16

Latest post of the previous page:

A.Vox pisze:Co to jest ten 'Wolumen'?
Bazar na wawrzyszewie: http://www.gieldawolumen.pl/
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

17
okej

[ Komentarz dodany przez: ithilhin: Pią 26 Cze, 2015 ]
Poprzednia wersja komentarza była lepsza, bo nie była jednowyrazowa. Proszę unikać tak oszczędnych wypowiedzi w przyszłości, dziękuję.
Ostatnio zmieniony pt 26 cze 2015, 21:09 przez Arctur Y. Vox, łącznie zmieniany 1 raz.
Me ne frego

18
Wyrżnął ją w twarz z taką siłą, że poczuł pod pięścią zgrzyt pękającej szczęki.
Powinno być wyrżnął JEJ w twarz. "Ją" ewentualnie pasowałoby w wersji: wyrżnął ją z pięści... ale i tak "jej" będzie lepiej. Poza tym słusznie (i nie ma co się dewocyjnie obruszać) kojarzy się to z seksem i dopiero drugi człon zdania konkretyzuje, jednak powrót czytelnika na właściwe tory nie odbywa się bez zgrzytu w tym momencie.
Dziwka runęła w tył, na stolik do kawy, dzbanek, filiżanki – porcelanowe, Villeory&Boch, po siedemdziesiąt pięć za sztukę – fiknęła jak artystka, rozwierając ramiona w pustym geście obejmującym uciekający świat. Huk drewna, brzęk szkła i głuchy łomot ciała wbijającego w dywan iluzję elegancji zirytował go i zepsuł przyjemność. Mogłaby, głupia kurwa, być ciszej, przecież ostrzegał, że boli go głowa. Od rana, odkąd lekarz podsunął pod nos wyniki badań i z pseudowspółczującym wyrazem twarzy zręcznie obrócił pod sufitem słownik gwary medycznej.
Czy aby na pewno cennik itp. są tu konieczne? Rozumiem, że to taki styl narracji, ale ten styl na dzień dobry odepchnie zbyt wielu. Narrator znajdzie lepsze miejsce, by opisać sprzęty, a ani bohatera, ani dziewczynki nie obchodzi cena porcelany przecież. Dobre spostrzeżenie o irytacji ginie gdzieś w tym natłoku.
Siedział z wyrazem twarzy recepcjonistki z jego biura, gdy mówił, że nie ma czasu na kolejne spotkanie – otwarta buzia, oczy zesztywniałe zdumieniem i, był pewny, drgający mięsień lewej dolnej powieki.
Jakaś recepcjonistka, jakieś biuro, jakiś wyraz, jakiś on. Takie porównanie byłoby dobre za dwadzieścia - dwieście stron, po uprzednim poznaniu biura, recepcjonistki i jego samego. A to drganie to u niej też powinno być - tak wynika z tekstu - oboje mają ten sam tik więc. Oczy zesztywniałe - ryzykowne, ale w sumie dobre, trzeba szukać nowych określeń.

Dziwka to, dziwka tamto.
Dziwka jęknęła, zbierając się z ruin stylizacji buduarowej, złożyła nogi miedzy którymi pół godziny temu doszedł po trzech ruchach, sturlała się na dywan, podparła rekami, podnosząc na czworakach i wypluła krew.
To jakiś mortal kombat połączony bandą imiesłowowo-czasownikową i policyjnymi protokołami.
Znów za dużo na raz.
Z cieniem zaskoczenia zauważył, że nie płakała. Może nie pierwszyzna, w tym zawodzie trafia się różnych ludzi, niektórzy, jak on, mają bliżej do wściekłych szympansów niż domowych psów.
Jakie znowu wściekłe szympansy? A że niby domowe psy to co? Z czym mają się kojarzyć? Bo mi kojarzą się z buldogami francuskimi. Ostatnio taki jeden próbował mnie gonić, więc wbiłam mu szpileczkę :twisted:
Metafora zupełnie nietrafiona, zwłaszcza, że jest to mowa pozornie zależna - bohater nie powinien prowadzić rozważań o klienteli, a przynajmniej nie na tym etapie.

Spojrzała na niego z wyrzutem. Pokazała środkowy palec. Pomyślał, że dobrze, że nie mogła mówić, bo – był pewny – nawsadzałaby mu jak gruba przekupka na Wolumenie kradnącemu pomarańcze żulikowi.
Znów kulawa metafora. Jużci żule kradną pomarańcze. I zupełnie inne byłoby to nawsadzanie. Zupełnie.
Dopędzić takiego nie dałaby rady, zresztą, kto by jej w tym czasie kramu pilnował, ale słowa mają moc, zaklinają rzeczywistość, wyginają umysły i oblepiają winowajcę jak gumowe, kleiste frędzle.
Komentarza brak.
Dziwka, jego dziwka, milcząc z wyrzutem klęła wzrokiem i ruchem dłoni. Wypięta, wciąż na czworakach, powoli wypuściła z ust kolejną strużkę śliny zmieszanej z krwią. A on poczuł, jak mu staje. Mimo zmęczenia, bólu głowy i wyrzutów sumienia, które gdzieś w pobliżu żołądka rozkręcały dyskotekę, krew zdecydowanym pulsowaniem wędrowała w dół, omijając mózg szerokim kołem, podobnie jak skurcze tańcujących pomiędzy dwoma ośrodkami decyzyjnymi dywagacji o poczuciu winy i zadośćuczynieniu, niżej, w podbrzusze, gdzie władzę przewrotem obejmowała biologia, spychając garnitur cywilizacji na południowy zachód.
W takich fragmentach (i w ogóle) trzeba wyjść z jedynego słusznego założenia: czytelnik to nie aspirujący prowincjusz, a pisarz to nie sprzedawca miesiąca. Nie dobudowywuj ornamentów na stodole - bo ani nie przekazujesz niczego nowego, ani nie robisz tego w sposób w którym styl byłby samowystarczalny. Zamiast tego bełkotu postaraj się opisać tę scenę na sposób unikatowy- zobacz: pomiędzy rozbitymi sprzętami masz dwoje ludzi, ofiarę i kata, dla obojga nie jest to sytuacja wymarzona, przed chwilą nastąpił incydent - to aż się prosi o nieszablonowy opis - jest tyle możliwych niuansów, interakcji, gestów.
Podszedł do kobiety, zadarł krótką spódniczkę i wrócił w miejsce, które nie tak dawno oznaczył przeniesieniem i rozładowaniem emocji.
Że co? On był klientem, ona prostytutką. Po prostu wrócili do punktu wyjścia, a Ty dorabiasz do tego jakąś filozofię, zupełnie nieczytelną w dodatku.
Podszedł do kobiety, zadarł krótką spódniczkę i wrócił w miejsce, które nie tak dawno oznaczył przeniesieniem i rozładowaniem emocji. Szarpnęła się w proteście, odwróciła, patrząc na niego z wyrzutem, ale nie protestowała. W każdym razie nie werbalnie, za to nawet nie drgnęła, zachowując się jak każda plastykowa lalka do dmuchania, do tego stopnia, że czuł, jak z każdym ruchem coraz mniej mu się to podoba.
Zaklął, czując, że nic z tego nie będzie.
Jakże ona z tym wyrzutem na niego spogladała ciągle. To szarpnęła się czy nawet nie drgnęła? Aha - szarpnęła się, wszedł w nią i wtedy nie drgnęła - wypinała się jak kłoda. Szkoda, że trzeba się domyślać.
Błysnęła wściekłością, oczami, ruchem ciała i wulgarnymi gestami, które opisały go równie sprawnie jak słowa. Jego i jego przodków do piątego pokolenia wstecz. Robaki ujeżdżane prze Erynie użarły mocniej. Pomyślał, że powinien się jednak napić, później, jak wrócą.
Kompletny paździerz, niezasługujący na pochylenie się.
Nie zdążył postawić firewalla, a cios przeszedł przez bariery jak zęby przez gotowaną ośmiornicę – Leszek poczuł tylko jak jego system obronny ugina się, rozszczelnia i wpuszcza uderzenie głębiej niż kiedykolwiek ktoś zdołał się przebić.
Najpierw metafora, a potem jej wyjaśnienie - tak się nie robi. Albo albo. Paździerz. Poza tym firewalla się nie stawia nagle, jego istotą jest nieustanne działanie w tle.
Zeszli do samochodu, dotarcie do kliniki zajęło niecałe piętnaście minut, potem oddał kobietę w ręce personelu medycznego, a sam poszedł do swojego biura.
Znów protokół milicyjny.
Kłopot, że zanim uzyskała wymarzone kształty wodził za nią wzrokiem głodnego psa obserwującego modelkę z hamburgerem, po operacji stracił całe zainteresowanie.
Babolarium odżyje dzięki takim czymś. Albo albo. Albo facet gwałci wzrokiem, albo pies nie spuszcza wzroku z kości. Hamburger będzie dla psa równie wielkim obiektem pożądania jeśli nie będzie trzymany przez modelkę.
Przytaknął nieartykułowanym pomrukiem, niemal natychmiast tracąc zainteresowanie pracownicą, chociaż kusa, obcisła spódnica podkreślająca zgrabny tyłek powinna zwrócić jego uwagę.
Ale nie dziś. Dziś już przejebał swój czas, więc tym razem nawet mu nie stanął.
Nie wszystko kręci się u facetów wokół seksu, ordynarność narratora też jest zbędna.

W ogóle tekst jest przeładowany: dziwka, szczęka, ruchanie, bohater piękny, bogaty i sławny, rak, sekretarka. Niestety rzadko kiedy udaje się połączyć to wszystko. Tu było zbyt dosłownie, a miejscami zbyt przegadane. Postacie papierowe. Wydarzenia - prawdopodobne, ale przez papierowość postaci i drewno opisów wydają się raczej czymś na kształt fantazji zaprutego dresa.
Moim zdaniem ten tekst to ostrzeżenie - wystrzegaj się na przyszłość podobnych pokus. Pokus - w sensie takiego pójścia na łatwiznę, nie tematyki.

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 09:08 przez Smoke, łącznie zmieniany 1 raz.

19
Jestem padnieta - nadmorze wyczerpujące troszkę. Zamorduje cie jutro.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

21
Powinno być wyrżnął JEJ w twarz. "Ją" ewentualnie pasowałoby w wersji: wyrżnął ją z pięści... ale i tak "jej" będzie lepiej.
mi to jakoś nie po polskiemu brzmi.
Poza tym słusznie (i nie ma co się dewocyjnie obruszać) kojarzy się to z seksem i dopiero drugi człon zdania konkretyzuje, jednak powrót czytelnika na właściwe tory nie odbywa się bez zgrzytu w tym momencie.
"dewocyjnie obrażać"
wymyślił.
jakoś mam ochote umyć rece od tych czytelniczych skojarzeń.
Dziwka runęła w tył, na stolik do kawy, dzbanek, filiżanki – porcelanowe, Villeory&Boch, po siedemdziesiąt pięć za sztukę – fiknęła jak artystka, rozwierając ramiona w pustym geście obejmującym uciekający świat. Huk drewna, brzęk szkła i głuchy łomot ciała wbijającego w dywan iluzję elegancji zirytował go i zepsuł przyjemność. Mogłaby, głupia kurwa, być ciszej, przecież ostrzegał, że boli go głowa. Od rana, odkąd lekarz podsunął pod nos wyniki badań i z pseudowspółczującym wyrazem twarzy zręcznie obrócił pod sufitem słownik gwary medycznej.
Czy aby na pewno cennik itp. są tu konieczne?
konieczne. villeroy i bosh sa symbolem luksusu, dla niektórych, ofc, bo dla mnie to już taki np. łomonosow. ale ta marka nie jest powszechnie rozpoznawalna, więc poszłam na łatwiznę.
Rozumiem, że to taki styl narracji, ale ten styl na dzień dobry odepchnie zbyt wielu. Narrator znajdzie lepsze miejsce, by opisać sprzęty, a ani bohatera, ani dziewczynki nie obchodzi cena porcelany przecież. Dobre spostrzeżenie o irytacji ginie gdzieś w tym natłoku.
to sie łączy - osobowość panienki, która w miejsce obsługi klientów wklada porcelanowy serwis, fakt, że on rozpoznał markę, a co za tym idzie zdawał sobie sprawę z jej wartości, etc. poza tym zwraca uwagę na bohatera, bo ilu facetów będzie wiedziało cokolwiek o porcelanie - 95% pojęcia nie ma, co to villeroy&bosh.
ten wie, jest special :-P
Siedział z wyrazem twarzy recepcjonistki z jego biura, gdy mówił, że nie ma czasu na kolejne spotkanie – otwarta buzia, oczy zesztywniałe zdumieniem i, był pewny, drgający mięsień lewej dolnej powieki.
Jakaś recepcjonistka, jakieś biuro, jakiś wyraz, jakiś on. Takie porównanie byłoby dobre za dwadzieścia - dwieście stron, po uprzednim poznaniu biura, recepcjonistki i jego samego.
może to kwestia miejsca zamieszkania i stereotypów o panienkach na recepcji, jakie panuja w wawce - porównanie pasuje, klopot, że moze nie być uniwersalnie czytelne, choć wydawało mi sie, że jednak jest.
my bad.
A to drganie to u niej też powinno być - tak wynika z tekstu - oboje mają ten sam tik więc. Oczy zesztywniałe - ryzykowne, ale w sumie dobre, trzeba szukać nowych określeń.
tu racja - navek mruczał coś o surowiźnie ;-)
Dziwka to, dziwka tamto.
bo dziwka jest ważna, plus nie może gadać, więc robi to i tamto.
Dziwka jęknęła, zbierając się z ruin stylizacji buduarowej, złożyła nogi miedzy którymi pół godziny temu doszedł po trzech ruchach, sturlała się na dywan, podparła rekami, podnosząc na czworakach i wypluła krew.
To jakiś mortal kombat połączony bandą imiesłowowo-czasownikową i policyjnymi protokołami.
Znów za dużo na raz.
zasadniczo zdanie jest poprawnie zbudowane, da się śledzić wydarzenia, więc moze wolniej czytaj :szatan:
Z cieniem zaskoczenia zauważył, że nie płakała. Może nie pierwszyzna, w tym zawodzie trafia się różnych ludzi, niektórzy, jak on, mają bliżej do wściekłych szympansów niż domowych psów.
Jakie znowu wściekłe szympansy? A że niby domowe psy to co? Z czym mają się kojarzyć? Bo mi kojarzą się z buldogami francuskimi. Ostatnio taki jeden próbował mnie gonić, więc wbiłam mu szpileczkę :twisted:
tu racja, za dużo national geographic.
Metafora zupełnie nietrafiona, zwłaszcza, że jest to mowa pozornie zależna - bohater nie powinien prowadzić rozważań o klienteli, a przynajmniej nie na tym etapie.
a tu 50/50 - metafora do d., ale bohater moze rozważania prowadzić o czym chce i kiedy chce.
znaczy - kiedy ja chce, zeby chciał.
Spojrzała na niego z wyrzutem. Pokazała środkowy palec. Pomyślał, że dobrze, że nie mogła mówić, bo – był pewny – nawsadzałaby mu jak gruba przekupka na Wolumenie kradnącemu pomarańcze żulikowi.
Znów kulawa metafora. Jużci żule kradną pomarańcze. I zupełnie inne byłoby to nawsadzanie. Zupełnie.
acha, bo bywasz na wolumenie i kojarzysz miejscowe panie sprzedające. ja bywam i kojarze. z pomarańczą się zgodze.
Podszedł do kobiety, zadarł krótką spódniczkę i wrócił w miejsce, które nie tak dawno oznaczył przeniesieniem i rozładowaniem emocji.
Że co? On był klientem, ona prostytutką. Po prostu wrócili do punktu wyjścia, a Ty dorabiasz do tego jakąś filozofię, zupełnie nieczytelną w dodatku.
ale on poszedł do niej z jakiegoś powodu. poza tym nie filozofię, tylko psychologię, no i tu pasuje jak ulał. i przeniesienie i rozładowanie emocji.
Błysnęła wściekłością, oczami, ruchem ciała i wulgarnymi gestami, które opisały go równie sprawnie jak słowa. Jego i jego przodków do piątego pokolenia wstecz. Robaki ujeżdżane prze Erynie użarły mocniej. Pomyślał, że powinien się jednak napić, później, jak wrócą.
Kompletny paździerz, niezasługujący na pochylenie się.
GRRRRRRRRRRRRRRRRR! sam jestes paździeż!
Nie zdążył postawić firewalla, a cios przeszedł przez bariery jak zęby przez gotowaną ośmiornicę – Leszek poczuł tylko jak jego system obronny ugina się, rozszczelnia i wpuszcza uderzenie głębiej niż kiedykolwiek ktoś zdołał się przebić.
Najpierw metafora, a potem jej wyjaśnienie - tak się nie robi. Albo albo. Paździerz. Poza tym firewalla się nie stawia nagle, jego istotą jest nieustanne działanie w tle.
łi, łi, firewalla się stawia, a potem działa w tle. facet tego nie zrobił i oberwał, bo sytuacja była wyjatkowa - jak ktos chory, to i wrażliwszy jest.
BTW - ja ci dam paździeż!!
Nie wszystko kręci się u facetów wokół seksu
słyszałam takie plotki, ale w nie nie wierzę :-P
ordynarność narratora też jest zbędna.
narrator zostanie upomniany, żeby się zachowywał poprawniej.
W ogóle tekst jest przeładowany: dziwka, szczęka, ruchanie, bohater piękny, bogaty i sławny, rak, sekretarka. Niestety rzadko kiedy udaje się połączyć to wszystko. Tu było zbyt dosłownie, a miejscami zbyt przegadane. Postacie papierowe. Wydarzenia - prawdopodobne, ale przez papierowość postaci i drewno opisów wydają się raczej czymś na kształt fantazji zaprutego dresa.
text jest przeładowany, a bohaterowi przydałoby sie kilka-dziesiąt-set, bla, bla, bla, stron, zeby sie rozwinął, ale tych stron nie dostał, bo autor cierpliwością nie grzeszy i chciał coś sprawdzić. kind of.

dzięki za komentarz ;*
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

22
ravva pisze:konieczne. villeroy i bosh sa symbolem luksusu, dla niektórych, ofc, bo dla mnie to już taki np. łomonosow. ale ta marka nie jest powszechnie rozpoznawalna, więc poszłam na łatwiznę.
opis otoczenia jest konieczny, ale musisz mieć pomysł na to. teraz narracja przypomina narrację znaną z tysiąca mniej lub bardziej udanych "zwariowanych komedii typu "Czas serferów". normalnie między odbezpieczeniem broni, a naciśnięciem spustu mija ok. 0,27 sek. lecz w tego typu narracji mija dwie minuty, albowiem wyjaśniane są kwestie fundamentalne (np. skąd wziął się Rysio czy jak mu tam). u Ciebie właśnie tak jest. mamy pękającą kobiecą szczękę i akcja nagle przenosi się do fajansarni. ok, załóżmy, że świadomie przyjęłaś taką konwencję; fajnie i w ogóle, ale ona tylko pozornie wydaje się łatwa- to nie prosty przekładaniec typu: zdanie poważne, odjechane i znów poważne. pamiętaj też, że w momencie wchodzenia na podobne niekonwencjonalne ścieżki czytelnik ma prawo (i oczekuje) pozostałych środków stylistycznych nieodstających od nieschematyczności, a tu jest całkiem pospolicie, żeby nie powiedzieć szkolnie, np:

Huk drewna, brzęk szkła i głuchy łomot ciała wbijającego w dywan iluzję elegancji zirytował go i zepsuł przyjemność.
poza tym zdania z dwukrotnie powtórzoną konstrukcją (tu łącznik "i") są ryzykowne i bez niepodważalnego celu nie należy ich stosować
to sie łączy - osobowość panienki, która w miejsce obsługi klientów wklada porcelanowy serwis, fakt, że on rozpoznał markę, a co za tym idzie zdawał sobie sprawę z jej wartości, etc. poza tym zwraca uwagę na bohatera, bo ilu facetów będzie wiedziało cokolwiek o porcelanie - 95% pojęcia nie ma, co to villeroy&bosh.
ten wie, jest special :-P
a gdzie jest napisane, że akcja dzieje się u niej? poza tym taksował sprzęty jak Wokulski garderobę Łęckiej? jak żydzi w Ziemi obiecanej swoje pałace? weź przestań. na wszystko jest miejsce, ale akapit nie jest bigosem jaki tu wyszedł
ravva pisze:Cytat:
Dziwka to, dziwka tamto.
bo dziwka jest ważna, plus nie może gadać, więc robi to i tamto.
taa, chodzi o szafowanie przez Ciebie słowem "dziwka" - więc tak:
1. w kręgach prostytutek i ich klientów podstawowym słowem jest "dziewczynka".
2. Bogusław Linda w jednym z wywiadów mówił, że na planie od razu widać czy ktoś miał doczynienia z bronią czy pierwszy raz trzyma giwerę (rekwizyt) w łapce- bo ci co pierwszy raz to machają nią spektakularnie i szpanersko, a obezniani traktują broń zupełnie normalnie- tak jak traktuje się zapalniczkę. Ty "dziwki" używasz właśnie jak pierwsza grupa.
3. chłopcy z miasta, chłopcy z ferajny itp. - patrz jak miękko, ale wiadomo, że chodzi o poważną ekipę, nie zaś mafię trzepakową, która używa milona hardkorowych określeń. wiedz też, że język prawdziwych gangsterów jest mocno wyważony- to często mieszanka wybuchowa, więc użycie jakiegoś słowa typu ch..., k..., p... jako przerywnik niesie ryzyko, że ktoś odbierze to jako atak i może polać się krew. epatowanie wulgaryzmami to domena twardzieli gimnazjalnych. ciężkiej atmosfery zepsucia nie tworzy się przez powtarzanie jakiegoś słowa, ale przez serwowanie czytelnikowi pewnych smaczków o których nie miał prawa wiedzieć przed lekturą.
ravva pisze:Dziwka jęknęła, zbierając się z ruin stylizacji buduarowej, złożyła nogi miedzy którymi pół godziny temu doszedł po trzech ruchach, sturlała się na dywan, podparła rekami, podnosząc na czworakach i wypluła krew.
To jakiś mortal kombat połączony bandą imiesłowowo-czasownikową i policyjnymi protokołami.
Znów za dużo na raz.
zasadniczo zdanie jest poprawnie zbudowane, da się śledzić wydarzenia, więc moze wolniej czytaj :szatan:
właśnie o to chodzi, że jest zbyt czytelne, jak milicyjny protokół
ravva pisze: Metafora zupełnie nietrafiona, zwłaszcza, że jest to mowa pozornie zależna - bohater nie powinien prowadzić rozważań o klienteli, a przynajmniej nie na tym etapie.
a tu 50/50 - metafora do d., ale bohater moze rozważania prowadzić o czym chce i kiedy chce.
znaczy - kiedy ja chce, zeby chciał.
to nie tylko twoje prawo, ale obowiązek, to chyba najważniejsza rzecz w pisaniu! i najtrudniejsza. tu akurat wstrzeliłaś się między "Plebanię" a coś ze Stevenem Seagalem.

poza tym znalazłoby się wiele niedoróbek najniższego rzędu typu:

Zaklął, czując, że nic z tego nie będzie.
- Dobra – zdecydował rozczarowany, zapiął rozporek. – Ubierz się, jedziemy.


pogrubienie zbędne.

pisałem, żebyś wystrzegała się podobnych tekstów, lecz widzę, że ostrzeżenie zostało zignorowane- liczysz, że za którymś razem tekst napisze się lepszy? pamiętaj, że teoria o nieskończonej ilości małp i Szekspirze zakłada nieskończoną ilość prób, Ty masz bardzo ograniczone zasoby czasowe, więc zupełnie nie rozumiem skąd u Ciebie beztroska generująca kolejny tekst tej samej jakości- do którego za chwilę przejdę. żarty się skończyły.

dodam jeszcze, że pierwszą rzeczą, którą zrobiłem od razu gdy wstawiłaś ten tekst było zapisanie strony- byłem pewien, że zaraz skasujesz go, że to wypadek przy pracy. naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jak szkodzi Ci forumowa klaka i ile wart jest ten tekst?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”