16

Latest post of the previous page:

Navajero, ale wówczas to przeczyłoby temu, co napisałeś na początku tego wątku: że warsztat jest podrzędny w stosunku do fabuły.

[ Dodano: Czw 31 Lip, 2014 ]
Trudno uniknąć jakichkolwiek inspiracji pracami poprzedników, ale gdy zasadnicza warstwa fabularna jest "zapożyczona" to trudno byłoby - przynajmniej bez poważnych wątpliwości - określić dzieło wtórne jako wybitne, czy nawet świetne.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

17
Marcin Dolecki pisze:Navajero, ale wówczas to przeczyłoby temu, co napisałeś na początku tego wątku: że warsztat jest podrzędny w stosunku do fabuły.
Nie przeczyłoby, bo rzecz nie w warsztacie. Dobry warsztatowo, ale wtórny tekst, nie jest niczym niezwykłym czy genialnym. Jednak można opowiedzieć tę samą historię, wykorzystać te same schematy w sposób równie, a nawet bardziej interesujący niż w pierwowzorze. Ale to kwestia nie tyle warsztatu, co tego o czym pisała Natasza: melodyki tekstu, sposobu narracji: jednym słowem talentu.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Re: Znajomość warsztatu psuje przyjemność czytania..

18
szopen pisze: I ostatnio mam tak coraz częściej z książkami. Czytając, odruchowo zauważam "o tutaj jest powtórzenie, autor powinien to poprawić".

Też tak macie? Czy znajomość (choćby tak pobieżna, jak moja) warsztatu psuje wam radość czytania niektórych książek?
to nasza choroba zawodowa...

*

Odnośnie Meliklesa - z tego co mi się kołata autor p. Makowiecki napisał to w w czasie okupacji żeby podnieść na duchu dzieci własne - wydania książki nie dożył - zmarł wkrótce po wojnie. Nie wiem czy przed pierwszym wydaniem (1947) był w stanie dokonywać poprawek redaktorskich.

Szkoda że tak się skończyło - bo sądząc po tej próbce miał potencjał - nie jestem tylko pewien na ile dzieło trzyma się realiów historycznych.

teoretycznie można by dokonać redakcji i usunąć najbardziej oczywiste usterki językowe.
tylko pytanie czy jest to niezbędne.

19
"Przygody Meliklesa Greka" czytałam jakoś w wieku wczesnonastoletnim i podobały mi się, do tej pory pamiętam dużo szczegółów (np. to, jak Nehurabhed wykorzystał swoje uczulenie na krewetki). Nawet jeśli do stylu można mieć zastrzeżenia, książka nadrabia to wciągającą akcją. Ciekawe, jak odbierałabym ją teraz. Jakiś czas temu miałam fazę na przypominanie sobie ukochanych lektur sprzed lat i odkryłam, że niektóre nadal są w stanie dać mi sporo frajdy z czytania - np. "Paziowie króla Zygmunta", książka obiektywnie świetnie, dowcipnie napisana - inne z kolei wydały mi się strasznie topornie pisane i naiwne.

Owszem, teraz, kiedy coś czytam, to w trakcie lektury zawsze zauważam powtórzenia itp. Ale jeśli książka jest ogólnie dobrze napisana, to pojedyncze powtórzenia czy inne niedociągnięcia redakcyjne w małym stężeniu na pewno nie zepsują mi przyjemności z czytania. Bardziej istotne jest dla mnie to, czy autor umie prowadzić narrację i czy logika w tekście nie kwiczy (ostatnio właśnie nacięłam się na ładnie napisaną powieść obyczajową, gdzie logika kwiczy potwornie - no i co z tego, że autorka umie składać zgrabne zdania, jeśli fabuła jest bzdurna :roll: ).
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

20
Uważam, że z uczeniem się warsztatu jest trochę jak z zostaniem smakoszem: czerpie się wtedy pełniejszą, świadomą przyjemność z lektury. Książki, które dawniej by nas nie zaciekawiły, mogą odkryć drugie, trzecie dno, choćby w samej warstwie językowej. Za to niektóre dania, które wcześniej pałaszowało się ze smakiem... powiedzmy że przestaną zachwycać ;)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

21
Odkąd zacząłem się poważniej tym interesować, błędy redakcyjne i babole przeoczone przez korektę wkurzają mnie osiem razy mocniej. Jasne, że:
Jason pisze:czerpie się wtedy pełniejszą, świadomą przyjemność z lektury.
ale i ból w wypadku błędów jest większy. To tak samo, jak praca jako tester gier video.
Myślisz sobie "super, będę grał za pieniądze", a w rzeczywistości zyskujesz obsesję na punkcie błędów i nie jesteś w stanie, jak dawniej, po prostu cieszyć się kontaktem z konkretnym dziełem, tylko analizujesz je pod względem technicznym.
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

22
Zaprawde bolesne jest czytanie biografii (nawet Marlona Brando) po lekturze przykładowo Morfiny.
ludzie cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.

23
Z wiekszoscia rzeczy, ktore tu piszecie sie zgadzam. Min. z tym, ze wylapywanie niedociagniec przez czytelnika dotyka tylko ksiazek przecietnych i slabych. Natomiast nie zgadzam sie z tym, ze w literaturze sa prawdy obiektywne. Moge uslyszec (przyczytac) jakas?
2+2=17

24
Jak nie ma. Jest kanon, który obiektywnie jest wybitny i filtr jakiegoś ułomka tego nie zmieni. Nawet jeśli powie, że Greye to najlepsze książki wszechświata i że przeczytał kawałek Faulknera i to gówno, nie literatura.
ludzie cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.

25
Ech, chciałbym tak znać warsztat, by psuć sobie przyjemność czytania książek.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

26
Ciężko się nie zgodzić z tym, że jeżeli styl autora, treść książki wciąga, to błędy nie mają znaczenia, są niewidoczne. W innym przypadku może być różnie. Osobną kwestią jest ów tajemniczy "warsztat pisarski". Bo co to za zwierz? Znajomość ojczystego języka na poziomie gramatyki, fleksji, ortografii? Miałbym poważne wątpliwości. I raczej jestem skłonny uważać, że warsztat pisarski, to raczej punkt widzenia, doświadczenia życiowe, wiedza, asocjacje, styl danego pisarza raczej. Czyli jestem zwolennikiem tezy, że każdy pisarz ma swój własny warsztat. Sposób tworzenia. Zatem znajomość własnego warsztatu daje tu jedynie umiejętność zauważenia błędów, których sami unikamy, poza rzecz jasna oczywistymi błędami, gdy korekta dała plamę. I na koniec, krótki przykład z pewnej książki:

"Jest chudy, okryty płaszczem z kapturem i trzyma w ręku połeć słoniny, od którego odkrawa niewielkie kawałki trzymanym w dłoni zakrzywionym nożem.

Spokojnie sznuruję rozporek. Zdążę w razie czego. Zdążę zanim zeskoczy z kozła albo sięgnie po cokolwiek ostrego."
Mówiąc szczerze, miałem wszelkie dane, żeby stać się niezłym drugorzędnym poetą, ale to nic nie znaczy, ponieważ mam ten typ osobowości, że mogę być niezły drugorzędny w każdej dziedzinie i to bez specjalnego wysiłku.

R. Chandler

http://loco-muerte.blogspot.com/
http://locomuerte.tumblr.com/

27
Autor dysponujący dobrym warsztatem to taki, który pisze nie tylko poprawnie, lecz również "gładko" oraz interesująco. Ocena warsztatu zależy zatem także od gustu czytelnika.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

28
Marcin Dolecki pisze:Ocena warsztatu zależy zatem także od gustu czytelnika.
Nie do końca zgodzę się z tym stwierdzeniem.
Oczywiście, jeśli ocenia się tylko przez krótkie subiektywne podoba / nie podoba, brana jest pod uwagę całość, która wynika z warsztatu autora, tematu tekstu oraz (w dużym stopniu) oczekiwań czytelnika. Ale przy bardziej wnikliwym podejściu, uważam, że jest możliwe na pewnym poziomie oddzielenie gustu od oceny innych części składowych dzieła. Przeczytałam nie raz powieści, które mnie nie porwały tematem, czy wysnutymi wnioskami, ale jestem w stanie docenić biegłość warsztatową autora, w tym płynność narracji itp.
W innych sztukach też to występuje – osobiście nie podoba mi się, na przykład, malarstwo Matejki i nie powiesiłabym żadnej reprodukcji w domu, ale z powodu gustu, nie kwestionuje jego mistrzostwa oraz faktu, że ta sztuka miała i ma żywotne miejsce w historii oraz kulturze.

Warsztat pojmuję nie tylko jako znajomość języka na poziomie ortografii czy fleksji, ale na umiejętności i świadomości wyboru akurat tych środków językowych, które najlepiej zobrazują pomysł / ideę tekstu. Warsztat to też konstrukcja, struktura, schowana pod słowami. Błędnie postawione przecinki można łatwo poprawić, zła konstrukcja albo przekreśla tekst, albo wymaga sporej ingerencji w celu jego naprawienia.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

29
Czytam dzieciom także Lema (wybrane z "Bajek Robotów"). I nigdy nie miałem tego samego uczucia jak z Meliklesem Grekiem - powiem nawet więcej, czytając, odnajduję w tekście coraz to nowe smaczki i nowe piękno.

Więc chyba faktycznie znajomość warsztatu psuje przyjemność czytania niektórych pisarzy, lecz powiększa przyjemność przy czytaniu innych.
http://radomirdarmila.pl

30
Jason pisze:Uważam, że z uczeniem się warsztatu jest trochę jak z zostaniem smakoszem: czerpie się wtedy pełniejszą, świadomą przyjemność z lektury. Książki, które dawniej by nas nie zaciekawiły, mogą odkryć drugie, trzecie dno, choćby w samej warstwie językowej. Za to niektóre dania, które wcześniej pałaszowało się ze smakiem... powiedzmy że przestaną zachwycać ;)
Potwierdzam.Chociaż bardziej kierowałbym się w inną stronę:
Uczenie się warsztatu, to jak zaglądanie do kuchni w restauracjach. Wytwory jednych, choć niezaprzeczalnie piękne na talerzu, zostaną nam obrzydzone przez niechlujny i niezdrowy sposób przygotowania, a te drugich okażą się o wiele pożywniejsze i pełne smaku, dlatego zaczniemy się nimi rozkoszować.

31
Warsztat pisarza - w przeciwieństwie do warsztatu kulinarnego - jest niemożliwy do ukrycia (jeśli autor nie pisze wyłącznie "do szuflady").
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”