Uwaga! Spoiler!Bardziej ćwiczenie warsztatowe; uczę się kreować postacie, które mają jakąś "głębię"
I.

W życiu człowieka padają słowa zmuszające do zastanowienia. Pojawiają się momenty, wstrzymujące pęd codzienności, chwile wzbudzające filozoficzno-moralne przemyślenia; spotyka on ludzi, którzy burzą fundamenty naszej samoświadomości…
Ale nie w życiu Olafa. Olaf był, w swoim mniemaniu, młodym mężczyzną, skazanym na niepoważne traktowanie tylko dlatego, że skończył kilka miesięcy wcześniej piętnaście lat. Uparty; dążył do wyznaczonego sobie celu. Celu zmienianego, z reguły, raz tygodniu: Chciał zostać gitarzystą, ale pokonały go codziennie ćwiczenia. Próbował swoich sił jako piosenkarz. Aspirował do roli w teatrze, planował konstruować samoloty, obalić teorię względności, zostać archeologiem i napisać książkę. I miał tylko jeden problem: nie miał czasu do tych celów dążyć.
- Co robisz?- zabrzmiał, wytłumiony przez zamknięte drzwi, kobiecy głos.
- Nic
- Co?
- Nic!
- Odłóż ten telefon!
- Nie mam telefonu
Kroki. Ktoś szedł do jego pokoju. Zdążył jedynie przykryć telefon poduszką, wyciągnąć rękę po najbliżej leżącą książkę i walnąć się na łóżko.
- Odłóż telefon- Matka wyjrzała zza drzwi. Drzwi, które dwa lata temu, prowadziły do pokoju świętej pamięci babci, bądź, jakby ujął to ojciec: „schowka na miotły starej czarownicy”. Mimo że babcia umarła, określenie zostało.
- Czytam
- A co?
- Książkę
- To ją obróć. Będzie lepiej ci się czytało.- I uśmiechnęła się do syna. Tworząca się miła atmosfera, rozsypała się jak domek z kart, wraz z kolejnym pytaniem. - Odrobiłeś lekcje?
- W piątek?
- A co to szkodzi? Będziesz mieć wolny weekend.
- Ja w piątki odpoczywam, jak każdy normalny człowiek.
- Odpoczywa? Niby po czym? - Donośny męski głos, przepełniony pretensją do wszystkich o wszystko. Ojciec nigdy nie słuchał tego co się do niego mówi, za to zawsze podsłuchiwał, o czym rozmawiają za ścianą. I komentował.- Ja w…
Trzask zamykanych drzwi. Matka już dawno straciła cierpliwość do narzekania ojca.
-Daj spokój.
-Co? Chyba nicnierobieniem…
Stłumione głosy stały się niewyraźne. Do czasu. Pojedyncze słowa zmieniły się w coraz głośniejsze monologi. Ciepły kobiecy głos, o miłej dla uszu, barwie, był coraz głośniejszy i skrzeczący. A ojcowskie biadolenie próbowało go przekrzyczeć…
Słuchawki. Olaf zawsze nosił w kieszeni słuchawki. Podłączał je do telefonu, puszczał muzykę i cieszył się w duchu, że nigdy nie popełni tego błędu i nie założy rodziny.
Zaczął od klasyków Bon Jovi’ego, przebrnął przez Uprising Muse’a, zatrzymał się na playliście Linkin Park, by przeskoczyć do Sabatonu i Rammstein’a. Każdy następny utwór o jedną kreskę głośniej. Nic to nie dało. Kłótnia rodziców zagłuszała wszystkie dostępne bariery dźwiękowe.
Nie było innego wyjścia; Olaf ciężko westchnął, wstając z łóżka. Ubrał się w leżącą przy łóżku bluzę, równocześnie uważając, by nie wyrwać kabla z telefonu. Co prawda wcześniej nie zwracał na słuchawki uwagi, ale dopiero po ostatnim szarpnięciu kabla, zaczął zanikać dźwięk w jednej słuchawce. A nie miał kompletu na zmianę.
Gdy wyszedł z pokoju, rodzice ściszyli głosy. Niestety tylko na chwilę. Olaf spojrzał na leżącego w przedpokoju goldena. Długowłosy towarzysz ojca w siedzeniu na kanapie, fanatyk pełnej miski i strażnik lodówki, również nie mógł wytrzymać między kłócącymi się właścicielami.
- Idziemy? – W odpowiedzi na słowa nastolatka, pies zamerdał ogonem.
Olaf założył psu obrożę, narzucił kaptur i wyszli na spacer.
***
Dzwonek w telefonie przerwał muzykę.
-Hej, wiesz, czemu mama nie odbiera? – Ciepły, kobiecy głos. Ten sam ton, sposób mówienia. Olivier, za każdym razem kiedy słyszał siostrę przez telefon, miał wrażenie, że rozmawia z matką.
- A jak myślisz?
- Znowu się wydzierają z ojcem? Jeszcze im się nie znudziło? No trudno. A kiedy będziesz w domu?
- Będę, jak wrócę.
- Ej no, serio pytam.
- No nie wiem, może za godzinę
.
- Dobra, to nic mi nie da. Cześć
- Pa
W słuchawkach ponownie zabrzmiała muzyka. Żółte światła latarni, rozświetlały zabłocone chodniki, twarze przechodniów i rzędy zaparkowanych po dwóch stronach ulicy samochodów. Kierowcy stawali jak mogli. Niestety, architekci i inżynierowie osiedli z wielkiej płyty, nie przewidzieli nadejścia czasów, w których większość mieszkańców będzie mogła pozwolić sobie na samochód.
Olaf delikatnie pociągnął psa, który z namiętnością obwąchiwał każdy, mijany słup. Gdyby nie ciągłe przystanki, zdążyliby już dawno dojść na Bulwary Wiślane. Przez Stodólną, wzdłuż Zielnej do Płockiej. Tak jak zawsze. Olaf przełączył muzykę z powrotem na Rammsteina i pociągnął psa. Nie zwracając uwagi na nic i nikogo, ruszył przed siebie. W głowie nastolatka brzmiała chrypa Lindemann’a. I cel.
Alle warten auf das Licht
Wszedł na drogę…
Fürchtet euch, fürchtet euch nicht
…podświadomie, niezależnie od świadomości, odwrócił głowę w prawo.
Die Sonne scheint mir aus den Augen
Oślepiające światło…
Sie wird heut Nacht nicht untergehen
…i ciemność.
II.
Młoda kobieta kucnęła, wyjęła i wyrzuciła wkład do znicza, z reklamówki wyjęła nowy, podpaliła i wrzuciła do żółtego lampionu. Knot zgasł.
- Kurwa mać- szepnęła, szukając zapałek. Udało się.
Trzask. Główka od zapałki zapłonęła. Arletta znieruchomiała. Zza płomienia szeroko uśmiechała się matka. Długo musieli szukać z ojcem aktualnego zdjęcia, gdy ta naprawdę się uśmiechała. Radosne oczy, gładka twarz, jak na pięćdziesięcioparolatkę, niewidoczne pasma siwych włosów, między blond puklami. I to wszystko zniszczył wypadek Olafa. Matka zestarzała się o dwadzieścia lat, osiwiała całkowicie, a oczy… Arletta podejrzewała, że ta płakała ukradkiem. Dzień w dzień. Przez dwa lata. I zmarła. Kiedyś uznano by, że ze zgryzoty; w dwudziestym pierwszym wieku stwierdzono zawał.
Matka, dopóki żyła, większość czasu spędzała przy leżącym w śpiączce Olafie. Sprzątała, robiła obiad i wychodziła do szpitala. Do czasu. Potem wszystkie obowiązki spadły na Arlettę. I gdyby nie ojciec… No właśnie, ojciec. Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale wypadek Olafa, na ojca wpłyną… dobrze. Przynajmniej z punktu widzenia dziewczyny. Zaczął się nią interesować, rozmawiać, nie krzyczał, przestał marudzić; jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. O ironio, straciła matkę i zyskała ojca. A że ta zmiana wywołana była strachem o to, by nie stracić za wcześnie kolejnego dziecka, to już Arletty nie interesowało.
No właśnie, stracić. To była największa różnica między podejściem matki, a ojca. Ona święcie wierzyła, że Olaf się obudzi, a ojciec już dawno stracił nadzieję. Do szpitala chodził rzadko, a jeżeli już, to wizyta przypominała bardziej tę na cmentarzu, niż odwiedziny chorego.
Arletta również przeżywała śmierć brata. Tak, śmierć. Nie ruszał się, nie odpowiadał, żył tylko dzięki kroplówkom, a ruszał podczas ćwiczeń z fizjoterapeutami. Umarł, mimo że oddychał samodzielnie. Też płakała, nie umiała tego zrozumieć, dlaczego to on wpadł pod samochód, a nie ktoś inny. Ale musiała dalej żyć: zająć się domem, szkołą, sobą… Ona żyła, a rodzice cały czas opłakiwali żywego trupa, który kiedyś był jej bratem.
- Kurwa- Znicz zgasł. To pewnie wina tych dziadowskich knotów; ostatnio kupowała w markecie chińskie wkłady, a te cały czas gasły. Przeklęty, skośnooki szajs.
Wibracje w torebce przerwały próbę ponownego zapalenia znicza. Na ekranie smartphone wyświetlił się „ojciec”.
- Co tam? Na cmentarzu jestem…- Chciała coś dodać, ale wyczuła jakieś dziwne napięcie w słuchawce. Momentalnie znieruchomiała – Tato?
- Arczi…- Ojciec się jąkał.- Arczi… Olaf… On…
- Tato?
- On… On się budzi
W słuchawce zapadła cisza.
Na cmentarzu zapadła cisza. Wszyscy wokół zniknęli, a z błękitnych oczu popłynęły łzy.