4
autor: nebbia
Pisarz domowy
MargotNoir.
czy nie wolno mi spojrzeć na postać Salome inaczej?
Urodziła troje dzieci, była podwójną królową, jej ostatni małżonek prawdopodobnie był od niej sporo młodszy, ale jak możemy wejrzeć w serce kobiety. No, może poprzez oczy – Ty zobaczyłaś okrutną satysfakcję, tryumf brutalnej zemsty, może i cynizm, ja skupienie oraz cień smutku z powodu tego, co się dokonało. O tym, że to interesująca, wielowymiarowa postać świadczy jej bardzo częste występowanie w sztuce i literaturze. Od średniowiecza do współczesności.
Czy kiedyś przyjrzałaś się oczom Salome na obrazie namalowanym przez mistrza nastroju Tycjana? To w oczach służki jest pytanie. A sama Salome? Jej twarz jest równie spokojna, jak twarz martwego Jana. Może tylko w spojrzeniu lekkie zamyślenie i ciekawość: to tak wygląda śmierć?
Fakt, nie ma tu empatii.
I to jest zgodne z interpretacją tej postaci chociażby przez Oscara Wilde1a, który przedstawił Salome, jako wcielenie ZŁA.
A, czy przypadkiem nie jest tak (abstrahuję od jej czynu - świadomego, lub nie - a raczej od jej okrutnego rezultatu), że stosunkowo szybko średniowiecze poczęło „ustawiać kobiety na właściwej pozycji”. Wystarczy przypomnieć sobie postać Marii Magdaleny, którą postanowiono (jaka perfidia!) utożsamiać z cudzołożnicą. Przyszła mi do głowy teza, najprawdopodobniej poruszana w literaturze, ale nie pamiętam, czy, i gdzie, że taniec Salome celowo - dla celów wskazanych powyżej, to jest przedstawienia jej, jako archetypu kobiety z gruntu złej, fatalnej - porównano, ba utożsamiono ze średniowiecznym Tańcem Śmierci. Obydwa niosły przecież zagładę - ŚMIERĆ.
Dołożył się do tego Dekadentyzm, który uczynił z Salome femme fatale.
Chociaż była i inna Salome - żona Zebedeusza, matka apostoła Jana i Jakuba Starszego – ta, ogłoszona świętą. Dla przeciwwagi? Ta Salome odgrywała dużą rolę u boku Jezusa, wspominana jest w Nowym Testamencie; była przy ukrzyżowaniu, i jako jedna z trzech kobiet była także świadkiem zmartwychwstania. To mocna, ambitna kobieta, która nawet nie zawahała się zażądać od Chrystusa zaszczytów w królestwie niebieskim dla swoich synów.
O ile dobrze pamiętam, imię Salome wywodzi się z hebrajskiego - shalom – pokój.
I te dwie Salome żyły, mniej więcej, w tym samym czasie.
Nie, nie jestem wojującą feministką, wiem, że tych wyrządzonych krzywd nie da się naprawić. Kruszyć kopii nie będę, ani wyzywać na udeptaną ziemię – wszakże to tylko (przynajmniej w moim przypadku) zabawa w „wierszowanie”. Lubię ją, chętnie się jej oddaję, sprawia mi przyjemność oraz satysfakcję, ale nie stanowi istoty moich życiowych poczynań.
Ja tylko po swojemu patrzę i interpretuję. A może chcę zobaczyć, to co mi serce i intuicja podpowiada, nie wolno mi?
Ale przecież na ten tekst możemy spojrzeć jeszcze inaczej, poprzez indywidualny odbiór sztuki.
Przebywając całymi dniami - czasami przygotowując jakąś muzealną wystawę także nocami - (taki scenariusz napisało mi życie) pośród dzieł sztuki, niejednokrotnie miałam okazję obserwować reakcje zwiedzających; na całość, albo na konkretny eksponat, ale także moje, własne odczucia, co ciekawe, zmieniające się pod wpływem wielu warunków; upływu czasu, samopoczucia, nastroju, pory roku itp. I to właśnie mnie uderzyło. Mój odbiór ewoluował. Oczywiście, można to wytłumaczyć zwiększającym się z wiekiem (co naturalne) doświadczeniem, wiedzą, pogłębioną refleksją, własnymi publikacjami; przecież indywidualny bagaż przeżyć poszerza horyzonty - nam wszystkim.
Jeszcze pamiętam, jak złościłam się na lekcjach polskiego, kiedy interpretacja wiersza musiała odpowiadać jakimś wskazówkom zawartym w programie nauczania. Nie lubiłam tego, bowiem kompletnie podcinano mi skrzydła. Może i wybór zawodu był czymś w rodzaju mojej niezgody na takie praktyki.
Chciałam sama i od siebie.
Ponadto, każdemu wolno - i z wiersza, i z obrazu - odczytać to co widzi, lub chce widzieć. Dla mnie artysta uchwycił moment, kiedy młoda dziewczyna, zmęczona, ale i bardzo zadowolona ze swojego, brawurowo wykonanego tańca, gasi swoją radość, bo nagle dochodzi do niej, i to z całą brutalnością; do czego to erotyczne zapamiętanie w wirowaniu doprowadziło. To moment szczególny. Nie, nie ma już odwrotu, za chwilę przyniosą jej tacę i będzie musiała spojrzeć w oczy Jana Chrzciciela. Może nawet nie chce tego robić, ale będzie musiała, aby jej taniec nie stracił sensu oraz ważności. Pomimo zachwytów sali pełnej widzów, prawdopodobnie burzy oklasków i aplauzu, jest sama. Całkiem sama. I zmierzy się z tym, co nadchodzi, może już nawet przeczuwa, że nadciąga nierozsuwalna kurtyna smutku – smutku Salome. I to jej spojrzenie jest (msz) wyraźnym kontrapunktem do tańca. Tańca, z pewnością pięknego, pełnego wdzięku i harmonii, a przede wszystkim kusicielskiego. Tańca, który sprawiał radość i może także uzmysłowił jej siłę mocy sprawczej. Gdyby było inaczej, to czy Herod Antypas zgodziłby się na żądania Herodiady, bo przecież nie Salome, która była tylko biernym narzędziem w rękach matki.
Czy Salome z Biblii i Salome z przywołanego fresku Aretina to jedna i ta sama osoba?
Salome z fresku miała sporo czasu na przemyślenia. Jednak nie jestem pewna, czy zechciałaby spuścić zasłonę milczenia na ten taniec. Dzięki temu, jej „taniec siedmiu zasłon”* - co jakiś czas – pojawia się na którejś z operowych scen świata.
Aretino zachwycił mnie swoją kreską. Ten łuk szyi przechodzący w plecy. Oczu oderwać nie można! I ten cień gasnącego półuśmiechu?
Ciekawe, czy przypadkiem nie widział go Leonardoda Vinci?
Ot, takie rozmyślania kustoszki po godzinach, lub jak to ładnie kiedyś określono - „Ekfraza z nadgodzin kustoszki”.
Elka, bardzo dziękuję za czytanie i słowo.
Pozdrawiam obydwie Panie
nebbia
• Opera „Salome” - Richard Strauss, libretto wg dramatu Oscara Wilde`a.