Temat: PRZEDMIOTY SMUTKU
Gatunek: dowolny
Limit znaków: ok. 15 000
Czas: 18 sierpnia 2017
Użytkownicy mogą przyznawać opowiadaniom punkty wg schematu:
Pomysł - max 20 punktów.
Styl - max 20 punktów.
Realizacja tematu - max 10 punktów.
Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)
Błędy - max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów)
Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)
Ocena końcowa - zsumowane punkty
Oceniać można przez tydzień od wstawienia, tak więc w tym przypadku ostateczny termin wystawienia oceny to 25.08.2017.
Po tym czasie temat zostanie zamknięty, a punkty podliczone.
Wolha.Redna vs Godhand
2Tekst I
Tekst II
Wulgaryzmy
Słowniczek wyrazów zapisanych kursywą znajduje się na końcu tekstu.
HK416 - karabinek automatyczny kalibru 5.56 NATO produkcji firmy Heckler&Koch.
Hell week - określenie ekstremalnie wymagającego szkolenia Navy Seals, trwającego pięć i pół dnia. Szkolenie doprowadza kandydatów do granic ich psychicznych i fizycznych możliwości. W każdym momencie kandydat ma prawo zrezygnować na własną prośbę, do czego nieustannie namawiają instruktorzy. Zasady i forma szkolenia zostały przeniesione na polski grunt i są obecnie stosowane jako test dla kandydatów Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej w Warszawie. Nazwa pozostała ta sama. Hell week.
CQB – czyli Close Quarters Battlle, rodzaj szkolenia obejmującego zagadnienia walki w przestrzeniach zamkniętych.
Kerambit – wywodzący się z Indonezji nóż o zakrzywionym ostrzu (wzorowanym na pazurach dzikich zwierząt) i także zakrzywionej rękojeści, zakończonej okrągłym otworem, w który wsuwa się palec.
Ajdik – w żargonie wojskowym spolszczenie akronimu IED (Improvised Explosive Device) oznaczającego prowizoryczny ładunek wybuchowy (najczęściej zakopywany w ziemi) detonowany zdalnie.
Humvee - potoczne określenie HMMWV, czyli wielozadaniowego pojazdu kołowego o wysokiej mobilności.
McMillan Tac-50 – wielkokalibrowy karabin wyborowy, kaliber 12.7 mm produkowany przez firmę McMillan Bros. Rifles Co.
Ghillie – używany przez strzelców wyborowych strój maskujący.
Pakol – miękki, okrągły beret męski noszony w Afganistanie i Pakistanie.
Niemowlę zamachało rączkami i trąciło sondę. Kobieta siedząca obok łóżka ostrożnie przytrzymała małe dłonie.
- Jak tak dłużej będziesz zezować, to ci zostanie na stałe – powiedziała pieszczotliwie. Istotnie, mała dziewczynka wciąż intensywnie wpatrywała się w zieloną rurkę, wystającą jej z nosa. Co jakiś czas dotykała jej i usiłowała sobie wyciągać.
Nauczyciel odwrócił się do wiszących karnie w przestrzeni praktykantów.
- Jak widzicie – obwieścił nieco znudzonym tonem – aby oddziaływanie doszło do skutku, powinny zostać spełnione określone warunki zewnętrzne. Nie zawsze jest to konieczne, ale niektóre sytuacje oraz miejsca sprzyjają określonym zachowaniom i emocjom. Niekiedy warunki zewnętrzne jednak utrudniają przeprowadzenie oddziaływania. Z jakimi tutaj mamy do czynienia?
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
- Przypominam państwu – dodał wykładowca nieco ostrzej – że warunkiem zdania przedmiotu jest zaliczenie dzisiejszych zajęć praktycznych. Wymagana jest aktywność, a nie tylko obecność. Powtarzam jeszcze raz pytanie: z jakimi warunkami zewnętrznymi mamy do czynienia tutaj?
- Długie oczekiwanie, obce miejsce, odpowiedzialność za zdrowie i życie swojego dziecka, zależność – wyrecytowała wreszcie Wdzięczność jednym tchem, po tym, jak udało jej się ukradkiem znaleźć odpowiednie podpunkty w notatkach.
- Zgadza się – potwierdził zwięźle nauczyciel.
Drzwi otworzyły się i do sali weszła pielęgniarka. Wyciągnęła pulsoksymetr i zmierzyła wartości.
- Tętno sto, saturacja dziewięćdziesiąt siedem, bardzo dobrze. Doktor uważa, że kwalifikujecie się już do wypisu.
Nauczyciel odwrócił się do grupy:
- Proszę państwa, oto zaraz zobaczycie przykład. Proszę uważnie patrzeć, kto ma taką możliwość, niech zrobi notatki.
Przez salę przetoczył się szept: Wypis, wypis, wypis, może jutro… Był głośny, ale ani pielęgniarka, ani dziecko zdawały się go nie słyszeć. Obok matki dziewczynki pojawiła się drobna, eteryczna postać. Wyprostowała nieco matkę, nadała oczom blask, skłoniła kąciku ust do uśmiechu i wyszeptała: Czy rzeczywiście?
- Czy rzeczywiście? - powtórzyła kobieta idealnie naśladując intonację postaci.
Pielęgniarka odparła:
- Jutro ordynator zadecyduje. - I wyszła. Matka została sama. Postać obok niej mrugnęła do grupy, ukłoniła się i zniknęła.
- Proszę państwa, kto to był?
- Nadzieja – odparł praktykant.
- Zgadza się. Po czym to można było poznać?
- Po mimice twarzy matki.
- I jeszcze?
- Te słowa pielęgniarki. Po czymś takim powinna być nadzieja. Po tygodniu pobytu w szpitalu wreszcie wychodzą, będą w domu, kończy się czas oczekiwania.
- I tak, i nie. Ty jesteś kto?
- Adept Złości.
- Co tu byś widział dla siebie?
Złość zamilkł. Nauczyciel spojrzał po kolei na wszystkich:
- Jaka tutaj mogłaby być pożywka dla Złości?
Na to pytanie odparła Wdzięczność:
- Że na przykład dopiero jutro się dowie, a chciałaby już.
- To jest jedna z możliwości, zgadza się. Od czego zależy, czy zareaguje Nadzieją czy Złością?
- Genetyka? - podsunął niepewnie Smutek.
Nauczyciel westchnął i odpowiedział:
- To też. Gdy już dostaniecie swojego człowieka, na którego wypadnie wam przydział, będziecie go prowadzić od niemowlęctwa aż do śmierci. Przedtem oczywiście otrzymacie wszystkie informacje o jego temperamencie, genetycznej skłonności do agresji i tak dalej, będziecie wiedzieli, czy gdy pójdzie pierwszy raz do szkoły, ma zareagować lękiem czy ekscytacją, i tak się będziecie w grupie umawiać, które z was będzie miało rolę wiodącą. Ale tutaj, w tym przypadku, gdy nie znacie kobiety – jak przewidzieć jej reakcję? Podpowiadam, że otrzymaliście wstępne informacje na temat jej oraz jej otoczenia.
Rozległ się szelest, gdy wszyscy praktykanci sięgnęli do notatek. Złość marszczył czoło, Wdzięczność przyglądała się zapiskom w zadumie, Smutek usiłował skojarzyć informacje z czymś przydatnym.
Nauczyciel znowu westchnął.
- Śpicie państwo, czy jak? Gdybyście byli ludźmi, jeszcze bym zrozumiał… - uśmiechnął się lekko, a oni zrozumieli, że to miał być żart, więc usiłowali się roześmiać. - No dobrze, więc: czy ta kobieta ufa personelowi?
- Tak – opowiedzieli chórem, patrząc w notatki.
- Czy do tej pory miała jakieś zatargi z lekarzami i pielęgniarkami?
- Nie.
- Czy jest zmęczona fizycznie?
- Nie, niedawno przyjechała, wymieniają się z mężem codziennie w południe – zauważył Złość.
- Czy jest głodna, pokłócona z kimś, nie otrzymała czegoś, na czym jej zależało?
- Nie.
- Więc widzicie państwo. Należy jednak dodać, że gdyby jutro ordynator powiedział, że pobyt w szpitalu jednak się przedłuży, do tego potraktował ją szorstko, reakcja w postaci Złości byłaby o wiele bardziej prawdopodobna. Jakieś pytania?
- Czy w tych samych warunkach inna osoba mogłaby jednak zareagować Złością? - zapytał adept uczucia, o które padło pytanie.
- Oczywiście. Jeżeli miałaby podwyższoną skłonność do agresji lub takie uwarunkowanie, np. odruchowa reakcja na widok fartucha pielęgniarskiego. Czy jeszcze jakieś pytania?
- Czy wrodzona skłonność do reagowania jakimś uczuciem może zmienić się w toku życia? - Tym razem pytanie padło ze strony Smutku.
- Trudno jest oddzielić „wrodzone” od „wyuczonego”. Na ogół dziecko reagujące często złością bywa karane, co jednocześnie w nim tę wrodzoną złość wzmacnia. Jednakże, dziecko na przykład nieśmiałe, jeśli będzie odpowiednio prowadzone, może nauczyć się, że nieznana sytuacja może być źródłem radości, a nie tylko poczucia zagrożenia. I proszę pamiętać o skutkach traumatycznych doświadczeń, no i wszystkich oddziaływań terapeutycznych, jakim podlegają ludzie. Czy jeszcze ktoś ma jakieś pytania, wątpliwości do rozstrzygnięcia?
Ponieważ nikt się nie odezwał, Nauczyciel powiedział:
- Wobec tego czas zmienić scenerię.
Pstryknął i delikatny podmuch uniósł ich wszystkich. Przenikając przez kolejne przeszkody, dotarli do innego miejsca. Praktykantom zawsze podobała się ta podróż, sami dopiero opanowywali takie przemieszczanie się w czasie i przestrzeni, dlatego wciąż stanowiło to dla nich nowość. Do tego, samo wyjście w teren, odpoczynek od plansz, kałamarzy i wizerunków ludzkich z dokładnie zaznaczonymi mięśniami mimicznymi (corrugator i te długie wykłady na temat różnic między uśmiechem szczerym a nieszczerym!) stanowiło odpoczynek i atrakcję samo w sobie. Wiele jeszcze czekało ich przedmiotów, sprawdzianów i egzaminów, zanim będą mogli otrzymać swojego człowieka do prowadzenia. Póki co spotykali jedynie pojedyncze ludzkie egzemplarze, zawsze w połączeniu z demonstracją. Dziwnie to kontrastowało z ich rozległą wiedzą teoretyczną, która obejmowała szeroki wachlarz ludzkich emocji i zachowań, a nie tylko pojedyncze incydenty, które kazano im oglądać.
Tym razem podróż trwała krótko, co było nawet nieco rozczarowujące. Praktykanci oraz ich nauczyciel przenieśli się do niewielkiego mieszkania, które mimo że ładnie urządzone, sprawiało wrażenie jakoś zaniedbanego. Brudne szyby, kłaki pod stołem czy gruba warstwa kurzu na półkach na pewno w dużym stopniu się do tego przyczyniały. Praktykanci, mimo że sami nie należeli do rodzaju ludzkiego, nauczyli się już dostrzegać i wychwytywać takie oznaki zaniedbania, jako ważną wskazówkę, jakim emocjom dany człowiek zwykł się poddawać i w jakich zachowaniach się one zazwyczaj przejawiały. Między sobą adepci często wspominali, że to trochę bez sensu, bo przecież ich człowiek będzie im dany od momentu urodzenia, więc sami będą współkształtować jego nawyki i dominujące emocje, będą je wszystkie znać na wylot i przewidywać. Jednak bardziej doświadczone, już pracujące Uczucia mówiły, że taka spostrzegawczość nieraz się przydawała – a praktykanci nie mieli powodu, by w to nie wierzyć.
Gospodarz podniósł się ostrożnie z kanapy i ruszył w kierunku kuchni. Był wysoki, siwy, nosił okulary i ubrany był w znoszoną koszulę, szary dres i klapki.
- Proszę państwa, mężczyzna lat pięćdziesiąt, samotny. Nigdy nie założył rodziny, chociaż bowiem pociągają go kobiety, nigdy nie próbował się do żadnej zbliżyć. Na jakie dominujące uczucie to wskazuje?
- Lęk – odparła Wdzięczność.
W istocie, wkrótce się ukazał. Towarzyszył mężczyźnie krok w krok, pokrywając mu czoło i dłonie potem, rozszerzając źrenice, przyspieszając bicie serca. Gdy mężczyzna zaczął krążyć po mieszkaniu, Lęk zachowywał się niemal jak jego cień. Gdy mężczyzna włączał radio, kroił sobie chleb, brał do ręki ścierkę czy nastawiał wodę na herbatę – Lęk cały czas szeptał wyraźnie: Uważaj, uważaj, uważaj…
- Dlaczego tutaj Lęk jest taki aktywny? - zapytał Złość.
- Proszę Państwa, ten człowiek tutaj od jakichś sześciu lat choruje na chorobę neurodegeneracyjną, która sprawia, że odczuwa wielki ból, który chwilami uniemożliwia mu poruszanie się. Ponieważ jest samotny, nie ma kto zrobić mu zakupów, posiłku, czy nawet pocieszyć w trudniejszych momentach. Lęk więc zdominował go jeszcze bardziej, ponieważ człowiek ten obawia się wciąż nawracających ataków bólu. Bólowi podporządkował swoje życie. Widzicie, jak powoli się porusza? Chodzi mu o to, by nie wywołać kolejnego ataku bólu.
- Lęk spina mu mięśnie – zauważyła Wdzięczność, wpatrując się uważnie.
- W istocie tak jest, dlatego boli go jeszcze bardziej. Teraz zastanówmy się wspólnie, jakim uczuciem moglibyśmy zastąpić lub uzupełnić ten Lęk. Czy Nadzieja wydaje się tutaj możliwa?
- Czy ta choroba jest uleczalna? - zapytał Złość rzeczowo.
- Nie, nie jest. Leki przeciwbólowe też są źle dobrane w przypadku tej osoby.
- To Nadzieja nie bardzo… Może Złość?
- Czy Złość może współistnieć z Lękiem? - zapytał wykładowca.
- Według mnie nie, Lęk skłania do ucieczki i schowania się, Złość to uczucie aktywne – powiedział Złość zdecydowanie.
W pokoju dźwięczał wyraźny szept: Uważaj, zaraz cię zaboli, mocno zaboli, a nikt ci nie pomoże, uważaj bardzo, ostrożnie podnoś tę rękę, ostrożnie stąpaj, bardzo ostrożnie, bo ból będzie straszny, jak rozżarzone węgle, zabolą cię plecy, będziesz sztywny, nie wstaniesz, nawet jak ktoś przyjdzie, to nie będziesz w stanie otworzyć…
Gdy mężczyzna mieszał herbatę w kubku, wypadła mu łyżeczka i z brzękiem potoczyła się po podłodze. Szept stał się jeszcze wyraźniejszy: Trzeba podnieść, PODNIEŚĆ, PODNIEŚĆ! Zgiął delikatnie kolana i wyciągnął rękę. Natychmiast twarz wykrzywił mu grymas, z trudem się wyprostował (łyżeczka została na podłodze), ciało pokryło się potem. Z trudem podszedł do stołu i oparł na nim obie dygoczące ręce, dysząc ciężko.
- Proszę państwa – powiedział nauczyciel – jak widzicie, Lęk ma tu niekwestionowaną pozycję dominującą. Zastąpienie uczucia innym wydaje się niemożliwe, sądzę jednak, że da się uzupełnić paletę uczuć tego człowieka w tym momencie. Jak państwo sądzicie, co tutaj byłoby odpowiednie?
- Smutek – powiedzieli wszyscy chórem, a wykładowca skinął głową.
- Bardzo dobrze, dlaczego?
- Samotność, brak bliskich, brak Nadziei… - wyliczył Złość.
- Bardzo dobrze – pochwalił wykładowca – czy jest tu Smutek?
Zapytany odpowiedział:
- Tak.
- Zapraszam więc do praktycznego zaliczenia zajęć. Proszę działać, w razie wątpliwości podpowiem.
Smutek podpłynął do wciąż ciężko dyszącego mężczyzny. Odchrząknął i zaczął: Jesteś sam… nikt ci nie pomoże… nikt cię nie chce… Wyprostował powoli mężczyznę i skierował go w stronę okna, powtarzając: Jesteś niepotrzebny. Nie możesz pracować, nie masz rodziny, nie masz nikogo. Taki odpad, śmieć, niepełnowartościowy egzemplarz. Nie czeka cię nic oprócz bólu.
Smutek zawahał się, czy zmierzał w dobrym kierunku, ale Lęk ukradkiem przesłał mu uśmiech pełen aprobaty. No więc pozostało działać.
Mężczyzna patrzył na wirujące w powietrzu płatki śniegu. Smutek skierował jego wzrok w dół, na chodnik.
Leki nie pomagają na twoje cierpienie. Nie da się go ukrócić lekami. Tak teraz wygląda twoje życie. Ból i strach. Kto chciałby mieć takie życie?
Mężczyzna patrzył w dół przez dłuższą chwilę. Smutek pochylił mu ramiona, wykrzywił kąciki ust i wywołał łzy w kącikach oczu.
Płaczesz teraz i nikt tego nie słyszy, nikogo to nie obchodzi…
- Dobry kierunek – pochwalił nauczyciel – spójny z faktami, oddziaływanie adekwatne do sytuacji. Według statystyk, samobójstwo najczęściej popełniają osoby samotne. Wyskoczenie z okna pasuje do mężczyzny, mężczyźni zazwyczaj wybierają bardziej drastyczne środki, gwarantujące większe powodzenie, takie jak powieszenie się, postrzelenie czy właśnie upadek z wysokości, kobiety natomiast wybierają sposoby mniej bolesne, takie jak połknięcie tabletek. Proszę kontynuować, chcę zobaczyć, czy umie pan, panie Smutku, doprowadzić rzecz do końca.
...nie masz do kogo zadzwonić. Nie masz na co czekać. Pójdziesz teraz do łóżka i będziesz czekał na krótki sen, który nadejdzie późno i nie da wypoczynku. A potem obudzisz się bardzo wcześnie i nie będziesz wiedział, co zrobić z nadchodzącym dniem, który będzie się rozciągać bez końca...
Mężczyzna otworzył okno i mocno się przez nie wychylił. Patrzył w dół i wychylał się coraz mocniej. Smutek delikatnie go popychał, coraz niżej i niżej.
- Dobrze – pochwalił wykładowca – bardzo dobrze. Obiekt przeoczył nawet, że to nie jest duża wysokość, zaledwie drugie piętro, więc jest bardzo przytłoczony emocjami. Bardzo dobrze, mocno i skutecznie. Zaliczam panu część praktyczną z tego przedmiotu, Smutku.
Smutek ukłonił się i wrócił do szeregu. Mężczyzna dalej tkwił przechylony w oknie, chwiejąc się i nie mogąc zdecydować: czy pochylić się jeszcze bardziej naprzód, czy jednak wrócić do mieszkania, do swojego życia tu i teraz?
Wykładowca powiedział:
- Teraz kolej na resztę z państwa. Ruszamy dalej, zapraszam.
Tekst II
Wulgaryzmy
Słowniczek wyrazów zapisanych kursywą znajduje się na końcu tekstu.
"And if I die in a combat zone
Box me up and ship me home
Put me in a set of Dress Blues
Comb my hair and shine my shoes
Pin my medals upon my chest
Tell my Mama I did my best "
Box me up and ship me home
Put me in a set of Dress Blues
Comb my hair and shine my shoes
Pin my medals upon my chest
Tell my Mama I did my best "
Dolina Braldu jest piękna. Szeroki korytarz, wijący się pomiędzy wysokimi szczytami wy-rwała górom, dzięki swej mocy, rzeka. Stare rzeczne koryto okalane jest na obu brzegach kil-koma rzędami drzew, następnie teren zmienia się w delikatne, kamienne wzniesienia a te z kolei przechodzą w strome, oświetlane ostrym słońcem stoki. W tle, za nimi, znajdują sie jeszcze wyższe, ośnieżone szczyty, więc całość tworzy iście bajkowy krajobraz. Nagle zaczyna wiać delikatny wiatr. Co chwila unosi kurz i piasek z rzecznego koryta na wysokość dorosłego człowieka i opada, zwiastując nieuchronne nadejście czegoś gorszego. I tak się dzieje. Wiatr przybiera na sile, zabiera i unosi z podłoża coraz więcej, z głośnym szumem zrywa liście z drzew i uderza w krawędzie górskich stoków. Uniesiona w powietrze masa pyłu pomieszanego z piaskiem przysłania czerwone, pakistańskie słońce. Przy akompaniamencie świdrującego dźwięku wirującego piachu zapada nagły zmrok.
Dla nas to kiepska sytuacja. Nie, nie kiepska, kurwa, tragiczna. Kucamy jeden za drugim w małej niecce na lewym brzegu rzecznego koryta. Wszyscy wyglądamy tak samo tak samo. Wojskowe, maskujące mundury, długie brody, przeciwsłoneczne okulary, HK416 w dłoniach. Kucający z tyłu Diakon dotyka mojego ramienia.
Dla nas to kiepska sytuacja. Nie, nie kiepska, kurwa, tragiczna. Kucamy jeden za drugim w małej niecce na lewym brzegu rzecznego koryta. Wszyscy wyglądamy tak samo tak samo. Wojskowe, maskujące mundury, długie brody, przeciwsłoneczne okulary, HK416 w dłoniach. Kucający z tyłu Diakon dotyka mojego ramienia.
- Kurwa, szefie. Planowanie znowu spierdoliło robotę...
- Trochę za późno na jęki, nie?
- Szefie – wtrąca się Promyk ze swoim charakterystycznym, dziecięcym uśmiechem. - Noktowizja nie daje rady, termowizja też, bo za daleko. A gołym okiem nic nie zobaczymy.
- Trochę za późno na jęki, nie?
- Szefie – wtrąca się Promyk ze swoim charakterystycznym, dziecięcym uśmiechem. - Noktowizja nie daje rady, termowizja też, bo za daleko. A gołym okiem nic nie zobaczymy.
Patrzę na Czarnego. Jak zwykle nic nie mówi, a z wyrazu jego twarzy nie da się nic wyczytać. Standard.
- Dobra. Czarny daj znać bazie o warunkach, oni decydują. Mamy jeszcze z kilometr do tej wioski, my nic nie widzimy, ale jeśli beżowi tam są, to też nie będą nas widzieć – decyduję.
Chłopaki nie są szczęśliwi ale kiwają głowami akceptując rozkaz. Ufają mi, a ja mam całkowite zaufanie do nich. Jesteśmy drużyną, przyjaciółmi, braćmi. Z tego braterstwa wielu się śmieje, nie mając pojęcia co czuje człowiek, którego bezpieczeństwo i życie zależy ciągle od trzech innych osób. I zaufania do nich.
Diakona i Czarnego poznałem na hell week Żaden z nas nie skończyłby tego szkolenia bez dwóch pozostałych. Marsz ostatniego dnia skończyłem w butach Czarnego. Zaproponował, że mi je odda, bo moje stopy wyglądały jak jedna wielka rana, a jego odrobinę lepiej. Własne buty musiałem wyrzucić jakiś czas wcześniej – rozmoczyły się i rozpadły. Po piętnastokilometrowym marszu na boso Czarny wylądował w szpitalu, ale szkolenie ukończyliśmy obaj. Minąłem na koniec gratulujących nam instruktorów, podszedłem do niego i objąłem po bratersku mówiąc jak bardzo mu dziękuję. Nie odpowiedział, tylko skinął głową. Już wtedy mało mówił. Diakon z kolei, był przy mnie cały czas kiedy omdlewałem z bólu i zmęczenia. Jak mantrę powtarzał „dasz radę” aż miałem ochotę mu przypierdolić żeby wreszcie się zamknął i dał mi się poddać. Nie dał. Sam wielokrotnie padał z wycieńczenia ale wybrał nas obu z Czarnym na tych, którym nie pozwoli zrezygnować i dopiął swego. Kiedy chłopaki nie mieli sił na kłodach czy pontonach ustawiałem się tak żeby przejąć większy ciężar. Widzieli i zapamiętywali. Od hell week byliśmy nierozłączni. Braliśmy kolejne szkolenia i kursy razem, w końcu dostaliśmy się na specjalistyczną wersję CQB i tam poznaliśmy Promyka. Wiecznie wesoły, z dziecięcym uśmiechem i nieodłącznym kerambitem , którym bawił się gdy tylko nie patrzył żaden z instruktorów, szybko stał się naszym przyjacielem. I właśnie tak zawiązała się nasza czwórka.
- Szefie. – Głos Czarnego wyrywa mnie z zamyślenia. – Z bazą nie ma kontaktu, pewnie przez burzę.
Namyślam się chwilę.
- Wioska prawie na pewno jest opuszczona, my mamy to tylko potwierdzić. Idziemy na kompas, teren jest opuszczony, w miarę bezpieczny. Jak będziemy dwieście, trzysta metrów przed celem to trzymamy się od siebie na dotyk. Wchodzimy, sprawdzamy i spadamy z powrotem. W razie gdyby beżowi byli w wiosce to będą ślepi, a my mamy termowizję.
Diakona i Czarnego poznałem na hell week Żaden z nas nie skończyłby tego szkolenia bez dwóch pozostałych. Marsz ostatniego dnia skończyłem w butach Czarnego. Zaproponował, że mi je odda, bo moje stopy wyglądały jak jedna wielka rana, a jego odrobinę lepiej. Własne buty musiałem wyrzucić jakiś czas wcześniej – rozmoczyły się i rozpadły. Po piętnastokilometrowym marszu na boso Czarny wylądował w szpitalu, ale szkolenie ukończyliśmy obaj. Minąłem na koniec gratulujących nam instruktorów, podszedłem do niego i objąłem po bratersku mówiąc jak bardzo mu dziękuję. Nie odpowiedział, tylko skinął głową. Już wtedy mało mówił. Diakon z kolei, był przy mnie cały czas kiedy omdlewałem z bólu i zmęczenia. Jak mantrę powtarzał „dasz radę” aż miałem ochotę mu przypierdolić żeby wreszcie się zamknął i dał mi się poddać. Nie dał. Sam wielokrotnie padał z wycieńczenia ale wybrał nas obu z Czarnym na tych, którym nie pozwoli zrezygnować i dopiął swego. Kiedy chłopaki nie mieli sił na kłodach czy pontonach ustawiałem się tak żeby przejąć większy ciężar. Widzieli i zapamiętywali. Od hell week byliśmy nierozłączni. Braliśmy kolejne szkolenia i kursy razem, w końcu dostaliśmy się na specjalistyczną wersję CQB i tam poznaliśmy Promyka. Wiecznie wesoły, z dziecięcym uśmiechem i nieodłącznym kerambitem , którym bawił się gdy tylko nie patrzył żaden z instruktorów, szybko stał się naszym przyjacielem. I właśnie tak zawiązała się nasza czwórka.
- Szefie. – Głos Czarnego wyrywa mnie z zamyślenia. – Z bazą nie ma kontaktu, pewnie przez burzę.
Namyślam się chwilę.
- Wioska prawie na pewno jest opuszczona, my mamy to tylko potwierdzić. Idziemy na kompas, teren jest opuszczony, w miarę bezpieczny. Jak będziemy dwieście, trzysta metrów przed celem to trzymamy się od siebie na dotyk. Wchodzimy, sprawdzamy i spadamy z powrotem. W razie gdyby beżowi byli w wiosce to będą ślepi, a my mamy termowizję.
Chłopaki kiwają głowami na znak, że zrozumieli. Wiemy, że po wyjściu z niecki osłanianie ust i nosa zgięciem łokcia przestanie wystarczać, więc zakładamy chusty. Otwieram kompas i ruszamy. Idziemy powoli. Piasek wdziera się wszędzie, jak papier ścierny ociera boleśnie czoło i zaciśnięte na HK416 dłonie. Po kilkuset metrach zwalniam krok, czekam aż idący za mną Diakon zbliży się na wyciągnięcie dłoni, którą kładzie mi na lewym ramieniu, chłopcy z tyłu robią to samo. Chusta mająca chronić przed wiatrem niosącym piasek działa średnio, mokra od potu oraz oddechu lepi do siebie piach i pył, które tworzą utrudniającą oddychanie skorupę. Wyciągam do góry lewą dłoń dając znak Diakonowi, że stajemy, jednocześnie obniżając sylwetkę, wiem że chłopcy powtarzają gest, aż każdy naszej czwórki zastosuje się do rozkazu. Czekamy dłuższą chwilę starając się coś wypatrzyć lub usłyszeć, ale burza piaskowa skutecznie uniemożliwia jedno i drugie. Podnoszę lewą dłoń wykonując gest „naprzód”. Podnosimy się i idziemy dalej. Nagle burza kończy się tak gwałtownie, jakby ktoś nacisnął przycisk „stop”. W tumanach opadającego piasku, przez które zaczyna natychmiastowo przebijać słońce widzę wioskę będącą naszym celem. Zdecydowanie zbyt blisko. W sekundzie zdaję sobie sprawę, że stoimy jak na strzelnicy i daję chłopakom znak do rolowania w lewo, za wielki głaz. Ukrywamy się i czekamy ale nic się nie dzieje. Potem idzie szybko, dystans do wioski pokonujemy błyskawicznie, przypadamy do malutkiego murku. Wychylam się żeby ocenić sytuację. Wioska to dość szumne określenie, jak na to co mam przed oczyma. Pięć rozpadających się chałup, zagroda i studnia. Nie wygląda na miejsce atrakcje do zamieszkania, ale widywałem Pakistańczyków żyjących w gorszych miejscach. Na gest biegniemy do ściany najbliższego budynku, przemieszczamy się wzdłuż niej aż do wejścia. Drzwi nie ma. Czarny i Diakon wpadają do środka, ja i Promyk kucamy przed wejściem ubezpieczając chłopaków. Po kilku sekundach ze środka dobiegają mnie dwa okrzyki „czysto!”. Kolejny budynek. I następny. Nikogo tu nie ma więc adrenalina powoli opada. Po sprawdzeniu wszystkich chałup, zbieramy się na środku wioski.
- Dobra chłopcy, Czarny idzie sprawdzić zagrodę, Promyk studnię. Kryjemy was.
Trwa to kilkanaście sekund i obaj wracają do nas szybkim krokiem.
- Czysto – mówi lakonicznie Czarny.
- Ajdik w studni, szefie – rzuca Promyk i wzdycha.
Ajdik to duży kłopot. Konieczność zgłoszenia przez radio i czekania na chłopaków z saperki, a stoimy na wymarłym skrawku pakistańskiej ziemi w trzydziestostopniowym upale. Zasady są dobre ale czasem trzeba je łamać.
- Wrzuć granat. Potem dziesięć minut obserwacji, jak wszystko będzie ok., to następne dziesięć odpoczynku, ale na czujno. Potem wracamy - decyduję.
- Dobra chłopcy, Czarny idzie sprawdzić zagrodę, Promyk studnię. Kryjemy was.
Trwa to kilkanaście sekund i obaj wracają do nas szybkim krokiem.
- Czysto – mówi lakonicznie Czarny.
- Ajdik w studni, szefie – rzuca Promyk i wzdycha.
Ajdik to duży kłopot. Konieczność zgłoszenia przez radio i czekania na chłopaków z saperki, a stoimy na wymarłym skrawku pakistańskiej ziemi w trzydziestostopniowym upale. Zasady są dobre ale czasem trzeba je łamać.
- Wrzuć granat. Potem dziesięć minut obserwacji, jak wszystko będzie ok., to następne dziesięć odpoczynku, ale na czujno. Potem wracamy - decyduję.
Chłopcy skłaniają głowy w podziękowaniu. Właśnie łamiąc procedury zaoszczędziłem im kilkudziesięciu minut, a może kilku godzin, czekania w upale. Wchodzimy za najdalszą chałupę, a Promyk rzuca granat do studni i biegiem wraca do nas. Chce szybko zająć bezpieczną pozycję i przepada przez stopy Diakona, co wszyscy kwitujemy gromkim śmiechem. Wybuch rozsadza studnię, rozrzucając kamienie na kilkanaście metrów i zasypując nas deszczem małych odłamków. Drużyna rozstawia się, każdy w pozycji klęczącej obserwuje jedną z geograficznych stron świata. Musimy mieć pewność czy dźwięk eksplozji nikogo tu nie zwabi. Czekamy. Mija około dziesięć minut i nic się nie dzieje. Siadamy na ziemi, plecami do siebie, tworząc krzyż. Czarny wyjmuje ulubioną papierośnicę z logo Seals i puszcza w obieg, po chwili papierosowy dym unosi się w powietrze, a adrenalina opada całkowicie. Czeka nas ponad godzina marszu w potwornym upale, zanim z ustalonego punktu zostaniemy zabrani przez śmigłowiec.
- Piwa bym się napił - mruczy Diakon.
- Napijemy się w bazie, ja stawiam – mówi uśmiechnięty Płomyk bawiąc się kerambitem. - Ile będziecie chcieli.
- Jakaś okazja? – pytam.
- Rocznica ślubu – szczerzy się.
Diakon gwiżdże z uznaniem, Czarny się uśmiecha, aż Promyk spływa rumieńcem. Kocham tych sukinsynów.
- Ja stawiam chłopcy- mówię. - Whiskey z…
Głowa Płomyka z donośnym plaśnięciem rozpada się jak arbuz, w który ktoś włożył petardę. Krew i mózg bryzgają prosto na nasze mundury i w zastygłe w zdumieniu twarze. Dźwięk strzału dochodzi dopiero sekundę później.
- Snajper! – wrzeszczę i biegnę za ścianę najbliższego budynku.
Czarny i Diakon wpadają tam zaraz za mną. Wyglądamy ostrożnie, trzęsąc się z uderzenia adrenaliny. Czarny patrzy przez monokular termowizyjny, Diakon przez lunetę karabinku. Ja staram się zlokalizować jakiś ruch gołym okiem. Nagle na zboczu góry widzę błysk i zaraz kolejny.
- Błysnął czymś, chyba lusterkiem, dwa razy - raportuje łamiącym się głosem, przez który przebija zdziwienie, Diakon. - Jakieś tysiąc trzysta metrów, szefie. Skurwiel dobrze wie, że nie mamy wyborowego i jest poza zasięgiem.
"Tysiąc pięćset" poprawiam go odruchowo w myślach. Chowam się opierając o naszą zasłonę plecami i w chaosie myśli przyglądam się chłopakom. Czarny już odłożył termowizjer i teraz kuca ukrywając twarz w dłoniach. Diakon dalej obserwuje, a z miejsca gdzie jego oko styka się z lunetą, jedna za drugą płyną łzy. Trwa to chwilę zanim orientuję się, że też płaczę.
Biorę od Czarnego radio i łykając łzy składam raport. Po dwóch godzinach na środku wioski ląduje śmigłowiec, z którego wybiega wsparcie i medycy. Wszyscy jesteśmy umazani mieszanką krwi i kurzu, wyglądamy koszmarnie. Bez słowa pomagają nam wstać i kierują na pokład śmigłowca. Łapię za rękaw jednego, niosącego czarny worek.
- Zanim, kurwa… Zanim zrobisz swoje, przynieś mi jego nóż, dobrze? – pytam ocierając łzy, brudną od pyłu i krwi dłonią.
- Tak jest – salutuje mi.
Chwilę później, na pokładzie lecącego śmigłowca, tulę kerambit Płomyka do piersi i przysięgając w myślach urojoną zemstę zapadam w sen.
- Piwa bym się napił - mruczy Diakon.
- Napijemy się w bazie, ja stawiam – mówi uśmiechnięty Płomyk bawiąc się kerambitem. - Ile będziecie chcieli.
- Jakaś okazja? – pytam.
- Rocznica ślubu – szczerzy się.
Diakon gwiżdże z uznaniem, Czarny się uśmiecha, aż Promyk spływa rumieńcem. Kocham tych sukinsynów.
- Ja stawiam chłopcy- mówię. - Whiskey z…
Głowa Płomyka z donośnym plaśnięciem rozpada się jak arbuz, w który ktoś włożył petardę. Krew i mózg bryzgają prosto na nasze mundury i w zastygłe w zdumieniu twarze. Dźwięk strzału dochodzi dopiero sekundę później.
- Snajper! – wrzeszczę i biegnę za ścianę najbliższego budynku.
Czarny i Diakon wpadają tam zaraz za mną. Wyglądamy ostrożnie, trzęsąc się z uderzenia adrenaliny. Czarny patrzy przez monokular termowizyjny, Diakon przez lunetę karabinku. Ja staram się zlokalizować jakiś ruch gołym okiem. Nagle na zboczu góry widzę błysk i zaraz kolejny.
- Błysnął czymś, chyba lusterkiem, dwa razy - raportuje łamiącym się głosem, przez który przebija zdziwienie, Diakon. - Jakieś tysiąc trzysta metrów, szefie. Skurwiel dobrze wie, że nie mamy wyborowego i jest poza zasięgiem.
"Tysiąc pięćset" poprawiam go odruchowo w myślach. Chowam się opierając o naszą zasłonę plecami i w chaosie myśli przyglądam się chłopakom. Czarny już odłożył termowizjer i teraz kuca ukrywając twarz w dłoniach. Diakon dalej obserwuje, a z miejsca gdzie jego oko styka się z lunetą, jedna za drugą płyną łzy. Trwa to chwilę zanim orientuję się, że też płaczę.
Biorę od Czarnego radio i łykając łzy składam raport. Po dwóch godzinach na środku wioski ląduje śmigłowiec, z którego wybiega wsparcie i medycy. Wszyscy jesteśmy umazani mieszanką krwi i kurzu, wyglądamy koszmarnie. Bez słowa pomagają nam wstać i kierują na pokład śmigłowca. Łapię za rękaw jednego, niosącego czarny worek.
- Zanim, kurwa… Zanim zrobisz swoje, przynieś mi jego nóż, dobrze? – pytam ocierając łzy, brudną od pyłu i krwi dłonią.
- Tak jest – salutuje mi.
Chwilę później, na pokładzie lecącego śmigłowca, tulę kerambit Płomyka do piersi i przysięgając w myślach urojoną zemstę zapadam w sen.
Na następny dzień wszyscy trzej dostajemy propozycję powrotu do domu. Wszyscy odmawiamy. Ze wsparciem psychologa i wódki spędzamy przydzielony tydzień wolnego od służby. Każdego dnia, wieczorem, wyciągam kerambit Płomyka z szafki i dotykam go delikatnie opuszkami palców, kreśląc mapę smutku, nienawiści i wspomnień. Pielęgnuję je w sobie.
Dwa miesiące spokojnej służby później jesteśmy w okolicach Braldu na Humvee patrolu. Prowadzę, chłopaki z przygotowaną bronią jadą na masce. Oczywiście wbrew procedurom, ale stara prawda mówi, że dużego ajdika i tak nie przetrzymamy, a jak pieprznie mały to siedzących na masce rozrzuci i może przeżyją, tych w środku poparzy i okaleczy na pewno.
Przez dźwięk silnika Humvee słyszę jak Diakon gwiżdże jakąś smutną melodię, Czarny pali camela. Popołudnie jest ciche i spokojne, bezwietrzne. Strzał rozrywa ciszę i zanim potrafię się zorientować co się dzieje na masce siedzi już tylko Diakon. Stawiam gwałtownie humvee bokiem i wyskakuję z wozu. Czołgam się w stronę gdzie upadł Czarny. Krew bucha z boku jego szyi. Zrywam swoją chustę i przykładam do rany ze świadomością, że to nic nie da. Do-pada do nas Diakon. Ciągniemy Czarnego do wozu, wrzucamy na tył i gwałtownie zawraca-my. W lusterku bocznym widzę podwójne błyśniecie na stoku góry. Czarny umiera w drodze do bazy. Po swojemu, bez słowa.
Przez dźwięk silnika Humvee słyszę jak Diakon gwiżdże jakąś smutną melodię, Czarny pali camela. Popołudnie jest ciche i spokojne, bezwietrzne. Strzał rozrywa ciszę i zanim potrafię się zorientować co się dzieje na masce siedzi już tylko Diakon. Stawiam gwałtownie humvee bokiem i wyskakuję z wozu. Czołgam się w stronę gdzie upadł Czarny. Krew bucha z boku jego szyi. Zrywam swoją chustę i przykładam do rany ze świadomością, że to nic nie da. Do-pada do nas Diakon. Ciągniemy Czarnego do wozu, wrzucamy na tył i gwałtownie zawraca-my. W lusterku bocznym widzę podwójne błyśniecie na stoku góry. Czarny umiera w drodze do bazy. Po swojemu, bez słowa.
Zostajemy oddelegowani do domu, ale proszę o pięć dni na otrząśnięcie się przed wylotem do kraju. Dowództwo wyraża zgodę.
Przez następne trzy wieczory oglądam i delikatnie muskam dwa przedmioty. Kerambit Promyka i papierośnicę Czarnego. Rozpamiętuję w smutku straconych braci. Oddaję im cześć. W czwartą noc po śmierci Czarnego, zawijam nóż i papierośnicę delikatnie w chustę, odkładam i idę budzić Diakona.
Czas zapolować na skurwiela.
Wiem na jakim terenie mniej więcej jest. Ma doskonałe oko i umysł strzelca, ale my mamy pragnienie zemsty jakie zmiażdżyłoby armię. Wymykamy się z bazy ofiarowując chłopakom na bramie jakąś bzdurną historyjkę i butelkę whiskey.
Księżyc jest za chmurami, panuje prawie całkowita ciemność, ale zarysy zboczy gór w dolinie Braldu wyglądają złowieszczo, przytłaczając swoim ogromem. Problem polega na tym, że prócz nieskrępowanej żądzy zabicia beżowego snajpera nie mam planu, cała akcja polega na nadziei, że on nie ma sprzętu żeby działać w nocy. Bo jeśli ma, to szybko dołączymy do braci.
- Kiedy sprawdzaliśmy wioskę i potem na patrolu, strzelał z naszej lewej, pamiętasz skąd mniej więcej błyskał. Spróbujemy się wdrapać w okolice tego miejsca. Patrzysz co jakiś czas przez termo – zarządzam.
Diakon tylko kiwa głową, jest psychicznie rozbity, ale potrzebuję go. Ten ostatni raz.
Wdrapujemy się powoli po zboczy góry, starając się jednocześnie zachować ciszę. Wychodzi różnie, czasem jakiś kamyk obsunie się, z delikatnym łoskotem, który zaburza ciszę nocy. Wiem, że jesteśmy zbyt głośno, ale chcę go tylko zabić. Dzisiejsza samowolka zniszczy moją karierę, emocjonalnie jestem wrakiem – ale to nieważne. Muszę go zabić.
Księżyc jest za chmurami, panuje prawie całkowita ciemność, ale zarysy zboczy gór w dolinie Braldu wyglądają złowieszczo, przytłaczając swoim ogromem. Problem polega na tym, że prócz nieskrępowanej żądzy zabicia beżowego snajpera nie mam planu, cała akcja polega na nadziei, że on nie ma sprzętu żeby działać w nocy. Bo jeśli ma, to szybko dołączymy do braci.
- Kiedy sprawdzaliśmy wioskę i potem na patrolu, strzelał z naszej lewej, pamiętasz skąd mniej więcej błyskał. Spróbujemy się wdrapać w okolice tego miejsca. Patrzysz co jakiś czas przez termo – zarządzam.
Diakon tylko kiwa głową, jest psychicznie rozbity, ale potrzebuję go. Ten ostatni raz.
Wdrapujemy się powoli po zboczy góry, starając się jednocześnie zachować ciszę. Wychodzi różnie, czasem jakiś kamyk obsunie się, z delikatnym łoskotem, który zaburza ciszę nocy. Wiem, że jesteśmy zbyt głośno, ale chcę go tylko zabić. Dzisiejsza samowolka zniszczy moją karierę, emocjonalnie jestem wrakiem – ale to nieważne. Muszę go zabić.
Ociekając potem, wdrapujemy się na grań, jest na tyle płasko i szeroko, że można iść. Kucam, rozglądam się i daję Diakonowi znak "naprzód". Kiwa głową. Nagle wszystko wydaje mi się nie tak. Księżyc jednak świeci zbyt jasno, wystawiając nas na widok, miękkie buty robią zbyt wiele hałasu, chociaż poruszamy się wolno i spokojnie. Czuję strach, ale bardziej chcę dopaść snajpera. Poruszamy się krok za krokiem, wydaje mi się, że mijają godziny. W pewnej chwili Diakon chwyta mnie za rękaw. Wykonuje gest "zobaczyłem coś" i podaje mi monokular termowizyjny. Przykładam sprzęt do oka i powiększam maksymalnie obraz. Osiemset, może dziewięćset metrów od nas, jest coś, co wygląda w termowizjerze jak maleńka kupka żaru, pozostała po równie niewielkim ognisku. Pochylamy sylwetki i ruszamy. Skracamy dystans, zaczynamy iść wolniej i ostrożniej, z bronią gotową do natychmiastowego strzału.
Nagle czas zwalnia i wszystko dzieje się w jednej sekundzie. Wychyla się zza głazu, leżącego tuż przy wejściu do groty, jesteśmy na tyle blisko, że widzę kontury człowieka i trzymanej przez niego broni gołym okiem. Nocną ciszę przerywa gwałtownie pasmo następujących po sobie w ułamkach sekund dźwięków: wykrzyczanego przeze mnie "kryj się", strzału snajpera, jęku bólu Diakona, mojego wystrzału i krzyku dochodzącego z wejścia do groty.
Dopadłem go!
Odwracam się gwałtownie w stronę leżącego na plecach przyjaciela. Pod dłonią, którą przyciska do barku powiększa się czerwona plama.
- Dam radę, szefie – cedzi przez zaciśnięte z bólu zęby.
Nagle czas zwalnia i wszystko dzieje się w jednej sekundzie. Wychyla się zza głazu, leżącego tuż przy wejściu do groty, jesteśmy na tyle blisko, że widzę kontury człowieka i trzymanej przez niego broni gołym okiem. Nocną ciszę przerywa gwałtownie pasmo następujących po sobie w ułamkach sekund dźwięków: wykrzyczanego przeze mnie "kryj się", strzału snajpera, jęku bólu Diakona, mojego wystrzału i krzyku dochodzącego z wejścia do groty.
Dopadłem go!
Odwracam się gwałtownie w stronę leżącego na plecach przyjaciela. Pod dłonią, którą przyciska do barku powiększa się czerwona plama.
- Dam radę, szefie – cedzi przez zaciśnięte z bólu zęby.
Biegnę w stronę groty, jestem przygotowany na wszystko co najgorsze. Ale nic złego się nie dzieje. Kiedy wpadam za głaz z karabinkiem przygotowanym do strzału, snajper siedzi spokojnie opierając się plecami o kamień. W lewej ręce trzyma dymiącego skręta, prawą przyciska do rany na wysokości żeber, pomiędzy szczupłymi palcami przecieka krew. Kilka metrów od niego leży MacMillan Tac-50 . Chłopak ma może z osiemnaście lat, jest szczupły, twarz okala mu delikatny zarost. Na jego szyi wisi na rzemyku małe, pęknięte lusterko. Wielkie czarne oczy patrzą na mnie zupełnie bez strachu.
- Ktoś tam jeszcze jest? – wskazuję na grotę.
- Ktoś tam jeszcze jest? – wskazuję na grotę.
Nic nie odpowiada. Przeszukuję go i podrywam do pionu. Ręce, złożone za plecami krępuję mu za pomocą nylonowych kajdanek. Nie stawia oporu. Popycham go przed sobą i razem wchodzimy do groty. Trzymając chłopaka przed sobą omiatam jaskinię latarką. Grota jest mała, więc od razu mam pewność, że nikogo więcej tu nie ma. Ustawiam chłopaka pod jedną z naturalnych ścian i pomagając sobie światłem latarki jeszcze raz przyglądam się wnętrzu. Trochę jedzenia, kociołek, ghillie leżący pod ścianą, koce. Nic ciekawego. Szarpię snajpera za ubranie go i zmuszam do klęknięcia na środku jaskini. Za chłopaków, myślę, przykładając karabin do szczupłych pleców.
I wtedy zauważam coś na ścianie, ponad ramieniem chłopaka. Podchodzę bliżej. Na prowizorycznej półce, zrobionej z krzywo zbitych deszczułek, stoją trzy pożółkłe zdjęcia. Mężczyźni na fotografiach wyglądają podobnie, choć to ewidentnie różne osoby. Rozpoznaję jeden z naszych celów, zlikwidowany przez Czarnego kilka miesięcy wcześniej. Przed każdym zdjęciem leży przedmiot. Pomięty i brudny od zakrzepłej krwi pakol . Flet sorna. Zardzewiały pasterski scyzoryk.
Czuję jak kręci mi się w głowie, muszę dłonią oprzeć się o ścianę. Do oczu cisną się łzy.
- Wstawaj – mówię do chłopaka głosem, którego nie poznaję. - Trzeba cię opatrzyć. Do bazy mamy kawał drogi.
Słowniczek:I wtedy zauważam coś na ścianie, ponad ramieniem chłopaka. Podchodzę bliżej. Na prowizorycznej półce, zrobionej z krzywo zbitych deszczułek, stoją trzy pożółkłe zdjęcia. Mężczyźni na fotografiach wyglądają podobnie, choć to ewidentnie różne osoby. Rozpoznaję jeden z naszych celów, zlikwidowany przez Czarnego kilka miesięcy wcześniej. Przed każdym zdjęciem leży przedmiot. Pomięty i brudny od zakrzepłej krwi pakol . Flet sorna. Zardzewiały pasterski scyzoryk.
Czuję jak kręci mi się w głowie, muszę dłonią oprzeć się o ścianę. Do oczu cisną się łzy.
- Wstawaj – mówię do chłopaka głosem, którego nie poznaję. - Trzeba cię opatrzyć. Do bazy mamy kawał drogi.
HK416 - karabinek automatyczny kalibru 5.56 NATO produkcji firmy Heckler&Koch.
Hell week - określenie ekstremalnie wymagającego szkolenia Navy Seals, trwającego pięć i pół dnia. Szkolenie doprowadza kandydatów do granic ich psychicznych i fizycznych możliwości. W każdym momencie kandydat ma prawo zrezygnować na własną prośbę, do czego nieustannie namawiają instruktorzy. Zasady i forma szkolenia zostały przeniesione na polski grunt i są obecnie stosowane jako test dla kandydatów Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej w Warszawie. Nazwa pozostała ta sama. Hell week.
CQB – czyli Close Quarters Battlle, rodzaj szkolenia obejmującego zagadnienia walki w przestrzeniach zamkniętych.
Kerambit – wywodzący się z Indonezji nóż o zakrzywionym ostrzu (wzorowanym na pazurach dzikich zwierząt) i także zakrzywionej rękojeści, zakończonej okrągłym otworem, w który wsuwa się palec.
Ajdik – w żargonie wojskowym spolszczenie akronimu IED (Improvised Explosive Device) oznaczającego prowizoryczny ładunek wybuchowy (najczęściej zakopywany w ziemi) detonowany zdalnie.
Humvee - potoczne określenie HMMWV, czyli wielozadaniowego pojazdu kołowego o wysokiej mobilności.
McMillan Tac-50 – wielkokalibrowy karabin wyborowy, kaliber 12.7 mm produkowany przez firmę McMillan Bros. Rifles Co.
Ghillie – używany przez strzelców wyborowych strój maskujący.
Pakol – miękki, okrągły beret męski noszony w Afganistanie i Pakistanie.
Wolha.Redna vs Godhand
3Tekst I
Pomysł - 17/20
Dla mnie świetny, poruszający. Na taki pomysł w związku z tematem bardzo prawdopodobne, że bym nie wpadł, chociaż manewrowanie uczuciami jest dość... powszechne? Ale nie w ten sposób! Przy krótkiej formie bardzo fajnie to wyglądało, nawet ostatnio bajkowy film powstał w tym stylu. Tyle, że na wesoło. Na pewno nie jest to maksymalna liczba punktów, bo zabrakło mi kropki nad i w tym całym zamyśle. Ale do tematu jak najbardziej pasuje i naprawdę dobrze to wygląda, ta idea.
Styl - 13/20
Troszkę rzeczy kulało, a autor starał się nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Pisane szybko na kolanie? Bardzo możliwe, że presja wyścigu
. Który nie nastąpił. Myślę, że trochę pod względem stylu zdecydowanie do poprawy.
Realizacja tematu 8/10
No tak, bardzo dobra realizacja. Brakowało przedmiotowości smutku, bo były uczucia smutku
.
Schematyczność 7/10
Mówiłem, manewrowanie uczuciami pojawia się, ale nie w taki sposób. Wiadomo, że ta i poprzednia klasyfikacja punktowa bardzo trudne do ocenienia, lecę na intuicję, biorąc pod uwagę całość, temat, co tam czytałem w swoim życiu, jak natknąłem się na taką realizację itp.
Błędy 11/20
Były różne, od stylistycznych po takie proste jak powtórzenia, zaimkoza powtórkami także stała w dwóch miejscach. Zebrałoby się tego trochę, ale tekst po szlifie chyba wyglądałby okazale.
Ogólnie 14/20
Podobało mi się, ale już odetchnąłem, pisząc ocenkę. Nie ma zachwytu, ale z miłą chęcią wracałbym do tekstu, gdyby bym napisany na wesoło. Co jeszcze mi się nie podobało i wpływa na te -6? Zdecydowanie słowa, które wymawia Smutek do pana w drugiej sytuacji. Bardzo sztucznie. Ostateczny wynik wskazuje, że tekst był przyzwoity, a mógłby być lepszy.
Tekst I: 70/100
Tekst II
Pomysł - 15/20
Niezły. Klimatyczny. Czytałem w połowie zastanawiając się, gdzie ten sens zarzuconego tytułu? I wyszło naprawdę nieźle. Byłem zaskoczony, że właśnie w to pójdziesz. Może zbytnia dosłowność przegrywa z poprzednim tekstem, tylko pod tym względem. Ale idzie się nawet wzruszyć, gdyby tekst wydłużyć i skupić się na doznaniach bohaterach (co jest jednocześnie tak bardzo oklepane).
Styl - 15/20
Mi się podoba, ale czasami coś mnie hamowało. Może to nie na moją głowę. Dobrze to się czytało tak naprawdę.
Realizacja tematu 8/10
No tak, czepiać się nie ma co. Realizacja tematu niezła i na wysokim poziomie, jeśli chodzi o przedmiotowość i zaskoczenie mnie.
Schematyczność 6/10
Bardzo łatwo zarzucić autorowi, że występuje przywiązanie do przedmiotów w kilku tekstach, wiele razy występuje tęsknota za kimś bliskim.
Błędy 15/20
Nie czepiam się o kreski w wyrazach, bo to raczej kwestia tego, na jakim sprzęcie się pisało
. Brakuje ogonków, brakuje w kilku wyraźnych miejscach przecinków. Tekst dopracowany, tekst przede wszystkim zachowany w realiach... Właściwie głowię się, gdzie autor to widział? Bo nie jest wspomniane, mogłoby być wszędzie. Czy autor zastanawiał się, gdzie ów sytuacja ma miejsce?
Ogólnie 16/20
Pierwszy akapit bardzo mocno oddany opisowo. To widać, że jest prawdziwa pisarska wizja. Może niektórzy sobie przejdą bokiem, a może i wszyscy oceniający. Na mnie nie tyle robi wrażenie (nie robi), co doceniam kunszt tegoż akurat walczaka bitwy
. Potem też jest oddany klimat, nie spodziewałem się co spotka tak dobrze w mig zarysowane postaci. Więc brawa dla autora. Klimaty wojenne to niby dla mnie, dłuższa forma byłaby mile widziana, bo autor wie o czym pisze i ma z tego frajdę. Gra na emocjach? Nieźle dopracowana. Nie spodziewałbym się, że ten tekst będzie odrobinę lepszy, właściwie chyba ze względu na to dopracowanie, zarys postaci, żywe dialogi i zaważa punkt minusowy, o którym mówiłem przy pierwszym tekście. Ogólnie mogę przyznać, że moje klimaty, chociaż nigdy bym się nie porwał na pisanie czegoś takiego. Jednocześnie zazdroszczę wiedzy i obycia na tym gruncie. Można szaleć.
Tekst II: 75/100
Pomysł - 17/20
Dla mnie świetny, poruszający. Na taki pomysł w związku z tematem bardzo prawdopodobne, że bym nie wpadł, chociaż manewrowanie uczuciami jest dość... powszechne? Ale nie w ten sposób! Przy krótkiej formie bardzo fajnie to wyglądało, nawet ostatnio bajkowy film powstał w tym stylu. Tyle, że na wesoło. Na pewno nie jest to maksymalna liczba punktów, bo zabrakło mi kropki nad i w tym całym zamyśle. Ale do tematu jak najbardziej pasuje i naprawdę dobrze to wygląda, ta idea.
Styl - 13/20
Troszkę rzeczy kulało, a autor starał się nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Pisane szybko na kolanie? Bardzo możliwe, że presja wyścigu

Realizacja tematu 8/10
No tak, bardzo dobra realizacja. Brakowało przedmiotowości smutku, bo były uczucia smutku

Schematyczność 7/10
Mówiłem, manewrowanie uczuciami pojawia się, ale nie w taki sposób. Wiadomo, że ta i poprzednia klasyfikacja punktowa bardzo trudne do ocenienia, lecę na intuicję, biorąc pod uwagę całość, temat, co tam czytałem w swoim życiu, jak natknąłem się na taką realizację itp.
Błędy 11/20
Były różne, od stylistycznych po takie proste jak powtórzenia, zaimkoza powtórkami także stała w dwóch miejscach. Zebrałoby się tego trochę, ale tekst po szlifie chyba wyglądałby okazale.
Ogólnie 14/20
Podobało mi się, ale już odetchnąłem, pisząc ocenkę. Nie ma zachwytu, ale z miłą chęcią wracałbym do tekstu, gdyby bym napisany na wesoło. Co jeszcze mi się nie podobało i wpływa na te -6? Zdecydowanie słowa, które wymawia Smutek do pana w drugiej sytuacji. Bardzo sztucznie. Ostateczny wynik wskazuje, że tekst był przyzwoity, a mógłby być lepszy.
Tekst I: 70/100
Tekst II
Pomysł - 15/20
Niezły. Klimatyczny. Czytałem w połowie zastanawiając się, gdzie ten sens zarzuconego tytułu? I wyszło naprawdę nieźle. Byłem zaskoczony, że właśnie w to pójdziesz. Może zbytnia dosłowność przegrywa z poprzednim tekstem, tylko pod tym względem. Ale idzie się nawet wzruszyć, gdyby tekst wydłużyć i skupić się na doznaniach bohaterach (co jest jednocześnie tak bardzo oklepane).
Styl - 15/20
Mi się podoba, ale czasami coś mnie hamowało. Może to nie na moją głowę. Dobrze to się czytało tak naprawdę.
Realizacja tematu 8/10
No tak, czepiać się nie ma co. Realizacja tematu niezła i na wysokim poziomie, jeśli chodzi o przedmiotowość i zaskoczenie mnie.
Schematyczność 6/10
Bardzo łatwo zarzucić autorowi, że występuje przywiązanie do przedmiotów w kilku tekstach, wiele razy występuje tęsknota za kimś bliskim.
Błędy 15/20
Nie czepiam się o kreski w wyrazach, bo to raczej kwestia tego, na jakim sprzęcie się pisało

Ogólnie 16/20
Pierwszy akapit bardzo mocno oddany opisowo. To widać, że jest prawdziwa pisarska wizja. Może niektórzy sobie przejdą bokiem, a może i wszyscy oceniający. Na mnie nie tyle robi wrażenie (nie robi), co doceniam kunszt tegoż akurat walczaka bitwy

Tekst II: 75/100
Pisarz miłości.
Wolha.Redna vs Godhand
4Oba niezłe: pierwszy trochę za dużo uproszczeń, drugi - zbyt schematyczne zakończenie. Ogólnie, w punktach;
I - 70/100
II - 80/100
I - 70/100
II - 80/100
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
Wolha.Redna vs Godhand
5Dobre, oba. W pierwszym doceniam orginalność pomysłu, jednak miejscami przekombinowane, temat się rozmywa.
W drugim interesujące opisy, realistyczne sceny, ale miejscami zbyt dosłowne ( przegadane ). I jak wyżej, zakończenie zbyt oczywiste bez zaskoczenia.
Niemniej czapka z głowy dla obu tekstów, jeśli będę kiedyś tak pisał ( na takim poziomie ) to można by rzec - zdażył się cud.
1 - 70/100
2 - 75/100 - z uwagi na to, że niedawno czytałem "Przetrwałem Afganistan"
W drugim interesujące opisy, realistyczne sceny, ale miejscami zbyt dosłowne ( przegadane ). I jak wyżej, zakończenie zbyt oczywiste bez zaskoczenia.
Niemniej czapka z głowy dla obu tekstów, jeśli będę kiedyś tak pisał ( na takim poziomie ) to można by rzec - zdażył się cud.
1 - 70/100
2 - 75/100 - z uwagi na to, że niedawno czytałem "Przetrwałem Afganistan"
Nie ma rzeczy bardziej niewiarygodnej od rzeczywistości.
Wolha.Redna vs Godhand
7Pomysł
Tekst I – 18/20
Tekst II – 15/20
Bardziej ujął mnie pomysł szkolenia dla Uczuć niż wojenne klimaty.
Styl
Tekst I –17/20
Tekst II – 15/20
Oba teksty czytało mi się bez zgrzytania nad nimi zębami a to już coś
Przy czym pierwszy ma lekkość, którą lubię .
Realizacja tematu
Tekst I – 8/10
Tekst II – 7/10
Oba teksty sprawnie wypełniły zadanie. Pierwszy metaforycznie , co bardziej mi odpowiada niż dosłowna interpretacja przedmiotów smutku tekstu drugiego.
Schematyczność
Tekst I – 8/10
Tekst II – 5/10
Podobnie jak z pomysłem. W wojennych opowieściach zdecydowanie trudniej jest uniknąć schematycznych rozwiązań – bo to chyba najobszerniej wyczerpany temat, nie tylko zresztą w literaturze. Ale szacunek za takie podejście do tematu.
Błędy
Tekst I –17/20
Tekst II – 17/20
W obu podobnie - bez wielkiego wpływu na jakość odbioru.
Ogólnie
Tekst I –19/20
Tekst II – 17/20
Chyba po raz pierwszy odkąd zawitałam na to forum, czytanie publikowanych tu tekstów nie nudziło ani nie męczyło tylko sprawiło przyjemność.
Większą, niż czytane godzinę wcześniej, opowiadania zamieszczone w popularnym miesięczniku. ( tak właśnie ! pomimo kilku błędów, pomimo małego niedopracowania i „niedopieszczenia” – są lepsze niż te, po redakcji i korektach).
Dwa punkty więcej za pierwszy tekst z jednego powodu. Trochę zaczarował mnie klimatem, lekkością i tym czymś co czasem trudno ująć w słowa , a co sprawia, że zamykając oczy widzisz rozgrywającą się scenę.
W drugim i klimat i napięcie były dla mnie mniejsze bo od skojarzeń nasuwających się w trakcie czytania nie mogłam do końca uciec. (może też i dlatego, że niedawno oglądałam Karbale?:)
Ale jednocześnie to ładnie namalowany i wciągający obraz emocji.
To jest dla mnie chyba kwintesencja dobrego opowiadania – jeśli jest w stanie przenieść mnie w swój świat i sprawić bym wizualizowała czytane słowa.
Obu opowiadaniom się to udało.
Gratulacje dla obu uczestników bitwy.
Wygrywa tylko jeden
Ocena końcowa
Tekst I – 87/100
Tekst II – 76/100
Tekst I – 18/20
Tekst II – 15/20
Bardziej ujął mnie pomysł szkolenia dla Uczuć niż wojenne klimaty.
Styl
Tekst I –17/20
Tekst II – 15/20
Oba teksty czytało mi się bez zgrzytania nad nimi zębami a to już coś

Przy czym pierwszy ma lekkość, którą lubię .
Realizacja tematu
Tekst I – 8/10
Tekst II – 7/10
Oba teksty sprawnie wypełniły zadanie. Pierwszy metaforycznie , co bardziej mi odpowiada niż dosłowna interpretacja przedmiotów smutku tekstu drugiego.
Schematyczność
Tekst I – 8/10
Tekst II – 5/10
Podobnie jak z pomysłem. W wojennych opowieściach zdecydowanie trudniej jest uniknąć schematycznych rozwiązań – bo to chyba najobszerniej wyczerpany temat, nie tylko zresztą w literaturze. Ale szacunek za takie podejście do tematu.
Błędy
Tekst I –17/20
Tekst II – 17/20
W obu podobnie - bez wielkiego wpływu na jakość odbioru.
Ogólnie
Tekst I –19/20
Tekst II – 17/20
Chyba po raz pierwszy odkąd zawitałam na to forum, czytanie publikowanych tu tekstów nie nudziło ani nie męczyło tylko sprawiło przyjemność.
Większą, niż czytane godzinę wcześniej, opowiadania zamieszczone w popularnym miesięczniku. ( tak właśnie ! pomimo kilku błędów, pomimo małego niedopracowania i „niedopieszczenia” – są lepsze niż te, po redakcji i korektach).
Dwa punkty więcej za pierwszy tekst z jednego powodu. Trochę zaczarował mnie klimatem, lekkością i tym czymś co czasem trudno ująć w słowa , a co sprawia, że zamykając oczy widzisz rozgrywającą się scenę.
W drugim i klimat i napięcie były dla mnie mniejsze bo od skojarzeń nasuwających się w trakcie czytania nie mogłam do końca uciec. (może też i dlatego, że niedawno oglądałam Karbale?:)
Ale jednocześnie to ładnie namalowany i wciągający obraz emocji.
To jest dla mnie chyba kwintesencja dobrego opowiadania – jeśli jest w stanie przenieść mnie w swój świat i sprawić bym wizualizowała czytane słowa.
Obu opowiadaniom się to udało.
Gratulacje dla obu uczestników bitwy.
Wygrywa tylko jeden

Ocena końcowa
Tekst I – 87/100
Tekst II – 76/100
Brniesz w mgłę, a pod stopami bagno, uważaj - R.Pawlak 28.02.2018
Wolha.Redna vs Godhand
8tylko niech ktos jeszcze punkty podliczy.
TEXT I
Pomysł - max 20 punktów. -> 20 pkt. świetna personifikacja uczuć, warsztaty prowadzone na zywym organizmie.
Styl - max 20 punktów. -> 14 pkt. "to nie weryfka, to nie weryfka..." ech. powtórzenia to styl czy błędy? poczatek mnie cofnał.
"Był wysoki, siwy, nosił okulary i ubrany był w znoszoną koszulę, szary dres i klapki.", "chociaż bowiem pociągają go kobiety", "Towarzyszył mężczyźnie krok w krok, pokrywając mu czoło i dłonie potem, rozszerzając źrenice, przyspieszając bicie serca. Gdy mężczyzna zaczął krążyć po mieszkaniu, Lęk zachowywał się niemal jak jego cień. Gdy mężczyzna włączał radio," bleee. środek czasem też przeszkadza.
tu do poczyszczenia.
Realizacja tematu - max 10 punktów. no to max, ladnie wyszlo. 10pkt
Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami) trochę zahacza o klasyke aniolka i diabla siedzących na ramionach, ale pdoba mi sie analityczne podejście do nauki i przedmiotu badań 9pkt
Błędy - max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów) -> interpunkcja zwichrowana momentami, ale tragedii niet. 18 pkt.
Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.) ogólnie podobalo mi sie, mimo kulawizny na poczatku i chropawego miejscami stylu, napisane z dbalościa o szczegóły, nieco technicznie, ale gada do mnie ten text i pozwala sie uczyć.
18 pkt
Ocena końcowa - zsumowane punkty -> 89 pkt.
TEXT II
Pomysł - max 20 punktów. - pomysl w moich klimatach, niedawno ogladalam "lone survivor", i tam tez 4 było ;-) 12 pkt
Styl - max 20 punktów. - > nie jest dobrze. "Podnoszę lewą dłoń wykonując gest „naprzód”. Podnosimy się i idziemy dalej.", "Nie wygląda na miejsce atrakcje do zamieszkania, ale widywałem Pakistańczyków żyjących w gorszych miejscach." nie podoba mi się.
machniete i nie poprawione. ech, szkoda. 10 pkt.
Realizacja tematu - max 10 punktów. realizacja jest - są przedmioty. chociaz, imo, zaklęły nie smutek, a gniew, zemste, nienawisc, ból. nie ma smutku w tych drobiazgach, one sa paliwem, które niesie smierć. smutek, jak mamy to w tekście I, jest bezradny.
zemsta jest aktywna. 5 pkt.
Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami) - niestety, i serio niestety, bo znów moja bajka, a wyszlo jak wyszlo. zbieranie pamiatek, trofeów, nieśmiertelników, fotografii i listów do rodziców/dziewczyny, zamykających pamięc jest kanonem jak conan. 5 pkt.
Błędy - max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów)
do tego interpunkcja kuleje, styl jest chropawy, a powtarzanie nazw wlasnych i terminów związanych z militariami nie czyni atmosfery.
10 pkt.
Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)
ogólnie - moja bajka, która rozlozyło wykonanie. szkoda. text miewa przebłyski, np. wedrówka pamięci wzdluz ostrza. 10pkt.
Ocena końcowa - zsumowane punkty -> 52 pkt.
TEXT I
Pomysł - max 20 punktów. -> 20 pkt. świetna personifikacja uczuć, warsztaty prowadzone na zywym organizmie.
Styl - max 20 punktów. -> 14 pkt. "to nie weryfka, to nie weryfka..." ech. powtórzenia to styl czy błędy? poczatek mnie cofnał.
"Był wysoki, siwy, nosił okulary i ubrany był w znoszoną koszulę, szary dres i klapki.", "chociaż bowiem pociągają go kobiety", "Towarzyszył mężczyźnie krok w krok, pokrywając mu czoło i dłonie potem, rozszerzając źrenice, przyspieszając bicie serca. Gdy mężczyzna zaczął krążyć po mieszkaniu, Lęk zachowywał się niemal jak jego cień. Gdy mężczyzna włączał radio," bleee. środek czasem też przeszkadza.
tu do poczyszczenia.
Realizacja tematu - max 10 punktów. no to max, ladnie wyszlo. 10pkt
Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami) trochę zahacza o klasyke aniolka i diabla siedzących na ramionach, ale pdoba mi sie analityczne podejście do nauki i przedmiotu badań 9pkt
Błędy - max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów) -> interpunkcja zwichrowana momentami, ale tragedii niet. 18 pkt.
Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.) ogólnie podobalo mi sie, mimo kulawizny na poczatku i chropawego miejscami stylu, napisane z dbalościa o szczegóły, nieco technicznie, ale gada do mnie ten text i pozwala sie uczyć.
18 pkt
Ocena końcowa - zsumowane punkty -> 89 pkt.
TEXT II
Pomysł - max 20 punktów. - pomysl w moich klimatach, niedawno ogladalam "lone survivor", i tam tez 4 było ;-) 12 pkt
Styl - max 20 punktów. - > nie jest dobrze. "Podnoszę lewą dłoń wykonując gest „naprzód”. Podnosimy się i idziemy dalej.", "Nie wygląda na miejsce atrakcje do zamieszkania, ale widywałem Pakistańczyków żyjących w gorszych miejscach." nie podoba mi się.
machniete i nie poprawione. ech, szkoda. 10 pkt.
Realizacja tematu - max 10 punktów. realizacja jest - są przedmioty. chociaz, imo, zaklęły nie smutek, a gniew, zemste, nienawisc, ból. nie ma smutku w tych drobiazgach, one sa paliwem, które niesie smierć. smutek, jak mamy to w tekście I, jest bezradny.
zemsta jest aktywna. 5 pkt.
Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami) - niestety, i serio niestety, bo znów moja bajka, a wyszlo jak wyszlo. zbieranie pamiatek, trofeów, nieśmiertelników, fotografii i listów do rodziców/dziewczyny, zamykających pamięc jest kanonem jak conan. 5 pkt.
Błędy - max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów)
kucamy? przy scianie są, z bronią, ubezpieczają operatorów przeszukujących pomieszczenie. w kucki to moga ewnetualnie...Czarny i Diakon wpadają do środka, ja i Promyk kucamy przed wejściem ubezpieczając chłopaków.
- świetny pomysl, przynajmniej bedzie ich dobrze widacPo sprawdzeniu wszystkich chałup, zbieramy się na środku wioski.

tez na środku wiochy czy przy tej scianie, za która sie ukryli?Drużyna rozstawia się, każdy w pozycji klęczącej obserwuje jedną z geograficznych stron świata.
- acha, a co ze snajperem na wzgórzu? optymistycznie zalożyli, ze juz poszedł?Biorę od Czarnego radio i łykając łzy składam raport. Po dwóch godzinach na środku wioski ląduje śmigłowiec, z którego wybiega wsparcie i medycy.
hell week to nie szkolenie, jak sam autor był uprzejmy zauwazyć w przypisach.Diakona i Czarnego poznałem na hell week Żaden z nas nie skończyłby tego szkolenia bez dwóch pozostałych.
do tego interpunkcja kuleje, styl jest chropawy, a powtarzanie nazw wlasnych i terminów związanych z militariami nie czyni atmosfery.
10 pkt.
Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)
ogólnie - moja bajka, która rozlozyło wykonanie. szkoda. text miewa przebłyski, np. wedrówka pamięci wzdluz ostrza. 10pkt.
Ocena końcowa - zsumowane punkty -> 52 pkt.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Wolha.Redna vs Godhand
9Tekst I
Sprawnie napisany, oddziałuje na wyobraźnię. Odkąd wyjaśniło się, że praktykanci są uczuciami, nie mogłam – niestety – pozbyć się skojarzeń z „W głowie się nie mieści”, mimo że tekst uderza w poważniejszy ton.
Pomysł – 10
Styl – 10
Realizacja tematu – 10
Schematyczność – 5
Błędy – 15 („zapytał adept uczucia, o które padło pytanie.” – tu np. dość niezręcznie, ale ogólnie czytało się płynnie)
Ogólnie – 15
Ocena końcowa: 65
Tekst II
Mogłabym podsumować stwierdzeniem: to lubię. Od wejścia do jaskini było jasne, co tam znajdzie, więc zakończenie bez zaskoczenia. Językowo jest trochę więcej do czyszczenia niż w pierwszym tekście, natomiast zostawiłabym celową surowość i chropowatość tekstu. Cytat na początku dla mnie zbędny.
Pomysł – 10
Styl – 15
Realizacja tematu – 10
Schematyczność – 5
Błędy – 10
Ogólnie – 20
Ocena końcowa: 70
Sprawnie napisany, oddziałuje na wyobraźnię. Odkąd wyjaśniło się, że praktykanci są uczuciami, nie mogłam – niestety – pozbyć się skojarzeń z „W głowie się nie mieści”, mimo że tekst uderza w poważniejszy ton.
Pomysł – 10
Styl – 10
Realizacja tematu – 10
Schematyczność – 5
Błędy – 15 („zapytał adept uczucia, o które padło pytanie.” – tu np. dość niezręcznie, ale ogólnie czytało się płynnie)
Ogólnie – 15
Ocena końcowa: 65
Tekst II
Mogłabym podsumować stwierdzeniem: to lubię. Od wejścia do jaskini było jasne, co tam znajdzie, więc zakończenie bez zaskoczenia. Językowo jest trochę więcej do czyszczenia niż w pierwszym tekście, natomiast zostawiłabym celową surowość i chropowatość tekstu. Cytat na początku dla mnie zbędny.
Pomysł – 10
Styl – 15
Realizacja tematu – 10
Schematyczność – 5
Błędy – 10
Ogólnie – 20
Ocena końcowa: 70
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/
Wolha.Redna vs Godhand
10No to zaś jo:
Ogólnie zawsze trudno się porównuje tekst osadzony w konkretnej rzeczywistości z bardziej abstrakcyjnym. Pierwszy ma większe wymagania w kwestii logiki, zgodności ze światem etc. To tak tytułem wstępu.
Pomysł:
Tekst 1 - 18/20 Cóż, nietrudno zidentyfikować autorów i wiem że Red NIE oglądała Inside Out, stąd podbijka w górę.
Tekst 2 - 15/20 Pójście w motyw żałoby jest trochę oczywiste. Ale plus za twista pod koniec, może trochę przewidywalny, ale smaczny.
Styl:
Tekst 1 14/20 Poprawny, niektóre opisy nieco przynudzające. Jak niektórzy wykładowcy
Minus za nie zaznaczone akapity. Niemowlę na starcie i nagle jesteśmy - gdzie??
Tekst 2 12/20 Widać surowiznę. Błędy logiczne, zwłaszcza snajper który po zdjęciu Płomyka wywiesza wielkie "OUT TO LUNCH" i spokojnie czekają na helikopter, który równie spokojnie ląduje. Na "polowanie" idą z buta w miejsce, z którego wracali helikopterem. Po tygodniu... "a mówiłem, weźmy tego humvee". Czarny i Diakon dostają, żeby nie było, z półcalówki i otrzymują romantyczno-filmowe rany.
Realizacja tematu:
Tekst 1: 10/10. 'nuff said.
Tekst 2: 6/10. W sumie to samo, co w "pomysł". I podpisuję się pod Ravvą, to jest o zemście a nie smutku.
Schematyczność:
Tekst 1: 8/10 Rozszerzona wersja aniołka i diabełka siedzących na ramionach. Niby "było", ale z powiewem świeżości.
Tekst 2: 6/10 Wojna to wredna suka, wszystko o niej już chyba napisano
Było, plus za twista (choć jak snajper ciągle siedzi w jednym miejscu, to się wysyła tomahawka)
Błędy: nie mam siły
15/20 oba
Ogólnie:
Tekst 1: 17/20
Tekst 2: 13/20
Podsumowawszy: 82 vs 67 pkt
Ogólnie zawsze trudno się porównuje tekst osadzony w konkretnej rzeczywistości z bardziej abstrakcyjnym. Pierwszy ma większe wymagania w kwestii logiki, zgodności ze światem etc. To tak tytułem wstępu.
Pomysł:
Tekst 1 - 18/20 Cóż, nietrudno zidentyfikować autorów i wiem że Red NIE oglądała Inside Out, stąd podbijka w górę.
Tekst 2 - 15/20 Pójście w motyw żałoby jest trochę oczywiste. Ale plus za twista pod koniec, może trochę przewidywalny, ale smaczny.
Styl:
Tekst 1 14/20 Poprawny, niektóre opisy nieco przynudzające. Jak niektórzy wykładowcy

Tekst 2 12/20 Widać surowiznę. Błędy logiczne, zwłaszcza snajper który po zdjęciu Płomyka wywiesza wielkie "OUT TO LUNCH" i spokojnie czekają na helikopter, który równie spokojnie ląduje. Na "polowanie" idą z buta w miejsce, z którego wracali helikopterem. Po tygodniu... "a mówiłem, weźmy tego humvee". Czarny i Diakon dostają, żeby nie było, z półcalówki i otrzymują romantyczno-filmowe rany.
Realizacja tematu:
Tekst 1: 10/10. 'nuff said.
Tekst 2: 6/10. W sumie to samo, co w "pomysł". I podpisuję się pod Ravvą, to jest o zemście a nie smutku.
Schematyczność:
Tekst 1: 8/10 Rozszerzona wersja aniołka i diabełka siedzących na ramionach. Niby "było", ale z powiewem świeżości.
Tekst 2: 6/10 Wojna to wredna suka, wszystko o niej już chyba napisano

Błędy: nie mam siły

Ogólnie:
Tekst 1: 17/20
Tekst 2: 13/20
Podsumowawszy: 82 vs 67 pkt
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
Wolha.Redna vs Godhand
11Tekst I -
Pomysł - Niezły. Przypomina komiksy Gaimana o Sadmanie. Psyche, Death etc. W drugiej części jednak kierowanie uczuciami człowieka (Smutek, Lęk) jest czymś na kształt kreowania rzeczywistością, wpływania na los. Niedopuszczalne, człowiek ma wolną wolę, inaczej napisane bym przyjął. 12/20
Styl - Na początku zgrzyta, później już coraz lepiej. Dobre dialogi. "Śiękoza" straszliwa, niestety. "Zamachało", "trąciło". 5/20
Realizacja - Dobra. To znaczy opisanie egzaminu, gdzie dialogi pełnią ważną funkcję, jest ok. Koniec mnie nie satysfakcjonuje, jakby urwany. 6/10
Schematyczność - Tu dużo punktów, niekonwencjonalne opowiadanie, komiksowe. 8/10
Błędy - Powtórzenia, genetyki i genetycznego, początek kuleje i wspomniana "siękoza". 5/20
Ogólne - Nie kupuję niektórych rzeczy. Uwarunkowania do fartucha, Nadziej i Złość genetyczna, końcówki, że egzamin karny (to zupełnie niepotrzebne), fabularnie zaskakuje lecz nie widzę kompletnie przesłania. 10/20
Ocena końcowa - 46 punktów.
Tekst II -
Pomysł - Dwa miesiące czekał snajper w grocie? Tak zrozumiałem. Nie wierzę w to. Ksywy, "polowanie", rozterki, (płacz?), to już było. 5/20
Styl - Gdy opisujesz krajobraz, powtarzasz "słońcem", "słońcu" i raz jest ostre, raz czerwone, czyli zachodzące. Od słowa "nagle" powinien być raczej nowy akapit. Po dialogach trzy razy "się" . I "namyślam się(...)" znowu i dalej również w tekście. Dwa razy "adrenalina" i "whiskey". Dialogi średnie. 5/20
Realizacja - Szli w burzy piaskowej? To nie Star Wars, a i tak sceny z EPI i EPVI wycięto z filmów. Na początku piszesz - Kilometr do wioski, jest po zmroku, tumany kurzu - noktowizja nie daje rady - dym - to przyjmuję. Termowizja? Zasięg jest - do 6000 m w dzień i 3000 m w nocy, nie ma deszczu i śniegu (nawet wtedy do 1500m). Powinna działać. I planowanie zawaliło? Przecież wioska pusta. Wróg w studni? Nie wiem na co liczył. Opis życia żołnierskiego , dialogi, raczej średnio. 3/10
Schematyczność - Wszystko już było. 3/10
Błędy - "Siękoza", powtórzenia. 10/20
Ogólnie - Lubię "Żmiję" As-a i Toma Clancy'ego. Tutaj nie jestem zachwycony i nie "porwało mnie". 7/20
Ocena końcowa - 33 punkty.
Pomysł - Niezły. Przypomina komiksy Gaimana o Sadmanie. Psyche, Death etc. W drugiej części jednak kierowanie uczuciami człowieka (Smutek, Lęk) jest czymś na kształt kreowania rzeczywistością, wpływania na los. Niedopuszczalne, człowiek ma wolną wolę, inaczej napisane bym przyjął. 12/20
Styl - Na początku zgrzyta, później już coraz lepiej. Dobre dialogi. "Śiękoza" straszliwa, niestety. "Zamachało", "trąciło". 5/20
Realizacja - Dobra. To znaczy opisanie egzaminu, gdzie dialogi pełnią ważną funkcję, jest ok. Koniec mnie nie satysfakcjonuje, jakby urwany. 6/10
Schematyczność - Tu dużo punktów, niekonwencjonalne opowiadanie, komiksowe. 8/10
Błędy - Powtórzenia, genetyki i genetycznego, początek kuleje i wspomniana "siękoza". 5/20
Ogólne - Nie kupuję niektórych rzeczy. Uwarunkowania do fartucha, Nadziej i Złość genetyczna, końcówki, że egzamin karny (to zupełnie niepotrzebne), fabularnie zaskakuje lecz nie widzę kompletnie przesłania. 10/20
Ocena końcowa - 46 punktów.
Tekst II -
Pomysł - Dwa miesiące czekał snajper w grocie? Tak zrozumiałem. Nie wierzę w to. Ksywy, "polowanie", rozterki, (płacz?), to już było. 5/20
Styl - Gdy opisujesz krajobraz, powtarzasz "słońcem", "słońcu" i raz jest ostre, raz czerwone, czyli zachodzące. Od słowa "nagle" powinien być raczej nowy akapit. Po dialogach trzy razy "się" . I "namyślam się(...)" znowu i dalej również w tekście. Dwa razy "adrenalina" i "whiskey". Dialogi średnie. 5/20
Realizacja - Szli w burzy piaskowej? To nie Star Wars, a i tak sceny z EPI i EPVI wycięto z filmów. Na początku piszesz - Kilometr do wioski, jest po zmroku, tumany kurzu - noktowizja nie daje rady - dym - to przyjmuję. Termowizja? Zasięg jest - do 6000 m w dzień i 3000 m w nocy, nie ma deszczu i śniegu (nawet wtedy do 1500m). Powinna działać. I planowanie zawaliło? Przecież wioska pusta. Wróg w studni? Nie wiem na co liczył. Opis życia żołnierskiego , dialogi, raczej średnio. 3/10
Schematyczność - Wszystko już było. 3/10
Błędy - "Siękoza", powtórzenia. 10/20
Ogólnie - Lubię "Żmiję" As-a i Toma Clancy'ego. Tutaj nie jestem zachwycony i nie "porwało mnie". 7/20
Ocena końcowa - 33 punkty.
Wolha.Redna vs Godhand
12Tekst I.
Pomysł 18/20 - świetny. Do realizacji pomysłu przyczepię się w kolejnych punktach.
Styl 15/20 - normalny, choć może kapkę za prosty. Ale nie czyta się źle.
Realizacja tematu 5/10 - podpunkt na remis. Jest smutek, nie ma przedmiotów IMO.
Schematyczność 5/10 - pojęcia nie mam, bo się nie znam. Daję remis, a ocena będzie wynikać ze sfer bardziej subiektywnych.
Błędy 16/20 - widziałem literówkę itp. Mniej błędów niż w drugim tekście.
Ogólnie 14/20 - przy całej świetności pomysłu, coś mi się nieco gryzło. Ile jest uczuć? Jak wyglądają zajęcia? Dlaczego mamy Nadzieję, Złość, Smutek i Wdzięczność, a nie inne uczucia? Zazdrość? Nienawiść? Miłość? Sympatię? Dlaczego akurat te? I - czego najbardziej nie rozumiem - co to znaczy, że dostaną przydział do człowieka? Jedno uczucie do jednego człowieka? Czy kilka uczuć? Nie wyobrażam sobie na przykład, że daną osobą zajmuje się jedynie Złość. Po obejrzeniu "W głowie się nie mieści" widzę tutaj ździebko nieporządek.
Ale przejście do samobójstwa... Nice.
Tekst II.
Pomysł 12/20 - kręcę nosem.
Styl 17/20 - lubię takie pisanie. Jeśli tylko autor umieszcza słowniczek trudnych wyrazów dla takiego głąba jak ja, to jest miodzio. Przyjemne w czytaniu.
Realizacja tematu 5/10 - j/w, tylko tym razem są przedmioty, nie ma smutku.
Schematyczność 5/10 - nie wiem, ile schematów tutaj można znaleźć. Podejrzewam, że sporo, ale jak w tych czasach nie trafić na schemat? Nie będę karał autorów za nasycenie kultury.
Błędy 13/20 - więcej niż w pierwszym tekście.
Ogólnie 18/20 - podobało mi się, pomimo obejrzenia "9 kompanii", "American sniper" czy przeczytaniu "Żmii". Dobrze napisane, chętnie przeczytałbym powieść w tym stylu.
Tekst I. 73.
Tekst II. 70.
Pomysł 18/20 - świetny. Do realizacji pomysłu przyczepię się w kolejnych punktach.
Styl 15/20 - normalny, choć może kapkę za prosty. Ale nie czyta się źle.
Realizacja tematu 5/10 - podpunkt na remis. Jest smutek, nie ma przedmiotów IMO.
Schematyczność 5/10 - pojęcia nie mam, bo się nie znam. Daję remis, a ocena będzie wynikać ze sfer bardziej subiektywnych.
Błędy 16/20 - widziałem literówkę itp. Mniej błędów niż w drugim tekście.
Ogólnie 14/20 - przy całej świetności pomysłu, coś mi się nieco gryzło. Ile jest uczuć? Jak wyglądają zajęcia? Dlaczego mamy Nadzieję, Złość, Smutek i Wdzięczność, a nie inne uczucia? Zazdrość? Nienawiść? Miłość? Sympatię? Dlaczego akurat te? I - czego najbardziej nie rozumiem - co to znaczy, że dostaną przydział do człowieka? Jedno uczucie do jednego człowieka? Czy kilka uczuć? Nie wyobrażam sobie na przykład, że daną osobą zajmuje się jedynie Złość. Po obejrzeniu "W głowie się nie mieści" widzę tutaj ździebko nieporządek.
Ale przejście do samobójstwa... Nice.
Tekst II.
Pomysł 12/20 - kręcę nosem.
Styl 17/20 - lubię takie pisanie. Jeśli tylko autor umieszcza słowniczek trudnych wyrazów dla takiego głąba jak ja, to jest miodzio. Przyjemne w czytaniu.
Realizacja tematu 5/10 - j/w, tylko tym razem są przedmioty, nie ma smutku.
Schematyczność 5/10 - nie wiem, ile schematów tutaj można znaleźć. Podejrzewam, że sporo, ale jak w tych czasach nie trafić na schemat? Nie będę karał autorów za nasycenie kultury.
Błędy 13/20 - więcej niż w pierwszym tekście.
Ogólnie 18/20 - podobało mi się, pomimo obejrzenia "9 kompanii", "American sniper" czy przeczytaniu "Żmii". Dobrze napisane, chętnie przeczytałbym powieść w tym stylu.
Tekst I. 73.
Tekst II. 70.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
Wolha.Redna vs Godhand
13Tekst I
Pomysł - 18/20
Jest. Oczywiście, trafiało się już coś podobnego, ale znalezienie czegoś absolutnie niespotykanego plasuje się na pograniczu niemożliwości.
Styl 15/20
Miejscami trochę niedopracowany, niektóre wypowiedzi (nauczyciela) wydają się niezbyt istotne i rozwlekłe. Dialogi jakby minimalnie zbyt suche, akademickie (chociaż właściwie jesteśmy w szkole), ale trochę bym je ożywił, podkoloryzował. Opisy otoczenia, sceneria – też nieco zbyt ubogie.
Realizacja tematu – 10/10.
Zrealizowano
Schematyczność 8/10
Zawsze wpisujemy się w jakiś schemat. A ocena w dużej mierze zależy od oczytania oceniającego, więc uważam, że często jest to „śliska” kategoria.
Błędy 16/20
Trochę jest, z wyjątkiem irytującej miejscami „siękozy”, niezbyt rzucają się w oczy i nie psują wrażenia całości.
Ogólnie 17/20
Wrażenie ogólne dobre, choć jak dla mnie całość nieco rozwlekła, a z drugiej strony rysuje się kilka niewykorzystanych aspektów, ale to subiektywne odczucie. W każdym razie temat ujęty bardzo ciekawe. Przesłanie – nijakie (może to, że nic od nas nie zależy, ale znam doskonale ten pogląd), wartości – dziś to kontrowersyjne określenie, nie wypowiadam się.
Błędy
Powtórzenia:
„jej”, „się”,”matka”, „jednak”, „czy”, „pytanie”
przecinek
zbędne zaimki
miejscami styl
„Złość zamilkł/zmarszczył czoło” - złość jest rodzaju męskiego, więc należałoby „zamilkła”.
Tekst miejscami sprawia wrażenie niedopracowanego, a na pewno brakuje autokorekty, po której przynajmniej część błędów nie powinna się uchować. Choć z drugiej strony rozumiem – czas pojedynku jest krótki, co jak sądzę wpłynęło na jego jakość i miejscami nieco niedopracowany styl.
Brakuje mi pewnego dookreślenia czy występujące uczucia/emocje traktować jako spersonifikowane, autonomiczne byty, czy raczej jak ogólne idee (coś a la Platon). „Rozległ się szelest, gdy wszyscy praktykanci sięgnęli do notatek. Złość marszczył czoło, Wdzięczność przyglądała się zapiskom w zadumie, ” - wydaje się, że są to materialne postacie. „uśmiechnął się lekko, a oni zrozumieli, że to miał być żart, więc usiłowali się roześmiać. Bezpośrednio po tym sugestia, że „usiłowali się roześmiać”, ale nie mogli, czyli wychodzi, że to abstrakcje (do pewnego stopnia), nie posiadające ciała fizycznego. A także: „Przenikając przez kolejne przeszkody, dotarli do innego miejsca.” Domyślnie – przeszkody materialne, czyli nie mają takowych ciał. Tutaj natomiast: „Wiele jeszcze czekało ich przedmiotów, sprawdzianów i egzaminów, zanim będą mogli otrzymać swojego człowieka do prowadzenia.” - personifikacja.
Dostrzegam też w tekście pewne niejasności czy nawet sprzeczności: „Przedtem oczywiście otrzymacie wszystkie informacje o jego temperamencie, genetycznej skłonności do agresji i tak dalej, będziecie wiedzieli, czy gdy pójdzie pierwszy raz do szkoły, ma zareagować lękiem czy ekscytacją, i tak się będziecie w grupie umawiać, które z was będzie miało rolę wiodącą.” Z jednej strony jest z góry przewidziane/założone w jaki sposób człowiek będzie reagować w określonych sytuacjach (los, przeznaczenie, karma), a z drugiej owe byty mają uzgadniać między sobą swoją rolę i co ma się stać z danym człowiekiem.
Można powiedzieć, że ma to znaczenie drugorzędne, ale skoro (na początku) pewne relacje z ludźmi w pytaniach i odpowiedziach Nauczyciela są przedstawione dość szczegółowo, to powyższemu poświęciłbym więcej uwagi.
Razem: 84/100
Tekst II
Pomysł - 16/20
Jest, ale nie najnowszy.
Styl - 18/20
To jest nieco dyskusyjne i trudne (dla mnie) do określenia, o czym niżej. Ale pomijając to – podoba się.
Realizacja tematu – 10/10.
Zrealizowano
Schematyczność 7/10
Uwaga jak wyżej. Jednak zakończenie, choć bardzo ładnie ujęte i dobrze osadzone w całości opowiadania, jednak (jak już inni zauważyli) wpisuje się w znany schemat, za co volens nolens trzeba odjąć punkt.
Błędy (niewiele)17/20
interpunkcja (tego sporo)
czasem niepotrzebne zaimki
Powtórzenia: opuszczona
Ogólnie 18/20
Wrażenie ogólne bardzo dobre, przesłanie jasne. Całość przemyślana i dopracowana. Rodzi jednak pewne pytanie (o czy niżej). Przesłanie – znane, choć zawsze aktualne.
Plastyczny, obrazowy początek. Dalej również dobrze przedstawione tło. Dialogi - wydaje się, że są naturalne. Ekspresja i zaskoczenie spełniają swoją rolę.
Ale rodzi się podstawowe pytanie: czy autor był w Afganistanie, a ściśle, czy brał udział w wojnie? /zaznaczam – to jest pytanie retoryczne o charakterze wyłącznie literackim, w żadnym razie nie oczekuję odpowiedzi/. Bo odpowiedź na nie zmienia całkowicie spojrzenie na tekst. Podchodzę do niego wyłącznie jak do literatury, ale nie bardzo wiem jakiej. Czy to zbeletryzowana forma reportażu? Uważam, że nie należy poruszać takiej tematyki, to znaczy aktualnej, bo żyją ludzie którzy tam walczyli i wiedzą z autopsji jak to wyglądała ta wojna, a jednocześnie bolesnej i tragicznej (bo każda wojna jest tragedią), gdyż przekłamania są tu nieuchronne.
Rodzą się też inne wątpliwości wynikające z powyższego: Czy określenie „beżowi” było używane w tamtej wojnie na określenie jednej ze stron? Czy jest Ajdik? Czy wrzucało się granaty do studni – jako metoda walki? Czy to tylko fantazje autora? Ile jest w tym realizmu, prawdy, rzeczywistych przeżyć, a ile schematu wyobrażającego jak wygląda wojna? W każdym razie wiele miejsc wygląda realistycznie (to duży plus), ale przecież nie jestem w stanie tego zweryfikować
Reasumując, ta wątpliwość pozostawia niedosyt i chciałbym, aby było to doprecyzowane w opowiadaniu. Bo jakieś źródła tej historii (pomijając zakończenie – to niekoniecznie) musiały być. Może relacja naocznego świadka? Może kilka tomów źródłowych wspomnień, opisów?
Zakładam na roboczo, że to tylko literatura i odsuwam to pytanie – z tego punktu widzenia dokonując jego oceny.
Razem: 86/100
IMHO oba teksty praktycznie równorzędne, dobrze napisane, interesujące i warte uwagi.
Pomysł - 18/20
Jest. Oczywiście, trafiało się już coś podobnego, ale znalezienie czegoś absolutnie niespotykanego plasuje się na pograniczu niemożliwości.
Styl 15/20
Miejscami trochę niedopracowany, niektóre wypowiedzi (nauczyciela) wydają się niezbyt istotne i rozwlekłe. Dialogi jakby minimalnie zbyt suche, akademickie (chociaż właściwie jesteśmy w szkole), ale trochę bym je ożywił, podkoloryzował. Opisy otoczenia, sceneria – też nieco zbyt ubogie.
Realizacja tematu – 10/10.
Zrealizowano
Schematyczność 8/10
Zawsze wpisujemy się w jakiś schemat. A ocena w dużej mierze zależy od oczytania oceniającego, więc uważam, że często jest to „śliska” kategoria.
Błędy 16/20
Trochę jest, z wyjątkiem irytującej miejscami „siękozy”, niezbyt rzucają się w oczy i nie psują wrażenia całości.
Ogólnie 17/20
Wrażenie ogólne dobre, choć jak dla mnie całość nieco rozwlekła, a z drugiej strony rysuje się kilka niewykorzystanych aspektów, ale to subiektywne odczucie. W każdym razie temat ujęty bardzo ciekawe. Przesłanie – nijakie (może to, że nic od nas nie zależy, ale znam doskonale ten pogląd), wartości – dziś to kontrowersyjne określenie, nie wypowiadam się.
Błędy
Powtórzenia:
„jej”, „się”,”matka”, „jednak”, „czy”, „pytanie”
przecinek
zbędne zaimki
miejscami styl
„Złość zamilkł/zmarszczył czoło” - złość jest rodzaju męskiego, więc należałoby „zamilkła”.
Tekst miejscami sprawia wrażenie niedopracowanego, a na pewno brakuje autokorekty, po której przynajmniej część błędów nie powinna się uchować. Choć z drugiej strony rozumiem – czas pojedynku jest krótki, co jak sądzę wpłynęło na jego jakość i miejscami nieco niedopracowany styl.
Brakuje mi pewnego dookreślenia czy występujące uczucia/emocje traktować jako spersonifikowane, autonomiczne byty, czy raczej jak ogólne idee (coś a la Platon). „Rozległ się szelest, gdy wszyscy praktykanci sięgnęli do notatek. Złość marszczył czoło, Wdzięczność przyglądała się zapiskom w zadumie, ” - wydaje się, że są to materialne postacie. „uśmiechnął się lekko, a oni zrozumieli, że to miał być żart, więc usiłowali się roześmiać. Bezpośrednio po tym sugestia, że „usiłowali się roześmiać”, ale nie mogli, czyli wychodzi, że to abstrakcje (do pewnego stopnia), nie posiadające ciała fizycznego. A także: „Przenikając przez kolejne przeszkody, dotarli do innego miejsca.” Domyślnie – przeszkody materialne, czyli nie mają takowych ciał. Tutaj natomiast: „Wiele jeszcze czekało ich przedmiotów, sprawdzianów i egzaminów, zanim będą mogli otrzymać swojego człowieka do prowadzenia.” - personifikacja.
Dostrzegam też w tekście pewne niejasności czy nawet sprzeczności: „Przedtem oczywiście otrzymacie wszystkie informacje o jego temperamencie, genetycznej skłonności do agresji i tak dalej, będziecie wiedzieli, czy gdy pójdzie pierwszy raz do szkoły, ma zareagować lękiem czy ekscytacją, i tak się będziecie w grupie umawiać, które z was będzie miało rolę wiodącą.” Z jednej strony jest z góry przewidziane/założone w jaki sposób człowiek będzie reagować w określonych sytuacjach (los, przeznaczenie, karma), a z drugiej owe byty mają uzgadniać między sobą swoją rolę i co ma się stać z danym człowiekiem.
Można powiedzieć, że ma to znaczenie drugorzędne, ale skoro (na początku) pewne relacje z ludźmi w pytaniach i odpowiedziach Nauczyciela są przedstawione dość szczegółowo, to powyższemu poświęciłbym więcej uwagi.
Razem: 84/100
Tekst II
Pomysł - 16/20
Jest, ale nie najnowszy.
Styl - 18/20
To jest nieco dyskusyjne i trudne (dla mnie) do określenia, o czym niżej. Ale pomijając to – podoba się.
Realizacja tematu – 10/10.
Zrealizowano
Schematyczność 7/10
Uwaga jak wyżej. Jednak zakończenie, choć bardzo ładnie ujęte i dobrze osadzone w całości opowiadania, jednak (jak już inni zauważyli) wpisuje się w znany schemat, za co volens nolens trzeba odjąć punkt.
Błędy (niewiele)17/20
interpunkcja (tego sporo)
czasem niepotrzebne zaimki
Powtórzenia: opuszczona
Ogólnie 18/20
Wrażenie ogólne bardzo dobre, przesłanie jasne. Całość przemyślana i dopracowana. Rodzi jednak pewne pytanie (o czy niżej). Przesłanie – znane, choć zawsze aktualne.
Plastyczny, obrazowy początek. Dalej również dobrze przedstawione tło. Dialogi - wydaje się, że są naturalne. Ekspresja i zaskoczenie spełniają swoją rolę.
Ale rodzi się podstawowe pytanie: czy autor był w Afganistanie, a ściśle, czy brał udział w wojnie? /zaznaczam – to jest pytanie retoryczne o charakterze wyłącznie literackim, w żadnym razie nie oczekuję odpowiedzi/. Bo odpowiedź na nie zmienia całkowicie spojrzenie na tekst. Podchodzę do niego wyłącznie jak do literatury, ale nie bardzo wiem jakiej. Czy to zbeletryzowana forma reportażu? Uważam, że nie należy poruszać takiej tematyki, to znaczy aktualnej, bo żyją ludzie którzy tam walczyli i wiedzą z autopsji jak to wyglądała ta wojna, a jednocześnie bolesnej i tragicznej (bo każda wojna jest tragedią), gdyż przekłamania są tu nieuchronne.
Rodzą się też inne wątpliwości wynikające z powyższego: Czy określenie „beżowi” było używane w tamtej wojnie na określenie jednej ze stron? Czy jest Ajdik? Czy wrzucało się granaty do studni – jako metoda walki? Czy to tylko fantazje autora? Ile jest w tym realizmu, prawdy, rzeczywistych przeżyć, a ile schematu wyobrażającego jak wygląda wojna? W każdym razie wiele miejsc wygląda realistycznie (to duży plus), ale przecież nie jestem w stanie tego zweryfikować
Reasumując, ta wątpliwość pozostawia niedosyt i chciałbym, aby było to doprecyzowane w opowiadaniu. Bo jakieś źródła tej historii (pomijając zakończenie – to niekoniecznie) musiały być. Może relacja naocznego świadka? Może kilka tomów źródłowych wspomnień, opisów?
Zakładam na roboczo, że to tylko literatura i odsuwam to pytanie – z tego punktu widzenia dokonując jego oceny.
Razem: 86/100
IMHO oba teksty praktycznie równorzędne, dobrze napisane, interesujące i warte uwagi.
Wolha.Redna vs Godhand
14Od razu zastrzegam, że moja ocena jest czysto subiektywna i nie poparta wiedzą.
Tekst nr 1 - razem 90 p.
Tekst ujął mnie, ponieważ temat jest mi bliski, a pomysł uważam za bardzo dobry. Mankamenty: nie do końca podoba mi się styl oraz interpunkcja.
Tekst nr 2 - razem 90 p.
Plastyczność opisu w początkowej części zrobiła na mnie wrażenie. Poza tym idealne przesłanie. Mankamenty: nie podoba mi się użycie w zdaniach rzeczownika "chłopaki" w związku z czasownikami oraz pojedyncze sformułowania i zdania w końcowej części tekstu.
Generalnie obydwa teksty uważam za interesujące.
Tekst nr 1 - razem 90 p.
Tekst ujął mnie, ponieważ temat jest mi bliski, a pomysł uważam za bardzo dobry. Mankamenty: nie do końca podoba mi się styl oraz interpunkcja.
Tekst nr 2 - razem 90 p.
Plastyczność opisu w początkowej części zrobiła na mnie wrażenie. Poza tym idealne przesłanie. Mankamenty: nie podoba mi się użycie w zdaniach rzeczownika "chłopaki" w związku z czasownikami oraz pojedyncze sformułowania i zdania w końcowej części tekstu.
Generalnie obydwa teksty uważam za interesujące.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda
Katarzyna Bonda
Wolha.Redna vs Godhand
15Postanowiłam, że zrobię coś, co pewnie obrazi Autorów i innych oceniających, ale skoro żyjemy w czasach walki o ułamki sekund ludzkiej uwagi, a czytelnicy są bezlitośni w decyzjach, jeśli chodzi o wybór danej książki, to czemu ja mam taka nie być?
Poniższa ocena opiera się na pierwszym akapicie, a raczej na odcinku o długości ok. 10 cm tekstu (w pionie), po przeczytaniu którego ponoć można zdecydować o jakości i wartości dzieła oraz stylu autora. A więc sprawdźmy, czy moje spostrzeżenia będą trafne.
TEKST I
Pomysł 17/20
Zapowiada się na sci-fi. Jakieś rzeczy biotechnologiczne. Pewnie coś się wymknie spod kontroli. Może być ciekawie. Choć obawiam się alegorycznego smęcenia.
Styl 16/20
Dużo się dzieje czasownikowo. Jakby pisał to młody mężczyzna, trochę to niedopracowane, szkolne w tej czasownikowości. Zdania nie łączą się płynnie, bardziej opis filmowy... na co wskazuje "kadrowanie" - detal na rączki, zbliżenie na kobietę, plan średni nauczyciel i ogólny praktykanci. Obrazowo dobre, do czytania wymaga dopracowania, żeby było płynnie. Nie jest to też układ tekstu, który mnie jakoś bardziej przyciąga. Ot, zwykły porządniak.
Realizacja tematu 10/10
Przedmioty smutku, tak? Sonda? Coś z więziami. Arono. Przedmiot jest. Smutek też jest. Bo jak sonda w nosie, to trochę smutno. Znaczy sama sonda w nosie jest przedmiotem smutku. Mnie by to nieźle smuciło. Dyszka.
Schematyczność 7/10
Jedna z trudniejszych kategorii, którą nigdy nie wiem, jak oceniać. Jest napisane poprawnie, standardowo, forma nie zaskakuje. Temat troszkę zaciekawia, więc za to plus.
Błędy 19/20
Nie ma byków, jest porządnie. Ale nie na 100%.
Ogólnie 16/20
Mam obawy. A obawem jest praktykantka o imieniu Wdzięczność. Ponieważ zawsze czytam pierwsze i ostatnie zdanie książki, to zrobię tak i teraz. ...Ech, mamy pętelkę. Coś się wydarzyło, ale nie było to aż tak ważne i zmieniające świat, by nie mogło się powtórzyć jeszcze raz. Z jednej strony spoko, z drugiej jako czytelnik nie wiem, czy chce wchodzić w taką opowieść. Bo jeżeli nic nie znaczyła dla świata w opowieści, to czemu ma znaczyć dla mnie?
Ocena końcowa = 85 (jeśli mnie matematyka nie myli?)
TEKST II
Pomysł 15/20
Czyli że co? Że gościu jest na wojnie w Pakistanie, zginie sobie w burzy piaskowej i dostanie medal, który jest przedmiotem smutku? Zawiodłabym się, jeśliby tak było. Bo wtedy ten cycat jeden na wypiętej piersi tekstu by był takim niefajnym spoilerem. I tak mi się zapowiada na razie.
Styl 16/20
Taki trochę nieporadny ten opis natury. Jakby ktoś kleił porozrzucane zdania, które przyszły mu do głowy oddzielnie i nie do końca wiedział, jak to ładnie połączyć. Jest jednak jakaś atmosfera. Przymiotniki dosyć proste. "Dolina Braldu jest piękna" to przykład takiej prostoty, wg mnie niezamierzonej. Bo "piękna" to takie słowo jak "kanapka" albo "zupa" - nie wyraża piękna, a jedynie stwierdza stan, bo weźmy na przykład przymiotnik "ekstatyczny" i od razu widać kanapkę, która nie dość, że ma wewnątrz rostbef, to jeszcze buraka i kozi ser. Cycat na początku fajny. I ta nagła zmiana tonu z opisu natury do emocjonalnego wywodu żołnierza.
Realizacja tematu 8/10
Przedmioty smutku? Przedmiot jest, smutku nie ma, jest wkurw i trochę Richarda Attenborough. Może jakiś smutek jest w cytacie na początku. Przedmiot i smutek są, ale oddzielnie, niepołączone. Chyba że ten smutny medal z cycatu...
Schematyczność 7/10
Nie mogę powiedzieć, że ten tekst jest porządnisiem literatury, ale też, że jest nieschematyczny. Najpierw liryczny cycat (pewnie z piosenki), potem wspaniałe koryto Krystyny Czubówny i żołnierskie bluzgi. Z jednej strony chwyt znany, z drugiej jest to ciekawa kombinacja. No ok.
Błędy 15/20
Byczki sobie muczą.
Ogólnie 17/20
Ten tekst może być bardzo nierówny w środku. Nie wiem, czy wniesie coś ciekawego i innego od historii żołnierza, który znalazł się w słabej sytuacji. Ale zobaczmy, co powie ostatnie zdanie. ...Tu mamy zakończenie historii z pozostawieniem otworu np. dla krwiożerczych wielbłądów, które będą chciały zjeść bohaterów w drodze do bazy. Czyli jednak ziomek nie dostał medalu, bo nie umarł. Ale pewnie zespół mu umarł, a on został superbohaterem i jeszcze pewnie uratował słabszego kolegę. I dostanie medal za waleczność. O, albo zostawił sobie pamiątkę po zmarłych kolegach i to jest ten przedmiot smutku. Albo to będzie wspomnienie o kolegach. E, trochę się jednak zawiodłam, bo opowieść superbohaterska trochę. Odnoszę wrażenie, że w tej burzy piaskowej(?) mogły być potwory jak w mgle u Kinga.
Ocena końcowa = 78 (jeśli mnie matematyka nie myli?)
Zakłady mięsne: Tekst I - Wolha, Tekst II - Godhand.
To teraz możecie mnie ukrzyżować.
A teraz serio: to był eksperyment, który miał pokazać, czy i na ile pierwsze kilka(naście) zdań ustawia resztę tekstu i czy i jaki wpływ może mieć jeszcze na jego odbiór ostatnie zdanie. Te oceny nie muszą być brane pod uwagę przy sumowaniu punktów i nie powinny, chyba, że Autorzy chcą, by jednak były doliczone do pełnej punktacji.

TEKST I
Pomysł 17/20
Zapowiada się na sci-fi. Jakieś rzeczy biotechnologiczne. Pewnie coś się wymknie spod kontroli. Może być ciekawie. Choć obawiam się alegorycznego smęcenia.
Styl 16/20
Dużo się dzieje czasownikowo. Jakby pisał to młody mężczyzna, trochę to niedopracowane, szkolne w tej czasownikowości. Zdania nie łączą się płynnie, bardziej opis filmowy... na co wskazuje "kadrowanie" - detal na rączki, zbliżenie na kobietę, plan średni nauczyciel i ogólny praktykanci. Obrazowo dobre, do czytania wymaga dopracowania, żeby było płynnie. Nie jest to też układ tekstu, który mnie jakoś bardziej przyciąga. Ot, zwykły porządniak.
Realizacja tematu 10/10
Przedmioty smutku, tak? Sonda? Coś z więziami. Arono. Przedmiot jest. Smutek też jest. Bo jak sonda w nosie, to trochę smutno. Znaczy sama sonda w nosie jest przedmiotem smutku. Mnie by to nieźle smuciło. Dyszka.
Schematyczność 7/10
Jedna z trudniejszych kategorii, którą nigdy nie wiem, jak oceniać. Jest napisane poprawnie, standardowo, forma nie zaskakuje. Temat troszkę zaciekawia, więc za to plus.
Błędy 19/20
Nie ma byków, jest porządnie. Ale nie na 100%.
Ogólnie 16/20
Mam obawy. A obawem jest praktykantka o imieniu Wdzięczność. Ponieważ zawsze czytam pierwsze i ostatnie zdanie książki, to zrobię tak i teraz. ...Ech, mamy pętelkę. Coś się wydarzyło, ale nie było to aż tak ważne i zmieniające świat, by nie mogło się powtórzyć jeszcze raz. Z jednej strony spoko, z drugiej jako czytelnik nie wiem, czy chce wchodzić w taką opowieść. Bo jeżeli nic nie znaczyła dla świata w opowieści, to czemu ma znaczyć dla mnie?
Ocena końcowa = 85 (jeśli mnie matematyka nie myli?)
TEKST II
Pomysł 15/20
Czyli że co? Że gościu jest na wojnie w Pakistanie, zginie sobie w burzy piaskowej i dostanie medal, który jest przedmiotem smutku? Zawiodłabym się, jeśliby tak było. Bo wtedy ten cycat jeden na wypiętej piersi tekstu by był takim niefajnym spoilerem. I tak mi się zapowiada na razie.
Styl 16/20
Taki trochę nieporadny ten opis natury. Jakby ktoś kleił porozrzucane zdania, które przyszły mu do głowy oddzielnie i nie do końca wiedział, jak to ładnie połączyć. Jest jednak jakaś atmosfera. Przymiotniki dosyć proste. "Dolina Braldu jest piękna" to przykład takiej prostoty, wg mnie niezamierzonej. Bo "piękna" to takie słowo jak "kanapka" albo "zupa" - nie wyraża piękna, a jedynie stwierdza stan, bo weźmy na przykład przymiotnik "ekstatyczny" i od razu widać kanapkę, która nie dość, że ma wewnątrz rostbef, to jeszcze buraka i kozi ser. Cycat na początku fajny. I ta nagła zmiana tonu z opisu natury do emocjonalnego wywodu żołnierza.
Realizacja tematu 8/10
Przedmioty smutku? Przedmiot jest, smutku nie ma, jest wkurw i trochę Richarda Attenborough. Może jakiś smutek jest w cytacie na początku. Przedmiot i smutek są, ale oddzielnie, niepołączone. Chyba że ten smutny medal z cycatu...
Schematyczność 7/10
Nie mogę powiedzieć, że ten tekst jest porządnisiem literatury, ale też, że jest nieschematyczny. Najpierw liryczny cycat (pewnie z piosenki), potem wspaniałe koryto Krystyny Czubówny i żołnierskie bluzgi. Z jednej strony chwyt znany, z drugiej jest to ciekawa kombinacja. No ok.
Błędy 15/20
Byczki sobie muczą.
Ogólnie 17/20
Ten tekst może być bardzo nierówny w środku. Nie wiem, czy wniesie coś ciekawego i innego od historii żołnierza, który znalazł się w słabej sytuacji. Ale zobaczmy, co powie ostatnie zdanie. ...Tu mamy zakończenie historii z pozostawieniem otworu np. dla krwiożerczych wielbłądów, które będą chciały zjeść bohaterów w drodze do bazy. Czyli jednak ziomek nie dostał medalu, bo nie umarł. Ale pewnie zespół mu umarł, a on został superbohaterem i jeszcze pewnie uratował słabszego kolegę. I dostanie medal za waleczność. O, albo zostawił sobie pamiątkę po zmarłych kolegach i to jest ten przedmiot smutku. Albo to będzie wspomnienie o kolegach. E, trochę się jednak zawiodłam, bo opowieść superbohaterska trochę. Odnoszę wrażenie, że w tej burzy piaskowej(?) mogły być potwory jak w mgle u Kinga.
Ocena końcowa = 78 (jeśli mnie matematyka nie myli?)
Zakłady mięsne: Tekst I - Wolha, Tekst II - Godhand.
To teraz możecie mnie ukrzyżować.

A teraz serio: to był eksperyment, który miał pokazać, czy i na ile pierwsze kilka(naście) zdań ustawia resztę tekstu i czy i jaki wpływ może mieć jeszcze na jego odbiór ostatnie zdanie. Te oceny nie muszą być brane pod uwagę przy sumowaniu punktów i nie powinny, chyba, że Autorzy chcą, by jednak były doliczone do pełnej punktacji.

Dzwoń po posiłki!