P.Yonk pisze: Kruger pisze:Source of the post Stąpała po ścieżce, a jakby ponad nią – bosymi stopy, a jakby w kryształowych szpilkach.Dzięki Kruger, ale nie. W tym zdaniu chciałem złamać serię "a jakby", bo ważniejsza informacja była, że to jakby kryształowe szpilki, a pewnie z plastyku...
Rozumiem. Cóż, gdyby zamysł był taki jak napisałem, "jakby" byłoby uzasadnione tymi przeciwstawnościami. Jeśli jednak nie, to...
Jeśli miałem jakiekolwiek skojarzenia, których oczekiwałeś, to przemknęły i zniknęły w mrokach, skupiłem się na błędach, najbardziej na feralnych niby/jakby. Nawet nie domyśliłem się, że to blondi, choć przyznaję, że reszta zdań nieźle naprowadza. Tylko te jakby.
Nie raz widziałem porady by jakby w tekstach literackich unikać, teraz nareszcie rozumiem, dlaczego. A przynajmniej w tym przypadku.
Narzucasz nimi czytelnikowi dosłowność.
To poczucie nierealności, to rozdwojenie między wiedzą tego, co jest a wrażeniem tego co się wydaje (ubrana-naga, stąpa po ścieżce, ponad ścieżką itd.) trzeba osiągnąć lepszym sposobem i mniej dosłownym. Niech bohater mówi wprost co mu się wydaje, ale niech mówi wypełniony zachwytem, czarem, wtedy dla czytelnika będzie oczywiste, że to tylko wrażenia. Trzeba stworzyć wrażenie "jakby" a nie pisać "jakby".
Po więcej w sprawie "jakby" odsyłam do "Dnia świra".
A teraz przepraszam, cię P.Yonk, wiem, ze nie powinno się w ten sposób, ale chciałem spróbować to pokazać, więc poniżej - jak ja bym to, z grubsza, widział.
To stało się pewnego lata, gdy odpoczywałem w cieniu starego rozłożystego orzecha włoskiego, a ciężkie od owoców gałęzie pochylały się ku ziemi.
Odwiedziła mnie długonoga, złotowłosa driada w zwiewnej sukience w kwieciste wzory. Promienie słoneczne błądziły w materiale, podkreślały linię smukłych bioder, gładkich ud i kształtnych piersi. Stąpała lekko ponad ścieżką – zgrabnymi stopy w szpileczkach z migotliwego kryształu. Przed nią szczekając, bieżał „baranek”, a nad wianuszkiem latał motylek. Urzeczony zjawiskiem, uległem magii. W świecie szarym żyłem dotąd...
Przechodząc pod orzechem, wyciągnęła dłoń, by dotknąć owocu i głosem srebrzystym jak strumyk wyrzekła słowa, kruszące zniewalający mnie, potężny czar:
– O, kiwi macie!
Dodam jeszcze, że jak dla mnie to kwestia kryształu jest zbyt hermetyczna, w życiu bym się nie domyślił, że chodzi o plastikowe buty blondynki, nawet w dopieszczonej wersji.