31

Latest post of the previous page:

No nie wytrzymam. Smtk69 podaje strony z wzorcami konstrukcji historii:). Czuje się zmuszony do przejścia do opozycji. Odbierasz mi chleb;).
Jeśli chodzi o dostępność do porad wszelkiej maści to dobrze jest znać język angielski niestety. W polskojęzycznym Internecie informacji jest mało i raczej zdawkowe. Jednym z nielicznych wyjątków jest to forum;).
Rzeczywiście dużo więcej informacji ogólnie jest dostępnych dla konstruowania fabuły na potrzeby filmu niż książek. Ale też film jest dużo bardziej „skodyfikowany”. Da się to oczywiście w jakimś stopniu przełożyć bardziej ogólnie na opowiadanie historii, ale nie zawsze i niekoniecznie wprost. No bo właściwie co to ma znaczyć, że w 10 minucie filmu coś się tam ma stać. Czyli, która to strona w książce? Jak sobie założymy, że napiszemy 400 stron to da się to niby jakoś policzyć, ale... Poza tym te wymogi scenariuszowe są podyktowane pewnymi wymogami nie mającymi zazwyczaj miejsca w przypadku książek. Do kina widz wchodzi i trzeba go jakoś zatrzymać w fotelu. Zdarza się, że książki „łyka” się w jednym podejściu ale można też czytać tygodniami jeśli są to dzieła zebrane Lenina, a na codzień trzeba jeszcze pracować i poświęcać czas rodzinie. Do tego przyjęcie filmu do realizacji to uruchomienie zazwyczaj dość kosztownej machiny. Podobno agencje scenariuszowe i studia filmowe patrząc na konstrukcję scenariusza zwracają uwagę przy okazji nie tylko na to czy historia jest ciekawa i ciekawie opowiedziana, ale też czy scenarzysta ma potencjał na przyszłość. Scenariusz zanim trafi do realizacji jest w kółko przepisywany po paręnaście razy. Do tego trzeba dobrych rzemieślników. Amator liczący na „złoty strzał” w tej loterii ma małe szanse. A czytaczom jest wygodnie założyć, że np. jedna strona odpowiada jednej minucie bo wiadomo na ile minut jest materiał i wiadomo na których stronach szukać mocnych punktów historii. Jeśli ich tam brakuje, to znaczy, że piszący nie za bardzo ma pojęcie o robieniu scenariusza, a ryzyko, że widz wyjdzie i więcej nie wróci jest większe.
Skutek niestety jest raczej przykry. Powstało już całkiem sporo lepszych czy gorszych wzorców i pewnie jeszcze trochę powstanie. Save the cat, heroes journey, character arc, fields paradigm, dramatica itd., itp. Kłopot w tym, że zazwyczaj są one wnioskiem z czegoś, ale co bardziej leniwi traktują je jako fundament. Ktoś sobie streścił coś, żeby mu było łatwiej i szybciej, a ktoś inny potraktował to jako kompletne dzieło, które jest punktem wyjście do edukacji. To trochę tak jakby Potop skrócić do stwierdzenia, że lepiej służyć ojczyźnie niż dbać o własny interes. Albo, że Kmicic zakochał się w Oleńce ale musiał się zmienić, żeby go chciała. Po przeczytaniu streszczenia niby się wie o czym jest książka ale wciąż nie zna się jej treści. Podobnie ma się sprawa z tymi wszystkimi schematami i paradygmatami. Jest w nich wszystkich sporo punktów wspólnych bo wszystkie wywodzą się mniej więcej z jednego wspólnego źródła – sposobu percepcji ludzkiego umysłu. Stąd się bierze podział na aktu, wprowadzenie, rozwinięcie i zakończenie. Stworzenie „10 punktów, które powinna mieć każda historia” to właśnie takie streszczenie Potopu w jednym zdaniu.
Spielberg powiedział podobno kiedyś, że ludzie zapomnieli, że historia ma środek i zakończenie. Współczesne filmy mają tylko niekończący się początek. Nie wiem czy to prawda, no i pewnie nie we wszystkich przypadkach, ale coś w tym jest. Miałem ostatnio przyjemność jechać autokarem jakieś 30 godzin. Dla umilenia podróży leciało parę filmów. I cieszę się, że zabrałem ze sobą książkę. Same prawie „komedie” i prawie „wzruszające filmy o miłości”. Wiecie, że jest pełnometrażowy film fabularny o Williamie i Kate? Jeśli nie to nie żałujcie. Wszystko jest w nim na swoim miejscu. Jest przedstawienie bohaterów. Jest nawiązanie się znajomości, jest miłość, są komplikacje, jest katastrofa, olśnieni i rozwiązanie. Chyba nie popsuje nikomu oglądania jeśli powiem, że wszystko dobrze się kończy. Wszystko w tym filmie jest na swoim miejscu. Brakuje tylko jednego – historii. Wydarzenia nie mają powiązania, a przez to sensu. Kryzys w związku wynika z tego, że William poświęca wolny czas kolegom a nie narzeczonej. Tylko wcześniej w ogóle nie ma zwiastuna takiego problemu. Jak Potter niby ginie z rąk sami wiecie kogo to jest to kryzys bo od początku zły do tego zmierzał. Jak rodzina Corleone zawiera pokój oddając pozycję to jest to kryzys bo przez to wybuchła wojna, że nie chcieli oddać pozycji. Jak przez cały film problemem są konsekwencje statusu społecznego księcia, a kryzys jest bo szlaja się z kolegami poddając w wątpliwość siłę swoich uczuć to to jest kaszana a nie kryzys. Niby wszystkie klocki są na swoim miejscu ale jedne są z kompletu Lego, a inne drewniane. Właściwie każdy z innej parafii.
A jakby tego było mało to objawem miłości, zakochania, zauroczenia jest obowiązkowo wizyta w łóżku. Jeśli widać kobiecą pierś to będzie to prawdziwa miłość. Objawem beztroskiej radości jest wykrzykiwanie w miejscach publicznych „łał”i „jeee” – niestety również w filmach polskojęzycznych. A film w większości składa się z gadających głów, które niestety niewiele mają do powiedzenia. Na koniec ktoś wyjaśnia, że był głupi ale już będzie mądry i szczęśliwie pojawiają się wyczekiwane napisy końcowe. Nie chcę mówić, że to wina wzorców zawieranych w kilku punktach, ale najwyraźniej twórcy takich scenariuszy nie mieli ochoty zagłębiać się w temat bardziej.
Leciał tam też film opowiadający historię Agaty Mróz. Postać znana miłośnikom siatkówki, a w swoim czasie praktycznie w całym kraju. Choroba, tragedia, mobilizacja, pogodzenie, ciąża, narodziny i śmierć. Ładunek emocjonalny, który mógłby przesunąć Tatry koło Elbląga. A film wyszedł tak płaski, że aż przykro było patrzeć. Gdybym nie pamiętał prawdziwej historii wzbudził by we mnie tyle emocji co Pamiętniki z wakacji. Przy nim też zastanawiałem się czy nie ma już innego sposobu na okazywanie emocji niż wydzieranie się „jeee” i czy nie ma już innego symbolu miłości niż gołe piersi w łóżku?
Ale, ale... O czym to ja...?:)
Gościem, który w ostatnich latach świetnie sobie radzi z opowiadaniem historii jest Christofer Nolan. Nie każdy musi lubić filmy takie jak Batman, ale cała nowa trylogia Mrocznego rycerza jest na bardzo wysokim poziomie. Jest konstrukcja w skali całej trylogii, jest konstrukcja na poziomie pojedynczego filmu. Jest transformacja postaci w każdym epizodzie z osobna i jest transformacja w historii jako całości. Wciąż jest tam komiks i patos, są efekty specjalne i rozrywka zamiast filozofii ale warsztat konstrukcyjny jest na bardzo wysokim poziomie. Zresztą Nolan świetnie poradził sobie już w Incepcji czy w Insomnii.
Ja ze swojej strony mogę polecić zapoznanie się z takimi wzorcami historii jak Heroe’s Journey i Character Arc. A przede wszystkim Dramatica Story Mind – ale na to trzeba sporo czasu poświęcić. Niestety po polsku materiały szczątkowe. Jeśli chodzi o Save the cat i Fields paradigm to trochę ułatwia porządkowanie kolejności przedstawiania zdarzeń, ale nie są aż tak znaczące dla książek i w ogóle samodzielnie są średnio pomocne.
To tak w skali makro. W mniejszej warto pamiętać, że historia dziali się na akty, te dzielą się na sekwencje, które z kolei dzielą się na sceny. A jakby jeszcze było za mało to sceny można podzielić na pojedyncze pulsy. A te na akapity;). Dalej to już chyba zdania i wyrazy.
W polskich materiałach polecam wygooglać metodę płatka śniegu, a także sceny i sequele. Polskim „doradcom” literackim nawet nie chciało się przetłumaczyć tego słowa na rodzimy język, ale teoria dość ciekawa i praktyczna.
Na poziomie akapitu można jeszcze poszukać anglojęzycznych materiałów o czymś co się nazywa motivation-reaction unit.
Jako ciekawostkę można przeczytać przemyślenia Harasimowicza tutaj http://film.org.pl/ksiazki/format_scena ... iazka.html.
I raczej unikać jak ognia gotowych tabelek i list kontrolnych do tworzenia arcydzieł.
Jak do tego dołożyć jeszcze nieskrępowaną wyobraźnię, język giętki, bogate słownictwo, ciekawe przemyślenia, celne spostrzeżenia, wciągające realia i soczyste postacie to jest szansa napisać coś ciekawgo.

33
Seener :Ale, ale... O czym to ja...?:)
O bardzo mądrych rzeczach :) . Powiem, że co do tworzenia filmu zgadzam się, ale zgubiłeś wątek : jak pisać. Co prawda w zdaniu:
I raczej unikać jak ognia gotowych tabelek i list kontrolnych do tworzenia arcydzieł.
Jak do tego dołożyć jeszcze nieskrępowaną wyobraźnię, język giętki, bogate słownictwo, ciekawe przemyślenia, celne spostrzeżenia, wciągające realia i soczyste postacie to jest szansa napisać coś ciekawgo.

jest kwintesensja, ale ja, mimo że piszę już kilka lat, nadal mam z tym problemy. I niech Naturszczyk zaliczy mnie do grupy tych "leniwych", to ja ciągle mam wątpliwości i ciągle dowiaduję się na tym forum czegoś nowego. I to zwłaszcza w "Tu wrzuć tekst do zweryfikowania".
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

34
No zdecydowanie podryfowałem w stronę filmu chociaż książki też się pojawiły, i to chyba w większej ilości:).
Z tymi mocnymi punktami jest tak, że jak są to się ich prawie nie zauważa tylko czyta. Dopiero jak ich nie ma to zaczna być widoczne.
Przebrnąłem ostatnio przez dwie książki Severskiego.
Swoją drogą ciekawe czy zaglądał na to forum:)
Nie da się ukryć, że w Nieiwiernych widać zdecydowany postęp językowo-redakcyjny. Ale nie da się też ukryć, że bardzo boleśnie widoczne są pewne braki konstrukcyjne. I to zasadnicze, a nie jakieś niuanse.
Nie chcę za bardzo wyjść na przemądrzałka wytykając "błędy" wydanemu autorowi, ale w Nielegalnych bardzo zazgrzytało mi, że najpierw dość długo trzeba było czekać, aż się pojawi główny wątek, a potem rozwiązał się on w 3/4 książki. Doczytałem ją do końca w sumie głównie dlatego, że końcówka książki zawierałą wątek poboczny, który w pewnym sensie pojawia się "znikąd" ale jest chyba najlepiej napisany. Ma soczystych bohaterów, przeplatający się temat główny i linię osobistą. Główni bohaterowie w obu częściach niestety w jakiś magiczny sposób zostali spłaszczeni. W drugiej części jest już trochę lepiej pod tym względem. Ale znów zazgrzytało mi, że pobocznej postaci poświęca się paredziesiąt stron tylko po to, żeby opisać jej przeszłość, a finałowa scena rozgrwa się na dwóch stronach.
Autor ma niesamowity potencjał. Z pisaniem idzie mu całkiem niźle (oczywiście nie jest to Gombrowicz tylko proza rozrywkowa), ma niesamowitą wiedzę w temacie z racji swoich doświadczeń zawodowych. Gdyby to trochę poskładać na naszym podwórku mogłby być chyba realną konkurencją dla Clancy'ego czy Lecarre. Nie brakuje pomysłów, nie brakuje wiedzy, starcza warsztatu. Brakuje lepszego sposobu opowiedzenia tej samej w gruncie rzeczy historii.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”