Latest post of the previous page:
To co ty nosisz, Andrzeju?62
Andrzej Pilipiuk pisze:
Z kryształami - moim zdaniem radosna praca krytyków poszła za daleko.
Kopnąć i zakopać - rozumiem.
ale kopać trupa i robić z tego ubaw - to już jednak przegięcie.
*
spora część netowej krytyki to po prostu hejt & trollowanie
O zgadzam się z tym stwierdzeniem. Blogaskowe analizatornie wyśmiewające się z każdego zdania w tekście, choć nie widać żadnych rażących błędów. Tworzone tylko po to, by gówniary i trolle prowadzące takowe blogi mogły ulżyć swojemu "bólowi dupy", bo robią to zazdrości. Same nie potrafią napisać dobrego tekstu, więc wyżywają się na innych.
65
Zastanawiam się, czy gdyby Kryształami zajął się dobry redaktor, czy wtedy dałoby się uzyskać akceptowalny poziom. Może to kierunek, który autor powinien rozważyć?
Zapraszam: http://www.jacek-lukawski.pl
66
Redaktor niewiele może, jeśli autor nie godzi się na zmiany. Nie każdy jest mistrzem technik perswazyjnych, autorzy zaś bywają mocno przywiązani do swoich koncepcji i nie ustępują nawet w szczegółach. Zresztą, zbyt radykalne ingerencje nie mają sensu, gdyż wtedy okazuje się, że tekst należałoby napisać właściwie na nowo...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
67
Myślałem o sytuacji w której autor jest świadomy swoich niedoskonałości. Ma historię, ale nie umie jej sugestywnie przelać na papier i w tym wypadku posiłkuje się kimś, kto ma o wiele lepszy warsztat i wyczucie. Tak sobie teoretyzuję bo w wypadku KC autor ma potencjał, chęci i wyobraźnię lecz nijak nie potrafi tego przekuć w wartość (literacką). Przykro na to patrzeć.Rubia pisze:Redaktor niewiele może, jeśli autor nie godzi się na zmiany. Nie każdy jest mistrzem technik perswazyjnych, autorzy zaś bywają mocno przywiązani do swoich koncepcji i nie ustępują nawet w szczegółach. Zresztą, zbyt radykalne ingerencje nie mają sensu, gdyż wtedy okazuje się, że tekst należałoby napisać właściwie na nowo...
68
Tylko że do tego potrzebny byłby nie tyle redaktor, ile raczej jakiś ghostwriter. Ciężka sprawa, tak realistycznie patrząc.Jacek_L pisze:Myślałem o sytuacji w której autor jest świadomy swoich niedoskonałości. Ma historię, ale nie umie jej sugestywnie przelać na papier i w tym wypadku posiłkuje się kimś, kto ma o wiele lepszy warsztat i wyczucie.
Jego sytuacja jest może skrajna, lecz wcale nie wyjątkowa. Zdarzają się autorzy, którzy mają bardzo żywą, twórczą wyobraźnię, natomiast ich umiejętności czy po prostu zdolności pisarskie są skromne, oględnie mówiąc. Oczywiście, w przypadku autorów publikowanych ten rozdźwięk nie może być bardzo duży, lecz daje się dostrzec. Zresztą, nawet w niektórych tekstach wrzucanych na Wery można to zauważyć: umiejętność ogarnięcia fabuły nie idzie w parze z wyobraźnią.Jacek_L pisze:Tak sobie teoretyzuję bo w wypadku KC autor ma potencjał, chęci i wyobraźnię lecz nijak nie potrafi tego przekuć w wartość (literacką). Przykro na to patrzeć.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
70
Z "Kryształami" jest faktycznie problem. Może lepiej powiedzieć - cały wachlarz. niczego nie ujmując erudycji i fantazji Autora - napisane to jest po prostu tragicznie i żaden redaktor tego nie uratuje. Sypie się tam język i sposób narracji. Fabuła jakoś w miarę trzyma się kupy. Pomysły poboczne - niekiedy bardzo ciekawe.
To dzieło (tzn pierwszy tom w dwu półtomach) przypomina mi kopalnię w Kimberley - mamy krater dawnego wulkanu. W nim miliony ton glinki kimberlitowej. I diamenty - duuużo - średnio kilka karatów na metr sześcienny. Oczywiście są wśród nich drobinki przydatne tylko do wyrobu tarczy ściernej, ale czasem trafi się większy okruch a z rzadka nawet prawdziwe cacko. ale jak laik stanie na krawędzi "kopalni diamentów" to zobaczy wyłącznie stosy gliny...
W okolicy jest jeszcze kilka kraterów - kłopot w tym ze jak w żyle złota - koncentracja cennego surowca niewielka a co gorsza często trudna do oszacowania...
W kryształach jest podobnie. Nie bardzo wiadomo czy dla tych okruchów diamentu warto ryć w 1500 kartek.
Co gorsza na ile się orientuję w Kryształach nie ma postępu - styl jest stały od początku do końca. Zazwyczaj człowiek gdy pisze 1500 stron to na początku jest kulawo a pod koniec znacznie lepiej - bo pewne rzeczy sobie wyćwiczy w trakcie. Tu tego brak.
Ghost-writer - może to i dobre rozwiązanie...
To dzieło (tzn pierwszy tom w dwu półtomach) przypomina mi kopalnię w Kimberley - mamy krater dawnego wulkanu. W nim miliony ton glinki kimberlitowej. I diamenty - duuużo - średnio kilka karatów na metr sześcienny. Oczywiście są wśród nich drobinki przydatne tylko do wyrobu tarczy ściernej, ale czasem trafi się większy okruch a z rzadka nawet prawdziwe cacko. ale jak laik stanie na krawędzi "kopalni diamentów" to zobaczy wyłącznie stosy gliny...
W okolicy jest jeszcze kilka kraterów - kłopot w tym ze jak w żyle złota - koncentracja cennego surowca niewielka a co gorsza często trudna do oszacowania...
W kryształach jest podobnie. Nie bardzo wiadomo czy dla tych okruchów diamentu warto ryć w 1500 kartek.
Co gorsza na ile się orientuję w Kryształach nie ma postępu - styl jest stały od początku do końca. Zazwyczaj człowiek gdy pisze 1500 stron to na początku jest kulawo a pod koniec znacznie lepiej - bo pewne rzeczy sobie wyćwiczy w trakcie. Tu tego brak.
Ghost-writer - może to i dobre rozwiązanie...
71
To bardzo sympatyczne, że tak łagodnie oceniasz KC, natomiast zastanawia mnie coś innego: biorąc pod uwagę, że przygody Katana stały się niestety synonimem tego, co najgorsze w fantastyce, nie uważasz, że wydawanie powieści w takiej formie szkodzi gatunkowi? Może "szkodzi" to za duże słowo (nie czytałem książki, ale widzę, co dzieje się w necie), ale też nie uważam, ze ze względu na wkład autora w rozwój papierowego RPG (dla mnie to kolejna czarna plama), należy je traktować ulgowo.
Fantastyka w Polsce ma olbrzymią rzeszę fanów, którzy organizują konwenty, wydają czasopisma, promują gatunek; jest kilka silnych wydawnictw, naprawdę mocnych autorów, którzy ten gatunek levelują; to wszystko sprawia, ze jest olbrzymi popyt na fantastykę, dzięki czemu pisarczykowie-amatorzy mają dużo większa szansę na debiut. Obecnie zadebiutować w fantastyce jest łatwiej niż wypić szklankę coca-coli - wydawnictwa promujące fantastykę dają olbrzymią szansę amatorom (konkursy, antologie, Nowa Fantastyka, która regularnie publikuje młodych).
I teraz pojawiają się KC, które również reprezentują ten gatunek, natomiast jakościowo jakby odstają, a wg opinii czytelników plasują się gdzieś w dole tabeli. Dlaczego o tym nie mówić otwarcie? O granicy, gdzie niewypadamówićźle, nie stanowi przecież fakt wydania na papierze.
Negatywne opinie na temat KC wypływają również/przede wszystkim od ludzi młodych - biorąc pod uwagę dobro gatunku, to chyba zdrowy objaw?
Fantastyka w Polsce ma olbrzymią rzeszę fanów, którzy organizują konwenty, wydają czasopisma, promują gatunek; jest kilka silnych wydawnictw, naprawdę mocnych autorów, którzy ten gatunek levelują; to wszystko sprawia, ze jest olbrzymi popyt na fantastykę, dzięki czemu pisarczykowie-amatorzy mają dużo większa szansę na debiut. Obecnie zadebiutować w fantastyce jest łatwiej niż wypić szklankę coca-coli - wydawnictwa promujące fantastykę dają olbrzymią szansę amatorom (konkursy, antologie, Nowa Fantastyka, która regularnie publikuje młodych).
I teraz pojawiają się KC, które również reprezentują ten gatunek, natomiast jakościowo jakby odstają, a wg opinii czytelników plasują się gdzieś w dole tabeli. Dlaczego o tym nie mówić otwarcie? O granicy, gdzie niewypadamówićźle, nie stanowi przecież fakt wydania na papierze.
Negatywne opinie na temat KC wypływają również/przede wszystkim od ludzi młodych - biorąc pod uwagę dobro gatunku, to chyba zdrowy objaw?
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
72
To właśnie fani papierowych erpegów traktują książki z KC najmniej ulgowo (co wcale nie znaczy, że ostro, bo właśnie mają wzgląd na autora)
A z perspektywy reszty, która trochę się interesuje poziomem literatury fantastycznej decydujące znaczenie powinno mieć to, że KC to jest self. KC zostało wydane nie dlatego, że łatwo zadebiutować w fantastyce, ale dlatego, że autor sam je sobie wydał.
Smutne jest to, że książka naprawdę miała potencjalnych czytelników i olbrzymią nośność medialną w środowisku fantastów. Niestety wizje autora i odbiorców, o tym jak powinno wyglądać epickie fantasy, za bardzo się rozjechały.
Wracając do tematu, trzeba tu znaleźć złoty środek. Bez sensu jest ulegać oczekiwaniom czytelników i dostosowywać swoją wizję do sugestii każdego krytyka (nie mylić z krytykantem).
Ale z drugiej strony warto się upewnić, że pisze się książkę dla kogoś więcej niż sam autor i kilka przypadkowych osób.
Jeśli dobrze pamiętam, to KC przedd drukiem poszły do kilkudziesięciu (?) betareaderów, z różnych środowisk i średnia ocen wynosiła ok 8/10! A to naprawdę powinno dać do myślenia każdemu aspirującemu pisarzowi.
A z perspektywy reszty, która trochę się interesuje poziomem literatury fantastycznej decydujące znaczenie powinno mieć to, że KC to jest self. KC zostało wydane nie dlatego, że łatwo zadebiutować w fantastyce, ale dlatego, że autor sam je sobie wydał.
Smutne jest to, że książka naprawdę miała potencjalnych czytelników i olbrzymią nośność medialną w środowisku fantastów. Niestety wizje autora i odbiorców, o tym jak powinno wyglądać epickie fantasy, za bardzo się rozjechały.
Wracając do tematu, trzeba tu znaleźć złoty środek. Bez sensu jest ulegać oczekiwaniom czytelników i dostosowywać swoją wizję do sugestii każdego krytyka (nie mylić z krytykantem).
Ale z drugiej strony warto się upewnić, że pisze się książkę dla kogoś więcej niż sam autor i kilka przypadkowych osób.
Jeśli dobrze pamiętam, to KC przedd drukiem poszły do kilkudziesięciu (?) betareaderów, z różnych środowisk i średnia ocen wynosiła ok 8/10! A to naprawdę powinno dać do myślenia każdemu aspirującemu pisarzowi.
73
Nie, aż tak dobrze to nie ma, choć istotnie, łatwiej niż kiedyśFilip pisze:Obecnie zadebiutować w fantastyce jest łatwiej niż wypić szklankę coca-coli

Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
74
nijak. Dzieło wydane jako self w nakładzie 500 egz. w zasadzie nie istnieje w obiegu. można kupić wysyłkowo albo na konwencie. Przez mgnienie oka miał je Matras. Zdobycie go wymaga pewnego wysiłku.Filip pisze:To bardzo sympatyczne, że tak łagodnie oceniasz KC, natomiast zastanawia mnie coś innego: biorąc pod uwagę, że przygody Katana stały się niestety synonimem tego, co najgorsze w fantastyce, nie uważasz, że wydawanie powieści w takiej formie szkodzi gatunkowi?
Teraz tak:
0) teoretycznie ktoś może to dostać od babci/cioci której sie spodoba smok na okładce. Przeczyta kawałek i rzuci w kąt (albo mu się spodoba - w końcu wolno mieć dziwne gusta).
1) żaden początkujący fan nie wywali 150 zł na dwa gruuuube tomiszcza.
2) średniozaawansowany nie kupi ksiązki autora o którym nie słyszał.
3) mocnozaawansowany albo słyszał o autorze albo grzebnie sobie w sieci.
Na tym etapie powinien trafić na recenzję która mu powie czy na pewno chce to przeczytać.
Recenzję na spokojnie: Książka jest zła ponieważ autor skiepścił to i to a w dodatku jeszcze tamto. Jedna gwiazdka w skali 1-10.
Jak już mówiłem - jeśli faktycznie trzeba, to trzeba. Kopnąć, zakopać, zapomnieć. Amen.
Natomiast w ogóle nie powinno być w środowisku miejsca na szyderstwa, wiadra jadu i żółci, złośliwości. Miejsce buraków jest w garnku a nie na forach, konwentach etc. Treba trzymać pewien poziom.
Facet pracował nad tym 20 lat. Spieprzył. Trudno.
To raczej powód do smutku a nie do beki.
np ja chętnie bym się ponabijał z kilku książek K.T.Lewandowskiego - a naprawdę byłoby z czego - ale choć jestem autorem mocno na noże uważam że jednak byłby to co najmniej nieeleganckie.
Poziom panowie... Jeśli my się nie bedziemy wzajemnie szanowali to kto nas będzie szanował?
[ Dodano: Wto 29 Wrz, 2015 ]
hmm... jeśli faktycznie było ich aż tylu to widocznie autor ma sporą rzeszę kompletnie bezkrytycznych akolitów...Jason pisze: Jeśli dobrze pamiętam, to KC przedd drukiem poszły do kilkudziesięciu (?) betareaderów, z różnych środowisk i średnia ocen wynosiła ok 8/10! A to naprawdę powinno dać do myślenia każdemu aspirującemu pisarzowi.
75
Sam już nie jestem pewien ilu ich było, bo źródła zaginęły, a pamięć już nie taAndrzej Pilipiuk pisze: hmm... jeśli faktycznie było ich aż tylu to widocznie autor ma sporą rzeszę kompletnie bezkrytycznych akolitów...

Ale poszlaki wskazują na około osiemdziesięciu osób zaangażowanych w projekt (graficy, redaktorzy, lektor itp), w tym przynajmniej kilkunastu testerów.
I byli to nawet nie tyle akolici, co znajomi, często nie siedzący w fantastyce. Arturowi zależało na takim rozrzucie betareaderów, co moim zdaniem było błędem. Ocenili książkę jak umieli, odpowiadając na ankietę w skali 1-10.