Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

1
Żeglarskie.
Nie wiem, czy przyswajalne

O tytule:
Tak nazywa się wiele ulic Anglii i tawern w dzielnicach portowych. Nazwą tą określano także miejsce na kolumnie kabestanu, gdzie pojawiał się skrzypek i swoją grą pomagał pracującym marynarzom. Tu jednak chodzi o legendarną krainę wiecznej szczęśliwości ludzi morza. Marzenia o jej istnieniu pozwalały wielu marynarzom przetrwać trudne chwile. Ballada o Fiddler's Green weszła na trwałe do repertuaru wielu brytyjskich folkowców, mimo, iż jest to pieśń współczesna.
http://www.fiddlersgreen.pl/tawerna.htm
i muzyka:


– Zamontowali nam gówniany tymczasowy bukszpryt, giął się jak z gumy i kosz miał zdjęty – zaczęłam jednak opowiadać. – Wiesz, taka siatka pod bukszprytem dla bezpieczeństwa. „Bies” niósł duże sztaksle. Jaki śliczny był pod żaglami! Zmarnowali go potem. I wtedy jakiś młody, może miał piętnaście lat, może tylko trzynaście?, utknął na bukszprycie przy stawianiu kliwra. Gdzieś coś z chłopcem się zadziało. A myśmy halsowali między skalistymi wysepkami. Bronek walczył przy maszcie z tym kliwrem, nie chciał, cholera, zejść, pewnie karabińczyki się spięły albo coś. Idź po niego! krzyczał. To poszłam. Byłam lekka. Bronek stał i asekurował mnie. Gówno to było, żadna asekuracja. Patrzył. Wpinałam się najpierw krótką uprzężą, ale było zbyt powoli… To jakieś dwa metry, pieprzone dwa metry! Mały zrzygał się na mnie, gdy przypięłam go do siebie, bo "Bies" rył tym bukszprytem w co większą falę. Chyba już odbojową. Bronek wydawał komendę "do zwrotu" i tak patrzył. Kurwa! Widziałam, wiedziałam! że dochodzą do wiatru. Bo robił ten zwrot, w którym bukszpryt wystrzeli nas jak z łuku. Bronek z wściekłym spojrzeniem krzyczał, że się tak ślimaczę. I wydawał komendę „Zwrot!”. Wiesz, sama bym dała radę wrócić, sprawna jak małpa byłam. Chyba go o to błagałam wzrokiem… Wrócę po was, wrzasnął w końcu strasznie. Jezu… Złapałam małego i lazłam, nawet nie wiem jak, ja wyłam, mały rzygał mi za kołnierz. Bronek złapał nas i zgniótł mi rękę w swoich wielkich łapskach, dosłownie, jak imadło, a ja nawet nie poczułam bólu. Oddałam mu nieprzytomnego ze strachu chłopaka i siedziałam… Ja tam chyba siedziałam godzinę, pewnie dłużej. Aż w końcu Bronek do mnie podszedł i szarpał za ramiona. Wciąż powtarzał: „Wróciłbym, słyszysz?” Gówno, rozumiesz? Byliśmy za blisko odboju, fala by nas zebrała na skały, zanim zrobiłby pętlę na „Biesie”. Ale byłam pewna, że wracałby. Bronek nie żyje – skończyłam prawie szeptem.
Potem nalałam sobie solidnie, pewnie setkę do szklanki i podniosłam ją w górę:
– Spotkamy się na Fiddlers Green, Bronek! Twoje! – wypiłam duszkiem.
Nie poczekałam, aż on sobie też doleje i dołączy. Bo to nie był toast dla niego, on nie miał do niego prawa.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

2
jak film sie to czyta - bosh, ja sie balam po bukszprycie z siatka łazic, a bez, w taka pogode, to chyba bym zeszła na zawał.

mnie ten bronek zaczarował - że patrzył, bo sam nie mógł, a gdyby mógł, to by sam poszedł, tylko ale za duzy był i za ciężki. i że mówił, że by wrócił, bo taki był, że na pewno by próbował.

strasznie lubie te twoje wodne kawałki.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

3
To jest cudne. Wszystko widzę i czuję, co mam więcej powiedzieć? Wiesz, że nie lubię wyłapywać błędów, raczej szukać klimatu. Tu go znalazłam. I strach, i wilgoć, i wiatr. Śmierć też. A zwykle trzymam się z morzem na dystans.
Pytanie laika: w jaki sposób Bronek miał zamiar "po nich wrócić"?

Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

6
[Tutaj jest miejsce na wyrażenie podziwu treścią i formą, na ochy i achy w pełni zasłużone. Nawet miejsca, po namyśle.]

W jednym tylko miejscu coś mi zgrzyta:
Natasza pisze: Bronek stał i asekurował mnie. Gówno to było, żadna asekuracja.
Czy nie odnosisz wrażenia, że zbyt nagle narratorka zmienia zdanie? Na początku twierdzi, że ją asekurował, a czytelnik nie ma powodu, by wątpić. Wtem w drugim zdaniu okazuje się, że całą tę asekurację można o kant kuli potłuc. Wydaje mi się, że "i ponoć asekurował mnie" byłoby w tym przypadku lepsze (może z innym wyrazem, innym szykiem, nie chcę się nadmiernie panoszyć w Twoim tekście).

Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

7
MatiFilozof pisze: Czy nie odnosisz wrażenia, że zbyt nagle narratorka zmienia zdanie? Na początku twierdzi, że ją asekurował, a czytelnik nie ma powodu, by wątpić.
A to nie chodzi o określenie tego gdzie i po co stał? A potem dopowiedzenia co można było zrobić z tym jego staniem?

To znaczy ja tak to zrozumiałam. Poza tym bez tego "ponoć" to co jest dalej bardzie "trzepie".

Kurde idę, bo się wysłowić, nie umiem. :(
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

11
Wyjaśniam "pętlę" - jacht płynący "pod wiatr"(na wiatr)nie zatrzyma się, żeby wyłowić kogoś z wody, gdy wypadnie za burtę. Musi zrobić kółko i wrocić tym kursem, w którym zgubił delikwenta. Jak go znajdzie! bo to wcale niełatwo w zafalowaniu

w calości - jest mały kurs, żeby mi czytelnik nie wypadł za burtę (albo robię pętlę rufową :))
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

12
Ja tam zawsze będę pamiętał siwą klatę Bronka ze sceny późniejszej (taki ze mnie Europejczyk, a co ;)), bo lubię chłopa, ale ta scena mnie zmęczyła: pogubiłem się w tej terminologii żeglarskiej na początku i potem wciąż myślałem, co to bukszpryt?, co to kliwer?, co mnie halsuje?. Jak dla mnie : za gęsto. Gdzieś tam zgubiłem sens, potem musiałem sobie resztę dopowiedzieć, to Bronka tracenie z oczu, tę zmianę w patrzeniu na niego. Za gęsto.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

13
Filip pisze: Ja tam zawsze będę pamiętał siwą klatę Bronka ze sceny późniejszej (taki ze mnie Europejczyk, a co ;)), bo lubię chłopa, ale ta scena mnie zmęczyła: pogubiłem się w tej terminologii żeglarskiej na początku i potem wciąż myślałem, co to bukszpryt?, co to kliwer?, co mnie halsuje?. Jak dla mnie : za gęsto. Gdzieś tam zgubiłem sens, potem musiałem sobie resztę dopowiedzieć, to Bronka tracenie z oczu, tę zmianę w patrzeniu na niego. Za gęsto.
hmmm - chyba Biesa narysuję ;)
a popatrzę, jak uproscić, na ile i czy
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Spotkamy się wszyscy tam, w Fiddlers Green

15
Navajero pisze: Tak, tu jest problem na poziomie komunikacji. Nie wim czy uprościć to właściwe słowo, raczej rozhermetyzować :)
Już mi żaglarze po łbie walą, że to przekłamania są przez upraszczania.

Może przypisy? Cholerka...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”