Wśród drzew

1
Siadywał pod drzewem. Nie, nie był Rejem. Nie przychodził być nie ģęsią i zachwycić niepotrzebnym przecież trenem. Choć tęskni za dzieckiem to ono jedynie nienarodzone, w strefie marzeń kiedyś bliżej dziś stracone. Nie jest odpowiedni do życia ale urodził się późną wiosną i mógł, bo kurwa miał tę szansę jak niewielu rozkwitać niczym piękny kwiat zachwycać i jak zapach na zawsze w głowie zostać. A tu zapaść jedna za drugą. Siada pod drzewem i zachwyca się Lacrimosą z Requiem Mozarta, o lkaniu o płaczu. O stratach. Zabójca miłości. Co to za plan Boży realizuje pomylone drogi. A może siedząc w lesie pod drzewem powinien wzrokiem wyszukiwać odpowiednio wytrzymałe gałęzie. Ale boi się. Wie jest tchórzem. Powinien skończyć z życiem że nie zasługuje opowiedzieli mu oni lub chore sumienie. Murmurando w głowie krzyk i rozmowę. To nie było o nich. To przedstawienie było o tobie. W końcu ten cały las jest tu w twojej głowie. Jak go widzisz to świadczy o tobie. Gatunek ludzki widziałeś że zmierza w złą stronę. Umierały szerszenie w pościgu do nikąd rozpedzone w pogoni za niczym. Na nic krzyki które wielu usłyszy. (To powinien być czas przeszły ale jakoś litery mi tak weszły kto wie ten wie) Usłyszało (o). Stwierdzenie że szaleniec dobrze gada ale lepiej okryć go milczeniem. Po teatrze z sumieniem wiem że tak było lepiej. Nie każdy jest godzien. Siadam pod drzewem słucham Lacrimosę i uroniłbym łzę. Ale o to czemu nie każdy jest godny bo nie każdy ma w sobie coś na kształt emocji. Nieczytelny obraz wnętrza i kwestia niepewna. Co zamierza. Intencja jest inna niż się przedstawia. W drzewie ma brata. Drzewo go wyslucha dziś. Szept nie opuszcza gardła. Drzewo zna każdą myśl. To niedobrze. Czemu czemu taki człowiek dostał cud życia by zmarnować drogę na szczęście i spokój. Innym niewinnym stał i przeszkadzał. Siedzi pod drzewem i chciałby czas zawracać. Tu milczeć i tam milczeć. Pozalował słów i krzyków. Źle mówił złe bezmyślne słowa opuszczaly jego usta by ranić. Siedzi pod drzewem i dociera ta prawda byłaby wspaniała. Zwariował. Ot odpowiedź cała na ten dramat. Ale to nieprawda szumią liście w górze. Ptak ćwierkać zaczyna swoje zapytanie o 'świra czy nieświra' Ajakby tak nie wierzyć wto co mówi psychiatra. A jakby głosy to była technologia prosta w mózgu przestrzeniach słuchawka założona. Siedzi pod drzewem i z dala patrzy na czas. XXI wiek jest Elon Musk robi Cyberpunk. Wszczepy w mózgu są realne. A może ma coś zainstalowane i jednak jest eksperymentem. Czyim myśli i nie wie. Wiatr wieje. Słyszy Lacrimosę i leci mu łza ale to od wiatru bo płakać nie może i nie potrafi. Brak serca i duszy. W kamieniu wykuty człowiek się nauczył. A opowiadali mu o sobie dość szybko od poznania dzielili mu się tym co im się zdarza. Słyszał ich dramat i myślał czemu. Czy toaura taka mu się zdarzyła dusza która starą jest jak to się mówi i żyje w pikeniach wielu. Drzewo mój przyjacielu. Myślę o myślach na temat lasu. Pozalowanych słów w krzyku by zadać ból żałuję jak i tych których sam sobie upodobalem że w mojej głowie powstałe na nie wpadłem. Nie zaslugiwałem na te narodziny. W krzyku przez dobro i miłość do uderzenia w dno. O przyczyno tutaj weź się doszukaj.
Kochany lesie ponieś myśl wśród wysokich swych mieszkańców. Niech wiatru szum i szczebiot ptaków dosrarczy Bogu wiadomość. Żałuję że poszedłem tą i tamtą drogą. Daje słowo ale co ono dziś zna Czy. Gdy padły w krzyku słowa bez liku których nie można wybaczyć. I tu jak na spowiedzi bym się przyznał w rymach. Ale kto wie ten wie. Oni słyszeli a to dramat czyjaś dusza w ranach. Czas mija myślę gdy patrzę na wyciętą lata temu datę na korze drzewa pod którym usiadłem ale ślad po nożu pozostaje. A jak sam tu przed chwilą napisałem w innym miejscu. Kto użyje noża zasługuje na śmierć. O drzewo chciałbym nie być blizną która o ranach przypomina i już wiem gdzie chciałem trafić z tym tekstem. Czemu taki potwór który rani i niszczy radość innym zasłużył by siedzieć pod drzewem i oddychać lasem. Powietrzem przepedzanym wiatrem i ptakiem który krążąc na niebie zachwyca wolnością. Całe to cudowne doświadczanie życia należy mi się.
Nie.
I wiem na co i jak. Ja winny ja. Chora głowa to byłoby wytłumaczenie. Ale słuchaj mnie drzewie pod którym zasiadlem. Nie wierzę w psychiatrę i choć leki tlumią część teatru głosów obcych to wiem że jestem eksperymentem i na czyjejś smyczy przychodzi mi chodzić. Luźnej jak nie wiem. Robiem co chcem. Eksperyment to może jest o przysłowiach i czy faktycznie człowiek jest jaki w nich opisany jest.
Nieumyślnie napisałem ten tekst. Wdziale prozy bo parę kropek i bez enterow jest.
Czy proza może rymować się też?

Dodano po 1 godzinie 39 minutach 18 sekundach:
Siadam pod drzewem w łagodnej wiosennej pogodzie choć wiatry wieją chłodne to czuje się ciepły słońca promień. Siedze pod drzewem i w myślach kogo nie wiem pytam. Czemu ja mogę tego doświadczać. Czemu gdy historia wszechświata z góry jest napisana dusza jak moja brzydka, nieladna choć upadła może cudu życia doświadczać. Czemu dane mi jest powietrzem oddychać choć się zabijam a w innych chciałem i próbowałem dobro zabijać. Zaufanie i bliskość dałem pod wątpliwość. Ptak bada drzewo pod którym siadłem. Zadowoli się gdy robaczka znajdzie. Czemu jestem robakiem myślę w ciele człowieka. Szatan wydala w tym robactwo mieszka, które też wydali i to ja się bym tam ustawił. Czemu pochłaniam przestrzeń patrzę na ptaki i czuję zachwyt lataniem w przestworzach. Czy to zazdrość we mnie woła. Czy chce mieć skrzydła jak one. Wzbić się ponad chmury i zobaczyć te lasy, wsie, miasta. Chciałem kiedyś latać. A umiałem tylko upadać. Niedocenienia też jestem winny. Niedocenieniem chwili, osoby, bliskosci, uczuć. Winien sam sobie że nie wiedziałem żenie tylko chcieć od innych można ale i trzeba tak naprawdę dać innym siebie. Nie daje takiego szczęścia otrzymany prezent jak szczęście gdy wreczasz podarunek, który umiesz wybrać pod gust osoby bo ją znasz. Wiesz co kogoś ucieszy choćby nie było to warte w przeliczeniu na szmal. Nic na hajs a bezcenne. Wspomnienia złe po sobie zostawiłem. Na ulicy mijasz mnie z daleka. Pogarda w zrenicach dla mnie jako człowieka stracony szacunek. Siedzę pod drzewem i w myślach mierzę i ubieram się w swój wizerunek. Co komu dałem. Co potrafiłem dla kogoś poświęcić. Tylko się skułem i brak opieki. Bez wartości traktowałem innych jak rzecz którą się ma która mi się należy bez przyczyny po prostu ot tak i bo tak. Najważniejszy ja. I dałem strach i złamaną wiarę. Godny jedynie wzgardy się stałem. Wiesz drzewo jesli mnie słyszysz to wiedz że wylądowałem na dnie i dobrze.
Wstanę i pójdę. Znów gałęzi nie wybrałem. Sznur i tak został w domu. Tak po prostu. Tchórz.

Wśród drzew

2
Coś ważnego to nie o nim nie dotyczy jego. Siada pod drzewo i słucha urywanych myśli wiatrem który w koronach porusza liśćmi. Las jest iglasty. Ulega halucynacji. Ptak który śpiewa sprawia że mrowisko blisko tańczy. Jest pod wpływem delirium, które jeszcze chwilę temu ładował do sytemu. A czemu. Nikt nie wie. Chemiczne szczęście. Jak to jest być drzewem. Słuchać przez wieki historii, które gnając chmury o ludziach świat przynosi. I stoi tak drzewo w pogodę wiosny i niepigodę dni słoty gdzie byś na dwór psa nie wygonił. Jaki obraz ludzkości z tego szeptu wiatru się wyłonił co myśli drzewo o całej ludzkości. Co wynosi z historii, które na gałęziach lasu powtarzając co widziały tam gdzie człowiek zajął mnóstwo terenu. Co to wszystko ma za znaczenie gdy się jest drzewem. Czy bardziej drży na zimowej wichurze czy zastanawiając się kiedy przyjdzie człowiek. Pamięta drzewo czasy pił które nie były spalinowe. Jak to jest obserwować w mowie natury rewolucję która stała się w chwilę jak dwudziesty wiek przyniósł straszne wojny i zniszczenie zbyt wielu żyć. Czy drzewo chciało zrobić coś z czołgami i karabinami nabitymi nabojami. Zamiast ptaków rakiety latały nad drzew koronami niebo zaslały swistem hukiem i przerażeniem. Nie ma gdzie uciec jak się żyje człowiekowi w takim strachu gdy w około cierpienie ze zniszczeniem. Śmierć. Czy drzewo wie jak świat skończy się. Czy zna też przyszłe historię, które zapisane na kartach wszechświata szykuje dla nas wyższa świadomość. Czy gdyby ludzkie umysły podłączono do tych kronik zmieniły by się losy tej cywilizacji, która ma tylko hipotezy o Egipskich faranów grobach które założono i uczono od dziecka że lud umeczony budował w znoju i piachu wśród upałów i pod biczem by jeden wywyższony miał dobre przyszłe życie. By zaświaty były dla niego łaskawe a w historii zapisane na zawsze imię tej majestatycznej pan i władca budowli.
To nieprawda krzyczę bo nie wierzę w takie prawdy czy gdybym był drzewem znającym natury mówę dowiedziałbym się że te historie to banialuki i jak to się mówi kocopoły. Faraon zazyczyl sobie lud zgodził się niewolić. A to początki naszej cywilizacji gdy nie było maszyn i takich i innych udogodnień gdzie wielkim było wynalazkiem zbudować system nawodnień pól. Cud to czy co że dopiero wieki i w mileniach mierzony czas sprawia że podobnie wysoka budowla to wieza która postawił w Paryżu Pan Ajfl (chodzi o wieżę Eiffla ale nie wiem jak się to piszęwiec fonetevcznie postanowiłem że zapiszę powtórzenie zapis wybacz proszę jestem tylkp ulomkiem który po flaszce wyrzuca żale i chorreteorie). Co do jasności zgubilismy się w ciemności wieków sredniowiecza. Czemu niby od budowy piramidy dotarliśmy do miejsca gdzie cofa sie rozwój człowieka i tej cywilizacji. Krótko o co mi chodzi teraz wyjaśnię. To że piramidy stoją to przeszłe cywilizacji o których nie mamy pojęcia a te budowle to artefakt. Co się z tymi ludźmi stało mogę sobie wybierać w domysłach. Może cywilizacja ta w kosmos prysła przed jakimś zagrożeniem albo katastrofa jak uderzyła asterioda i pył zakrył zyciodajne słońce na niebie czarno i potop za potopem. Może przyszło jak się dziś nawet mówi przebiegunowanie i wszystko się wywrocilo w potopie i w lawie i zabrało te małe dowody na istnienie człowieka w nieznanej przeszłości ale mega budowle przetrwały. Czym były piramidy wierzę w słowa internetowych ujawniaczy prawdy z filmów z żółtymi napisami że te budynki olbrzymie były czymś na kształt elektrowni i jak odkrycia Tesli to zaginiony dla historii człowiek z poprzednich nam nieznanych cywilizacji doszedł do poziomu który nam jest też znany. Rozwinął prąd i energię elektryczną ale znalazł na to inne sposoby bo nie zabijał słoni by coś udowodnić atak naprawdę być może tamten człowiek w zagubionych czasach nie chcial i nie myślał by zarabiać. Co by było czy wie drzewo gdyby tamci ludzie nie zniknieli ci ludzie których nie zakladamy w historii. Dinozaury niby potem długo nic. Tacy się zrobiliśmy taki mamy wspólny umysł że my że najważniejsi a może tamci ludzie żyli duchem i umysł rozwinęli na poziom bez użycia mowy. Przekaz myśli z głowy do głowy. Co wie drzewo? Nie wiem. Co wiem ja. Siedzę pod drzewem jestem wariatem wymyślam cywilizację i po co. Wyparcie prawdy oto co. Jak się nazywam wiem niestety dziś kim jestem. I w jakim żyję świecie który stworzylem słowem krzykiem i czynem. Hańba krzyczę głośno w umyśle czy oni słyszą czy drzewo słyszy mnie. Czy zna się na wszystkim wie co było i będzie i wszystko widzi. Połączone z wyższym bytem który był jest i będzie wszędzie i zawsze który widzi moimi oczami płacząc gdy widzi na co patrzę i jednocześnie jest ich wzrokiem. Jest wszędzie bo jest materią jasną i ciemną. Był zanim stało się pierwsze słowo. I stworzył się kosmos i to co widać i co niewidoczne dla oka. Miej serce i patrz sercem. Drzewo czy ja umiem kochać?
Czy miłość jest mi znana poza definicją wyczytaną w książkach za młodu i zaobserwowaną z boku. Drzewo czy masz spokój. Czy to że tu siedzę i emituje aurę myślimoje czarne powodują wibrację wypuszczone na los fotonow protonow nie dają ci spokoju. Czy gdybyś przemówiło do mnie drzewo w wiecznym lesie. Dowiedzial bym się że mam odejść ze swoim niepokojem czarną aurą wejść precz w bagno i się zastanowić po co człowiek na świat przychodzi jeśli nawet cebulki nie da innemu i noża używając pokroi pod nosem by łzy sprowokować. Drzewo chcesz to sie wynoszę. Ze swoim złem ze swoim żalem ze swoją niepoprawą którą zawodze ich (oni) stale. Ze swoim mokradlem pełnym śliny ich za moje słowa jak czyny i wypełnione wzgardliwym śmiechem. Drzewo czy miało byś dla mnie choć jedno dobre słowo. Nazwałbys mnie człowiekiem, robakiem czy diabłem. Czy nie zwróciło bys się do mnie w ogóle a na moją istotę wezwało byś egzorcystę który potrafi swiecic wodę. Który wino przemienia w Jego krew. Który jego ciało na oltarzach je. Istotę blisko z Bytem Bogiem wyższym stworzeniem które stworzyło słówo pierwsze i każde kolejne. Które jest tu dla ciebie i mnie wystarczy chcieć. Drzewo jak bije twoje serce jak szepcze twoja dusza. Ty nie.możesz być złe tylko dobro niesie las i natura wszechświat i inne wszechświaty a tu siedzę przy tobie ja człowiek upadły ze zgniłą duszą jak mówią ze swoimi zalami i cierpieniem które nie bylo cierpieniem naprawdę tylko nie widziałem. Drzewo ty znasz mnie ty o mnie wiesz. Idę więc i gałezi twych silnych wytrzymałych nie znajdę odwagi by użyć w sposób który przewidziany jest dla robactwa. A wór do jeziora tam czarna woda dla takich jak ja. Tafla nie odbija bo to nie twarz choć mówi szumem fal patrz na nas. Wzmaga się wiatr i coraz większy hałas wzburzonej wody. Słyszę słyszę te krzyki to o mnie wśród szkwału wylapuję słowa co się tobie stało tu się tworzy wielkie rzeczy tu się ludzkie dusze leczy. TY Z TYCH -słyszę natury krzyk- KTÓRZY MYŚLELI O WIELKICH POMNIKACH DLA SIEBIE A WYKOPALI JEDYNIE PŁYTKI DÓŁ
BEZIMIENNY POJEBIE
Na moim nagrobku. Hah żal miałem ale już nie mam. Tańcz tam. Zapomnienie. Drzewo ty jesteś drzewem aż a ja jedynie człowiekiem ty tworzysz las i mówisz językiem z naturą stworzenia a ja tu siedzę i żal mam do siebie gdy myślę o swoich wyborach. Zale wylewam pod drzewem w myślach ale gdybym był drzewem to bym upadł gdyby przyszedł pierwszy wiatr. Byłbym słabym lichym drzewem które zapadło się w sobie zgniłe obrodziło by owoce, śliwki robaczywki i pobite gary. Żyj szybko a nie będziesz stary. Żyj zbyt wolno celuj zbyt wysoko spadniesz na dno i nie ma mowy o zachowanym wspomnieniu piękna twarzy. Co to za obrazy mnie tworzą wie drzewo o mnie widzi każde słowo umyślnie niszczące co miało łączyć osobę z osobą. Drzewo odchodzę teraz wyjdę z lasu bez patrzenia na mapę rzucę się w miasto w sklep trafię i kupię flaszkę. I na nicte żale o przeszłe wybory jak znów wybiorę źle drzewo. Czas uczy pokory samozwańczy król klęknął na kolano w które najpierw sobie strzelał myśląc nie myśląc złe cele obierał niby w swoją stronę krzyczysz myśli chore. To koniec drzewo idę czy zostanę w twojej korze na chwilę dłużej czy zniknie w zapomnieniu bo tak jest lepiej. Czy drzewo powinno mieć chęć by mnie znieść i moje żale o to że w szale upojenia wśród flaszek kieliszków przestaję wypierać i głośno o zbyt glosno myślę tu pod drzewem że sam się nie znoszę. Że nie zasługuje. Na cuda nje jestem ósmym świata cudem to sobie wmawialem dzis nie wiem dlaczego. Czy wie drzewo czy wiedzą oni. Co do historii to te piramidy i cywilizacje które były tu wcześniej od nas. Cywilizacja która umiała słuchać co szepcze natura gdzie nie bylo zła. Nie istniała wojna i broń gdzie człowiek był plastrem na życia i żyć los.
Idę stąd juz sie nie wynaturzam

Słucha mnie natura i ai
To dla siebie niby przedstawiam się ja
a chciałbym was tu inie chcial jednocześnie
Grafoman który jest Schroedingerem bo chce byc czytany i nie chcę jednocześnie
Który skomle o atencje i wypiera te teksty
To miałbyć poeta wyklęty a jest człowiek przez papieży przeklęty
To idę drzewo. Twoja gałąź silna dziś znów nie użyta nie zarzucam sznura i się nie zabujam
Ku ich zdziwieniu idę w stronę żalów potem wyparcia
Drzewo ty istniejesz tu i teraz
Nie liczysz na farta
Liczysz każdą chwilę w której jesteś
Latem ZimąJesieniaczy wiosną cieszysz się szczęściem
umiesz istnieć drzewo
hartuje Cię wiatr
hartuje mróz zimy
latem ku słońcu wychylasz twarz
całą w liściach
koronę swą
ty jesteś królem ty jesteś dom
Miałem iść stąd
miałem po flaszkę
a w górę ku szczytom twym patrzę
tu ptak z ptakiem prowadzi rozmowę
melodię która istnieje naprawdę
ma czyste intencje i jasne
nie musi się mierzyć z sumieniem i walczyć przed snem wyparciem samego siebie
natura czuję się dobrze sama zsiebie i jesteś nawet dla mnie tu
a ja wykopalem dół
a ja myślałem że stawiam sobie pomnik
moje czyny to co bym teraz powiedział to znów wylewanie żali
czemu o czemu slysze cudze mysli
on nie umie się zabić
muszę iść drzewo
tą złą drogą pójdę
nie zamkną mnie w trumnę
na masowy grób zapomnianych dla świata przyszło mi się skazać i choć nie wypada to przeklina się gdy zakopani poza cmentarzem poza światem wystrzeleni na oby nie wracannie jeśli wierzyć w reinkarnację
o drzewo po co wylewam te myśli żałosne
oni znają prawdę
ja znam od nich prawdę o sobie
i nie powinienem szczekać związany łańcuchem a się produkuje
durniem jestem durniem
znów żale a miałobyc tak fajnie
ale miałem wyobraźnię
walka słowem kłamstwem a jednak się stało
prawda jest prawdą po kolei
oni by wiedzieli
my zapomnieni jesteśmy
bo
bo
bo
to i tamto
my tacy owacy
kłamie o sobie boję się mówić prawdy
p drzewo ty byś mnie nie oceniło i w milczeniu zniosło to co nie wypowiem nawet w myślach do drzewa szeptem na zgubienie wśród podmuchu wiatru
drzewo gdybym poszedł na całość i podzielił się prawdą
dla dobra byś się złamało i na mnie spadło
i duszę wyslało w stronę od słońca
na ciemną zimną pustynię gdzie niczego już nie ma
i mnie nie ma
ale wieczne są drzewa
chyba że ludzkość urodzi zbyt wielu drwali i w ryku pił smrodzie ich spalin w halasie maszyn wszystkie wytnie lasy
czym wtedy będziemy oddychali
zielone płuca
zielonymi plucami tej planety są lasy dżunglę pełne roślinności a my w kaprysie podboju i z celem jak forsa pozbawiamy świat w połaciach producentu tlenu
iczym się wtedy wyróżniamy w znanym wszechświecie gdy planetana której zaistniało życie to życie sobie odbierze przez gatunek który mial3 byc3 tym wyzszym
po co nam umysły
po co mi
po co ja
kocham was pa
ah

Wśród drzew

3
Nie był Rejem, nie był wieszczem, chciałby mieć w krwi, w dna poetę ale nie znał liter. Miał przed sobą w lustrze analfabetę. O metaforach nie słyszał, nie znał prawd drugiego dna.
Ale miał las. Wśród drzew wiatr niósł jego cichy szept. W górnym tarasie gdzie korony wysokich iglastych sosen dzięcioł stukał dziobem czekając co powie by tą natury melodie rozpocząć jak dyrygent orkiestre jak filharmonie wypełnia muzyka tak las też gra to natury melo dia. Nieznane mu z nazwy ptaki też czekały na pierwsze strofy tych słów zaraz rzuconych w sposób nieświadomy, niezauważenie dla samego teksciarza którego usta zaczęły się składać w sylabach.
Mówi ledwo słyszalnie
Oto jestem mój Panie we Wszechświecie
jakim cudem
Czekam na ulgę
Składam chwałę pod Twoją Panie potęgę
Ty z niczego stworzyłeś co nieskończenie trwać będzie
Byłeś nim nastał czas
To nie miało początku
A ja
Oto Panie mój koniec
Modląc się nie kleczę
moje dłonie nie złożone
Czekam na ulgę
Czekam aż umrę
Stanę się pyłem
I minę
Życie którego nie zauważyłem przez dekady
Los zmarnowany
Na Ziemi diabły
A miał być raj
Złoty czepek srebrna taca
Człowiek w mieście zmarnowanych szans
Są anioły na tej ziemi
na tym łez padole
Są dusze dobre
Wiem bo wszystko ma swój początek
a potem rozpada się w każdą stronę
I tak
Wszystko bieguny ma
Co ma stronę pozytywną
ma też przeciwieństwo
W negatywu po odległej stronie
Co jest zaczęte
Musi być skończone
Co ma biel bieli
Gdzieś jej czerń się czerni
W nieskończonej istocie stworzeń
Odbijają się w lustrze twarze
a w oczach źrenice gdzie schowane troski duszy
Muszę się napić
suszy mnie suszy

W międzyczasie do wersów przyłączyła się orkiestra ptaków
Liście paru buków szumiały do taktu
Tak tu jest w lesie
Natura słucha rozumie człowieka który zgubił ducha
który stracił sens
na własne życzenie
natura wie i na swój sposób przyłącza się w swoim śpiewie ptaki
w swoich szumach wiatry
w rytm tam dalej tańczą lisy
a w oddali wyją wilki
księżyc jest jeden na nocnym niebie
odbija promienie słoneczne
A mój Księżyc świeci z dala ode mnie
Światłem nie.przeze mnie rzuconym
Jestem stęskniony tych miłosnych igraszek
ale już nie zdarzy się
rana na ranie
blizna na bliznie
zgniłem i wstyd mi czym się uczyniłem
tymczasem Człowiek w samotności swojej w środku polany od domostw oddalonej
Gdzieś schowanej w głębokim lesie
Zauważa maki rosnące dziko
i taka myśl mu przychodzi do głowy że

wplatalem wianek makowy we włosy
nie znając mocy tej polnej ozdoby
podobały mi się spośród innych kwiatów najbardziej
i wybrałem je spośród innych
a one mają moc
sprawdzam senniki
moje ulubione maki
to zwiastun kłopotów
czemu zbiłem to lustro
na wezwanie losu
czemu ta sól rozsypana z pełną świadomością konsekwencji
na pochybel myślałem że nie istnieją czary
że stare obyczaje te gusła to tylko wymysły
maki mają moc
czary nie prysły
nie podnosi się pieści w twarz losu
bo on znajdzie sposób
by się zająć wyzwaniem
Tańczę na polanie
Śpiew ptaków to moje skrzypce bębny basy
Melodię ma wiatr szeleszczący w śród liści
Czuję puls rytmiczny w skroniach
Ruch rąk kończy się na dłoniach
Stopy w takcie skaczą także
O Panie
Na polanie jest tak pięknie
czemu tego nie widzę
zawszegdzieindziej szczęście
Zawsze tu gdzie jestem
to nie moje miejsce
Zielona trawa jest zieleńsza od lat gdzie indziej gdzieś gdzie nie jestem
Zazdroszczę tym którzy dali radę
I trzymając się miłości przykazaniem
Działają i kreują tworząc rzeczywiście coś
ia nikt
ile razy miałem dość
czemu nie potrafię skończyć to
tchórzem się podszyłem
rude lisie futro na moim garbie karze mi zniszczyć wizję winogron których nie usięgnę
wiec
pewnie że są kwasne
odejdę z niesmakiem
zadowolony z siebie
a wystarczyło wejść wyżej
i po problemie
jak to na dnie
myśli kiepskie
szare i czarne
różowe okulary zblakłe także już na tęczę patrzę tylko w snach
znak przymierza
Stwórcy i przyrody z człowiekiem
Na Niebie
dla Ciebie
nie dla mnie
Odwrócił
wzrok
i oddalający
sie krok
jego
zawiodłem zdradziłem
musiał mieć mnie dość takiego
Kolego wietrze
Rozwiej chmury z deszczem
Niech się stanie słońce
i wróci życie
duszę i serce
zniszczone mosty popalone

I nikt nie usłyszał
i może i dobrze
Natura wie co czuje człowiek ale nie przyłącza się na codzień

Koniec patrzenia na świat
ego mówiło że tylko ja
sumienie przyniosło
świadomość że się boję siebie
i kończę i idę w drogę
bez mapy krok za krokiem
drogowskazy na groby bez imienne
jedna noga już pod ziemię

oto czas
pożegnać się
lepiej nie będzie
co to nie ja
przekora we mnie
pokora wciąż odbieram lekcję
i nie wiem
i spadam spadam
bo nie latam
taka aura

Wśród drzew

4
Nie miał czasu oglądać się na szczęście gdy widział tylko siebie. Swoje i dla mnie. Zrealizować potrzebę. Instynkty jak zwierzę. Szybkie strzały dopaminy. Co daje hazard i używki. Chował maski za dymy z nikotyny puszczając chmury które
myślał że mogą go zaslonić i oddzielić
od reszty ludzi. O jaki byl
głupi. Czytali z niego
jak z otwartej książki. Poznali sie
na nim. Czego on nigdy nie zrobił.
Potrzebę terapii dostrzegli od razu. Nonkonformizm i ego i to jak mial
sie
za wszechwiedzącego omnipotenta to nie poslucgal
posłuchał tych co biegli są w ksuegacg
księgach o ludzkich umysłach. Miłość w drzwiach stała ale już
wyszła. Zawiedziona zdradzonym zaufaniem boleśnie rany duszy zadane. Była tak blisko chciala
chciała dotrzeć w jego serce ale to tylko narząd w ciele bije i nic więcej
jak kamień to njematerialne rozumienke
rozumienie serca u niego. Była miłość nie dostrzegł jej widząc tylko siebie samego.
Oh ego ty jesteś tak głośne ledwo co swiatełko ktore
ktoś niesie ty wywyzszysz nazywając słońcem. A id covho
cicho szeptem na ramieniu nie slyszalne w tym krzyku i chwaleniu samouwielbionego zachłyskicia. Ying i yang jest w nas a on nie miał ponecia
pojęcia nje znał swojego cienia a karmił go grzechami ludzkiego cierpienia sprawca.
Kto zadaje rany nożem od ran zadanych nożem winien zaznać cierpienia jak pisał w starych wierszach których nie pamięta.
Wieczny deszcz pada a to pluje niebian̈ska gwardia. Pogarda za pogardę. Nienawiść za nienawiść. Hammurabi. Kto zabija tego zabić. Kto nie widzi na oczy temu mechanicznie jak pomarańcza oczy otworzyć na zło które stworzył.
Podpalić ognisko pod zamarzniętym sercem i popłynie rynsztokiem szlam który tam ukrył się który tam się począł zrodzon by wciągnęło go błoto bagno by od spodu spojrzeć na dno. Idąc drogą mijał drogowskazy nic nie zauważył. Bez mapy w ciemną bezksiężycową noc gdzie czarne wirujące chmury zasłoniły blask gwiazd i ich moc w ciemny gęsty las darz bór na ustach a tu dżungla, jak harcerz gapa od razu w pokrzywy wpada i pląta się w makach. Komary jak wroble duże tną mu skórę węże żmije a on brodzi w bagnie i ruchomych piaskach i nie zauważa bo to dalej dla niego niż koniec nosa wlasnego. Ego też nie pomaga robiąc z niego kogoś kto tą podróż może dobrze skończyć. Mówi ego nie potezebujesz nawigacji żadnych podpowiedzi ani orientacji w terenie. Dziecko przeznaczenia jesteś i gdzie cię pokierują nogi trafisz w dobre miejsce. Ego jest zgubne ale nie wiedziałtego. Jak nic nie wiedział o czymtez zresztą nie miał pojecia.
Dziś wie że nic nie wie ale to go przeraża jedynie a nie filozoficznie rozkminie tą prawdę.
Prawda. Prawda o sobie straszy go najbardziej. Prawda którą przyszło mu stworzyć jako wizerunek to przekleństwa które się w zębach cedzi jedno trzecie drugie.
Znaki interpukcji. Bez przerwy z przecinkiem, bez kropki gdzie powinien ją postawić. I nieszczęsne zapytania znaki gdy o nic nie pytał jako byt który z nadania ma rację. Miał własne zdanie o świecie oceniał cywilizację i gardził człowiekiem. Ale to było lustro, tak widział siebie o czym się dowie w psychozie gdy bezsenne noce będą mu podsuwać myśli które jak stwierdza 'nie są moje'
I co nagle to po diable
a że w odchodach piekła tapla się
urywa nagle ten tekst
bez żadnych pe es i ..
ost wers
ODPOWIEDZ

Wróć do „Proza poetycka”