Klara była starą panną, a jej imię sprawiało, że większość znajomych i krewnych zachęcała ją do wstąpienia do zakonu. Może to nie była tylko kwestia imienia? Może litościwi ludzie chcieli, aby przyoblekła swoje bezbarwne ciało w szaty zakonne i nadała swojemu życiu jakiś sens?
Mówiła cichym, niepewnym głosem. Nosiła długie włosy mysiego koloru, związane w koński ogon. Jej twarz, pozbawiona wyrazistych rysów, nie zapadała w pamięć. Nie miała żadnego ekscentrycznego hobby. Nie posiadała kota. Co gorsza nie pracowała, ale nie przeszkadzało jej to specjalnie. Nie potrzebowała pieniędzy. Do czego miałyby być jej potrzebne? Jedzenia w domu nie brakowało, a jej podniebienie nie było wybredne. Nie miała żadnych nałogów. Nie wychodziła ze znajomymi do pubów, bo w jej wsi był tylko jeden taki lokal i dominowała tam dzieciarnia w wieku około czternastu lat. Pozostałe „lokale” stanowiły mordownie, będące rajem dla miejscowych alkoholików.
Na jej garderobę składały się głównie sweterki robione na drutach, bluzeczki dziergane własnoręcznie na szydełku oraz tanie dżinsy, kupowane na placu targowym.
Jej marzeniem była praca w sklepie z odzieżą. Nie mogła zrozumieć, czemu nie może dostać tej pracy. Jej znajomym, bo nikt nie uważał się za jej przyjaciela, trochę nieswojo było powiedzieć jej prawdę.
- Ten, kto by ją zatrudnił, szybko by zbankrutował. Odstraszyłaby wszystkich klientów – krążyły po wsi ploteczki.
Ponieważ nikt jej nie powiedział tej gorzkiej prawdy, Klara niezmiennie przeżywała chwile radości, widząc ogłoszenie: „Zatrudnię sprzedawcę do sklepu z odzieżą”.
Drżącymi z emocji rękoma spisywała numer telefonu. Ktoś zniewolony nałogiem, przy takiej kumulacji uczuć, jakie przeżywała, wypaliłby pół paczki papierosów, zanim zdecydowałby się zadzwonić. Wystukiwała numer i po pierwszym sygnale odkładała słuchawkę, niepewna, czy dobrze przygotowała się do rozmowy.
Kiedy w końcu decydowała się na dialog, najczęściej słyszała w słuchawce, że oferta jest już nieaktualna. Jeśli udało się jej umówić na rozmowę kwalifikacyjną, celebrowała ten dzień. Zakładała czerwone majtki i biustonosz, ponieważ usłyszała gdzieś, że to przynosi szczęście. Następnie wkładała jasnoniebieskie dżinsy z cekinami oraz beżowy, robiony na drutach sweter, gdy była zima, a gdy było ciepło – różową, ażurową bluzeczkę.
Na rozmowach kwalifikacyjnych podkreślała takie cechy swojego charakteru, jak sumienność, uczciwość i szczerość. Pracodawcy ze zgrozą przypatrywali jej się przez całe pięć minut, które przez grzeczność decydowali się jej poświęcić.
Wróciwszy do swej miejscowości, szła do którejś z koleżanek, które nazywała przyjaciółkami.
Poczęstowana herbatą, bo kawy nie piła, opisywała drobiazgowo pięć minut swojej szansy, które w jej ustach przybierały postać kilkugodzinnego maglowania przez pracodawcę.
- Tak długo cię trzymali? – pytała z niedowierzaniem któraś z koleżanek, bo należy zaznaczyć, że Klara miała znajomych tylko w postaci przedstawicielek płci żeńskiej. – Chyba byli tobą zainteresowani, skoro to tak długo trwało – dodawała koleżanka.
Po wizycie następowała bardziej przykra część takiego dnia. Była to rozmowa z rodzicami, którzy twierdzili, że niepotrzebnie wydała pieniądze na bilety autobusowe, gdyż wynik rozmów kwalifikacyjnych jest zawsze negatywny.
-Równie dobrze mogłaś zostać w domu – gderała jej matka, kiedy po kilku tygodniach oczekiwania stawało się jasne, że pracodawca już się nie odezwie.
Praca w butiku z odzieżą była marzeniem Klary. Większych ambicji nie miała. Dni płynęły jej monotonnie, wypełnione nielicznymi obowiązkami domowymi.
Aż nadszedł ten dzień.
Poszła wtedy odwiedzić jedną z koleżanek z podstawówki. Okazało się, że ta ma już gościa, w postaci kuzyna. Kiedy Klara postanowiła wracać do domu, ów chłopiec zaproponował, że ją odprowadzi. Przyjęła tę propozycję z wdzięcznością. Było już ciemno i mimo że po jej wsi nie biegał żaden psychopata z siekierą, to bała się sama wracać. Kuzyn koleżanki odprowadził ją pod drzwi i, przyzwyczajony do takiej formy pożegnań, cmoknął ją od niechcenia w policzek na do widzenia.
Klara zbladła. Czujnie rozejrzała się wokół. Spełniły się jej najmroczniejsze obawy.
W oknie sąsiadki tkwiła nieruchomo głowa. Ta starsza pani lubiła mieć informacje z pierwszej ręki, ale była tak straszną plotkarą, że rzadko kto ją odwiedzał. Z nudów siedziała całe dnie w oknie. Nie miała nic lepszego do roboty. Domem zajmowała się jej synowa. Obserwacje sąsiadki Klary nie zaliczały się do najciekawszych, ale była obdarzona tak bujną wyobraźnią, że z tak z pozoru niewinnego zajścia, jak spadnięcie czapki z głowy przechodzącej dziewczyny, wychodziła ciąża albo rozwód.
Klara zamarła w bezruchu. Kuzyn koleżanki odszedł już dawno, a ona z przerażeniem wpatrywała się w głowę sąsiadki.
-No! Ta to na pewno ma coś na sumieniu! – stwierdziła sąsiadka. Opuściła swój punkt obserwacyjny i zaczęła wnikliwie analizować życie erotyczne Klary. – Cicha woda brzegi rwie! – mruczała do swoich myśli.
Zazwyczaj pierwszą myślą Klary po przebudzeniu, kiedy już prawidłowo odbierała bodźce zewnętrzne, była refleksja o pracy w sklepie z odzieżą. Wyobrażała sobie siebie w królestwie modnych, często ekstrawaganckich ciuszków, jak doradza niezdecydowanym klientkom. Teraz jej myśli stały się mroczne. W oczekiwaniu na cios przygarbiła się. Doskonale znała bujną wyobraźnię swojej sąsiadki.
Ta najwyraźniej nie śpieszyła się ze swoimi rewelacjami. Po dwóch tygodniach oczekiwania, Klarę znów ogarnęła beztroska. Emocji dostarczało jej tylko oczekiwanie na ogłoszenie w prasie.
I wtedy właśnie plotka dotarła do jej rodziców.
- Od kiedy spotykasz się z tym żonatym mężczyzną? – krzyczała jej matka. – I kto to jest?
Na nic zdały się wszelkie tłumaczenia. Wina Klary była bezsprzecznie dowiedziona przez świadectwo licznych, szanowanych we wsi osób.
Nie mogąc wytrzymać nerwowej atmosfery, Klara zaczęła znikać na długie godziny z domu. Spędzała ten czas u koleżanek. Wkrótce jednak zaczęły one rzucać szybkie, ukradkowe spojrzenia. Rozmowy przybierały taki obrót, że w końcu padało niewinne z pozoru pytanie:
- Spotykasz się z kimś?
- Nie – odpowiadała niezmiennie Klara.
Wkrótce wszystkie koleżanki były obrażone, że nie chce ich wtajemniczyć w tę pikantną historię. Klara przestała wychodzić z domu. Bała się nawet wyjść do sklepu. Oczy mijanych ludzi otwierały się na jej widok szeroko. Wlepiali w nią uporczywe spojrzenia i szeptem wymieniali między sobą nowe informacje na temat jej domniemanego romansu.
świat Klary zmienił się diametralnie. Ludzie stali się wrodzy. Opowieść o jej nieistniejącym romansie stała się hitem sezonu.
- A słyszałaś, że ta, co miała iść na zakonnicę, spotyka się z żonatym? – zagajały temat kobiety, stojąc rano w kolejce po chleb.
- Tak. Podobno on ma trójkę dzieci. Kto to widział takie rzeczy! – dzieliły się wiedzą.
Wkrótce także rodzice Klary odczuli ostracyzm społeczny. Ich znajomi coraz rzadziej wpadali z wizytą. Ludzie na ich widok także zaczęli szeroko otwierać oczy. Aura sensacji obyczajowej otaczała teraz całą rodzinę.
Po kilku tygodniach mama poinformowała Klarę:
- Wyjeżdżasz do Krakowa. Zamieszkasz na pewien czas u Beaty. Pakuj się.
Beata była siostrą Klary. Mieszkała wraz z mężem i dwójką dzieci w małym mieszkaniu na Nowej Hucie. Jej synowie chodzili w dresach, często nosili kije bejsbolowe i słuchali hip - hopu.
Procesy myślowe przebiegały zazwyczaj bardzo wolno w mózgu Klary, jednak nawet ona błyskawicznie potrafiła sobie wyobrazić swój los na 30 metrach kwadratowych nowohuckiego bloku.
Posłusznie jednak spakowała swoje wełniane sweterki i resztę rzeczy w dużą, skórzaną torbę. Wczesną porą opuściła dom. Wyjechała, zanim otwarto pierwsze sklepy.
Siostra przyjęła ją chłodno. Zwiększenie gęstości zaludnienia w jej małym mieszkaniu zdecydowanie nie napawało ją optymizmem i radością.
Klara obawiała się, że będzie musiała spać w wannie. Jednak siostra wygospodarowała dla niej kąt i pożyczyła od znajomych zdezelowane, składane łóżko. Beata miała dosyć własnych problemów, dlatego nie zadawała żadnych pytań.
- Znalazłam ci pracę – poinformowała Klarę na drugi dzień po jej przyjeździe. – Zaczynasz od poniedziałku. Niedaleko zatrzymuje się autobus zakładowy. Nie będziesz musiała wydawać pieniędzy na bilety – kontynuowała. – Pracuje tam córka sąsiadki więc będziesz mieć koleżankę.
- Super! – ucieszyła się Klara.
- Wraca przed siedemnastą – powiedziała Beata.
Klara była bardzo ciekawa swojej nowej koleżanki. Godziny dłużyły się jej niemiłosiernie, ponieważ postanowiła złożyć wizytę tego samego dnia. Punkt godzina osiemnasta nacisnęła dzwonek przy drzwiach sąsiadów i czekała niecierpliwie. Drzwi otworzyły się w końcu. Stał przed nią przystojny chłopak z różowymi, krótko ostrzyżonymi włosami i licznymi kolczykami. Jeden wystawał z brody, drugi sterczał mu z nosa. Pozostałe tkwiły w uszach.
- Cześć… - wydukała Klara po dłuższej chwili milczenia. – Przyszłam do twojej siostry.
- Nie mam siostry – odpowiedział chłopak. – To chyba pomyłka.
- Nie mieszka tutaj Monika? – zdziwiła się Klara, zezując na numer mieszkania.
- Tak. To ja – odparł chłopak. – Masz do mnie jakąś sprawę?
Wszelkie procesy myślowe przestały w tym momencie zachodzić w mózgu Klary.
- Tak… - wystękała po chwili. Wciąż nie mogło do niej dotrzeć, że ma do czynienia z dziewczyną. – Przyszłam się dowiedzieć czegoś o mojej pracy. Podobno mamy razem pracować…
- Nie mam teraz czasu – zbyła ją Monika. – Wychodzę. Jeśli chodzi o fabrykę, to w skrócie jest to obóz pracy. Jak nie zrezygnujesz po kilku dniach, to się przyzwyczaisz. Sorry, ale spieszę się – zaczęła zamykać drzwi.
- Aha. Rozumiem – wyjąkała Klara.
Monika bez słowa zamknęła jej drzwi przed nosem. Klara przez kilka minut stała przed nimi, po czym zawiedziona wróciła do mieszkania Beaty.
- Ona pewnie bierze narkotyki! – myślała, pijąc samotnie herbatę.
Klara jeszcze kilka razy próbowała odwiedzić Monikę. Tej zazwyczaj nie było, albo właśnie wychodziła w pośpiechu. Do domu wracała późno.
Beata miała niewiele do powiedzenia na temat sąsiadki:
- Pracuje w zakładzie już dwa lata, więc może ci w czymś doradzi – ucięła krótko rozmowę na temat Moniki.
W poniedziałek Klara z trudem wstała z łóżka o godzinie 5.40. Nigdy nie pracowała, więc nie była przyzwyczajona do aktywności o tak wczesnej porze. Oczy same jej się zamykały. Przez moment zastanawiała się, czy nie zrezygnować. Przecież szuka innej pracy. W Krakowie na pewno jest duże zapotrzebowanie na sprzedawców. Wyobraziła sobie jednak reakcję siostry na te tłumaczenia i niechętnie zaczęła przygotowywać śniadanie. O godzinie 6.20 stała już na przystanku. Znajdowało się tam kilkanaście osób. Liczebnie przeważały kobiety w średnim wieku. Młode dziewczyny ubrane były staranniej. Starsze niewiasty wyglądały na zaniedbane. Ich tlenione włosy szpeciły kilkucentymetrowe odrosty. Fryzury przypominały image niemieckich emerytów po siedemdziesiątce. Klara dobrze komponowała się w tę grupę. Przystanęła przy trzech kobietach. Zajęte były opisywaniem sobie szczegółów życia zawodowego jakiejś znajomej, która najwyraźniej starała się oszczędzać i nie przepracowywać.
- Znowu poszła na zwolnienie lekarskie! – w głosie jednej z kobiet słychać było nutę zazdrości.
- E tam poszła. Ona sobie to zwolnienie przedłużyła. Już drugi miesiąc jej nie ma – uściśliła druga z kobiet.
- Człowiek chodzi do pracy chory, nie chory i się przejmuje. A tacy nic sobie nie robią! – z goryczą podsumowała trzecia kobieta.
Dla Klary był to temat obcy. Miała ochotę zagadnąć kogoś i wypytać o szczegóły pracy, ale zabrakło jej śmiałości. Czuła się zawstydzona, że stoi sama i nikt z nią nie rozmawia. Wydawało się jej, że wszyscy patrzą na nią z politowaniem. Przysunęła się do trzech kobiet i udawała, że przysłuchuje się ich rozmowie. Moniki na przystanku nie było. Męka Klary trwała krótko. Kiedy nadjechał autobus wszyscy zaczęli się tłoczyć przy wejściu. Klara weszła ostatnia i stała całą drogę.
W biurze zakładu czekała przez kilka minut na brygadzistkę.
- Przyjmujemy cię na próbę na jeden tydzień – poinformowała ją brunetka w czarnym fartuchu. – Jeśli odejdziesz wcześniej, nie dostaniesz żadnych pieniędzy. Po tygodniu rozstrzygnie się , czy zostajesz. Wszystko zależy od tego, jak będziesz pracować.
Brygadzistka kazała Klarze odbić swoją kartę i zgłosić się na linię. Klara odnalazła wejście dla pracowników hali produkcyjnej. W jednej z małych przegródek na ścianie tkwiła jej osamotniona karta. Zgodnie z instrukcjami brygadzistki wsunęła ją do małego urządzenia, które wybiło na karcie godzinę. W szatni panował tłok. Klara położyła swoją kurtkę na szafkach. Rozległ się dzwonek i wszyscy ruszyli w kierunku hali produkcyjnej. Produkowano tutaj odzież. Klara przez następne osiem godzin rozciągała do odpowiedniej wielkości kawałki dzianinowych swetrów.. Urządzenie, na którym to robiła było bardzo gorące. Kilka razy się oparzyła. Nie miała czasu, żeby rozglądać się po hali. Na wyciągu linii produkcyjnej wciąż napływały nowe partie swetrów. Kiedy jednak raz rozejrzała się wokół, dostrzegła w oddali różowe włosy Moniki.
W ciągu krótkiej przerwy śniadaniowej Klara jadła stojąc, gdyż wszystkie miejsca siedzące w szatni były zajęte.
- Fajny masz sweter! – usłyszała nagle. – Gdzie go kupiłaś?
Rozejrzała się. Głos należał do ładnej dziewczyny z farbowanymi na blond włosami. Trudno było stwierdzić, w co jest ubrana, gdyż wszystko zakrywał szary, pracowniczy fartuch. Wystawały spod niego niebieskie dżinsy z różowymi cekinami.
- Sama go zrobiłam na drutach – z dumą odpowiedziała Klara. – Ty za to masz fajne spodnie – zrewanżowała się za komplement.
- Mam na imię Patrycja – przedstawiła się blondynka. – Jutro przenoszę się do męskiej szatni. Znajomy załatwił mi tam całą szafkę. Jeśli chcesz, możemy ją dzielić na pół – zaproponowała.
Rozległ się dzwonek, obwieszczający koniec przerwy.
- Oczywiście! – zdołała krzyknąć do Patrycji Klara. – Bardzo się cieszę, że cię poznałam.
Nowa znajomość polepszyła jej samopoczucie.
- Jak było? – zapytała Beata, gdy Klara wparowała do mieszkania.
- Bardzo fajnie – odpowiedziała z uśmiechem niedoszła zakonnica.
- Ty masz chyba coś nie tak z głową – stwierdziła po chwili milczenia Beata. – Długo żyję na tym świecie, ale pierwsze słyszę, żeby ktoś tak powiedział o pracy w tej fabryce.
Klara jednak wyraźnie wydawała się być zadowolona ze swojej pracy. Beata przez moment zastanawiała się, czy nie poszukać poradni psychiatrycznej, jednak po chwili zastanowienia zrezygnowała ze swoich planów.
- Przecież to dobrze, że jest zadowolona – stwierdziła i wróciła do rozmyślań o czekającej ją nazajutrz wywiadówce w szkole. Przy takich latoroślach, jakimi obdarzył ją Bóg, myśli te były nieco mroczne i kwestia samopoczucia Klary była przy nich zdecydowanie mało istotna.
Następnego dnia Klara znowu rozciągała części swetrów na gorącym blacie maszyny. W trakcie przerwy udała się razem z Patrycją do męskiej szatni. Było tutaj bardziej przestronnie. Odnalazły swoją szafkę i zaczęły rozmawiać, pochłaniając kanapki.
Patrycja w szybkim tempie zapoznała Klarę z informacjami na temat pracy w fabryce oraz zaserwowała jej kilka pikantnych historii o brygadzistkach i pracownicach. Zgromadzeni w szatni mężczyźni przysłuchiwali się tym rewelacjom. Sami rozmawiali wciąż o imprezach z minionego weekendu oraz obgadywali szefa fabryki.
- Widziałaś już Piotra, syna właściciela? – zapytała w pewnym momencie Patrycja. – Jest słodki, mówię ci.
Klara jeszcze go nie widziała, ale opis Patrycji zainteresował ją.
- Jest bardzo inteligentny – kontynuowała blondynka. – Skończył studia na uniwersytecie i teraz pracuje w zarządzie firmy. Czasami można go zobaczyć na hali.
Przez kilka najbliższych dni Klarze nie było dane zobaczyć Piotra. Długie godziny rozciągania dzianin wypełniły jej teraz rozmyślania o nim. Krytycznie zaczęła też spoglądać do lusterka.
W sobotę Beata była pogrążona w lekkim letargu, po spożyciu sporej ilości relanium. Poszła do lekarza tuż po wywiadówce, nie mogąc sobie poradzić z rzeczywistością posiadania dwóch łobuzów zamiast miłych i uczynnych dzieci. Rewelacje z wywiadówki wstrząsnęły lekarzem, który drżącą ręką wypisał receptę udręczonej kobiecie, obarczonej tak dotkliwym obowiązkiem wychowawczym.
Jednak nawet przy tak przytłumionych zmysłach widok Klary, wyłaniającej się z okupowanej przez długie godziny łazienki, wywołał u niej wstrząs.
- O Boże! – jęknęła Beata. – Coś ty z siebie zrobiła?
Mysie włosy Klary przybrały barwę żółtego moczu.
- Nieładnie? – z rozpaczą zapytała nowa blondynka, przerażona reakcją siostry.
- W sumie nie jest tak źle – zaczęła ją szybko pocieszać Beata. – To jest farba zmywalna? – zapytała z nadzieją w głosie.
-Nie. Zafarbowałam je na trwałe – Klara wlepiła oczy w siostrę, błagając ją wzrokiem o pozytywniejszą wzmiankę na temat nowego koloru.
-Na razie musi zostać, jak jest – bezlitośnie podsumowała Beata. – Nie możesz kolejny raz nałożyć farby, bo spaliłabyś włosy. Musisz odczekać jakieś dwa tygodnie.
Klara pobiegła do swojego kąta i przeleżała długie godziny na swoim składanym łóżku, szlochając w poduszkę.
Tak bardzo pragnęła wyglądać ładnie, gdy pierwszy raz zobaczy Piotra. Teraz będzie musiała ukrywać się przez dwa tygodnie.
- Może nie iść do pracy? – pojawiła się natrętna myśl.
Jednak wprowadzona przez Patrycję w realia życia fabryki wiedziała, że nie może sobie pozwolić na zwolnienie lekarskie. Dopiero co została przyjęta po próbnym tygodniu. Brygadzistki nie tolerowały chorych i po powrocie szykowały im gehennę na linii produkcyjnej. Trudno też było dostać dzień urlopu. Wszyscy pracownicy dostawali dwa tygodnie wolnego w lipcu i wtedy fabryka była zamknięta.
Klara płakała więc także przez całą niedzielę.
W poniedziałek zarzuciła na włosy chustę, pożyczoną od Beaty i powlokła się niechętnie do pracy.
Przez pierwsze trzy godziny garbiła się nad swoim stanowiskiem pracy. Części dzianin przybierały w jej rękach tak fantazyjne kształty, że brygadzistka stanęła w końcu nad nią i zaczęła wrzeszczeć na całą halę:
- Co to ma być! Ty pracować nie umiesz! Zacznij się bardziej starać, albo pójdziesz do domu! Co ty robisz z tymi swetrami! I nie śpij! Wyglądasz, jakbyś miała zasnąć!
Klara skuliła się. Znalazła się teraz w centrum uwagi wszystkich, do których dotarł krzyk brygadzistki. A głos ten był bardzo donośny.
Na przerwie wszyscy zaczęli ją pocieszać.
- Po co ta głupia baba znowu wrzeszczy? Pewnie jej mąż w nocy tylko spał i teraz wyżywa się na innych – komentowali mężczyźni.
- ładny masz ten nowy kolor włosów – usłyszała nagle Klara.
Momentalnie zapomniała o całym zajściu i z wdzięcznością spojrzała na Zbyszka. Był to mężczyzna średniego wzrostu, bardzo dobrze umięśniony. Pod fartuchem kryły się więzienne tatuaże, ale o ich istnieniu mało kto wiedział. Zbyszek miał wadę wzroku, której nie korygował, gdyż okulary uważał za dobre dla mięczaków, a szkła soczewek zgubił na ostatniej imprezie.
- Naprawdę? – Klara wlepiła w niego spojrzenie swoich niebieskich oczu.
- Naprawdę – uśmiechnął się Zbyszek, patrząc na niewyraźne plamy, stanowiące twarz Klary.
Podniesiona na duchu komplementem, z dumą nosiła swoje żółte włosy przez następne dwa miesiące.
- Znalazłam dla ciebie fajny odcień – zasugerowała w końcu zmianę koloru Patrycja. – Masz już odrosty – kontynuowała, spoglądając na wielką katastrofę na głowie Klary.
Klara zgodziła się głównie dlatego, że Patrycja zaproponowała jej pomoc w nałożeniu farby. Wizyta koleżanki spotkała się z dużym zainteresowaniem ze strony siostrzeńców. Każdą wypowiedź Patrycji kwitowali głośnym rechotem, co w ich mniemaniu oznaczało prowadzenie konwersacji.
Dobrej jakości farba zrobiła swoje i Klara stała się platynową blondynką.
- Faktycznie ta farba lepiej wygląda – przyznała, wyobrażając sobie reakcję Piotra. Do tej pory wciąż go nie spotkała. Zwizualizowała sobie już całą jego postać, polubiła jego charakter i tęskniła za nim, jak za starym znajomym.
- Podobno załatwia jakieś interesy za granicą – kwitowała jego nieobecność Patrycja. – Może wydepilujemy ci brwi? – zmieniała temat. – Naturalne kształty brwi są niemodne i postarzają – argumentowała.
- Słyszałam, że najlepsza jest naturalność – broniła zawzięcie swoich krzaczastych łuków brwiowych Klara.
- Może zaczęłabyś się malować? – nie poddawała się Patrycja.
- Makijaż szybko postarza skórę i robią się zmarszczki – oponowała Klara.
Wkrótce po zmianie koloru włosów na platynowy blond wybrały się razem na dyskotekę.
Klara założyła bawełnianą koszulkę z długim rękawem, gdyż było zimno oraz dżinsy z białym nadrukiem zygzaków.
Wokół przewijały się tłumy blondynek z ostrym makijażem i w kusym odzieniu oraz mnóstwo wyżelowanych nastolatków płci męskiej.
- Chyba jestem za stara na dyskoteki – skwitowała Klara, sącząc coca colę.
Patrycja nie odpowiedziała, lekko sfrustrowana. Siedziały przy stoliku już godzinę i do tej pory nikt nie poprosił jej do tańca. W końcu siłą wyciągnęła Klarę na środek parkietu i zaczęły tańczyć. Patrycja kręciła biodrami, opuszczając ciało wzdłuż wyimaginowanej rury, ale jej wysiłki były daremne. Towarzystwo Klary, beznamiętnie przestępującej z nogi na nogę, z opuszczonymi bezwładnie rękoma, skutecznie odstraszało ewentualnych adoratorów.
- Już późno. Spać mi się chce – stwierdziła po godzinie Klara.
Zebrały swoje rzeczy i opuściły gwarny lokal.
Klara już od dłuższego czasu zastanawiała się, jak zbliżyć się do Piotra. Szanse na to, że podejdzie do niej na hali i zacznie z nią rozmawiać, wydawały się jej nikłe.
Postanowiła zapisać się na kurs sekretarski.
W trakcie zajęć, które odbywały się wieczorami, skrzętnie zapisywała bruliony notatkami o obiegu dokumentów w firmie. Jeden z zeszytów w całości poświęcony był czynności odbierania telefonów.
Podpatrując styl ubierania się pracownicy szkoły, w której odbywał się kurs, zaopatrzyła się w pomarańczowy żakiet, ozdobiony sztucznym kwiatem oraz kilka koszulowych bluzek, które kupiła od Chinek na bazarze.
Po kilku tygodniach odebrała świadectwo ukończenia kursu z wynikiem bardzo dobrym.
Wykładowca był nieco zażenowany, kiedy odpowiadając na jego pytania na egzaminie Klara cytowała podręcznik, podając przy tym numery stron, na których znajdowały się żądane informacje. Wszyscy absolwenci kursu otrzymywali jednak wysokie oceny, ze względu na wyłożone na kurs pieniądze.
- No proszę! – skwitowała Beata, która o kursie dowiedziała się, gdy już leżał przed nią certyfikat Klary. – Nie wiedziałam, że jesteś taka ambitna – dziwiła się.
Następnego dnia Klara szybko zdjęła fartuch na przerwie śniadaniowej. Ubrana w pomarańczowy żakiet, czerwoną bluzkę i niebieskie spodnie truchtem pobiegła do działu kadr.
Stanowisko sekretarki zdecydowanie nie było oblegane w tej firmie. Wśród ewentualnych kandydatek krążyły mrożące krew w żyłach informacje o cholerycznym zachowaniu członków zarządu firmy. Pensja – najniższa krajowa, także nie zachęcała do składania papierów. Wszystkie dotychczasowe sekretarki po kilku tygodniach pracy przynosiły zwolnienie od psychiatry, poświadczające stan głębokiej depresji, po czym szły na urlop zdrowotny.
- Ma pani dzisiaj szczęście – uśmiechnęła się krzywo do Klary kadrowa. – Właśnie potrzebujemy kogoś na zastępstwo. Nasza sekretarka jest na urlopie. Może pani zacząć od jutra.
- Przyjęli cię? – z niedowierzaniem spytała Patrycja, kończąc jeść śniadanie. – Chyba też się zapiszę na jakiś kurs. W tej fabryce nie ma przyszłości – stwierdziła.
Klara została sekretarką dyrektora fabryki. Oprócz sekretarki dyrektor zatrudniał asystentkę, która wykonywała lwią część sekretarskich obowiązków.
Klara już w pierwszy dzień odczuła zmianę stanowiska pracy. Mogła dłużej pospać, gdyż teraz zaczynała pracę o godzinie ósmej, a nie, jak dotychczas, o siódmej. Poza tym mogła całemu światu pokazać swój pomarańczowy żakiet, gdyż nikt już nie zmuszał jej do noszenia szarego fartucha.
Klara odetchnęła z ulgą, gdy pierwszego dnia jej nowej pracy okazało się, że dyrektor wyjechał w interesach razem z asystentką. Zasiadła za biurkiem i przysłuchiwała się kadrowej, która starała się pobieżnie zapoznać ją z zakresem obowiązków. Klara robiła szczegółowe notatki. Po odejściu kadrowej zabrała się za segregowanie poczty, która przyszła tego dnia. Otwierała każdy list i w specjalnym brulionie wpisywała temat pisma oraz adres nadawcy. Po skończeniu tego zadania odniosła przygotowaną pocztę na biurko dyrektora.
Wtedy zadzwonił telefon. Klara truchtem wróciła za swoje biurko i zastygła z ręką uniesioną nad słuchawka.
- A może nie odbierać? Dyrektora i tak nie ma w biurze. Po co więc odbierać? – zaczęła wymyślać preteksty, żeby odroczyć tę rozmowę telefoniczną.
Po kilkunastu dzwonkach telefon umilkł.
Klara odetchnęła z ulgą. Zapiszczał faks i z maszyny zaczęła wysuwać się zadrukowana kartka. Przyglądała się, zafascynowana. Do tej pory znała działanie tego urządzenia tylko w teorii. Kiedy maszyna zapiszczała ponownie, wyciągnęła wydruk. Odnalazła brulion, w którym wpisywano wszystkie telefonogramy. Była zadowolona z siebie. Jak dotąd wszystko szło jej sprawnie. Nie zdawała sobie sprawy z popełnianych błędów. Treść faksu dotyczyła szczegółów zamówienia, Klara w temacie wpisała oferta. Nikt się owymi brulionami specjalnie nie interesował, toteż niedociągnięcia Klary długo mogły pozostać niewykryte.
Ponownie zadzwonił telefon. Klara, podbudowana swoim dotychczasowym powodzeniem w spełnianiu obowiązków służbowych, pewnie odebrała telefon.
- Sekretariat! – krzyknęła.
W słuchawce panowała cisza.
- Sekretariat – powtórzyła niepewnym głosem.
- Cześć kochanie! – usłyszała nagle głos, który wydał się jej znajomy. – Umówisz się ze mną dzisiaj? Bardzo się stęskniłem…
-Co? – zdziwiła się Klara.
- Umów się ze mną – błagał ją męski głos. – Nie mogę bez ciebie wytrzymać…
- Pomyłka – odpowiedziała Klara i odłożyła słuchawkę. Była zawiedziona. Zdecydowanie inaczej wyobrażała sobie treść pierwszej rozmowy telefonicznej w nowej pracy.
Zabrała się za pocztę wychodzącą. Starannie kaligrafowała na kopercie dane adresata i wpychała do środka poskładane kartki. Często do jednej koperty wkładała dwa różne listy. Wysłała także kilka niepodpisanych jeszcze przez dyrektora pism. Nie zdawała sobie sprawy z popełnianych błędów i pilnie pracowała, zadowolona, że wszystko idzie jej sprawnie.
Telefon zadzwonił w momencie, gdy do tekstu oferty handlowej załączała druk pozwu sądowego.
- Sekretariat – krzyknęła do słuchawki.
- Good morning. I would like to talk with your chairman – usłyszała.
- Nie mówię po niemiecku – odpowiedziała po chwili milczenia.
- Pardon? – zdziwił się rozmówca.
- Nie mówię po niemiecku. Do widzenia – odłożyła słuchawkę.
Spocona z emocji siedziała bez ruchu przez pół godziny. Nie znała żadnego języka obcego. Chodziła przez wiele lat na lekcje języka angielskiego. Jednak jej nauczycielki posiadały tak specyficzny akcent, że z powodzeniem mogły grać role Rosjanek w filmach.
W kontakcie z rodowitym Brytyjczykiem Klara słyszała tylko dziwny bełkot. Dlatego wzięła rozmówcę za Niemca.
- A jeśli on znowu zadzwoni?- z przerażeniem wpatrywała się w telefon. Po chwili lekko odłożyła słuchawkę, tak aby nikt nie mógł połączyć się z sekretariatem. Odetchnęła z ulgą i dalej siała pogrom w stercie listów.
Dodane po 1 minutach:
Zapomnialam zaznaczyć, że to fragment powiści lub dłuzszego opowiadania.
2
Witam!
Huh! Dałem radę, co mi się rzadko zdarza...
Właściwie, to nie wiem, co myśleć. Styl jest taki... szkolny, jakbym siedział przed biurkiem i słuchał czyjegoś opisu: po lewej leży telefen, trzy centymetry obok dwie kartki papieru, po środku dwa długopisy, a krzesło jest koloru zielonego, yszzzz, NIE! Styl masz techniczny, jednostajny, twardy wręcz no i nakłada się brak pomysłu, takie zwykłe, szare romansidło :( Dziewczynka ze wsi jedzie do miasta, gdzie spotyka swoją miłość, a jeśli nie spotyka, to cały czas o niej marzy. Nie chcę Cię odstręczać od dalszego pisania, przeciwnie, jeśli temat Ci leży, to ciągnij go! Tylko jedno, nie widzę tu wyobraźni, tej finezji, dodaj Perwol, niech sweterki Klary będą miękkie i puszyste... nie siedzę w temacie, romansidła omijam międzygalaktyczną obwodnicą, aczkolwiek, że pracuję w księgarni, to i miałem kilka w ręce => TWóJ POMYSł TO NIC NOWEGO!!! (przynajmniej jak na razie)
To ostatnie zdanie "... i dalej siała pogrom w stercie listów" o to chodzi! Nie, że wróciła do segregowania listów, że zaczęła je układać alfabetycznie, ale siała w nich pogrom! to jest to, czego mi w tym tekście brakowało.
.
.
.
I masz u mnie wielkiego minusa za połączenie dresów z bejsbolami i hip-hopem. Sam słucham zdecydowanie innej muzyki, ale dobry, prawdziwy hip-hop jest mi bliski. Znam sporo ludzi, którzy siedzą w tym klimacie i ani jednego nie widziałem z kijem! Wiem, czepiam się, ale musiałem to zaznaczyć. Dres + pała, ok, ale że wrzuciłaś tu jeszcze tę muzykę? Za przeproszeniem, ale jakiś pieprzony stereotyp! Nie zgadzam!
Naprawdę nie zarzucaj dalszego wgłębiania się w temat, tylko coś daj świeżego
Huh! Dałem radę, co mi się rzadko zdarza...
Właściwie, to nie wiem, co myśleć. Styl jest taki... szkolny, jakbym siedział przed biurkiem i słuchał czyjegoś opisu: po lewej leży telefen, trzy centymetry obok dwie kartki papieru, po środku dwa długopisy, a krzesło jest koloru zielonego, yszzzz, NIE! Styl masz techniczny, jednostajny, twardy wręcz no i nakłada się brak pomysłu, takie zwykłe, szare romansidło :( Dziewczynka ze wsi jedzie do miasta, gdzie spotyka swoją miłość, a jeśli nie spotyka, to cały czas o niej marzy. Nie chcę Cię odstręczać od dalszego pisania, przeciwnie, jeśli temat Ci leży, to ciągnij go! Tylko jedno, nie widzę tu wyobraźni, tej finezji, dodaj Perwol, niech sweterki Klary będą miękkie i puszyste... nie siedzę w temacie, romansidła omijam międzygalaktyczną obwodnicą, aczkolwiek, że pracuję w księgarni, to i miałem kilka w ręce => TWóJ POMYSł TO NIC NOWEGO!!! (przynajmniej jak na razie)
To ostatnie zdanie "... i dalej siała pogrom w stercie listów" o to chodzi! Nie, że wróciła do segregowania listów, że zaczęła je układać alfabetycznie, ale siała w nich pogrom! to jest to, czego mi w tym tekście brakowało.
.
.
.
I masz u mnie wielkiego minusa za połączenie dresów z bejsbolami i hip-hopem. Sam słucham zdecydowanie innej muzyki, ale dobry, prawdziwy hip-hop jest mi bliski. Znam sporo ludzi, którzy siedzą w tym klimacie i ani jednego nie widziałem z kijem! Wiem, czepiam się, ale musiałem to zaznaczyć. Dres + pała, ok, ale że wrzuciłaś tu jeszcze tę muzykę? Za przeproszeniem, ale jakiś pieprzony stereotyp! Nie zgadzam!
Naprawdę nie zarzucaj dalszego wgłębiania się w temat, tylko coś daj świeżego

"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit
4
Czyli jednostajność, wszechobecna nuda, nijaka bohaterka i historia, która w żaden sposób nie intryguje i nie wciąga, to Twój przepis na sukces? Zatem nie wróżę Ci kariery na tej płaszczyźnie
. Jak Klara swetrów nie wypierze, to się jej zaśmierdzą, zszarzeją i zleją z otoczeniem. Nikt jej wtedy nie zauważy, ba, będzie unikał jej bolesnej typowości. Przemyśl tekst jeszcze raz, zwracając szczególnąuwagę na bohaterkę (ja wiem, im normalniejsza, tym lepiej się z nią utożsamić, ale brakuje jej szaleństwa, cech nakreślonych grubą kreską). Przydało by się urozmaicić styl, bo jak już napisał Mazer, jest bardzo "szkolny".
Pozdrawiam.

Pozdrawiam.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.
I'd like to learn how to play irish melody on flute.
"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"
I'd like to learn how to play irish melody on flute.
"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"
6
A kto będzie chciał czytać o kimś takim? Te beznadziejne jednostki szukają jakiejś odskoczni, a "normalni" nie zwracają na te bezosobowościowe uwagi
.

These dreams in which I'm dying are the best I ever have.
I'd like to learn how to play irish melody on flute.
"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"
I'd like to learn how to play irish melody on flute.
"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"
8
Tak, udało Ci się to, zdecydowanie, tylko widzisz, samo stworzenie postaci, jakiejkolwiek, to tylko początek drogi. Sukces w głównej mierze, to styl! A u Ciebie styl jest monotonny, dokładnie taki, jak Klara. Tu nie chodzi o to, że postać jest nudna, ale sposób jej przedstawienia. Może kogoś ciekawego wprowadź, jakiś epizodzik szalony? Coś, co ubarwi, doda smaczku, a nie wpłynie na główną akcję. Przyszło mi nawet do głowy, żeby kuzyn koleżanki, który pocałował Klarę okazał się tym tajemniczym Piotrem. Nie wiem, jakieś zakrecenie niech stanie.Moim zamiarem było stworzenie nijakiej postaci bez osobowości.
Pozdr. i życzę wytrwałości

"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit
10
Nadużywasz słowa mroczny.
Bohaterka jest skonstruowana tak, że nie mam do niej stosunku emocjonalnego ani intelektualnego. Jej portret jest bardzo niekonsekwentny: najpierw wmawiasz mi, że jest nijaka, potem, że to straszny brzydal, potem że właściwie potrzebuje tylko drobnych poprawek w stylu farba do włosów i może coś z niej będzie...
Na wsi nie była wystarczająco dobra do tego, żeby pracować w podrzędnym sklepie odzieżowym (w co nie wierzę kompletnie) a potem nieźle sobie radzi w fabryce pnąc się intensywnie po szczeblach kariery w amerykańskim stylu od taśmy po sekretarkę prezesa?
Próbujesz pokazać kilka obserwacji społecznych, obyczajowych, ale nie przekonałam się w stu procentach, że wiesz o czym mówisz. Raczej, że mówisz, co wiesz.
Pomysł: Brzydula. Seriale nie są najlepszą kopalnią pomysłów i inspiracji.
Styl: trzeba nad nim pracować. Piszesz całkiem nieźle, ale posługujesz się wyświechtanymi zwrotami, miałkimi dowcipami i scenkami, które nie mówią mi nic nowego o świecie, poza tym, że moje doświadczenie życiowe podpowiada mi czasem, że nie jest tak, jak piszesz. Ale nie o to chodzi. Pisarz nie musi pisać tak jak jest lub może być - musi pisać tak, żeby się chciało czytać.
Niektóre rzeczy są bardzo dobre, ale natychmiast je sabotujesz, nie wiem czemu? Na przykład końcówka:

Trzeba wiedzieć, kiedy postawić kropkę.
Urwać, nie mówiąc i nie tłumacząc wszystkiego.
Czytelnik to doceni.
Wbrew pozorom opowiadanie o zwykłych ludziach, z pozoru (!) nudnych, bezbarwnych i nijakich jest o wiele większym wyzwaniem i przynosi o wiele bardziej spektakularne sukcesy niż pisanie o pięknych, młodych i bogatych. Ale trzeba choć troszkę lubić bohatera. Dać mu szansę, żeby Czytelnik też go polubił.
Nie rozumiem Twojego oświadczenia:
1/ Chcesz pisać o rzeczach, o których nikt nie czyta. Czyli tworzysz sztukę dla sztuki. Pomija się zatem z celem publikowanie takich tekstów tu czy gdziekolwiek indziej.
2/ Nie znasz ludzi.
Nikt nie jest jednowymiarowy. Umiejętność obserwacji, patrzenia, słuchania, rozumienia, ciekawość i życzliwość sprawi, że zrozumiesz, że najciekawsze historie kryją się tam, gdzie wydaje się być tylko bezbarwność, nuda i nijakość. Czasem za takim nijactwem kryją się życiowe dramaty i zbrodnie.
Twoje oświadczenia sprawia, że przestaję Ci ufać jako pisarzowi.
3/ Swoim oświadczeniem wyprowadzasz mnie w pole, oszukujesz świadomie, bo przecież Twoja bohaterka nie jest taka nijaka, jak próbujesz mi wmówić.
Ale nie będę wyświadczać Ci teraz przysługi i pisać, co w niej widzę.
Bo może ja widzę więcej, niż Ty, Autor. I to by było już bardzo niepokojące.
Pozdrawiam
Bohaterka jest skonstruowana tak, że nie mam do niej stosunku emocjonalnego ani intelektualnego. Jej portret jest bardzo niekonsekwentny: najpierw wmawiasz mi, że jest nijaka, potem, że to straszny brzydal, potem że właściwie potrzebuje tylko drobnych poprawek w stylu farba do włosów i może coś z niej będzie...
Na wsi nie była wystarczająco dobra do tego, żeby pracować w podrzędnym sklepie odzieżowym (w co nie wierzę kompletnie) a potem nieźle sobie radzi w fabryce pnąc się intensywnie po szczeblach kariery w amerykańskim stylu od taśmy po sekretarkę prezesa?
Próbujesz pokazać kilka obserwacji społecznych, obyczajowych, ale nie przekonałam się w stu procentach, że wiesz o czym mówisz. Raczej, że mówisz, co wiesz.
Pomysł: Brzydula. Seriale nie są najlepszą kopalnią pomysłów i inspiracji.
Styl: trzeba nad nim pracować. Piszesz całkiem nieźle, ale posługujesz się wyświechtanymi zwrotami, miałkimi dowcipami i scenkami, które nie mówią mi nic nowego o świecie, poza tym, że moje doświadczenie życiowe podpowiada mi czasem, że nie jest tak, jak piszesz. Ale nie o to chodzi. Pisarz nie musi pisać tak jak jest lub może być - musi pisać tak, żeby się chciało czytać.
Niektóre rzeczy są bardzo dobre, ale natychmiast je sabotujesz, nie wiem czemu? Na przykład końcówka:
Zabawna scenka. Prawdopodobna, wbrew pozorom, niestety- Sekretariat – krzyknęła do słuchawki.
- Good morning. I would like to talk with your chairman – usłyszała.
- Nie mówię po niemiecku – odpowiedziała po chwili milczenia.
- Pardon? – zdziwił się rozmówca.
- Nie mówię po niemiecku. Do widzenia – odłożyła słuchawkę.

Tym tekstem popełniasz harakiri, bo wyjaśniasz puentę, jakby Czytelnik był niezdolny do samodzielnego myślenia i zrozumienia w sumie niezbyt wyrafinowanego żartu.W kontakcie z rodowitym Brytyjczykiem Klara słyszała tylko dziwny bełkot. Dlatego wzięła rozmówcę za Niemca.
Trzeba wiedzieć, kiedy postawić kropkę.
Urwać, nie mówiąc i nie tłumacząc wszystkiego.
Czytelnik to doceni.
Wbrew pozorom opowiadanie o zwykłych ludziach, z pozoru (!) nudnych, bezbarwnych i nijakich jest o wiele większym wyzwaniem i przynosi o wiele bardziej spektakularne sukcesy niż pisanie o pięknych, młodych i bogatych. Ale trzeba choć troszkę lubić bohatera. Dać mu szansę, żeby Czytelnik też go polubił.
Nie rozumiem Twojego oświadczenia:
Mam kilka wytłumaczeń:Moim zamiarem było stworzenie nijakiej postaci bez osobowości. Takie osoby też funkcjonują w naszym społeczeństwie.
1/ Chcesz pisać o rzeczach, o których nikt nie czyta. Czyli tworzysz sztukę dla sztuki. Pomija się zatem z celem publikowanie takich tekstów tu czy gdziekolwiek indziej.
2/ Nie znasz ludzi.
Nikt nie jest jednowymiarowy. Umiejętność obserwacji, patrzenia, słuchania, rozumienia, ciekawość i życzliwość sprawi, że zrozumiesz, że najciekawsze historie kryją się tam, gdzie wydaje się być tylko bezbarwność, nuda i nijakość. Czasem za takim nijactwem kryją się życiowe dramaty i zbrodnie.
Twoje oświadczenia sprawia, że przestaję Ci ufać jako pisarzowi.
3/ Swoim oświadczeniem wyprowadzasz mnie w pole, oszukujesz świadomie, bo przecież Twoja bohaterka nie jest taka nijaka, jak próbujesz mi wmówić.
Ale nie będę wyświadczać Ci teraz przysługi i pisać, co w niej widzę.
Bo może ja widzę więcej, niż Ty, Autor. I to by było już bardzo niepokojące.
Pozdrawiam
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
11
Tekst przeczytałem jakiś czas temu, ale nie miałem czasu na skomentowanie. Wiele ze spostrzeżeń zdążyło już wyparować, więc będę się streszczał. Poza tym Zuz sporo napisała.
Bohaterka jest tak nijaka, że aż odrzuca od czytania. Jako czytelnik nie chcę czytać o kimś kto nie jest wart uwagi. Ona jest bardziej szara od najbardziej szarego człowieka.
Przez całe opowiadanie czułem znudzenie. Piszesz w sposób flegmatyczny. Powiedziałbym, że za spokojny, ale to byłoby za mało. Momentami wydaje się, że autor czuł obrzydzenie pisząc to opowiadanie. Z tekstu nie płyną emocje. Przez to jest strasznie nudny.
Nic to. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Niestety. Tekst nijak, podobnie jak bohaterkai. A szkoda.
Bohaterka jest tak nijaka, że aż odrzuca od czytania. Jako czytelnik nie chcę czytać o kimś kto nie jest wart uwagi. Ona jest bardziej szara od najbardziej szarego człowieka.
Przez całe opowiadanie czułem znudzenie. Piszesz w sposób flegmatyczny. Powiedziałbym, że za spokojny, ale to byłoby za mało. Momentami wydaje się, że autor czuł obrzydzenie pisząc to opowiadanie. Z tekstu nie płyną emocje. Przez to jest strasznie nudny.
Nic to. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Niestety. Tekst nijak, podobnie jak bohaterkai. A szkoda.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.