16

Latest post of the previous page:

Początek za to za bardzo trąci "Milczeniem owiec" włączając w to stukające

obcasy.
Ciekawa uwaga ;-)


Ale nie rezygnuj i wklej gdzieś ciąg dalszy, chetnie przeczytam.


Miło to slyszeć,postaram się wkleić kolejny i ostatni fragment już wkrótce.

Później wezmę się do pracy i wkleję całą opowieść... ;-)

Kiedyś.. ;-)
"-dbaj o dochody

jak twój kolega Kartezjusz



-bądź przebiegły

jak Erazm



- poświęć traktat

Ludwikowi XIV

I tak go nikt nie przeczyta"



Zbigniew Herbert

17
Wklejam kolejny i ostatni fragment ;-) Gdy napiszę całość, wkleję w innym wątku i popracuję nad akapitami.Bardzo prosze o wybaczenie,jeżeli któryś z nich utrudni czytanie.

------------------------------





Odgłos zatrzaskiwanych drzwi,sprawił,że mój piękny sen o księciu na rączym rumaku, został bezlitośnie przerwany.

Z uporem maniaka,zacisnęłam powieki, chcąc jeszcze raz przywołać w pamięci obraz przystojniaka z królewskim godłem na piersi.

Jak na złość, szperanie w mojej dziurawej pamięci, przerwał mi telefon.

Teraz mając komórkę, nie trzeba chodzić do filharmonii na koncerty.

Bacha,Mozarta i Beethovena mam na zawołanie.

W formie polifonicznego dzwonka.

-Słucham?-spytałam,przy okazji zerkając na elektroniczny zegarek na komodzie.

-Cześć siostra.Jak życie? - dosłyszałam pytanie wśród różnej częstotliwości szumów.

-Lepiej uważaj na swoje.Rozmawiasz przez komórkę, prowadząc samochód? - raczej stwierdziłam, niż pytałam.

-Jadę do Ciebie.Będę za kilkanaście minut.



Cmoknął mnie w policzek na przywitanie i zrzucając buty wszedł dalej, do kuchni,gdzie przysiadł na swoim ulubionym miejscu.

Sięgnął wielką dłonią po kawałek ciasta z jabłkami.Czasami zastanawiam się, czy przypadkiem jego żona, nie stawia mu stopera na stole kuchennym.

Dwa kawałki jabłecznika zniknęły w błyskawicznym tempie.



-Gdzie się tak spieszysz? - w porównaniu do mnie,Gerard zawsze był jakby o kilka lat do przodu.Ja natomiast odstawałam od niego tempem życia o całe stulecia.

-Nina, daj spokój.Rób herbatę.Musimy pogadać. - bezpośredni - jak zawsze.



Postawiłam przed nim kubek z herbatą ziołową.Niedawno wyczytałam w gazecie,że mięta pobudza działalność mózgu i odstresowuje.

Od tego czasu żadna inna herbata nie zagościła u mnie w szafce.

-Mięta? - wciągnął nosem rozchodzący się wokół zapach.

-Działa odstresowująco - powiedziałam,mając już na końcu języka cytat z gazety,gdzie pewna miła pani redaktor,zmarnowała aż dwie strony A4,

by wypisywać lecznicze właściwości "Mentha piperita" i nadzwyczajnie

pozytywne skutki jej użytkowania.

-I jest wiatropędna -mruknął Gerard.





Moja roślina-cud?

Przerzucam się na wody mineralne.





-Jak w domu? - spytałam,zerkając ukradkiem na opakowanie z dumnie brzmiącym napisem "Herbal Tea".Powinni umieszczać w środku ulotki.

"Przed uzyciem skonsultuj się z gastrologiem, bądź stosuj dietę płynną".

-Słuchasz mnie? - brzdęk łyżeczki obijającej się o ścianki kubka,wyrwał mnie z moich głupkowatych wniosków.

-Matka jest w szpitalu.Zabrali ją dzisiaj w nocy.





Rozdział II



Nienawidzę szpitali.

Nienawidzę tego zapachu lekarstw wymieszanego z wonią perfum Hugo Boss'a pana ordynatora.

-Witam - wyciągnął ogromną,owłosioną łapę w moją stronę.

Teraz już wiem dlaczego nie potrafią odnaleźć Yeti.

Podałam mu dłoń i przysiadłam na wskazanym przez niego miejscu.

-Pani matka leży narazie w łóżku..

Jakbym nie wiedziała.

-...zastępczym.- dokończył poprawiając okulary, zsuwające się z nosa.Nachylił się nad biurkiem, a ja mogłam podziwiać w pełni

jego nieco wyłysiały już czubek głowy.

-Będziemy musieli przenieść panią Stanisławę do innego szpitala.Tutaj nie ma już miejsc.Zastępcze sale są dla obłożnie chorych.. -

rozgadał się,a ja słuchając tego bełkotu,wciągałam zapach tych cholernych perfum za dwie bańki.

-Rozumie pani? - kiwnęłam tylko głową i zgodnie z zasadami dobrego wychowania pożegnałam się, ściskając dłoń mężczyźnie.



Idąc korytarzem myślałam jaki format powinna mieć koperta dla tak wielkich łap jakimi Bóg obdarzył ordynatora.



Gerard stał już przy łóżku, opierając się swobodnie łokciami o jego ramy.Spojrzał na mnie dopiero, gdzy zaszeleściłam siatką,

wykładając mandarynki na talerz.

- Zjesz teraz mamo? - spytałam, odsuwając pościel od krawędzi łóżka, robiąc sobie tym samym miejsce dla mojego zacnego tyłka.

Uśmiechnęła się do mnie.Pod zniszczoną przez czas maską, wciąż ukrywała sie ta sama kobieta, która jeszcze kilkadzieścia lat

temu potrafiła mnie i Gerardowi porządnie przylać w zad.



I ten uśmiech.Widząc go każdego dnia,nabierałam ochoty do życia.



"Kurze łapki" - zmora kobiet uśmiechających się nazbyt często.

Przychodzą z wiekiem, a mimo to dałabym głowę, że u mojej mamy pojawiły się zaraz po urodzeniu.



-Zjem później - powiedziała, wyraźnie osłabiona,ukradkiem dotykając swoją dłonią mojej.Jakiś młody lekarz,pogwałcając właśnie naszą

chwilową "prywatność" wtargnął bez ostrzeżenia do sali i porwał Gerarda na korytarz.

Nastała cisza.

Ale taka swobodna, bez uprzedzeń,w żadnym wypadku nie drętwa.



Głaskałam jej dłoń, przyglądając się jak zasypia.Z każdym dniem boję się o jej zdrowie coraz bardziej.Z czasem pojawiają się

żylaki,sztuczna szczęka i okulary ze szkłami grubości równej denkom od słoików.



Nie da się oszukać czasu.Lista się powiększa, a tej nocy pojawiła się na niej jeszcze jedna pozycja:

słabe serce.



***





Późnym wieczorem,okryta samym kocem,wertowałam bez pojęcia kolejne kartki jednej z moich książek.Coś o automotywacji.

Wywnioskowałam z tytułu,który jako jedyne pogrubione zdanie na okładce,zwracało moją uwagę.

Odruchowo zerkałam na zegarek.

23:10.

A ja wciąż próbuję docieć o co chodzi w dwóch pierwszych zdaniach.

"Motywacja - wszyscy wiemy,kiedy nam jej nie brakuje(...)".

Odkrywcze.

Pierwsza literaz zdania jest ozdobiona niczym inicjał ze starego manuskryptu.

"M" - jak matka.



Zgrzyt kluczy w zamku.Zerkam na zegarek.Już 5:00.Wrzucam szybko książkę pod poduszkę i układam się

do snu.Jeszcze krótką chwilę słyszę jak Jurek krząta się po mieszkaniu.Wchodzi do sypialni, a jego krokom

towarzyszy skrzypienie wypłowiałych paneli,w powietrzu unosi się charakterystyczna woń perfum.

Przy cichym brzdęknięciu porcelany,zatrzymuję moją aktorską działalność i otwieram szeroko oczy.

Zapach świeżo zaparzonej kawy uniósł się wysoko,pod sam sufit.

Tsunami?

Tornado?

Trzęsienie ziemii?

Wybuch wulkanu?

Wybór rządu?

Co do jasnej cholery sprawiło,że mój Jureczek,osobiście pofatygował się do kuchni i sięgnął do szafki po kawę?



-----------------------

Będzie romantycznie i niebezpiecznie.. ;-)

Pozdrawiam ;-)
"-dbaj o dochody

jak twój kolega Kartezjusz



-bądź przebiegły

jak Erazm



- poświęć traktat

Ludwikowi XIV

I tak go nikt nie przeczyta"



Zbigniew Herbert

18
Podtrzymuję to, co wcześniej napisałam: ciekawie i lekko napisane, czyli podoba mi się :) Teraz czekam na rozwinięcie podanych wątków. Przypominają mi się czasy wczesnej młodości, kiedy to nie mogłam doczekać się kolejnego numeru Filipinki ze względu na publikowaną powieść w odcinkach :)



Pozdrawiam :D

20
Wydaje mi się, ze ten fragment jest dużo lepszy niż pierwszy.

Bardzo mi się podoba. Lubię czytać takie rzeczy : lekkie, przyjemne, ale nie oderwane od rzeczywistości.
"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz

z moim bólem - jak boli

Ciebie Twój człowiek."

21
Po stokroć dziękuję, obiecując tym samym dokończenie zaczętej historii.

Pozdrawiam serdecznie ;-)
"-dbaj o dochody

jak twój kolega Kartezjusz



-bądź przebiegły

jak Erazm



- poświęć traktat

Ludwikowi XIV

I tak go nikt nie przeczyta"



Zbigniew Herbert
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”