Morfeusz

1
Przychodzisz niestrudzenie co wieczór,
Ukołysać w utęsknionych pieszczotach nocy
Nawałnicę beznamiętnych łez,
Kojąc czule ból istnienia.

Zaspy rozczarowania rozpraszasz wschodem zmierzchu.
Deszczem gwiazd uspokajasz fale melancholii.
A gdy gaśniesz z tchnieniem blasku złotego Ognika,
Przywdziewam żałobny welon opłakując agonię marzeń.

Co zmroku wypływasz na uśpiony ocean beznadziei,
By sielanką rozwiać nostalgiczne mgły zobojętnienia.
Nieustraszenie wchodzisz w jaskinię ciernistych zgryzot,
Tłumiąc posępne wichury bezsilności.

Powracasz niezłomnie jak przypływy,
Jako towarzysz podróży przez pustynne śnieżyce samotności,
By zaspokajać miłosiernie bezgraniczny głód zapomnienia.
Z niedowładu radości lecząc morfeuszowym pocałunkiem.

2
utęsknione pieszczoty nocy
nawałnica beznamiętnych łez
wschód zmierzchu
ocean beznadziei

pustynne śnieżyce samotności
bezgraniczny głód zapomnienia
niedowład radości
wiersz tylko udaje dojrzałość i wysublimowane opamiętanie poety (który z lubością oddaje się Słowu), ale jest właściwie suchy. nie przedstawia "czegoś", nie jest obrazem, nie buduje odbiorcy w żaden sposób; wieszak, na którym nie można zawiesić żadnej sensownej myśli. jeśli ktoś jest w stanie wyrazić się w ten sposób, jestem pod jego ponurym wrażeniem.
wyje za mną ciemny, wielki czas
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”