Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

1
Przedstawiam wam moje opowiadanie będące pastiszem literatury kobiecej. Jest nieśmiała bohaterka, męski mężczyzna no i wzburzone podniecające morze.
Endżoj :D 8)



Kapitan Pieprz – mężczyzna, który poślubił morze.

To miały być wymarzone wakacje Marietty – właśnie skończyła studia i zamierzała wyjechać z przyjaciółką na Mazury, ale okazało się, że Polski Bus zakończył już sprzedaż promocyjnych biletów i jej, czwórkowej studentki filologii starobiałoruskiej ze skromnym stypendium nie było stać, aby zapłacić 59,99 zł za podróż autobusem.
Zmuszona trudną sytuacją życiową zaczęła szukać pracy, bo na matkę alkoholiczkę ani na ojca akrobatę bez stałej posady nie mogła liczyć. Chodziła więc od domu do domu, w podartych dżinsach sprzedając obwarzanki, ale gdy skończyła się jej mąka, postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i zarejestrować się w Urzędzie Pracy.
Pani urzędniczka była wyjątkowo nieprzyjemna, zupełnie jakby lubowała się w poniżaniu petentów, a zwłaszcza petentek takich jak Marietta – młodych, a gdyby dołożyć starań — nawet ładnych (przynajmniej Marietta lubiła myśleć o sobie jako młodej i w miarę ładnej, choć odrobinę nieśmiałej dziewczynie).
- Jakie ma doświadczenie? - zapytała bezosobowo urzędniczka z kwaśną miną. Sądząc po jej fryzurze, pracowała tu jeszcze od czasu poprzedniego ustroju politycznego.
- Eee – bąknęła Marietta, wiercąc się na krześle. - Dopiero skończyłam studia.
- Tak bez doświadczenia oczekuje, że praca na nią czeka? Niemądra, czy co?
- Proszę pani – dziewczyna zdobyła się na błagalny ton wobec swojej dręczycielki. - Ja potrzebuję pracy! Jakiejkolwiek.
- Oho, każda tak mówi, a potem miesiąc popracuje i ucieka, a my znowu musimy szukać kogoś na jej miejsce.
Za jakie grzechy, ona absolwentka filologii starobiałoruskiej musi znosić humory tego starego babsztyla?!
- Proszę mi wierzyć, że ja…
- Dobrze, już. - Kobieta przełożyła stos papierów na biurku, po czym wklepała coś w komputer. - Mamy jedno wolne miejsce, ale to ciężka praca. Nie dla takich jak ty.
- Biorę! - zawołała uradowana Marietta, nie wiedząc nawet, na co się godzi.
Mogło to być wszystko — od kasjerki w wielkopowierzchniowym supermarkecie, która długie godziny bez przerwy na toaletę czy nawet zjedzenie batonika musi obsługiwać klientów, po opiekunkę leniwców w zwierzęcym sanktuarium na Bora-Bora, ale ona była zdesperowana i przyjęłaby każdą propozycję, gdyż jak uczyła ją matka – żadna praca nie hańbi.
Urzędniczka podała jej kontrakt.
- Co to za praca? - zapytała nieśmiało, podpisując dokumenty.
- Posada rybaka na kutrze na Bałtyku.
Marietta przełknęła ślinę. O rybach nie miała przecież pojęcia, poza tym, że mają ości i są smaczne, a przynajmniej niektóre z nich.
- Podpisała już pani umowę – rzuciła krótko urzędniczka. W jej oczach pobłyskiwało coś na kształt satysfakcji. - Do widzenia.
Marietta wyszła z urzędu pełna obaw, ale i nadziei. Od dziecka mieszkała przecież w Gdyni, kilkanaście razy w roku bywała na nadmorskich plażach, więc na pewno da sobie radę. Pracę miała zacząć od jutra, więc pojechała szybko do domu rodziców, by spakować torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami.
Na kutrze „Szalony śledź” miała stawić się o piątej rano. Ubrana w najlepszą białą bluzkę i spódniczkę weszła na pokład kutra. Różowy świt rozlewał się łuną nad spokojnym morzem, a mewy krążyły w poszukiwaniu pożywienia.
- Szef, hehe, prosi panienkę do siebie, hehe – powiedział jeden z rybaków, rechocząc pod nosem. Nosił jaskrawożółty sztormiak z kapturem nasuniętym na oczy, choć przecież nie padało.
Inni zawtórowali mu nieco upiornym śmiechem. Marietta poczuła gęsią skórkę na widok tej hordy szczerzących zęby poławiaczy ryb. Zdała sobie sprawę, że będzie tu jedyną kobietą, a to nie wróżyło niczego dobrego.
Postanowiła jednak być dzielna. Zacisnęła zęby i weszła do kajuty kapitana.
Ujrzała starszego mężczyznę o siwym, równo przystrzyżonym zaroście. Mimo drobnych zmarszczek, znaczących jego twarz niczym pole usiane rzędami miedz, nadal był przystojny. Nosił szary golf szczelnie okrywający jego szyję, co dodawało mu tajemniczości. Wbił w dziewczynę sokoli wzrok zielonych oczu.
Marietta usiadła przy biurku, czując się jak uczennica na egzaminie. Egzaminie z życia.
- Jestem kapitan Pieprz – powiedział spokojnym, choć nieco szorstkim głosem. - Janusz Pieprz, a ty?
- A ja… - wydukała, urywając szybko.
Jej wyobraźnia gorączkowo pracowała, chcąc zaimponować temu silnemu przystojnemu mężczyźnie. W tym momencie marzyła o tym, żeby jej imię kojarzyło się z morzem, tak aby mogła łatwo zaskarbić sobie przychylność kapitana, bez której, mój Boże, nie przetrwa tutaj nawet tygodnia.
- Nazywam się… - podjęła po chwili. - La… Laisla.
- Laisla? - powtórzył Pieprz. - A nazwisko?
- Laisla Bonita – odparła, przypominając sobie tytuł starej piosenki Madonny.
- W takim razie witaj na pokładzie „Szalonego śledzia”, Laislo.
Uśmiechnęła się niepewnie. Co on takiego w sobie miał ten stary rybak, że był tak pociągający?
Kapitan wstał i przez chwilę szperał w kufrze. Marietta poczuła przyjemne bujanie; był to znak, że kuter wypłynął już na pełne morze, zza drzwi zaś dobiegały stłumione głosy rybaków, ich wulgarne przekleństwa oraz nawoływania.
Janusz rzucił jej nieomal w twarz, niczym psu, żółty sztormiak, mówiąc:
- Włóż to, mała.
Marietta bez słowa sprzeciwu włożyła płaszcz. Ubrana niczym strach na wróble (a może raczej na mewy?) ruszyła na pokład, gdzie co chwilę wyciągano sieci pełne kilogramów ryb.
- Niezła z ciebie flądra – zażartował jeden z rybaków, Wiesław, na jej widok.
Zaczerwieniła się, ale postanowiła nie pozostawać mu dłużną:
- A z ciebie… z ciebie niezły… gupik! - wypaliła.
Wszyscy razem radośnie zachichotali. Czuła, że grupa tych ponurych mężczyzn powoli zaczynała ją akceptować.
Z dnia na dzień pracowała coraz lepiej. Przekładała ryby w plastikowe kosze, myła szlauchem pokład, potem zaś pomagała patroszyć wnętrzności razem z Robertem i Karolem. Życie znowu nabrało sensu, a zarobione w ten sposób pieniądze odkładała.
Pewnego wieczoru, na początku września, gdy mieli już kończyć połów, zerwał się straszny wiatr. Z północy nadciągał sztorm. Biały szkwał, najstraszliwszy ze wszystkich. Kuter tańczył na falach niczym plastikowa zabawka.
- Skryj się pod pokładem! - zawołał Wiesław, przekrzykując wichurę.
Deszcz runął na nich pionową ścianą. Marietta posłuchała rady kolegi i wbiegła pod pokład. Wpadła prosto na Janusza.
- Przepraszam, kapitanie – powiedziała, odgarniając z twarzy mokre kosmyki blond włosów.
- Zapraszam do siebie.
W kajucie Marietta powiesiła sztormiak na wieszaku. Rozejrzała się dookoła. W skrzyni z lodem leżały największe okazy złapanych tego dnia śledzi. Kapitan zawsze najlepsze sztuki brał dla siebie.
Stanął za nią, delikatnie dotykają jej ramion. Miała na sobie gruby dziany sweter z taniej odzieży i robocze spodnie, co nie sprawiało, że czuła się atrakcyjna, ale on o to nie dbał.
- Laislo… - wyszeptał jej wprost do ucha.
- Janusz… to znaczy… panie kapitanie.
- Janusz.
Serce biło jej szybciej niż kuchenny minutnik. W głowie szumiało od podniecenia, a sztorm za oknem zdawał się nie słabnąć.
- A twoja żona? - zapytała nagle, studząc jego namiętność.
- Nie mam żony.
- Jak to? Nosisz przecież obrączkę…
- Ach, to – mruknął. - Noszę obrączkę, bo poślubiłem morze.
Wtedy ich usta spotkały się po raz pierwszy. Poczuła na twarzy drapiący zarost kapitana. Jęknęła, poddając się szorstkim dłoniom, które błądziły po dawno zapomnianych obszarach jej ciała.
Nadzy położyli się na zdezelowanej kanapie. Marietta chwyciła oburącz prężną męskość Janusza. Była śliski niczym węgorz. Nie, był śliski niczym piskorz.
- Wylizałbym twojego słonego małża ukrytego w kosmatej muszelce – powiedział.
Zaśmiała się cichutko jak myszka. Od dawna była sama; po nieudanym związku na pierwszym roku studiów, nie miała żadnego mężczyzny.
Przycisnęła kapitana do siebie najmocniej, jak potrafiła, wołając:
- Janusz! Ach, Janusz!
- Co, kochanie?
- Pieprz…
Kto czyta książki - żyje podwójnie. Umberto Eco

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

4
Pastisz to pastisz, wiadomo, że gra się znaczonymi kartami. Ale jaka jest stawka tej konkretnej gry? Nie odnajduję celu poza przeglądem tych kart w ręku. Umiesz stworzyć przerysowany tekst - jako zamiar to jest w porządku.
Ale to nie wystarcza, gdy nie widać momentów, w których wyłania się ten drugi sens, o który upomina się słusznie Natasza. W ten sposób pozostaje skecz. Takich jest pełno, nic nowego ten nie wnosi :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

5
Pastisz (z fr. pastiche – utwór naśladowczy) – odmiana stylizacji; utwór naśladujący istotne cechy jakiegoś dzieła lub stylu, zagęszczający je i uwydatniający.
Hm, jak można naśladować literaturę kobiecą? Chętnie bym poznała główne założenia= bo słaba, łzawa bohaterka i męski bohater - to jeszcze nie literatura kobieca.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

6
Ja się nieźle uśmiałam - temu raczej miał służyć ten tekst :D.
Literatura kobieca, zwłaszcza ta popularna i bestsellerowa, to nie założenia a powtarzalne, utarte schematy wałkowane do znudzenia z absurdalnymi rozwiązaniami fabularnymi (czyt. wyjechanie do pracy przy poławianiu ryb, bo bohaterce zabrakło 60 zł na autobus na Mazury), nierozgarniętą, kiepską bohaterką, która raczej wydaje się taka nam - czytelnikom aniżeli autorowi oraz rzecz jasna wielką miłością od pierwszego wejrzenia, najlepiej będąca przełamaniem jakichś konwencji społecznych (sprzątaczka i biznesmenn, znaczna różnica wieku, pochodzenia itd.). Do tego dochodzi styl języka z cudnymi kwiatkami, przy których boki można zrywać. Te elementy zostały uwydatnione w tym tekście ;)
Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej.


W. Szymborska

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

7
Jeśli pastisz, to musi być od początku zabawny. A tu elementy humoru, także nie dla każdego, wnosi tylko scena erotyczna.
Absolwentka filologii mogłaby znaleźć pracę bardziej wiarygodną. Nikt by jej nie zatrudni na stanowisku rybaka, co najwyżej sprzątaczki lub kogoś na marnej umowie zleceniu.
Brakuje mi tu uporządkowania.
Nazwę "Szalony śledź"uważam za udaną. Nie nudzisz - to ważne.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

8
Aloe pisze: Absolwentka filologii mogłaby znaleźć pracę bardziej wiarygodną. Nikt by jej nie zatrudni na stanowisku rybaka, co najwyżej sprzątaczki lub kogoś na marnej umowie zleceniu.
No i o to chodzi. Każdy kto czytał kiedykolwiek kiepskie powieści dla kobiet, mógł zauważyć tego typu nielogiczności w fabułach książek 8)
Kto czyta książki - żyje podwójnie. Umberto Eco

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

9
Czarna Nina pisze:
Aloe pisze: Absolwentka filologii mogłaby znaleźć pracę bardziej wiarygodną. Nikt by jej nie zatrudni na stanowisku rybaka, co najwyżej sprzątaczki lub kogoś na marnej umowie zleceniu.
No i o to chodzi. Każdy kto czytał kiedykolwiek kiepskie powieści dla kobiet, mógł zauważyć tego typu nielogiczności w fabułach książek 8)
I tu mnie złapałaś. Nie czytałam :D Znalazłam, a propos , kiedyś ciekawe ogłoszenie o pracy: zatrudnię ze znajomością języka angielskiego i holenderskiego do patroszenia ryb.Komicznie zabrzmiało, a jakie prawdziwe.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

10
Ja miałam to nieszczęście poczytać trochę kobiecej prozy niskich lotów (aczkolwiek wydawanej przez szanowane wydawnictwa) i pragnąc to jaskrawo podkreślić wymyśliłam nielogiczności w fabule, jak chociażby podpisywanie umowy o pracę w urzędzie - zwykle robi się to na spotkaniu u pracodawcy. No i kto normalny po studiach chodzi po domach sprzedając precle, zamiast chociażby iść do pracy w charakterze kelnerki? :D
Kto czyta książki - żyje podwójnie. Umberto Eco

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

11
Oj dziewczyny... :)
Aloe pisze: I tu mnie złapałaś. Nie czytałam Znalazłam, a propos , kiedyś ciekawe ogłoszenie o pracy: zatrudnię ze znajomością języka angielskiego i holenderskiego do patroszenia ryb.Komicznie zabrzmiało, a jakie prawdziwe.
Jeżeli to ogłoszenie jest ogłoszeniem firmy zatrudniającej pracowników za granicą = to nic tu śmiesznego. Praca przy rybach to jedna z bardziej płatnych prac. I nikt, dosłownie nikt, tam nie zostanie zatrudniony bez dobrej znajomości języków.
A nasz dyplom to za granicą nic nie znaczący papierek, chyba, że skończysz ich uczelnię lub masz certyfikat studiów międzynarodowych.
Po drugie grafomania to nie literatura kobieca. Akurat kobieca ma kilka szczególnych cech ale na pewno nie niskich lotów pisanie.
I na koniec pastisz to nie satyra i do takich przeróbek raczej bierze się literaturę wysokich lotów, ale charakterystyczną a nie Smołkowy "paździerz".
I tyle w temacie.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

12
Na przyklad Samozwaniec z "Kręgowatą"

Traktor, niby potwór wschodni z czarnego onyksu, zwanego przez niektórych porfirem, przebierał niecierpliwie kołami, drepcząc na miejscu. Traktorzystka, siedzac na przełaj na małym, iście miniaturowym siedzeniu, krzepkim „Stój!" i „Hola!" zatrzymywała na miejscu rozpedzonego rumaka. Była piekna jak odbudowa ze swoja krótko ostrzyzona czuprynka, której długie loki wiły sie niby weze kobra na ramionach i poniżej. Spode łba wylatywały spojrzeniem jej olbrzymie niebieskie oczy o białku błękitnym jak kwiat lnu, których żółtko czarne było jak jej spracowane, kobiece dłonie. Błekitny roboczy dres, malowany w polne kwiaty: anemony, orchidee i petunie, uwypuklał jej jak gdyby wyżłobione dziewczęce kształty.
Aktywista Michorowszczak stał tuż obok traktora, ręką w wytwornej glace rękawiczce gładzić spienione boki żelaznego rumaka.
— Ho-ho — rzekł krasząc wąsy uśmiechem leciutko drwiącym — do nie byle jakiej pracy zabieracie sie, jak widze. — Tu spojrzał na nia tak, ze jej dziewczeca na wskroś twarzyczka oblała sie pąsem róż Miczurina.
— Jam do trudów przywykła, hej! — odparła wymijajaco i ręką nacisnęła sprzęgło, aby ruszyć naprzód, ale on jednym męskim ruchem zatrzymał ruszająca do skoku bestię i spojrzał przymilnie, niby dzieciak w oczy swojej babuni, w jej roziskrzone jak gwiazdy w wieczór letni, jak warkocz Bereniki lub Andromedy, źrenice.
— Stefo moja! — bąknał pomieszany.

albo tak:
Tuwim
Jak Bolesław Leśmian napisałby wierszyk „Wlazł kotek na płotek”

Na płot, co własnym swoim płoctwem przerażony,
Wyziorne szczerzy dziury w sen o niedopłocie,
Kot, kocurzak miauczurny, wlazł w psocie-łakocie
I podwójnym niekotem ściga cień zielony.

A ty płotem, kociugo, chwiej,
A ty kotem, płociugo, hej!

Bezślepia, których nie ma, mrużąc w nieistowia
Wikłające się w plątwie śpiewnego mruczywa,
Dziewczynę-rozbiodrzynę pod pierzynę wzywa
Na bezdosyt całunków i mękę ustowia.

A ty płotem, kociugo, chwiej,
A ty kotem, płociugo, hej!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

14
gebilis pisze: Oj dziewczyny... :)
Aloe pisze: I tu mnie złapałaś. Nie czytałam Znalazłam, a propos , kiedyś ciekawe ogłoszenie o pracy: zatrudnię ze znajomością języka angielskiego i holenderskiego do patroszenia ryb.Komicznie zabrzmiało, a jakie prawdziwe.
Jeżeli to ogłoszenie jest ogłoszeniem firmy zatrudniającej pracowników za granicą = to nic tu śmiesznego. Praca przy rybach to jedna z bardziej płatnych prac. I nikt, dosłownie nikt, tam nie zostanie zatrudniony bez dobrej znajomości języków.
A nasz dyplom to za granicą nic nie znaczący papierek, chyba, że skończysz ich uczelnię lub masz certyfikat studiów międzynarodowych.
Po drugie grafomania to nie literatura kobieca. Akurat kobieca ma kilka szczególnych cech ale na pewno nie niskich lotów pisanie.
I na koniec pastisz to nie satyra i do takich przeróbek raczej bierze się literaturę wysokich lotów, ale charakterystyczną a nie Smołkowy "paździerz".
I tyle w temacie.
Źle mnie zrozumiałaś, to miała być dygresja i, że nie czytałam prócz tego ogłoszenia, które wydało mi się zabawne, bo umieszczone w kontekście pracy w kraju, a nie poza granicami.
Jeśli tak twierdzisz, że grafomania to nie literatura kobieca i kobiety piszą tylko na wysokim poziomie artystycznym, to pewnie masz na myśli cząstkę tej literatury?
Pastisz można tworzyć także ze względów satyrycznych,choć niekoniecznie.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Kapitan Pieprz - mężczyzna, który poślubił morze

15
Aloe pisze: Jeśli tak twierdzisz, że grafomania to nie literatura kobieca i kobiety piszą tylko na wysokim poziomie artystycznym, to pewnie masz na myśli cząstkę tej literatury?
Pastisz można tworzyć także ze względów satyrycznych,choć niekoniecznie.
Tak. To jest odpowiedź na pierwsze pytanie. :) Uzupełniając, obecnie jest taki zalew literatury erotyczno - grafomańskiej, że trudno nie powiedzieć, że to też literatura kobieca. Jednak czy warto tracić czas na jej omawianie? Bo literatura kobieca to nie tylko literackie twory pisane przez kobiety. W jej nurt wpisuje się też romans Conan Doylea (a on na pewno kobietą nie był).
Co do satyry - ona może być użyta w każdym gatunku, ale nie zawsze humor w dziele jest satyrą.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”