O walce

1
Witam



Od jakiegoś czasu dorastam w przyspieszonym tempie, i zaczynam definiować sobie odpowiedzi na pytania, które sobie kiedyś zadawałem. Tym razem chcę się podzielić przemyśleniami i zacząć dyskusję na temat bardzo istotnego elementu współczesnej prozy rozrywkowej, jakim jest walka.



"Artyści" i samozwańczy "pisarze undergroundowi" czy jeszcze inni eksperymentatorzy już teraz pewnie spytają: "Zaraz zaraz, od kiedy to walka w ogóle jest istotna w książkach?"

Od zawsze.

Od Homera, od Ramayany, od starożytnych mitów wszelkich kultur, przez Szekspira aż do dziś. Właściwie dopiero we współczesności pojawiła się taka pacyfistyczna mentalność, która każe cykadom uznać rzeczy traktujące o walce za mniej wartościowe niż na przykład rzeczy traktujące li tylko o zachowaniach społecznych, romansach, dramatach czy innych, bardziej "wzniosłych" tematach, jak ludzka psychika.

Ja tam sądzę po prostu, że jak ktoś ma czegoś za dużo, to mu brzydnie...

Niemniej taka idea gdzieś tam krąży wokół celuloidowej taśmy, półek na książki, desek sceny teatralnej i ostatecznie przemoc i walka sama w sobie staje się tematem non grata, tanim dodatkiem do kiepskich fabuł.



Bardzo nieodpowiednia, błędna postawa. Ale zacznijmy od początku.



Podstawą każdej dobrej historii zawsze był konflikt. Człowiek kontra świat. Człowiek kontra człowiek. Nacja kontra nacja. Kochankowie kontra tradycja/rodzina/zasady. You name it.

Opowieści nie opierające się na konfliktach są nudne i puste, jak wszystkie te blogi na których cykady chwalą się swoim pustym, bezsensownym życiem.



I tu dochodzimy do ważnego punktu. Jak w naszej powieści rozstrzygamy ów konflikt? Dyplomacja? Skomplikowane intrygi? Rozmowa? Emocjonalny wyrzut? Ucieczka? Zastraszenie?

Czy może nasz protagonista rzuci się na przeciwnika z pięściami...?



W naszej kulturze panuje wśród cykad przekonanie, że przemoc fizyczna jest poniżej godności człowieka. Oczywiście chlanie, przedwczesny seks, masturbacja, narkotyki, pornografia, homoseksualizm, aborcja i eutanazja nie są - to są właśnie świetne, chwytliwe tematy na czasie. A przemoc fizyczna, konkretnie walka, jest prymitywna i w ogóle be.

No cóż. Cykady jak zawsze robią tylko to, co potrafią najlepiej.



Prawda jest taka, że walka jest najstarszym, najbardziej szczerym, najbardziej emocjonalnym i najbardziej wyrazistym sposobem rozwiązywania konfliktów. W naszej "zaawansowanej" cywilizacji oddajemy przemoc fizyczną w ręce policji i wojska, w końcu my jesteśmy zbyt mądrzy i dobrzy, żeby się babrać w "czymś takim".

Oczywiście jednocześnie dzień w dzień prowadzimy setki walk psychicznych, ze wszystkimi. W szkole musimy być lepsi niż inni. W pracy - mamy wyścig szczurów. Czemu nie mówi się "walkę szczurów"? Bo przemoc jest be. Więc "wyścig" brzmi bardziej w porządku. "Zdrowa konkurencja", mówi się. Jasne.



Ludzkość bardzo szybko, za szybko, przemienia się z watachy dzikusów ze stepów w odpowiedzialnych, "stabilnych emocjonalnie biznesmenów z uregulowanym życiem osobistym i licznymi sukcesami zawodowymi". Mówcie co chcecie, ale żaden sport, żadne hobby nie zwróci nam codziennych polowań na kwiczące, prychające żarcie, walki o życie z sąsiadującymi plemionami, lub z samą naturą.



Chcę przez to wszystko powiedzieć, że walka i przemoc jest nie tylko istotna w życiu człowieka. Chcę powiedzieć, że obok wiary, seksu i inwencji jest czwartą najważniejszą cechą charakteryzującą człowieka, zarówno jako mężczyznę jak i kobietę.



Na szczęście wielu artystów i pisarzy zdaje sobie sprawę, że granie cykad to tylko granie cykad - nic więcej, i oddaje nam fantastyczne dzieła traktujące o walce właśnie.

Mam na myśli "gloryfikujące przemoc" dzieła Tarantino. Mam na myśli Wong Kar Waia, filmy o samurajach, mam na myśli historie o św. Jerzym, o Joannie z Arki, mam na myśli walkę Abrahama z aniołem, mam na myśli Rambo, wszystkie filmy wojenne, Makbeta i wiele, wiele, wiele innych opowieści.



Dlaczego pisać o walce? Dlaczego wyposażamy naszych bohaterów w giwery, w łapy zahartowane w karate, w kordy, maczety, noże i łańcuchy?

Bo walka jest piękna.

Rozwiązujemy konflikt w najprostszy, najprymitywniejszy, najbardziej naturalny sposób, bo tęsknimy za prostymi czasami, kiedy rację miał ten, kto stał, a ten, kto leżał i krwawił był w błędzie.

Mamy tu poezję ruchu, mamy tu dążenie do doskonałości, mamy dumę, mnóstwo gadżetów i najciekawsze emocje. Strach, odwaga, smutek, ból, litość i jej brak - kwintesencja tego, co sprawia że ludzie są ludźmi. Mamy gloryfikację przetrwania za wszelką cenę. Ja, albo on. My, albo oni.

śródziemie jest tylko jedno. Sauron nie podzieli się nim z nami, więc musimy wyeliminować Saurona. Pójść, i spuścić mu wpie... Spuścić pierścień do lawy. Zniszczyć, odwołać, skrzywdzić, zabić. Harkonnenowie zabijają nas od pokoleń. Diuna też jest tylko jedna. Wyrżnijmy ich co do jednego. Obrońmy się. Zabijmy ich.

Kto przeżyje, a kto zginie, i co z tego wyniknie?



No dobra. Możemy spuścić z tonu, i przejść do dyskusji.

Zalewa nas ciągle fala średniej lub niskiej jakości fantasy. Walki tam od cholery - tu smoki, tam inne wsioki - najczęściej są to walki totalnie zbędne, nie wprowadzające nic do fabuły, nic nie oznaczające, będące jedynie, jak zwykle, wpasowaniem się na siłę w pseudo-kanon fantasy.



W kinie, wbrew pozorom nie jest tak źle. Nikt już nie produkuje Kickbokserów. Nawet najnowszy Rambo opowiada nam mądre rzeczy o przemocy. Walka przestaje być w kinie "chłopcem do bicia" (paradoksalne, czyż nie?). Wystarczy spojrzeć na "To nie jest kraj dla starych ludzi".



Natomiast powieści wciąż albo omijają walkę szerokim łukiem, jako coś "niegodnego umysłu pisarza", albo, jak wspomniane powieścidła, skupiają się na mozolnym, beznamiętnym eliminowaniu gobasków, czy innego "Tysiąca Orków" przez naszego zajefajowego bohatera.



Myślę że zasiałem dobre ziarno pod nową dyskusję. Przerywam po tej analizie, i oddaję głos Wam. Opowiedzcie co myślicie o walce w literaturze i naszej kulturze. Co powinno się z nią zrobić?
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

2
Ja jestem typem pisarza-rzeźnika. Hordy i wielcy, potężnbi bohaterowie. Nie umiem napisać czegoś, bez walki.

Dobrze mi z tym.

Lubię pisać o walce. O heroizmie. O odwadze. O honorze. O blokowaniu przejścia własnym ciałem, by uratować towarzyszy przed "tu wstaw nazwę tego, co jest złe, najczęściej ludzi".

Nie lubię, nie toleruję smoków, ani czegoś, co jest 30 razy większe od bohatera, zieje ogniem/Bóg wie czym, ma pazury zdolne rozerwać faceta w zbroi na kawałki.

Baaardzo rzadko coś takiego wrzucam do opowiadań... Bo czegoś takiego mieczem nie ubijesz. No przepraszam, jak? Katapultą już prędzej. Na smoka rusza się z armatą czy czołgiem, nie z mieczem lub szpadą.



Powiedzcie... Co myślicie o ukazywaniu siły "wszystkich złych" poprzez rabanie na kawałki postaci tła? Np. wielki, zły herszt orków wpada w legion żołnierzy, dwoma ciosami zabija połowę z nich nie odnosząc żadnych ran, a potem przychodzi bohater i rozwala to bydlę dwoma ciosami. Nasz bohater wychodzi tu na półboga.



Albo o rozwalaniu setki wrogów przez JEDNą osobę. To na mój gust, na otwartym polu, niemożliwe. Cios w plecy i koniec ;)

No, chyba, że bohater ma ze sobą 1000 wojowników i atakują 10000 armię. Wtedy, zabijajta ile chceta.



I pytanko kluczowe. Co sądzicie o walce? ;)
Are you man enough to hold the gun?

3
W literaturze, jak w każdej sztuce, liczy się kreatywność. Nie można stwierdzić, o czym powinno się pisać, a o czym nie. Jeśli powstawałyby tylko teksty o walce, ten temat stałby się nudny, oklepany (może dla niektórych już jest) i nie byłoby mowy o kreatywności.To działa też w drugą stronę - jeśli powstawałyby tylko teksty omijające walkę szerokim łukiem, również brakowałoby różnorodności.



Co do mnie, to zależy o jaką walkę chodzi... Jeżeli w znaczeniu konfliktu, to lubię, a jeśli chodzi o zwykłe napierdzielanie się po łbach, to już mniej. Chociaż... może kiedyś spróbuję :D



A tak na marginesie to gdyby wróciły dawne czasy, (jak to ujął ninetongues) kiedy rację miał ten, kto stał, a ten, kto leżał i krwawił był w błędzie, to kobiety raczej nie byłyby w najlepszej pozycji.
I've got the lot to burn...

4
Ninetongues - Dobrze się czytało, prawie jak opowiadanie.

Mam wrażenie że, jakbyś te słowa wcisnął w usta bohatera jako jego własne, wyszło by coś z tego bardzo czytelnego.



Na poważnie:

Masz rację, tym co nie czytali polecam książki Grzesiuka. Tam jest sporo walki i jest ona uzasadniona, gdyż to nie jest pusta przemoc, ale nakierowana.

By móc przetrwać kolejny dzień z podniesionym czołem.

By nie wstydzić się swych czynów. Walka jest oczywista i nie wyleczalna jak popęd płciowy, od dziecka, aż po grób.

Walczymy o lepsze jutro, dajemy komuś w nos za to że obraził, a nie powinien.

Stajemy do wojny, gdy tylko potrzebuje tego kraj. Wyjeżdżamy na cudze wojny, zaciągamy się do legii cudzoziemskiej.

Po co ? Ktoś mógłby się naiwnie zapytać, a po to że potrzebujemy tego, tak jak spokoju.

Jedni rodzą się tacy, na innych ma wpływ otoczenie, które wymusza walkę choćby o kawałek własnej piaskownicy.

Wyścig szczurów - pożeranie oczyma, obgadywanie kolegi z pracy, który to z kolei walczy o lepsze jutro, dla siebie i swojej rodziny. O przyszłość, o którą to ludzie zawsze będą walczyć. Oczywiście nie dzierżą tu w dłoniach tak lubianego przez Testudos, topora.

Teraz podkładają nogi, a na tych, którym się nie udało, dają upust.



Walka współczesnego człowieka, coraz częściej sprowadza się do eliminowania najsłabszego ogniwa. Nie do współzawodnictwa, nie każdy ma odwagę spojrzeć równorzędnemu wrogowi w oczy, przecież łatwiej wyżyć się na kimś słabszym. Właśnie im powinien pomagać nasz zajefajny system, który równie słabo sobie z tym radzi jak ci biznesmeni z kasą tatusia w kieszeni.



Poruszmy chociażby temat żołnierzy legi cudzoziemskiej. Nie uwierzę że nikt z mężczyzn, chociaż przez chwilę, nie chciałoby się tam znaleźć, poczuć ten dreszcz.

Ile osób identyfikuje się z złymi bohaterami filmowymi, nie mam tu na myśli tylko płeć brzydką, ale również tą piękną.

Ile osób legalnie wyjeżdża na "legalne" wojny, a ilu jest najemników. Walka jest żywiołem, bez którego człowiek, jest tylko człowiekiem, nie bohaterem.



Bo czy współczesny bohater, przyjmijmy dramatu, jest szlachetny wywalając na zbity pysk, swoją matkę, czy też ojca. On też toczy walkę, walkę o terytorium (mieszkanie), walkę o lepszy byt (choroba starcza).

Czy nikt nie walczył z samym sobą? to też jest walka. Jestem za, fakt, coraz mniej tego typu powieści. Może nadszedł czas? A może ludzie wolą nie widzieć zbyt wielu rzeczy, nie czytać o nich, po co walczyć, sąd to rozstrzygnie, policja pomoże...



Sąsiad pożyczy łyżkę cukru, ktoś pomoże inwalidzie wejść do autokaru, inny znowu, da bezdomnemu grosik... on zaciera ręce, ma na winko.

O co walczyć ? Nasuwa się pytanie. Wszędzie sami "DOBRZY" ludzie przecież.

Dupa, sorry, ale to imitacja, walka daje poczucie godności, czy w filmie, książce czy też na ulicy.

Przynajmniej nie musimy się wtedy szczypać co chwilę by przekonać się czy nadal żyjemy.



Co myślę o walce, to chyba widać, a dla tych co jeszcze się nie doczytali bo text był za długi, wyjaśniam jestem za.



Może zacytuje tu słowa Kinga "Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty. Nic dodać, nic ująć.

Każdy swoją wojnę, tłumaczy na swój własny sposób.



Pozdrawiam

Mariusz Klepaczko
http://www.mariusz-klepaczko.yoyo.pl/in ... ry&catid=1

5
Każda książka to w dużej mierze walka.

Jakiś hobbitopodobny stworek ma do spełnienia ważną misję i wszystko jest przeciwko niemu. Walczy nie tylko z fizycznymi wrogami, ale także z losem, czy, przede wszystkim, z samym sobą.

Policjant szuka mordercy, cały czas z nim walczy, choć z reguły spotykają się tylko w ostatnim rozdziele.

Nawet w kiepskich harlekinach: Pan X zakochany w pannie Y stara się ze wszystkich sił, by ukachanej nie sprzatnął mu sprzed nosa pan Z.

W sumie nie ma nie-walki, wszystko jest walką. No dobra, czasem w życiu poddajemy się bez niej, ale od książek nikt nie oczekuje przecierz lustrzanego odbicia swojej marnej egzystencji.



Do książkowej walki mam dosyć brutalny stosunek: jest sobie wróg/przeciwnik. Wróg nie ma prawa, oddychać, chodzić po tej samej ziemi co bohater, nie ma żdanych praw w ogóle, istnieje by przegrać. Całkowicie. Cel uświęca środki i takie tam. Jeszcze nie czytałem książki, w której walka kończy się rozejmem i mam nadzieję, że na takową nie napotkam.

Tyle w temacie.

6
Oho, ciekawy temat ;)



Walka jest piękna. Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami. Niezależnie od tego, czy jest to zmaganie się z samym sobą - pojedynek silnej woli, czy duel fizyczny, czy psychiczny, a także wielkie zmagania olbrzymich potęg.



Walka jest piękna.



Jestem szermierzem, więc mogę mieć nieco spaczony punkt widzenia na tę kwestię.



Pamiętny dialog z "300" - nie filmu, a komiksu Mistrza Franka:

Termopile, Spartiata z włócznią nad powalonym perskim piechurem. Pers wrzeszczy:

- Mercy!

Na to Grek marszczy brwi i odkrzykuje:

- Coward!

W międzyczasie zatapiając ostrze włóczni w trzewiach wroga.



Niemalże się rozpłakałem. Ze szczęścia.



Walka to poważna sprawa, ponieważ chodzi w niej ni mniej ni więcej, lecz o zachowanie życia. Wschodni mistrzowie uczą koncentracji i oczyszczenia umysłu ze zbędnych myśli. Ma to pewien określony cel: osiągnięcie stanu, w którym JEST się walką, jest się swoim ciałem, a broń staje się jego częścią. Bardzo ciężko odnaleźć konkretne słowa, aby to opisać, jednakże efektem wejścia w taki stan jest całkowita świadomość, absolutna pewność i brak jakichkolwiek wątpliwości, a tym samym brak konieczności tracenia cennych ułamków sekund na podjęcie decyzji.



Nie należy mylić tego stanu z transem, albowiem trans zakłada pewne zniekształcenia percepcji, natomiast walka jest stanem percepcji absolutnej, w której jest się świadomym wszystkiego, co się dzieje dookoła, nawet za plecami. Jest to stan, w którym czas płynie inaczej.



I słynne slown motion zdarza się naprawdę - może nie aż tak bardzo wyeksponowane, jak na filmach, ale kiedy w stronę Waszej twarzy leci ostrze, NAPRAWDę widać to "zakrzywienie" czasu. Wiem to po sobie.



Nie myśl ani o wygranej, ani o sobie, ale tylko o przecięciu i zabiciu przeciwnika. - Miyamoto Musashi.



Kocham tego gościa. W jednym zdaniu potrafi streścić ducha szermierki.



Ale odbiegłem chyba od tematu?
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

7
Moje wczesne dzieła fantasy, mimo niezłego kunsztu, jak na 16latka (nieskromnie powiem, żem się wybijał), nazywane są do dziś czymś w stylu "trzy fireballe, kupa żelastwa i wszyscy giną". Przykładem może być właśnie "Reinhard", gdzie z trudem opanowałem się i zabiłem jedynie połowę występujących tam postaci.



W zamyśle, oczywiście, wszystko miało mieć sens - być finałem zgrabnej intrygi i jasno wynikać jedno z drugiego. O ile powrócę do tego typu opowiadań (do fantasy), mam nadzieję dopracować te umiejętności.



Osobiście również jestem za walką. Zarówno chaotyczną (jeżeli mamy do czynienia z odpowiednią sytuacją, sprawia to wrażenie "jak z życia wzięte"), jak i podyktowaną narracyjnym przeznaczeniem. Dzięki walce można wykorzystać wiele zabiegów fabularnych, jak i przy jakiejkolwiek innej akcji. Bohater, który ma zamiar się zemścić w odczuciu czytelnika nieuchronnie zmierza do tego głównego "czarnego charakteru", celu zemsty. Wystarczy sprawić, by w ferworze walki kto inny pozbawił życia drania, a czytającym już szarpią emocje. Oczywiście, jeśli wszystko jest dobrze zrobione.
Obrazek



Cause I am my enemy

The water's up to the knee

I never wanted nothin' from you

Yes, I do; Yes, I do

My engine's runnin' on dry

My head's so fucked up inside

Shut up

I know

I said so...

8
Wystarczy sprawić, by w ferworze walki kto inny pozbawił życia drania, a czytającym już szarpią emocje. Oczywiście, jeśli wszystko jest dobrze zrobione.


Na wszystkich bogów... Harry Potter VII i pojedynek Harryego z U-No-Hu.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

9
Mariusz Klepaczko pisze:
Walka współczesnego człowieka, coraz częściej sprowadza się do eliminowania najsłabszego ogniwa. Nie do współzawodnictwa, nie każdy ma odwagę spojrzeć równorzędnemu wrogowi w oczy, przecież łatwiej wyżyć się na kimś słabszym.
Właśnie na tym polega walka w przyrodzie.
Ukryte piękno jest lepsze od jawnego. — Heraklit z Efezu

10
Nie znalazłem lepszego tematu, by o to zapytać, więc pytam tu: moglibyście coś poradzić w kwestii opisywania walki? Z jakiegoś powodu mam problemy z opisaniem starcia dwóch przeciwników tak, by brzmiało wiarygodnie i dynamicznie.

Chodzi mi o walkę na pięści, miecze, sztylety czy inną broń białą. Używać profesjonalnych terminów? Krótkich zdań? Jak uniknąć powtarzania słów "cios" i "uderzenie"?

Poradźcie.
I'm always alright.

11
Masz jeszcze pchnięcie, dźgnięcie, rąbnięcie, cięcie ;)

Oczywiście proste nie za długie zdania. Pamiętaj że w rzeczywistości walki na ogół są bardzo krótkie, możesz też dodać jakieś przemyślenia(cierpienia i ból) bohatera. Mogą na siebie powrzeszczeć. Popatrz jak inni to opisują w książkach, ucz się od nich :P



Pozdrawiam
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

12
Przemek Z. pisze:Używać profesjonalnych terminów?
Tak, ale z umiarem.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron