Znaczy, ogólnie to zgadzam się ze wszystkim, co tutaj:
http://hejterzymy.blox.pl/2011/02/spali ... zieci.html
i do tego uważam, że uprzywilejowywanie książek jako jakiegoś wyjątkowego nośnika kultury jest nieuzasadnione, bo ogólnie "prawda o człowieku", jeśli jakaś jest, musi być zawarta w każdym jednym wytworze ludzkości na przestrzeni dziejów, inaczej jest co najwyżej prawdą o jakimś szczególnym podzbiorze ludzi. Zgodnie z tym, tyle samo można się dowiedzieć o świecie i życiu, analizując powieść Dostojewskiego, najnowszy teledysk Nicki Minaj albo modem leżący na moim biurku. A najwięcej dowiemy się, analizując te trzy przedmioty na raz i porównując je ze sobą, bo z pewnej perspektywy nie ma między nimi szczególnej różnicy.
Poza tym w kwestii krytyki literackiej jestem zwolennikiem postmodernizmu w tym sensie, że uważam, że wierne opisanie intencjonalności jakiegoś podmiotu jest dla innego podmiotu zupełnie niemożliwe, więc nie warto próbować. Znaczy, znowu: jeśli ktoś chce, to może sobie zostać (neo)strukturalistą i poszukiwać *prawdziwego* znaczenia tekstu. Od tego mamy przecież kapitalizm, żeby każdy mógł sam zdecydować, czy woli colę, czy pepsi. Mnie taki projekt jednak nie interesuje i wolę się skupić na moim odbieraniu tekstu, tego, co powoduje w mojej głowie i jak wpisuje się w mój obraz świata. (Co nie jest tak egoistyczne, jak brzmi, bo mój obraz świata zawiera w sobie próbę zrozumienia i empatyzowania z każdym człowiekiem w historii, w tym autorem książki, którą przydarzy mi się czytać. Wiem, że męcę, no ale.)
No i im więcej znam się na sztuce w ogóle, tym większego nabieram przekonania, że tekst pisany to w ogóle jakiś beznadziejny, prostacki wynalazek, który z racji swoich ograniczeń i krzywdy, jaką robi ludziom, spłycając ich procesy myślowe, powinien zostać zakazany w ogóle. Dawid Kaufman w latach 20. w ZSRR pisał (hihi), że w technokomunistycznej utopii cała komunikacja kulturowa będzie się odbywała za pomocą filmu, bo w filmie organem rejestrującym rzeczywistość jest obiektywna, mechaniczna kamera, a w literaturze - skrajnie subiektywny umysł ludzki. Moim zdaniem jest w tym coś głęboko prawdziwego, i bardzo mnie smuci, że tyle osób ma umysł tak zacietrzewiony przez książki, że nie potrafi spojrzeć na film jak na obraz, tylko jak na dzieło pseudo-literackie. No ale to już inny temat
