Wyruszyli niepewnie. Zwłaszcza On miał wątpliwości. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Było już późno, a przed nimi kawał drogi. Dobre 9 kilometrów. Rozglądał się uważnie, z niepokojem, wciągając głęboko powietrze. Byli sami. Jak okiem sięgnąć. Chyba którymś-tam zmysłem wychwytywał nadciągający, jeszcze niewidoczny, zmrok. Nurtowała go jedna myśl: czy Ona wytrzyma? Co mógł, z jej rzeczy przełożył do swojego plecaka. Ale jednak Ona coś i tak musi nieść na swych delikatnych i lekko schorowanych plecach. A jeszcze nowe, turystyczne buty...
A Ona? Z marsem na czole i zaciśniętymi ustami dawała świadectwo swej determinacji. Widać, że postanowiła: „dam radę”, „uda się”, „będzie dobrze”. Musi być!
Ostatnio naprawdę dużo przeszła. A cała ta wyprawa była zwariowana. I to od samego początku. On zaproponował jej wyjazd ledwie kilka dni temu. Nawet nie miała, tak naprawdę, czasu aby się nad tym wszystkim poważnie zastanowić. Jednak On potrafił dobrze dobrać argumenty. I to tak dobrze, że bez większego problemu przekonał całą jej rodzinę. Sama wiedziała, że On ma rację. Tragedia, rozgrywająca się praktycznie na jej oczach już drugi miesiąc, wysysała z niej siły. Mimo najlepszych starań, pomocy i zaangażowania nie mogła pomóc. A to dodatkowo ją podłamywało. Zresztą, dlatego właśnie On postanowił wywieźć ją w to urokliwe miejsce. Nawet tak krótki wypad w takie miejsca musi ją oczyścić, umocnić, odświeżyć. Tak mówił On. A Ona czuła, że On ma rację. I była mu bardzo wdzięczna...
Pierwsza tablica opisowa przy ścieżce dydaktycznej rozładowała atmosferę. Nagle, jedno przez drugie, zaczęło gadać o roślinach, które widzieli, zwierzętach, które mogli widzieć, wrażeniach z tych kilku kilometrów marszruty. Po drugiej stronie doliny, już po słowackiej stronie, otwierał się przepiękny widok. Zbocza żabiego, porośnięte dolnoreglowym lasem, lśniły w zachodzącym słońcu całą paletą barw. Między ciemnymi smreczynami, złociły się miodowo modrzewie. Były też widoczne pojedyncze, słomianożółte brzozy. Wrażenie potęgowały, z rzadka rozrzucone, purpurowe buki. Najbliżej nich skoruśniaki sypały na ziemię drobne, żółte liście. Wśród ich koralowych owoców uwijały się ostatnie tego dnia, drobne ptaki. Ona patrzyła z zachwytem. Jej jasne oczy rozświetlały ostatnie promienie jesiennego słońca. Wyglądała po prostu ślicznie...
Gdzieś przed nimi poderwała się z głośnym wrzaskiem, zaniepokojona gromadka orzechówek.
W zupełnie już innych nastrojach dotarli do Wodogrzmotów Mickiewicza. Tradycyjnie już zatrzymał się na moście, od strony Wielkiego Wodogrzmotu. Po chwili dołączyła Ona. W milczeniu podziwiali potężne, efektowne kaskady mas wody. Jesienne, stygnące po słonecznym dniu, powietrze tworzyło opary, które przyjmując najrozmaitsze kształty zakrywały , bądź uwypuklały detale wodospadu. Nawet zieleń nie była tu jednorodna. Innych barw też tu nie brakowało. Obojgu przypomniało się wrażenie jakie na nich wywarł kilka godzin temu krakowski kościół Mariacki. On był na to przygotowany, ale Ona... Tak jak On przewidział. Oczarowanie było całkowite. Wysokie, kolorowe wnętrze pełne rzeźb, monumentalnych nagrobków, kaplic i bocznych ołtarzy... I na to wszystko nakładająca się mozaika barw rozświetlonych słońcem witraży... I jeszcze ołtarz główny... A jeszcze On rozgadał się na temat tego co oglądali... A potem zabrał ją na wieżę... Wszystko było dla niej nowe, wspaniałe i ciekawe... Ale z ulgą przyjęła jego stwierdzenie, że resztę zobaczy innym razem... Ciekawił ją i Wawel i Kazimierz i Collegium Maius i zaułki o których tyle od niego słyszała. Ale czuła się słaba, zmęczona już. Widocznie On zauważył to i dlatego zmienił plany. Wiedziała, że chciał dla niej jak najlepiej...
Jak to się stało? Dopiero co z zachwytem wpatrywali się w przepiękny, unoszący wyjątkowo dużo wody, cud natury... Nagle ich usta spotkały się. Delikatnie i miękko. Dotyk jej ust podobny był do dotyku muślinu... Jemu pierwszemu zabrakło powietrza. Nie patrząc sobie w oczy ruszyli dalej. Ale teraz trzymali się za ręce.
Rozmowa nie kleiła się. Zawstydzenie zawisło nad nimi.
Wraz z pierwszymi nitkami mroku nadciągnęły, niewiadomo skąd, chmury. Zaczęła się górska siąpawica. Tym trudniej było prowadzić jakąkolwiek konwersację. On z żalem żegnał wzrokiem, znikające za chmurami Siedem Granatów. Tak już blisko... Na Włosienicy lało już solidnie.
Jednak pod żlebem żandarmerii musieli się zatrzymać. On nie byłby sobą, gdyby tu nic jej nie opowiedział. Zresztą Ona na takie opowieści liczyła. Chciała wiedzieć jak najwięcej. I żeby to właśnie On to opowiadał. O lawinach, ratownikach, przewodnikach i niedźwiedziach...
Gdy dochodzili do Zakrętu Ejsmonda, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rozdarła się powłoka chmur. W ostatnich blaskach dnia, jak na zamówienie, pokazały się osamotnione Rysy, majestatyczny mur Mięguszowieckich. Przez Przełęcz pod Chłopkim przewalały się jeszcze zwały chmur. Zza Szpiglasowej wychynął, oplątany jeszcze umykającymi strzępami mgieł, strzelisty łeb Mnicha. Po żlebach, na leżący już śnieg, kładły się głębokie cienie. Tylko najwyższe, szczytowe partie miały na sobie resztkę słonecznego dnia. Z każdą sekundą opadała w kotlinę górska noc. Na niebie błysnęły nieśmiało pierwsze gwiazdy...
Usłyszał tylko, jak Ona wciąga głęboko powietrze. Zwarli się ustami. To nie był już delikatny dotyk motyla. To była eksplozja. Zbyt wiele zebrało się myśli, słów powiedzianych i nie powiedzianych. Zbyt wiele niesamowitych, nigdy przez Nią nie widzianych widoków, wrażeń...
Z daleka, zza ostatniego przed schroniskiem zakrętu, dobiegły piskliwe tony skrzypiec. Ktoś ciął na góralską nutę. Po chwili pojawiła się samotna, niewysoka sylwetka. To Kazek wyszedł im na spotkanie, aby ułatwić trafienie po ciemku do schroniska. Szedł dalej grając, aż ujrzał dwie sylwetki.
A oni całowali się dalej...
2
Przejechałam tylko wzrokiem - potem może coś dopiszę.
Tymczasem mała uwaga - to nie jest opowiadanie( ha!
) - ja bym powiedziała, że to jest "scena" i to dobrze zrobiona scena.

Trochę masz dużo wielokropków, o_O których ja tak staram się nie nadużywać <nieodmiennie kojarzą mi się z szalonymi piętnastolatkami i "komencikami na blogaskach"
>
Jak już mówiłam, to dla mnie raczej scena, dobrze zarysowana.
Hmm nie jest to ciężkie i nie jest długie, więc czytało się ok. Tworzysz fajny klimat - to twoja mocna strona.
Wierzę natomiast, że wszyscy niezainteresowani obyczajem napiszą: nudne
. Nie martw się tym
Jeszcze im pokażemy, że obyczaj może być ciekawy 
Pozdrawiam serdecznie
Tymczasem mała uwaga - to nie jest opowiadanie( ha!

9 - słownieDobre 9 kilometrów.
do tego oddzielenia "jak okiem sięgnąć"(w sensie jako osobne zdanie) jakoś nie jestem przekonana.Byli sami. Jak okiem sięgnąć.
Tak mówił. -> to by wystarczyłoNawet tak krótki wypad w takie miejsca musi ją oczyścić, umocnić, odświeżyć. Tak mówił On. A Ona czuła, że On ma rację. I była mu bardzo wdzięczna...

Trochę masz dużo wielokropków, o_O których ja tak staram się nie nadużywać <nieodmiennie kojarzą mi się z szalonymi piętnastolatkami i "komencikami na blogaskach"

Jak już mówiłam, to dla mnie raczej scena, dobrze zarysowana.
Hmm nie jest to ciężkie i nie jest długie, więc czytało się ok. Tworzysz fajny klimat - to twoja mocna strona.
Wierzę natomiast, że wszyscy niezainteresowani obyczajem napiszą: nudne



Pozdrawiam serdecznie

"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
3
Trochę masz dużo wielokropków
Wielokropki miały uwypuklić niepewność nastroju, rwące się myśli, wątki... Faktycznie jest ich trochę, ale całkowicie zamiwrzone. trochę się martwię, bo w innych opowiadaniach(?!) też potrafi być ich sporo.
W każdym razie BARDZO dziękuję i pozdrawiam!
Wielokropki miały uwypuklić niepewność nastroju, rwące się myśli, wątki... Faktycznie jest ich trochę, ale całkowicie zamiwrzone. trochę się martwię, bo w innych opowiadaniach(?!) też potrafi być ich sporo.
W każdym razie BARDZO dziękuję i pozdrawiam!
Idę w góry cieszyć się życiem
4
"Arri chwali, Web dowali."
Tak śpiewali kiedyś beduini. Podobno czasem jeszcze im się zdarza.
Dobra jedziemy od początku. Ostrzegam, będę się czepiał. Lubię to, cóż począć?
"Jak okiem sięgnąć nie było śladu żywej duszy."
Może to dlatego, że spałem cztery godziny i czytam dzisiaj już siódmy tekst, ale tego zdania nie rozumiem. Znaczy rozumiem, ale nie wiem jaki dokładnie ma związek z poprzednimi. Przypomniało mu się, że jeszcze buty trzeba przełożyć do jego plecaka? Nie ważne, nie jest mi to potrzebne.
Kolejny minus według mnie to czasem zbyt krótkie zdania. I powtórzenia.
Nie wklejam więcej fragmentów jeszcze ktoś stwierdzi, że mam zły humor. Jest wręcz przeciwnie.
Nie mam nic przeciwko obyczajom. Czasem fajnie się je czyta. Jednak w tym przypadku wykonanie psuje wrażenia z czytania. Tekst nie zaciekawia, więcej w nim opisów przyrody niż akcji. Wiem, ona akurat nie jest głównym elementem, ale chciałbym żeby się coś tutaj działo. Może to wina krótkości fragmentu? Nie wiem.
Najwięcej psuje budowa zdań i ciągłe powtarzanie "On", "Ona". Gdybym nie był kulturalny użyłbym mocniejszego słowa na opisanie tego co czułem widząc, któryś raz z rzędu te wyrazy. Gdyby wykreślić przynajmniej połowę ich i zmienić budowę zdań, wydłużyć je nieco, opowiadanie byłoby o wiele lepsze według mnie.
Tak śpiewali kiedyś beduini. Podobno czasem jeszcze im się zdarza.
Dobra jedziemy od początku. Ostrzegam, będę się czepiał. Lubię to, cóż począć?
Czy wymienieni są bóstwami? Czy naprawdę wymagają zapisu z dużej litery? I to od początku do końca tekstu? Według mnie nie.On, Ona
Podobnie jak Arri uważam, że to nie powinno być oddzielone. W sumie to osobiście dodałbym coś jeszcze do tego, np.Rozglądał się uważnie, z niepokojem, wciągając głęboko powietrze. Byli sami. Jak okiem sięgnąć.
"Jak okiem sięgnąć nie było śladu żywej duszy."
Usunąłbym to "chyba". Narrator zna myśli "Onego", a nie wie czy na pewno, którymś ze zmysłów wyczuwał nadchodzący mrok. Dziwne trochę.Chyba którymś-tam zmysłem wychwytywał nadciągający, jeszcze niewidoczny, zmrok.
Brzydko to wygląda "ale jednak" albo dołącz to do wcześniejszego zdania albo usuń "ale".. Ale jednak Ona coś i tak musi nieść na swych delikatnych i lekko schorowanych plecach.
A jeszcze nowe, turystyczne buty...
Może to dlatego, że spałem cztery godziny i czytam dzisiaj już siódmy tekst, ale tego zdania nie rozumiem. Znaczy rozumiem, ale nie wiem jaki dokładnie ma związek z poprzednimi. Przypomniało mu się, że jeszcze buty trzeba przełożyć do jego plecaka? Nie ważne, nie jest mi to potrzebne.
Bardzo mi się nie podoba jedna rzecz u ciebie. Zaczynasz zdania od "A", "Ale". Brzydko to wygląda. śmiało można je połączyć z wcześniejszymi lub zacząć inaczej, bez tych spójników. Taka moja rada.A cała ta wyprawa była zwariowana
Kolejny minus według mnie to czasem zbyt krótkie zdania. I powtórzenia.
I Bóg wiedział, że było to dobre. Wybacz, ale takie zdania kojarzą mi się z kiczem.Tak mówił On. A Ona czuła, że On ma rację. I była mu bardzo wdzięczna...
Nie wklejam więcej fragmentów jeszcze ktoś stwierdzi, że mam zły humor. Jest wręcz przeciwnie.
Nie mam nic przeciwko obyczajom. Czasem fajnie się je czyta. Jednak w tym przypadku wykonanie psuje wrażenia z czytania. Tekst nie zaciekawia, więcej w nim opisów przyrody niż akcji. Wiem, ona akurat nie jest głównym elementem, ale chciałbym żeby się coś tutaj działo. Może to wina krótkości fragmentu? Nie wiem.
Najwięcej psuje budowa zdań i ciągłe powtarzanie "On", "Ona". Gdybym nie był kulturalny użyłbym mocniejszego słowa na opisanie tego co czułem widząc, któryś raz z rzędu te wyrazy. Gdyby wykreślić przynajmniej połowę ich i zmienić budowę zdań, wydłużyć je nieco, opowiadanie byłoby o wiele lepsze według mnie.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
5
Faktycznie, mogłem pisać on -ona z małej litery. Nie było dla mnie ważne, czy to Ania, Bolek, czy jeszcze inaczej. Pisałem z wielkiej litery, bo... (ups! znów wielokropek) znałem oboje bohaterów.
Nowe buty natomiast, miały takie znaczenie, że mogą stwarzać pewne problemy. Na nogach. Mogą poobcierać itp. Ona jest słabego zdrowia, przed nimi kawał drogi, do zmiarzchu co raz bliżej, więc facet mógł się obawiać komplikacji.
Pozdrowiam!
Nowe buty natomiast, miały takie znaczenie, że mogą stwarzać pewne problemy. Na nogach. Mogą poobcierać itp. Ona jest słabego zdrowia, przed nimi kawał drogi, do zmiarzchu co raz bliżej, więc facet mógł się obawiać komplikacji.
Pozdrowiam!
Idę w góry cieszyć się życiem