16

Latest post of the previous page:

Marcin Dolecki pisze: Profesor, z którym miałem "wstęp do filozofii", twierdził, że każdy pomysł filozoficzny można w wyczerpujący sposób przedstawić w tekście liczącym co najwyżej 20 stron (mówił o stronach znormalizowanych), dłuższe prace powstają przede wszystkim z chęci wywołania wrażenia erudycji autora.
W jakim sensie "wyczerpujący"? Przedstawić najważniejsze punkty można. Niektórzy zrozumieją, inni nie. Ale liczy się też wrażenie, jakie wywiera sie na czytelniku. I nie chodzi o wrażenie erudycji autora :) ale o tę chwilę iluminacji, kiedy przedzierasz się przez w sumie nudny i niezrozumiały tekst, by nagle doznać olśnienia: "wiem, o co chodzi!" i nie chodzi o takie "wiem" w znaczeniu "kurczę w końcu cośtam załapałam/em", tylko wiedzę wynikająca z pewnego rodzaju wspólnego doświadczenia, które rodzi się, gdy podążamy za myślą autora. To więcej niż tylko suche rozumienie pojęć.
Marcin Dolecki pisze:W związku z ta opinią nasuwa mi się pytanie natury estetycznej: czy zwięzłość i zrozumiałość tekstu (oczywiście przez docelową grupę odbiorców) decyduje o jego elegancji?
Do pewnego tylko stopnia. W końcu to nie matematyka, żeby mierzyć elegancję ilością znaków.
Marcin Dolecki pisze:Profesor, z którym miałem "wstęp do filozofii"
Na UW? a tak z ciekawości, który? : >
„Nie rozumiem, wie pan, jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha!”

„I co to znaczy śmieszny? Cóż z tego, ileż to razy człowiek bywa albo wydaje się śmieszny? A teraz prawie wszyscy zdolni ludzie strasznie się boją śmieszności i w skutek tego są nieszczęśliwi.”

F.D.

18
ah, z Musiałem nigdy nie miałam zajęć akurat
„Nie rozumiem, wie pan, jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha!”

„I co to znaczy śmieszny? Cóż z tego, ileż to razy człowiek bywa albo wydaje się śmieszny? A teraz prawie wszyscy zdolni ludzie strasznie się boją śmieszności i w skutek tego są nieszczęśliwi.”

F.D.

19
Navajero pisze:Co do objętości książki to nie ma specjalnego sensu dostosowywać się nadmiernie do wymogów marketingu. Ile potrzeba, tyle napiszesz. Rzecz jasna w granicach rozsądku, nikt nie wyda debiutantowi powieści w pięciu tomach.
A jeśli powieść ma właśnie być kilkutomowa, co wtedy? Debiutant nie może napisać serii, tylko mus książkę jednego wieczora?

A tak do tematu. Aż do tej chwili sądziłam, że piszę w ślimaczym tempie, ale jak sobie przeliczyłam, to wyszło, że 160 tyś znaków potrafię trzasnąć w 3 miesiące, dodatkowo pisząc weekendowo, a najczęściej "jak się zachce". Naprawdę niedaleko stąd do tej średniej 300-500 tyś, więc pociesza mnie ten fakt zdecydowanie. Niemniej będąc przy 340 tyś, nie doszłam nawet do połowy opowieści (w tym pierwszego tomu) XD Zaledwie 25%. Na szczęście piszę non profit i na razie nie obowiązuję mnie żadne granice :D

20
A jeśli powieść ma właśnie być kilkutomowa, co wtedy? Debiutant nie może napisać serii, tylko mus książkę jednego wieczora?
Może pisać co chce. W końcu ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia;)
Wydawca ma trochę gorszą sytuację. Ale to w końcu nie nasz problem...
Jednak nawet powieści wielotomowej nie wydaje się chyba w całości od razu. Najpierw jeden tom. Jak tak na szybko się zastanowię to tak było z Harrym Potterem i Millenium. Jak chwyci pierwszy to leci się dalej. W tych dwóch przypadkach, które tak na szybko przyszły mi do głowy pierwszy tom (i w sumie nie tylko pierwszy) można traktować spokojnie jako zamkniętą całość. Wątpię czy pół świata czytałoby siedem tomów czarodzieja tylko dla finału w tym ostatnim.
A już taki Sapkowski to zaczynał Wiedźmina opowiadaniami zanim zrobiła się z tego wielotomowa saga z elementami reanimacji. Tam właściwie większość rozdziałów można traktować jako małe zamknięte opowiadania, a fabuła w skali całości snuje się leniwie niczym zapach bigosu po klatce schodowej w wielką sobotę.
Wydawcy chyba łatwiej (czyli taniej, czyli mniej ryzykownie) sprawdzić debiutanta w mniejszych kawałkach.
Ale z drugiej strony jak się machnie arcydzieło to nie powinno być problemów i z kilkoma tomami;)

21
Na forum mamy jedną autorkę, która zadebiutowała powieścią kilkutomową. Ale szukanie wydawcy zajęło jej ponad rok... Co swoją drogą i tak dobrze.
\

22
Seener pisze:Ale z drugiej strony jak się machnie arcydzieło to nie powinno być problemów i z kilkoma tomami;)
Tylko najpierw trzeba być tym mega szczęściarzem z talentem :mrgreen:

Czyli dobrze napisać zamkniętą całość, ale zostawić sobie otwartą furtkę, jeśli tekst okaże się hiciorem. No, na to to już tuż trzeba głębszego pomyślunku ;D

Choć gdybym upodobała sobie jakiś świat przedstawiony, bawiłabym się w nim bez względu na to, czy wydawca zechce, czy nie zechce. Internety są głębokie i szerokie, odbiorca znajdzie się zawsze.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”