Całość tutaj:
http://film.onet.pl/artykuly-i-wywiady/ ... obic/5vkkg
Zaciekawiła mnie część dotycząca inspiracji.
Jakby wszystko zaczyna się nie od fabuły ale ogólnego pomysłu i wydźwięku. Sytuacja, klimat, potem bohaterowie. Fabuła dopiero gdzieś na kolejnym miejscu. Podporządkowana temu.– Co pana inspiruje?
– Różnie to bywa. Np. inspiracją do „Seksmisji” był pomysł, że do „Odysei kosmicznej” Kubricka trafia dwóch Polaków. W przypadku „Vabanku” to był odcisk palców, który przestaje być bezspornym dowodem. Zobaczyłem to wcześniej w jakimś filmie, trzymałem w głowie i w końcu postanowiłem wykorzystać. Z pomysłami jest zresztą jak z kulą śniegową – obrastają, stają się coraz większe i pełniejsze. I na koniec coś można z nich zbudować, albo się rozsypują i należy je porzucić.
Z ostatnim filmem – „AmbaSSadą” – było tak, że się przeprowadziłem do śródmieścia Warszawy i dowiedziałem, że w tym samym miejscu stała przed wojną ambasada Niemiec. Zacząłem sprawdzać, dlaczego jej nie ma. Czyżby Polacy zburzyli ją po wojnie? Nie. We wrześniu 1939 roku Luftwaffe niechcący ją zbombardowało. To mi dało pomysł na film.
W przypadku „Vinci” inspiracją była historia o kradzieży „Mony Lisy” w 1912. Zginęła na parę lat z Luwru, potem ją odzyskali, ale przecież nie wiadomo, czy to prawdziwa „Mona Lisa”.
„Kingsajz”? Wróciłem z Ameryki po rocznym pobycie na stypendium i z miejsca wpadłem w depresję. Po roku w Kalifornii wylądowałem tutaj, w tym baraku. Nie ma nic, tylko szarość. Zastanawiałem się, czego mi najbardziej brakuje? Normalności: że wsiadam w samolot i tam wracam. Ale… ja przecież nie mam paszportu. Dlatego w „Kingsajzie” jest o tych paszportach. O wolności. Jeszcze mi Beata Tyszkiewicz szepnęła: „Ty musisz film o krasnoludkach zrobić”. Synapsy zadziałały i miałem film.
„Deja vu” to podróż do Rosji. Rosjanie uwielbiali „Seksmisję”, zaprosili mnie i powiedzieli, że mogę zrobić, co tylko chcę. Chciałem „Mistrza i Małgorzatę”. Na to oni się uśmiechnęli i zrozumiałem, że może jednak nie zrobię wszystkiego, co chcę. Powstał więc film o tym, jak socjalizm rozwala wszystko – nawet najlepsze organizacje przestępcze.
Potem był „V.I.P”. Zapragnąłem zrobić poważny film, bo już można było: mieliśmy upragnioną wolność. Jakiś policjant opowiedział mi o aferze „Żelazo” – jak wynajęci przez rząd PRL włamywacze obrabiali sklepy jubilerskie na Zachodzie, i to się rozwinęło w scenariusz.
I jeszcze jeden smaczek.
– Na czym polega problem?
– Słabe pomysły, brak mocnej struktury, szwankują dialogi, scenariusze są nieporadne, wtórne. Kino gatunkowe w Polsce nie istnieje. Raz, że mało się pisze dobrych scenariuszy, dwa – niewiele osób umie czytać scenariusze i zdecydować, czy coś z tego wyjdzie, czy nie.