Biegając w ciemnościach.

1
Ostatnim razem bardzo dobrze mi się biegło, gdy za barierkami stali ludzie, którzy mówili od czasu do czasu "O, nieźle! Całkiem nieźle!", gdy akurat udało mi się danego dnia przebiec bardzo dużo znaków i przezwyciężyć niemoc twórczą.

Oto teraz gapię się na pustą stronę edytora tekstu (no, nie tak znowu pustą - jest na niej tytuł powieści i jej podtytuł, nad którym długo myślałem, oraz moje skromne nazwisko i źródło inspiracji). Ba, poniżej jest nawet napisane "Rozdział I. Światełko w ciemności."

Przez ostatnie dwa dni szlifowałem pomysł, który narodził się w mojej głowie dość dawno temu i doszedłem do wniosku, że, mimo iż nie do końca mój i oryginalny, jest dobry. Co więcej, daje pewne szanse na zajęcie pewnej niszy literackiej, która w Polsce leży odłogiem. Postaram się ów nieużytek zagospodarować.

Jak na razie mam pomysł rozpisany na kilkunastu kartkach A4 kolorowymi długopisami oraz Specjalnym Długopisem z Sową na Czubku. Ładny jest. I sowa symbolizuje mądrość, może się na coś przyda, choć mnie kojarzy się raczej z cichym lataniem (naprawdę w ogóle ich nie słychać - wiem, bo miałem sowę jeszcze zanim miał ją chłopiec o imieniu Potter) i dziwnym rozłożeniem uszu.

Przez dwa dni ów pomysł dopracowywałem i jak na razie obejmuje on raptem kilka rozdziałów dość nudnej książki, albowiem jest całkiem możliwe, że bohater będzie się tylko snuł i od czasu do czasu rzucał jakieś przekleństwo na widok tego czy tamtego. Mam nadzieję, że uda mi się uczynić owo snucie się na tyle interesującym, by czytelnicy nie posnęli.

No cóż, zabieram się do roboty.

Do biegu, gotowi... ała, moja noga, ledwo chodzę!
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

2
Wszelki duch, Mich'Ael!

Zostaję Twoją pomponiarą ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
No dobra, bałem się, że w ogóle nie pobiegnę, a wychodzi na to, że ruszyłem sprintem - 8 526 znaków do przodu.

Otwierająca scena historii (jeszcze nie będę jej chyba nazywał powieścią) napisana, wyszła znacznie dłuższa, niż zamierzałem, i zrobiły się z niej dwie sceny, ale to dobrze, bo całość mi się raczej podoba.

Uff, to pierwszy raz od naprawdę dawna, gdy znowu siadłem do pisania z zamiarem napisania czegoś stricte literackiego i twórczego (w odróżnieniu od zamiaru przetłumaczenia czegoś na inny język). W zasadzie przez rok czy dwa lata wydałem na świat tylko opowiadanie z pszczołami i pszczelarzami w roli głównej, którego do tej pory nie przeczytałem, bo boję się, że jest słabe.

No nic, oby więcej piszących dni jak dzisiaj.

EDIT:
A, a to jest "piosenka przewodnia" całego projektu, która wiąże się z nim raczej pośrednio:
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

4
Dzień dzisiejszy:
Pobudka o 6.30, bo poszedłem spać o 22 i dlatego, że od rana jest gorąco jak w piecu. Dużo pracy nad tłumaczeniami, w końcu pieniążki nie biorą się znikąd. Poczytanie tej książki, poczytanie tamtej, parę angielskich słówek do przodu, parę terminów z zakresu prawa karnego też - czyli nic wielkiego ("same old, same old", jak mawiają angliczanie).

A powieść leży... Przemyślałem jedną scenę, ale jeszcze jej sobie nie rozpisałem dokładnie, więc będzie musiała poczekać do wieczora. A nuż się uda. Jak na razie zawrotne ZERO znaków do przodu...
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

6
Piosenka przewodnia tworzy bardzo ciekawy nastrój. W takich klimatach chyba można snuć się interesująco. ;)

Życzę powodzenia w tych biegach (nawet z bolącą nogą - też da radę) :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

7
Jak na razie wymierne postępy niewielkie - dużo pracy mam, więc wieczorami mam już raczej dość stukania w klawiaturę i nie piszę na komputerze, ale...

... no właśnie, na komputerze nie piszę. Nie znaczy to, że w ogóle nie piszę. Robię sobie bardzo dokładne notatki (z planem pomieszczeń!) obejmujące wszystkie szczegóły, o których nawet nie pomyślałem, dopóki sobie tego wszystkiego nie rozrysowałem... To było wielkie pole do siania głupich błędów, a tak to nie dość, że, być może, wyjdzie bardziej realistycznie (bo wiem nawet, jak w danym miejscu będzie pachnieć i jaka będzie faktura ścian, choć może nie wszystko to zaserwuję czytelnikowi) to jeszcze sam się lepiej orientuję we własnym pomyśle.

Wniosek - takie notatki BARDZO pomagają. Raz, że się nie gubię w meandrach własnego pomysłu. Dwa, że mam wyraźnie zaznaczone najważniejsze rzeczy, o których zapomnieć nie mogę (kolorowymi długopisami, czterech kolorów używam). Trzy, że bohaterowi się potem kolor oczu nagle nie zmieni, a akurat kolor ocząt będzie dość ważny. ;)

Do tego robię sporo poszukiwań w Internecie - youtube jest nieoceniony!

Podsumowując - w znakach wynik marny, ale jakoś to idzie. Być może w weekend będzie Obłąkańczy Przebłysk Geniuszu i zacznę to spisywać z zawrotną prędkością.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

8
Planowanie to też istotna część pracy. Jeśli faktycznie poświęcasz mu czas i myśli, to to jak najbardziej liczy się jako postępy. :D
Ale oczywiście życzę Obłąkańczego Przebłysku Geniuszu jak najszybciej.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

10
Mich'Ael pisze: ... no właśnie, na komputerze nie piszę. Nie znaczy to, że w ogóle nie piszę. Robię sobie bardzo dokładne notatki (z planem pomieszczeń!) obejmujące wszystkie szczegóły, o których nawet nie pomyślałem, dopóki sobie tego wszystkiego nie rozrysowałem... To było wielkie pole do siania głupich błędów, a tak to nie dość, że, być może, wyjdzie bardziej realistycznie (bo wiem nawet, jak w danym miejscu będzie pachnieć i jaka będzie faktura ścian, choć może nie wszystko to zaserwuję czytelnikowi) to jeszcze sam się lepiej orientuję we własnym pomyśle.

Wniosek - takie notatki BARDZO pomagają. Raz, że się nie gubię w meandrach własnego pomysłu. Dwa, że mam wyraźnie zaznaczone najważniejsze rzeczy, o których zapomnieć nie mogę (kolorowymi długopisami, czterech kolorów używam). Trzy, że bohaterowi się potem kolor oczu nagle nie zmieni, a akurat kolor ocząt będzie dość ważny. ;)
Ah... właśnie o to pytałem (chyba wczoraj) na forum. Dziękuję za (zapewne nieświadomą, ale bardzo pomocną) opinię :) .

Cóż, nie będę więcej mendził, życzę powodzenia w pisaniu i (nie)połamania nogów (i ręków też i ręków też!!!)!

12
Postępy - zerowe. Pod każdym względem.

Zamierzałem się już poddać, zatrzymać, aby albo paść na twarz ze zmęczenia albo machnąć ręką i, ze skwaszoną miną i nieszczerym uśmiechem, rzec "Eeee tam, i tak nie lubię biegać."

Otóż nie, ja lubię biegać.

Usiadłem, przemyślałem, wykonałem wiele rzutów nożami (w pieniek, nie w drzewa czy ludzi) i poćwiczyłem Zornhau i Zwerchau mieczem półtoraręcznym na wyimaginowanym przeciwniku (poważnie). I pobiegałem. Jak to zwykle bywa, wysiłek fizyczny pomógł w ogarnięciu myśli nieuczesanych.

I to jak pomógł. Myślę, że jeszcze za wcześnie, by się poddawać i projekt zarzucać (choć chodziło mi też po głowie przesunięcie go na następny miesiąc, acz pozostałby mi po tym niesmak porażki, który zatrułby wszelką działalność kreatywną).


Zatem:

Po pierwsze - usunę rzeczy, które mi w pisaniu przeszkadzają, tzw. dystraktory (nie, nie będę nikomu głów obcinał, dystraktory są raczej ulotne i niematerialne, przebrzydłe stworzenia). Namysł tu pomógł, gdyż rzeczone dystraktory zostały po raz pierwszy od dawna zidentyfikowane i, od dzisiejszego wieczora, mam nadzieję, odprawione w niebyt. Przynajmniej tymczasowo, bo one zawsze wracają, w tej czy innej postaci.

Po drugie - inne podejście do pisania. Odmienne od mojego zwyczajowego. Zwykle siadam i opisuję całą scenę, która mi się zagnieździła pod czaszką. I jest git. Problem jednak w tym, że w tym miesiącu mam kilka-kilkanaście innych spraw na głowie i od jego początku nie miałem czasu na coś takiego (no, raz miałem). Spróbuję zatem po kawałku, po 500 czy 1000 słów dziennie, 2000 jak bardzo dobrze pójdzie.

Po trzecie - "cóż może zmienić naturę człowieka?" ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

14
Trochę poniżej 5 000 znaków, czyli jakieś 900 słów.

Jak na mnie - skromniutko.

Jak na to, do czego byłem w stanie zmotywować się ostatnimi czasy - całkiem nieźle.

Motywuje mnie do dalszego pisania głównie scena, w której główny bohater, jak w piosence, którą zamieściłem tutaj w linku, zatańczy wśród popiołów pozostałych po zniszczonym świecie. A zatańczy nielicho, może nawet hołubca jakiego wytnie... No dobra, nie będzie tańczył raczej. Może trochę pojeździ samochodem.

Tak czy siak - scena, przez którą w tych 900 słowach udało mi się przebić (no, tak gdzieś w połowie), sprawiała mi problemy, bo ciężko wyważyć odpowiednio opisy, żeby nie były zbyt nudne.

Jeszcze cięższe były modlitwy i w ogóle rytuały... Uch, jak się nie jest religijnym, trzeba KONIECZNIE znaleźć zakurzoną książeczkę do nabożeństwa, inaczej opisywanie czegoś zbliżonego do mszy świętej jest jak opisywanie walki na miecze, jeżeli nigdy się nie dzierżyło miecza w ręku. Albo gorzej.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Maraton pisarski”

cron