Przyjąłem propozycję, że napisze zwykłe, obyczajowe opowiadanko z odrobiną erotyki. I jest, a ja mam niemałą tremę.
Zwykły dzień, nawet kropla krwi nie spłynie...
Gabriela klęczała na czworakach, za pomocą pasteli przelewała swoje wyobrażenie na wielki brystol.
Białą płachtę, w rogach przyciskały podręczne przedmioty, najbliżej kobiety stała kryształowa popielniczka z dymiącym papierosem, który bezwarunkowo musiał być w zasięgu dłoni. Proces tworzenia wzmagał chęć palenia. Oczywiście w trakcie pracy mogła użyć sztalugi, ale akurat było, wygodniej rozłożyć się z pracą na podłodze.
Dotarła do pewnego momentu i za nic nie mogła posunąć się dalej. Każda kolejna kreska zdawała się, być nie w tym miejscu i nie taka, jak w wyobraźni. Gabi pełna frustracji, zrezygnowana rozejrzała się po zabałaganionym pokoiku, który służył za jej pracownie.
W kącie, gdzie leżała stara sztaluga i trzy nieukończone obrazy olejne, stał o party o ścianę portrecik kilkuletniej dziewczynki o czarnych włosach, ubranej w czerwony płaszczyk. Powstał ze zdjęcia, na prośbę sąsiadki z na przeciwka. Była to jedyna praca, którą doprowadziła do udanego finiszu. Z coraz większym trudem wydobywała z siebie kolejne pokłady cierpliwości.
– Nic, nic się nie udaje – westchnęła z rezygnacją.
W tym momencie rozległ się szczęk otwieranego w drzwiach zamka i przerwał natręctwo czarnych myśli. Gabi zerwała się na nogi, wybrudzone dłonie wytarła o upstrzony farbami, stary podkoszulek.
– Mikołaj no i...? – zapytała mężczyznę, nim ten przekroczył próg.
Zbył milczeniem, ze złością machnął kurtkę na szafeczkę, za nią poleciała marynarka.
Również nie odpowiedział w następnej chwili, gdy ciężko usiadł w kuchni przy stole.
– I co? – Nie ustępowała, napotykając uparte milczenie. – Mam petycję napisać? Czy jednak mi odpowiesz? – mówiła z coraz większą złością.
– Nic! – burknął pod nosem. – Zrób mi kawy! – rzucił rozkazującym tonem.
Odebrała to jako denerwujące ukłucie, zacisnęła zęby, a czajnik postawiła z takim łoskotem, żeby mężczyzna od razu pojął jej niezadowolenie.
– Możesz sprecyzować, te nic? – pytając, wbiła w partnera wzrok, skrzyżowała ręce na piersiach.
Mikołaj cicho bębnił palcami w blat stołu, pogrążony w swoich myślach, ignorował kolejne pytania i prośby.
– No, słucham! – Gabi naciskała, jej ton stał się, chłodny i surowy.
– Przynieś mi papierosa – burknął z wyraźną złością w głosie.
– Znajdź sobie chłopca na posyłki!
– Wolę dziewczynkę – burknął. – Co ja bym z chłopcem robił?
– Jesteśmy dorośli, co byś tam robił, wnikać nie będę – zakpiła sobie, nie ukrywała w tonie głosu złośliwej satysfakcji. Bo właśnie „odgryzła” się, za te rozkazy.
Kobieta stanęła nad nim i spojrzała z politowaniem. Mikołaj westchnął tylko i milczał z typowym dla siebie uporem.
Gabriela wyszła na chwile do pokoju po papierosy, jednocześnie z nadzieją, że wreszcie rozwieje się jego chandra i zacznie mówić. Gdy wróciła, rzuciła na stół paczkę, usiadła blisko mężczyzny.
– Będziesz tak długo milczał? To duma czy kaprys?
A on tylko wzruszył ramionami, powoli zapalił papierosa.
– Daj spokój! Co ja ci mam powiedzieć? – westchnął.
– Najlepiej wszystko. I przestań stroić fochy, domyślam się, że z roboty nic nie wyszło. To może wyjaśnisz. Co się stało?
– Nie podpisałem – rzucił krótko.
– Co? Jaśnie panu za mało płacili? Czy praca była zbyt niegodna, żeby hrabia ubrudził ręce? – zawołała z ironią.
Jednocześnie rozłożyła dłonie umorusane pastelami, teraz to już kipiała gniewem. Poczerwieniała na buzi, oczy zaszklił się łzami złości. Miała ochotę wbić paznokcie w jego twarz, ścisnąć aż Mikołaj zawyje z bólu.
Bez wątpienia kochała go, z całym inwentarzem jego wad, od lenistwa, które usprawiedliwiał, twierdząc.
– Z nygusostwa jeszcze nikt nie umarł, z przepracowania zginęły miliony.
A jeszcze, te jego przewrażliwienie na punkcie własnej dumy, mogło przyprawić o migrenę. Teraz jednak, była wściekła, żyli coraz skromniej, mimo wszystko było jeszcze daleko do nędzy. To coraz bardziej obawiała się, że jak tak dalej pójdzie, to zamieszkają w kartonie pod mostem.
W pewnej chwili Mikołaj sam zaczął mówić, ochłonął ze złości i otworzył się przed partnerką.
– Sama rozmowa poszła całkiem, całkiem. Ba! – zawołał. – Poszło mi wręcz świetnie. Widziałem to, po minie rekrutera.
– To w czym był problem? – Przerwała Gabi i sama zapaliła papierosa.
– Spędzili nas do takiej ciasnej salki, trzydzieści osób! Rozumiesz? Zaraz zrobiło się cholernie duszno, gorącą – mówił już tonem spokojnym, jakby opowiadał plotki z miasta. – Teraz myślę, że to było specjalnie, żeby ludzie się śpieszyli i nie wnikali w szczegóły.
– A ty nie wnikając, nie podpisałeś umowy!
Kolejny raz weszła mu w zdanie i spojrzała jak oficer śledczy na zbrodniarza.
– Gabi nie przerywaj – skarcił ją. – Najpierw naciskasz, jak zaczynam opowiadać, to ty się wcinasz. Ja tracę wątek – mówił szybko, jednym tchem – a chce dokładnie wyjaśnić i nie mogę, bo księżniczka musi wtrącić swoje pięć groszy. To, co ja...
– Mikołaj, skończ już! Znaczy mów! – zawołała niecierpliwie.
– Na czym to ja...
– Na jakiejś salce.
– Acha! Rozdali nam weksle, wiesz, takie in. blanco i kazali podpisać. I od razu, zaczęli nas popędzać. Dać im pejcze i dosłownie kapo z Oświęcimia. Nie szło o nic zapytać, wyjaśnić. Zrobili nam w głowach młyn, no i już miałem się parafować. A tak mnie coś tknęło, zaniepokoiło jak cholera.
– Wysnułeś pewnie całą teorię, o spisku przeciwko tobie – Gabi odezwała się kpiącym tonem. – I z tego powodu nie podpisałeś?
– To chyba oczywiste! A ty byś podpisała?
– A czemu nie? Jeśli pracodawca kazał, to tak.
– Wiesz co? Przypomnij sobie, jak mogłaś nas załatwić, z firmą od prądu.
– Zdarzyło się – szepnęła, opuszczając głowę. Na samo wspomnienie ogarnął ją wstyd.
– Dwa razy, mały naiwniaczku. Dwa razy dałaś się nabrać.
Po tym jak ją nazwał, urażona spojrzała w okno, wydęła usta.
Światło podkreśliło jej rysy, Mikołaj zamilkł, zachwycał się widokiem. Lubił na nią patrzeć, kosmyki kasztanowych włosów przy skroniach, złapały światło i stały się miedziane, naburmuszona ściągnęła ciemne brwi nad dużymi, jasnymi oczami, które przydawały jej niewinnego wyrazu. Drobny nos, lekko zadarty jak u urwisa, drgał skrzydełkami. Zawsze tak robiła, gdy była zła, to taki odruch jak zaciskanie szczęk. A teraz na policzku miała jeszcze smugę żółtej pasteli.
W trakcie tworzenia brudziła siebie i wszystko dookoła, czym przypominała dziecko w trakcie zabawy plakatówkami. Mikołaj postrzegał ją, jako istotę bezbronną, dość naiwną, którą trzeba ciągle chronić przed złym światem. Bez wątpienia realizował się w tej roli, dowartościowywał męskie ego, zaspakajał naturalną potrzebę troski o kogoś. A przy okazji, częściowo zdominował Gabrielę, która wyraźnie nie miała nic przeciwko. Bycie tą słabszą, ciągle potrzebująca wsparcia, dla niej było jak najbardziej wygodne. Wiele spraw brał na siebie a ona, miała chwilę na swoje hobby, malowanie.
Jeśli można powiedzieć, że zaborczy mężczyzna trzyma kobietę na smyczy, to ta jego smycz była jednak, bardzo długa.
– Moja droga – zaczął. – Przypomnij sobie, co było z rodziną spod czwórki. No! Jak ich wywalili z mieszkania, komornik wszystko im zabrał. Właśnie przez te weksle in. blanco. Jakiś kutas wpisał taką kwotę, że jeszcze wnuki będą spłacać! – zawołał i po chwili dodał ciszej. – Chciałem tego uniknąć, ale nie to było najgorsze.
– Co ty tam odstawiłeś? – Gabi zapytała mocno przejęta. Jej partner potrafił czasem zaskoczyć bezmyślnością.
– Zawołałem, żeby nie podpisywali. Chciałem ludzi uchronić przed złodziejami. A oni mało mnie nie zlinczowali. Boże, jak oni zaczęli się drzeć na mnie, wyzywać, jeszcze trochę a skończyłbym rozdarty przez ten wściekły tłum.
Zamilkł, zrobił minę męczennika, zrezygnowany westchnął.
– Chciałem dobrze, nie wyszło.
– A czego się spodziewałeś? Że zaraz z tobą pójdą barykady stawiać? Ludzie nie potrafią mówić nie, większość jest pokorna, posłuszna. Może nie mają wyboru, muszą przyjąć takie warunki? Ja bym podpisała i siedziała cicho. Ty tak nie potrafisz, nie wiem, czy to dobrze, czy źle – Po ostatnim sowie, bezradnie rozłożyła ręce.
– Dajmy temu spokój – westchnęła.
Opuściła ją złość, położyła dłoń na jego policzku, a on musnął wargami nadgarstek, głaskał po przedramieniu.
– Przepraszam – szepnęła. – Głupio naskoczyłam, ale ja się martwię. Co dalej będzie?
– Wiem mała, na razie mamy jeszcze oszczędności, jak będzie trzeba – w tym momencie zaczął parodiować spikera z telewizji – Uruchomimy rezerwy dewizowe.
Zagwizdał czajnik, Gabi wstała, przechyliła czajnik i zaraz przelała wodę w szklance.
– Nie patrz mi na ręce, to mnie krepuje – odezwała się łagodnym tonem.
– Po takim czasie bycia razem?
– Miki – zdrabniała w ten sposób jego imię. – Krępuje mnie, jak patrzysz, gdy coś robię, tak samo, jak zawstydzi mnie robienie kupy przy tobie.
– Załatwianie się a powiedzmy malowanie, to dość odległe sprawy.
– Jak maluje, to mi akurat nie przeszkadza – wyjaśniła.
Wpuściła podkoszulek w spodnie dresowe, w domu nie nosiła biustonosza, twierdząc, że chomąta nie potrzebuje. Naciągnięty materiał podkreślił kształt jej piersi, delikatnie twardniejące sutki.
Mikołaj już chciał się unieść, złapać ją w talii, gdy zawołała.
– Uwaga wrzątek!
Postawiła szklanki na stole i zaraz odskoczyła w tył.
– Nieee! – mruknęła z uśmiechem. – Już ja ciebie znam, wiem, o czym myślisz.
– Ja? Gabi jestem niewinny jak dziewczątko u pierwszej komunii.
– Ho, ho oczka jak u aniołka! Tylko, co tak siarką zalatuje? Gdzie widły zostawiło niewiniątko?
Wyprężyła się, ściągnęła ramiona w tył, odsłaniając szerokie wycięcia pod ramionami. Eksponując piersi, idealnie pod ocenę partnera.
– Głowa mnie boli – powiedziała, oblizując wargi. Posyłając powłóczyste spojrzenie.
Mikołaj zamieszał w szklance, cały czas udając, że nie zwraca uwagi. Ustały rozmowy, zaległą cisza, Gabriela przybliżyła rękę w stronę mężczyzny. Tak blisko, że prawie dotykała jego palców.
– Ty mój mały szkrabie... – szepnął Mikołaj.
Bardzo delikatnie pogłaskał ją po przedramieniu, miał ciepłe, troszkę wilgotne dłonie.
– Chodź – szepnęła Gabi. – Może mi poradzisz?
Dość często, gdy opuszczała ją wena, szukała pomysłów w jego wyobraźni. Mimo że natura nie obdarzyła go szczególnym talentem, to miał dobry gust, odrobinę estetycznego wyczucia.
– Widzisz, utknęłam – odezwała się, z rezygnacją. Stali tak chwilę nad brystolem i kontemplowali rysunek. Nagą dziewczynę, w zawstydzonej pozie skuloną pod murem z wielkich, szaro granatowych kamieni. Wyglądało to tak, jakby postać wyłaniała się z mroku jakichś kazamatów, była jedynym, jasnym elementem.
– No, a jaki miałaś zamiar?
– Będziesz się śmiał. Chciałam ją związać pnącymi różami.
– Kicz – powiedział krótko.
– Uważasz, że moje pracę są kiczowate?
– Nie! Jeśli ją obłożysz różami, to będzie fatalnie wyglądało. Jak w tanim, starym, pornosie.
– Może i masz rację? – mruknęła zamyślona. I zaraz zapytała zniecierpliwiona. – To, co ja mam zrobić?
– Nic, no może popraw ją i tyle. Wystarczy, nie można przeładować.
Uklękła, wzięła pastele do ręki, chwilę rozważała gdzie zacząć. Zrobiła delikatną kreskę, roztarła ją, powtórzyła ten proces kilka razy i teraz skóra przedstawionej dziewczyny nabrała delikatnie wilgotnego połysku.
– Bardzo seksowna – mruknął Mikołaj, znacznie zniżając tembr głosu. Dyskretnie zerknął na swoją partnerkę. A ta udając zniesmaczenie, wydęła wargi i parsknęła.
– Też, mi! Kręcą cię rysunki.
Oparła się plecami o jego nogi, wyprężyła się, tak niby, od niechcenia.
– Swoją zmysłowość przenosisz na tworzone postacie. – Doskonale wiedział, jak zadowolą ją te słowa.
– Zboczuch – mruknęła i ze zwykłej przekory wbiła ząbki w jego palce. Nie za mocno, ale wystarczyło, aby poczuł ich ostrość.
Mikołaj kucnął za nią, objął ją i od razu skarcił, kąsając w szyje. Śmiech zmieszał się z jękiem bólu, ale nie protestowała, gdy włożył dłonie pod jej ubranie. Głaskał po brzuchu i powoli zdobywał kolejne partię ciała. Aż objął piersi, kciukami drażnił twarde brodawki.
– Lubię, jak mnie tak łaskoczesz – szepnęła, a jej głos zaczynał drżeć.
Mocniej ścisnął, masował okrężnym ruchem, dosłownie delektował się ich jędrnością i kształtem. Gabi ujęła za rąbek podkoszulki i ściągnęła, unosząc ręce, naprężyła ciało. A jej ruchy nabrały kociej miękkości.
– Tak będzie ci wygodniej – powiedziała z uśmiechem.
Wargami dotknął do jej ucha, musnął, owiał gorącym oddechem. Całując, zawędrował na szuję, ramię. Przygryzł tutaj skórę, zostawiając czerwony ślad.
– Zdejmij wszystko! – rozkazał półgłosem, jakby się bał, że głośniejszy ton rozproszy ulotność chwili. Opanował zniecierpliwienie, rozpalone pragnienia.
Posłusznie wstała, szybkim ruchem ściągnęła spodnie z majteczkami, kopnęła je na bok, żeby nie przeszkadzały. Wyprostowała się naga i spojrzała dumnie.
– O to jestem twoja! – powiedziała. W jej głosie wyczuł nie tylko podniecenie, ale i rodzaj uniesienia, jaką tworzy zmysłowa więź z drugim człowiekiem. Bez odrobiny wstydu rozstawiła nogi, jednak na tyle skromnie by nie wyglądało to na lubieżność. Mikołaj otaksował ją wzrokiem, obszedł, ciesząc się widokiem nagości. Było w tym coś z zachowania drapieżnika, którego upaja widok zdobyczy.
Położył dłoń na jej udzie, przesunął na biodro, następnie pośladek, ścisnął. Gabi czuła się jak niewolnica na targu, a to skojarzenie wywołało jeszcze większe mrowienie w podbrzuszu.
– Jesteś piękna! – szepnął.
Wiele raz widział jej nagość, a ciągle ulegał zachwytowi, jakby to był pierwszy raz.
Delikatnie zaokrąglony brzuch, linia bioder, wcięcie talli. Tak dobrze znał i odkrywał na nowo. Tak jak znamię na karku, trzy pieprzyki na łopatce. Ciągle ją dotykał, muskał, za chwilę dość mocno obmacywał. Lubił rozkosz przyprawiać odrobinką bólu, mieszać doznania, tak jak ona mieszała kolory farb. Dla uzyskania nowych odcieni, przez co każdy kolejny raz stawał się wyjątkowy. Zasłonił łono Gabi swoją dłonią, głaskał je, ze wprawą pieścił palcami. Oddech kobiety stał się szybki i gorący, zanurzył palce w jej pochwie.
– Jesteś bardzo wilgotna – powiedział i uważnie patrzył na reakcję.
Widok jak opuszcza spojrzenie, rumieni się na policzkach, sprawiał mu ogromną przyjemność.
– Wiem – szepnęła.
Pragnęła poczuć partnera mocniej, jak ją wypełnia, ogarnia sobą. Położyła się na podłodze, Mikołaj ściągnął ubranie, pochylił się do Gabrieli.
– Lubie wstydzić się, gdy jestem naga a ty ubrany, ale jak zdejmiesz ubranie, głupieje.
Głaskała jego ramiona, klatkę piersiową, razem z nim doznawała tego wyjątkowego stanu, gdy budzi się instynkt. Ta dzika cząstka duszy, której nie zagłuszyła cywilizacja i wpajane reguły. Objął kobietę, wszedł w jej wnętrze, czuła jak twardy członek porusza się w jej wnętrzu.
– Kocham cię mała – powiedział – Gabi, Gabi – sączył cichutkie słowa do ucha. Uwielbiała, jak szeptał imię, zamknęła oczy. Zapadła się w rozkosz, leżała bezwolna, zdana na jego pieszczoty i pragnienia. W pewnej chwili obrócił ja, stanowczym ruchem zmusił, by przyjęła pozycję na czworakach.
Roztarł rozgniecione na jej plecach drobiny pasteli z podłogi, czerwonej i niebieskiej. Powstały ślady jakby po chłoście. Była w tym odrobina perwersji, udawanego okrucieństwa, które wyzwala mroczne podniecenie. Chwycił ją mocno za kark, jednym ruchem bioder zagłębił w jej kobiecości. Krzyknęła, gdy rozkosz wymieszała się z lekkim bólem, szarpnęła głową, rozwiewając potargane włosy, wydała z siebie jęk i zarazem warkniecie. Na podobieństwo dzikiej istoty, zaskoczonej, że została poskromiona przyjemnością. Pot lśnił na skórze, mężczyzna oddychał zapachem jej ciała i podniecenia.
– Jestem twoja! – zwołała, gdy rozkosz sięgała już prawie szczytu. Pozbawiła ją kulturowego jarzma, które nie pozwala swobodnie okazać doznań spontanicznym krzykiem.
Jej ciało nagle się wyprężyło, mięśnie stężały i za chwile zaczęły konwulsyjnie drżeć. Na ten moment czas przestał istnieć.
A później oboje leżeli na podłodze, dwa nagie ciała splecione ze sobą, w jedną całość, jeden rytm oddechów.
– Ale ci serce wali – powiedziała do Mikołaja.
– To pomyśl mała, że każde uderzenie jest dla ciebie.
Uśmiechnęła się, przyłożyła ucho do jego piersi.
– Co robisz? – zapytał.
– Ciii! Nie zakłócaj, jeśli dla mnie, to chce się nasłuchać.
Pastele
1
Ostatnio zmieniony wt 11 lut 2014, 01:50 przez Gulo_Albus, łącznie zmieniany 2 razy.
Nieposłuszeństwo jest podstawą wolności, posłuszni muszą być niewolnicy.
Nam patriotom szabla i być może mogiła. Wam niewolnicy kajdany i zasłużone knuty.
Nam patriotom szabla i być może mogiła. Wam niewolnicy kajdany i zasłużone knuty.