Gałąź. Słoneczko. Jedzonko! O, nie. Przed myślą... Madzia! Duże zło. Bo taka Madzia... Taka Madzia lepiej lata. Lata i lata. I je! Je Madzia. Pikut zawsze mówił, że Madzia je. To frunę. Frunę i frunę. Co by Madzię... Madzia więcej waży.
Spadłem gdzieś. Gdzieś pod kwiatek. Tu mnie nie znajdą. Jakaż buba. Płaczę sobie. Lubię. Czasem, jak Madzia zepchnie, trzeba. Niespokojnie oddycham. Góra, dół. Góra, dół. Faliszczo. Osz, kolacji nie będzie. Skrzydełko się zwichło. Pikut zwichnął ostatnio łapkę. A skrzydełko. Buba! To już Bubaka! Nie. Uderzam o trawę. Posiedzę.
Gałąź. Daleko! Słoneczko zaszło. Jedzonka nie ma. O, nie! W myślach ciągle... Madzia!
Enjoy!


Właściwie to już wiem, że eksperyment się nie udał, bo mój brat zrozumiał O_o. Ciężko tak pisać. Huh, wystąpić przeciwko automatyzmom...