
Niedziela. Godzina 11:23
Głośny dźwięk budzika, zbudził go ze snu. Powoli otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju. Jedną ręką przetarł całą twarz. Po krótkiej chwili ziewnął i rozciągnął ciało jak kot. Zaspanym jeszcze wzrokiem, spojrzał na zegarek wiszący na ścianie.
- Cholera. – Powiedział, raz jeszcze przecierając twarz ręką. Zerknął na swoją stopę, która wystawała z pod kołdry. Poruszył nią, raz w lewo, raz w prawo. Przez chwilę zastanawiał się, po co właściwie to zrobił. Następnie jednym zwinnym ruchem, odkrył swoje ciało zrzucając kołdrę na podłogę.
- Kurwa! – Zaklął, bo przypomniał sobie, że dzień wcześniej miał odkurzyć dywan. – Niech to szlag. Cała brudna… - Wstał z łóżka i podniósł zrzuconą pościel. Ułożył ją na kanapie najstaranniej jak tylko potrafił. Spojrzał na smugi kurzu i powiedział:
- Prezent od matki. Ehh… - Odwrócił się w stronę biurka i zrobił trzy kroki. Nie zdążył zrobić czwartego, ponieważ poczuł ból w lewej stopie i zaczął krzyczeć. Kiedy się opanował, podniósł stopę i popatrzał na nią. Krople krwi opadały na brudny dywan, wsiąkając w niego niesamowicie szybko. Znów zaklął. Po chwili jego uwagę przykuło opakowanie chusteczek higienicznych. Skacząc na jednej nodze, podszedł do biurka. Oparł rękę na blacie a drugą sięgnął po chusteczki. Kiedy już miał zamiar obrócić się w kierunku łóżka, poczuł, że zaraz zwymiotuje. Odczucie to coraz bardziej się nasilało. W jego żołądku toczyła się wojna pomiędzy wczorajszą kolacją a wódką. Na kompromis nie trzeba było długo czekać. Zmieszana pizza z alkoholem, wylądowała na podłodze. Upadł na kolana i zaczął kaszleć. Kiedy poczuł się lepiej, wyciągnął jedną chustkę i przetarł sobie zarzygane usta. Usiadł na podłodze i wyciągnął sobie kawałek szkła ze stopy. Wytarł ją brudną chusteczką.
- No pięknie. Co to za szkło? Skąd ja… No tak. – Przypomniał sobie fragment wieczornej imprezy. Gra w butelkę, pijane dziewczyny i on. Nie gorzej pijany niż one.
Sobota. Godzina 21:32
- Maks! Kup jeszcze…
- Tak wiem. To twoje ulubione.
- Wiedziałam, że nie zapomnisz.
- ślicznotko, dobrze wiesz, że nigdy nie zapomnę, co lubisz najbardziej. – Piękna dziewczyna o jasnych włosach, uśmiechnęła się do niego i odpowiedziała mu figlarnym gestem.
- To oczko rozumiem do czegoś zobowiązuje? – Zapytał Maks z nadzieją na pozytywną dla niego odpowiedzią. Jednak dziewczyna przemilczała odpowiedź i mrużąc oczy, spojrzała na jego krocze. Po chwili uniosła wzrok i skierowała go wprost w oczy chłopaka. Maks zrozumiał niemą aluzję. Więc odwrócił się i ruszył w kierunku sklepu monopolowego. Po drodze myślał tylko o ślicznotce, którą prawdopodobnie przeleci. Wyobrażał sobie jak jej śliskie od potu ciało, przylega do niego. Dłonie wędrowały po jędrnych piersiach, język pieścił smukłą szyję. Dziewczyna oplotła jego biodra swoimi długimi nogami a on wszedł w nią jednym, gładkim ruchem. Co podać? Proszę pana, co podać?!
- Co?
- Panie, do jasnej cholery! Pan tu kolejkę robi. Kupuje pan czy przyszedł pan sobie postać?
- Cholera. Zamyśliłem się. Przepraszam.
- Dobra, kupuje pan coś? Szlag mnie trafi zaraz. Z takimi jak pan to…
- Już, już. Wódkę i sok pomarańczowy.
- Jaką wódkę?
- Tą litrową, najtańszą. O dokładnie tam stoi. – Wskazał palcem butelkę i zmarszczył czoło, udając, że obchodzi go, co będzie pił.
- A sok, jaki?
- No pomarańczowy. Mówiłem.
- A tak, tak. Faktycznie. To wszystko?
- Nie. Jeszcze paczkę papierosów. Albo nie. Dwie paczki.
- Które?
- Kurwa. Najtańsze!
- Po co te nerwy człowieku? Skąd mam wiedzieć, jakie palisz.
- Ja się nie denerwuję. Cholera, dziewczyna czeka, szybciej nie można podawać?
- Gdybyś ty młody człowieku…
- Kurwa mać! Dawaj te pierdolone…
- Czterdzieści dwa złote i… - Maks rzucił pięćdziesiątką i wyszedł ze sklepu. Reklamówka z zakupami obijała się o jego nogę. Chłopak szedł do domu tak szybko, że nie zauważył, kiedy z foliowej siatki wypadła jedna paczka papierosów. Kiedy doszedł do klatki schodowej, spojrzał na schody.
- Co za ludzie. Niczego nie uszanują, nawet wspólnej klatki schodowej! – Omijając czyjeś wymiociny, dotarł na drugie piętro i stanął przed drzwiami swojego mieszkania. Złapał za klamkę i otworzył drzwi. Wszedł ostrożnie, jakby obawiał się, że ktoś może go na czymś przyłapać. ściągnął buty i ruszył do swojego pokoju.
- Aśka, jesteś? Aśka…?
- Tu jestem! – Krzyknęła. Maks usłyszał odzew i odetchnął z ulgą. Odłożył reklamówkę na biurko i poszedł do toalety.
- Kiedy będzie reszta?
- Słucham?
- No, kiedy przyjdzie Nikita i jej koleżanka. Jak jej tam?.
- Myślałam, że ja ci w zupełności wystarczę.
- Oszalałaś? Przecież miała być impreza a nie randka we dwoje.
- Ja już wiem, o co ci chodzi. Zależy ci tylko na tym, żeby pieprzyć się z Nikitą!
- Aśka uspokój się. Przecież wiesz, że zależy mi na tobie. Tylko na tobie. Po za tym, Nikita wcale nie jest taka…
- Jasne. Widziałam jak patrzysz na jej tyłek i na jej cycki. Co, ja mam gorsze? Tak? To kurwa popatrz sobie i porównaj! – Dziewczyna zaczęła się rozbierać. Zdjęła swoją opinającą bluzeczkę, potem spodnie. Kiedy zaczęła ściągać stanik, Maks delikatnie acz pewnie, złapał dziewczynę za rękę.
- Co robisz? Co chcesz udowodnić?
- To, że mam lepsze ciało niż ona! – Aśka zaczęła płakać.
- Kochanie przestań. To nie ma sensu. Wiesz, kiedyś Nikita mi się podobała, ale teraz mam ciebie. To ciebie… - Chłopak spojrzał dziewczynie w oczy wciąż trzymając ją za rękę.
- No dokończ. Nigdy mi tego nie powiedziałeś. No? Słucham. Wiesz? Jesteś albo głupi albo jesteś tchórzem. Wiesz ilu facetów chętnie wyznałoby mi miłość? Wiesz?!
- To czemu jesteś teraz ze mną a nie z tymi facetami?
- Bo cię kocham idioto! Jesteś kretynem! I nie rzucaj moją ręką!
- Wkurwiłaś mnie. Wiesz, że to boli? Słowa też potrafią ranić.
- Tak? Ty robisz to ciągle. Ranisz mnie, co krok.
- Kocham cię! To chciałaś usłyszeć? Tak kurwa, kocham cię!
- Wypchaj się. – Aśka zaczęła się ubierać. Wciąż płacząc, szybkim krokiem wyszła z pokoju. Maks stał w miejscu. Usłyszał trzaśnięcie drzwiami i uświadomił sobie, że ona naprawdę wyszła. Zastanawiał się, które z nich było bardziej winne tej kłótni. Oficjalnie nie byli razem, jednak oboje wiedzieli, na czym to polegało. Wspólne wypady do kina, na imprezy. Seks...
Wyciągnął butelkę i papierosy.
- Kurwa mać!!! – Zauważył brak jednej paczki – Cholera… No dobra. – Poszedł do kuchni i przyniósł do pokoju kieliszki.
- No to moje zdrowie… - Myśl o samotnym wieczorze pogrążył jego żal. Chwycił za butelkę i zerknął na małe, szklane naczynka.
- Pieprzyć to! – Po trzech łykach, flaszka zmniejszyła swoją zawartość o połowę.
Sobota. Godzina 22:44
Lekko chwiejnym krokiem, Maks podszedł do stolika, na którym postawił wcześniej butelkę.
- Zawsze musisz być pusta, kiedy cię potrzebuję? Ty suko! I tak mi nie odpowiesz. Nigdy tego nie robisz. Cholera, nawet nie wiesz jak bardzo mam na ciebie ochotę. – Chłopak usłyszał dziwny dźwięk. Jakby ktoś dzwonił do drzwi. Spojrzał na butelkę ze zdziwieniem i zapytał:
- Zadzwoniłaś po koleżanki? – Dźwięk nie ustawał. W końcu chłopak podszedł do drzwi na przedpokoju. Oczy już nie funkcjonowały w stu procentach idealnie, więc Maks nie próbował nawet spojrzeć przez judasz. Głośnym aczkolwiek zachrypniętym głosem, zapytał:
- Kto?!
- Hej Maks. Otworzysz wreszcie? To my!
- Jakie wy?
- No Nikita i Olka. Miała być impreza, tak?
- Cholera. Myślałem, że was nie będzie. Aśka…
- Dobra moment. Otwórz najpierw, co? – Maks pociągnął za klamkę. Drzwi się nie otworzyły. Przez pijany umysł przeszła myśl, która podpowiedziała mu, że trzeba otworzyć zamek. Po chwili walki z zamkiem, wpuścił gości.
- No hej przystojniaku. Zobacz co mamy!
- Znowu wódka? Z sokiem?
- Oczywiście. O ale widzę, że ty już masz dobrze, co?
- Znaczy wiesz Ni… Nikita. Ja stoję jeszcze na nogach, więc impreza dopiero się zacznie.
- Spotkałyśmy Aśkę. Mówiła coś, że z wami koniec czy coś takiego.
- Hmm…
- No co? Co jej powiedziałeś? Dziewczyna płakała, więc to chyba coś poważnego?
- Nie no coś ty. Jest przewrażliwiona. Wiesz, o co poszło? Nie uwierzysz. O to, że ja… Nie czekaj. Ty, to znaczy my… Czekaj. A no tak! Zazdrosna jest. O ciebie Niki wiesz? Myśli, że… Z resztą nieistotne.
- Słucham? Jak to? Przecież nas nic nie łączy. Oprócz wspólnych imprez to…
- Powiedz to tej idiotce.
- Nie mów tak o niej.
- Właśnie, to najfajniejsza dziewczyna, jaką znam! – Krzyknęła dziewczyna stojąca obok Nikity. Trzymała reklamówkę z sokiem i alkoholem tak mocno, że ręce trzęsły jej się jak gdyby miała chorobę Parkinsona.
- Słuchaj – zaczął Maks – jesteś tutaj gościem. Więc z łaski swojej, odpierdol się ode mnie dobrze? Chryste. Dlacz… dlaczego nie mogę mieć spokoju, co? Ciągle tylko Aśka i Aśka. Może zapytacie, co u mnie, co? He? Nie? I tak wam powiem. Mam dosyć udawania pierdolonej miłości. Takie płytkie to jest. Wy… wypiłem sam. Tak. Sam. Nie znaczy to, że nie potrafię myśleć. Wiem, o co wam chodzi.
- Uspokój się Maks.
- Nikita, to ty się uspokój. Ja nigdy nie powiedziałem żadnej… Nikomu nie powiedziałem tych słów.
- Jakich słów?
- No tych. Wiesz. Co się miłość wyznaje.
- Kocham?
- A co? To takie proste myślisz? Myślisz tak?
- Myślę, że jesteś pijany.
- Zajebiście! Jestem i co? Powiedz mi, nie wymiguj się od odpowiedzi. Tak łatwo to powiedzieć? Wyznać komuś, że się go kocha?
- Tak. Jeśli się kogoś kocha naprawdę to…
- A tam pieprzysz. To, czemu… Czemu nie wyznałaś mi miłości? Wtedy, na parkingu? Co? Nie pamiętasz już tego pewnie. Tak. Po co pamiętać, prawda?
- Maks, to nie jest czas i miejsce na takie debaty a ty…
- A ja, co? No? Myślisz, że jestem nic nie wartym skurwysynem? Bo potraktowałem ją tak a nie inaczej?
- Nie. Nie myślę tak i dobrze o tym wiesz.
- Właśnie nie wiem. Nic już nie wiem.
- Olka, rozbierz się i usiądź na kanapie. Tak to te drzwi.
- Co? Ty nie wchodzisz?
- Wchodzę ale najpierw idziesz ze mną do łazienki.
- Po co?
- Zobaczysz. -