jakby przez przypadek, a potem już otwarcie, uczyli chętnych sztuki żeglowania. Nie wiem, czy miesięczna nauka na wiele się zda, ale lepsze to niż nic.
wwwNasz statek jest niewielki, ale solidny. Szesnastu mężczyzn to trochę mało, by w razie sztormu nad nim zapanować, ale czy mieliśmy jakiś wybór?
wwwŻywności, jeśli będziemy mądrze gospodarować, starczy na długo, może do lata.
wwwMyślę o lecie za kilka miesięcy, a najpierw trzeba przetrwać okres wiosennych burz. Jesteśmy już z dala od lądu, na nieznanych wodach. Żaden z nas nie jest marynarzem, chociaż Askar i Torpel przyznali, że pływali, niekoniecznie jako pasażerowie. Zaskoczyło mnie to, szczególnie w odniesieniu do Askara. Nie wyobrażam go sobie jako majtka na statku…
wwwJeszcze mniej wyobrażam sobie siebie w tej roli. Miałbym wejść na maszt i wisieć na rei?
wwwW ogóle to co piszę, nie ma większego sensu. Jesteśmy bez szans. Nie przetrwamy. Nie wierzę, byśmy przeżyli pierwszy, większy sztorm. Jednak pociąga mnie ta niesamowita wyprawa. Może dlatego, że na lądzie straciłem wszystko, co kochałem i na czym mi zależało? Zaczynam traktować rejs, jak ostatnie życzenia skazańca. Dostrzegłem wczoraj pewien niecodzienny aspekt sytuacji, w jakiej się znalazłem. Otóż – jestem wolny. Swoboda jakiej nigdy nie zaznałem w domu, tutaj jest mi dostępna. Mogę płynąć dalej z innymi albo rzucić się w fale. Mogę decydować sam o sobie. I na razie, choć nie mam nadziei, zadecydowałem, że będę żyć i zobaczę, jak się to wszystko potoczy.
wwwMoże z tego powodu zastanawiam się, na jak długo starczy nam żywności?
Ostatnio zmieniony pt 02 sie 2013, 15:32 przez dorapa, łącznie zmieniany 4 razy.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

2
O! Khar :)
Wypłynęliśmy w zimny, wiosenny dzień. Wszyscy jak jeden byliśmy mroczni i milczący. Staliśmy na pokładzie, a przydzielona nam załoga, wykonywała te wszystkie czynności, które niebawem miały spaść na nas, a o których nie mieliśmy zielonego pojęcia.
Z tych trzech zdań, spokojnie można zrobić jedno. Tak trochę nerwowo się czyta.

Jakich to zadań będą musieli się nauczyć i co stanie się wtedy z załogą, która do tej pory te zadania wykonywała?

Aha. Doczytałam do końca tekstu. Mogłabyś to wyjaśnić już tutaj.
Nie zwracałem na nich żadnej uwagi, wpatrywałem się w górujący nad portem zamek, w znane doskonale budynki wielkiego, królewskiego miasta.
Nagły przeskok do liczby pojedynczej?
Dwie godziny wcześniej szedłem między nimi. Stali wyprężeni, nieruchomi, z twarzami, które bardziej przypominały kamienne posągi, niż żywych ludzi. Oprócz nich nie widziałem nikogo. Ludzie zamknęli się w domach, uliczki i place były puste. Pomyślałem, że to miasto po raz pierwszy jest tak ciche, tak puste, tak…wymarłe. Ostatnie słowo zmroziło mnie, bo zdałem sobie sprawę, że w rodowych siedzibach, pałacach i willach nie zostało wielu żywych, którzy mogliby mnie żegnać. A ci, którzy nadal oddychali - stchórzyli. Tak to sobie tłumaczyłem i wiem, że nie byłem sprawiedliwy, oceniałem ich surowo, ale gorycz i żal zabiły we mnie zrozumienie czy współczucie.
Wpierw mamy opuszczone miasto, gdzie ludzie ukrywają się w domach. Potem informujesz, że ludzie poumierali. Co jest prawdą?
Niełatwo na zawsze opuszczać dom. Niełatwo patrzeć na bezkresną dal przed sobą, sine, wzburzone morze i bałwany, które pochłonęły niejeden okręt.
Bohater patrzy w tył, na oddalające się miasto, czy też na morze przed sobą?
Może teraz, kiedy z pokładu zniknęli ostatni marynarze, a ich statek odpłynął, będę mógł zapomnieć?
Domyślam się, ze to ten, który będzie pilnował, by nie wrócili?
Nie wiem, czy miesięczna nauka na wiele się zda, ale lepsze to niż nic.
Nie za długo? Obecnie w 6-9 dni można przepłynąć z Europy do Ameryki. Kolumbowi zajęło to trzy miesiące... Jak wielkie są morza w twoim świecie?

3
Cześć! :) Nie jestem Czarnym, ale mogę podzielić się oczuciami. Here we go...

dorapa pisze:Wszyscy jak jeden byliśmy mroczni i milczący
Po "jeden" tak jakby mi czegoś zabrakło... Zwykle mówi się jak jeden mąż. Nie wiem czy celowo opuściłaś, czy po prostu Ci umknęło. No i "mroczny" i jego odmiany zawsze mi się źle kojarzą...
dorapa pisze:Staliśmy na pokładzie, a przydzielona nam załoga, wykonywała te wszystkie czynności, które niebawem miały spaść na nas, 1.a o których nie mieliśmy zielonego pojęcia.
Pogrubione bym wyrzuciła. Powtarza się "których". Może zamiast: ...czynności, które miały spaść na nas, choć nie mieliśmy o nich zielonego pojęcia?
dorapa pisze:Nie zwracałem na nich żadnej uwagi
Pogrubione do wyrzucenia.
dorapa pisze:Będą czatować jeszcze czas jakiś, patrolować wybrzeże, tak na wszelki wypadek, gdybyśmy chcieli zawrócić.
To zdanie również bym przekształciła. Może: Jeszcze jakiś czas będą czatować i patrolować wybrzeże, na wypadek...
dorapa pisze:Ten samozwaniec, ich nowy król myśli, że słowo, które daliśmy, jest warte tyle, co jego krzywoprzesięstwa. Jakże się myli! Myśli, że będziemy katami naszych rodów?
Coś mi za blisko te powtórzenia. ;)

W paru momentach gdzieś coś zazgrzytało, ale ogólnie czytało się dobrze :). Szczególnie przypadło mi do gustu zakończenie, kiedy bohater cieszy się, bo wreszcie jest wolny. Ach wolność... Bardzo lubię, kiedy bohaterowie książkowi czują jej zew :D.
I pod koniec pojawia się pytanie: co będzie dalej? No właśnie...

Pozdrawiam :)

4
Ebru pisze: Cytat:
Wypłynęliśmy w zimny, wiosenny dzień. Wszyscy jak jeden byliśmy mroczni i milczący. Staliśmy na pokładzie, a przydzielona nam załoga, wykonywała te wszystkie czynności, które niebawem miały spaść na nas, a o których nie mieliśmy zielonego pojęcia.

Z tych trzech zdań, spokojnie można zrobić jedno. Tak trochę nerwowo się czyta.
Jest porwane i nerwowe? Uff, takie miało być. Rozumiesz, dla Deighera to jest niezwykle stresująca sytuacja. Właśnie został zdradzony i wygnany ze swojego królestwa. Nie chciałam, by ta opowieść płynęła. Chciałam, by skakała, była nierówna i poszarpana, całkiem jak jego uczucia.
Ebru pisze:Wpierw mamy opuszczone miasto, gdzie ludzie ukrywają się w domach. Potem informujesz, że ludzie poumierali. Co jest prawdą?
Skoro powstaje wątpliwość, to znaczy, że potrzeba jeszcze kilku zdań, które więcej wyjaśnią.
Ebru pisze:Nie za długo? Obecnie w 6-9 dni można przepłynąć z Europy do Ameryki. Kolumbowi zajęło to trzy miesiące... Jak wielkie są morza w twoim świecie?
Oto jest pytanie! Po trzech miesiącach żeglugi na zachód kończy się świat. :)

Milt, masz rację, chociaż w przypadku
Milt pisze:dorapa napisał/a:
Staliśmy na pokładzie, a przydzielona nam załoga, wykonywała te wszystkie czynności, które niebawem miały spaść na nas, 1.a o których nie mieliśmy zielonego pojęcia.
zmienię tylko te nieszczęsne "które".
"jak jeden mąż" - skróciłam bezmyślnie.

Dzięki.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Mało wrzuciłaś, ja szybko czytam, więc i tekst dziwnie szybko się skończył, chociaż, oczywiście, polowanko urządziłam. Ale nie bardzo było na co, same drobiazgi wyłapałam.
Jako początek dłuższej historii, ten fragment spełnia swoją rolę. To, co się działo przed wypłynięciem, chociaż nie opowiedziane dokładnie, zostało zarysowane wystarczająco wyraziście, by czytelnik wiedział, że droga wprost przed siebie jest dla bohaterów chyba jedynym rozwiązaniem. Pomyslałam tylko o rozległości tego morza: pół roku na statku nie jest niemożliwe, ale: jak daleko sięga władza floty i władcy królestwa, z którego zostali wygnani? Żadnych sąsiadów wokoło, którzy z radością przygarnęliby wygnańców, żeby potem nimi trochę pomanipulować? Taki na przykład Eneasz, który też nie miał dokąd wracać, kiedy wypłynął z Troi, to jednak, zanim osiedlił się w Lacjum, miał parę okazji, żeby nie umrzeć z głodu na pełnym morzu.
Piszesz wprawdzie, że morze jest bezkresne i nie ma tam żadnych portów, lecz, jak rozumiem, wygnańcy znajdują się na statku dalekomorskim, dobrze przygotowanym do długiej żeglugi (duże zapasy żywności dla sporej grupy osób), a więc żeglarze mają jednak dokąd pływać, nie tak tylko kabotażowo, od jednego własnego miasta do drugiego. Ta straceńcza retoryka, że nic, tylko śmierć przed nimi, potrzebowałaby, jak na mój gust, uzupełnienia choćby jednym zdaniem, że nikt na sąsiednich dworach nie udzieli im schronienia. Czy podobnie.
I przydałaby się nazwa miasta, z którego wypływają. Wtedy, gdy Twój bohater patrzy na dobrze mu znane budynki królewskiego ****. Używasz potem nazwy Khar, lecz trochę za późno. On nie widzi przecież anonimowego skupiska budynków, lecz konkretne miejsce, które w jego świadomości miało nazwę chyba od zawsze.
I parę upolowanych drobiazgów:
dorapa pisze:patrzeć na gwardzistów posłusznych woli nowego króla,
Wyrzuciłabym.
dorapa pisze:To kara za, jak powiedział, wyhodowanie żmij na łonie rodów.
Żmije się hoduje na własnym łonie, bo jest to związek frazeologiczny i chyba lepiej go nie rozbijać.
dorapa pisze:Może teraz, kiedy z pokładu zniknęli ostatni marynarze, a ich statek odpłynął, będę mógł zapomnieć?
Może lepiej byłoby: ...kiedy załoga zostawiła nas, przechodząc na statek patrolowy... albo podobnie. Zniknięcie ostatnich marynarzy brzmi dość dwuznacznie.
I jeszcze jedno: zawodowych marynarzy już nie ma, lecz taka grupa na statku musi mieć formalnego przywódcę. Inaczej się nie da. Jak rozumiem, jest nim bohater-narrator. Zaznacz to choćby jednym zdaniem.
dorapa pisze: Miałbym wejść na maszt i wisieć na rei?
Potencjalny samobójca? Chyba raczej powinien siedzieć w bocianim gnieździe.

Co do wiarygodności psychologicznej męskiego bohatera szkicowanego kobiecą ręką, niestety, się nie wypowiem, gdyż sama mam ten problem. Zastanawiałam się nawet kiedyś, gdzie w literaturze mamy tych pierwszoosobowych narratorów, którzy wyszli spod pióra autorki, nie autora. Żadna znacząca postać nie przyszła mi do głowy. Trudno. Nie pozostaje nic innego jak wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

6
rubia pisze:Jako początek dłuższej historii, ten fragment spełnia swoją rolę.
Yes, yes, yes!

O rozległości morza i wyborze takiej a nie innej drogi nie będę dyskutować na forum, bo nie mogę zdradzić wszystkich sekretów moich bohaterów i ich świata. ;) Kto by chciał potem czytać?
rubia pisze: Ta straceńcza retoryka, że nic, tylko śmierć przed nimi, potrzebowałaby, jak na mój gust, uzupełnienia choćby jednym zdaniem, że nikt na sąsiednich dworach nie udzieli im schronienia.
Bardzo słuszna uwaga, Khar to rozległe imperium, Kharowie zawołani wojownicy, bezwzględni i okrutni, sąsiedzi są pod ich pantoflem, ale ktoś mógłby chcieć pomóc wygnanemu władcy. A to nie wchodzi w rachubę z wiadomych względów.

Z hodowaniem żmij - oczywiście masz rację, związki frazeologiczne rzecz święta. Przerobię zdanie.
rubia pisze:I jeszcze jedno: zawodowych marynarzy już nie ma, lecz taka grupa na statku musi mieć formalnego przywódcę. Inaczej się nie da. Jak rozumiem, jest nim bohater-narrator. Zaznacz to choćby jednym zdaniem.
Przywódcę wybrali dwa rozdziały dalej i nie jest to bohater.

Dzięki rubio, każda uwaga jest cenna, każdą trzeba przeanalizować.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
Wszyscy jak jeden byliśmy mroczni i milczący.

Moim zdaniem albo samo „wszyscy”, albo „wszyscy jak jeden mąż”. I kogo dotyczy słowo wszyscy, gdyż kolejne zdania pokazują, że prócz wszystkich, była jeszcze załoga, która zajmowała się czymś innym. Chyba że także była mroczna i milcząca ;)
Wszyscy jak jeden byliśmy mroczni i milczący. Staliśmy na pokładzie, a przydzielona nam załoga, wykonywała te wszystkie czynności, które niebawem miały spaść na nas, a o których nie mieliśmy zielonego pojęcia.
Powtórzenia, w moim odczuciu przypadkowe, bo nie nadają żadnego rytmu.
Poza tym sformułowanie „te wszystkie czynności” jest na tyle ogólne, że nie wiadomo, co sobie wyobrazić.
Nie zwracałem na nich żadnej uwagi,
Jeśli bohater nie zwracał uwagi, to dlaczego czytelnik ma zwrócić na to uwagę?
Nic nie mówiliśmy, bo co moglibyśmy rzec w takiej sytuacji?
wwwJest nas szesnastu.
Uderzyła mnie ta zmiana czasu. Może taki był Twój zamysł, jednak zgrzytnęło.

Ogólnie, nie potrafię sobie wyobrazić bohatera tego tekstu. Raz mam wrażenie, że to młody buntownik, a za chwilę, że zrezygnowany starzec. Brakuje tu jakiegoś ukierunkowania, może samego rytmu narracji charakterystycznego dla tej właśnie postaci albo uważnego doboru słownictwa? Możliwe też, że moje odczucia wynikają z faktu nieznajomości innych Twoich tekstów o Kharze. Ten jednak wygląda dla mnie jak szkic do rozwinięcia na poziomie narracji i emocji.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

8
Aktegev pisze: Cytat:
Nic nie mówiliśmy, bo co moglibyśmy rzec w takiej sytuacji?
wwwJest nas szesnastu.

Uderzyła mnie ta zmiana czasu. Może taki był Twój zamysł, jednak zgrzytnęło.
To jest problem i nie wiem, jak go rozwiązać. Deigher pisze pamiętnik podczas podróży . Wspomina to, co się już wydarzyło albo opisuje to, co widzi w danej chwili. Musi plątać przeszłość z teraźniejszością, a czasami z przyszłością. Ja natomiast muszę poradzić sobie z tym problemem, opracować sposób, który pozwoli mi na ładne przechodzenie z jednego w drugie. To nie jest dla mnie łatwe.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
Ja bym z tymi czasami nie dzieliła włosa na czworo. Jeśli narracja prowadzona jest na bieżąco, tzn. narrator opisuje wydarzenia, w które właśnie jest zaangażowany, łączenie czasu teraźniejszego z przeszłym jest nieuniknione. Tym bardziej, że czas teraźniejszy oznacza również trwanie; sytuacje, które nie zmieniają się szybko. Ich jest szesnastu na statku i tylu będzie, póki jeden nie wyskoczy za burtę albo go nie wyrzucą. Natomiast wrażenia, emocje czy wypowiedziane słowa oznaczają zmienność. Owszem, trzeba uważać, żeby nie wprowadzać czasu teraźniejszego tam, gdzie z powodzeniem móglby występować przeszły, ale to chyba wszystko, jeśli chodzi o dyscyplinę.
- Khar jest wielki, a jego władcy są okrutni i pewnie zawsze tacy będą, pomyślałem.
I tyle.
Ostatnio zmieniony czw 25 lip 2013, 21:44 przez Rubia, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

10
Czy czasem (mogę się mylić) w Kronikach Czarnej Kompanii nie znajduje się przepis na odpowiednie żonglowanie czasami, podczas (wiem,wiem) pisania kroniki/pamiętnika/zapisków?

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

11
Aktegev pisze:Ogólnie, nie potrafię sobie wyobrazić bohatera tego tekstu. Raz mam wrażenie, że to młody buntownik, a za chwilę, że zrezygnowany starzec. Brakuje tu jakiegoś ukierunkowania, może samego rytmu narracji charakterystycznego dla tej właśnie postaci albo uważnego doboru słownictwa
Nie miałam o tym pisać, ale nie chcę lekceważyć recenzenta, więc parę słów. Deigher jest mężczyzną lat ok. 30, ma za sobą dość traumatyczne przeżycia, spowodowane buntem. Trochę oklapł, patrzy z dystansem, ale jednocześnie w jego naturze są cechy, które dopiero odkryje. On nie wie, kim jest. Nie wie, co ma ze sobą zrobić. Musi szukać w tym, co ma. Po to kazałam mu płynąć przed siebie na drugi koniec świata.
Tak jak w micie - trzeba wyruszyć w drogę, by odkryć cel i sens, poznać samego siebie i zrozumieć świat, bogów, drugiego człowieka.

Tak, wiem rubio, ale tak czy siak, to wymaga pewnej biegłości w splataniu czasów, prawda?
Godhand - nie mogę teraz czytać czegoś innego, bo mi będzie mieszać, ale dzięki za cynk.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

12
Myślę, że mój problem z odbiorem bohatera, o którym wspomniałam wyżej, ma źródło gdzieś tutaj:
Deigher pisze pamiętnik podczas podróży . Wspomina to, co się już wydarzyło albo opisuje to, co widzi w danej chwili.
Bardzo mocno splotłaś te narracje i raz wydaje się, że wszystko jest opowiadane z dużego dystansu (stąd skojarzenie ze starcem), a raz, że dzieje się na bieżąco. Nie zrozum mnie opacznie, nie sugeruję, że to zły sposób, tyle tylko, iż zabrakło, w moim odczuciu, jakiejś wskazówki dla czytelnika. Czy cała narracja jest tekstem z pamiętnika? Czy bohater dzieli się tą historią z perspektywy czasu (to znaczy: on już przeżył opowieść i teraz nam odczytuje pamiętnik)? Czy też towarzyszymy Deigherowi (mam nadzieje, że poprawnie odmieniłam) w chwili, gdy tworzy pamiętnik? I wreszcie, czy jest w stanie opisywać w każdej chwili to, co widzi?
Zresztą, możliwe że za bardzo w to wnikam, a dalej jest wszystko wyklarowane – pokazałaś w sumie niewielki fragment.
Czy czasem (mogę się mylić) w Kronikach Czarnej Kompanii nie znajduje się przepis na odpowiednie żonglowanie czasami, podczas (wiem,wiem) pisania kroniki/pamiętnika/zapisków?
Nie wiem, czy od razu przepis, ale rzeczywiście, w Czarnej Kompani było to sprawnie zrobione :)

Aha, i recenzent ze mnie żaden – nie mam narzędzi, żeby aspirować do takiego miana. Po prostu dzielę się wrażeniami z lektury :)
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

13
hm, dobrze się czyta, szkoda, ze krótkie. ;-)

Ten samozwaniec, ich nowy król myśli, że słowo, które daliśmy, jest warte tyle, co jego krzywoprzesięstwa.
- nie jestem ekspertem, to tylko moje widzimisie, ale coś zgrzyta w tym zdaniu - mam wrażenie przepełnienia, zastanawiam się, czy to mozna uprościć trochę albo, zaraza, nie wiem, rozbic na dwa?
Myśli, że będziemy katami naszych rodów? Przysięgliśmy, że opuścimy Khar i słowa dotrzymamy. Przecież wiemy, że jeśli zawrócimy, umrą ci, którym udało się przetrwać rzezie.
my, my, my.

Będą zakładnikami do końca swoich dni. To kara za, jak powiedział, wyhodowanie żmij na łonie rodów.
bycie zakładnikiem jest karą czy świadomość zesłańców, ze gdy wróca, bliscy zostaną straceni? ostatnie zdanie aż prosi się od odwrócenie: powiedział, ze...
Wczoraj zniknął za horyzontem ostatni pilnujący nas statek. (...) Może teraz, kiedy z pokładu zniknęli ostatni marynarze, a ich statek odpłynął, będę mógł zapomnieć?
niby odległośc jest znaczna, ale jednak znikanie dość charakterystyczne jest ;-)
ad znikający marynarze - załoga stała nie znika, odpłyneła na statku, nie ma sensu tych zdarzeń rozdzielać.
Żaden z nas nie jest marynarzem, chociaż Askar i Torpel przyznali, że pływali, niekoniecznie jako pasażerowie.
"niekoniecznie jako pasażerowie"? po co to tak obchodzić, napisz, że służyli gdzieś.
W ogóle to co piszę, nie ma większego sensu. Jesteśmy bez szans. Nie przetrwamy. Nie wierzę, byśmy przeżyli pierwszy, większy sztorm. Jednak pociąga mnie ta niesamowita wyprawa. Może dlatego, że na lądzie straciłem wszystko, co kochałem i na czym mi zależało? Zaczynam traktować rejs, jak ostatnie życzenia skazańca. Dostrzegłem wczoraj pewien niecodzienny aspekt sytuacji, w jakiej się znalazłem. Otóż – jestem wolny. Swoboda jakiej nigdy nie zaznałem w domu, tutaj jest mi dostępna. Mogę płynąć dalej z innymi albo rzucić się w fale. Mogę decydować sam o sobie. I na razie, choć nie mam nadziei, zadecydowałem, że będę żyć i zobaczę, jak się to wszystko potoczy.
mam wrażenie sprzecznosci - z jednej strony bohater rezygnuje - "jesteśmy bez szans, nie przetrwamy", z drugiej odkrywa wolnośc, swobodę - takie uczucia kolidują z tym, co napisał.
nie wiem, jak to wyjasnic - jak wypływasz, wszystkie koszmary zostają na lądzie, wazny staje się rytm dnia, zmiany wacht, mijające godziny, i on o tym mówi, jednocześnie świadomość otwartości morza daje wachlarz nieograniczonych możliwosci - tam nie ma miejsca na brak nadziei, bo ważna staje się przyszłosć, kołysanie gdy zasypiasz, żagle i każdy kolejny dzień.



no nic, jak wrzucisz coś wiecej, chętnie dowiem się, dokad dopłynęli i jak przeżyli "pierwszy większy sztorm" :-D
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

14
Część I tej opowieści ma 60 000 znaków. Poznaliście początkowe 4 500 i już chcecie, by bohater miał wszystko uporządkowane. Dajcie mu szansę. Niech się trochę pomiota. :D
Ostatnio zmieniony pt 26 lip 2013, 20:41 przez dorapa, łącznie zmieniany 1 raz.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

15
Co za rozmach czuć w tych pierwszych akapitach :). Od razu, na dzień dobry pojawia się kilka soczystych wątków, czuć w powietrzu zemstę i morskie przygody. Nie jest to Tolkien z powolnym startem epopei, oj nie... Ale jakoś to wyrzucanie na szerokie wody nie przeszkadza mi zbytnio. W dodatku to ładne zonzglowanie czasem terazniejszym - palce lizac. Ciekawe tylko czy na dłuższą metę nie będzie to zbyt destabilizujace, rozbijajace narrację. I druga mielizna do uniknięcia - przedłużające się streszczenie wydarzeń. Liczę żę zaraz przejdziesz do mięsa narracji :) W każdym razie cieszę się że ta opowieść rozrasta się. Ma duży potencjał. Emocjonalno sentyantalno fantastyczny. Pozdrawiam!
http://ryszardrychlicki.art.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”