
Na razie brak tytułu. No to wrzucam krótki rozdziałek.

***
Coś się kończy, a coś się zaczyna. Często wypowiadane słowa matki brzmiały w głowie Seyi, gdy biegła przed siebie poprzez gęsty las. Mrok otaczał ją z każdej strony, a gęsta mgła otulała ją jak ciepły kocyk. Las Mgieł potrafił jednocześnie oczarować jak i przerazić. W szczególności nocą, która w tej chwili potrafiła przyprawić ciału dreszczy. W tle za nią dobiegało szczekanie psów gończych. Obejrzała się, w oddali ujrzała jasne kłęby światła przebijające się pomiędzy koronami drzew. Są blisko, teraz nie ma odwrotu, pomyślała w duchu. Ile by dała, by mieć to już za sobą. Ile by dała, by ostatnie 3 miesiące nie miały w ogóle miejsca. Ale teraz nie czas na żale, musi się skupić i dotrzeć do miejsca, w którym czeka ją wolność.
Wyciągnęła dłoń przed siebie.
- Halem'are dun. - wyszeptała, a jej dłoń zabłysnęła jasnym światłem oświetlając jej drogę. Przystanęła przed gęstymi krzakami i asekurując się obiema rękoma weszła w nie jak w paszczę bestii. Coniektóre gałęzie były obrośnięte ostrymi jak sztylet kolcami. Przedzierając się robiła, co mogła by nie zawyć z bólu, co mogło źle się skończyć zdradzając jej pozycję. Na jej białej więziennej koszuli zaczynały pojawiać się tu i ówdzie czerwony plamki krwi. Jeszcze trochę i będzie wolna, te słowa dodawały jej sił i determinacji. Za plecami doszło ją głośne szczekanie i żelazne pobrzękiwanie zbroji. Są tuż za nią.
- Idźcie naokoło! Ruchy! - ryk jednego z rycerzy uderzył jak grom z nieba.
Ciało Seyi obleciało dreszczami. Jeśli ją dopadną, z pewnością ją zabiją. Desperacko spojrzała przed siebie. Między gałęziami ujrzała błysk słabego światła dyndającego to na lewą, to na prawą stronę. Jeszcze parę kroków. Chwilę później wyskoczyła z tego zabójczego buszu i upadła na ziemię. Krople potu kapały z jej czoła na ziemię. Jej ciało drżało, obolałe i poharatane od kolców. Uniosła powoli głowę. Kilka kroków przed nią ujrzała rzekę, a na niej płynącą bezszelestnie łódź.
Tak jak mówił, będzie tutaj, a w jej głowie pojawił się płomyk nadziei. Na jej pięknej, choć strasznie wycieńczonej twarzy zagościł uśmiech. Resztką sił podniosła się z ziemi i ruszyła ku małemu pomostowi przy brzegu rzeki, do którego dopływała łodź.
- Seya, chodź szybko! Te cholerne psy już prawie tu są! - krzyknął mężczyzna na łodzi.
Dotarła na koniec pomostu, lewą ręką oparła się o pal przybity do drewnianej poręczy, na szczycie, którego zwisała paląca się stara lampa olejna. Z buszu wyskoczyły dwa psy, warcząc zajadliwie. Przystanęły i spojrzały w stronę Seyi, po czym mknęły w jej stronę. Dziewczyna wzięła dwa głębokie oddechy i wskoczyła do łodzi. Z lewej i prawej strony widać było zbliżające się pochodnie, trzymane w dłoniach rycerzy biegnących równo wzdłuż brzegu rzeki. Co sił, mężczyzna wbił wiosło w drewnianą belę pomostu. Łódź ruszyła ku środkowi rzeki.
- Ruchy, kurwa! Wskakuj do wody, za nią! - krzyknął jeden z rycerzy w czerwonej zbroji, który właśnie wkroczył na drewniany pomost.
Seya spoglądała jak jeden z nich wchodzi do rzeki, ale po chwili zawrócił na brzeg. Puszczenie w pościg ludzi w zbrojach było kiepskim pomysłem, pomyślała i zarazem się zaśmiała. Śmiech odbił się echem o tafle wody docierając do goniących jej ludzi. Gdy w spokoju oddalali się, widziała jak ten w czerwonej zbroji huknął pięścią w twarz jednemu z jego podwładnych. To tak wygląda wolność? Dobre i to, pomyślała.
- Jesteś cała? - zapytał mężczyzna, wiosłując rytmicznie.
- Tak, Rovenie. Mój wybawco. - zachichotała, ale po chwili pisknęła delikatnie z powodu piekącego ją bólu od ran na jej ciele.
- Kera się tobą zajmie, gdy dotrzemy do domu. - spojrzał na nią opiekuńczo.
- Domu? Z tego, co pamiętam to spalono nasz kochany dom.
- Dom jest tam, gdzie my. - Roven zarzucił stanowczo.
- Czyli gdzie dokładnie? - zapytała zaciekawiona.
- Apograd.
- Apograd? No ładnie. Wolne miasto. Tyle możliwości. - przypomniały się jej opowieści matki o tym mieście. Wolnym mieście, jedynym takim na zachodzie, graniczący z królestwem Aranii. Własna autonomia, kwitnąca kultura, sztuka, no i co najważniejsze dla Seyi, intrygi. - Jakim cudem się tam znaleźliście? - zapytała zaintrygowana.
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu, a teraz wypoczywaj. - rozkazał, ale to była bardziej prośba, bo uparta jak osioł Seya nie poddaje się rozkazom.
Wiedziała, że nic z niego teraz nie wyciągnie. Więc położyła się na kocu ułożonym w łódce i rozmyślała o Apogradzie, miejscu, który zawsze chciała odwiedzić. W oddali roznosiło się echo wycia wilków. Po tym, co przeżyła przez ostatnie 3 miesiące, te dźwięki brzmiały jak kołysanka. Zarzuciła drugi koc na siebie i zamknęła oczy. Po chwili całkiem odpłynęła w głębokim śnie.